Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Diabelstwò - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
19 listopada 2025
3909 pkt
punktów Virtualo

Diabelstwò - ebook

Lepiej nie rozkopywać płytkich grobów.

Czartyże to miasteczko, gdzie przeszłość nie śpi, a zło tylko czeka na odpowiedni moment, by znów wypełznąć z cienia. Czarna wołga stoczyła się do piekła, wakacje się skończyły. To jednak nie koniec wspólnej drogi Mai, Kuby i Sławka.

Nad Bałtyk i do Czartyży dotarła jesień – pora, kiedy mgła spowija lasy, a noc zapada zbyt szybko. Przed trojgiem bohaterów nowy koszmar: nawiedzony dom i żądna zemsty wiedźma, która powróciła, by wyrównać stare rachunki. Ale to dopiero początek...

Czy Czartyże pochłonie ciemność i wiedźmie upiory wychodzące z mgły?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68608-09-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORA

Czy obawiałem się tej książki? Jasna sprawa. _Grzechòt_ ustrzelił czytelnicze serca w sposób dla mnie zupełnie nieoczekiwany. Choć _Diabelstwò_ pochodzi z tego samego notatnika, a jego zarys powstał w tym samym momencie co część pierwsza, jest… No właśnie, jest kontynuacją. Wiele jednak zmieniło się od czasu pisania szkiców obu książek. _Grzechòt_ jest inny niż w pierwszych notatkach. Człowiek, który spisał te notatki, też się zmienił. Postanowiłem więc iść za ciosem. Część druga przygód Sława, Majki i Kubsona także uległa modyfikacji. Fabularne koło fortuny na nowo zaterkotało.

W każdym mieście, w każdej wsi jest dom stojący na uboczu. Dziwny, opuszczony, o mętnej historii. Często naznaczony piętnem jakiejś tragedii. Nawiedzony dom, do którego trzeba wejść, by udowodnić odwagę lub wygrać zakład. W takich miejscach stropy bywają przegniłe. Czasem zaś wraz z podłogą spod nóg osuwa się też rzeczywistość, a sprawy się komplikują.

Chyba każdy domyśla się, do czego zmierzam.

Należę do pokolenia lat osiemdziesiątych. To znaczy, że zaliczam się do grona ludzi, których dzieciństwo kolorowały takie kinematograficzne cudeńka jak _Dom_, _Wrota_ (w obu wypadkach część pierwsza i druga to czyste złoto), _Duch_, _Critters_, produkcje Johna Carpentera i _Scooby Doo._ Równolegle oglądałem w kółko _Pogromców duchów_, _Goonies_, _Indianę Jonesa_, _Willowa_, _RoboCopa_, _Predatora_ i _Terminatora_.

Mając powyższe na uwadze, myślę, że wymienienie Kinga, Lovecrafta oraz Barkera nikogo nie zdziwi. Drugi skład: Tolkien, Sapkowski i Gaiman – wszedł do gry nieco później, co nie znaczy, że pozostaje bez znaczenia formacyjnego. Książka, którą, drogi Czytelniku, trzymasz w dłoniach, jest produktem wyobraźni zasiedlonej przez mackowate bóstwa, ludożercze budynie z kosmosu, smoki, upiory, wilkołaki, czarownice, diabły, nekromantów i całą resztę demonicznej rogacizny. Poczwary te uprzykrzają życie równie pulpowym protagonistom: począwszy od pijanych studenciaków, poprzez sympatycznych foliarzy pokroju Foxa Muldera, a na szlachetnych osiłkach skończywszy. I zawsze dostają – te potwory znaczy się – solidnego łupnia, zżymając się w ostatniej linii dialogowej, że wszystko by się udało, gdyby nie te przeklęte dzieciaki. I pies.

Wspominam o tym na początku, aby nie było niedomówień, o czym jest ta historia i z jakich puzzli została poskładana. Jej serducho bije retro rytmem lat dziewięćdziesiątych, moich lat, oraz absurdalnych horrorów, które kocham miłością ślepą.

Skoro to mamy za sobą, chciałbym wyklarować jeszcze jedną rzecz. Czartyże nie istnieją. Tak, umiejscowione są w realnym miejscu, acz szukanie rzeki Chochoły lub Gniewy (przynajmniej na północy Polski) skończy się fiaskiem. Tym samym, jeśli dostrzeżecie podobieństwo do jakiegoś zaułka Pucka, Kartuz lub innego miasta na Pomorzu, jest to przypadek. Co nie znaczy, że nie powinniście odwiedzić Kaszub, spróbować lokalnej kuchni i posłuchać miejscowych opowieści. Jądrem tej książki jest legenda o górze Rowokół, z której szczytu diabeł zsyła gęste mgły i szare opary na leżące u podnóża Smôłdzëno. Zresztą, na Pomorzu niemal każda wieś posiadała swój własny Blocksberg, czyli Łysą Górę. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam: mowa o miejscu, gdzie nocami spotykają się wiedźmy w gościnie u Czarnego Pana i wszyscy się świetnie bawią, tańcząc, swawoląc i zsyłając klątwy na kogo popadnie. W sytuacji gdy w okolicy brakowało bezdrzewnego wzniesienia, starczyła leśna gęstwina, trzęsawisko, skraj pola, a nawet zwykła chata. Byle tylko miejsce było ustronne, pozwalało rozstawić wiedźmi kocioł i urządzić diabelską schadzkę. Przykładowo szesnastowieczna mieszkanka Wielkopolski trafiła na stos za urządzenie Łysej Góry w chacie Bartkowej. Co ciekawe, na diabelskiej potupai nie trzeba było stawić się osobiście, by w razie obławy pożegnać się z życiem (w Rzeczypospolitej za taniec z diabłem do tysiąc siedemset siedemdziesiątego szóstego roku płaciło się gardłem). Na stos szło się za uczestnictwo w sabacie w trakcie snu oraz w przypadku połączeń zamiastowych przy użyciu zwierciadeł i innych niematowych powierzchni.

Przy okazji warto przypomnieć pewien aspekt rodzimej demonologii. Otóż diabeł, wędrując pośród ludzi, nie mógł w pełni ukryć swej prawdziwej osoby: a to ogon, a to róg, a to siarczany fetor lub dziwne oczy. Mógł też być kulawy, bo but kopytko uciskał. Tym samym ten, kto z diabłem przestawał, nie mógł zasłaniać się niewiedzą i musiał ponieść pełnię kary. Bardzo mi się podoba ten brak taryfy ulgowej. Ludzka skłonność do intencjonalnego czynienia zła bez względu na konsekwencje stała się podwaliną tej opowieści.

Pisząc, posiłkowałem się wiedzą doktora Dawida Sycha, który podpowiadał mi pewne detale związane ze światem archeologii. Jeśli coś przekręciłem, wynika to tylko i wyłącznie z buty historyka, który zawsze wie lepiej od archeologa. Przy okazji uprzejmie donoszę, że opowieść straciła cały wątek kanibalistyczny właśnie za sprawą Dawida. Chłop w sposób całkowicie niekoleżeński wziął i mi go popsuł swoją rzeczową argumentacją podpartą literaturą przedmiotu. Za co, moim skromnym zdaniem, powinien smażyć się w piekle.

Wybrane rozdziały i partie tekstu opiniował mój dobry druh Tomasz Fenske, który miał niewdzięczne zadanie czytać surówkę książki i punktować wątpliwe elementy. Dzięki, stary!

Książka ta nie powstałaby, gdyby nie moja żona. Stała na straży wejścia do mojej kanciapy, szumnie zwanej gabinetem. Broniła przejścia zaś przed najbardziej bezlitosnym i zaciętym przeciwnikiem, jakiego można sobie wyobrazić: półtoraroczną dziewczynką.

Umówmy się: wymyślanie strasznych rzeczy, będąc zagadywanym przez małą dziewczynkę, która chce poczytać razem wierszyki, nie idzie za dobrze. Nie zliczę, ileż partii tekstu wymagało powtórnego przepisania, bo zamiast „trupi jad wypływał z oczodołu” wychodziło „czekoladowy jednorożec skakał przez obłoki”.

I to właśnie mojej żonie oraz córce zawdzięczam ukończenie tej książki. Gdyby nie one, ta opowieść nie miałaby racji bytu. To Asia zagrzewała mnie do pracy, kibicowała, jednocześnie tytanicznym wysiłkiem zapewniając mi warunki do pracy. Brakuje mi słów, by wyrazić podziw i wdzięczność. Nie mogę przemilczeć także tego, że chyba jedynie nieprzebranym pokładom cierpliwości mej żony zawdzięczam, że prac nad książką nie przerwała zbrodnia w afekcie. Szczerze mówiąc: należało mi się.

A Jutrzenka? Moja córka, wirujący po meblach i regałach huragan nieskrępowanej radości, stała się niezbędnym składnikiem opowieści. Wypełniła ją energią i śmiechem. Słyszę go nieprzerwanie. Nawet teraz, pisząc te słowa, nasłuchuję radosnego trelu, bo pewna mama z pewną córką wałkują ciasto na domową pizzę. Jest dobrze.

I to tyle słowem wstępu. Ruszajmy. Czarownica się przebudziła, pora stawić jej czoła.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij