- promocja
- W empik go
Devilish Love - ebook
Devilish Love - ebook
Kontynuacja historii bohaterów Devilish Game.
Madison jest pewna, że czuje coś poważnego do Noaha. Po tym, jak mężczyzna wychodzi ze szpitala i zaczyna się w końcu przed nią otwierać, kobieta liczy, że nareszcie zbudują coś stabilnego.
Jednak jest w błędzie.
Noah nie chce się angażować w związek z Maddy. Wprost mówi jej o dziewczynie, z którą kiedyś go coś łączyło. Wydaje się, że jego serce skuwa lód i mężczyzna nigdy nie będzie w stanie stworzyć z Madison relacji opartej na prawdziwej miłości oraz wierności.
W końcu postępowanie Noaha przelewa czarę goryczy i mężczyzna rani Maddy w najgorszy możliwy sposób. Oni nie mają przed sobą żadnej przyszłości. W końcu nie da się zmienić diabła, on nie potrafi kochać.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8320-990-6 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
MADISON
Noah jest w tragicznym stanie.
Na liczniku widniało sto osiemdziesiąt, drżące dłonie mocno oplatały skórzaną kierownicę, a w serce wbijało się miliard igieł, przyprawiających mnie o niesamowity ból w klatce piersiowej. Co chwilę zerkałam w ekran swojego telefonu, na którym miałam ustawioną nawigację. Było już po trzeciej, a pogoda do jazdy samochodem nie była najlepsza. W przednią szybę uderzały krople deszczu, z sekundy na sekundę coraz mocniej. Ale nie skłaniało mnie to do zwolnienia, nie, gdy on leżał w szpitalu. W tragicznym stanie. Co jakiś czas wyprzedzałam inne pojazdy, które niejednokrotnie trąbiły na mnie w odpowiedzi. Nie przejmowałam się niczym. Bałam się o niego. Żółć podchodziła mi do gardła, a ja czułam, że za chwilę tutaj zejdę. Nie wiedziałam, jakich dokładnie informacji mogę się spodziewać.
Za nic w życiu nie pogodziłby się z kalectwem; może i krótko się znaliśmy, jednak wiedziałam, że akurat tej jednej rzeczy nigdy nie przetrawi. Jego motorem napędowym była adrenalina. To na wyścigach spędzał większość swojego czasu, bo tam czuł się dobrze i mógł wyładować negatywne emocje. Miałam cholernie dużo pesymistycznych wizji, głowa pękała mi z bólu, a po policzkach spływały łzy, jedna za drugą.
Po dobrej godzinie byłam już na miejscu. Błyskawicznie zgasiłam silnik i wyszłam z auta po kilku sekundach. Zablokowałam drzwi pilotem i biegiem udałam się w stronę wysokiego budynku. Po wejściu do środka skierowałam się do recepcji, przy której, o dziwo, nie było kolejki. Nerwowo starłam łzy z twarzy, kiedy zza okienka wyłoniła się starsza kobieta o siwych włosach.
– Dobry wieczór, ja do narzeczonego. Miał wypadek samochodowy, nazywa się Noah Woods – skłamałam, ponieważ, gdybym tego nie powiedziała, za żadne skarby by mnie do niego nie wpuścili. Kobieta otaksowała mnie wzrokiem, a po chwili spojrzała na kartę pacjentów. – Muszę wiedzieć, co z nim jest.
Westchnęła ciężko, po czym zsunęła z nosa okulary. Nachyliła się do okienka i złączyła dłonie, uważnie na mnie spoglądając.
– Złamany obojczyk, pęknięte żebro i wstrząs mózgu, ale nie jest on na tyle rozwinięty, by towarzyszył pani narzeczonemu zbyt długo. Rozcięcie łuku brwiowego i miejscowe obicia. Pan Noah Woods leży w sali dwieście trzydzieści sześć. Proszę przedstawić się pielęgniarce, która znajduje się na jego piętrze i zapewne wpuści panią do sali – poinformowała, a moje serce zabiło szybciej, gdy usłyszałam o wszystkich obrażeniach, które towarzyszyły Noahowi.
– Bardzo pani dziękuję – odpowiedziałam drżącym głosem, a następnie zerwałam się w stronę wind. Wcisnęłam przyciski przy wszystkich możliwych i weszłam do tej, która jako pierwsza się otworzyła.
Po dotarciu na odpowiednie piętro ruszyłam przed siebie, dostrzegając szatyna siedzącego na jednym z krzeseł. Łokciami opierał się o kolana, a twarz miał schowaną w dłoniach. Zajęłam miejsce obok niego i objęłam go ramieniem. Usłyszałam cichy szloch, co uderzyło we mnie z podwójną siłą. Nic nie bolało mnie bardziej od widoku, w którym mężczyzna wylewał słone łzy.
– Dalej nic – wyszeptał. W jego głosie mogłam wyczuć strach. – Lekarze ciągle tam łażą i nie raczą mi powiedzieć, co dokładnie się dzieje. Czemu nie mogą go wybudzić?! – krzyknął z bezradności. Mocniej przyciągnęłam go do siebie i oparłam głowę o jego ramię. Przesuwałam palcami to w górę, to w dół, a z moich oczu popłynęły kolejne łzy.
– Spokojnie, wszystkiego się dowiemy, Will – wymamrotałam, wolną rękę kładąc na jego udzie, przez co chłopak błyskawicznie się spiął. – Najważniejsze, że żyje. Jest silny, na pewno niedługo się wybudzi.
– Boże, on tego nie przetworzy, kiedy dowie się o wszystkich urazach. Pęknięte żebro, złamany obojczyk, wstrząs, kurwa, mózgu?! – ryknął kolejny raz, a po chwili odkrył twarz i popatrzył mi w oczy. Jego były całe zaczerwienione, a na policzkach widniały wilgotne ślady po łzach. – Idź do niego.
– William…
– Idź do tej cholernej baby i przedstaw się jako jego narzeczona – wycedził przez zęby z ogarniającym go gniewem. – Idź, proszę. Zaczekam tutaj.
Westchnęłam ciężko, jednak po chwili skinęłam głową i podniosłam się z plastikowego krzesła, by podejść do małej recepcji. Przy ladzie stała wysoka brunetka, która gapiła się na ekran telefonu. Uniosła na mnie wzrok, kiedy się zbliżyłam.
– Dobry wieczór, jestem narzeczoną pana Noaha Woodsa. Czy mogłabym do niego wejść chociażby na dwadzieścia minut? – zapytałam, wpatrując się w jej oczy z ogromną nadzieją, że się zgodzi.
– Pewnie, może tam pani być tyle, ile będzie trzeba. Gdybym była na pani miejscu, również chciałabym być przy swoim narzeczonym – odpowiedziała ze zrozumieniem i współczuciem. Posłała mi bardzo słaby uśmiech, co odwzajemniłam.
– Bardzo pani dziękuję – powiedziałam cicho, a następnie powędrowałam do sali, w której leżał Noah.
Ostrożnie weszłam do środka, biorąc głęboki wdech. Zamknęłam za sobą drzwi, po czym obróciłam głowę w stronę szpitalnego łóżka, na którym leżał śpiący Noah. Po pomieszczeniu rozchodził się odgłos pikającego kardiomonitora. Chłopak był podłączony do kroplówki, jego twarz oraz ręce były strasznie blade, niemalże białe. Podeszłam do łóżka, a zaraz po tym zajęłam miejsce na białym krzesełku, spoglądając na twarz mężczyzny. Byłam pewna, że za moment na mnie spojrzy i obdarzy tym swoim uśmiechem, który był dla mnie najpiękniejszy.
Jednak nie spojrzał.
Złapałam go za dłoń, obserwując jego klatkę piersiową, która delikatnie unosiła się i zaraz opadała. Sunęłam wzrokiem po gipsie usztywniającym obojczyk bruneta. Gładziłam palcami zimną skórę. Ponownie spojrzałam na jego twarz – pod okiem miał niewielki siniak, a na łuku brwiowym znajdował się opatrunek. Przymknęłam na chwilę powieki, nabierając więcej powietrza do płuc. Odczuwałam ból. Jakbym sama miała podobne obrażenia. Noah Woods nie wyglądał teraz jak Noah Woods.
Po dłuższej chwili wsunęłam się na szpitalne łóżko obok niego. Położyłam dłoń na jego torsie, a głowę na niewygodnym materacu. Wpatrywałam się w materiał białej koszulki, którą prawdopodobnie założyli mu lekarze.
– Boję się o ciebie – wyszeptałam, gdy po policzku spłynęła mi kolejna łza. Pociągnęłam nosem i wtuliłam się w jego ciało, lecz byłam ostrożna, by nie użyć zbyt dużej siły i nie narazić go na dodatkowy ból.
Po tych słowach zdałam sobie sprawę, że Noah Woods stał się dla mnie kimś cholernie ważnym. Ta świadomość była dla mnie abstrakcją. Przecież go nienawidziłam, przecież nim gardziłam.
Po jakichś trzydziestu minutach usłyszałam, jak mężczyzna z sykiem nabiera powietrza do płuc. W mgnieniu oka poderwałam głowę i uniosłam wzrok na bladą twarz bruneta. Jego powieki mocno się zacisnęły, a parę sekund później powoli rozchyliły. Przez moment rozglądał się po otoczeniu, aż ostatecznie jego wzrok spoczął na mnie.
Wydawał z siebie ciche jęki, które były przepełnione bólem i cierpieniem. Co chwilę zamykał oczy, chcąc poruszyć chociażby ręką, jednak nie miał na to siły. Przełknęłam ciężko ślinę, zmieniając pozycję na siedzącą. Odrobinę mocniej objęłam jego dłoń i wyczekiwałam na choćby jedno słowo z jego ust.
– Boli… – wymruczał pod nosem, delikatnie poruszając głową. – M… Maddy? – zapytał niepewnie, a jego powieki rozchyliły się na tyle, by mógł mnie dokładniej widzieć.
– Ciii… – wyszeptałam, po czym zaczęłam gładzić kciukiem jego policzek. – To ja, spokojnie, jestem tu z tobą. – Przełknęłam ciężko ślinę, bo w gardle powstała bolesna gula.
– Dlaczego… dlaczego tu jesteśmy? – zadał kolejne pytanie, ponownie rozglądając się po pomieszczeniu. W końcu dostrzegł kardiomonitor. – Zabierz mnie stąd. – W jego głosie rozbrzmiał potężny strach. – Błagam, zabierz mnie stąd – wykrztusił, a po dłuższej chwili po jego policzku spłynęła łza.
Pierwszy raz zobaczyłam łzy u Noaha Woodsa.
– Proszę… ja… – Nie dokończył. Jego oddech nagle przyspieszył, był głośny i naprawdę niespokojny. Z trudem wyrwał dłoń z mojego uścisku i przycisnął ją do klatki piersiowej. Zmarszczyłam brwi i z przerażeniem zerwałam się z łóżka. Chciał coś z siebie wykrztusić, ale nie był w stanie, dlatego od razu pobiegłam po pomoc. William wyrwał się w moją stronę, gdy tylko mnie zobaczył. Kobieta za ladą również wbiła we mnie spojrzenie.
– Niech pani mu pomoże, on nie może oddychać! – krzyknęłam i z trudem przełknęłam ślinę.
Od razu opuściła recepcję i podążyła w stronę sali, jednak nie pozwoliła mi wejść ze sobą do środka. Zamknęła za sobą drzwi, a ja wplątałam palce we włosy i pociągnęłam za ich końcówki.
– Co się stało, Maddy? – zapytał Will, zanim złapał mnie za ramiona i spojrzał mi prosto w oczy.
– Wybudził się, ale kiedy dotarło do niego, że jest w szpitalu, spanikował i nie mógł wziąć kolejnego wdechu – wyjaśniłam przerażona. – On… on się czegoś bał, William. – Po tych słowach zamknął mnie w uścisku, opierając swoją głowę o moją. Zacisnęłam palce na materiale jego kurtki i wypuściłam z siebie głośny szloch. – Był przestraszony, Will, ja…
– Spokojnie – wyszeptał, gładząc moje plecy.
Po chwili naszą uwagę przykuło trzech lekarzy, którzy wparowali do sali, gdzie leżał Noah. Usłyszeliśmy także krzyk mężczyzny połączony z głośnym płaczem.
– Co się z nim dzieje? – zapytałam z przerażeniem. – Idę tam – rzuciłam, chcąc wyrwać się z uścisku Williama, jednak ten nie pozwolił mi odejść i złapał mnie jeszcze mocniej, by przycisnąć do swojego spiętego ciała.
***
Było już po piątej, a żaden z lekarzy nie chciał nas wpuścić do sali. Co chwilę do niego zaglądali – już nie krzyczał ani nie płakał. Panowała tam cisza, która cholernie mnie przerażała. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, dlaczego nagle wpadł w taką panikę, gdy tylko zobaczył kardiomonitor. Był cholernie przestraszony, pierwszy raz ujrzałam w jego oczach lęk. Pierwszy raz widziałam, jak płacze. Jak odczuwa ból. Wówczas miałam wrażenie, jakby wbijali w moje ciało miliard igieł.
Po chwili podeszła do nas wysoka kobieta, która wcześniej wpuściła mnie do Noaha. Oderwałam głowę od ramienia Williama i spojrzałam na nią. Splotła dłonie i cicho westchnęła.
– Z pani narzeczonym jest już dobrze, podaliśmy mu leki uspakajające. Miał atak paniki. Właśnie zasnął, więc najlepiej będzie, jeśli odwiedzą go państwo rano. Po pierwszej po południu będzie już po wszystkich badaniach – poinformowała z powagą na twarzy. Oboje skinęliśmy głowami na tę informację.
– Mogłabym się chociaż pożegnać? – zapytałam z nadzieją, gdy już chciała odejść.
– Tylko proszę tam nie siedzieć za długo – zgodziła się, po czym udała w stronę recepcji.
– Idź, ja zaczekam – mruknął cicho Will, spoglądając na mnie. Przytaknęłam, a następnie podniosłam się z krzesła.
Po wejściu do środka podeszłam do łóżka, na którym leżał mężczyzna. Jego klatka prawie niewidocznie poruszała się w górę i w dół. Nachyliłam się i ujęłam w dłonie jego bladą twarz. Coś podpowiedziało mi, żebym to zrobiła, dlatego złożyłam delikatny i czuły pocałunek na jego czole. Przejechałam kciukiem po policzku i posłałam mu zmartwiony uśmiech.
– Dobranoc, mój bohaterze – wyszeptałam, pozwalając sobie na jeszcze jedną zabłąkaną łzę.
Noah Woods był moim bohaterem. W jakimś stopniu jego obecność mi pomagała, czułam się w końcu potrzebna. Czułam, że żyję. Wprowadził mnie w swój chaos, który na początku mi się nie spodobał.
Jednak teraz wiedziałam, że już na zawsze chcę w nim żyć.
Gdy się pojawił, wszystko się zmieniło. Zaczęłam szczerze się uśmiechać i odżyłam. Pomógł mi wyjść z tego bagna, w którym tkwiłam od prawie dwóch lat. Dzięki niemu polubiłam towarzystwo innych ludzi. Nie robili na mnie złego wrażenia, chciałam przy nich być. Bo bez nich czułam się znowu samotna.
I w tej chwili przypomniałam sobie słowa siostry. „Wytrwasz jeszcze więcej, aż w końcu znajdziemy to jedno światło, które zmieni twoje życie na lepsze”. Moim światłem był on, Noah Woods. To on zmienił moje życie na lepsze. Byłam tego pewna i mogłabym to wykrzyczeć, by wszyscy wiedzieli, że to on był moim bohaterem i światełkiem rozjaśniającym moje koszmarne życie.
– Chodź, powinnaś się przespać. – W progu stanął William, który sam wyglądał na okropnie zmęczonego. – Zatrzymamy się w jakimś hotelu, w porządku?
– Dobrze, napiszę tylko do taty – oznajmiłam, ostatni raz zerkając na śpiącego bruneta. Ostatecznie pomaszerowałam w stronę wyjścia i opuściłam pomieszczenie razem z Williamem, po czym zamknęłam ostrożnie drzwi.
– Będzie dobrze, on zawsze był silny – wyszeptał, obejmując mnie silnym ramieniem. – Wiesz, że zawsze mówiliśmy na niego z mamą Gumiś? – wypalił i parsknął cichym śmiechem, a ja słabo się uśmiechnęłam i zmarszczyłam brwi. – Wkurzało go to, a my się z niego śmialiśmy.
– Czemu Gumiś? – spytałam z niezrozumieniem.
– To wie tylko nasza mama. Nigdy nie powiedziała, czemu nazywała Noaha Gumisiem.
Obaj bardzo za nią tęsknili…ROZDZIAŁ DRUGI
MADISON
Każdego rana i wieczoru wraz z Willem odwiedzaliśmy Noaha. Niestety ból nie opuszczał go nawet na krok. Wstrząs mózgu powoli zanikał i nie był wcale taki poważny, by towarzyszył mu dłuższy czas. Lekarze poinformowali, że ściąganie gipsu nastąpi za trzy tygodnie, a zrośnięcie żebra może trwać do miesiąca. Miałam szczerą nadzieję, że wyzdrowieje jak najszybciej i wróci do siebie.
Noah do tej pory nie wyjaśnił, dlaczego tak bardzo przestraszył się miejsca, w którym się obudził. Twierdził, że nic nie pamiętał z tamtej nocy i nie wie, o co mi chodzi, ale ja wyczułam kłamstwo. Był za bardzo nerwowy i unikał kontaktu wzrokowego. Nie naciskałam, czekałam na moment, w którym sam mi wszystko powie i wyrzuci z siebie ten koszmar.
Z dnia na dzień poznawałam go coraz bardziej i dowiadywałam się, że jego życie nie było usłane różami. Prześladowały go demony. Doznał wielu krzywd, jednak nie do końca chciał o nich ze mną mówić. Dlatego czekałam, aż będzie na to gotowy. Rozmowa bywa trudna, lecz naprawdę działa cuda. Wiedziałam to, bo po rozmowach z Noahem czułam się o niebo lepiej, jakby wszystkie problemy zrobiły się mniejsze i łatwiejsze do zniesienia. Chciałam mu pokazać, że może poruszyć ze mną każdy temat, który go mocno trapi.
Po tygodniu Noah wrócił do domu. Potrzebowałam odpoczynku, ponieważ przez te siedem dni prawie nie zmrużyłam oka. Źle spałam i nadmiernie myślałam, przez co zasypiałam dopiero o świcie. William pomógł bratu wziąć ciepły prysznic, a ja przygotowałam najzwyklejsze kanapki z sałatą, serem i pomidorem. Zrobiłam je dla całej naszej trójki i ułożyłam na dużym talerzu. Do tego nie zabrakło herbaty oraz mniejszych talerzyków i szklanek. Noah nie powinien teraz za dużo chodzić, dlatego wszystko przyniosłam do jego sypialni, w której miał niewielki stolik naprzeciwko łóżka. Przestawiłam go tak, by był w zasięgu ręki. W następnej kolejności włączyłam ogromny telewizor, który wisiał na ścianie.
Kilkanaście minut później z łazienki wyszedł William w towarzystwie brata, który był jedynie w siwych dresach. Włosy miał wilgotne. Za każdym razem, gdy widziałam jego nagą klatkę piersiową, interesowały mnie wykonane na niej tatuaże. Na obojczykach widniały nieznane mi daty, a na mostku niewielka róża, przy której znajdowała się literka A. Moją uwagę przykuł następny tatuaż: malował się on na lewym boku i był w postaci węża, który pełzał w stronę mięśni brzucha ułożonych w literkę V.
Brunet posłał mi chytry uśmieszek, gdy przyłapał mnie na tym, że obserwowałam jego tors. Przewróciłam oczami i rozsiadłam się na łóżku, opierając o lodowatą ścianę. Will pomógł Noahowi wspiąć się na materac, a kiedy to zrobił, przykrył go satynową kołdrą. Zaraz po tym natychmiast skierował się do wyjścia, dlatego błyskawicznie się odezwałam:
– Hej, kolacja jest dla wszystkich, nie zjesz? – zapytałam, a chłopak odwrócił się i posłał mi słaby uśmiech.
– Mam jedną sprawę do załatwienia – bąknął, po czym przeczesał palcami zmierzwione włosy. – Możecie mi trochę zostawić, zjem, jak wrócę.
– To nie może zaczekać? Jest… – Zerknęłam na cyfrowy zegar, który stał na nocnej szafce. – Pierwsza w nocy. Jaką sprawę załatwia się o takiej godzinie?
– Mój brat dealuje – uświadomił mnie Noah, a gdy na niego popatrzyłam, wyszczerzył do mnie szereg zębów. Po pokoju rozniosło się ciężkie westchnięcie Williama. – Jeśli się spóźni, nieźle mu rozpierdolą tę jego piękną twarzyczkę.
– Po co ty się w ogóle odzywasz, co? – oburzył się Will, równocześnie parskając kpiącym śmiechem. – Idę do dziewczyny, źle się poczuła i…
Nie dokończył, ponieważ przerwał mu rechot Noaha, ale gdy oboje na niego spojrzeliśmy, przycisnął dłoń do miejsca, w którym miał pęknięte żebro, i zacisnął powieki, wciągając powietrze z głośnym sykiem.
– No i proszę bardzo, śmiej się, kurwa, jeszcze więcej – rzucił William z rozbawieniem na twarzy. – Mój braciszek przez dobre trzy tygodnie będzie inwalidą, czy lepiej być nie mogło?
– To ty beczałeś, kiedy czekałeś, aż się wybudzi – przypomniałam mu z niezadowoleniem, a ten od razu uniósł ręce w geście obrony. – Nie zostawimy ci kanapek, pa! – Pomachałam do niego. William przewrócił oczami i po prostu opuścił sypialnię, zamykając za sobą drzwi.
Schyliłam się po talerz, a Noah w tym czasie wybrał romantyczny film, czego nie skomentowałam, bo ze zmęczenia nie miałam tyle sił, by się z nim przekomarzać. Kanapki położyłam pomiędzy nami i oparłam głowę na ramieniu chłopaka. Nie widziałam jego twarzy, jednak byłam pewna, że właśnie się uśmiechnął.
– Tęskniłem za tym – wyznał cicho, ostrożnie obejmując mnie sprawną ręką. Zmarszczyłam brwi i zadarłam głowę do góry, by zajrzeć w jego ciemne oczy.
– Za czym? – spytałam, a następnie słabo się uśmiechnęłam, gdy nawiązał ze mną kontakt wzrokowy, kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
– Za tobą w moim łóżku – wyszeptał, a po chwili zmniejszył dystans między nami i łagodnie wpił się w moje wargi. Przyjemne ciepło rozlało się po moim brzuchu, a po kręgosłupie przebiegły miłe dreszcze. – Za twoim dotykiem – kontynuował, drażniąc swoimi ustami moje. – Za twoim zapachem – dodał, uśmiechając się. – Krótko mówiąc, za całą tobą.
– To był tylko tydzień, głupku – prychnęłam cicho, przerywając pieszczotę.
– O tydzień za dużo. – Przycisnął mnie do siebie i złożył czuły pocałunek na czubku mojej głowy. – Muszę ci coś powie…
Nie dokończył, ponieważ telefon w mojej kieszeni zadzwonił kilka razy. Oderwałam się od bruneta i zerknęłam na niego, kiedy wbił wzrok w brzęczącą komórkę.
– Telefon nie jest od ciebie ważniejszy – oznajmiłam, posyłając mu łagodny uśmiech i tym samym dając Noahowi dojść do głosu.
Jednak ten przez chwilę po prostu milczał. Niepewnie spoglądał w moje oczy; byłam pewna, że przyspieszył mu oddech, a serce zaczęło bić gwałtowniej. Przełknął ciężko ślinę i nabrał więcej powietrza do płuc, by po kilku sekundach z trudem je wypuścić. Z bólem przysunął się bliżej i złapał mnie za dłoń.
– Tamtej nocy, gdy się wybudziłem i zorientowałem, gdzie się znalazłem… – zaczął, nie odrywając ode mnie spojrzenia. Splotłam nasze palce i po prostu czekałam na kolejne słowa. – Wróciła do mnie przeszłość, która od czasu do czasu mnie nęka. Pamiętam, kiedy stałem przy szpitalnym łóżku i czekałem, aż moja mama się wybudzi. Słyszałem w tle ten pieprzony kardiomonitor, trzymałem ją za lodowatą dłoń, a potem… zobaczyłem na własne oczy, jak odchodzi z tego świata. Jak mnie zostawia. Mnie i Williama, który akurat był w Meksyku.
W kącikach jego oczu zebrały się zabłąkane łzy. Popatrzyłam na niego ze współczuciem. Nie znałam do końca jego bólu, lecz po części wiedziałam, jak się z tym czuł.
– Nienawidzę się za to, rozumiesz, Maddy? Gdybym nie był w jakimś cholernym klubie, kompletnie niekontaktujący… mógłbym po nią pojechać i bezpiecznie przywieźć do domu. Prowadziła samochód, który ledwo się trzymał, a na dodatek wjechał w nią jakiś pierdolony ćpun! – uniósł się, przez co się wzdrygnęłam, bo nie przewidziałam u niego takiej reakcji. – Jestem idiotą, nie doceniałem mamy tak jak ona mnie. Nie spędzałem z nią wystarczająco czasu, by udowodnić jej, że była moim najcenniejszym skarbem. Gdy ona miała wypadek, ja bawiłem się w klubie ze znajomymi! Nigdy sobie tego nie wybaczę, Madison. – Tykająca w nim bomba właśnie wybuchła. – Nigdy sobie tego, kurwa, nie wybaczę. – Pokręcił głową, a samotna łza spłynęła po jego policzku.
– To nie jest twoja wina, Noah – wyszeptałam, po czym ostrożnie przyciągnęłam go do swojej klatki piersiowej, kiedy jeszcze bardziej się rozkleił. – To nie jest twoja wina, rozumiesz? Nie twoja, nikogo. Nie mów tak, Noah, proszę cię – dodałam, oplatając go ramionami. Drżał tak mocno, że przez moment naprawdę byłam przerażona. Starałam się go uspokoić. Było mi go okropnie szkoda, było mi przykro, że musiał przez coś takiego przejść. Że musiał się winić. Że czuł się odpowiedzialny za śmierć ukochanej mamy. – Jestem tutaj, wypłacz się, Noah. Jeśli to ma ci pomóc, wypłacz się.
– Ja tylko chcę, żeby tutaj była. Czy proszę o tak wiele? – Objął mnie sprawną ręką i kurczowo się mnie złapał. – Chcę jej pokazać, jak bardzo ją kocham. Jak wiele dla mnie znaczy… ja…
Nie dokończył. Nie miał na to siły.
– Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Wiem, że to trudne, ale nie możesz się za to obwiniać, rozumiesz? To nie jest twoja wina.
– Ty niczego nie rozumiesz, Madison. – Prychnął bezradnym śmiechem. – Gdy zadzwonił do mnie tata z prośbą, bym pojechał po mamę, bo nie ma go w mieście, a jej samochód się uszkodził, byłem na dragach i świetnie się bawiłem z przyjaciółmi. Moja mama nie należała do cierpliwych i tych, co potrzebują troski. Stwierdziła, że da radę. I dałaby radę, gdyby nie tamten naćpany skurwysyn. Jednak gdybym po nią pojechał, może by nawet do tego nie doszło. Walczyła o życie jeszcze w szpitalu i co? Nie uratowali jej. Odebrano mi matkę. Na tej ziemi chodzi skurwiel, który ją bił, gdy tylko była okazja! Bawił się nią! Traktował ją jak najgorsze gówno. Nie zasłużyła na to. Nie zasłużyła na takiego męża. Nie zasłużyła nawet na mnie. Zawsze była zapatrzona we mnie i w Williama. Tyle że my tego nie dostrzegaliśmy. Spędzaliśmy z nią czas, ale nie na tyle, by pokazać jej, że naprawdę ją kochamy i jest dla nas najważniejsza. Nieraz widziałem, jak chodziła przybita. A pieprzony Noah Woods nawet nie zareagował.
Wyrzucał z siebie to wszystko, wciąż kurczowo mnie trzymając. Kilka słonych łez spłynęło po moich policzkach. Czułam się tak, jakbym przeżyła to razem z nim. Jednak mimo wszystko byłam z niego dumna. Był silny, ponieważ dalej tutaj był. Nie poddał się. Wciąż walczył ze swoimi demonami, które każdego dnia go nawiedzały i doszczętnie rujnowały. Był naprawdę silny. I z czasem będzie silniejszy. Bo mu w tym pomogę.
– Noah, śmierć twojej mamy nie jest twoją winą. To niczyja wina, rozumiesz? Nawet twojego ojca, z którego jest kawał chuja. Nawet on nie miał na to wpływu. Nikt. Nikt nie mógł przecież przewidzieć, że twojej mamie zepsuje się nagle auto i spotka na drodze jakiegoś ćpuna. Nie obwiniaj się za to, błagam cię.
– Nie mogę przestać, Maddy. Tata wbił mi to do głowy i nie potrafię się tego pozbyć. To przez niego tak jest, to przez niego się winię. Bo odkąd mamy nie ma, obwiniał wyłącznie mnie. Miał mnie za wroga, zresztą od zawsze nim byłem. Ale po wypadku znienawidził mnie jeszcze bardziej. Uważał mnie za ćpuna i skończonego alkoholika. Nie widział we mnie niczego dobrego. Nawet gdy niejednokrotnie chroniłem go przed psami. Nigdy mi nie podziękował, że go uratowałem i dzięki mnie nie musi siedzieć za kratami. Tyle że teraz najchętniej poderżnąłbym mu gardło za to wszystko. Za to, jak traktował mnie, Williama i mamę. Jest zwykłym potworem, jednak nikt tego nie widzi, bo przed wszystkimi zakłada maskę.
Więcej nie mówił i nie wymagałam tego od niego. Ja też nic nie mówiłam, chciałam po prostu przy nim być i go wspierać. Pragnęłam mu pokazać, że może mi powiedzieć wszystko. Że zawsze wyciągnę do niego pomocną dłoń i nigdy nie zostawię go samego z jakimś problemem.
I to utwierdzało mnie w tym, że już dawno dla niego przepadłam.
***
NOAH
Nie miałem pojęcia, ile już tak trwaliśmy w jednej pozycji. Ale było mi dobrze w jej ramionach i najchętniej utonąłbym w nich na zawsze. Była moim ukojeniem, jej głos, dotyk, zapach, cała ona. Uratowała mnie samą obecnością. Uratowała mnie tym, że zwyczajnie była.
Właściwie uratowała mnie już wtedy, kiedy przypadkiem na mnie wpadła.
Może o tym nie wiedziała, jednak nie musiała. Wiedziałem to ja, a to najważniejsze. Była moim lekarstwem na wszystko, działała na mnie lepiej od tych cholernych używek, dzięki którym czułem się przez chwilę wartościowy i szczęśliwy. Kiedy przy mnie jest, od razu to czuję. Nie muszę się niczym faszerować, by znów to czuć.
Ponieważ przy niej jestem kimś.
I za to się też nienawidziłem. Bo jeszcze nikt nie wprowadził mnie w coś takiego. Jeszcze nigdy tak nie przepadłem dla drugiej osoby. I nikt nie sprawił, że tak szybko zaufałem. Była pierwszą i ostatnią osobą, której oddałem całego siebie.
Jeśli ona miałaby zniknąć, nikt inny nie pozna prawdziwego Noaha Woodsa.
Z czasem wiedziała o mnie coraz więcej, choć dalej kryłem w sobie sekrety, których jeszcze nie byłem w stanie z siebie wyciągnąć. Musiałem to trzymać dla siebie, musiałem dać sobie jeszcze więcej czasu. Musiałem być pewien, że nasza znajomość nie jest chwilowa, a zostanie utrwalona poprzez długą i silną przyjaźń.
Po dłuższym czasie byłem w stanie odkleić się od ciała Madison. Zjedliśmy kolację, którą dla nas przygotowała, oraz opróżniliśmy dzbanek pysznej herbaty. Czułem się dobrze, pomijając okropny ból w klatce piersiowej. Z ręką jeszcze dało się żyć, byłem pewien, że za trzy tygodnie pozbędę się tego cholernego gipsu. Byłem ograniczony, nie mogłem na razie liczyć na samego siebie. Nawet nie byłem w stanie zejść samodzielnie z łóżka, no chyba że naprawdę byłbym uparty i to zrobił. Ale nie miałem ochoty na poważniejsze urazy. Chciałem wrócić do siebie. Nie zamierzałem być kaleką. Czułem się tak, jakbym był w takim stanie od kilku miesięcy, a minęło zaledwie siedem dni.
Madison zerknęła na telefon zapewne po to, by odczytać wcześniejsze powiadomienia. Popatrzyłem na jej twarz, a wtedy dostrzegłem, że zbladła. Zastygła w bezruchu. Gapiła się w ekran, brwi wystrzeliły jej do góry, a wargi delikatnie rozchyliły.
– Coś się stało? – zapytałem cicho, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. W dalszym ciągu wpatrywała się w komórkę. Jej dłoń zaczęła drżeć, a mina zdradzała gniew. – Ma…
Nie dokończyłem, ponieważ dziewczyna spojrzała na mnie z cynicznym uśmiechem i pokazała mi zdjęcie, na którym byłem ja i Naomi. Wyglądało to tak, jakbyśmy się całowali, a przecież tak nie było, nie pozwoliłem, by do tego doszło. Było ono zrobione z zewnątrz, więc musiał to być ktoś od tej cholernej dziewczyny. Otworzyłem szerzej oczy, z trudem przełykając ślinę. Wiedziałem już, że się z tego nie wytłumaczę. Zdałem sobie sprawę, że zostałem upierdolony przez cholerną Naomi. Zaplanowała to.
– Madison, nie możesz w to wie… Wyjaśnię ci to.
– Wyjaśnisz? To nie tak? To nie tak, jak myślę? – Zaśmiała się, lecz ten śmiech sprawił, że przez mój kręgosłup przebiegły nieprzyjemne dreszcze. – Tu jest jak czarno na białym. Czyli między wami dalej coś jest, tak? Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć, czy wolałeś to zatrzeć swoimi słowami, którymi mydliłeś mi oczy, co?
Nie odpowiedziałem. Przymknąłem powieki i schowałem twarz w dłoniach na kilka sekund.
– Niczego nie rozumiem. Mówiłeś, że cię skrzywdziła, że jej nienawidzisz, a później pożeracie się nawzajem? – Pokręciła głową, spoglądając mi w oczy. W nich ujrzałem gniew i zawód. Nawet jeśli mnie i Maddy łączyły tylko wyścigi oraz przelotny seks, to czułem się źle. Bo nie potrafiłbym już dotknąć innej kobiety. Czułbym do siebie obrzydzenie. A teraz wyszedłem na cholernego sukinsyna, który podrywa dziewczyny nic nieznaczącymi dla mnie słowami.
– Nie całowałem się z nią. Chciała o nas porozmawiać, a ja byłem zdecydowany zakończyć naszą znajomość tym spotkaniem. To zdjęcie zrobił któryś z jej znajomych, nie pocałowałbym jej, Maddy. Wiem, że to wcale nie wygląda tak, jak mówię, ale musisz mi uwierzyć – odezwałem się.
– Nie okłamuj mnie, proszę. Po prostu się przyznaj. – Gapiła się na mnie tak, jakbym nagle stał się jej największym wrogiem.
– Nie zrobię tego, bo się nie całowaliśmy. Ktoś zrobił to specjalnie, Naomi wszystko zaplanowała. – Przełknąłem ciężko ślinę, z trudem wpatrując się w jej oczy. – Dlaczego nie możesz mi po prostu uwierzyć, Maddy? Nie chcę cię okłamywać.
– Ponieważ pierwszy raz poczułam do kogoś coś prawdziwego i w tej chwili zaczynam tego żałować. Jak mam ci uwierzyć, Noah? Przecież tu wszystko jest idealnie pokazane. – Jej pierwsze słowa było niczym cios w policzek. Zacisnąłem mocno zęby, spuszczając wzrok. W dalszym ciągu na mnie spoglądała, jakby czekała na odpowiedź.
– Nie możesz – powiedziałem, kręcąc głową i wbijając spojrzenie w ścianę. – Nie możesz tego zrobić. Nie możesz, kurwa, nie możesz – powtórzyłem podniesionym tonem. – Nie możesz czegoś do mnie czuć, Maddy. Mieliśmy być przy…
– Więc tak to u ciebie wygląda – prychnęła, brzmiąc tak, jakby właśnie coś zrozumiała. – Wszystko jest w porządku, dopóki druga osoba czegoś nie poczuje, prawda? Wszystko jest w porządku, jeśli chodzi o sam seks, prawda? Może i nienawidzę Jamesa po tym, co mi powiedział, ale mogę się zgodzić z tym, o czym wspomniał przed poznaniem ciebie. Miał rację, jesteś zwykłym dupkiem i liczysz się tylko ty.
– Nie rozumiesz – wymamrotałem, nawiązując z nią kontakt wzrokowy, a nagła złość dała o sobie znać. – Niczego, kurwa, nie rozumiesz – dodałem, po czym nabrałem więcej powietrza do płuc. – Nie potrafię kochać, nie potrafię czuć. Uwierz mi, próbowałem zapomnieć o Naomi, by w końcu się zakochać w odpowiedniej dla mnie osobie, ale nie potrafię! Ciągle mam przed oczami to, jak mnie zdradza. Nie mogę uwierzyć, że z inną dziewczyną będzie inaczej, lepiej. Nie jestem w stanie w to uwierzyć, rozumiesz? Boję się tego uczucia, boję się kochać i nie chcę kochać. Przepraszam, jeśli dałem ci jakąkolwiek na…
– Pieprz się – wyszeptała łamiącym się głosem. W ułamku sekundy dostrzegłem łzę w kąciku jej oka, jednak zamrugała tak szybko, że nagle zniknęła. – Nie miałabym ci tego za złe, gdybyś powiedział mi to wtedy, gdy nie było za późno.
Chciałem ją złapać za dłoń, lecz gwałtownie zerwała się z łóżka. Podeszła do drzwi, przy których na chwilę zastygła w bezruchu.
– A ja byłam pewna, że inni nie mają racji. Wierzyłam tylko i wyłącznie tobie.
I wyszła. Chwilę później usłyszałem jej płacz, który przyprawił mnie o bolesne ukłucie w sercu. Zatopiłem plecy w materacu i zakryłem dłońmi twarz, wypuszczając z siebie ciężkie westchnięcie.
– Kurwa.
Madison Evans coś do mnie czuła, ale ja tego nie odwzajemniałem. Choć mogło to wyglądać inaczej, nie planowałem tego. Nie miałem jej w sobie rozkochać. Pragnąłem, żebyśmy po prostu przy sobie byli.
Bo nie chciałem miłości. Bałem się miłości. Bałem się uczuć.