Diabeł się mnie boi - ebook
Diabeł się mnie boi - ebook
„Wraz z odejściem o. Gabriele Amortha straciliśmy jedną z najważniejszych postaci XX wieku”
o. Francesco Bamonte, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów
Ojciec Gabriele Amorth był jednym z najznamienitszych egzorcystów i demonologów naszych czasów. Większość swego kapłańskiego życia poświęcił walce z szatanem, dzięki czemu pomógł tysiącom ludzi uwolnić się od opętań i dręczeń.
Za sprawą książki znakomitego pisarza, ks. Marcella Stanzionego w zupełnie nowym świetle odkrywamy wyjątkową postać o. Gabriele Amortha. Zebrane przez autora wspomnienia współpracowników i przyjaciół słynnego egzorcysty ukazują go nie tylko jako odważnego przeciwnika szatana, ale również znakomitego duszpasterza i pełnego ciepła oraz poczucia humoru przyjaciela. Ta książka to przejmująca opowieść o życiu wybitnego duchownego, a także zapis wielu świadectw bliskich mu osób oraz tych, którym pomógł odnaleźć Jezusa.
Człowiek, który odprawił 70 tys. egzorcyzmów mówi, że skuteczność modlitwy zależy od wiary. Historia o. Gabriele Amortha pomaga uwierzyć nie tylko w istnienie diabła, ale i w to, że jest Ktoś, kto diabła ma pod kontrolą.
Jakub Jałowiczor, „Gość Niedzielny”
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65706-70-6 |
Rozmiar pliku: | 612 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiadomość o śmierci o. Gabriele Amortha w jednej chwili obiegła agencje prasowe i inne środki masowego przekazu. Nie ukrywam swojego bólu po tak dotkliwej stracie. Nie otrzymam już jego krótkich liścików, syntetycznych, lecz jakże praktycznych w wymowie. Niewielu ludzi wie, jak często o. Amorth kierował rozmaitych autorów do naszej redakcji. Wielu z nich radził, by zwrócili się do jego przyjaciela Piera Mantery, który miał ocenić wartość dzieła i uczynić wszystko, co niezbędne, aby je opublikować.
Od razu po śmierci o. Amortha wpadłem na pomysł, aby zlecić jakiemuś duchownemu redakcję niewielkiej książeczki ku pamięci zmarłego, którą moglibyśmy umieścić w naszym katalogu na długo, tak aby wszyscy, również w przyszłości, mieli możliwość dowiedzieć się, kim był ten natchniony egzorcysta. Natychmiast pomyślałem o drogim ks. Marcellu Stanzionem, płodnym pisarzu, bardzo ceniącym o. Amortha. Ksiądz Stanzione nie zastanawiał się długo.
Dlatego też dziękuję mu z całego serca. Ponadto pozwalam sobie skierować apel do wszystkich, którzy przeczytają tę publikację: zachęcam, aby wzbogacili ją informacjami, anegdotami czy innymi treściami, które mogłyby pomóc nam poczuć się zawsze blisko drogiego o. Gabriele Amortha! Dziękuję.
Piero Mantero1
Wybitny egzorcysta
Wiadomość o śmierci najsłynniejszego w naszych czasach egzorcysty Kościoła katolickiego skomentował o. Francesco Bamonte, przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów Katolickich. Jego słowa przytoczono w tygodniku „Credere”: „W piątek 16 września 2016 roku, o godzinie 19.37, nasz najdroższy o. Gabriele Amorth zakończył swoją ziemską wędrówkę. Wspominamy go z głęboką wdzięcznością, pełni uznania za wszystko, co zrobił w celu propagowania posługi egzorcyzmu we współczesnym Kościele. Jesteśmy też pełni podziwu za uczucie nadzwyczajnej miłości, jakie zawsze okazywał osobom, którymi się zajmował. Przez około trzydzieści lat wypełniał swoją posługę, by łagodzić cierpienia wielu braci i sióstr, ofiar działania Szatana, oraz by uwalniać ich z więzów diabelskiego opętania. Nasze stowarzyszenie wiele mu zawdzięcza; nie możemy przemilczeć jego niezmordowanego zaangażowania i determinacji w towarzyszeniu nam, bez chwili wytchnienia. Jako przewodniczący Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów Katolickich otrzymałem od przełożonych o. Amortha pozwolenie na odwiedzanie go podczas choroby. Zapewniałem go zawsze o tym, jak jest wam bliski, oraz przekazywałem wyrazy waszego wsparcia. Codziennie wspominamy go w modlitwie, świadomi, że teraz on również modli się za nas, w pokoju i radości sprawiedliwych. Modlimy się, aby uprosił u Boga łaskę umiejętności dostrzegania każdego dnia planu Bożej miłości dla każdego z nas i dla Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów, którego był założycielem i pierwszym przewodniczącym oraz wiernym członkiem honorowym, aż do końca. Z ufną nadzieją, że z pomocą Bożej łaski będziemy kontynuować rozpoczęte i z taką żarliwością promowane przez niego dzieło, liczę na coraz głębszą jedność pomiędzy egzorcystami na całym świecie, aby razem skutecznie wspierać walkę przeciwko Szatanowi i zbuntowanym aniołom, na chwałę królestwa Bożego. Niech jego synowskie i czułe oddanie Maryi Dziewicy będzie nam wzorem i przykładem”.
Kim tak naprawdę był o. Amorth i w czym tkwi sekret jego kapłańskiego powołania?
„Moje powołanie? Długo dojrzewało” – wyjawił egzorcysta w 2015 roku w wywiadzie dla tygodnika „Credere”. „Zrodziło się wcześnie, gdy miałem jakieś dziesięć–dwanaście lat. Byłem mniej więcej w wieku Jezusa, kiedy został odnaleziony w świątyni. Pewnego dnia siedzieliśmy wszyscy przy stole: moi rodzice (dwie święte osoby), moich pięciu braci i ja. Tata zapytał nas: «Co będziecie robili, gdy dorośniecie?». Ja odpowiedziałem jako pierwszy: «Zostanę księdzem!». Na co ojciec odparł natychmiast, tak jakby tego oczekiwał: «Byłbym bardzo zadowolony, gdybyś nim został»”. Tata Mario nie zdążył zobaczyć swojego syna jako księdza, gdyż zmarł w 1939 roku, na początku drugiej wojny światowej. Poszukiwanie powołania przez o. Amortha przeszło różne etapy. Jeden z nich, bardzo znaczący, zawiódł go do San Giovanni Rotondo, na spotkanie z św. o. Pio z Pietrelciny. „Pojechałem do niego w 1942 roku, niedługo przed tym, jak udałem się do ks. Alberionego do Rzymu” – opowiadał we wspomnianym wywiadzie. „Pragnąłem uzyskać oświecenie w kwestii swojego powołania, lecz po długim oczekiwaniu otrzymałem od o. Pio jedynie dość wykrętną odpowiedź, której nawet nie pamiętam. Później jeździłem do niego przez dwadzieścia sześć lat, z dużą korzyścią dla mnie”. Inaczej poszło z ks. Jakubem Alberionem. Latem 1942 roku, w trakcie wojny, w wieku siedemnastu lat Gabriele Amorth pojechał do Rzymu razem ze swoim proboszczem, aby nawiązać pierwsze kontakty z zakonami. Najpierw zapukał do bram księży pasjonistów, lecz z powodu jakiegoś problemu nie został przyjęty. Udał się więc do rzymskiej siedziby Towarzystwa Świętego Pawła, gdzie został podjęty osobiście przez bł. ks. Alberionego, który natychmiast rozpoznał jego powołanie do zgromadzenia paulistów. „Na moje pytanie ks. Alberione odpowiedział: «Jutro odprawię za ciebie Mszę Świętą i zapytam się Pana». Na drugi dzień odpowiedział mi: «Wolą Bożą jest, abyś wstąpił do Towarzystwa Świętego Pawła». Postanowiłem więc ukończyć studia klasyczne, a następnie wstąpić do zakonu”.
Pogrzeb o. Amortha odbył się w dużym kościele pw. Królowej Apostołów w dzielnicy San Paolo. Mszę Świętą odprawił biskup pomocniczy, Paolo Lojudice oraz generał Towarzystwa Świętego Pawła (do którego należał o. Amorth), ks. Valdir Josè De Castro, a wraz z nimi około setki kapłanów, wśród których znaleźli się liczni egzorcyści, z przewodniczącym stowarzyszenia o. Franceskiem Bamontem. W pogrzebie uczestniczyło co najmniej półtora tysiąca osób; ci, którzy nie zmieścili się w kościele, słuchali Mszy Świętej na zewnątrz. Przynajmniej tysiąc osób przez całą niedzielę i poniedziałkowy poranek odwiedziło kryptę kościoła, aby oddać cześć złożonemu tam ciału o. Amortha, tuż obok miejsca pochówku bł. Jakuba Alberionego, założyciela Towarzystwa Świętego Pawła. Ludzie ci przybyli z całych Włoch i nie tylko, pośród nich było wielu takich, którzy od o. Gabriele otrzymali pocieszenie i pomoc w chorobie. W pogrzebie uczestniczyli także członkowie licznych grup modlitewnych, które o. Gabriele prowadził w Rzymie. Było też wielu tych, którzy łączyli się z nim w modlitwie podczas egzorcyzmów. Ojciec Amorth w pełni przeżywał swoje powołanie kapłana paulisty, a zatem apostoła komunikacji, które od 1985 roku zaczął łączyć z intensywną działalnością publicysty szerzącego znajomość świata okultyzmu i lekarstw na niego oferowanych przez Kościół. Był nie tylko nauczycielem młodych kleryków paulistów, profesorem w liceum, duchowym animatorem w przeróżnych instytutach przyłączonych do Rodziny św. Pawła (Instytut Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, Instytut Świętego Gabriela Archanioła i Instytut Jezusa Kapłana) oraz przez niemal dwa lata delegatem włoskich paulistów, lecz dzięki łatwości przelewania na papier swych przenikliwych obserwacji – też cenionym dziennikarzem i wydawcą. Przez osiem lat (od 1980 do 1988 roku) kierował miesięcznikiem „Madre di Dio”, był współpracownikiem „Credere”, „Famiglia Cristiana” oraz innych czasopism wydawanych przez Towarzystwo Świętego Pawła, a także czasopisma „Il Segno del Soprannaturale”. Przez długie lata w każdą drugą środę miesiąca prowadził audycję Racconti di un esorcista we włoskim Radiu Maryja. Stał się bardzo znany na całym świecie również dzięki swoim książkom. Umiejętnie łącząc doktrynę teologiczną i doświadczenie egzorcysty, wyjaśniał w nich, jak ogromne niebezpieczeństwo stanowi świat okultyzmu, w którego stronę zwraca się coraz więcej osób, i jak zgubne konsekwencje może przynieść obcowanie z tą sferą. Dzięki wywiadom udzielanym niezliczonym redaktorom radiowym oraz telewizyjnym przyczynił się do szerzenia znajomości tematu, o którym – z powodu wielowiekowych uprzedzeń wynikających z laickiej kultury i pewnego rodzaju niepamięci w Kościele – mówiło się niewiele i niewłaściwie.
Pod koniec uroczystości pogrzebowych, wspominając o. Amortha, o. Bamonte mocno podkreślił jego „silne i pełne pasji” zaangażowanie w uwrażliwianie w obrębie Kościoła i poza nim na osoby cierpiące na duchu i potrzebujące pomocy egzorcystów. Ojciec Bamonte przypomniał, że to właśnie o. Amorth w 1991 roku po raz pierwszy zorganizował spotkanie włoskich egzorcystów, a w 1994 roku założył Międzynarodowe Stowarzyszenie Egzorcystów, którego przez długi czas był przewodniczącym. Statut Stowarzyszenia został oficjalnie uznany i zatwierdzony dopiero 13 czerwca 2014 roku. „Jego jedynym celem” – powiedział obecny przewodniczący egzorcystów o zmarłym – „była pełna ewangelizacja, obejmująca również uzdrawianie chorych i wypędzanie złych duchów. Nie zdarzyło mu się napisać książki, udzielić wywiadu bądź wystąpić w telewizji, nie mając na uwadze tego właśnie celu”.
Oto jak wspominają go jego liczni przyjaciele.
Pochodzący z Bazylikaty ks. Antonio Mattatelli, jeden z najmłodszych włoskich egzorcystów, napisał:
Kiedy ktoś mu mówił, że jest najbardziej znanym egzorcystą, z pokorą i ironią odpowiadał: „Najsłynniejszym, ale nie najbardziej skutecznym!”, wskazując jednocześnie na o. Mattea La Gruę, kolejnego asa katolickiego świata posługi uwolnienia, prawdziwie świętego kapłana. Uważam jednak, że i on był świętym człowiekiem, ze swym typowym dla mieszkańców Modeny surowym sposobem bycia, bezpośrednim i szczerym. Nazywał rzeczy po imieniu, dla niego czarne było czarne, a białe – białe. Jak sam by powiedział, miał niewyparzoną gębę, nie lubił owijania w bawełnę. Był mistrzem w każdej dziedzinie: z pewnością w wypędzaniu diabłów, ale też – przede wszystkim – w głoszeniu słowa Bożego, w ewangelizacji. Kiedy mówił, poruszał do głębi, zawsze potrafił utrafić w sedno problemu; tak samo, kiedy pisał. Rzeczywiście wiele dobra, którego dokonał w Kościele podczas swoich sześćdziesięciu dwóch lat posługi kapłańskiej, przyniosły przede wszystkim jego książki, prawdziwe bestsellery, wywierające wpływ na wiele pokoleń wiernych. Mówił w nich o egzorcyzmach (szacuje się, że odprawił ich co najmniej sto tysięcy!), ale też o Matce Boskiej i o zawierzeniu Jej Niepokalanemu Sercu.
Był wielkim człowiekiem, mistrzem, świętym... – proszę mi wybaczyć moją nadmierną śmiałość, wynikającą z uczucia i podziwu, na jaką pozwalam sobie wbrew dekretom Urbana VIII, zalecającym ostrożność i niewyprzedzanie opinii Kościoła w tej tak delikatnej kwestii.
Poznałem o. Amortha w letni, wtorkowy poranek, w Bazylice św. Pawła za Murami w Rzymie, gdy zajmował się swoimi „pacjentami”. Atmosfera była bardzo gorąca, nie tylko z powodu panującego upału, ale przede wszystkim z powodu miotania się opętanych, co było przerażającym, a jednocześnie fascynującym przedstawieniem. Pociliśmy się też ze strachu – który był oczywisty, choć zawsze niewypowiedziany – wynikającego ze świadomości faktu, z jakiego rodzaju bytami mieliśmy do czynienia.
Spotykałem go potem wielokrotnie. Zawsze uderzała mnie w nim pogoda i wprawa, z jaką zajmował się swoją misją uwalniania ludzi, którzy tłumnie go poszukiwali, potrzebowali go i nagabywali.
A on przyjmował ich licznie, pozostając jednak zawsze panem siebie, silnym, pewnym siebie i miłosiernym. Autorytatywnie zarządzał tą swego rodzaju kliniką ducha, w której „w ilościach przemysłowych” odprawiał egzorcyzmy niczym na fabrycznej linii produkcyjnej. Nikt nie potrafił pojąć, skąd przy tym fizycznym i psychicznym wysiłku czerpał siłę, pogodę i cierpliwość oraz jakim sposobem znajdował jeszcze czas na pisanie. Właściwie wszyscy wiedzieliśmy, że to Chrystus i Jego Niepokalana Matka stanowili tajemny płomień niewyczerpanej energii, która tyle dała naszemu biednemu (choć zawsze pięknemu i ukochanemu) Kościołowi, choć – jak powiedział w Fatimie papież Benedykt XVI – „wiara gaśnie w sercach wielu wiernych jak niepodsycany niczym ogień”.
Spotkałem go po raz ostatni 8 kwietnia ubiegłego roku w Rzymie, w głównym klasztorze paulistów. Byłem tam z kilkoma przyjaciółmi. Przede wszystkim pragnąłem zapytać go o pewną kwestię, która nie dawała mi spokoju, a która dotyczyła właśnie egzorcyzmów, mianowicie możliwości, czy poza diabłami mogą się podczas nich objawić również święci i zbawione dusze. To niebezpieczna kwestia, trudna do pojęcia, do przeżywania i wyjaśnienia. Pytałem już o to innych egzorcystów, ale chciałem usłyszeć opinię mistrza, kogoś, kto był wzorem egzorcystów. Ojciec Amorth odpowiedział mi ze zwykłą sobie znajomością rzeczy, podbudowaną doświadczeniem i charyzmą. Z pozycji kapłana wyróżniającego się świętością i znajomością doktryny rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Wyjaśnił: „Tak, niekiedy objawiają się święci; mnie również zdarzyło się ujrzeć św. Gabriela Possentego, św. Benedykta, św. o. Pio z Pietrelciny, którego poznałem za życia, i innych”. Następnie poklepał mnie po plecach, mówiąc: „Odwagi, młodzieńcze!”.
Wzruszyłem się, rozmyślając nad pięknem i wielkością naszej wiary i patrząc na tego człowieka, całego oddanego Bogu, światłego i o jasnym umyśle, choć w starym i chorym ciele. Pomyślałem: „To święty człowiek! Zasłużył na raj”. Teraz zasiada po prawicy Boga, z Maryją, Aniołami i świętymi.
Z kolei ks. Antonio Rizzoli, dyrektor czasopisma „Credere”, tak wspomina zmarłego:
Chciałbym zapamiętać go przede wszystkim jako człowieka, który uczynił wiele dobra dla ludzi. Poruszyły mnie liczne podziękowania zamieszczone w Internecie. Ich autorami są osoby wdzięczne mu za jego posługę egzorcysty, którą wypełniał z poświęceniem jeszcze kilka tygodni temu, do czasu gdy opuściły go siły. Napisali je prości ludzie, potrzebujący pomocy, którzy znaleźli w nim współczucie, dobroć i otwartość. Oto kilka świadectw: „Dziękuję, ojcze Amorth, za wszystko, co zrobiłeś dla ludzi, którzy Cię potrzebowali. Niech Pan przygarnie Cię do swego boku”; „Drogi ojcze, chroń nas tam z góry. Dziękuję za wszystko, co dla nas uczyniłeś. Teraz jesteś z Panem...”.
Chciałbym też wspomnieć o. Gabriele jako mojego współbrata – należał do tego samego zgromadzenia co ja, Towarzystwa Świętego Pawła. Poznałem go nieco lepiej, kiedy w 1989 roku zacząłem współpracować z czasopismem „Madre di Dio”, którym kierował do 1988 roku i dla którego wciąż pisał. Ojciec Gabriele był osobą szorstką tylko z pozoru. Oczywiście był bardzo surowy, ale lubił też żartować. Znany był jego śmieszny sposób pozdrawiania. Byłem niedawno u niego, aby poprosić go o poradę w kwestii nowego czasopisma, którym miałem kierować; chodziło o „Credere”. Odwiedziłem go razem ze swoim współbratem, ks. Stefanem Stimamiglio. Ojciec Amorth docenił pomysł wydawania czasopisma, które w prosty sposób miało mówić o wierze chrześcijańskiej poprzez prezentowanie świadectw z życia wiernych. Zachęcił nas do tego projektu i dał nam swoje błogosławieństwo. Zgodził się też pisać do jednej z rubryk, którą potem objął ks. Stefano; w prosty sposób wyjaśniał w tekstach tam zamieszczonych, jak bronić się przed Złym i wzrastać w wierze. Ojciec Amorth tworzył tę rubrykę przez ponad rok; zatytułowana była Rozmowy o zaświatach, choć ja wymyśliłem bardziej efektowny tytuł: To diabeł się mnie boi. W rzeczywistości to właśnie jedno z przesłań, jakie pozostawił nam o. Gabriele: „Demon jest bezsilny wobec miłosierdzia Bożego”.
Amerykański dziennikarz Tracy Wilkinson, autor książki o egzorcystach Watykanu, tak pisał o ojcu Gabriele:
Ojciec Amorth przyjmuje udręczoną trzodę wiernych w budynku stanowiącym siedzibę jego oraz jego współbraci z Towarzystwa Świętego Pawła, w pomieszczeniu znajdującym się z dala od ulicy, tak aby na zewnątrz nie było słychać krzyków. „W przeciwnym wypadku mogłaby przyjechać policja”, mawiał o. Amorth z lekkim uśmiechem. Ściany są w kolorze morskiej zieleni, gdzieniegdzie poprzerywane rysami w tynku. Pokój ma wielkość około trzech metrów na pięć. Przy ścianach stoi pięć czy sześć krzeseł o twardych oparciach. Ponadto jest też jedno krzesło o miękkim siedzisku, na nim mogą usiąść pacjenci, którzy nie są w zbyt krytycznym stanie. Pomocnicy siadają na pozostałych krzesłach. Wśród nich mogą się znaleźć księża, rodzina pacjenta lub pomocnicy mający kontrolować stan pacjenta. Ojciec Amorth często ucieka się też do pomocy osób świeckich, należących do ruchu Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej, które modląc się, uczestniczą w egzorcyzmie. „Potrzeba wielu modlitw”, mawia o. Amorth. Pacjenci niespokojni lub chorzy kładą się na miękkiej, niebieskiej leżance, jakich używa się w gabinetach lekarskich; zdarza się, że trzeba ich przywiązać. Ojciec Amorth pokazał mi taśmy, których używa do tego celu. Zawsze może wystąpić agresja ze strony pacjenta, dlatego potrzebni są pomocnicy. Niewielu jest kapłanów odprawiających egzorcyzmy bez niczyjej pomocy. Na ścianach pomieszczenia zawieszono osiem krzyży oraz wizerunki Matki Boskiej, a także obraz przedstawiający św. Michała Archanioła. Na stoliku w rogu stoi figura Matki Boskiej Fatimskiej, o wysokości około sześćdziesięciu centymetrów. Są też podobizny św. Jana Pawła II, słynnego włoskiego świętego – o. Pio, mentora o. Amortha – o. Candida oraz o. Jakuba Alberionego, założyciela zgromadzenia Towarzystwa Świętego Pawła. Ojciec Amorth mówi, że to jego opiekunowie, i dodaje, że szczególnie pomocny okazał się zawieszony niedawno wizerunek św. Jana Pawła II: „Złe duchy bardzo się niepokoją w jego obliczu”. U góry jednej ze ścian znajduje się małe okienko z zaciągniętymi zasłonami oraz klimatyzacja. Ojciec Amorth zawsze trzyma na podorędziu, w starej skórzanej torbie, swoje narzędzia pracy: krucyfiksy, srebrny oraz drewniany, srebrną kropielnicę na święconą wodę oraz buteleczkę poświęconego oleju. Korzysta ponadto z fioletowej stuły i modlitewnika zawierającego oficjalne formuły egzorcyzmu.
A oto świadectwo pozostawione przez o. Francesca Bamontego, następcę o. Amortha na stanowisku przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Egzorcystów:
Wraz z odejściem o. Gabriele Amortha straciliśmy jedną z najważniejszych postaci dwudziestego wieku. Znaczące jest, że zmarł on tego samego dnia co inny wybitny Włoch – były prezydent Carlo Azeglio Ciampi. Ojciec Amorth był duchownym należącym do Towarzystwa Świętego Pawła, zgromadzenia założonego w 1914 roku przez bł. Jakuba Alberionego, którego misją jest głoszenie Ewangelii poprzez środki masowego przekazu. Zgromadzenie to jest wydawcą między innymi czasopism „Famiglia Cristiana”, „Credere”, „Jesus e Madre di Dio”; publikuje też książki jako wydawnictwo Edizioni San Paolo oraz prowadzi liczne księgarnie San Paolo. Ojciec Amorth urodził się 1 maja 1925 roku; jego rodzicami byli Mario i Giuseppina. Był piątym z sześciu braci. Od dziecka czuł powołanie do kapłaństwa. Po ojcu, adwokacie i człowieku bardzo zaangażowanym w pomoc społeczną i w życie kościelne, odziedziczył pragnienie czynnego wkładu w dobro wspólne. Przez krótki okres, tuż po wojnie, wziął więc aktywny udział w życiu politycznym, a gdy postanowił zostać księdzem – w życiu Kościoła. Poświęcił się szczególnie posłudze egzorcyzmu, a dzięki swym niewątpliwym umiejętnościom komunikacyjnym przyczynił się do jego rehabilitacji w oczach ludu Bożego oraz osób niezwiązanych z Kościołem.
Angela Musolesi, pisarka i współpracownica o. Amortha, wspomina:
Przez lata współpracowałam z różnymi egzorcystami, właśnie dlatego mogę z całym przekonaniem stwierdzić, że o. Amorth był największym egzorcystą. Nie dlatego, że miał największą moc uwalniania, ale z uwagi na całokształt jego działania: przede wszystkim miał największe doświadczenie ze wszystkich, ponieważ pełnił tę posługę od ponad dwudziestu lat, a nauczył się jej, praktykując u innego wielkiego egzorcysty, o. Candida, którego był pomocnikiem przez wiele lat. W tym okresie nabył wiedzy przydatnej do rozpoznawania działania złego ducha i jego obecności, posiadł też umiejętności uwalniania od niego (praktyka przy boku doświadczonego egzorcysty jest rzeczą o niemałym znaczeniu; ktoś, kto odbył dwutygodniowy kurs dla egzorcystów, po czym został natychmiast oficjalnie mianowany na egzorcystę, nie ma wystarczającej wiedzy i może spowodować wiele szkód. Potwierdziły to opowieści wielu nękanych przez złego ducha osób). Dużo czytał na ten temat, starając się zgłębić również różne pochodne dziedziny, aby zrozumieć, jak działają sataniści i okultyści. Starał się poznać dynamikę transcendentalnej medytacji wschodniej, która niestety niekiedy przynosi negatywne skutki. Jego nauki są najlepsze, o czym świadczy fakt, że książki o. Amortha są popularne na całym świecie. Realizując jego nauczanie, naprawdę jest się w stanie uwolnić siebie i innych od działania tego „nikczemnika”, jak ja go nazywam, czy też „kretyna”, jak go nazywa o. Amorth. Był on największym egzorcystą również dlatego, że był hojnym człowiekiem. Hojnym i dowcipnym („Dzisiaj upadłem. Moja mama zawsze mi powtarzała: starzy ludzie muszą uważać na trzy rzeczy: upadki, katar i kupę”). Hojnym, jak hojny jest Bóg. Kiedy miał jakąś wątpliwość, odsyłał pacjenta do psychologa, ale często też wykonywał egzorcyzm „w celu diagnostycznym”, ponieważ – jak twierdził – jeśli dana osoba potrzebuje egzorcyzmu, to dobrze jest go wykonać, a jeśli nie – to też dobrze, gdyż egzorcyzm jest w każdym wypadku modlitwą i szkody nie czyni. Odprawiał egzorcyzmy również przez telefon. We Włoszech było tylko dwóch egzorcystów, którzy to robili: on oraz jego przyjaciel, też starszy człowiek. Dwóch kapłanów na sześćdziesiąt milionów osób. Dlaczego tak mało, skoro – jak wiadomo – efekty są takie same, jak w przypadku egzorcyzmów wykonywanych osobiście? Dlaczego ograniczać Boże miłosierdzie? A w innych krajach – ilu egzorcystów kontaktuje się z dręczonymi przez złego ducha za pomocą środków komunikacji, które w naszych czasach są dostępne dla wszystkich, lub przez Skype’a?
Ojciec Gabriele Amorth otrzymał złoty medal za męstwo wojskowe, za walkę podczas drugiej wojny światowej, w latach 1944–1945, przeciwko dyktaturze faszystowskiej. Teraz dostał złoty medal za męstwo wojskowe za stworzenie wyłomu w oporze złego ducha i walkę na rzecz Królestwa Jezusa.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej