- W empik go
Demony Julii. W labiryncie - ebook
Demony Julii. W labiryncie - ebook
Oto Julia. Naście lat, głowa pełna marzeń, a w sercu płomień pierwszej miłości. Jednak wspólna muzyczna pasja i wielka namiętność to za mało, by razem z ukochanym sprostać szarej PRL-owskiej codzienności. Labirynt życia okazuje się kręty i pełen czyhających w zakamarkach demonów.
Trzydziestoletnia kobieta o chłodnym wyrazie twarzy, skupiona na „ustawieniu się w życiu”, o sercu jak lód, w którym po kilku nieudanych związkach już nie ma miejsca dla nikogo. To też Julia, po upadku Muru Berlińskiego nielegalnie zatrudniona jako barmanka w Kolonii, początkowo nieświadoma związków właścicielki nocnego klubu z tamtejszym półświatkiem. Nękające ją demony stają się coraz groźniejsze… Czy wreszcie uda się je rozgonić i czy odnajdzie w sobie choć odrobinę tamtej dziewczyny sprzed lat?
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-641-2 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Ciekawe czy przyjdzie rudowłosa Magda – rozmyślał na głos.
Wysoki, szczupły, o zielonych oczach i ciemnych włosach, w drucikowych okularach na pociągłej twarzy i o długich palcach u rąk z wyglądu mógł uchodzić za rodzaj intelektualisty. Na przegubie prawej dłoni zawieszony miał ciężki, drogi zegarek srebrnego koloru, podarowany mu przez ojca, który właśnie wrócił z zagranicznego rejsu. Dzisiaj ubrał się w wielbłądzią, ekstrawagancką kurtkę, również prezent od ojca, przywieziony z Bliskiego Wschodu.
Willa, gdzie mieszkał wraz z rodzicami i młodszym bratem, znajdowała się w odległości piętnastu minut spacerem od orłowskiej plaży w Gdyni.
Darek przerwał przed rokiem naukę w technikum elektrycznym w Gdańsku, ponieważ szkolny zespół bigbandowy, w którym grał na gitarze, posprzeczał się tak poważnie o rolę lidera w grupie, że nawet kierownik sprawujący opiekę nad uczniami nie był w stanie pogodzić obrażonych na siebie członków zespołu. Stwierdził więc, że skoro band się rozpadł, to on nie jest zainteresowany dalszym uczęszczaniem do tej szkoły, i już od kilku miesięcy, brzdąkając codziennie na gitarze, zastanawiał się, co począć dalej ze swoim młodym życiem.
Skończył właśnie dziewiętnaście lat i panicznie nie miał ochoty zostać powołanym do wojska. „To tylko strata czasu”, myślał. Codzienna dyscyplina i gotowość na rozkaz absolutnie nie korespondowały z wyobrażeniem o życiu w wygodzie i z pieniędzmi, zdobytymi w jego młodej wyobraźni najlepiej bez większego wysiłku. Rozważania na ten temat zajmowały mu całe przedpołudnia i nawet miał już pewien plan, w jaki sposób podejdzie komisję lekarską, kiedy przyjdzie oczekiwane powiadomienie, wzywające do stawienia się na badania.
Poznana kilka dni temu dziewczyna o długich, rudych włosach odciągnęła uwagę od aktualnego zmartwienia poborem do armii i Darek zastanawiał się, dokąd zaprosić Magdę, aby ją jeszcze bardziej sobą oczarować.
Kiedy dotarli z Małym na plażę, rzucił luźno do przyjaciela:
– Tę Rudą muszę dzisiaj mieć.
– No a co z Julią, tą miłą małolatką? – spytał Mały, bo żal mu się zrobiło zakochanej po uszy w Darku dziewczyny. Pseudonim „Mały” przylgnął do niego ze względu na chuderlawą konstrukcję ciała i potulny charakter unikającego konfliktów chłopaka. Obaj koledzy mieszkali w Orłowie od dzieciństwa, prawie po sąsiedzku, a wspólne zainteresowania muzyczne scementowały długoletnią przyjaźń.
– Taaak… Julia. Ona coś w sobie ma. Nie umiem tego tak naprawdę wyrazić. Kocham jej głos, to pewne. Jest taka muzykalna i romantyczna jak jej imię, ale…
– Ale co? – dopytywał Mały.
– No… jest jeszcze taka młoda i naiwna, a poza tym ścięła niedawno te piękne włosy, nie wiem doprawdy, co ją napadło. Wygląda teraz okropnie!
– Aha, to dlatego zająłeś się rudowłosą Magdą?
– Trochę odmiany w życiu nie zaszkodzi, nie uważasz, kumplu?
– To twój wybór – odparł Mały. – Zagramy coś razem?
– Właśnie po to tutaj przyszliśmy!
Obaj przyjaciele roześmiali się jak na komendę.
*
Punktualnie o wpół do szóstej zazgrzytał klucz w zamku. „Teraz to już nieuniknione”. Spanikowana Julia usiadła na kanapie, podkurczając pod siebie ciasno nogi.
– Jesteś – stwierdziła raczej niż spytała Danuta, zaglądając do pokoju córki, nie powiedziawszy nawet dzień dobry. – Gdzie to zapisać? – dodała zaczepnie. – Przecież dzisiaj piątek, zazwyczaj jesteś już u koleżanki. Pomóż mi wnieść zakupy.
Julia ruszyła ociężale z kanapy, czując sztywność w nogach i suchość w ustach. „Jest na dodatek w złym humorze”, myślała, wnosząc ciężkie siatki z zakupami do sporych rozmiarów pomalowanej na olejno kuchni.
– Coś dzisiaj taka milcząca? W szkole wszystko dobrze?
– Tak… nie… nie bardzo – jąkała niewyraźnie Julia.
– Nie bardzo? Co to znaczy? Znowu dwója z matematyki?
– Nie byłam dzisiaj w szkole. To znaczy byłam, ale tylko po to, aby zabrać dokumenty – wyrzuciła jednym tchem.
– Dokumenty! Jakie dokumenty? Co ty wygadujesz? – Danuta spojrzała na córkę z przerażeniem w oczach.
– Odebrałam dzisiaj teczkę z moimi szkolnymi dokumentami. Wypisałam się z tego liceum – dodała ciszej Julia.
Danuta usiadła na krześle i zakryła twarz dłońmi. „Teraz się zacznie. Będzie na przemian płakać i krzyczeć”, przeszło Julii przez głowę. Nie myliła się.
– Ty chyba nie wiesz, co mówisz, dziewczyno! – Opuściła ręce, a jej oczy pełne były łez. – Chyba chcesz mnie wpędzić do grobu! – zaczynała się już unosić. – Czego ja się w życiu doczekałam! Męża łachudry i nienormalnej córki! – Teraz krzyczała już na całe gardło, trzęsąc się na całym ciele.
– Uspokój się, wszystko ci wytłumaczę. Ja nienawidzę tej szkoły! – wykrzyknęła Julia z siłą, o jaką samej siebie by nie podejrzewała.
Matka oparła się o blat stołu i spojrzała na córkę zdumionym wzrokiem.
– Jak to, nienawidzisz? Nigdy mi o tym nie wspominałaś.
– Wspominałam, tylko nie tak wprost. Mówiłam, że nie znalazłam tam żadnej miłej koleżanki, że nauczyciele są okropni i… że muszę tak daleko dojeżdżać, a ta klasa to banda wystrojonych lalek, a ja… ja nie mam nawet na nowe dżinsy. Mówiłam też, że ta szkoła odpycha mnie już po przekroczeniu jej progu, a zajęcia z rosyjskiego na słuchawkach są nudne i nieprzyjemne w tych ciemnych kabinach. Ciągle coś trzeszczy i przerywa na łączach i ja wcale nie mam ochoty chodzić do tej wstrętnej szkoły, w której na każdym kroku daje mi się odczuć, że nie należę do towarzystwa! Ja o tym wszystkim już wspominałam, tylko ty tak naprawdę nie słuchałaś.
Danuta po raz pierwszy spojrzała na córkę przytomnym wzrokiem, jakby cała salwa zarzutów wykrzyczana z młodego serca zaczęła do niej powoli docierać. Milczała.
Julia usiadła po drugiej stronie stołu i również zamilkła.
Nie potrafiła się na tyle przełamać, aby wyznać matce całą prawdę. Prawdę o Darku i tej nieszczęśliwej miłości. Chowała ten sekret skrycie na dnie serca.
Danuta nie wiedziała, że od kilku miesięcy spotykali się prawie każdego tygodnia w Gdyni, w miłej kawiarence blisko stacji kolejki i że tam przesiadując godzinami, słuchali muzyki z szafy grającej, grali w bilarda i prowadzili rozmowy o książkach, poezji, malarstwie i na wszystkie inne tematy interesujące młodych ludzi. Nie wiedziała, że Darek zabierał ją na długie spacery po plaży albo że spotykali się u Małego w jego wynajętym mieszkaniu przy Placu Górnośląskim. To właśnie tam pierwszy raz zagrała mu i zaśpiewała „Susanę” Leonarda Cohena, a on po prostu oniemiał z zachwytu.
Tam on grał dla niej bluesa i pokazał tricki na gitarze, których jeszcze nie znała. W tym skromnym mieszkaniu poczuła pierwsze pocałunki męskich ust, od których cała drżała, będąc powoli rozbudzana do przyjęcia pierwszej miłości.
Poznali się na początku stycznia, przez zupełny przypadek. Majka, przyjaciółka ze szkoły podstawowej, z którą przeżyła tę bezsensowną ucieczkę z domu, wyciągnęła ją pewnego dnia na wagary i zabrała do Gdyni Orłowa do jej ulubionej kawiarni „Arabeska”. Majka, dziewczyna, która wszystko inne poza nauką miała w głowie, uczęszczała do liceum ekonomicznego właśnie tam, w jednej z najbogatszych i najładniejszych dzielnic Gdyni – w Orłowie.
– Zobaczysz, nie będziesz rozczarowana, z pewnością doskonale się zabawimy – kusiła. – Tam schodzi się połowa mojej szkoły, nie będziesz żałować – przekonywała.
Julia pojechała więc z chęcią, zobaczyć to siedlisko niesubordynowanej młodzieży. Między starszymi i młodszymi uczniami z ekonomika siedział on, niedbale rozparty na krześle, z wetkniętym w usta marlboro. Przeglądał gazety, a później grał jakiś czas w bilard. Julia zwróciła na niego uwagę, ponieważ wydawał się bardziej dojrzały pośród tej szkolnej zgrai.
Zamówiły po herbacie z cytryną, aby się rozgrzać w to zimne styczniowe przedpołudnie. Po jakimś czasie do obiektu zainteresowania dosiadł się kolega, w wieku podobnym do nieznajomego, którego Majka znała już z poprzednich wagarów. Tym sposobem, zupełnie dla niej niespodziewanie, znalazła się w towarzystwie Darka, który tak właściwie nie zwracał na nią większej uwagi poza luźną, banalną rozmową o wszystkim i o niczym. Dopiero kiedy weszli na tematy muzyczne, a Julia, jako fanka wielu angielskich i amerykańskich zespołów, wyraziła swoje zdanie, wzbudziła w Darku większe zainteresowanie. Na koniec, kiedy usłyszał, że gra na gitarze, umówił się na następny tydzień na spotkanie wraz z Majką i Małym w jego wynajmowanym mieszkaniu, aby stwierdzić, czy rzeczywiście – jak się wyraził – Julia ma talent.
Od tego momentu każdy dzień, każda wolna chwila miały scementować ich młode serca na długi czas. Serca, pragnące miłości i oddania, tego infantylnego, szczerego uczucia, którego doświadczają tylko bardzo młodzi ludzie.
*
Danuta otarła chusteczką zapłakane oczy. Podeszła do kuchenki gazowej i nastawiła wodę na herbatę.
– I co my teraz z tobą poczniemy? – zastanawiała się na głos, czekając na przeraźliwy gwizd gotującej się w czajniku z gwizdkiem wody. – Przecież nie możesz tak po prostu przestać chodzić do szkoły. Teoretycznie byłoby to możliwe. Krzosowa, która sprząta u babci, ma też skończoną tylko szkołę podstawową.
Cyniczny ton matki nastawił Julię bojowo.
– Nie martw się. Nie zostanę sprzątaczką i nie przyniosę ci wstydu w tej waszej wysoko wyedukowanej rodzinie. Są jeszcze inne możliwości.
– Do liceum już się więcej nie dostaniesz. Wiesz, jakie są wymagania i jakie warunki. Jedno potknięcie i nie ma więcej szans.
– Wiem, że istnieje coś takiego jak liceum wieczorowe.
– Tak. Liceum dla pracujących. Jesteś ciągle za młoda, żeby pracować, więc pozostaje tylko…
– …zawodówka – wyjąkała Julia boleśnie.
– Dokładnie tak – przytaknęła matka, a w jej oczach nie było już śladu łez.
*
Tegoroczne wakacje Julia spędziła w domu. Nie miała ochoty wyjechać na obóz jak poprzednimi laty. Malowała z pasją obrazy i ćwiczyła do znudzenia nowe utwory na gitarze. Sprawa ze szkołą znalazła rozwiązanie pod koniec sierpnia.
Przełożony matki, komandor o imieniu Roman, zaprzyjaźniony był już od kilku lat z rodziną. Cały ten „romans”, jak go w duchu nazywała Julia, rozpoczął się między tymi dwojgiem, kiedy to Roman pomógł w eksmisji ojca Julii i uwolnił biedną kobietę od męża pijaka.
Julia lubiła Romana za jego obrończą postawę, obiektywizm, pomoc w wielu codziennych problemach, jak też za zwyczajnie ludzkie serce, z którego znany był pośród rekrutów w jednostce. To on pomógł wówczas, aby dostała się do jednego z najbardziej renomowanych liceów w Gdańsku, bo brakowało jej kilku punktów, ażeby znaleźć się na liście wybrańców, a Roman znał przypadkowo dyrektorkę tej szkoły. Nie był to, jak się okazało, strzał w dziesiątkę, ale i tym razem to znowu on znalazł wyjście z trudnej sytuacji.
– Nie, nie widzę się w zawodzie kelnerki, szwaczki albo kobiety naprawiającej chłodziarki – stwierdziła Julia przy kolejnym spotkaniu z przyjacielem matki.
– To mogę sobie doskonale wyobrazić, znając twoje uzdolnienia artystyczne. – Roman się uśmiechnął.
– Nie ma jednak dużego wyboru, jeśli chodzi o zawody dla kobiet – wtrąciła Danuta. – Do pracy w biurze potrzebna jest matura.
– Mam pewien pomysł, tylko nie wiem czy będzie ci to odpowiadało, Julio. Daj mi powiedzieć, Danusiu – dodał.
– Słucham. – Julia nastawiła uszy, lekko rozdrażniona.
– W Gdańsku Oliwie jest pewna szkoła.
– Co to za szkoła?
– To zawodowa szkoła ogrodnicza. Mam tam kolegę. Jest nauczycielem.
– Ach! Fantastycznie! – wykrzyknęła Julia. – Mam sadzić kwiatki na rabatach po ukończeniu tej szkoły, czy co?
– To byłoby może jakimś rozwiązaniem – wtrąciła znowu Danuta, tracąc pomału cierpliwość.
– Moment. Nie chodzi tu o to, żeby Julia nauczyła się zawodu ogrodnika, tylko o to, aby przeczekała w tej szkole rok i następnie mogła podjąć dalszą naukę w liceum dla pracujących. Wierz mi, tam wcale nie jest źle. Pozostaje również alternatywa, aby po dwóch latach kontynuować naukę w technikum, jeśli ten kierunek by cię zainteresował. Sama stwierdziłaś, że nie pasujesz do nudnego ogólniaka.
– Oczywiście, że nie pasuję! – odparła butnie Julia. – Tam uczęszczają tylko ludzie bez wyobraźni!
– No właśnie. Więc jak? – Danuta pełna była zwątpienia.
– Jak chcecie. Mnie jest teraz i tak wszystko obojętne. – Julia spojrzała krótko na Romana i wyszła obrażona z pokoju.
– Czy nie sądzisz Romanie, że w tym jej całym zachowaniu nie chodzi tylko o szkołę? Ostatnimi czasy bardzo zaczęła przykładać wagę do wyglądu i znika regularnie na całe soboty i niedziele. – Danuta postawiła ciasto na stole.
– Myślę, Danusiu, że tutaj chodzi o nieszczęśliwą miłość. Julia jest zakochana, ale widocznie coś nie układa się tak, jak powinno. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak pesymistycznie nastawionej do życia, jak przez ostatnich kilka tygodni.
– Chyba masz rację. Ja w tym całym kieracie niczego nie spostrzegłam. Przecież człowiek nie ma zupełnie na nic czasu….
– Na jutro mam zarezerwowane bilety do teatru muzycznego. Pójdziemy?
– Och, z przyjemnością. Tak bardzo potrzeba mi odskoku od szarości codziennego życia.
*
Darek bawił się włosami rudej Magdy. Leżeli na plaży, słuchając szumu fal i krzyku latających mew. Magda, dojrzała osiemnastolatka, wcierała kolejną porcję olejku do opalania w swoje ponętne ciało.
– Daj, pomogę ci – zaoferował się i szerokimi łukami zaczął rozcierać olejek na plecach dziewczyny.
Myślał przy tym o Julii. Zostawił ją tak nagle, bez słowa, aby zakosztować miłości fizycznej z kobietą, która poza ciałem nie miała mu nic szczególnego do zaoferowania. To go męczyło. Nie potrafił rozmawiać z nią tak jak z Julią, bo Magda nie miała wystarczającej wiedzy na żaden z interesujących go tematów. Właściwie był nią już lekko znudzony, a fakt że dziewczyna nie miała za grosz muzycznego słuchu i absolutnie nie przejawiała zainteresowania muzyką, pogłębiał tylko wzrastającą do niej niechęć.
„Dlaczego Julia ścięła te piękne włosy?”, zastanawiał się nieprzerwanie. Dla Darka długie włosy u dziewczyny były wyznacznikiem jej kobiecości. Inne zewnętrzne cechy nie grały aż takiej roli. Kobieta musiała być kobieca, a to wyrażało się dla niego długością włosów. Kiedy przyjechał któregoś dnia po Julię pod ogólniak i zobaczył ją w tych obrzydliwie krótko obciętych włosach, od razu przeszła mu na nią ochota. Nie wiedział jeszcze wtedy, że ta niepozorna nastolatka aż tak głęboko zagości w jego zbolałej duszy – bo Darek miał już zawsze jakieś problemy.
Przerwał naukę w technikum. To, co go naprawdę interesowało, czyli szkolny zespół, rozpadło się. Czekało go wojsko, na które w ogóle nie miał ochoty, a rodzice zajęci byli głównie o dziesięć lat młodszym smarkaczem, którego niemal że nienawidził, ponieważ uwaga obojga skupiała się tylko na nim – na jego małym bracie. W oczach ojca Darek był teraz czarną owcą, która nie chce się uczyć, za to chętnie całymi dniami, jak się wyrażał, „brzdąka na gitarze i nic nie robi”. Napięcie w domu rosło z dnia na dzień i Darek czekał tylko na to, aby ojciec już znowu wypłynął w morze.
Dzisiejszego wieczora miał w planie spotkanie z Małym. Chciał przećwiczyć z nim kilka utworów „The Egaels” i zdradzić mu, w jaki sposób oszuka komisję wojskową. „Ciekawe co on na to powie?”, cieszył się na nadchodzące spotkanie i postanowił pójść do sklepu po kilka butelek piwa.
Punktualnie o dwudziestej, z przewieszoną gitarą na ramieniu i torbą pełną butelek piwa w ręce, zapukał do drzwi Małego.
– Cześć. Jesteś gotowy? To idziemy – zaordynował.
– Wezmę tylko kurtkę. Później może zrobić się chłodno.
– Ty chuderlaku! Masz tylko kości i skórę, to i trzęsiesz się przy byle okazji.
– Przytrzymaj lepiej gitarę. Zaraz wracam – uciął Mały i poszedł po kurtkę.
Do plaży mieli niecałe dziesięć minut. Po drodze minęli główną arterię łączącą Gdynię z Gdańskiem. Mały cieszył się na chłodne, orzeźwiające piwo przy ognisku i grę w duecie, którą uwielbiał.
– Myślisz, że ktoś dzisiaj przyjdzie?
– Może tak, a może nie. Zobaczymy.
– No a Magda?
– Pewnie przyleci, bo w domu by się nudziła. Chcesz wiedzieć co wymyśliłem, aby podejść komisję lekarską? – nie wytrzymał Darek.
– Pewnie. Mów. To interesujące. Mnie zwolnili ze służby ze względu na chory kręgosłup.
– Jasne, takiego szkieleta. Słyszałeś już coś o żółtych papierach?
– Niee… co to takiego?
– To są dokumenty wystawiane ludziom, którzy nie są w pełni sprawni umysłowo.
– Aaa! Wariaci – stwierdził Mały. – I co? Chcesz przed nimi odegrać rolę wariata? Ha, ha, ha! – roześmiał się na samą myśl.
– Nie śmiej się tak głupio, bo ci przyleję – warknął Darek.
Mały od razu spoważniał i spojrzał pytająco.
– No co się tak gapisz? Masz jakiś lepszy pomysł? Słyszałem o takim jednym, który właśnie w ten sposób uniknął wojska. Wzięli go do rezerwy, ale rok musi odpracować w szpitalu.
– To jest genialne! Myślisz, że ci się to uda?
– W robieniu z ludzi wariatów już zawsze miałem talent. Teraz będę musiał udowodnić, że sam nim jestem, a to nie łatwa sztuka kumplu, ha, ha, ha!
Przyjaciele śmiejąc się do rozpuku, doszli do plaży. Przy ognisku siedział już Jerry z orłowskiej paczki i wystukiwał rytm na chilijskim tam-tamie. Darek z Małym przysiedli się do ognia i po chwili zaimprowizowali harmonijnego czarnego bluesa na dwie gitary.