Diabelski Maks - ebook
Diabelski Maks - ebook
Maja nie jest zwykłą dziewczyną, ale zupełnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Kiedy trafia w ręce diabolicznego gangstera, za sprawą którego doświadcza traumatycznych przeżyć, nie potrafi zrozumieć własnych uczuć. Z jednej strony nienawidzi Maksa, z drugiej zaś… U Diabła na kolanach... czy Ona to przeżyje? „Diabelski Maks” to historia o przewrotności losu i zagadkach ludzkiej natury.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-079-8 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Maja
Mieszkałam w domu ojca, ale nie byłam w nim mile widziana. W dzieciństwie gnieździłam się z mamą w niewygodnej ciasnej kwaterze w niewielkim miasteczku na wschodzie Polski. Jako prezent na dziesiąte urodziny dostałam tatuaż na nodze, a potem przyjechałyśmy do Warszawy i poszłyśmy na obiad do restauracji. Zajęłyśmy miejsca przy stole, przy którym siedział jakiś mężczyzna. Poinformowała mnie, że to mój tata, a do niego powiedziała, że albo uzna mnie jako córkę, albo ona powie, co wie. I tak nagle w moim życiu pojawił się ojciec, po dwóch tygodniach mama zniknęła. Pojechała na zakupy i już nigdy nie wróciła, a ja zostałam zakwaterowana w jednym z wielu pokoi w pięknym, wielkim domu z żoną ojca i jego córką Karoliną. Niestety, byłam tam nikim.
Uparłam się na studia dziennikarskie, skończyłam je z bardzo dobrym wynikiem i wyprosiłam staż w podrzędnej gazecie. Postanowiłam napisać super artykuł, żeby tata był ze mnie dumny. Zdążyłam się sporo dowiedzieć o półświatku, w którym obracał się ojciec. Wpadłam na ślad konkurencyjnego klubu i napisałam niezły artykuł, oczywiście nie używając nazwisk, ale i tak okazało się, że źle to sobie wymyśliłam. Gazeta została pozwana, a ja wyleciałam z hukiem, zrobił się skandal. Straciłam też auto, które w ramach kary zabrał mi ojciec, a na końcu stwierdził, że jestem dorosła i mam się wyprowadzić.
Siedziałam w wypasionym pokoju, z którego mnie właśnie wyrzucają i ryczałam, w końcu zrobiłam jedyną rozsądną rzecz, jak przyszła mi do głowy – zadzwoniłam do przyjaciółki.
– Paula, potrzebuję życiowej porady.
– Co jest, Maja?
– Właśnie kochany tatuś wyrzucił mnie z domu, co ty na to?
– Jezu, dopiero co zabrał ci samochód. – Zamilkła na chwilę. – Spakuj swoje rzeczy i wyjdź na ulicę, jadę do ciebie. Olej ojca-skunksa.
– Jak ja cię kocham, Paula.
Z bólem serca przebierałam wśród ubrań, w końcu całej garderoby ze sobą nie wezmę.
– Dasz radę, Maja! – wmawiałam sobie.
W ciągu tygodnia zostałam bez pracy, samochodu i bez domu. No ładnie mnie czołga ten los przewrotny. Ojciec okazał się potworem, niestety.
Spakowałam walizkę ciuchów, trochę kosmetyków, parę zdjęć mamy i wyszłam. Wkrótce zjawiła się Paulina, moja jedyna przyjaciółka. Na moje szczęście odziedziczyła po babci niewielką lekko rozpadającą się chałupkę na obrzeżach miasta.
Ten poniemiecki relikt przeszłości od teraz miał się stać również moim nowym domem.
– Zapraszam cię, mała, to twój pokój i nowe miejsce na Ziemi. Wiem, że kochasz roślinki, więc w czasie wolnym zabierzesz się za ogródek.
Z płaczem rzuciłam się w ramiona przyjaciółki. Dobrze, że po świecie chodzą jeszcze anioły, a mnie udało się trafić na jednego.
W ciągu tygodnia udało mi się znaleźć pracę w firmie sprzątającej. Najniższa krajowa, ale żyję i mam gdzie spać. No i jest jeszcze Andrzej, mój chłopak. Poznałam go w klubie, gdzie opijałyśmy urodziny Pauliny. Chodzimy ze sobą już dwa lata, fajny gość, miał dobrze płatną pracę i lubiłam z nim przebywać. Może tego, co nas łączyło, nie nazwałabym szaloną miłością, ale uczucia wystarczały, by z nim być.
Maja
Już od południa szykowałam się na tę randkę. Fryzjer, potem manicure, w domu szybki prysznic. Założyłam swój nowy, specjalnie na tę okazję kupiony komplet koronkowej bielizny, na to poszła sukienka w kolorze starego złota opinająca mój całkiem niezły tyłek, do tego czarne szpilki i malutka torebka w tym samym kolorze. Stanęłam przed lustrem.
Patrzyła na mnie apetyczna brunetka, niewysoka i drobna, nie chuda i nie gruba, dokładnie w sam raz. Ciemno-kasztanowe włosy z czarnymi przebłyskami swobodnie spływały mi na plecy. Byłam gotowa na randkę, teraz musiałam tylko poczekać, aż Andrzej po mnie przyjedzie. Spojrzałam na zegar. Jeszcze pół godziny.
Pięć minut przed czasem mój telefon odezwał się sygnałem SMS-a.
– Kochanie, mam sporo pracy w firmie, nie dam rady się urwać, wybacz, w weekend Ci to wynagrodzę.
Czy on zgłupiał? Przecież ja mam dzisiaj urodziny!
Paulina dzisiaj pracuje, ja wyszykowana, a on mnie wystawił! O nie, nie będę płakać, za to poczułam rodzącą się złość.
Szlag by go trafił, i co mam teraz zrobić – spojrzałam lustro. Szkoda tego całego szykowania.
Chwyciłam torebkę, zamknęłam laptop i wyszłam. W pierwszym odruchu postanowiłam iść do najbliższego klubu, znajdującego się dwie ulice dalej. Ale był ciepły, przyjemny wieczór, a ja nadal nie straciłam nadziei na randkę z Andrzejem, dlatego zamiast ruszyć z buta do znanego mi doskonale lokalu, przywołałam taksówkę i kazałam się zawieźć do „Czarnego kota”, pubu w pobliżu pracy mojego ukochanego. Stanęłam grzecznie w niewielkiej kolejce i po kwadransie już przepychałam się do baru. W końcu znalazłam nawet wolny hoker. Przystojny barman stanął przede mną i uniósł brwi.
– Hej, dziewczyno, czemu taka smutna mina?
– Poproszę dżin z tonikiem.
– Już podaję, ale w zamian odrobinę uśmiechu?
– Może nie dzisiaj.
W klubie wszyscy świetnie się bawili, a ja jak jakaś psycholka siedziałam z marsową miną. Rozglądałam się po sali i w pewnym momencie nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Mój ukochany Andrzejek, taki niby zapracowany siedział z dwoma laskami. Jednej sprawdzał migdałki językiem, a drugiej stan koronkowych majtek. A ta napalona dzidzia jeździła mu dłonią po spodniach w okolicach rozporka. No diabła bym się spodziewała, ale nie, że mój chłopak, z którym spotykałam się już tyle czasu, taki numer wywinie w moje urodziny. Siedziałam tak zszokowana, że nawet nie pomyślałam o płaczu, za to ogarnęła mnie żądza mordu. Dopiłam drinka, kiwnęłam na barmana, że zaraz wracam, na co odpowiedział mi uśmiechem.
Podeszłam do tego dupka i stanęłam obok stolika.
– Misiaczku, czemu ta laska tak się nam przygląda?
I wtedy mój Andrzejek, a ich misiaczek, spojrzał w górę.
– Patrzę, bo ten fiut, którego tak dzielnie masujesz, miał być dzisiaj ze mną na randce.
Andrzej odsunął dziewczyny od siebie i chciał coś powiedzieć.
– Nawet się nie wysilaj i nie próbuj niczego wyjaśniać, bo zrobię ci tutaj taką jazdę, że ze wstydu padniesz. Miłej zabawy dziewczyny z tym misiaczkiem. Od dzisiaj oficjalnie jest wolny i do wzięcia.
No, trochę mi ulżyło. Wróciłam do baru.
Muszę przyznać, że barman przypilnował mojego stołka.
– Jeszcze raz dżin z tonikiem.
Barman natychmiast zrealizował moje zamówienie. Sączyłam drinka i czułam narastającą frustrację. Jak ten prostak mógł mi coś takiego zrobić? Sądziłam, że dwa lata to wystarczająco dużo czasu, by poznać drugiego człowieka. Okazało się, że jednak się myliłam. Co ja sobie wyobrażałam? Miłość do grobowej deski? Kurczę, może to i lepiej, że złapałam go teraz na takich numerach. Co by było, gdybym odkryła takie cuda po ślubie? Rozczuliłam się nad sobą. Nie wiem, czy podziałał ten drugi drink, czy do głosu doszła moja wrażliwa natura. Wszystko jedno, musiałam coś zrobić, bo inaczej gniew rozsadzi mnie od środka. Nie wiem skąd, ale nagle pojawiła się w mojej głowie myśl. Przewrotna i oszałamiająca, do gruntu porąbana. Zanim wyliczyłam wszystkie przeciw, postanowiłam ją zrealizować.
– Poradź mi coś: widzisz tego fiuta z tymi dwoma?
Barman spojrzał w wskazanym przeze mnie kierunku i kiwnął głową.
– Tak, byłam tam przed chwilą. Miał ze mną iść na randkę urodzinową, ale wolał posiedzieć tutaj z tymi miłymi paniami. Załatw mi kogoś, kto mi postawi kolację urodzinową, nie chcę wracać do pustego domu.
Barman spojrzał na mnie jak na wariatkę, ale musiał wrócić do swojej roboty. Kiedy przygotował kilka drinków, znów miał moment przerwy, a ja, jak durna, brnęłam dalej.
– A może wystaw mnie na licytację, bo na normalną randkę nie mam co liczyć i daj jeszcze raz ten dżin. – Barman nic nie odpowiedział, tylko polał.
– Do dupy takie życie.
– Taka licytacja to mógłby być niezły numer – stwierdził wreszcie powoli. – Ale szef musiałby się zgodzić.
– Dobra, nieważne, olać kolację, upiję się dzisiaj na smutno, lej waćpan!
Barman odebrał telefon. Przez chwilę coś nawijał, potem słuchał, a ja w tym czasie obserwowałam w lustrze wiszącym za nim Andrzejka, który dalej obmacywał panienki, czyli totalnie olał nasz dwuletni związek. Ech, życie, płakać będę jutro. Chciałam się napić, ale moja szklanka zniknęła.
– Hej, a gdzie mój drink?
– Szef powiedział, że nie będzie żadnych licytacji i żadnego picia. Masz iść do niego, tym korytarzem do samego końca, ostatnie drzwi na wprost.
– A ja tam po jaką cholerę? Zresztą powiem mu, co myślę o tym zakazie. Jak wrócę zapłacę, ok?
Chwyciłam torebkę i ruszyłam, ale już nie tak pewnie, dwa i pół drinka trochę negatywnie wpłynęło na mój poziom równowagi, za to dodało mi bojowości.
Korytarz był ciemny, oświetlony jedynie dwoma małymi kinkietami. Podeszłam do drzwi na wprost, wzięłam głęboki wdech, zapukałam i otworzyłam drzwi.
Gabinet, całkiem spory, urządzony był nowoczesnymi ciemnobrązowymi meblami, które na pewno nie pochodziły z żadnej sieciówki: biurko, szafa, dwie niskie szafki, do tego kanapa i fotel z okrągłym stoliczkiem. Wszystko eleganckie, duże i masywne, tylko właściciela nie było.
– Hej, panie szefie? Ja chcę pić, czemu mi pan zabrania? Mam kasę, zapłacę.