- W empik go
Deviant King - ebook
Deviant King - ebook
Dla fanów książek Penelope Douglas!
Pierwszy tom trylogii New Adult z motywem hate-love bestsellerowej zagranicznej autorki.
Elsa Quinn właśnie wkroczyła na korytarze Royal Elite School i jeszcze nie zna panujących tutaj reguł. Nie ma pojęcia, że jest grupa chłopaków, która tu rządzi, i jeżeli dziewczyna chce przetrwać w szkole, musi być po ich stronie. W dodatku najlepiej, żeby się nie wychylała.
Elsa popełniła wszystkie te błędy jednocześnie.
Zwróciła na siebie uwagę samego króla szkoły, Aidena Kinga. Powinna była siedzieć cicho, teraz jednak jest już za późno. Chłopak obiecał, że ją zniszczy.
Aiden jest zdeterminowany, aby uczynić życie Elsy w nowej szkole koszmarem. Ale przez dwa lata tortur nie dotknie jej ani razu. To, co będzie robił, będzie ją raniło bez jego udziału… Aż do pewnego momentu.
Opis pochodzi od wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-321-8 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witaj, drogi czytelniku, przyjacielu.
Jeśli nie czytałeś wcześniej moich książek, to możesz o tym nie wiedzieć, ale piszę mroczne historie, które mogą być niepokojące. Moje książki i moi bohaterowie nie są dla osób o słabym sercu.
Deviant King jest mrocznym romansem o tyranie z liceum. Książka zawiera wątki, które niektórzy czytelnicy mogą uznać za obraźliwe.
Jeśli szukasz bohatera, to Aiden nim NIE jest. Jeśli jednak chcesz poznać ciekawego złoczyńcę, to jak najbardziej, witaj w świecie Aidena Kinga.
Ta książka jest częścią serii i NIE jest samodzielną powieścią.
Seria „Royal Elite”:
#0 Cruel King
#1 Deviant King
#2 Steel Princess
#3 Twisted Kingdom
#4 Black Knight
#5 Vicious Prince
#6 Ruthless Empire
#7 Royal Elite Epilogue
Zapisz się do newslettera Riny Kent, aby otrzymywać informacje o przyszłych wydaniach i zyskać ekskluzywny prezent.PROLOG
Złoczyńca nie powinien być królem.
Mam prosty plan – ukończyć Royal Elite School i dostać się na wymarzoną uczelnię.
Jedno spojrzenie króla szkoły wystarcza, by ten plan spalił na panewce. Jedno spojrzenie wystarcza, by zabrakło mi tchu. Jedno spojrzenie i zostaje wydany na mnie wyrok śmierci.
Jego pierwsze słowa wprowadzają do mojego życia nieodwracalny chaos. „Zniszczę cię”.
Wszystko w Aidenie Kingu jest czarne: czarny umysł, czarne serce, czarna dusza.
Powinnam była siedzieć cicho i wykorzystać czas, który mi został do końca szkoły.
Jednak tego nie zrobiłam. Popełniłam nieodwracalny błąd, prowokując króla siedzącego na tronie. Diabła w piekle. I teraz muszę za to zapłacić.
Bycie znienawidzonym przez Aidena Kinga jest niebezpieczne.
Ale bycie pożądanym przez niego jest zabójcze.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mówią, że wystarczy chwila, by życie wywróciło się do góry nogami.
Jeden moment.
Jedna sekunda.
I tyle.
Mogłam się tego domyśleć. Gdybym tylko wiedziała, co się stanie, wszystko zrobiłabym inaczej.
Może dałabym krok w inną stronę. Może wtedy moja opowieść skończyłaby się inaczej.
Ale tak to już bywa z „może”. Co się stało, już się nie odstanie.
Stoję na starym wiktoriańskim chodniku i macham do ciotki siedzącej w srebrnym audi. Ta żegna się ze mną z oślepiającym uśmiechem na twarzy.
Rude włosy ciotki Blair opadają w idealnych falach na jej ramiona. Nigdy nie straciły swojego naturalnego ognistego koloru. Ma wystające kości policzkowe i wysoką, smukłą niczym modelka sylwetkę, która sprawia, że w porównaniu z nią moje nieporadne szesnastoletnie ciało wygląda jak nieregularny ziemniak.
Chcę być taka, jak ona, gdy dorosnę. Nie chodzi tylko o wygląd (choć nigdy nie będę miała tak rudych włosów), ale chcę być tak zaradna jak ona, i mieć tak samo twardy charakter. Jest partnerką swojego męża w dobrze prosperującej firmie. Ich mały biznes, Quinn Engineering, rozwija się w zawrotnym tempie, a ja nie mogłabym być z nich bardziej dumna.
– Pokaż im, na co cię stać, Elsie! – Trąbi klaksonem.
– Ciociu! – Czuję, jak cała twarz płonie mi ze wstydu, kiedy rozglądam się na boki w obawie, że ktoś mógł ją usłyszeć. – Elsa. W szkole nazywaj mnie Elsa.
– Ale ja wolę moją małą Elsie. – Wydyma wargi jak jakaś słodka postać z japońskiego anime.
Nagle dzwoni jej telefon w standardowej, profesjonalnej melodii. Ciotka marszczy brwi, gdy sprawdza połączenie, po czym wycisza komórkę.
– Poradzisz sobie, kochanie? – pyta.
Kiwam głową.
– Nie musiałaś mnie podwozić.
– Za nic nie przegapiłabym pierwszego dnia mojej Elsie w tym wielkim jak jasna cholera budynku! – Ręką zatacza krąg, wskazując szkołę za mną. – To cholerna Royal Elite School¹! Dasz wiarę?
– Nie znalazłabym się tutaj, gdyby nie ty i wujek.
– Och, przestań. Może i pociągnęliśmy za kilka sznurków, ale przecież nie dostałabyś się, gdybyś nie miała dobrych ocen.
I pieniędzy. Zapomniała wspomnieć, że załatwienie mi miejsca tutaj, wśród elity, kosztowało fortunę wartą kilka organów sprzedanych na czarnym rynku.
Mimo to ciężar, który przycupnął na mojej piersi, rozluźnia się nieco przy jej zaraźliwym entuzjazmie.
– To była praca zespołowa.
– Otóż to! – Otwiera drzwi samochodu i wychodzi na zewnątrz, by objąć mnie w matczynym uścisku.
W oczach przyglądających mi się przyszłych koleżanek ze szkoły zapewne musi to wyglądać dziwacznie, ale staram się zignorować tę myśl i otulam się ramionami cioci. Zapach kakaowego balsamu i perfum Niny Ricci otacza mnie bezpiecznym kokonem.
Gdy się odsuwa, jej kobaltowoniebieskie oczy błyszczą od niewylanych łez.
– Ciociu…?
– Jestem po prostu tak dumna z ciebie, kochanie. Spójrz na siebie. Jesteś dorosła i tak bardzo podobna… – Urywa, po czym palcem wskazującym wyciera łzę pod okiem.
Nie musi dokańczać zdania, żebym zrozumiała, co ma na myśli.
Jestem bardzo podobna do mojej mamy. Ciocia odziedziczyła urodę po moim rudowłosym dziadku, natomiast mama przypominała moją babcię, która też była blondynką. A przynajmniej tak mi mówiono.
Ból, który nigdy nie zniknął, wynurza się jak demon z ciemnej, mętnej wody. Podobno czas leczy rany. To wierutne kłamstwo. Osiem lat później ból po stracie rodziców przeszywa mnie aż do szpiku kości. Ból, który nigdy nie zniknął. Wciąż wywołuje przerażające koszmary.
– Tak się cieszę na pierwszy dzień mojego małego skarbeńka w szkole. – Ciocia Blair szybko ściska mnie ponownie. – Nie zapomnij o swoich lekach i żadnego śmieciowego jedzenia. Daj im popalić, kochanie.
Czekam, aż ciocia wsiądzie do samochodu, po czym krzyczy coś na opieszałego kierowcę jadącego przed nią. Ciotka nie lubi marnować swojego cennego czasu, dlatego czuję się winna, że uparła się, żeby mnie podwieźć.
Patrzę, jak samochód znika. Powstrzymuję chęć zadzwonienia po nią, żeby wróciła i mnie stąd zabrała. Teraz jestem naprawdę zdana sama na siebie. Nieważne, ile mam lat, uczucie osamotnienia nie jest czymś, o czym się zapomina.
Wpatruję się w stojący przede mną masywny budynek.
Stara architektura sprawia niesamowicie imponujące wrażenie. Dziesięć wysokich wież zdobi obwód głównego, trzypiętrowego budynku, który z kolei stoi na dużym terenie, otoczonym ogromnym ogrodem, pasującym bardziej do pałacu niż placówki edukacyjnej.
Iście królewski budynek, tak jak zresztą wskazuje jego nazwa.
Szkoła położona jest na obrzeżach Londynu i została założona przez króla Henryka IV na początku XV wieku, aby zapewnić edukację przyszłym uczonym, którzy później służyli na jego dworze. Z biegiem lat każdy kolejny król wykorzystywał ją do kształcenia swoich najzdolniejszych poddanych.
Następnie placówka stała się własnością rodzin arystokratycznych i innych wpływowych osób. Czesne wynosi tyle, że nikt przypadkowy nigdy nie postawi tu stopy. Royal Elite School – czyli RES – przyjmuje tylko mały procent najinteligentniejszej i obrzydliwie bogatej elity. Dzieci uczęszczające tutaj odziedziczyły zarówno wysoki iloraz inteligencji, jak i zera na kontach bankowych swoich rodziców.
Większość premierów, członków parlamentu i potentatów biznesowych ukończyło Royal Elite School.
Wysoko uprzywilejowana szkoła może dać mi pewny awans do Cambridge. Ciocia Blair i wujek Jaxon również się tam uczyli, a są moimi wzorami do naśladowania. Wspierają mnie na każdym kroku w drodze do mego marzenia. W końcu to praca zespołowa.
Nareszcie mam szansę uciec od wszystkich plotek z mojej starej szkoły i zacząć wszystko od nowa.
Świeża strona.
Nowy rozdział.
Tabula rasa².
Spoglądam na mundurek, który ciocia wyprasowała do perfekcji, i na urocze czarne balerinki, które dostałam w prezencie od wujka Jaxona. Niebieska spódnica jest obcisła w talii i sięga nieco powyżej kolan, a pończochy podkreślają moje długie nogi. Białą koszulę zapinaną na guziki mam włożoną w spódnicę. Granatowa wstążka wije się wokół mojej szyi jak delikatny krawat. Założyłam również obowiązkową marynarkę szkolną, na której wyszyto złote godło RES: tarczę, lwa i koronę.
Moje jasne blond włosy opadają puszystym kucykiem na plecy. Przeszłam samą siebie, nakładając odrobinę makijażu. Tusz podkreśla moje rzęsy i jasnoniebieskie oczy. Psiknęłam się nawet perfumami mojej cioci, marki Niny Ricci.
Dziś jest dzień, który zdeterminuje moje życie na najbliższe trzy lata. Do diabła, zdeterminuje całe moje życie, jeśli – kiedy – dostanę się na Cambridge, więc muszę zrobić wszystko na tip-top.
Przechodząc przez ogromne, zwieńczone kamiennym łukiem wejście do szkoły, staram się naśladować pewność siebie innych uczniów. To trudne, gdy już po kilku krokach czuję się jak outsider. Uczniowie noszą swoje nieskazitelne mundurki, jakby były wykonane z materiału podszytego złotem. Aura wysoko urodzonych, możnych i nieco snobistycznych dzieciaków dociera do mnie z każdej pogawędki i z każdego miarowego kroku.
Dziewięćdziesiąt procent Royal Elite School uczęszczało wcześniej do Royal Elite Junior³. Rozmawiają między sobą jak starzy przyjaciele po wakacjach, podczas gdy ja wyróżniam się jako samotnik.
Znowu.
Czuję, jak wrażenie swędzenia zaczyna drażnić mnie pod skórą i rozprzestrzeniać się wzdłuż rąk. Mój oddech się pogłębia, a kroki nabierają siły, kiedy wracają wspomnienia.
Biedactwo.
Słyszałaś, co się stało z jej rodzicami?
Słyszałam, że ciotka i wujek ją przygarnęli.
Odrzucam głosy i podnoszę wysoko głowę. Tym razem jestem zdecydowana wtopić się w tłum. Nikt tutaj nie wie o mojej przeszłości, a jeśli specjalnie nie będzie się interesować, to nigdy się o niej nie dowie.
Elsa Quinn to nowa osoba.
Przy wejściu dostrzegam uczennicę, która unika tłumu, przemykając boczną ścieżką prowadzącą do ogromnych podwójnych drzwi. Zauważam ją, ponieważ sama również rozważałam tę drogę.
Choć bardzo chciałabym się dopasować, tłumy powodują to nieprzyjemne swędzenie pod skórą.
Spódnica samotnej uczennicy jest większa od mojej. Nieznajoma jest grubsza ode mnie i ma okrągłe, ale jednocześnie najsłodsze rysy, jakie kiedykolwiek widziałam u dziewczyny w moim wieku. Z jej ogromnymi podkrążonymi oczami, pulchnymi ustami i zaplecionymi w warkocz długimi brązowymi włosami wygląda prawie jak dziecko.
Jest pierwszą osobą w tej szkole, która nie wywołuje u mnie uczucia „nietykalnej”.
Doganiam ją i dorównuję jej szybkim krokom.
– Cześć – odzywam się.
Jej głowa odwraca się w moją stronę, ale nieznajoma zaraz spogląda na swoje stopy i zaciska uchwyt na pasku torby.
– Przepraszam. – Uśmiecham się w najbardziej przyjacielski sposób, na jaki mnie stać. – Nie chciałam cię przestraszyć.
Być może ona też jest jednym ze świeżaków i czuje się onieśmielona.
– Nie powinnaś ze mną rozmawiać – szepcze pod nosem. Nawet jej głos jest słodki.
– Dlaczego nie?
Po raz pierwszy spogląda na mnie oczami, które są tak mocno zielone, że prawie mienią się jak morze w tropikach.
– O rany! Masz piękne oczy!
– D-dzięki. – Jej usta wykrzywiają się w nieśmiały uśmiech, jakby jej tego zabraniano. Próbuje mnie spławić, gdy mówi: – Jesteś zbyt ładna, nie powinnaś rozmawiać ze szkolnym wyrzutkiem.
– Wyrzutkiem? – powtarzam echem, nie dowierzając. – Nie ma czegoś takiego jak wyrzutek. Jeśli będę chciała z tobą porozmawiać, zrobię to.
Wydyma dolną wargę i tak mnie kusi, żeby uszczypnąć jej urocze policzki.
– Czy ty też jesteś tu nowa? – pytam, zamiast zachowywać się jak wariatka przy pierwszym spotkaniu.
Kręci głową.
– Uczyłam się w REJ.
– REJ?
– Royal Elite Junior.
– Och.
Założyłam, że jest tu nowa, patrząc po tym, że nie była otoczona przez hordę ludzi. Może jej przyjaciele jeszcze nie dotarli.
– Chcesz, żebym cię oprowadziła? – pyta nieśmiało cichym głosem.
Znam okolicę. Wraz z ciocią i wujkiem przyjechaliśmy tu latem, ale nie odrzucę szansy na związanie się z moją pierwszą potencjalną przyjaciółką.
– Jasne. – Przeplatam moje ramię z jej. – Jak masz na imię?
– Kimberly. A ty?
– Elsa. I dodam tylko, że urodziłam się dużo wcześniej, niż wyszedł film Disneya.
Wydaje z siebie cichy śmiech.
– Twoi rodzice muszą być jasnowidzami.
– Ciocia powiedziała, że mama nazwała mnie po szwedzkiej pielęgniarce, która uratowała wiele osób w obu wojnach światowych i miała przydomek Anioł Syberii. Wiesz, Syberia, Elsa, a potem Kraina lodu i królowa lodu? Może mama jednak była jasnowidzką. Wiem, jakie to lamerskie.
– Nie. To takie fajne. – Jej nieśmiałość powoli znika, gdy idziemy razem. Teraz, kiedy jest obok mnie, nie czuję się już taka samotna.
Mój uśmiech pogłębia się, gdy Kimberly pokazuje mi eleganckie, ogromne klasy, szatnie czy basen, którego zawsze unikałam. Na samym końcu pokazuje mi drzwi do biura dyrektora, o którym żartuje poetyckim tonem, że i tak nigdy nie zobaczymy go od środka.
Moje trzy lata w RES będą cudowne. Prawie to czuję.
Kiedy docieramy do ogromnego, jasnozielonego boiska piłkarskiego, przejmuje mnie inny rodzaj zachwytu. Nie tylko dlatego, że uwielbiam Premier League i jestem zagorzałą fanką Arsenalu, podobnie zresztą jak wujek, ale także z powodu długiej bieżni otaczającej boisko.
Ta szkoła jest zdecydowanie lepiej wyposażona niż moja poprzednia, więc będę mogła dalej uprawiać biegi! Mam nadzieję, że moje serce nie zacznie znów szaleć.
Tłum uczniów RES gromadzi się w pobliżu ogrodzenia, które otacza boisko. Chętne pomruki i podekscytowane spojrzenia unoszą się w powietrzu i smakują jak Boże Narodzenie lub pierwsza wizyta dziecka w parku rozrywki. Wszyscy wydają się naturalnie przyciągani do tego miejsca i mnożą się z sekundy na sekundę.
– Elity.
– Są tutaj.
– Mają mistrzostwo w kieszeni.
– Na pewno.
– Widziałaś, jak się zmienił przez wakacje? Dałabym mu.
– Zamknij się. Nawet nie wie, że istniejesz.
Podczas gdy wszyscy wokół wesoło gawędzą, Kimberly stoi z dala od tłumu, przy ścianie obok wyjścia. Jej szczery, choć nieśmiały uśmiech znika, a jasna skóra robi się jeszcze bledsza.
Dołączam do niej i podążam za jej spojrzeniem. Na boisku zawodnicy drużyny piłkarskiej podają sobie piłkę głowami lub ramionami. Nie grają meczu ani nawet nie są w koszulkach szkolnej drużyny. Dziewczyny wyglądają ładnie w szkolnych mundurkach, ale chłopcy wręcz zabójczo, zwłaszcza jeśli mają wysportowane ciała, jak ci, których teraz oglądam. Mają na sobie wyprasowane granatowe spodnie, białe koszule i dopasowane marynarki, podobne do naszych. Jedyną różnicą jest to, że chłopcy noszą czerwone krawaty z symbolem szkoły.
Uwaga tłumu kieruje się na czterech chłopców stojących z boku, którzy na wpół grają z drużyną, a na wpół rozmawiają między sobą.
Nie trzeba być geniuszem, żeby zorientować się, że stanowią swoistą elitę wśród elit.
Wzrok Kimberly pada na najwyższego chłopaka, który rzuca piłkę w powietrze i śmieje się jak młoda gwiazda filmowa. Ma klasyczną, złotą, chłopięcą urodę: ulizane blond włosy, ostrą linię szczęki, opaloną skórę i oślepiający uśmiech, który zachwyca nawet z tej odległości.
Jednak wyraz twarzy Kimberly nie jest pełen podziwu czy podniecenia jak u wszystkich obecnych. Jeśli już, to… grozy?
– Kim oni są? – Moja ciekawość bierze górę.
– To elita elit. – Jej głos drży, autentycznie drży. – Jeśli chcesz mieć spokojne życie w RES, to musisz stać po ich stronie.
– To niedorzeczne. – Dzieci nie mogą przecież rządzić szkołą. – Co to za przystojniak?
– Xander Knight, a na drugie ma kłopoty – wyszeptuje szybko, jakby chciała wziąć nogi za pas. – Lubię cię, Elsa, i mówię serio, kiedy ostrzegam, żebyś trzymała się ode mnie z daleka.
Tak czy inaczej, gość raczej niezbyt mnie interesuje. Rzucam na niego kolejne spojrzenie.
Włosy na karku nagle stają mi dęba, gdy zauważam najpiękniejsze, choć jednocześnie najbardziej mrożące krew w żyłach oczy, jakie kiedykolwiek widziałam.
Nie zauważyłam wcześniej tego chłopca, bo był w połowie ukryty za Xanderem i jego piłką. Chłopak jest prawie tego samego wzrostu co Xander, aczkolwiek o wiele bardziej barczysty. Nie nosi krawata i wygląda na niezwykle przystojnego. Czarne włosy o atramentowej barwie są długie i gładkie na środku, ale po bokach przycięte. Jego nos ma arystokratyczny wygląd, choć wydaje się nieco krzywy, jakby był kiedyś złamany. Ta mała niedoskonałość dodaje mu jeszcze więcej tajemniczości.
Coś w mojej piersi się porusza. Nie wiem co, ale po prostu się rusza.
To tak, jakby w zakamarkach mojej klatki piersiowej czaił się więzień, który teraz postanowił, że zamierza wyjść na wolność.
Nawet kiedy chcę zerwać kontakt wzrokowy, to nie mogę. Chłopak wpatruje się we mnie z lekko przechyloną głową i cichym, maniakalnym zainteresowaniem, jakby spotykał starego przyjaciela. Albo wroga.
– O kurwa, kurwa! – Kimberly łapie mnie za marynarkę i ciągnie w kierunku wyjścia.
– Co…? – Jestem otumaniona i lekko rozkojarzona od zerwania kontaktu wzrokowego z tym chłopakiem.
– Po prostu idź, Elsa – syczy cicho, stawiając szybkie kroki wzdłuż chodnika.
– Dlaczego odchodzimy?
– King – mamrocze, dysząc. – Cholerny Aiden King!
– I… kto to jest?
– Jak samo nazwisko wskazuje, jest królem. Dziedzicem King Enterprises i tej cholernej szkoły. Rodzice jego i innych są właścicielami tego miejsca i nie warto z nimi zadzierać.
– Okej…
Ja też nie chcę z nim zadzierać. Jest na to zbyt atrakcyjny. Nie potrafię nawet określić, co we mnie wstąpiło, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Chłopcy mnie nie interesują. Jestem za bardzo kujonowata, a dobre oceny zawsze stawiałam ponad wszelkimi dramami z chłopakami. Nie mam zamiaru teraz tego zmieniać, zwłaszcza że moje marzenie o Cambridge jest w zasięgu ręki. Więc dlaczego kusi mnie, żeby jeszcze raz spojrzeć w te metaliczne oczy?
– Och. Cholera! – Kimberly znowu przeklina. – Idą tu.
Zerkam przez ramię i zauważam, że Aiden i Xander kroczą w naszą stronę, a reszta drużyny piłkarskiej podąża za nimi jak gang w jakimś filmie o mafii. Wszystkie śmiechy cichną, nawet paplanina przechodniów zostaje gwałtownie przerwana, i wokół zapada grobowa cisza.
Tłum rozstępuje się przed nimi jak Morze Czerwone przed Mojżeszem.
– Uciekaj! – szepcze Kimberly. Jej paznokcie wbijają się w mój nadgarstek tak mocno, że jestem pewna, iż zaraz wypłynie z niego krew.
– Dlaczego miałabym uciekać?
Przez moją krótką wymianę zdań z Kimberly docierają do nas w mgnieniu oka i blokują nasz nieudany bieg do wyjścia.
Z bliska rzęsy Aidena są grube i tak samo atramentowe jak jego włosy. Na krawędzi jego głębokich oczu widnieje mały, śliczny pieprzyk.
Rzuca mi zimne spojrzenie spode łba, które pasuje do koloru jego tęczówek.
Może to instynkt, ale coś mi mówi, że powinnam się bać tego chłopaka. Coś wczepia się w moją klatkę piersiową, krzycząc, żebym uciekała i nie oglądała się za siebie. To niedorzeczne. Nie znam Aidena, więc dlaczego miałabym uciekać?
– Czy to nie Berly? – pyta Xander Kimberly luźnym tonem, zanim jego usta wykrzywią się w okrutnym uśmieszku. – W tym roku wyglądasz jeszcze bardziej kujonowato.
Wszyscy wokół nas wybuchają śmiechem, rzucając w stronę dziewczyny obraźliwe teksty dotyczące jej tuszy. Moje policzki zabarwiają się na czerwono, ale bynajmniej nie z powodu zawstydzenia, a dlatego, że inni nabijają się z Kim.
Krew aż się we mnie gotuje. Chcę wbić w ziemię tę złotą buźkę Xandera.
Otwieram usta, żeby coś powiedzieć, jednak powstrzymuję się, kiedy Kim opuszcza głowę i z drżącymi wargami przebiega obok Xandera do wyjścia. Chłopak z paskudnym uśmieszkiem odprowadza ją wzrokiem.
Powinnam była przewidzieć, co się zaraz stanie, a mimo to sytuacja mnie zaskakuje. Silna ręka owija się wokół mojego gardła i przyciska mnie do ściany. Moje plecy uderzają o cegłę, a ból strzela w dół kręgosłupa i zaciska dół żołądka. Zawsze uważałam się za odważną, ale nic, absolutnie nic nie mogło mnie przygotować na ten nagły, agresywny atak ze strony zupełnie obcego człowieka.
Szare oczy, które jeszcze kilka sekund temu uważałam za piękne, zaglądają w moją duszę z morderczą intencją. Ciemny cień na twarzy Aidena przeraża mnie bardziej niż jego uścisk na moim gardle.
Jego druga ręka zaciska się na mojej szczęce, a usta drżą mi na myśl, że skręci mi kark.
– C-co robisz?
Pochyla się do przodu, tak, że jego usta znajdują się kilka cali od moich.
– Zniszczę cię – warczy.
Te słowa przypieczętowują mój los.ROZDZIAŁ DRUGI
Dwa lata później
Nareszcie ostatni rok w szkole. W przyszłym wybieram się do Cambridge.
Nie da się tego jakoś przyspieszyć i od razu pójść na studia?
Według systemu oceniania nie ma takiej możliwości.
Mini cooper wjeżdża na parking przed szkołą z taką prędkością, że opony aż piszczą.
Wydaję z siebie zduszony okrzyk:
– Kim!
Szczerzy się do mnie, jakby przed chwilą wcale o mało nie wjechała w słup.
– No co? Silver prawie zajęła mi miejsce, a nie pozwolę więcej tej suce wygrać.
Moje usta rozciągają się w uśmiechu. Jestem taka dumna z tego, jak bardzo Kim zmieniła się podczas tego lata. Pojechała na obóz w celu samouduchowienia i wróciła jako ta pewna siebie, uśmiechnięta dziewczyna. Gdybym tylko mogła równie łatwo jak ona zapanować nad swoim wewnętrznym chaosem.
Wpatruje się w swoją twarz w lusterku wstecznym.
– Jak wyglądam?
Kolejna rzecz, która zmieniła się w Kim przez lato? Straciła ponad dwadzieścia funtów⁴ i wróciła z ciałem jak u modelki. Nawet jej twarz się wyszczupliła, przez co kości policzkowe stały się powabnie wydatne. Chociaż trochę brakuje mi jej pyzatych policzków. Miętowozielone pasemka sprawiają, że wygląda jak wróżka. Ma na sobie krótką spódnicę. Nawet za krótką jak na mój gust. Wystarczyłby lekki podmuch wiatru, żeby wszyscy mogli zobaczyć majtki dziewczyny.
Odpinam pasy bezpieczeństwa.
– Zawsze byłaś ładna, Kim.
– Tylko według ciebie, Ellie. – Przewraca oczami. – No i mojego taty, ale wy się nie liczycie.
– Hej! – mówię. – Jak to niby się nie liczę?!
Wystawia język. Determinacja iskrzy w jej ciemnozielonych oczach.
– Dzisiaj pokażę tym frajerom, na co mnie stać. Będę chodziła z wysoko uniesioną głową tak jak ty.
Nie mogę się powstrzymać od niezręcznego uśmiechu. Kim myśli, że jestem taka odważna, jednak nie zna całej prawdy.
Silver uderza w okno samochodu Kim, a jej nozdrza drżą z wściekłości.
– Ty gruba suko!
Dwie z jej lizusek idą za nią, jakby były jej małymi kaczątkami. Wszystkie ciężko dyszą, ale wątpię, żeby to miało coś wspólnego z pogodą.
Silver Queens jest w każdym calu stereotypem wrednej dziewczyny. Blondynka. Wysoka. Smukła. Jej matka jest członkiem parlamentu, a ojciec ministrem. Należy też do dziesięciu procent najlepszych uczniów w szkole. Ma wszystko i dba o to, by wszyscy w Royal Elite School o tym nie zapominali.
Kim opuszcza szybę, szczerzy się do Silver i pokazuje jej środkowy palec.
– Pierdol się, suko.
Szczęki Silver i jej sługusów opadają tak mocno i szybko, że gnębicielki kompletnie zapominają języka w gębie.
Ja też zaniemówiłam. Moja najlepsza przyjaciółka nie przeklina i z pewnością nie pokazuje ludziom (a raczej dręczycielom) środkowego palca. Kim nie zmieniła się wyłącznie z wyglądu. O nie, nie, nie. Świat tylko zyskał na jej nowej pewności siebie.
– Chodźmy, Elle. – Kim otwiera drzwi auta, odpychając nimi jednocześnie oszołomione wredne dziewczyny.
Biorę swój plecak i również wychodzę. Trzymam głowę wysoko, gdy spoglądam z góry na Silver.
– Na co się gapisz, Królowo Lodu? – prycha Silver.
No tak. Mój ukochany przydomek w RES. Ale to nie z powodu filmu Disneya. Nie.
Od pierwszego dnia, kiedy dołączyłam do RES, zostałam natychmiast naznaczona jako wyrzutek. Kim i ja znalazłyśmy się w centrum każdego żartu o grubasach i kujonach. Podczas gdy Kim – ta stara Kim – chowała się w ogrodzie za szkołą, dopóki wszyscy nie poszli na zajęcia, ja chodziłam po korytarzu z wysoko podniesioną głową.
Ciotka i wujek nie wychowali mnie na popychadło. W szkole trzymałam się na uboczu, ale nigdy nie pozwoliłam nikomu odebrać mi godności.
Najwyraźniej mam twarz wiecznie wkurzonej suki. Stąd to przezwisko.
– Och, przepraszam. – Staram się utrzymać kamienny wyraz twarzy, kiedy napotykam złośliwe spojrzenie Silver. – Nie chodziło o ciebie. Nie gapię się na byle kogo.
Biorę Kim pod ramię i przechodzimy przez ogromne drzwi szkoły. Jej dziesięć wież wygląda tak upiorne, że wydaje się, jakby zostały wyrwane z horroru, a nie były elementem prestiżowej architektury starego budynku. Chociaż tak naprawdę już od pierwszego dnia kategoryzowałam RES właśnie jako horror.
Moje dłonie stają się wilgotne od potu, a ciało napina się, jak gdyby szykowało się do walki.
Kim się uśmiecha, ale jest to wymuszone. Widzę, jak jej nos drga z niepokoju.
– Damy radę – mówię bardziej do siebie niż do niej.
Jeszcze jeden rok w tym piekle. Jeszcze jeden rok do Cambridge.
Kim kiwa głową w górę i w dół, przez co jej kosmyki w kolorze mięty bujają się do rytmu.
– Jeśli umrzemy – żartuję – chcę przejść w pełny tryb szekspirowski. Ma być totalnie tragicznie.
Przyjaciółka śmieje się gardłowo.
– „Idą, czas kończyć!”⁵
Wybuchamy śmiechem, gdy kierujemy się w dół ogromnego głównego korytarza. Złote logo szkoły – tarcza, lew i korona – zdobi hol wejściowy i tablicę ogłoszeń.
W momencie kiedy przekraczamy wejście i wchodzimy na wypełnione innymi uczniami korytarze, zaczyna się prawdziwy koszmar.
– Hej, Królowo Lodu. Zamroziłaś jakieś plaże tego lata?
– Gdzie jest twoja gruba przyjaciółka?
– Wypycha swój ciążowy kałdun węglowodanami?
Kim mocniej ściska moje ramię. Nie mogę uwierzyć, że nawet jej nie rozpoznają!
Prawdę mówiąc, sama musiałam spojrzeć na nią dwa razy po obozie letnim, żeby upewnić się, że to ona.
– Nadal ssiesz kutasy nauczycieli, Lodziaro?
Przygryzam dolną wargę, by ukoić przetaczającą się falę gniewu. Ta konkretna plotka sprawia, że mam ochotę kogoś z całej siły uderzyć. Dwa lata temu, po tym, jak wszyscy wyszli z klasy, upuściłam długopis w sali biologicznej. Kiedy opadłam na kolana, żeby go podnieść, moje włosy wplątały się w ławkę. To była tak naprawdę śmieszna sytuacja. Pan Silvester, nauczyciel biologii, pomógł mi wtedy, rozplątując moje włosy. Najwyraźniej jeden z tutejszych matołów zauważył ten moment i rozpuścił plotkę, że po lekcjach robiłam loda naszemu nauczycielowi biologii, po czym mu się oddałam. Na domiar złego było to tuż przed egzaminem, z którego uzyskałam doskonały wynik. Od tamtej chwili dostałam nową ksywkę: Lodziara.
Za każdym razem, gdy dostaję dobrą ocenę, oznacza to, że spałam z nauczycielem.
Oczywiście nikt nie mówi o tym, że Levi King, starszy kuzyn Aidena, spał z nauczycielką. I to na serio. Zostali przyłapani na gorącym uczynku przez samego dyrektora.
Ale nie. Jemu uszło to na sucho. Nauczycielka została wyrzucona i ostatecznie wyjechała za granicę. Na dodatek jego opiekun, potężny Jonathan King, prezes King Enterprises, dostał oficjalne przeprosiny od RES. Levi King wyszedł z tego bez szwanku. W rzeczywistości stał się jeszcze bardziej popularny, bardziej kochany i bardziej podziwiany. Dlaczego? Tylko dlatego, że ma na nazwisko King. A Kingowie mają więcej władzy niż faktyczna królowa tego kraju.
Levi King był uwielbiany przez wszystkich za pieprzenie się z nauczycielką, natomiast mnie nazywają szmatą z powodu bezpodstawnych plotek.
Kim ściska mnie tak mocno, że aż boli, choć stara się nie wyjść z trybu odważnej dziewczyny.
Jestem przyzwyczajona do tych bzdur i wyzwisk na korytarzach, ale Kim nie. Chcę ją chronić przed tymi wszystkimi draniami.
Najpierw chroń siebie, Elsa.
Kim i ja staramy się ich ignorować, rozmawiając o odbywających się w najbliższy weekend zawodach, w których biegnę, oraz o rozpoczęciu sezonu Premier League.
Z ulgą wypuszczamy powietrze z płuc, gdy w końcu docieramy do naszej klasy.
Przynajmniej ci frajerzy trzymają się z daleka, kiedy nauczyciele są w pobliżu. Ale tak to już jest z dręczycielami. Pracują tuż pod powierzchnią, omijając radar dorosłych.
RES to prestiżowa, elegancka szkoła, więc uczniowie muszą utrzymywać pewien wizerunek.
Bogaci są straszniejsi niż zwykli przestępcy. Mają wszystkie pieniądze i wpływy, które pozwalają im się wykręcić z każdej sytuacji. Nigdy nie są nazywani kryminalistami. Nie. Są elitami.
Kim zatrzymuje się gwałtownie dwa kroki od klasy, a ja wpadam na jej sztywne plecy. Ciężki oddech przyjaciółki staje się wyraźnie słyszalny. Mój własny nabiera tempa, a włosy na karku stają w gotowości.
Od tamtego dnia, kiedy weszłam do szkoły, nie daje mi spokoju ta zadziwiająco intensywna świadomość. Każdy cal mojego ciała jest przygotowany na nieuniknioną konfrontację. Na to zderzenie, ten ogień.
Biorę kilka głębokich oddechów i zaczynam moją codzienną mantrę.
Jestem kochana. Ciocia, wujek i Kim mnie kochają. Nie złamię się. Nie dzisiaj.
Muszę sobie przypominać o tych faktach, żeby pozostać silną i nie pozwolić mu się do mnie dobrać. Do tego właśnie zostałam doprowadzona przez tego diabła.
W końcu patrzę przed siebie, podążając za wzrokiem Kim.
Xander Knight. Cole Nash. Ronan Astor. Aiden King.
Czterech jeźdźców apokalipsy RES. Zasłużyli na ten tytuł za imponującą grę zespołową w drużynie piłkarskiej. Ja nazywam ich czterema dupkami. I wszyscy są tutaj, w naszej klasie.
Nic dziwnego, że Kim zamarła. Ledwo unikałyśmy ich gniewu bez chodzenia na te same zajęcia. A teraz będziemy musiały oddychać z nimi tym samym powietrzem przez cały rok. I to nie byle jaki rok, ale ostatni. Może muszę porozmawiać z ciocią i wujkiem o moich planach odnośnie do Cambridge.
Cała czwórka śmieje się i błaznuje. Xander rzuca piłkę do Ronana, a ten ledwie ją łapie, wypuszczając ciężko powietrze z płuc. Cole, nowy kapitan drużyny piłkarskiej po tym, jak Levi King ukończył szkołę w zeszłym roku, trzyma w ręku książkę i śmieje się cicho z pozostałej dwójki.
Moje spojrzenie błądzi w stronę głównego diabła. Władcy piekła. Czarnego króla. Można by pomyśleć, że lato w jakiś sposób wymaże go z mojej świadomości i moich koszmarów. A jednak nie.
Aiden jako jedyny siedzi. Jego nogi rozciągają się przed nim, skrzyżowane w kostkach. Palce ma splecione na brzuchu, co sprawia, że – zgodnie z nazwiskiem – wygląda jak król. Władca na swoim tronie. Diabeł w swoim piekle.
W ciągu lata, przez które na szczęście go nie widziałam, nabrał masy. Bez wątpienia jest to efekt obozu piłkarskiego. Marynarka jego mundurka rozciąga się na barczystych ramionach. Granatowe spodnie zaciskają się wokół umięśnionych ud. Mam wrażenie, że nawet nogi mu urosły. Jestem pewna, że trener jest dumny ze swojego pieprzonego gwiazdora.
Jego ciemne włosy są gdzieś pomiędzy zmierzwionymi a ulizanymi. W słabym świetle klasy ciemnoszare oczy chłopaka wydają się czarne. Cały emanuje tym kolorem: czarny umysł, czarne serce, czarna dusza.
Powinnam była posłuchać Kim tamtego dnia, kiedy powiedziała, że te małe gnojki rządzą szkołą. Ich rodzice są największymi udziałowcami. Wszyscy w RES, łącznie z niektórymi nauczycielami, padają przed nimi na kolana.
Wszyscy są synami ministrów lub lordów.
Wszyscy z wyjątkiem Aidena.
Jego ojciec jest przełożonym tych ministrów i reszty brytyjskich polityków. Jonathan King stoi na czele najlepiej prosperującego konglomeratu, nie tylko w tym kraju, ale i na całym świecie. Jeśli zasponsoruje jakiegoś polityka, to ta osoba może mieć pewność, że wygra wybory. Jeśli kogoś obali, ten ktoś na pewno zniknie i słuch o nim zaginie.
Tylko dlatego nie zgłosiłam tego, jak Aiden nas traktuje, ani nie wspomniałam o nim cioci i wujkowi. Quinn Engineering to firma płotka, a ich kontrakt z filią King Enterprises jest powodem, dla którego tak kwitną. Utrata firmy mogłaby ich zniszczyć. Nie mam pojęcia, co zrobi ten diabeł, jeśli komuś powiem, że się nade mną znęca. W końcu jest jedynym dziedzicem królestwa swojego ojca.
Ciocia i wujek uratowali mnie dziesięć lat temu, dlatego wolałabym umrzeć, niż w jakikolwiek sposób im zaszkodzić.
Ronan zauważa nas jako pierwszy. Jest typowym nastolatkiem o niechlujnych brązowych włosach i oczach o tym samym kolorze. Wszystko, na czym mu zależy, to imprezowanie i szlajanie się po szkole. Kim i ja jesteśmy prawdopodobnie jedynymi dziewczynami, których nie zerżnął. To pewnie dlatego oblizuje sugestywnie wargi, gdy ocenia nas z góry na dół, po czym zatrzymuje się i szturcha Xandera. Ten przerywa rzucanie piłki do Cole’a i zastyga. Dosłownie. Jego swobodny uśmiech opada, dołeczki znikają, a nastawienie chłopaka się zmienia.
Nowy wygląd Kim go zaszokował. Nie może wyjść z podziwu.
Oczy Aidena skierowane są na mnie. Mordercza energia wisi w powietrzu. Nawet nie muszę na niego patrzeć.
Xander wpatruje się w Kim z pogardą.
– Co ze sobą zrobiłaś, Berly?
Kim zaczyna drżeć ręka. Uczynił z jej życia prawdziwe piekło, podobnie jak Aiden z mojego. Jedyna różnica polega na tym, że Xander znęca się nad nią jeszcze od poprzedniej szkoły. Kimberly niechętnie wspomina tamte lata, ale biorąc pod uwagę, że zna tych dupków całe swoje życie, jestem całkiem pewna, iż to znęcanie się trwa nawet dłużej.
– Nie słuchaj go. – Nachylam się tak, że tylko ona może mnie usłyszeć. – Liczą, że zareagujesz. Nie okazuj tego.
– Myślisz, że teraz taka z ciebie laska? – Xander zbliża się do nas z ledwo ukrywaną groźbą.
Kim kurczy się przy mnie, gryząc dolną wargę. Mimo tego, że wydawało się, iż zyskała nową odwagę, nie mogę jej naprawdę winić. Xander jest zastraszającym dupkiem zarówno ze względu na swoją głupią atletyczną budowę ciała, jak i wpływy jako syn ministra. Poza tym upokarza ją przed klasą pełną dzieciaków, które zawsze jej nienawidziły.
– Kto jest nikim, już zawsze nim będzie, Kimberly – wypowiada jej imię z pogardą.
Jej dolna warga drży, co oznacza, że Kim zaraz się rozpłacze. Ten dupek zawsze doprowadza ją do łez.
– Xander, p-proszę – szepcze.
Uderza ręką w ścianę, a Kim się wzdryga.
– Nie wymawiaj mojego imienia!
– Wystarczy – odzywam się, obrzucając go twardym spojrzeniem.
– Nie mieszaj się do tego, Królowo Lodu – zwraca się do mnie, jednak cała jego uwaga jest zwrócona na Kim i jej pochyloną głowę.
Mam zamiar wciągnąć ją do ławki, kiedy Silver wpada przez drzwi, niosąc kubek z kawą. Jej sługuski idą za nią, przerzucając włosy i robiąc show ze swojego wejścia.
Świetnie.
Silver uderza mnie w ramię i rozlewa zawartość kubka na czoło Kim. Wydaję z siebie zduszony okrzyk, gdy biała koszula, marynarka, a nawet spódnica przyjaciółki natychmiast nasiąkają karmelową kawą. Kim zamyka oczy. Po jej policzku spływa pojedyncza łza. Reszta klasy wybucha śmiechem.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz, Silver? – Mam zamiar się na nią rzucić, ale Kim wbija mi paznokcie w ramię, co mnie skutecznie powstrzymuje.
– Ups! – Silver trzyma pusty kubek. – Idź się przebrać, Berly. Przy okazji zmień tę zdzirowatą spódnicę. Nie pasuje do twoich grubych bioder.
Jej sługuski chichoczą, po czym wszyscy w klasie idą w ślad za nimi.
Wszyscy oprócz mnie i czterech jeźdźców.
Kieruję wzrok na Aidena. Kręci piłką na palcu, ale nie obserwuje sceny, która właśnie miała miejsce. Patrzy prosto na mnie. Pomimo mojego postanowienia, by nie dać się wciągnąć w jego gierki, spotykam się z nim spojrzeniem. Przez chwilę czuję się tak, jakbyśmy w klasie byli tylko we dwoje. On jest otoczony przez swoje mordercze demony, podczas gdy ja brzydzę się tym, co robią jego sługusy.
Od pierwszej chwili, kiedy zapowiedział przed całą szkołą, że mnie zniszczy, stałam się wyrzutkiem w RES. Nawet nie musiał nic robić. Po prostu siedział jak król na swoim tronie i patrzył, co robią jego wierni poddani.
Znęcanie się i plotki, że sypiam z profesorami dla wysokich wyników, nigdy mnie nie ruszały, bo wiem, kim jestem. Na kogo wychowali mnie ciocia i wujek.
Każdy dzień jest bitwą w tej wojnie, którą wywołał Aiden. Czasami mam gorsze dni i chowam się w bibliotece lub płaczę sama w łazience. Jednak nigdy nie okazuję słabości przed nim. Nie, kiedy jestem prawie pewna, że czerpie z tego chorą satysfakcję.
Zazwyczaj siedzi sam, wyluzowany, patrząc uważnie, jak jego sługusy zamieniają moje życie w piekło. Tylko że w jego wyrazie twarzy nie ma nic spokojnego. Przysięgam, że gdyby demony mogły wylewać się z czyichś oczu, to wypełniłyby całą klasę.
Gdy gra w piłkę lub podczas zajęć, Aiden King jest w każdym calu złotym chłopcem: doskonałe oceny, as napastników Elit, zaraźliwy uśmiech.
Ale w moim towarzystwie? Aiden King to mroczny skurwiel. Rzuca mi tylko mordercze spojrzenia, jakby samo moje istnienie go obrażało. Jakbym była powodem niekończących się wojen i głodu na świecie. Ten dupek zniszczył mój świeży start w tej szkole. Moje marzenie. Moją czystą kartę.
Nienawidzę go.
Kim puszcza moją rękę i wybiega z klasy. Xander rusza za nią długimi susami. Próbuję biec za nimi, ale Silver blokuje mi drogę z plastikowym uśmiechem na twarzy.
– Ona nie potrzebuje niańki, Królowo Lodu.
– Zejdź mi z drogi – warczę. Kiedy się nie rusza, popycham ją i rzucam przez ramię do nikogo konkretnego: – Och, i jeśli musisz obrażać kogoś, żeby czuć się tak dobrze sama ze sobą, to ci współczuję.
Nie czekam na odpowiedź, bo biegnę już korytarzem. Zmierzam do ogrodu na tyłach szkoły, gdzie Kim zwykle się chowa lub – jak mawia – znajduje spokój. Po minucie biegu na pełnym gazie moje tętno przybiera nieregularny rytm.
Zatrzymuję się na rogu trzeciej wieży, żeby złapać oddech. Czuję, jak ściska mi się serce, a pot oblewa brwi.
Wdech. Wydech
Wdech. Wydech.
Wdech.
Wydech.
Wbijam paznokcie w pierś nad logo RES, gdy wychodzę z budynku i kieruję się do ogrodu. Z każdym krokiem, który stawiam na skoszonej trawie, ciężar przygniata moją klatkę piersiową. Mój oddech również staje się nieregularny. Skrawek paniki lokuje się gdzieś głęboko w moim wnętrzu. Mrowią mnie dłonie i ta znajoma chęć umycia ich bierze górę nad moimi zmysłami.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że mam brudne ręce. Muszę je wyszorować do czysta.
Ból w klatce piersiowej jest jak małe igiełki, które niestrudzenie kłują w serce, nawet gdy idę tak wolno, na ile tylko pozwala mi strach o Kim.
Nie mogę znowu mieć nawrotu choroby serca. Po prostu nie mogę.
Możliwość ponownego biegania nie przyszła łatwo po operacji. Mam za sobą niezwykle surową rehabilitację i całkowitą zmianę stylu życia. Ten koszmar nie może powrócić. Muszę biegać. Jeśli nie oczyszczę się ze stresu podczas biegania, to chyba zwariuję.
Sylwetki Kim i Xandera pojawiają się w małym domku na obrzeżach ogrodu. Ona płacze i krzyczy, ale nie jestem na tyle blisko, żeby wychwycić, co mówi. Do tego w uszach dzwoni mi tak głośno, że ledwo słyszę własny oddech. Nie jest dobrze. Mrugam dwa razy i oddycham przez nos, a potem przez usta.
Xander przyciska się do Kim przy krawędzi domku, blokując dziewczynie drogę ucieczki. Jej plecy uderzają o drewniany słup, a oczy się rozszerzają.
Może to dlatego, że jestem skołowana. Może w końcu miarka się przebrała. W końcu mam dość. Skończyłam z tymi dupkami rujnującymi nasze życia. Wyciągam telefon i włączam nagrywanie. Xander chwyta Kim za biodra, przyciągając ją do siebie. Chociaż mam ochotę odciąć mu kutasa za to, że miał czelność położyć rękę na mojej najlepszej przyjaciółce, wiem, że to nic nie da. Nagranie wideo jednak może wszystko zmienić.
Oczami wyobraźni widzę upadek Xandera Knighta. Albo zostawi Kim w spokoju, albo będę go szantażować nagraniem z dowodem na molestowanie seksualne. RES może być pod dowództwem jego ojca, ale prasa już nie. Byliby zachwyceni, słysząc, jak bardzo chory i zadufany jest syn ministra. Mam ochotę zrujnować jego przyszłość tak, jak on aktywnie rujnuje życie Kim.
Kiedy mam już wystarczająco dużo materiału, na którym Xander maltretuje Kim, zatrzymuję wideo i uśmiecham się z triumfem. Nawet mój problem z sercem blednie przy satysfakcji, którą czuję.
Ruszam w stronę domku, żeby zatrzymać Xandera.
Jakiś cień blokuje mi drogę.
Przestaję oddychać, gdy spoglądam w górę na swój koszmar.ROZDZIAŁ TRZECI
Aiden mnie nienawidzi. Gardzi mną.
Wyobrażam sobie, że nie raz odgrywał w myślach scenę mojej śmierci. Dlaczego? Nie wiem. Nigdy nie pytałam. Bo mam pewną zasadę: nigdy nie próbuj zrozumieć dręczycieli. To uprzywilejowane dupki, które wykorzystują swoją władzę do poniżania innych. Co tu jest do rozumienia?
Ale kiedy zauważam karcące spojrzenie Aidena, moje wcześniejsze myśli kurczą się za drżącym, wadliwym sercem. Przeraża mnie. Może to instynkt lub intuicja, ale czuję, że coś strasznego czai się za tym beztroskim uśmiechem i wizerunkiem gwiazdy piłki nożnej.
– Co robiłaś?
Jego głos jest spokojny i cichy, z lekką chrypką. Niektórzy uznaliby go za przyjazny, jednak ja wiem, że to jedna z wielu fasad Aidena. Głos, którego diabeł używałby do wabienia swoich ofiar.
Unoszę podbródek, choć ręka ściskająca telefon drży.
– Nie wiem, o czym mówisz.
Wyciąga dłoń.
– Oddaj go.
Zaczynam go omijać. Aiden robi krok w moją stronę. Jest kretyńsko wysoki i szeroki. W ogóle z niego kretyn. Blokuje mi widok na Kim i Xandera. Ale jeszcze nie skończył. Posuwa się naprzód. Jest tak blisko, że aż mogę dostrzec ten mały pieprzyk w kąciku jego prawego oka.
Z każdym jego krokiem instynktownie się cofam. Zasycha mi w gardle i nienawidzę tego, jak kurczę się przed barczystym ciałem Aidena.
Jest po prostu cholernie wysoki i ma tę maskę na twarzy, której nie jestem w stanie rozszyfrować. Jedyny obraz Aidena to ten, którym on sam dzieli się z resztą świata. Poza tym jest… niczym.
Mroczną tajemnicą.
Czarną dziurą.
Niekończącą się otchłanią.
Krzywię się, kiedy moje plecy uderzają o pień drzewa. Gdy próbuję przejść obok, ręka mojego dręczyciela wystrzeliwuje w górę i uderza w korę obok mojej głowy.
Jestem uwięziona, tak jak tego pierwszego cholernego dnia, kiedy go poznałam.
Od tamtej pory Aiden nigdy nie zbliżył się aż tak bardzo. W końcu to on jest królem. Wystarczy, że wyda dekret, a całe królestwo się przed nim ukłoni. Ludzie wykonują za niego brudną robotę – łącznie z zastraszaniem.
Pachnie żelem pod prysznic i jakimś własnym, niesprecyzowanym zapachem, tak jak wtedy, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. To dziwne, jak pewne rzeczy nigdy nie opuszczają naszych wspomnień.
Ponownie wyciąga rękę.
– Daj to, Królowo Lodu.
Królowa Lodu.
Jestem dla niego tylko tym przezwiskiem. To kolejna forma nękania i zastraszania.
Ale już zdecydowałam, że skończyłam z byciem ofiarą niesprawiedliwej wojny Aidena. Mam dość bycia tą, która zawsze pierwsza przerywa kontakt wzrokowy i spieszy w przeciwnym kierunku.
Powinnyśmy się postawić – słowa Kim grają w mojej głowie.
Gdybym to była stara ja, zrobiłabym wszystko, żeby uniknąć konfrontacji z Aidenem i trzymać się od niego z daleka. Zawsze chowałam swoje strachy między wadliwym sercem a klatką piersiową, ale Aiden musi się nauczyć, że świat nie kręci się wokół jego głupiego nazwiska.
Krzyżuję ręce na piersi i unoszę brodę.
– Nie.
Mruży lekko lewe oko.
– Za kogo ty się uważasz, Królowo Lodu?
– Za istotę ludzką, która zasługuje na pozostawienie w spokoju.
Przechyla głowę na bok, obserwując mnie swoimi demonicznymi oczami.
– Nie wszystkie istoty ludzkie żyją w spokoju. Dlaczego uważasz, że akurat ty powinnaś?
– Serio pytasz?
– Oddaj mi telefon. Nie powtórzę się już.
– Nie – mówię, a następnie dodaję, naśladując jego ton: – Nie powtórzę się już.
Wtedy robi coś niespodziewanego. Coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Jego palce owijają się wokół nadgarstka mojej ręki, w której ściskam telefon, a mój żołądek skręca się w bolesny, dziwny sposób.
Aiden nigdy mnie nie dotyka. Ostatni raz dwa lata temu, kiedy owinął swoją dłoń wokół mojego gardła.
Jego dotyk jest wciąż… taki sam. Bezlitosny. Szorstki. Duszący. Nie odcina mi tchu jak poprzednim razem, ale powietrze wokół mnie trzeszczy, a potem zupełnie przestaje istnieć.
Sięga w stronę telefonu, jednak otrząsam się z osłupienia, zanim Aidenowi udaje się wyrwać urządzenie. Szamoczemy się przez kilka sekund; albo raczej ja to robię, próbując go powstrzymać. Jest jak byk goniący za czerwoną płachtą. Niepohamowany, morderczy byk.
Dysząc, przysuwam telefon bliżej i przytulam go do piersi. Aiden nie waha się i sięga po niego.
Dlaczego, do cholery, myślałam, że ten dupek ma jakiekolwiek granice?
Próbując zablokować mojego dręczyciela jedną ręką, drugą luzuję wstążkę na tyle, by zrobić mały otwór, a następnie chowam telefon w staniku. Uśmiecham się triumfalnie, podnosząc dumnie podbródek w jego stronę.
Szare oczy Aidena błyszczą czymś, czego nie jestem w stanie odczytać.
– Musiałaś to spaprać.
– Co?
– Naprawdę myślisz, że to mnie powstrzyma? – pyta.
Wyciąga rękę prosto do mojej koszuli i rozpina pierwszy guzik. Jestem tak zszokowana, że gapię się z rozchylonymi ustami, nie reagując. Dopiero gdy dociera do drugiego, uderzam go w pierś.
– C-co ty, do cholery, robisz?! – krzyczę.
Zatrzymuje się, ponownie przechylając głowę na bok, z tym maniakalnym wyrazem na twarzy.
– Oddasz mi telefon?
– N-nie.
Kontynuuje więc rozpinanie guzików mojej koszuli. Czuję, jak moje gardło się zaciska, i mam wrażenie, że zaraz dostanę ataku paniki. Próbuję odepchnąć Aidena, ale trzyma mnie mocno w żelaznym uścisku.
– P-przestań!
Przez moje żyły przepływa dziwny pęd, który napina moje mięśnie. Nie mam pojęcia, jak to wyjaśnić – poza tym, że chcę, żeby Aiden zabrał swoje brudne łapy!
Ponownie próbuję go odepchnąć, jednak zdążył już odpiąć trzy pierwsze guziki, odsłaniając krawędź mojego stanika.
Moje usta rozchylają się, kiedy uświadamiam sobie, co jeszcze jest w pełni widoczne: blizna po operacji.
Przez lata robiłam wszystko, co w mojej mocy, żeby nikt jej nie zauważył. Nigdy nie nosiłam nisko wyciętych koszulek. Kupowałam jednoczęściowe stroje kąpielowe, które zakrywały moje piersi. Nie lubię nawet pokazywać jej mojej ciotce. Kim widziała ją chyba dwa razy i nawet wtedy tylko przez przypadek.
A teraz Aiden się na nią gapi. Nie. On nie tylko się gapi. Pożera ją wzrokiem, jakby to było jakieś cudo. Przestaje walczyć z moją koszulą, ale nie zabiera palców z czwartego guzika. W końcu go rozpina, tak że koszula jest rozpięta aż za stanik, ukazując w pełni ukośną bliznę u góry mojej lewej piersi.
Brzydka.
Długa.
Wyblakła.
Powodem, dla którego zaczęłam ją ukrywać, były przykre spojrzenia ludzi. Nawet ciotka Blair czasami tak na mnie patrzyła.
Jednak wyraz twarzy Aidena w ogóle nie wyraża litości. Choć nie spodziewałam się, że taka emocja może w ogóle zaistnieć w jego czarnej duszy, to sądziłam, że jego diabelskie serce przynajmniej trochę zmięknie.
Nie mogłam się bardziej mylić. Oczy Aidena już wcześniej były mordercze, ale teraz sprawia wrażenie, jakby chciał mieć nóż, którym mógłby rozciąć moją bliznę i wyrwać mi serce.
Słyszę, jak gałązki łamią się pod pobliskimi krokami. Otrząsam się z osłupienia, odpycham Aidena i odwracam się, by ponownie się zasłonić. Mój oddech skraca się mimo prób jego uregulowania. Wyczuwam na plecach niechciane ciepło mojego dręczyciela. Jeden krok bliżej i poczułabym jego oddech na szyi. Albo znając Aidena – nóż.
– Stary. – Chłodny głos Xandera rozbrzmiewa zza mnie. – Przygruchałeś sobie Lodową Księżniczkę?
– Właściwie to Lodową Księżniczkę zostawiam tobie. Ma coś dla ciebie.
Kiedy już zapinam guziki koszuli, telefon wciąż trzymając schowany w staniku, obracam się wokół własnej osi. Staję na palcach i zerkam za Xandera, ale nigdzie nie widzę Kim.
Knight wygląda jak zwycięzca, jakby właśnie zrobił coś, z czego może być dumny.
Jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdził Kim, wydrapię mu oczy i wyrwę te głupie dołeczki.
– Dla mnie? – Xander przenosi wzrok ze mnie na swojego dupowatego przyjaciela.
– Nagrała cię. – Aiden nie zaszczyca mnie spojrzeniem. – Jestem pewien, że myśli o wykorzystaniu tego przeciwko tobie w mediach społecznościowych i prasie, aby zrujnować przyszłość twoją i twojego ojca. Czy jakoś tak.
Nie mogę powstrzymać szczęki przed opadnięciem, nawet gdybym próbowała. Aiden całkowicie rozgryzł mój plan, co do joty.
Czy jestem aż tak oczywista?
Xander wybucha śmiechem, jakby rzeczywiście uważał to wszystko za zabawne, a usta Aidena wykrzywia okrutny uśmieszek, jak gdyby to był jakiś ich wewnętrzny żart.