Devil's Life - ebook
Eva Devil, córka bossa mafijnego, od najmłodszych lat zaznała goryczy losu. Dzieciństwo było naznaczone cierpieniem, które wyryło trwałe ślady w jej duszy. Gdy miała dziesięć lat, jej rodzina opuściła bezpieczny azyl, by szukać lepszego jutra w Los Angeles. Miasto aniołów okazało się pułapką, zsyłając ich do czeluści slumsów. Ojciec Evy, by ocalić rodzinę, wybrał ścieżkę, która zmieniła ich życie – rozpoczął działalność przestępczą, która w krótkim czasie przemieniła się w mafię. Serce Evy pękło ostatecznie, gdy straciła matkę, córeczkę i narzeczonego. Lata mijały, a rany powoli się zabliźniały, lecz jedno fatalne wydarzenie ponownie wstrząsnęło jej światem. Akcja, która Osrmiała być rutynowa, wymknęła się spod kontroli, otwierając puszkę Pandory. Teraz, gdy los rzuca jej kolejne wyzwania, Eva wie, że musi walczyć. W jej sercu tli się pragnienie odnalezienia odpowiedzi na pytania, które od lat nie dają jej spokoju. Czy wreszcie odkryje prawdę, która rozświetli mrok jej przeszłości?
| Kategoria: | Young Adult |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W książce poruszane są takie wątki jak: morderstwo, porwanie, śmierć, znęcanie psychiczne i fizyczne (również na tle seksualnym), manipulacja, podżeganie do zabójstwa, samookaleczanie, destrukcyjne zachowania i samobójstwo. Znajdują się opisy wydarzeń traumatycznych. Relacje pomiędzy bohaterami są toksyczne i zdecydowanie nie powinny służyć jako wzór.
Bohaterowie książki nie są osobami zdrowymi psychicznie. Ich zachowanie nie jest racjonalne ani zdrowe.
Mafia ukazana w książce została stworzona tylko na potrzeby fabuły.
Książka nie jest odpowiednia dla osób o wrażliwej psychice ani dla osób młodszych.
„ Please understand that I'm trying my hardest
My head's a mess but I'm trying regardless
Anxiety is one Hell of a problem
She’s latching onto me, I can’t resolve it
It's not right, it's not fair, it's not fair, it's not fair
It's no fair, it's no fair
Oh, no, no, no
Don't run, don't run”
Consume – Chase AtlanticPROLOG
Niestety, wszystko pamiętałam, chociaż każdej każdej nocy usiłowałam o tym zapomnieć. W pamięci miałam całe moje dzieciństwo, które było wypełnione nienawiścią i przemocą ze strony ludzi. Doskonale pamiętałam, jak musieliśmy przenieść się do dzielnicy, gdzie każdy pilnował siebie i nikt nie dbał o innych. Pamiętałam, jak w wieku dziesięciu lat musiałam być już samodzielna, by w jakimkolwiek stopniu pomagać rodzicom, którzy mieli o wiele większe problemy. Pamiętałam każdą chłodną noc, podczas której płakałam i modliłam się o wydostanie się stamtąd, i po wielu nieprzespanych nocach wreszcie się udało.
Mój tata po paru tygodniach i wielu rozmowach z mamą zdecydował się na rozpoczęcie działalności przestępczej, która po dość krótkim czasie stała się doskonale działającą grupą przestępczą. Tak powstała nasza rodzinna mafia.
Pamiętałam ten dzień, w którym tata powiedział, że wreszcie się stąd wyrwiemy, że zamieszkamy w normalnym domu, że już nie będziemy musieli martwić się tym, co przyniesie kolejny dzień.
Doskonale pamiętałam każdy szczegół, choć wydarzyło się to tak dawno. Nawet nie wiedziałam czy kiedykolwiek uda mi się o tym zapomnieć – o całym moim życiu, które dopiero teraz zaczynało nabierać barw szczęścia.
Szkoda tylko, że moje szczęście nie będzie trwało tak długo, jakbym chciała.
„I can see the devil in your eyes”
OHMAMI – Chase AtlanticROZDZIAŁ 1
Eva
Czerwiec
Czekałam na poboczu drogi w swoim samochodzie na ciężarówkę konkurencji z dostawą broni dla jednego z handlarzy, który bardzo zaszedł mojemu tacie za skórę. A dla takich ludzi nigdy nie było litości. Powinien cieszyć się, że kradniemy mu broń, którą chciał opchnąć, a nie szukamy go z zamiarem zabicia.
Plan był idealny. Zresztą, jak zwykle.
Odkąd skończyłam dwadzieścia lat, ojciec pozwolił mi wykonywać zadania w terenie. Takie, jak na przykład dzisiaj. Byłam w tym dobra. Mogłam nawet pokusić się o stwierdzenie, że byłam w tym po prostu zajebista. Zawsze dociągałam akcję do końca, aby na końcu wygrać.
Mafia ojca siała spustoszenie w całym kraju. Ja, mój brat, tata oraz jego najlepsi ludzie działali w okolicy Los Angeles. Reszta naszych współpracowników była rozsiana po obu Amerykach i części zachodniej Europy.
Rejony wielkich miast były zawsze idealnym miejscem do interesów. Oprócz ludzi, którzy zajmowali się tym co my, mieszkało tu sporo osób z tak zwanego „marginesu społecznego.” Takie osoby zazwyczaj chciały kupić jakiś towar, który w ich mniemaniu im pomagał. Znajdowały się też osoby, które chciały przynajmniej na chwilę odlecieć od rzeczywistości. W rzeczywistości były to najczęściej dzieciaki z bogatych rodzin, które nie dawały sobie już rady z presją wywieraną przez rodziców i chciały na chwilę zapomnieć o otaczających ich problemach. Właśnie tacy ludzie zgłaszali się do naszych dilerów. Tata od początku wyznaczył jasne granice sprzedawania towaru. To było jasne, że chciał zarobić, ale zawsze myślał o innych. Nie pozwalał sprzedawać jednej osobie takiej ilości, przez którą mogłaby przedawkować i umrzeć. Wiedzieliśmy doskonale, jak trudno żyło się w tamtych okolicach, a narkotyki wcale w tym nie pomagały, chociaż ludzie tak sądzili.
Sporo ludzi, którzy nie znali mnie osobiście, tylko z opowieści, uważało mnie za zabójczynię wszystkiego, co się rusza. Nie była to prawda. Oczywiście, jako przyszła szefowa mafii miałam swoje obowiązki, musiałam być osobą twardą i silną. Pomimo tego, na każdym kroku starałam się dbać o ludność slamsów czy dzielnic patologii. Każdy miał na to swoje określenie. Przekazywałam im jedzenie, ciuchy czy pieniądze. Bardzo chciałam im pomagać. To, że mojej rodzinie udało się wyrwać z tamtego patologicznego miejsca nie oznaczało, że każdy ma tyle szczęścia i siły, żeby podnieść się po porażkach i znaleźć w sobie siłę, aby zawalczyć o swój los.
Byłam cholernie dumna i wdzięczna tacie, że znalazł sposób, żeby nas utrzymać. Mógł zacząć brać narkotyki i chlać codziennie, ale znalazł w sobie siłę, aby ogarnąć się po wcześniejszej porażce i znaleźć sposób, żeby się stąd wyrwać i dać nam możliwość życia w cudownych warunkach, o których tak naprawdę nigdy nie myśleliśmy. Pomimo że pierwsze miesiące bywały trudne, wracał do domu cały pobity, ale nie poddawał się – dążył do swojego celu, jakim było zapewnienie swojej rodzinie godnych warunków życiowych, zapewnił je, lepsze niż mogłabym sobie wyobrazić.
Zauważyłam w lusterku zbliżającą się ciężarówkę. Wyjęłam pistolet ze schowka i włożyłam do niego kilka naboi, a po tym schowałam go do kabury. Strzelałam tylko wtedy, gdy nie miałam już innego wyboru. Włożyłam do ucha słuchawkę od razu naciskając przycisk, dzięki któremu mogłam połączyć się z moimi towarzyszami.
– Ciężarówka już się zbliża, starajcie się nie strzelać. Nie chcę żadnych ofiar. Jak tylko zauważycie jakiś cywili, to macie mnie informować, jasne? Ma to być czysta akcja, zgodna z planem. Chris, ty tylko patrzysz, pamiętaj. – Przypomniałam bratu, bo jak go znałam to już nie pamiętał o słowach taty. – Reszta pamięta swoje role?
– Jasne, pamiętam, siostra – jako pierwszy odpowiedział mi mój brat, zaraz po jego słowach usłyszałam, jak reszta mi przytaknęła.
Odpaliłam silnik i ruszyłam. Moim jedynym zadaniem było wywalenie kierowcy i przekazanie kluczyków do ciężarówki Conradowi. Jechałam za ciężarówką tak samo jak jeszcze dwie osoby, włączając w to Chrisa. Reszta miała zajechać drogę od przodu, ustawić się na całej szerokości asfaltu, zablokować przejazd.
Zauważyłam, że przejazd był już zablokowany. Z aut wysiedli Alex, Simon i dwoje mężczyzn, których imion nie zapamiętałam. Wszyscy wyjęli pistolety i stanęli przy swoich maszynach. Ciężarówka momentalnie zwolniła, a ja się z nią zrównałam. Zatrzymała się jakieś dziesięć metrów przed naszą blokadą, a ja uczyniłam to samo. Zgasiłam silnik i szybko wyszłam z auta, wyjmując przy tym pistolet. Podeszłam do tira i otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
– O co tu chodzi!? Weźcie się odpieprzcie – powiedział kierowca zdenerwowanym głosem.
– Jak nie chcesz zarobić kulki, to oddawaj mi kluczyki i wywalaj – odparłam chłodno, kompletnie nie przejmując się jego wcześniejszą wypowiedzią. Nie ruszył się nawet o milimetr, siedział tak, jakby był przyklejony do fotela. – No już! Mam ci to przeliterować i wydrukować na papierze!? – krzyknęłam.
Dopiero wtedy zgasił silnik i podał mi drżącą ręką kluczyki, po czym sam wyszedł z ciężarówki. Gdy tylko jego stopy znalazły się na asfalcie, przejął go Alex. Podszedł do niego i chwycił mężczyznę za ręce, zaprowadził go do swojego samochodu, gdzie go skuł. Czekał z nim przed pojazdem na mój dalszy werdykt. Skierowałam się do końca naczepy, którą od razu zaczęłam otwierać. Koło mnie nagle znaleźli się Simon i mój brat.
– Chris, nie podchodź za blisko, nie wiemy czy nie czeka tam na nas żadna „niespodzianka” – mówiąc ostatnie słowo, wykonałam palcami cudzysłów.
– Boże, zluzuj. Nic mi się nie stanie – skomentował.
– Jestem za ciebie odpowiedzialna, więc się słuchaj.
– No już, uspokój się. Będę grzeczny jak zwykle – prychnął.
– Kiedy ty niby jesteś grzeczny? – spytałam, no co on wymruczał coś pod nosem.
Przygotowałam pistolet do ewentualnego strzału i uchyliłam wejście do naczepy. Moim oczom ukazały się skrzynki. Sprawdziłam kilka znajdujących się z brzegu – sama broń.
Sukces.
Przeszłam się wzdłuż naczepy i już miałam zawracać do wyjścia, gdy moją uwagę przykuły ubrania leżące na podłodze. Po ich wielkości mogłam stwierdzić, że były to ubrania dziecięce. Jedynym sposobem na dowiedzenie się, co one tu robiły, było spytanie kierowcy. Wyszłam z tira.
– Wszystko się zgadza, sama broń. Różne rodzaje. Od krótkiej po długą – poinformowałam Simona i Chrisa, do których podczas mojej nieobecności, dołączył jeszcze Conrad.
– Ale coś cię niepokoi – stwierdził zgodnie z prawdą Simon.
– Tak, na końcu naczepy, na podłodze, są rozrzucone ciuchy dziecięce.
– Chcesz o nie zapytać kierowcę?
Skinęłam głową. Simon dłonią przywołał Alexa i wcześniej wspomnianego mężczyznę. Kiedy Alex się do nas zbliżał, szatyn wyciągnął pistolet, a w jego ślady poszedł także Chris. W oczach kierowcy widać było coraz większy lęk, spiął się jeszcze bardziej. Przyłożyłam mu pistolet do skroni.
– Na cholerę ci ciuchy porozrzucane po całym tirze, hm? – cisza. – Nie będę się powtarzać. Odpowiedz. Chyba, że życie ci niemiłe.
– Dobra, już mówię. Kiedyś przewoziłem tam jakiegoś bachora.
– Gdzie go zawiozłeś? Adres, w tej chwili.
– Nie pamiętam, było to na wschód od Los Angeles, obrzeża miasta. Nic tam nie było, jakieś kompletne zadupie. Stał tam tylko jeden dom i tyle. Tam zostawiłem dziecko, nic więcej nie wiem.
– Weź go zabierz. Nie chcę na niego patrzeć – na moje słowa Alex kiwnął głową i zaciągnął mojego rozmówcę do samochodu. Wepchnął go do auta, do którego sam po chwili wsiadł i odjechał. Miał wywieźć go gdzieś daleko, żeby ten nie mógł za szybko powiadomić o całym zajściu swojego szefa.
Zezwoliłam na odjazd reszcie grupy. Zostali tylko Chris, Simon i Conrad.
– Musimy jechać. Tam, do tego domu. Jeśli nie kłamał, to jest tam dziecko. Musimy sprawdzić co z nim. Simon, odwieziesz tira do magazynu? – Zgodził się, więc podałam mu kluczyki. Obdarzyłam chłopaka uśmiechem, który od razu odwzajemnił.
– Chyba nawet wiem o jakim miejscu dokładnie mówił. Bywałem tam kiedyś. Nieciekawi ludzie się tam kręcili – powiedział Conrad.
– Dobrze, to jedziesz pierwszy. Ja z samochodu zadzwonię do taty i przedstawię mu sytuację – każdy się ze mną zgodził i zaczął kierować się do swojego pojazdu. No, każdy z wyjątkiem Simona, który wsiadł do tira.
Siedziałam już na fotelu, a w rękach z całych sił ściskałam kierownicę. Myślałam jedynie o tym dziecku i o tym jakie piekło musiało przejść. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Jakim trzeba było być człowiekiem, żeby krzywdzić dzieci? Tacy ludzie zasługiwali na miano potwora.
Mój telefon połączył się wreszcie z samochodem, więc wybrałam numer taty. Czekając, jak odbierze, jechałam już za Chrisem.
– Tak? Stało się coś? – zapytał z troską.
– Nie, cała akcja poszła jak po maśle. Ciężarówkę Simon odwozi już do naszego magazynu. Dzwonię, żeby cię poinformować, że jedziemy jeszcze sprawdzić jeden adres. Podał nam go kierowca tira. Najprawdopodobniej znajduje się tam dziecko, które jest przetrzymywane. Nie wykluczam, że mogło paść ofiarą handlarzy ludźmi czy narządów.
– Rozumiem. Przysłać ci wsparcie? Kto jedzie z tobą?
– Chris i Conrad. Spokojnie, poradzimy sobie sami – zapewniłam.
– Dobra, to jesteśmy w kontakcie. Jakby coś to dzwoń. Do zobaczenia. – Od razu się rozłączył, a ja skupiłam się na drodze.
***
Zaparkowaliśmy obok dość małego budynku, który z zewnątrz wyglądał na opuszczony. W okolicy nie widziałam żadnej żywej duszy.
Zapowiadało się ciekawie.
Conrad za pomocą wytrychu otworzył drzwi. Wszyscy, z wyjętymi spluwami, weszliśmy do budynku. Chris otworzył pierwsze napotkane drzwi, które okazały się zejściem do piwnicy. Zbiegł po schodach, by ją sprawdzić, a Conrad w tym czasie wspiął się po schodach prowadzących na górne piętro. Mi został parter. Sprawdziłam pomieszczenie, które okazało się łazienką. Sprawdziłam też kuchnię – pusto. Nikogo tu nie było.
– Czysto – powiedzieli równocześnie Conrad i Chris.
Skinęłam głową i poszłam wzdłuż korytarza. Ostatnie niesprawdzone pomieszczenie, które okazało się niewielkim salonem. Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Mogło być puste, albo faktycznie mogło znajdować się tam dziecko czy jakakolwiek osoba, która zalazła za skórę „Wielkiemu Charlesowi”. Ten człowiek doprowadzał mnie, jak i zresztą każdą osobę, która dla nas pracowała do szału. Niby był szefem konkurującej z nami mafii, ale nigdy się nie ujawnił i wyobrażał sobie nie wiadomo co na temat swojej osoby. Typ miał dosłownie największe ego na tym świecie.
Mogło też tu nikogo nie być. Co by oznaczało, że kierowca nas oszukał.
Ale niestety tego nie zrobił. To, co zauważyłam, złapało mnie za serce, łamiąc je przy okazji na miliony kawałków. Na starej kanapie bezwładnie leżała dziewczynka. Wyglądała na nie więcej niż dziesięć lat. Spała albo nie żyła. Nie chciałam nawet myśleć o tej drugiej opcji. Była zdecydowanie za młoda na to co musiała już przeżyć. Nie mogła jeszcze zrobić nic złego, a świat tak bardzo ją skrzywdził. Jej ubrania były brudne i podziurawione. Dłonie miała związane sznurkiem. Nagle przypomniałam sobie całe moje dzieciństwo, a do oczu napłynęły mi łzy.
– Chris! Dzwoń do ojca. Szybko. I przygotuj mi apteczkę! – wydarłam się. Kiedy dotarło do mnie, że łzy spływały po moich policzkach, zamrugałam kilka razy, żeby się ich pozbyć, a te, które znajdowały się na policzku, starłam palcem.
– Eva? Jest? – zapytał mnie brat, idąc w moją stronę.
– Tak, znalazłam ją, nawet nie wiem, czy żyje. Ale wiem, że musimy jej pomóc.
– Dobra, już dzwonię do taty. Spokojnie siostra, zobacz czy oddycha. Idę ogarnąć apteczkę. Wyjdziesz z nią?
– Tak – podeszłam do dziewczynki – Hej, malutka.
Dziewczynka nie zareagowała na mój głos. Zdenerwowana dotknęłam jej szyi, żeby sprawdzić puls. Trochę się uspokoiłam, kiedy go wyczułam. Był słaby, ale był. To najważniejsze. Wyciągnęłam scyzoryk z kieszeni i zabrałam się za powolne rozcięcie sznurków, które wiązały jej dłonie. Sprawdziłam jeszcze na szybko, czy nie miała żadnych otwartych ran. Na szczęście, nie zauważyłam żadnej. Na jej ciele znajdowały się jedynie pojedyncze siniaki, które miałam nadzieję, że nie zagrażały życiu. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, podniosłam dziewczynkę z kanapy i powolnie ruszyłam w stronę wyjścia.
Kiedy przeszłam przez drzwi frontowe, poczułam, jakby jakiś ciężar spadł z moich barków. Może dlatego, że byłam świadoma, że nic już jej nie groziło, że była już bezpieczna.
– Tata powiedział, że mamy ją zabrać. Już dzwoni do naszego lekarza – odezwał się Chris, gdy tylko zobaczył, że wyszłam z budynku.
– Mhm – mruknęłam, bo tylko na tyle było mnie stać.
Stałam wpatrzona w dziecko na moich rękach. Była do mnie tak bardzo podobna. Jej rysy twarzy były zbliżone do moich, włosy miała w tym samym kolorze. Przez moją głowę przeszła myśl, że może to być ona . Ale tak szybko, jak ta myśl się pojawiła, nadeszła inna.
Ona nie żyła.
Zmarła pięć lat temu.
– A ty gdzie, braciszku?
– Do auta. Nie wiem, czy pamiętasz, ale wracamy do domu.
– Haha, bardzo śmieszne. Jedziesz ze mną moim samochodem. Będziesz kierował.
– A co z moim autem?
– Sprawimy ci nowe albo jutro przyjedziesz po nie z kimś. Nie dramatyzuj. Chodź, nie mamy czasu.
Mruczał jeszcze coś tam pod nosem, ale posłusznie ruszył za mną w stronę samochodu.
Cała droga do domu minęła nam w ciszy, oprócz kilku momentów, gdy któreś z nas kichnęło czy kaszlnęło. Chris ze skupieniem prowadził, a ja siedziałam obok niego, trzymając w rękach dziewczynkę, którą wcześniej okryliśmy folią termiczną. Co chwilę sprawdzałam jej puls, co według mojego brata wyglądało komicznie. Oczywiście, musiał wytknąć to par razy. Co jakiś czas rzucał mi też spojrzenia pełne politowania, ale nie zwracałam na to kompletnie uwagi, bo za bardzo się o nią martwiłam.
Wjechaliśmy na teren naszej posesji, później na parking podziemny, gdzie czekał na nas już tata i lekarz z noszami. Sprawnie wysiadłam z samochodu i przekazałam małą w ręce doktora. Od razu położył ją na noszach i, wraz z dwoma innymi mężczyznami, zabrał w głąb domu.
– Cześć, tato. Udało nam się. Przejęliśmy cały towar, dostałam znak od Simona, że jest już dostarczony do magazynu. Przepraszam, nie wiedzieliśmy, że to nas do niej doprowadzi.
– Spokojnie kochanie. Takie sytuacje się zdarzają. Szczególnie w naszym świecie. Nikt nie był na to przygotowany. Często życie nas zaskakuje i nic na to nie poradzimy – po zakończeniu wypowiedzi, tata podszedł w moją stronę i mnie przytulił. – Zawsze pokazywałaś, że masz wielkie serce, a dzisiejsza sytuacja utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Idealnie nadajesz się na przywódcę. Mogłaś nie sprawdzać tego adresu, mogłaś ją tam zostawić czy porzucić, ale zajęłaś się nią. Po to jesteśmy, żeby pomagać ludziom. To, że prowadzimy w tym samym czasie nielegalną działalność, nie oznacza, że mamy być bezdusznymi potworami. Pokazałaś się dzisiaj z najlepszej strony. Jestem z ciebie dumny. – Dokończył, a na dźwięk tych słów zaczęłam płakać jak mały bobas.
– Ta dziewczynka wygląda tak podobnie do mnie – wydukałam. – Przez chwilę myślałam, że to Emily. Ja wiem, że to głupie, ale pomyślałam, że to moja córeczka. Wiem, że ona nie żyję, ale jak ją zobaczyłam, to… to nie mogłam, nie myślałam.
– Już nic się nie dzieje. – Tata gładził dłonią moje plecy. – Emily nie żyje, ale przecież, jak nie znajdziemy rodziny tej małej, to będzie mogła u nas zostać.
– Serio? Dziękuję. Kocham cię – wyszeptałam. Czułam, jaka spięta byłam. To wszystko mnie przytłaczało.
– Ja ciebie też. Chodźmy zobaczyć, jak się miewa – odpowiedział, po czym przywitał się szybko z Chrisem, który przez cały czas z stał boku i uważnie przysłuchiwał się naszej rozmowie.
Ruszyliśmy do pokoju, który był przeznaczony na właśnie takie okoliczności. Znajdowało się w nim zaopatrzenie medyczne, niezbędne do pierwszej pomocy. Kompletnie się na tym nie znałam, ale w naszym przypadku takie miejsce było potrzebne, żeby za każdym razem, gdy ktoś na akcji coś sobie zrobi nie jeździć do szpitala. Po to też mieliśmy „własnego” lekarza, który był dostępny na każde nasze zawołanie.
Będąc już w pokoju, zauważyłam, że dziewczynka się przebudziła, jej wzrok był nieobecny i zamglony. Poruszała lekko główką. Spoglądała na mnie.
Jej oczy. Jej oczy były niebieskie, tak samo jak moje. Były w takim samym kolorze.
Lekarz do nasz podszedł.
– Sytuacja jest bardzo dziwna.
– Proszę wytłumaczyć – usłyszałam głos taty.
– Oczywiście. Dziewczynka ma sześć lat. Badania, jakie jej wykonaliśmy, wskazują, że ma grupę krwi A i jej DNA w osiemdziesięciu procentach zgadza się z DNA pani Evy. Wykonaliśmy podstawowe badania krwi i jej materiał genetyczny wgraliśmy do naszej bazy i wyskoczyło właśnie takie dopasowanie
– Co?! Jak to? To nie może być prawda.
Nie. Nie. Nie i jeszcze raz nie.
– Zróbcie jeszcze raz te badania, bo to nie może być prawda. Przecież ja nie mam dziecka, ona umarła pięć lat temu – nie wierzyłam w słowa mężczyzny. Moja córka nie żyła, zginęła w wypadku samochodowym wraz z moją mamą.
Ona żyła. Przez cały ten pieprzony czas, żyła.
Nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że ona żyła, a ja straciłam pięć lat.
Nagle poczułam, że zrobiło mi się słabo. Obraz zaczął mi się zamazywać.
– Wszystko w porządku? bardzo pani zbladła.
Nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo straciłam kontrolę nad swoim ciałem. Kolana same mi się ugięły i bezwładnie zaczęłam upadać. Ktoś mnie przytrzymał i więcej nie pamiętałam. Po tym nastała ciemność.
Tak bardzo chciałabym żeby te słowa były kłamstwem.
„I lost my heart and my mind
I try to always do right
I thought I lost you this time
You just came back in my life”
Heartless – The WeekndROZDZIAŁ 2
Eva
Obudziłam się w swojej sypialni. Sprawdziłam godzinę i datę na telefonie. Była dwunasta następnego dnia. Spałam ponad trzynaście godzin. Zauważyłam wbity w moją rękę wenflon. Pewnie wczoraj dostałam kroplówkę. Dalej leżąc, starałam przypomnieć sobie, co dokładnie się wydarzyło. Przypomniałam sobie napad na tira i dziewczynkę…
Dziewczynkę, której DNA zgadzało się z moim.
Powolnym krokiem udałam się do swojej łazienki. Weszłam pod prysznic, letnia woda od razu oblała moje całe ciało. Zaczęłam myć włosy, by później przejść do wymycia ciała. Wyszłam spod prysznica, owinęłam włosy w ręcznik i, po wytarciu ciała, założyłam na siebie czarną bieliznę, szare spodnie dresowe i czarny t-shirt. Umyłam zęby i wysuszyłam włosy, po czym związałam je w ulizaną kitkę. Otworzyłam drzwi i zauważyłam, że na fotelu siedział mój brat.
– Cześć, słyszałem wodę, więc uznałem, że poczekam. Nie chciałem przeszkadzać – odezwał się jako pierwszy.
– Hej, Chris. To co cię sprowadza?
– Chciałem sprawdzić, jak się czujesz. Jak jest? – spytał spokojnym, a zarazem zmartwionym tonem.
– Jest dobrze. – Brat patrzył na mnie tak jakby mi nie wierzył. – Naprawdę jest dobrze. Muszę się tylko spotkać z tatą i naszym lekarzem.
– Tata jest teraz zajęty, ma jakieś spotkanie. Prosił, żebym ci przekazał, że kończy około piętnastej. Jak chcesz, to teraz możemy pojechać na jakieś zakupy czy coś – zaproponował.
– Nie mam do tego teraz głowy. Muszę z nim pogadać, a co najważniejsze spotkać się z nią .
– Ona teraz odpoczywa i ciągle jest pod stałą opieką lekarza. Gdyby wczoraj nie dostała pomocy, to niestety by odeszła.
– Czy to jest moja córka? – Chris spuścił wzrok. Nie odpowiedział, więc powtórzyłam pytanie, ale tym razem dosadniejszym głosem: – Czy to jest, do cholery, moja córka?
– Nie ode mnie powinnaś dowiedzieć się prawdy.
Spoglądnęłam na niego błagalnym wzrokiem. Byłam tak zdesperowana, że gdyby się na to nie zgodził, to pewnie zaczęłabym błagać go na kolanach. Nie było to konieczne, bo już po chwili widziałam po nim, że zmiękł.
– Tak, jest to Emily. Nie wiemy jak, czemu i co się tak naprawdę wtedy stało, ale już nad tym pracują wyznaczeni przez tatę ludzie.
– Nie, to nie może być prawdą. Ona nie żyje, umarła pięć lat temu razem z mamą – wyszlochałam. Nawet nie zorientowałam się, kiedy po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy.
Opadłam na podłogę, podkurczając nogi. Schowałam głowę w zagłębienie, które wytworzyło się pomiędzy nogami a klatką piersiową.
Płakałam.
Kolejny raz pozwoliłam sobie na to, żeby emocje przejęły nade mną kontrolę. Kolejny raz okazałam słabość. Nie mogłam, a raczej nie potrafiłam przyjąć do wiadomości, że moja córka żyła. Przez te pięć pieprzonych lat, kiedy ja myślałam, że nie żyła ona była gdzieś przetrzymywana. Chyba nawet nie chciałam wiedzieć, co ktoś mógł jej robić. Poczułam dotyk na mojej skórze. Brat nieznacznie objął mnie ramionami.
– Już, spokojnie. Będzie dobrze. Złapiemy tych, co jej to zrobili, obiecuję – powiedział Chris spokojnym i kojącym głosem. Czasami dziwiłam się, że w wieku osiemnastu lat potrafił być taki rozważny i dzielny. – Tata powiedział, że pomieszczenie obok twojego pokoju będzie jej. Jest dosyć spore. Usłyszałem też, że w ścianie pomiędzy mają stanąć drzwi, żebyście miały łatwiejsze przejście. Alex i Conrad wyjmują już z niego wszystkie kartony i inne takie. Jak chcesz, to możemy pojechać po jakieś meble, zabawki czy ciuchy. Co o tym myślisz?
– W takim razie możemy pojechać. Muszę się tylko jeszcze ogarnąć. – Otarłam łzy i wstałam z podłogi.
– Oczywiście, to ja pójdę pomóc chłopakom. Jak będziesz gotowa, to zadzwoń. – Przytaknęłam mu, na co on on wyszedł z pomieszczenia.
Skierowałam się do wbudowanej w ścianę szafy. Zdecydowałam się na czarne, szerokie jeansy i top na cienkich ramiączkach w tym samym kolorze. Przebrałam się w łazience. Uznałam, że pomaluję też rzęsy. Miałam ogromne szczęście, że moja cera nie była skłonna do wyprysków, większych przebarwień czy innych niedoskonałości, więc na co dzień nie musiałam używać korektora, a tym bardziej podkładu. Dobrałam jeszcze srebrną biżuterię. Kolczyki w kształcie gwiazdek i naszyjnik, który dostałam od mojego pierwszego chłopaka – Erica.
To on był ojcem Emily. Niestety, został zamordowany przez jednego z wrogów ojca na jednej ze wspólnych akcji. Eric zginął w moich ramionach, przez co nigdy tego nie zapomnę. Naszyjnik dał mi właśnie w tamtym momencie. Powiedział, że chciał mi się oświadczyć, ale uznał, że pierścionek dostaje każda dziewczyna. On chciał być oryginalny i kupił mi naszyjnik. Na naszyjniku znajdowały się dwie zawieszki: jedna przedstawiała literę „E” w serduszku, a druga pistolet. Czyli dwie rzeczy, które kochałam i kocham nadal.
Otrząsnęłam się, bo teraz nie miałam czasu na wspominanie dawnych czasów. Musiałam w stu procentach skupić się na córce. Wyjęłam z komody torebkę i włożyłam do niej portfel i pistolet. Rozpuściłam włosy i na szybko je przeczesałam. Byłam gotowa. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer brata. Odebrał po dwóch sygnałach.
– Gotowa? – spytał.
– Tak.
– To czekam w aucie – odpowiedział i rozłączył się.
Wyszłam z pokoju, zabierając jeszcze z szafy czarną, rozpinaną bluzę i skierowałam się do garażu. Po drodze natknęłam się na Simona.
– Hej, jak się czujesz? Jest dobrze? – zapytał i mnie przytulił. To on był ze wszystkich ludzi ojca mi najbliższy, był moim prawdziwym przyjacielem.
– Hej, tak, czuję się dobrze. – Wtuliłam się w jego ciało. – Dzięki, że pytasz. Jadę teraz na zakupy dla małej. Pogadamy później?
– Okej. Ja muszę wracać do pracy. Jeszcze mam do przeniesienia sporą część pudeł. – Pocałował mnie w czubek głowy, uśmiechnął się i odszedł. Odwzajemniłam uśmiech i poszłam do garażu. Gdy byłam już przy drzwiach prowadzących do docelowego miejsca, drogę zagrodził mi Chris, który miał siedzieć już od dawna w aucie.
– Co? – powiedziałam z lekkim szokiem.
– A nie, nic. Tylko mogłaś powiedzieć, że kręcisz z Simonem – odpowiedział z wyrzutem.
– Serio? Tylko się przyjaźnimy.
– To dlaczego on patrzy się na ciebie tak, jakby był w tobie zakochany.
– Naprawdę nie mam pojęcia. Powtórzę się, tylko się przyjaźnimy. Możemy już o tym nie gadać, tylko jechać?
– Tak – mruknął szybko i razem podeszliśmy do mojego samochodu.
Usiadłam na fotelu pasażera i podałam bratu kluczyki do mojego Lamborghini. Chris je przechwycił, na jego twarzy malował się uśmiech zwycięzcy, ponieważ nikomu nie pozwalałam jeździć moim mechanicznym dzieckiem; to samo tyczyło się motoru. Wyjechaliśmy z garażu. Chris, będąc już na drodze, musiał oczywiście parę razy przyśpieszyć, wymijając pozostałe samochody i przy okazji złamać przepisy drogowe. Popatrzyłam na niego z zażenowaniem, ale nic sobie z tego nie zrobił, wręcz przeciwnie z każdym moim spojrzeniem przyspieszał jeszcze bardziej.
Normalnie, droga do sklepu meblowego zajęłaby jakieś dwadzieścia minut, ale przez szybką jazdę Chrisa, byliśmy tam już po dziesięciu.
– Masz jakieś plany na pokój? – spytał mnie brat, kiedy szliśmy już przez spory parking.
– Tak. Chciałabym, żeby meble były białe, uniwersalne. Kolor ścian taki jaki będzie chciała. Chcę zapewnić jej wszystko czego my, jak i ona, nie mieliśmy.
– Rozumiem. Z tego, co kojarzę ściany w tamtym pokoju są białe to idealnie na ten moment. Jak już wydobrzeje i będzie czuła się ogólnie lepiej będziemy mogli z nią tu przyjechać, i wybierze kolor. Chcesz kupować dzisiaj jakieś zabawki czy ciuchy?
– Chciałabym, ale nie chcę zabierać ci czasu – stwierdziłam zgodnie z prawdą.
– Nie zabierasz mi czasu, sam ci to zaproponowałem, wiedząc, jakie niesie to za sobą konsekwencje. Spoko.
– W takim razie możemy podjechać do galerii. Dzięki.
– Nie ma sprawy.
Na jego twarz wkradł się piękny uśmiech, który odwzajemniłam, bo doskonale wiedziałam, że dzisiaj zaczynał się nowy rozdział w moim życiu i właśnie w tym momencie, idąc przez parking, wznowiłam swoją obietnicę sprzed sześciu lat o byciu najlepszą mamą jaką tylko mogłam być.
Weszliśmy do sklepu i od razu skierowaliśmy się na dział z meblami dla dzieci. Spędziliśmy tam razem godzinkę, po której wyszliśmy z paragonem. Na wyjściu owiało mnie ciepłe, letnie powietrze. Meble zostaną przewiezione do naszego domu w przeciągu dwóch godzin, wykupiłam także montaż, więc nie będzie trzeba tracić czasu na składanie tego wszystkiego.
Tym razem to ja usiadłam za kierownicą.
– Co za dużo, to niezdrowo, braciszku – zaśmiałam się, widząc naburmuszoną minę Chrisa. Chłopak wygiął usta, ale nie skomentował moich słów.
– Napiszesz do Conrada, że za niedługo przyjedzie ktoś z dostawą tych mebli, żeby ich wpuścił? Niech wyznaczy kogoś do sprawdzenia dostawców. Ktoś powinien ich także pilnować.
– Okej, ale serio chcesz, żeby sprawdzali zwykłych pracowników? – od razu pożałował swojego pytania, bo posłałam mu mordercze spojrzenie. Gdyby w domu były same dorosłe osoby, które potrafiły posługiwać się bronią i zazwyczaj nosiły ją przy sobie, nie kazałabym ich sprawdzać. Ale w domu była moja córeczka, której włos nie mógł spaść z głowy. – Już pisze. Nie wydaje ci się, że jesteś trochę przewrażliwiona?
– Już straciłam ją na pięć lat, to nie może się powtórzyć.
– Rozumiem. – Wyciągnął telefon i zaczął wystukiwać na nim wiadomość.
Reszta drogi upłynęła nam w kompletnej ciszy, było słychać tylko moje sporadyczne stukanie palcami w kierownicę.
– Dobra jesteśmy. Idziesz ze mną, czy wolisz pójść sobie na siłownię? – zapytałam, kiedy wysiedliśmy z auta.
– Normalnie poszedłbym na siłownię, ale nie chcę stracić możliwości zobaczenia, jak biegasz po całym sklepie w poszukiwaniu najlepszych produktów – zaśmialiśmy się oboje.
***
W drodze powrotnej cały bagażnik był zawalony torbami z zabawkami i ciuchami. Udało nam się upchać to w niedużej przestrzeni znajdującym się pod maską.
Czy właśnie wydałam fortunę?
Było to bardzo możliwe, ale byłam z siebie dumna, bo za wszystko zapłaciłam sama, ze swoich pieniędzy.
Kupiłam praktycznie wszystko, co potrzebne, i pewnie sporo rzeczy, które nigdy się nie przydadzą. Jako że ja uwielbiałam czytać to po prostu musiałam zakupić jej jakieś książki. Zdecydowałam się też na telewizor, który zostanie dostarczony do naszego domu. W sklepie elektronicznym kupiłam także konsolę, iPada, iPhone’a i słuchawki nauszne. Oczywiście nie dostanie tego w jednej chwili, wszystko po kolei i z jakimś odstępem czasu.
Gdzieś z tyłu głowy miałam świadomość, że lekko przesadziłam, ale jednak byłam jej to winna. Uznałam, że nie żyła. Nie przyłożyłam się jakoś do dowiedzenia się prawdy. W tej chwili poczułam się okropnie, tak okropnie, że pojedyncza łza spłynęła po moim policzku, otarłam ją najszybciej, jak tylko mogłam. Poczułam dłoń brata na ramieniu, spojrzałam ukradkiem w jego stronę, a on obdarzył mnie wspierającym uśmiechem.
– O czym pomyślałaś? – usłyszałam.
– O tym, że z góry założyłam, że nie żyje, i nie szukałam jej wystarczająco dobrze.
– Wiesz, że to nie twoja wina? Doskonale pamiętam ten czas. Ciągle płakałaś, snułaś się po domu jak duch. Byłaś cieniem samej siebie, ale mimo to zrobiłaś wszystko, co mogłaś. Przecież wczęłaś śledztwo i sama jeździłaś po mieście w poszukiwaniu jakiegokolwiek wskazówki. – Taka była prawda, ale jakoś nie potrafiłam przyswoić sobie tej informacji. – Eva, to nie jest twoja wina. Proszę, nie obwiniaj się. Jak masz już kogoś obwiniać, to tylko tego chuja, co spowodował wypadek. Nigdy siebie, dobrze? – dodał.
– Dobrze. Dziękuję, że jesteś.
– Jestem twoim bratem, zawsze będę z tobą to A, a B nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – Wyszczerzył się, po czym zaśmialiśmy się w tym samym momencie.
Kochałam te momenty, w których mogliśmy być po prostu sobą.
Chris zaczął szperać przy odtwarzaczu, podłączył swój telefon i puścił muzykę. Doskonale wiedziałam jaką piosenkę puści. Naszą ulubioną, naszego ulubionego zespołu, czyli Chase Atlantic. Jak tylko wybrzmiały pierwsze słowa zaczęliśmy śpiewać:
– I bet you feel it now, baby. Especially since we've only known each other one day. But, I've gotta work shit out, baby. I'm exercising demons, got 'em runnin' 'round the block now ¹ – darliśmy się.
Chwila przerwy.
„The water's getting colder, let me in your ocean, swim
Out in California, I'll be forward stroking, swim
So hard to ignore ya, 'specially when I'm smoking, swim
World is on my shoulders, keep your body open, swim
I'm swimming, I'm swimming, I'm swimming, yeah. I'm swimming, I'm swimming, I'm swimming, yeah
Out in California, I'll be forward stroking, swim
So hard to ignore ya, keep your body open, swim.”
Stukałam palcami w rytm muzyki, którą przerwał nam dzwoniący telefon Chrisa. Odłączył go od Bluetootha i przyłożył do ucha.
– Hej, co jest? A tak, kupiliśmy, niech go wniosą. Tak, tam, gdzie będzie wygodnie, najlepiej do pokoju Evy, no. Tak. Do później – zakończył połączenie.
– Kto dzwonił? – Nigdy nie lubiłam mieszać się w sprawy innych ludzi, ale w rozmowie padło moje imię, więc uznałam, że warto się zainteresować.
– Simon, pytał, czy kupiliśmy telewizor – wytłumaczył.
Skinęłam głową, brat ponownie podłączył telefon i włączył dalej piosenkę.
– Location drop, now. Pedal to the floor like you're runnin' from the cops now. Oh, what a cop out. You picked a dance with the devil and you lucked out – ponownie się wydarliśmy, akcentując słowo “devil”.
Zostało nam jakieś niecałe pięć minut drogi, przez które po zakończeniu piosenki, się do siebie nie odzywaliśmy.
Wiedziałam, że zaraz odbędę jedną z trudniejszych rozmów w moim życiu. Rozmowę, która zmieni moje życie.
„A hundred million people couldn't deal with this
I've been tryna grow 'cause people kill for it”
Into In – Chase AtlanticROZDZIAŁ 3
Eva
Szłam korytarzem prowadzącym do gabinetu taty. Było już grubo po piętnastej, przez co miałam ogromną nadzieję, że skończył już dzisiejsze spotkanie. Zapukałam do drzwi, usłyszałam „proszę”, więc uchyliłam je i prześlizgnęłam się przez szparę do środka. Tata siedział za biurkiem i ze skupieniem robił coś na komputerze. Jak tylko mnie zauważył, to na jego twarz wszedł promienny uśmiech. Wyszedł zza biurka, aby mnie przytulić. Objęłam go ramieniem.
– Cześć, jak tam? Zakupy się udały? – zapytał, siadając z powrotem na swoim fotelu, a ja zajęłam miejsce naprzeciw niego.
– Wszytko dobrze. Miło, że pytasz. Zakupy były cudowne, bardzo dobrze się bawiłam i Chris też chyba nie narzeka na ten czas. Dobrze, że mnie namówił, bo jak znam siebie, to sama bym się za to nie zabrała. Poza tym spędziliśmy razem czas, a ostatnio robiliśmy to coraz rzadziej. Dobrze nam to zrobiło – skwitowałam.
– Bardzo się cieszę, że jest lepiej. Po tym, jak wczoraj zemdlałaś, bardzo się martwiłem. Chciałem przyjść do ciebie rano, ale niestety miałem zaplanowane spotkania i nie udało mi się ich przesunąć. Przepraszam. – W jego oczach widziałam skruchę, a słowach ją słyszałam. Wiedziałam, że jego słowa są szczere, bo nigdy mnie nie okłamał.
– Nie przepraszaj. Wiem, jaką mamy pracę. Rozumiem – odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą.
Nie mogłam mieć do niego wyrzutów, bo w naszym świecie trudno było o przekładanie spotkania z tak błahych powodów. Dla innych osób zajmujących się tym, co my, były to sprawy nieistotne, wydziwianie. Mimo że ja posiadałam ten komfort, ponieważ z tatą mieliśmy bardzo dobrą relację i mogłam decydować o sobie sama, to tak naprawdę większość kobiet z rodzin mafijnych nie miała tyle szczęścia. One uważane za słabsze, musiały dostosowywać się do woli swoich ojców czy mężów. Gdyby nie to, że mafia taty była jedną z górujących, to pewnie przez to, jak wyglądają nasze relacje, dawno bylibyśmy skończeni.
– Nie, właśnie dzisiaj jest dzień, kiedy należą ci się przeprosiny. Powinienem być przy tobie w tych trudnych chwilach, przepraszam.
– Dziękuję, że jesteś i mnie wspierasz. Kocham cię… – wypowiedziałam te słowa, ledwo powstrzymując się od płaczu.
– Ja ciebie też, kochanie. – Ponownie wstał z miejsca, a ja zrobiłam to samo i znowu się przytuliliśmy.
Naprawdę nie mogłam wyobrazić sobie lepszej relacji z tatą. Wspieraliśmy się nawzajem i zawsze byliśmy dla siebie ostoją. To samo mogłam powiedzieć o Chrisie czy Simonie.
Oni byli moim domem, do którego zawsze będę wracać z uśmiechem na twarzy.
– Wiem o czym chciałaś porozmawiać, tak samo jak ty dalej wiem niewiele. Usiądź. Naleję ci wody. – Podziękowałam mu po cichu i usiadłam.
W duchu zaczęłam się modlić, żeby z Emily było wszystko w porządku. Tata podał mi szklankę i zajął miejsce za biurkiem.
– Wczoraj już to usłyszałaś, ale chcę się powtórzyć. Twoje zachowanie pod jej względem było godne pochwały, zrobiłaś wszystko tak, jak cię uczyłem. – Uśmiechnął się delikatnie. – Jeśli chodzi o Emily, to czuje się lepiej, dalej ma podłączoną kroplówkę i odpoczywa. Rokowania są dobre, oprócz lekkiej hipotermii, na którą już zadziałaliśmy nic jej nie jest. Wszystkie narządy są całe. – Na te słowa wypuściłam głośno powietrze z płuc. – W kwestii organizacyjnej. Oczywiste jest to, że u nas zostaje. Pokój, jak już pewnie wiesz, będzie miała koło twojego, jest on dość spory i na pewno wszystko się zmieści. Możesz się teraz do niej przejść. Jak nie jesteś jeszcze gotowa, to spokojnie, masz czas. Nie śpiesz się z tym.
Zawahałam się. Tak bardzo chciałam ją zobaczyć, ale tak samo, jak pragnęłam to zrobić, tak równie mocno się tego bałam. Teraz pewnie bym się przy niej rozpłakała, a za cholerę tego nie chciałam. Jedyne łzy, jakie mogłam przy niej uronić to łzy szczęścia, kiedy będę mogła ją przytulić, porozmawiać czy po prostu spędzać z nią czas, którego tyle nam zabrano. Teraz mogłyby to być łzy smutku.