Diabeł i tabliczka czekolady - ebook
Diabeł i tabliczka czekolady - ebook
Co to znaczy szczęście? W tej książce znajdziecie kilkanaście odpowiedzi na to pytanie. Żadnych oczywistości, żadnych banałów. Samo życie. Reporter „Dużego Formatu” Paweł P. Reszka pisze też o Polsce niewidzialnej. O dziewicy, która dała się uwieść Jezusowi. O totalnej blokadzie seksu w Lublinie. O zawstydzonych Sprawiedliwych. O ukrytych dawcach organów. O diable na popołudniowej lekcji. O naprawianiu homo na hetero... Oto Polska magiczna, choć bez fikcji.
„Na każdy reportaż Pawła P. Reszki czekam jak na wydarzenie. I każdy jest dla mnie niespodzianką. Paweł ma zaskakujące tematy i świetnych bohaterów. Ma też talent, ale nie tylko reporterski. Otóż ma talent chirurga – jest chirurgiem mentalności. W tej książce pokroił swoim skalpelem Polskę i wyciągnął z jej wnętrza głupotę, nienawiść, mądrość i miłość. Przyjrzyjmy im się. Czego jest więcej i dlaczego?” – Mariusz Szczygieł, reporter
Kategoria: | Felietony |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-1719-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W lubelskiej archikatedrze tłum wiernych. To goście Anny Goliszek, jej przyjaciele, rodzina. Również ci, którzy przyszli pomodlić się na wieczorną mszę, oraz ciekawi tego, jak arcybiskup będzie konsekrował dziewicę.
Metropolita lubelski zasiada w fotelu.
– Oto jestem, Panie, bo mnie wezwałeś – Anna Goliszek stoi przed ołtarzem. Na sobie ma białą suknię. (– Sama ją zaprojektowałam. Taką sobie wymarzyłam. Taką, która pokazywała, że jestem kobietą, oblubienicą. Dopasowaną do mnie).
– Czy chcesz aż do końca życia trwać w dziewictwie poświęconym Bogu, w służbie Bogu oraz Kościołowi? – biskup pyta kandydatkę na dziewicę.
– Chcę.
– Czy chcesz w duchu Ewangelii naśladować Chrystusa, tak aby twoje życie w szczególny sposób świadczyło o miłości i było znakiem przyszłego królestwa?
– Chcę.
– Czy chcesz być konsekrowaną i zaślubioną naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi, Synowi Bożemu?
– Chcę.
Składa dłonie w ręce biskupa. – Ojcze, przyjmij zobowiązanie doskonałej czystości i naśladowania Chrystusa.
Metropolita odmawia modlitwę konsekracyjną. Wręcza jej Księgę Liturgii Godzin i srebrną obrączkę. (– To była cała radość ją kupować. Z przyjaciółką obeszłam wszystkich jubilerów w mieście. A potem jeszcze radziłam się jej brata, czy będę w niej dobrze wyglądać jako mężatka).
Arcybiskup w kazaniu zauważa, że uroczystość ma w sobie coś z atmosfery zaślubin, tylko oblubieniec jest niewidzialny. Po konsekracji gratulacje składają rodzice, krewni, przyjaciele.
Są też prezenty, jak na ślubie. Śpiwór do wędrówek górskich, pieniądze w kopertach, wieża Sony.
Anna Goliszek, 31-letnia pracownica firmy komputerowej, jest trzecią i najmłodszą dziewicą konsekrowaną w archidiecezji lubelskiej. – Jeżeli ktoś zapyta o męża, mówię wprost. Jest nim Jezus Chrystus.
Gdy widzę, że ktoś czuje miętę
Mieszka w domu rodziców, w podpuławskiej wsi. W zimie wynajmuje mieszkanie w Puławach, żeby mieć bliżej do pracy. Kawalerka w bloku, kuchnia i pokój.
Anna Goliszek: – Oczywiście, że chcę się podobać jako kobieta. Jeżeli wybieram ciuchy w sklepie, to coś, w czym dobrze wyglądam. Nie chcę być ubrana w worek. Uciekać od swojej tożsamości. Jestem w pełni kobietą. I jak każda chcę się podobać. Nie skubię brwi, nie leżę z maseczką. Ale jak mam chandrę, to lubię zjeść całą czekoladę albo pójść na długi spacer, na rower, pobiegać. Prasy kobiecej nie czytam. Jak coś mi wpadnie w rękę, to tak, ale nie kupuję. Szkoda mi pieniędzy. Bardzo lubię „M jak miłość”. Bo tam są takie sytuacje, jakie zdarzają się w życiu. Ale czasem ten serial mnie denerwuje, kiedy widzę, jak ludzie postępują niezgodnie z nauką Kościoła. Na przykład mieszkają ze sobą bez ślubu. Nie zamykam się na relacje z osobami niewierzącymi. Ale nie mam wśród nich przyjaciół. Czy mogę się umówić do kina? A dlaczego nie? Ale od razu jest to jasna sytuacja, że to nie jest randka. Jeżeli widzę, że jest ktoś, kto czuje miętę... To znaczy jeszcze nie byłam w takiej sytuacji, więc nie będę wymyślać, co mówię. Ale powiedziałabym pewnie, że jestem zajęta.
No pewnie, że chciałabym go dotknąć. Tak po prostu. Ale wiem, że to jest niemożliwe tu, na ziemi. Teraz.
Ukochany, mój miły – tak mówię do niego najczęściej. Poza tym – wszechmogący, najwierniejszy, najpiękniejszy. Ale ja nie przywiązuję wagi do tego, jak Jezus wygląda. Nie modlę się przed obrazkiem. Choć i tak wiem, że on jest najpiękniejszy. Bo jest Bogiem.
No dobrze, wyobrażam go sobie jako szczupłego, przystojnego mężczyznę z długimi włosami, z brodą. (Ale nie każdy mężczyzna wygląda dobrze z długimi). Na zaproszeniach, które rozdawałam, było napisane: „Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłam się uwieść”.
Poruszamy się między czymś, czego nie widzimy, a czymś, co jest takie namacalne. I tak naprawdę takie jest moje życie. Ktoś pomyśli, że głupia...
Nie miałam nic przeciwko konsekracji publicznej. Jak ktoś się zakocha, tak na całego, na zabój, to chce wszystkim to ogłaszać. Chciałam się cieszyć z moimi najbliższymi, z przyjaciółmi. Koledzy z firmy też byli zaproszeni. Nie mówili później niczego krytycznego. Mam to szczęście, że pracuję z ludźmi, którzy szanują decyzję drugiego człowieka. A przez jeden z internetowych portali chrześcijańskich dostawałam e-maile od zupełnie mi obcych ludzi. Bardzo pozytywne. Pisali, że gratulują, podziwiają, życzą wytrwania. Nie dostałam ani jednego negatywnego.
W portalu GoldenLine poświęconym karierze i życiu zawodowemu Anna Goliszek zarejestrowała się jako koordynatorka pracy serwisu sprzętu i oprogramowania. Wymienia studia, ukończone kursy, języki obce. Nie ukrywa: „zabójczo podoba mi się nowa honda civic 3D, koniecznie w kolorze czerwonym”. Hobby: „kibicuję Robertowi Kubicy” oraz „w teologii fascynuje mnie Osoba i działanie Ducha Świętego”.
Anna Goliszek: – Do pracy mam na 9. Budzik dzwoni o 6. Pobudka, śniadanko, kawa. Włączam radio, by posłuchać, co się dzieje na świecie. No i modlitwa, jutrznia. Potem do pracy. Do 17 przyjmuję sprzęt do naprawy. Mam kontakt z klientami. Doszkalam się cały czas. Ostatnio byłam na przykład na kursie „Obsługa reklamacji i subiekcji klienta”. Trafiłam tu przez Urząd Pracy. Po pracy msza – jeżeli rano nie było. Msza musi być codziennie. Wieczorem umówię się czasem na kolację u przyjaciółek w Puławach czy pojadę do Lublina. Ale najczęściej siedzę w domu. Coś czytam lub piszę.
Nasze zaślubiny Chrystusa są wieczne
W chrześcijaństwie dziewice konsekrowane obecne są od pierwszych wieków. Wzorem była dla nich dziewica Maryja. Kobiety żyjące w ascezie i modlitwie z czasem dały początek wspólnotom mieszkającym w klasztorach. W 1927 roku watykańska Kongregacja do spraw Zakonów opowiedziała się przeciwko konsekracji na dziewice osób, które nie były mniszkami.
Zofia Prochownik (w książce „Dziewictwo konsekrowane we współczesnej nauce Kościoła katolickiego”) tak opisuje konsekwencje tej decyzji: „Gdy tego wyraźnego znaku zabrakło, rozpoczęło się spustoszenie w społecznościach ludzkich na płaszczyźnie duchowej i moralnej”.
Współcześnie, po Soborze Watykańskim II (1962–1965), Kościół wrócił do wyświęcania na dziewice konsekrowane kobiet, które nie są zakonnicami.
– Przetarłam w Polsce szlak – Zofia Prochownik, katechetka ze Skawiny pod Krakowem, jako pierwsza w Polsce została konsekrowana na dziewicę w 1991 roku. – Nasze zaślubiny Chrystusa są wieczne. Nikt nie może ich zdjąć, nawet papież. Inna sprawa, że współczesny Kościół kwestią dziewic prawie się nie zajmuje. Nikt nie wyjaśnił nam, dziewicom, na przykład, co oznaczają mistyczne zaślubiny. Opieramy się na pismach Ojców i Doktorów Kościoła.
Wśród nich o dziewicach nauczał św. Ambroży (żył w IV wieku), biskup mediolański.
Prochownik pisze: „Chciał, aby one pragnęły wejść w najgłębszą zażyłość z Oblubieńcem, który może napełnić je rozkoszą, aby pozostały Mu wierne i odpowiedziały miłością za miłość. Ludzkimi słowami trudno wyrazić ten stan ducha. Lepiej wyrażają go słowa: »Połóż mię jak pieczęć na Twoim sercu, jak pieczęć na Twoim ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość«”. Dziewice mają żyć w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie Kościołowi. Św. Ambroży zalecał im powagę, skupienie w czasie modlitw, milczenie w czasie dnia, unikanie wzdychań i kaszlu. „Radził, by unikały przyjęć towarzyskich, uczt, tańców, zbyt częstych odwiedzin przyjaciół, rodziny. Nakazywał skromność w ubiorze, zachowaniu, spojrzeniach, w całym postępowaniu powinny się odznaczać, aby podobały się tylko swemu Oblubieńcowi”.
Dziewice, podaje Prochownik, posiadają trzy przywileje: „Mogą myśleć o Bogu z większą intensywnością, służyć mu z większą gorliwością, podobać się z większą uwagą. Ale też są zobowiązane chwalić Pana z większą słodyczą, ufać mu z większą radością i kochać Go z większą żarliwością”.
W Polsce jest obecnie 185 dziewic konsekrowanych. Najwięcej w Krakowie, Warszawie i Gdańsku (dane na podstawie www.konsekrowane.org).
Zły duch wchodzi przez mantrę
Anna Goliszek: – Z dzieciństwa pamiętam zwłaszcza wyprawy z tatą na przebiśniegi. Do lasu, kawałek od naszego gospodarstwa pod Kazimierzem Dolnym. No i jeszcze rodzinne wakacyjne wyjazdy. Miałam szczęśliwe, beztroskie dzieciństwo. Nie widziałam nigdy kłócących się rodziców. Podstawowych rzeczy nam nie brakowało. Ale była też ciężka praca – jak to na wsi.
Wychowałam się w katolickiej rodzinie. Już jako małe dziecko modliłam się, mając świadomość, że nie mówię do ściany. W Puławach w czasie nauki w liceum mieszkałam w internacie. Nigdy nie miałam masy koleżanek, najwyżej dwie–trzy, podobne do mnie. Nie chodziłyśmy na imprezy, byłyśmy jakieś takie ciche, wycofane. Czasami, owszem, czułam się odrzucona. Na wycieczce chłopcy chodzili „na koty”, czyli na okocim, a dziewczyny chowały butelki w swoich pokojach, bo tam nauczyciele nie sprawdzali. Ja nie chciałam. Byłam inna. Wtedy już miałam tę relację z Bogiem. Nigdy się nie upiłam. Nie byłam zainteresowana imprezami. Ale nie wytykałam nikomu, że pije piwo. Bo życie chrześcijanina polega na tym, by dawać przykład swoim życiem. Randki? To był trochę inny czas niż teraz. Dziś bardzo wcześnie chłopaki i dziewczyny zaczynają randkować. Mi nie było to potrzebne. W liceum kochałam się w koledze z klasy, ale wszystkie się w nim kochały. Nie miałam chłopaka.
W liceum zrobiłam też coś, czego później bardzo żałowałam. Bardzo. Błąd młodości. Kurs medytacji transcendentalnej. Mantrowanie, bałwochwalstwo. Przyjechała pani z jakiegoś stowarzyszenia do liceum na godzinę wychowawczą. I mówiła o możliwościach umysłu. Medytacja miała pomóc w zwiększeniu jego potencjału. Nauczyłam się mantrować. Nie wiedziałam, że Kościół tego zabrania. Otworzyłam złemu duchowi furtkę do działania w moim życiu.
W czasie seminarium Odnowy w Duchu Świętym, gdy zaczęłam się modlić, zobaczyłam, że ogarnia mnie ciemność. Taka, której nie da się opisać. Przestraszyłam się. To był zły duch. Przypomniałam sobie kurs.
Rodzice chcieli, bym została farmaceutką. Trzy razy, rok po roku, zdawałam na Akademię Medyczną. Bez skutku. O teologii myślałam już w liceum, ale chyba nie miałam na tyle siły, by to przeforsować wobec rodziców. Czytałam książki teologiczne, i to nie takie „lajtowe”. Na przykład o Duchu Świętym.
Na studiach, na pierwszym roku, zakochałam się. Z wzajemnością. Matematyk z UMCS.
Poznaliśmy się na sylwestrze duszpasterstwa akademickiego w Zakopanem organizowanym przez jezuitów. Byliśmy jedną z trzech par, które dotrwały do siódmej rano. Chodziliśmy ze sobą z miesiąc–dwa. To była dosyć intensywna relacja. Wtulaliśmy się w swoje ramiona, bez posuwania się dalej. Oczywiście, że do niczego nie doszło. Bo dla mnie TE sprawy to dopiero po ślubie. A całowanie się nie jest podstawą tego, żeby być parą. Było nam ze sobą dobrze. Tylko w którymś momencie uznaliśmy, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni. To znaczy on zerwał. Zresztą to nie było aż takie zaangażowanie na maksa, jak dziś na to patrzę. Po pewnym czasie uznałam, że pewnie zazdrosny był o to, że ja tak o Bogu mówię. Podejrzewam, że dlatego to się skończyło. On ma już rodzinę. Jesteśmy przyjaciółmi.
Tu, w Puławach, spotkałam takiego, w którym się zakochałam bez wzajemności. Dwa, trzy lata temu. Do tej pory mi się podoba. Wtedy, gdyby on powiedział „tak” – być może bylibyśmy małżeństwem? Dawno go nie widziałam. Nie, nie tęsknię. To znaczy już coraz mniej. Ale ja już wybrałam. Więc po co te pytania?
Kto może pojąć, niech pojmuje
Ks. Mieczysław Cisło, biskup pomocniczy archidiecezji lubelskiej, nie ma wątpliwości, że dziewice konsekrowane są powodem do dumy dla lokalnego Kościoła. Ubogacają jego życie. To znak wobec świata, że są pewne wartości, dla których można poświęcić wiele. W ramach swojego powołania realizują ideał życia chrześcijańskiego. Są znakiem wartości ewangelicznych, które zanikają pod kulturą konsumizmu i hedonizmu narzucaną również przez media. Dziewice, ich poświęcenie siebie to alternatywa kultury miłości, bycia dla innych. Czynne zawodowo, są do dyspozycji Kościoła, gdy ich potrzebuje. Mogą w nim realizować swoją misję na wiele sposobów, choćby jako katechetki. Z drugiej strony Kościół jest też zobowiązany wobec nich – na przykład w trudnej sytuacji materialnej mogą liczyć na pomoc jego struktur charytatywnych.
– Ale we współczesnym świecie wyświęcanie dziewic jest postrzegane jako gwałt na naturze ludzkiej – zauważam.
– Niewątpliwie, w mentalności dzisiejszego świata to niezwykły radykalizm, którego wielu nie może zrozumieć. Ale to tak, jak Chrystus mówił o tych, którzy dla Królestwa Niebieskiego porzucają małżeństwo: „Kto może pojąć, niech pojmuje”.
Tadeusz Bartoś, filozof i teolog, były dominikanin: – Węzeł oblubieńczy to miłość z wyobrażeniem. Mimo wszystko Kościół stara się odchodzić od tego typu religijności. Ona nie jest zbyt zdrowa. Zniekształca religię, powoduje często jej chorobliwe przeżywanie. Ta dziewczyna skazała się na gigantyczne napięcia życia w samotności. Oczywiście będzie tę samotność idealizować, próbować jakość uzasadnić. Nie znam jej, być może ma jakiś szczególny dar, charyzmat. Tak bywa. Często jednak decyzja o pozostaniu dziewicą, małżonką Jezusa, bywa efektem uzależnienia od pewnego typu formy religijności, swoistej religijnej indoktrynacji. Spójrzmy na tę sytuację w ten sposób – ktoś nie może znaleźć sobie partnera, znajduje go we własnej głowie i utrzymuje z nim kontakty. Bez wątpienia to nie jest zdrowy rozwój osobowości. Religia nie powinna służyć ucieczce przed bliskością z drugim człowiekiem.
Prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog: – Absolutnie nie chcę krytykować czy podważać czyichś motywacji natury religijnej do życia w czystości. Natomiast, mówiąc ogólnie, jest wiele kobiet, które nie podejmowały i nie mają zamiaru podejmować współżycia i są szczęśliwe. One po prostu nie potrzebują seksu. W Polsce na populację przypada około 2 procent takich osób. Również mężczyzn. Światowe Towarzystwo Seksuologiczne rozważa nawet dodanie do trzech już istniejących orientacji seksualnych również orientacji aseksualnej.
Anna Goliszek: – To na pewno nie ja! Jestem świadoma ceny, którą płacę. Idę czasem na długi spacer, zmęczenie fizyczne pomaga. A przede wszystkim, jak mi się jakiś mężczyzna spodoba, staram się go unikać. Nie spotykać z nim. Bo ja już jestem zakochana.
Raz się zbuntowałam
Takim przełomowym okresem mojego życia były rekolekcje ignacjańskie w Gdyni przed siedmiu laty. Czułam, że to najważniejszy moment mojego życia. Podjęłam decyzję. Coś się wydarzyło. Nasze zaślubiny. Spotkanie z Jezusem w czasie modlitwy. Ale nie chcę o tym mówić. Wybrałam. Chciałam być osobą poświęconą Bogu żyjącą w świecie. Bo ja kocham świat. Jest piękny! Na przykład te chmury, które były dziś po południu. Zwracam uwagę na przyrodę. Na pączki, które wiosną zaczynają się rozwijać, na kwiaty. W domu mam też duży ogród i zawsze te kwiaty pielęgnuję, robię im zdjęcia. A co mnie boli? Kiedy widzę katastrofę tankowca na oceanie i widzę, ile zwierząt ginie, albo wielki pożar. A tu, w Puławach, żal mi tych drzew, które zostały zniszczone podczas huraganu.
Mam trudniej niż zakonnice. Nie wiem, co ze mną będzie na starość, gdzie będę mieszkać, z czego żyć. Przecież diecezja nie będzie mnie sponsorować. A poza tym nikt mnie nie sprawdza, nie pilnuje, czy nie zeszłam ze swojej drogi, czy nie oglądam pornosów albo czy nie spotykam się z facetami. Brak takiej osoby też jest czasem dla mnie problemem. Jestem zdana tylko na siebie, na swoją silną wolę. W zakonach jest matka przełożona, która dba o to, by siostry zachowywały się właściwie. Kiedy mam jakiś problem, modlę się, ale też nie jest tak, że ja wszystko „zamadlam”. Szukam pomocy wśród przyjaciół.
Czasem się kłócę z Jezusem. Ale to jest normalne, nie jestem z kamienia. Najczęściej jednak po prostu mówię mu o różnych trudnych dla mnie chwilach, sytuacjach, które mnie przerastają. Czasami są emocje. Modlę się, opowiadam: „Widzisz, mam fatalny humor i tak w ogóle nie chce mi się modlić. I w ogóle nie czuję twojej obecności i nie wiem, czy jesteś”. A innym razem: „Wiesz co? Fajny był dziś wschód słońca”. Albo: „Fajny dziś kwiatek widziałam”. To nie jemu potrzebne, tylko mnie. Jak nie mam człowieka, opowiadam Panu Bogu. A mało razy mam takie wrażenie, że mnie nie słucha? Mam. Szczególnie, gdy jestem w grzechu. Bo na przykład marnuję czas w pracy na rzeczy, które nie są moimi obowiązkami. Albo nie potrafię tak dnia zaplanować, by mieć czas na modlitwę (na szczęście nie zdarzyło się jeszcze, bym opuściła mszę). Lub gdy wchodzę w konflikt z drugim człowiekiem, potraktuję z góry, ofuknę. Są takie momenty, kiedy widzę, że jestem przez Boga zapraszana do modlitwy, do spotkania, i to odrzucam. Bo robię coś innego, na przykład sprzątam mieszkanie. Grzech jest tym, co oddziela od Boga. Wtedy nie jestem w stanie go usłyszeć.
Raz się zbuntowałam. Był taki moment, gdy zawaliły mi się plany, marzenia. Chciałam się nauczyć dobrze grać na jakimś instrumencie, skończyć zaoczne studium organistowskie. Ale nie byłam w stanie. Fizycznie. Studiowałam już teologię. I pamiętam taki dzień, gdy jechałam trolejbusem i pokłóciłam się z Bogiem: „Skoro tak mnie traktujesz, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego”. Na studiach każde zajęcia zaczynały się modlitwą. Stojąc, nie mówiłam nic. Krótko to trwało, dwa–trzy dni. W którymś momencie przed wykładem stwierdziłam, że to farsa, jestem głupia, co ja robię. Ten bunt to była taka dziecinada. Ale potrzebowałam tego, żeby zobaczyć, że jestem wolna. Że Bóg mnie na siłę nie będzie trzymał przy sobie. Mogę odejść.
To, co mnie przeraża
Codziennie mam poczucie, że jestem samotna. Przychodzę z pracy i mam tylko kota, do którego mogę się odezwać, ale on mi nie odpowie. Mam komórkę i znajomych. Ala czasem są momenty, że nie mam do kogo zadzwonić, bo nie czuję, by ktokolwiek mógł mnie zrozumieć. Wtedy zaczynam się modlić.
Nie będę miała męża, człowieka, którego będę mogła dotknąć, wtulić się w jego ramiona. To mnie trochę przeraża. A teraz mam taki okres, naturalny w życiu kobiety, że jak patrzę na dzieci, to serce mi się ściska, że nie będę miała swoich. Ale to jest normalne. No bo gdyby tego nie było, to ja bym była nienormalna. A ja uwielbiam dzieci. W moim życiu doświadczam macierzyństwa, ale duchowego. Jestem w grupie, która przy Duszpasterstwie Akademickim KUL-u przygotowuje dorosłych do chrztu. Prowadzę katechezy. Więc rodzę ich w pewnym sensie dla Boga. Do nowego życia!
Była taka dziewczyna, zaangażowana we wspólnotę młodzieżowej Odnowy w Duchu Świętym w Puławach. Skończyła liceum, poszła na studia i akurat był taki moment, że nie mogła być na mojej konsekracji. Powiedziała: „Nie mogę być na konsekracji mojej mamy duchowej”. Taka radość... Poza tym u siebie w parafii przygotowuję młodzież do bierzmowania.
Rodzice spisali mnie na straty
Rodzicom powiedziałam dwa lata przed konsekracją. To były okolice Bożego Narodzenia. Tato w ogóle nie wiedział, o co chodzi. Mama była zaskoczona. Nie za bardzo wiedzieli, jak do tego podejść. Brat i siostra też. Na konsekracji płakali. Rodzice na pewno gdzieś tam marzą o wnukach. Ale znając mnie już tyle lat i wiedząc, jak funkcjonuję, chyba mnie już spisali na straty. Widzą, że jestem szczęśliwa, realizuję swoje pragnienia, marzenia. Nie, wolałabym, żeby pan nie rozmawiał z moimi rodzicami. Nie chcę, by czuli się zobowiązani, by coś wyjaśniać. Sąsiadów też niech pan nie pyta.
Powinnam się przygotowywać co najmniej dwa lata, ale to trwało trochę krócej, bo jestem po teologii. Musiałam sobie tylko przypomnieć pewne tematy. A przygotowanie duchowe polegało na tym, że po prostu dowiadywałam się, o co chodzi w tym stanie, na przykład czytając książki. Ale najpierw spotkałam się z księdzem odpowiedzialnym za życie konsekrowane w diecezji. Bardzo otwarty. Z dokumentów potrzebna była opinia mojego księdza proboszcza, życiorys i podanie do księdza arcybiskupa z prośbą o zgodę na konsekrację. „Zwracam się z uprzejmą prośbą o zgodę na moją konsekrację, jako dziewica żyjąca w świecie”. Napisałam coś takiego, że tę drogę rozeznawałam i że chcę być osobą żyjącą w świecie, ale oddaną Bogu. To nie mogło być nic osobistego, musiało być krótkie i treściwe, bo ksiądz arcybiskup ma mało czasu.
Kościół nie wymagał ode mnie badań lekarskich, które potwierdzałyby, że faktycznie jestem dziewicą. Prawo kanoniczne nie mówi wprost, że kandydatka ma nią być. Na dziewicę może zostać konsekrowana kobieta, która „nigdy nie zawierała małżeństwa ani nie żyła publicznie, czyli jawnie, w stanie przeciwnym czystości”.
Obowiązkowe są badania psychologiczne. Testy miały pokazać moją poczytalność. Psychologa zaproponowała kuria. To kobieta, miałam do niej zaufanie i wiedziałam, że jest rzetelna i badania zrobi dobrze. Nie będzie naginała wyników, jak wyjdzie, że jestem niepoczytalna. Powiedziała, że wszystko w porządku. To Aleksandra Gała, psycholog z KUL-u. Pierwsza dziewica konsekrowana w diecezji.2. Lew
Kłopoty zaczęły się niedawno. Anonimowe donosy na policję. Że u nas słychać ryki, że komuś coś się może stać. Z najbliższymi sąsiadami relacje mamy bardzo dobre. To może ci, co mieszkają dalej?
Z żoną przenieśliśmy się na wieś, by mieć spokój. W Lublinie miałem warsztat samochodowy. Żyło się nieźle, ale to centrum, ciągły zgiełk i hałas. Do szczęścia brakowało mi właśnie spokoju. I w Wojciechowie odżyliśmy.
Tak naprawdę to dziwią mnie te pretensje. Zrobiliśmy sporo, by zadbać o bezpieczeństwo. Wybiegi są bardzo solidne. A ryk? Krowa ryczy, pies szczeka, a lew, jak to lew, musi ryczeć. Simba i Aleks wchodzą właśnie w wiek męskości. I tak jak w Afryce lew leży na sawannie i nawołuje samicę, tak u mnie w Wojciechowie leżą na wybiegu i wyją.
Najbardziej przywiązany jestem do Eli. Gdy tylko mnie zobaczy, wariuje. Domaga się pieszczot, gdy ją głaszczę, kładzie uszy po sobie. Warczy, mruczy, delikatnie gryzie w ręce.
Ale ja lwów nie wziąłem dla szpanu, żeby ktoś nie pomyślał. Uratowałem im życie. Odkupiłem je od ludzi, którzy jeździli z cyrkiem.
Jak przyjechał Simba, to okazało się, że prawie nie ma sierści. Wyliniały, skóra poparzona, bo siedział w ciasnej klatce we własnym moczu i gównie. Prawie nie miał ogona. Służył jako rekwizyt, klienci robili sobie z nim zdjęcia.
Aleks ugryzł trenera. Więc nie mógł już występować. A Eli nie chcieli, bo do zdjęć była za duża.
Mam jeszcze Tabu. To biały lew. Przyjechał z ogrodu zoologicznego w Niemczech. Dostałem ofertę, był w dobrych pieniądzach, to go wziąłem.
To było rano. Obsługa dała mi znać, że coś się dzieje na wybiegu dla lwów. Okazało się, że Ela urodziła małego. Ale zero zainteresowania ze strony Tabu, czyli ojca. Lewek leżał porzucony i piszczał. Zadzwoniłem do znajomego z zoo, przestrzegł, że być może trzeba będzie przejść na smoczek. Wszedłem na wybieg, zabrałem małego. Carmen, to znaczy nasza suka, akurat miała młode. Podrzuciliśmy jej lwa. I przyjęła go jak swoje dziecko. Wzruszyłem się. Ja to w ogóle wolę towarzystwo zwierząt niż ludzi. Zwierzęta nie są dwulicowe.
Muszę powiedzieć, że lwy na Lubelszczyźnie czują się bardzo dobrze. Mają dobrą opiekę, wyżywienie. Mimo że na dworze minus 20 stopni, leżą sobie normalnie na wybiegu. To pokolenie, które urodziło się w Europie, całe życie w niewoli.
Mamy wiele zwierząt. Małpy, pumy, lamy, jelenie. Zaczęliśmy więc sprzedawać bilety, mini-zoo zaczęło zarabiać. I wtedy zaczęły się donosy. Taka mentalność. Z ich powodu musiałem tłumaczyć się na policji. Że lwy ryczą, ale przecież nie robią więcej hałasu niż inne zwierzęta. Że nie ma żadnych szans, żeby taki lew uciekł. A jakby się teoretycznie zdarzyło? To myślę, że byłby bezradny. Pobiegałby trochę, a potem usiadł, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Taki lew na wolności byłby przerażony.
Co mi dają te lwy? A co komu dają psy w domu?
Krzysztof Żerdzicki, Wojciechów