- nowość
- W empik go
Demoniczny Mecenas - ebook
Demoniczny Mecenas - ebook
Młodziutka Clara poznaje przystojnego i porywczego Victora Hyde’a i od razu traci dla niego głowę. O dziwo, doświadczony i pewny siebie mecenas zdaje się podzielać tę fascynację. Znajomość ledwo się zawiązuje, a już się zrywa. Niespodziewanie mężczyzna dowiaduje się, że dziewczyna wychodzi za mąż. Czuje się zdradzony i oszukany. Nie mijają trzy lata, a Clara pojawia się w jego kancelarii, szukając pomocy. Victor jednak nie jest już tym samym mężczyzną co przed laty. Zgorzkniały i szorstki, nawet nie zamierza ukrywać, że traktuje Clarę jak wroga. Zgadza się jej pomóc, jednak cena której żąda, jest moralnie wątpliwa…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396576385 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Księgarnia „Tysiąca i jednej nocy”, Londyn, rok 1828
Victor Hyde, wysoki mężczyzna o nieco posępnym spojrzeniu wpatrywał się w śliczną, błękitną kokardę wpiętą w długie, połyskujące blond włosy. Stał w kolejce do księgarza za filigranową dziewczynką w falbaniastej sukni, która swobodnie gawędziła sobie z właścicielem sklepu. Odchrząknął, gdy usłyszał, jak zaczyna wypytywać go o zdrowie małżonki. Być może jej się nie spieszyło, ale on nie miał w zwyczaju marnowania swojego czasu. Kiedy zaczęła obracać się w jego stronę, Hyde przygotował się na jej onieśmielenie i przeprosiny.
Przyzwyczaił się do tego, że większość kobiet deprymował swoją nieprzystępną, nieco demoniczną aparycją. Już dawno przestał się tym przejmować. Był wyższy niż większość mężczyzn. Mocno zarysowana linia szczęki, w której odznaczał się jego upór, gęste, kruczoczarne włosy zaczesane starannie do tyłu i ciemne, przeszywające oczy już nie raz powodowały, że podczas sprawy sądowej oskarżony przyznawał się do winy. Z czasem zrozumiał, że to, co niezbyt pomagało mu w życiu prywatnym, okazywało się pomocne w zawodzie adwokata.
Już układał sobie w głowie odpowiedź na pospieszne przeprosiny, gdy nagle usłyszał coś zgoła zaskakującego:
– Nie widzi pan, że jest kolejka? – Słodka, jak mu się wcześniej wydawało, dziewczynka okazała się całkiem dojrzałą panną o przejrzystych, wręcz lazurowych oczach. Cała jej postać uosabiała męski ideał uległej, potulnej kobiety. Słodkie, różowe usta, długie rzęsy i jasne loki sprawiały wrażenie, że ma się do czynienia z głupiutką, uroczą i bardzo niewinną panienką.
Coś się jednak nie zgadzało.
Jej ton głosu. Oraz słowa, które do niego skierowała.
Spojrzał na nią z góry i zmarszczył ciemne brwi, doskonale zdając sobie sprawę, jaki efekt to wywoła. Z doświadczenia wiedział, że jeśli ktoś go jeszcze nie znał, to po tej minie przestawał mieć złudzenia co do jego charakteru.
– Słucham? – spytał niskim, dźwięcznym głosem, który zazwyczaj docierał do najdalszych kątów sali sądowej.
Dziewczyna wzięła się pod boki i zadarła wysoko głowę. Całkiem świadomie zauważył, że materiał na biuście dość mocno uwypuklił małe, lecz kształtne piersi. Choć z pewnością nie była już dzieckiem, nie mogła mieć więcej niż osiemnaście lat.
– Powiedziałam, że jest kolejka – powtórzyła wolno, jakby był niedorozwinięty. – Jeśli zamierza pan za mną chrząkać i kasłać, może lepiej powinien pan się udać do laryngologa – dodała, obrzucając go protekcjonalnym spojrzeniem.
Hyde zamrugał zdziwiony. Nie tylko był zaskoczony ostrym językiem cherubinowej panny, ale również tym, że ani nie wyglądała na onieśmieloną, ani nie zamierzała zakończyć rozmowy z księgarzem, by przepuścić go do lady.
– Pani wybaczy, ale nie mam całego dnia, by tkwić w kolejce. Mogłaby się pani pospieszyć? – odchrząknął znów, gdy zupełnie go zignorowała i na powrót obróciła się do sprzedawcy.
Zauważył, jak jej plecy się usztywniły.
Obejrzała się na niego niechętnie przez ramię.
– Mogłabym wybaczyć panu tę nieuprzejmość, jeśli faktycznie by pan jej żałował. Jest pan prostym dowodem na to, że dobra prezencja nie zawsze idzie w zgodzie z dobrym wychowaniem – dodała, usiłując zmielić go wzrokiem na proch.
Hyde był tak zaskoczony tą odpowiedzią, że nawet się zaśmiał.
Ta młodziutka panienka miała odwagę, jakiej brakowało czasem dorosłym mężczyznom! Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Zaciekawiony zlustrował jej postać, od eleganckich, choć nieco znoszonych trzewików, po zadarty nosek i pałające wrogością oczy.
Musiał przyznać, że jej zapalczywość i energia, tworzyły tak nietuzinkowy kontrast z wręcz seraficzną urodą, że nie mógł oderwać od niej spojrzenia.
Znacząco się od siebie różnili. Ona ledwie sięgała mu ramienia, zdawała się krucha i delikatna jak kociak, natomiast on, barczysty i postawny, bardziej przypominał torującego sobie drogę do celu byka.
Gdy tak świdrowała go nieprzyjaznymi oczyma, w jego głowie pojawiła się zupełnie zaskakująca myśl.
Z przyjemnością poskromiłby tę pannę.
Jego ciało przebiegł znajomy dreszcz pożądania, gdy zsunął wzrok na jej zaciśnięte usta i zastanawiał się, jak smakuje ta dzika słodycz.
Ona zdawała się zauważyć zmianę w jego nastroju, bo jej źrenice rozszerzyły się i na moment wstrzymała oddech.
A więc ty też to czujesz, pomyślał z satysfakcją. Wciąż wpatrzony w jej wargi nachylił się nieznacznie, by sprowokować ją do reakcji.
– Pan jest niegrzeczny. – Przyłożyła dłonie do piersi. Nie była już taka pewna siebie, a nawet wydawało się, że odrobinę się przestraszyła.
Victor zmrużył oczy i uśmiechnął się z zadowoleniem. A więc tu ją mam, pomyślał.
Porywcza i nieposkromiona panna miała cięty język, ale flirt czy bliskość cielesna były jej zupełnie obce. To był jej słaby punkt.
– Co pani kupuje? – spytał, nagle zaciekawiony czym takie niewinne dziewczę może się interesować.
– To nie jest pańska sprawa – odburknęła mu, po czym speszona odwróciła się na powrót do księgarza.
Hyde zaśmiał się w duchu.
Poprawiło mu humor, że wytrącił z równowagi tę arogancką pannicę. Najwidoczniej jego męski urok podziałał na nią w zaskakujący sposób.
Kiedy nachyliła się do starszego sklepikarza, pomyślał, że pewnie nie chce zdradzić się z nazwą tomiku, który pragnie kupić.
Jak dobrze znał płeć piękną, młode dziewczę pewnie zaczytywało się w łzawej poezji Byrona czy Keatsa. Dobrze wiedział, jak bardzo idealistycznie niezamężne panny patrzą na romantyczny związek.
Dla niego był to stek bzdur.
– Udało mi się ją dla pani zdobyć… – Usłyszał odpowiedź mężczyzny, który wyciągnął spod lady grube tomiszcze.
Hyde zerknął ponad jej ramieniem, by odczytać tytuł: Tajemnice zamku Udolpho Ann Radcliffe.
Jego ciemne brwi podjechały do góry. Lekko mówiąc, był zaskoczony. Blond aniołek zaczytywał się w gotyckich, nostalgicznych powieściach grozy! Niewiarygodne!
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
Ta pannica coraz bardziej go zaskakiwała.
– Och! Jest piękna! – Jej dłonie z zachwytem pogładziły twardą oprawę książki.
Hyde zastanowił się, jakby się czuł, gdyby to jego dotykała w ten sposób. Mimowolnie wpatrując się w jej małą rączkę, wyobrażał sobie jak sunie nią po jego torsie.
Na Boga! Napomniał się w duchu. Co też ci chodzi po głowie! To dziewczę jest dla ciebie stanowczo zbyt młode i zbyt niedoświadczone!
Ostry ból w lędźwiach przypomniał mu, że już długo obywał się bez kobiety. Zasępił się. Miał teraz dużo pracy. Nie powinien angażować się w przelotne romanse.
– Jest tylko mały problem, panienko. – Księgarz uśmiechnął się przepraszająco. – Cena była odrobinę wyższa, niż się spodziewałem.
Wymienił całą kwotę i spojrzał na dziewczynę.
Clara Barnett wciągnęła powoli powietrze.
– Chwileczkę – poprosiła go, po czym zaczęła przeliczać odłożone na tę okazję fundusze. Jej matka nie lubiła, kiedy „trwoniła pieniądze na głupoty”, toteż musiała się z tym dobrze ukrywać. Rodzicielka uważała, że aby młoda panienka dobrze wyszła za mąż, nie musi wcale być oczytana. A już tym bardziej, mądrzejsza od męża. Zbyt rozwinięta intelektualnie kobieta, jej zdaniem, tylko odstraszy porządnych mężczyzn.
Panna Barnett skrzywiła się nieznacznie. – Brakuje jednego szylinga i kilku pensów – powiedziała strapiona.
Zaraz ogarnęło ją poczucie winy. Może nie powinna kupować tej książki. Za tę kwotę prawdopodobnie mogłaby nabyć nową, przyzwoitą suknię. Ta, którą miała na sobie i tak już była mocno znoszona. Dostała ją po matce, która kilka lat temu, kiedy jeszcze żył tatuś, mogła pozwolić sobie na ekstrawaganckie stroje. Teraz ledwo wiązały koniec z końcem i pani Barnett dwoiła się i troiła, by wydać za mąż swoje nastoletnie córki.
Clara pogładziła palcami mocno wysłużoną koronkę przy rękawku. Udało jej się tak przerobić suknię, by pasowała do dzisiejszej mody. Choć krój był bardzo prosty i raczej skromny, była zadowolona z efektów.
Za plecami rozległ się nagle niski głos aroganckiego mężczyzny.
– Jeśli brakuje pani szylinga, chętnie panią wspomogę.
Zacisnęła dłonie na torebce i odwróciła się w jego stronę.
Lekko mówiąc, ten człowiek wyprowadzał ją z równowagi. Jako wielka entuzjastka mrocznych powieści, kiedy tylko go zobaczyła, pomyślała, że byłby idealnym czarnym charakterem. Właśnie takim, który porywa młode dziewice albo więzi je na zamku wbrew ich woli. Był od niej dużo wyższy, toteż musiała wysoko zadzierać głowę, żeby patrzeć mu w twarz. Całą postawą wyrażał wręcz arogancką pewność siebie, która odznaczała się również w jego głębokim głosie. Największe jednak wrażenie zrobiło na niej to, w jaki sposób na nią patrzył.
Niemal czuła ciarki na plecach, kiedy ciemne oczy przeszywały ją na wskroś. Zauważyła w nich błysk zainteresowania i jakby zaskoczenia, kiedy pierwszy raz się do niego odezwała. Potem jego wzrok stał się jeszcze bardziej intensywny, gdy bezczelnie zsunął go na jej usta.
Ku jej zaskoczeniu zamiast się oburzyć, poczuła podekscytowanie.
W melodramatycznym odruchu pomyślała, że już wie, jak czuły się bohaterki gotyckich powieści, kiedy los mierzył je z ich oprawcą. Kiedy przeszywał ją tym swoim autorytarnym wzrokiem, serce tłukło się gwałtownie w jej piersi, brakło jej tchu.
Oczywiście miała swoją dumę i nie zamierzała zdradzać się ze swoimi emocjami.
Teraz nie widziała w jego spojrzeniu śladu prowokacji. Tylko życzliwą uprzejmość… i może odrobinę zniecierpliwienia.
Odetchnęła i zaprzeczyła ruchem głowy.
– To bardzo miłe z pana strony, ale nie zaciągam długów u nieznajomych – odparła pojednawczym tonem.
– To nie jest pożyczka, tylko wymiana. – Hyde sam był zdumiony swoją odpowiedzią.
Nadarzająca się okazja sprawiła, że zanim przemyślał swoje postępowanie, podjął szybką decyzję. Psia krew, chyba upadł na głowę, żeby w biały dzień zaczepiać niewinną panienkę. Coś go jednak w niej intrygowało.
Widać było jak na dłoni, że dziewczynie bardzo zależy na zakupie, natomiast jego trawiła ciekawość.
I może coś jeszcze, czego nie chciał przed sobą przyznać.
– Co ma pan na myśli? – spytała, wpatrując się w niego wyczekująco.
Victor przybrał nonszalancką pozę.
– W zamian wybierze się pani ze mną na spacer. To chyba uczciwa wymiana? – Uniósł do góry jedną brew.
Dziewczyna przez chwilę mu się przyglądała, jakby zastanawiała się, czy mówi poważnie. Widać było, że się waha.
– Skąd mam wiedzieć, czy nie jest pan jakimś… ekhm… zboczeńcem?
Cienkie wargi Hyde’a drgnęły we wstrzymywanym uśmiechu. Z każdym zdaniem nieznajoma coraz bardziej mu się podobała. Najwyraźniej nie tylko była piękna, ale też potrafiła twardo stąpać po ziemi. Nie brakowało jej przy tym ducha walki i młodzieńczego uporu.
– Musiałaby mi pani uwierzyć na słowo. – Wzruszył tylko ramionami. Nie zamierzał jej tego ułatwiać. Ciekaw był, gdzie wyznaczyła granice rozsądku.
– Panienko Barnett, pan Hyde jest bardzo znanym i szanowanym w naszej dzielnicy prawnikiem – wtrącił swoje trzy grosze księgarz. – Z pewnością nie zrobi pani krzywdy.
Dziewczyna drgnęła na dźwięk głosu starszego mężczyzny. Victor dojrzał w jej twarzy zaskoczenie. Potem dyskretnie zlustrowała jego sylwetkę i postukała palcem w usta, jakby zastanawiała się nad decyzją.
Zmrużyła podejrzliwie oczy.
– Na pewno proponuje mi pan tylko spacer?
Victor musiał się uśmiechnąć. Nie była głupia, a już z pewnością wiedziała, jak zadbać o swoje bezpieczeństwo!
– Może powiem inaczej – odchrząknął, po czym zniżył nieco głos, nadając mu zmysłowego tonu. – Jeśli wybierze się pani ze mną na spacer, obiecuję, że nie zrobię niczego, na co nie miałaby pani ochoty.
Jego słowa wywołały oczekiwany efekt.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się, jej oddech stał się odrobinę płytszy. Doskonale rozumiała, co kryło się za tymi niedopowiedzeniami, a on nie mógł powstrzymać się od tej prowokacji. Ich spojrzenia skrzyżowały się, a powietrze między nimi stężało.
Rozchyliła wargi i nerwowo oblizała usta.
Kiedy mały, różowy języczek wyłonił się spomiędzy jej warg, Hyde poczuł, jak wstrząsnął nim nagły dreszcz ekscytacji.
Miał ochotę sam z siebie zadrwić, ale było już za późno, jego zmysły zostały pobudzone.
Cóż ta małolata z nim wyprawiała!
Nie mógł wyjść ze zdumienia, jak intensywnie na nią reagował.
Ona zdawała się równie zaskoczona napięciem, jakie między nimi powstało. Oddychała nierówno i wpatrywała się w niego swymi wielkimi, lazurowymi oczami, jakby nic nie rozumiała.
– To… nie jest dobry pomysł – odparła słabo.
Victor poczuł nagłe ukłucie rozczarowania. Miał ochotę zaśmiać się z siebie. Przecież poznał ją ledwie kilka minut temu, nie miał czego żałować!
– Skoro tak, nie będę nalegał. – Skłonił się swobodnie.
Nie było w jego zwyczaju narzucać się kobietom. Zazwyczaj same do niego przychodziły.
– To nie jest dobry pomysł… ale w tym momencie nie mam lepszego. – Młoda kobieta dodała ostrożnie, a jemu jakby kamień spadł z serca. Siłą woli opanował swoją nierozsądną radość.
– Nie przywykłem do bycia „mniejszym złem” – zauważył, drocząc się z nią.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo, po czym śmiało obrzuciła wzrokiem jego barczystą sylwetkę.
– W pana przypadku jest to raczej niemożliwe – rzuciła rozbawiona.
– Dlaczego? – spytał, choć oczywiście zrozumiał jej aluzję. Chciał to jednak usłyszeć z jej ust.
– Gdybym miała pana opisać, „mały” byłoby ostatnim słowem, które przyszłoby mi do głowy. Mam jednak pewne wątpliwości, co do słowa „zły” – dodała zaczepnie, jakby z premedytacją go prowokując.
– U pani za to sprawa ma się odwrotnie. Oczywiście, jeśli mówimy o powierzchowności.
– Powierzchowności? – zainteresowała się.
– Sięga mi pani zaledwie do ramienia, więc mógłbym nazwać panią niewielką, natomiast cała pani prezencja w dość oczywisty sposób wyklucza „zły” charakter.
Dziewczyna zaśmiała się i wtedy jej twarz rozjaśniła się jakby wewnętrznym blaskiem. Hyde mógłby przysiąc, że w pomieszczeniu zrobiło się nagle cieplej.
– Umie pan żonglować frazesami – pochwaliła go.
– Pani również nie ma z tym problemu, co nie znaczy, że nasze spostrzeżenia są trafne. Ostatecznie bazują tylko na powierzchownej ocenie. A ona jest często myląca.
– Chce pan powiedzieć, że nie jest czarnym charakterem wyjętym prosto z powieści gotyckiej? – Zwinęła usta w ciup i zamrugała rzęsami.
Hyde zmrużył nieznacznie powieki. Ta panienka nie była płochą myszką, która najlepiej czuła się pod miotłą. Cała jej zarumieniona twarz i wyraziste oczy mówiły mu, że pragnie ekscytacji, zachwytu i przygody. Nawet kosztem rozsądku.
– Gdybym powiedział, że nie, czy uwierzyłaby mi pani?
Skrzyżowali spojrzenia, patrząc na siebie z niekłamaną fascynacją.
– Myślę… – ostrożnie dobierała słowa – że pięć minut to stanowczo za mało, by móc określić czyjś charakter.
Victor skinął głową. Podobało mu się, że dziewczyna odpowiada z rozmysłem.
– W takim razie, czy pozwoli mi pani zabrać się na spacer? Oczywiście w ramach obopólnej przysługi. – Przysunął się bliżej blatu, by wyrównać rachunki z księgarzem.
– W porządku. To uczciwa wymiana.
Kiedy już po kilku chwilach szli obok siebie, a ona trzymała w ramionach swoją upragnioną książkę, przypomniało jej się, że jeszcze przed chwilą poważny pan adwokat przecież bardzo się spieszył.
Uśmiechnęła się pod nosem, zerkając na jego rosłą sylwetkę. O dziwo, nie wspomniał już o tym ani razu.
– Przygląda mi się pani – zauważył, nawet na nią nie patrząc. Skręcili w boczną alejkę i weszli do St. James’s Parku.
– Skąd pan wie? – zdziwiła się. Była pewna, że dobrze kryła się ze swoim zaciekawieniem.
– Niemal słyszę pani myśli. – Założył za siebie ręce, zwalniając kroku.
– Doprawdy? – parsknęła rozbawiona. – I co w tej chwili myślę?
Spojrzał na nią z ukosa.
– Zastanawia się pani, jakim jestem człowiekiem, dlaczego panią tu zaprosiłem i do czego jestem zdolny – podsumował bardzo pewnym siebie tonem.
Panna Barnett zachichotała.
– Dokładnie w tej kolejności? – zapytała gwoli ścisłości.
– Kolejność dowolna. – Wskazał ręką na mniej uczęszczaną ścieżkę nieopodal podłużnego jeziorka. Dziewczyna przystała na to bez oporów. – A ja się zastanawiam, dlaczego jeszcze nie zaoferowałem swojej pomocy przy niesieniu tej książki. Wygląda na ciężką.
Dziewczyna pokręciła głową. Jasne włosy zafalowały w słońcu.
– Na to z pewnością się nie zgodzę – zaoponowała. – Od dawna chciałam ją przeczytać i nie zamierzam się z nią rozstawać, póki tego nie zrobię.
– Tak bardzo lubi pani książki? – zainteresował się. To wyjaśniałoby rzutki i błyskotliwy umysł dziewczyny.
– Są moją największą przyjemnością w życiu – odpowiedziała z pasją. – Dają mi wytchnienie i ulgę, przenoszą do miejsc, które mogę odwiedzić tylko w wyobraźni. Są moją odskocznią od życia codziennego.
Hyde uśmiechnął się w duchu.
– Czy pani życie jest aż takie trudne?
Odwróciła wzrok, jej promienna twarz jakby nieco przygasła.
– Nie mam zamiaru narzekać. Świat nie jest ani czarny, ani biały, jednak trzeba przyznać, że hm… jest przy tym nieznośnie przyziemny i rozczarowująco konwencjonalny.
– A pani wolałaby żyć pełnią życia i cieszyć się wolnością, na którą nie może sobie pozwolić? – zgadywał, zerkając na jej profil.
Dziewczyna mocniej przygarnęła książkę do piersi.
– Czy jest na świecie ktoś, kto by tego nie chciał? Czy nie są to uniwersalne marzenia? – Przystanęła, obracając się ku niemu, jakby szukała w nim wyjaśnienia.
– Nie wiem, droga panno Barnett. – Spojrzał na nią z góry. – Sądzę jednak, że większość osób dostosowuje się do warunków, w jakich się znajdzie. Łatwiej jest płynąć z prądem niż coś zmieniać.
Clara zmarszczyła swój śliczny nosek.
– Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się, że musimy się dostosowywać do ogólnie przyjętych norm, bo „tak wypada”, bo „tak będzie łatwiej”. – W jej oczach malował się skrywany bunt. – Ma pan szczęście, że urodził się mężczyzną. Może pan studiować, zdobyć zawód, pracować, posiadać własny majątek… natomiast ja? – westchnęła ciężko, jej ramiona opadły smętnie. – Jedyną wartość, jaką się we mnie widzi, to wartość matrymonialna.
Victor doskonale rozumiał jej rozterki. Sam wychowywał się w sierocińcu i wiedział, czym jest niemoc związana z brakiem perspektyw. Przez długi czas nie wierzył, że może decydować o swoim losie.
Musiał włożyć wiele pracy w to, by osiągnąć swój cel. Długie lata poświęcił studiom prawniczym, musiał pracować dwa razy ciężej niż jego bardziej zamożni koledzy, bo za wszelką cenę pragnął skończyć studia z wyróżnieniem.
Wysiłek opłacił się i teraz z dumą wykonywał swój zawód, broniąc ludzi, którzy potrzebowali jego pomocy. W dzieciństwie widział zbyt wiele krzywd oraz ludzi, którzy bez żadnych konsekwencji dopuszczali się prawdziwych zbrodni. Niesprawiedliwość od zawsze silnie raziła go w oczy, dotykając serca, które choć głęboko skryte, wciąż jeszcze biło, jeśli nie dla miłości, to dla sprawiedliwości.
– Może pani nie uwierzy, ale rozumiem, co ma pani na myśli – podjął, znów ruszając powoli wydeptaną ścieżką.
Panna Barnett ruszyła za nim. Ogarnęła ich głęboka melancholia, która połączyła ich na głębszym, duchowym poziomie.
– Czy jest pan żonaty? – spytała, zmieniając nagle temat. Zaraz jednak zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę, jak niegrzecznie musiało to zabrzmieć.
Posępna i odrobinę niedostępna twarz mężczyzny rozpogodziła się. Białe zęby błysnęły w uśmiechu.
– A szuka pani męża? – spytał, choć to było ostatnie, o czym teraz myślał.
– Ja nie, ale moja matka owszem – nadąsała się niczym mała dziewczynka.
– Pani matka? Przepraszam, ale chyba nie rozumiem. Czy… nie będzie miała nic przeciwko, że z panią spaceruję? – spytał, poniewczasie odnotowując fakt, że dziewczynie nie towarzyszy przyzwoitka. Z pewnością nie była damą, w innym wypadku byłby to niewybaczalny błąd.
– Och, to długa historia – westchnęła, machnąwszy ręką.
– Chętnie jej wysłucham. Może przysiądziemy w cieniu pod drzewem? Zauważyłem, że nie ma pani ze sobą parasolki, a mamy dzisiaj dość ostre słońce. – Wskazał dłonią na oddalone od ścieżki, ustronne miejsce.
Clara miała ochotę się roześmiać.
Nieznajomy traktował ją niczym damę, musiała przyznać, że jej to schlebiało, ale z drugiej strony jeszcze bardziej uświadamiało fakt, że rodzinę Barnettów już od dawna nie stać na takie ekstrawaganckie przedmioty jak parasolka.
Kiedy przed kilkoma laty niespodziewanie zmarł tatuś, ani jego dwie dorastające córki, ani żona, nie były na to przygotowane. Majątek dostał się w ręce ich dziadka, ojca pana Barnetta, który rozporządzał nim bardzo surową ręką. Nigdy nie pochwalał związku syna z prostą mieszczanką, nie mógł wybaczyć mu, że wybrał sobie kobietę z ludu. Jego aspiracje matrymonialne sięgały bogatych warstw społecznych, więc kiedy zmarł ukochany syn, dobitnie dał to odczuć owdowiałej kobiecie, niemal zupełnie odcinając ją od funduszy.
W tej niepisanej umowie istniał jednak pewien wyjątek, w czym pani Barnett pokładała wszelkie nadzieje. Dziadek zmarłego obiecał wypłacać jej coroczną pensję, jeśli zdoła wyprawić córki za należytego stanu kawalerów.
Warunkiem nie była oczywiście uczciwość czy moralne wartości przyszłych zięciów. Stanowiły go pieniądze i pozycja.
Clara, jak zwykle gdy o tym myślała, czuła palący ją od wewnątrz gniew.
Oto kim się stała.
Nie była nawet człowiekiem. Była wartością przetargową, zależną od swojej rodziny i przyszłego męża.
Odsunęła pospiesznie nieprzyjemne myśli, gdyż przystojny nieznajomy wciąż czekał na jej odpowiedź.
– Chętnie odpocznę w zacienionym miejscu – zgodziła się i gdy tylko znalazła się w cieniu drzewa usiadła na wystającym, długim korzeniu, który w malowniczy sposób wił się nad ziemią.JAK ZMIENIĆ ŻYCIE MĘŻCZYZNY W GODZINĘ
Victora bardzo bawił fakt, że śliczna dziewczyna wciąż kurczowo trzyma przy piersiach swoją książkę. Nie zamierzał proponować jej, by choć na chwilę ją odłożyła i się zrelaksowała. Miał wrażenie, że osłania się nią przed nim jak tarczą obronną. Jeśli sądziła, że to jej w czymś pomoże, najwidoczniej nie poznała nigdy mężczyzny takiego jak on.
Usiadł i spojrzał na rozległy krajobraz. Już dawno nie był w takim miejscu tylko po to, by odpocząć. Zazwyczaj jego życie składało się z pracy, pracy i… ślęczenia przy biurku. Z przyjemnością rozprostował długie, umięśnione nogi. Fakt, że uparta panienka zerka na niego z pewnym przestrachem bardzo go rozbawił.
– Czy pani się mnie boi? – spytał, gdy usiłowała niezauważalnie odsunąć się od niego.
Przyłapana, zamarła w bezruchu.
Z premedytacją oparł się o korzeń tak blisko niej, że biodrem niemal dotykał jej uda.
– Ja? Skąd! – fuknęła, co wprawiło Hyde’a w jeszcze lepszy humor.
– Rozumiem, to dlatego próbuje się pani ode mnie odsunąć. Bo się mnie NIE obawia. – Przechylił głowę i spojrzał na jej dumny profil.
Mięsień na jej policzku zadrgał.
– Poprawiałam tylko suknię – zaprzeczyła, co było aż nazbyt oczywistym kłamstwem. Zarumieniła się uroczo i udała, że z uwagą przygląda się płynącym po stawie kaczkom.
Hyde pomyślał, że z daleka muszą przedstawiać bardzo osobliwą parę. On ciemny i wysoki, a ona drobna, jasna jak promyk słońca. Doświadczony mężczyzna w czerni i niewinna panienka w dziewczęcym uczesaniu i kremowej sukni.
Było w niej jednak coś nieodparcie pociągającego, coś co podziwiał.
Ze zdumieniem stwierdził, że był to jej upór. Jakby intuicyjnie wyczuwał, że mimo młodego wieku, ma do czynienia z silną kobietą.
– Ile ma pani lat? – spytał.
Dziewczyna obróciła się ku niemu gwałtownie. Jej kolano otarło się o jego udo. Ten przypadkowy dotyk wydał się mu rozkoszną pieszczotą.
– Czy ma to jakieś znaczenie?
Zsunął wzrok na jej pełne, ciemnoróżowe od przygryzania wargi.
– Próbuję przemówić do swojego rozsądku, jak bardzo jest to nieodpowiednie i lekkomyślne, a pani mi nie pomaga – wyznał, nieco schrypniętym głosem.
Choć mówił zagadkami, widział po jej powiększonych źrenicach, że doskonale pojmuje, o czym mówi.
Ona też czuła to niezwykłe przyciąganie.
Przez chwilę jakby się nad czymś zastanawiała. Potem przekrzywiła zalotnie głowę i wlepiła w niego te swoje przejrzyste jak tafla wody oczy.
– A pan zawsze robi tylko to, co jest rozsądne i logiczne?
Mężczyzna poczuł, jak napinają się w nim wszystkie mięśnie.
Czy to była zachęta? Czy może tylko badanie jego granic?
– Zawsze – odparł i jakby wbrew swoim słowom wyciągnął rękę i odsunął jej z policzka długi kosmyk złotych włosów.
Z wrażenia wstrzymała oddech.
Victor wiedział, że jeśli w tej chwili by ją pocałował, pozwoliłaby mu na to. Ta świadomość poraziła go silnym podnieceniem.
– Czy chce pani, abym był rozsądny? – spytał cicho, patrząc jej prosto w oczy.
Dziewczyna przełknęła z trudem ślinę i zsunęła wzrok na jego wąskie, twarde usta.
To niewinne, zaciekawione spojrzenie podziałało na niego elektryzująco.
W jednej chwili nie było nikogo i niczego wokół nich. Tylko oni, zamknięci w bańce wzajemnego uroku.
Odpowiedź nie była już potrzebna, Hyde nie zważając na alarmujące go w głowie ostrzegawcze dzwonki, pochylił się nad nią i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Ich wargi złączyły się na ułamek sekundy.
Dziewczyna westchnęła drżąco, kiedy uniósł głowę. Zamrugała powiekami, jakby próbowała zrozumieć, co czuje.
Victor obserwował emocje malujące się na jej twarzy. Zastanawiał się, czy pozwoli mu na więcej.
– Czy… to tyle? – zmarszczyła zabawnie brwi.
Mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem.
– A chcesz więcej? – spytał, chwytając ją palcami pod brodę.
– Ja… – Oblizała nagle spierzchnięte usta. – …Tak.
Hyde nie był wcale zaskoczony tą odpowiedzią. Choć sam z jakiegoś nieznanego sobie powodu był zauroczony jej niewinnością, wiedział, że kobiety uważają go za atrakcyjnego.
Atrakcyjnego i niebezpiecznego.
Panna Barnett nie obawiała się konsekwencji, całą sobą wyrażała niezaspokojoną ciekawość.
Och, z przyjemnością da jej to, czego tak bardzo wyczekiwała.
Uniósł jej twarz ku sobie i powtórnie pocałował zachęcające, miękkie usta. Tym razem zrobił to bardziej stanowczo, wolną dłonią przygarnął ją do siebie, a ona wciąż kurczowo trzymała przy sobie tę cholerną książkę, jakby od tego zależało jej życie.
Nie miało to jednak znaczenia. Zaczął kąsać niespiesznie jej wargi, powoli ucząc ją, jak wiele odsłon może mieć jeden pocałunek. Z początku trwała tylko nieruchomo z zaciśniętymi ustami, ale kiedy czubkiem języka przejechał po jej wargach, rozchyliła je intuicyjnie.
Ta nieśmiała reakcja sprawiła, że Hyde zadrżał.
Wiedział, że nie wolno mu się zdradzić ze swoim pożądaniem. Jego siła i to, co pragnął z nią teraz robić, z pewnością by ją wystraszyły.
Próbował zachować zimną krew, ale z nikłym skutkiem. Na Boga, ta dziewczyna była dla niego stanowczo za młoda, ale, co gorsza, on reagował na jej bliskość jak niedoświadczony nastolatek!
Miał ochotę zaśmiać się z siebie.
Nigdy by się nie spodziewał, że ta zadziorna, dumna panienka może wywrzeć na nim takie wrażenie.
Kiedy poczuł jej oddech na swoich ustach i nieśmiały ruch warg, omal nie jęknął. Jeszcze nigdy nie miał do czynienia z tak niewinną kobietą. W głowie zakołatała mu myśl, że mógłby nauczyć ją wszystkiego.
Po jej zaciekawionych reakcjach wywnioskował, że pod tą pozorną niepewnością drzemie wulkan ogromnej namiętności.
A on, bardzo pragnął go w niej rozbudzić.
Na próbę wsunął koniuszek języka między jej wargi. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Usztywniła się, ale po chwili rozchyliła szerzej wargi, dając mu do siebie dostęp.
Skorzystał z tego zaproszenia, pogłębiając pieszczotę. Dziewczyna jęknęła cicho, a wtedy Hyde stanął w płomieniach. Tak niewiele wystarczyło, by stracił dla niej głowę.
Nie zważając na okoliczności, miał ochotę ułożyć ją na trawie i wprawnymi dłońmi doprowadzić do szaleństwa i wyznań, których naraz gwałtownie zapragnął.
Poraziła go świadomość, jak bardzo chciałby być jej pierwszym mężczyzną.
Przygarnął ją do siebie mocniej, a wtedy jej usta zaczęły nieco śmielej oddawać jego pocałunki. Hyde czuł, jak zaczyna topnieć w jego ramionach. Kiedy zdał sobie sprawę, że jego ciało jest już niebezpiecznie podniecone, chciał się odsunąć, ale wtedy ona dotknęła go swoim językiem i przeszedł go niekontrolowany dreszcz.
Z jego ust dało się słyszeć głęboki pomruk zadowolenia.
Szybko się uczyła!
Wyczuwał jej pragnienie. Była zbyt niedoświadczona, by potrafić je przed nim ukryć. Wydało mu się to szczere i prawdziwe, a zarazem szalenie zmysłowe. Zazwyczaj kobiety wypróbowywały na nim różnego rodzaju sztuczki, manipulacje, które miały na celu zyskać jego zainteresowanie, ale z czasem te gry zaczęły go męczyć.
W pannie Barnett nie było ani krzty udawania.
Wzbudzał w niej prawdziwe uczucie podniecenia. Być może pierwsze w życiu?
Jeśli faktycznie tak było, musiał czym prędzej odzyskać zdrowy rozsądek. Był odpowiedzialny za ich dwoje. Z wielkim wysiłkiem oderwał od niej swoje usta i spojrzał prosto w zamglone pożądaniem lazurowe oczy.
Omal nie jęknął na ten rozkoszny widok. Mógłby zrobić z nią teraz wszystko, wiedział o tym.
Próbując się uspokoić, chwycił ją dłońmi za ramiona i wziął kilka głębokich oddechów. Gdy zobaczył jak jego ręce delikatnie drżą, zdał sobie sprawę, jak bardzo przeżył ten pocałunek. Pocałunek, który miał być tylko niewinnym droczeniem się z arogancką, wygadaną pannicą.
Wyglądało na to, że sam pokonał się swoją własną bronią.
Clara miała wrażenie, że na kilka długich, cudownych minut jej ciało wzleciało wysoko nad ziemię.
Jeszcze nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Usta mężczyzny, z początku leniwe, niespieszne, wprawiły ją w niespokojne oczekiwanie. W momencie, gdy zagłębił w niej swój język, jej ciało przebiegł intensywny dreszcz, który sięgnął czubków jej palców.
Potem już chłonęła całą sobą to zaskakująco elektryzujące doświadczenie. Chciała więcej z każdą chwilą, jej oddech się rwał, piersi w nieznośnej torturze napierały na materiał gorsetu, domagając się bliskości jego ciała.
Wszystkie te uczucia spadły na nią niespodziewanie. Nie miała nad nimi kontroli, pozwoliła ponieść się zmysłowej fali, która szturmem zdobyła jej zmysły.
Kiedy oderwał się od niej nie potrafiła ukryć rozczarowania. Pragnęła, by ta niezwykła bliskość trwała bez końca!
Gdy podniósł na nią spojrzenie ciemnych oczu, nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
– To było… – odchrząknęła, gdy okazało się, że głos odmówił jej posłuszeństwa. – … To było miłe doświadczenie.
W jego oczach dostrzegła tajemniczy błysk.
Kąciki jego ust zadrżały.
– Tylko… miłe? – Ciemna brew uniosła się impertynencko, co wprawiło ją w irytację.
Oczywiście doskonale wiedział, jakie wrażenie na niej wywarł.
Przycisnęła do siebie mocniej książkę i uniosła wyżej podbródek. Pewnie w duchu naśmiewa się teraz z jej naiwności.
– Tak. Tylko tyle – odparła chłodno, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość.
– To czemu twoje policzki są takie zaróżowione? – spytał, świdrując ją spojrzeniem.
– Bo… – uciekła wzrokiem – bo było mi trochę duszno. Ledwie pozwolił mi pan oddychać. – Próbowała udawać znudzoną i troszkę oburzoną.
Mężczyzna odrzucił do tyłu głowę i roześmiał się swobodnie.
Ona natomiast zmarszczyła groźnie brwi.
Nie chciała być zabawna, tylko światowa!
– Takie to śmieszne? – mruknęła, mimowolnie oszołomiona zmianą, jaka zaszła na chmurnej do tej pory twarzy. Uśmiech zupełnie zmienił jego nieprzystępną aparycję. Choć wcześniej rozsiewał wokół siebie mroczną, nieco tajemniczą aurę, teraz wręcz piorunował surowym, męskim urokiem.
Potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę, jak szybko nieznajomy owinął ją sobie wokół palca. Było w nim coś, co niezmiernie ją do niego przyciągało. Z jednej strony wydawał się godny zaufania, lecz z drugiej wyczuwała w nim jakieś niebezpieczeństwo i dystans. W relacjach romantycznych nie miała żadnego doświadczenia. Nie wiedziała, co to znaczy.
Wiedziała natomiast, że takie pocałunki mogłyby wywrócić jej życie do góry nogami. Jej serce zabiło mocno, gdy spojrzał na nią tymi ciemnymi, roziskrzonymi rozbawieniem oczami.
– Dawno nic mnie tak nie ubawiło – powiedział niemal czule.
Hyde nie pamiętał, kiedy ostatnio śmiał się tak swobodnie. Gdy się nad tym zastanowił, ta młoda panienka wzbudzała w nim wiele zaskakujących odczuć.
– Nie rozumiem, co ma pan na myśli, najwidoczniej nie przywykł pan do tego, by ktoś określał pańskie pocałunki jako miłe – ciągnęła, widocznie obruszona jego zachowaniem.
On jednak nie potrafił zachować powagi. Jego usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, gdy ona, patrząc wprost przed siebie zadzierała wysoko podbródek. A to mała szelma!
– Ma pani rację, nie przywykłem do tego… – Udał, że się namyśla. – Jeszcze żadna dama nie powiedziała mi też, że… utrudniłem jej oddychanie.
– To bardzo nietaktowne z pana strony. Pańskie kobiety musiały być naprawdę ślepo zauroczone, że tego nie zauważyły! – prychnęła i Victor o mało znów się nie roześmiał.
– Moje kobiety? – Przychylił głowę na bok i przyglądał się jej ślicznemu profilowi.