- promocja
- W empik go
Deweloper - ebook
Deweloper - ebook
Zabawna niczym noc na rauszu. Słodka jak zapach peonii.
Rozgrzewająca niczym herbata z prądem. Cierpka jak wytrawne wino.
„Deweloper” to komedia romantyczna o dawaniu kolejnych szans, na które zasługuje każdy z nas.
Rocznik osiemdziesiąty szósty ubiegłego wieku – ależ to koszmarnie brzmi. Zakupoholiczka – trzeźwa, choć wodzona na pokuszenie. Mężatka – już niewierząca i od dawna niepraktykująca. Właścicielka kwiaciarni – oddana jej całym sercem, duszą i ciałem.
Jakoś sobie radzę, ale bywa, że koślawo. Pokonuję przeszkody, chociaż czasem się potykam. Staram się wyjść na prostą, lecz pokrętny los co rusz podstawia mi nogę. Mimo to utrzymuję obrany kurs, wierząc, że w końcu wszystko się ułoży.
Kiedy jednak pazerny deweloper zamierza zniszczyć biznes, który budowałam od dwóch lat, moja wiara, że „wszystko się ułoży”, zostaje poddana próbie. Ale ja się nie ugnę! Będę walczyć! Nie pozwolę, by ten bezduszny wyzyskiwacz odebrał mi to, na co tak ciężko harowałam!
Pytanie tylko: czy dzięki tej walce mogę więcej zyskać, czy stracić?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-971455-4-2 |
Rozmiar pliku: | 6,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Seweryn Krajewski – Baw Mnie
The Police – Every Breath You Take
Anna Jurksztowicz – Hej, man!
Anna Jurksztowicz – Stan pogody
DJ Agos – Middle Of The Night
Duncan Laurence – Arcade
Edyta Bartosiewicz – Boogie Czyli Zemsta Słodka Jest
Seweryn Krajewski – Wielka miłość
Warsaw National Opera Orchestra – Traf szczególny! Próżne gniewy, próżny krzyk
Seweryn Krajewski – Uciekaj moje serce
Czesław Niemen – Wspomnienie
Luciano Pavarotti – Nessun dorma!
Hungarian Opera Orchestra – Figaro’s Aria – Largo al factotum
Human – Słońce Moje
Orkiestra online (arr. Adam Sztaba) – Co mi Panie dasz
Marek Grechuta – W dzikie wino zaplątani
Janet Jackson – Together Again
Janet Jackson – I Get Lonely
Marek Grechuta – Będziesz moją panią
Beata Bartelik – Sen na pogodne dni
Luciano Pavarotti – La Donna È Mobile
Spotify:
YouTube:
Otwieram kopertę, wyjmuję z niej rachunek za prąd, a ten kopie mnie z siłą dwustu dwudziestu woltów i powala na posadzkę. Miotam się, dygocząc w konwulsjach. Błysk świetlówek poraża komórki nerwowe, naelektryzowane włosy stają dęba. Dwie sekundy później zaliczam zgon.
– Ida, wszystko okej? – Maja przywołuje mnie do rzeczywistości.
Zmartwychwstaję. I, o dziwo, nie leżę na podłodze, tylko wciąż stoję z blankietem do zapłaty w ręku. Biorę głęboki oddech.
– Właśnie dostałam rządową tarczą energetyczną w łeb. – Podaję jej wydruk. – Miała nas chronić, a rozłożyła na łopatki.
Przyjaciółka odkłada bukiet z eustom1 na blat i odbiera ode mnie świstek. Jej oczy robią się wielkie jak rolka od wstążki, którą przed chwilą przewiązała kwiaty.
– Jak to możliwe? Przecież dopiero zaczął się wrzesień. – Z niedowierzaniem kręci głową.
– No właśnie. Nie wiem, co my zrobimy późną jesienią, kiedy dojdzie ogrzewanie, a światło będzie włączone prawie przez cały dzień. O zimie nawet nie myślę, bo obawiam się, że pęknie mi od tego jakaś żyłka i dostanę wylewu. – Powoli tracę czucie w nogach, więc siadam sztywno na taborecie.
Pewnie wykrakałam i właśnie dostaję wspomnianego wylewu. Albo ten pieprzony rachunek naprawdę poraził mnie prądem.
– Oddychamy – przypomina Maja i bierze głęboki wdech.
– Oddychamy. – Wypuszczam głośno powietrze.
– Ile masz na koncie firmowym? – Obraca w dłoni pismo z zakładu energetycznego, jakby szukała na nim dopisku: „Drogi kliencie, rozumiemy, że jest ci ciężko, dlatego odraczamy termin zapłaty o pół roku, i to bez odsetek!”.
– Jeśli ureguluję ten rachunek, to wystarczy zaledwie na czynsz – odpowiadam z rezygnacją i opadam na blat, po czym chowam głowę w ramionach. Zaraz się poryczę.
– I nie zostanie nic?
– Nic.
– A co z giełdą kwiatową?
– Poproszę Mirka, żeby w tym miesiącu dał nam towar z wydłużonym terminem płatności. – Uświadamiam sobie, że nie tylko u dostawcy kwiatów będę miała dług, i podnoszę spojrzenie na przyjaciółkę. Jak, do cholery, zapłacę jej za wrzesień?
A ona patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby czytała mi w myślach.
– Spokojnie, Majkuś, tobie przeleję wynagrodzenie w terminie – zapewniam. – Pożyczę kasę od Arka albo od rodziców…
– O nie, nie. Nie przyjmę forsy twojego faceta. Poza tym miałaś się uniezależnić finansowo zarówno od niego, jak i od starszych, zwłaszcza od ojca.
Fakt. Tak się zestresowałam tym prądem, że ewidentnie nastąpiło zwarcie w moich zwojach mózgowych i mocne postanowienie o mały włos szlag by trafił. Do tego zupełnie zapomniałam, co dzisiejszego ranka ujrzałam na ekranie telefonu mojego męża. I tak, nadal jestem na niego wściekła.
Co do wspomnianego przez Majkę uniezależniania, sprawa ciągnie się od dawna. Kilka lat temu uświadomiłam sobie, że relacje, które utrzymuję z najbliższymi mi mężczyznami (czyli mężem i ojcem), są toksyczne, bo oparte przede wszystkim na zależności finansowej. Z tatą nigdy mi się nie układało. Potrafiliśmy poróżnić się w każdej dziedzinie – od rodzaju filmu puszczanego w sobotni wieczór (polski czy zagraniczny), po wybieranie potrawy wigilijnej (grzybowa czy barszcz), na preferencjach politycznych skończywszy (prawica czy lewica). Odkąd pamiętam, toczyliśmy walki, z powodu których cierpiała najbardziej mama, stojąca między młotem a kowadłem. Ojciec jest, jaki jest, lecz to dzięki jego wsparciu pieniężnemu mogłam wyprowadzić się do miasta i studiować farmację. I choć byłam mu za to wdzięczna, to dosyć późno zdałam sobie sprawę z tego, że zawsze zależałam od niego finansowo, on zaś przypominał mi o tym przy każdej nadarzającej się okazji. To on trzymał łapę na kasie w naszym rodzinnym domu. Dysponował, rozdzielał, skąpił, decydował, co jest nam potrzebne, a co nie. Mój brat szybko uwolnił się z tej niezdrowej relacji i po ukończeniu ogólniaka wyjechał z Polski. Pracował w Niemczech, Anglii, Irlandii, aż w końcu wywiało go do Australii, gdzie znalazł zatrudnienie na farmie. Nie zarabia kokosów, żyje bardzo skromnie, ale jest szczęśliwy z żoną i trójką dzieci.
Kiedy tylko otrzymałam posadę w korporacji farmaceutycznej, byłam przekonana, że i ja wreszcie wyplączę się z więzów finansowych ojca. I tak też się stało. Tak przynajmniej myślałam, bo zmienił się rodzaj liny, osoba i sposób wiązania. Nadal byłam spętana i, co gorsza, nie miałam o tym zielonego pojęcia.
Gdy zatrudniono mnie w Farmagenie, Arek zajmował stanowisko starszego przedstawiciela handlowego. Miał sześcioletni staż pracy, wysoką pensję, świetne auto, apartament, błysk w oku i był nad wyraz pewny siebie, co przy mojej nieśmiałości bardzo mi imponowało. Nie martwiłam się o pieniądze, nie oszczędzałam, bo przecież zarabiałam i mój facet był przy kasie. Wzięliśmy ślub, bo zdaniem Arka tak się bardziej opłacało podatkowo, i chyba też dlatego, że się kochaliśmy. Nie minęły dwa lata, jak stałam się konsumpcyjną wariatką, pazerną na dobra materialne i luksusy. Tak, odbiła mi palma, i to znacząco. Ale trudno się dziwić, skoro wcześniej tatuś decydował za mnie, co mogę kupić, a czego nie, więc odnosiłam wrażenie, że cały czas czegoś mi brakuje. Byłam wyposzczona i spragniona. Dzięki Arkowi miałam pod nosem studnię bez dna, dlatego piłam z niej i piłam, aż się opiłam. Wpadłam w nałóg. W manię kupowania, wszystkiego! Począwszy od produktów spożywczych, przez kosmetyki, po ciuchy, na sprzęcie gospodarstwa domowego i laserowej korekcji oczu skończywszy.
W końcu mój facet zorientował się, że jego finanse topnieją w zatrważającym tempie i ekskluzywny, przestronny apartament zaczyna przypominać zawalony klamotami lombard. Wówczas zakręcił kurek. Zostałam bez jego pieniędzy, tylko ze swoją pensją. Oj, zabolało. I to tak dotkliwie, aż się rozchorowałam. Zaliczyłam dół, a że chciałam sobie szybko i tanio poprawić nastrój, zaczęłam podbierać z naszej firmy darmowe próbki leków z pochodną benzodiazepiny. Pomagały. Po trzech miesiącach zostałam jednak nakryta i zwolniona dyscyplinarnie. Fama o tym szybko rozeszła się po branży farmaceutycznej. Uznano mnie za złodziejkę i lekomankę, więc nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie. I wtedy się załamałam. Byłam bez szans na zatrudnienie. Zadłużenie na mojej karcie kredytowej i samopoczucie przypominały Rów Mariański. Pragnę nadmienić, że jest to najgłębszy i najciemniejszy rów oceaniczny na świecie. Dodatkowo okazało się, że oprócz zakupów uzależniłam się odrobinkę od darmowych tabletek psychotropowych, przez co byłam na głodzie. Nie wyglądało to dobrze. I choć nigdy nie miałam szczęścia do mężczyzn, to do spotykania wspaniałych kobiet jak najbardziej. Trafiłam do świetnej psychoterapeutki, która wyciągnęła mnie z dołka. Trochę to trwało. Zaczęła mnie leczyć i podała adres darmowej terapii grupowej dla anonimowych zakupoholików. Na pierwsze spotkanie poszłam bez oporów, bo przecież musiałam mieć jakieś zajęcie, by zabić czas. Arek pracował do późna i sam robił zakupy, żebym nie wpadła w szał wydawania.
Na terapii poznałam Maję. Była młodsza ode mnie o siedem lat, ale to nam nie przeszkodziło, aby się zaprzyjaźnić. Mityngi dwa razy w tygodniu przez pół roku, później warsztaty z florystyki dla bezrobotnych, następnie kurs z projektowania ogrodów. Byłyśmy nierozłączne. Potem przyznano mi dotację z urzędu pracy na założenie własnej działalności gospodarczej. Zatrudniłam Majkę i tak oto, po dwóch latach od rozpoczęcia biznesu, jesteśmy tutaj. Dwie zakupoholiczki bez grosza przy duszy.
– Iduś, przecież wiesz, że minimalizm to moje drugie imię. – Maja wyrywa mnie ze wspomnień, uśmiecha się szeroko i ostentacyjnie wrzuca rachunek do wiklinowego kosza na dokumenty. – Miesiąc bez kasy będzie moim kolejnym wyzwaniem zero waste. – Zaciera ręce. – Dzisiaj zrobię rosół, jutro pomidorową, pojutrze zblenduję ugotowaną włoszczyznę i zupa krem gotowa, do tego pokrojona czerstwa bułka, podsmażona na oleju, i są pyszne grzanki. A z mięsa upiekę pasztet. Czuj się zaproszona.
– Nie dość, że będę zalegać ci z pensją, to mam cię jeszcze objadać? Ty naprawdę mnie kochasz.
– Kocham tę robotę, a że mam ją dzięki tobie, to siłą rzeczy kocham również ciebie. – Szczerzy się jak głupia. – Parę wesel, pogrzebów, trochę promocji i się odkujemy. Zobaczysz.
– Ja ciebie też kocham, moja ty minimalistko. – Zamykam ją w niedźwiedzim uścisku i cmokam w policzek. – Obyś miała rację.
------------------------------------------------------------------------
1 Ilustrowany miniatlas roślin wspomnianych w powieści znajdziesz na końcu książki.