Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dialog początkowy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 września 2025
6,06
606 pkt
punktów Virtualo

Dialog początkowy - ebook

Zbiór różności z alternatywnymi wierszami i liryką, który zdecydowanie warto doczytać do końca. Troche na poważnie i nieco z humorem.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-434-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Słowem chciałbym Cię przywitać

Na mą postać wiernie padłą

Nie odpowiem na 100 pytań

Odpowiedź tu znajdziesz żadną

Każdy może tędy przejść

Każdy kto zgubiony w świecie

Tu okropna wiedzie wieść

Przez nią w drogę ruszać będziesz

Tutaj jedno poznasz braktu

Czas nikomu nie da spadku

Czas nie skończy się nie w porę

Potwór zawsze jest potworem

Tym potworem żem ja sam

Z takiej strony siebie znam

Nie ma w świecie i poczwary

Co by gorsze gotowała czary

Nie ma w świecie większej zgrozy

Nikt takowej nie ułożył

Dokoła

Nie unikniesz czasów rozterki

Które względnie przygasłe

Wreszcie

Oblepią Cię dokoła

Otoczą zmarzliną

Zawiodą do dobrych czasów

Dobrych, ale i takich

Których już nie będzie

Strzegąc ich nienaturalnego

Wyolbrzymionego piękna

Będzie znów i znów

Wpadać w nieczułą zadumę

Tak to było

Ale już nie będzie

Tylko tak stąpając

Po tym mizernie kruchym lodzie

Możesz albo wejść na brzeg

Albo wpaść w nieznane

Niby znasz te strony

Te wody

Te drzewa nad jeziorem

Teraz brzeg stał się

Bardziej stromy

A lód wciąga

Jak podwodny wir

Wreszcie

Wracam wczorajszą nocą

Na skrzydłach północy

Która wciąż świeci ślepo

Na pousypiane serca

Nie porywa ich dźwięk

Który lekkim deszczem

W bezchmurny półksiężyc

Opada na balkonowe kafelki

I drażni szybę w oknie

Sam na stałe

Z ciemnością, która wciąż

Wyciąga po mnie ręce

Kaleczę własny umysł

Niedopracowanym tchnieniem

Pozbawiam się uroku

I ładu, bo tak przecież

Łatwiej żyje się wśród śpiących

Osamotniony

Daleko od morskich

i oceanicznych łowisk

Wędkuję nad marną rzeczką

Która teraz

W środku zimy

Tylko straszy zmarzliną

“Nie poddawaj się”

Krzyczą do mnie Ci

Którzy jeszcze wierzą w marzenia

Którzy jeszcze je mają

Wreszcie stanę

Przed obliczem

W które patrzeć nie można

Zaleje się łzami

I spadnę w przepaść

Tam gdzie moje

Nieuniknione miejsce

Wśród tych

Którzy przegrali swe życie

Myślę sobie:

“Jeszcze oddychaj

Póki czas

Nie nakazał Ci kończyć”

Dlatego piszę te słowa

By wypełnić mój świat życiem

Wiersze pluć

Nie znajdziesz mnie tam

Gdzie bywałem

Już od dawna nie wędruję

W tamte strony

Niepozornie marne życie

Zmarnowałem

Mimo starań ten tonący

Utopiony

Grzechem byłoby nad sobą

Płakać

Kiedy brak ochoty znowu do

Przeżycia

Kiedyś młody Janek

Życie łapał

Kiedyś było inne, dziś jest

Dzisiaj

Nie zmówię dziś pacierza

Bo i po co

Lecz nie będę też zamawiał

Dla się miejsca

Choć tak spieszno się zakopać

Każdą nocą

Nie usłyszę w cudzych ustach

Swego wiersza

Bursztynowe plaże

Też nie dla mnie

Ani pokój w hoteliku

W Wiśle

Z taką gębą Cię wołają

Chamie!

Urząd też dodatku

Tu nie przyśle

W konsekwencji bycia

Samym sobą

I w następstwie bycia

Sobą samym

Znów nie mogę być

Inną osobą

Tak za życia w cztery ściany

Pogrzebanym

W konsekwencji życia

Dzień po dniu

Ugięty pod każdą stroną

Świata

Mogę w ten monitor

Wiersze pluć

W urzędach już zabrakło dla mnie

Kata

Tararararara

Parararararapa

Tarararararara

Paraparaparapa

Przez poduszki, koce

Słuchaj mała

Jeszcze słychać ciche nuty

Tylko jedna stała

Przeszła przez życie na skróty

I nic już nie może

Niczym nas zaskoczyć

Tylko szczęści pomoże

Życie zauroczyć

Nawet jeśli przeminie

I odejdzie w siną dal

To wciąż je łapiemy

Jak węgiel twardą stal

I choć jest niewidoczna

To wplotła się już w włókna

Przeplotła ochoczo

Jak tkanina w suknach

I daje nam siłę

W bezsilne dni

Rozbija bezsens

Jak na Tobie dżins

Czujesz jej bezkres

Gdy znów wracają moce

Możesz ją przepleść

Nam przez poduszki, koce

Nie płyń ze mną

Nie płyń ze mną stary włóczęgo

Zostań tutaj w tym padłym mieście

Nie rozwiniesz ponownie żagla

Już nie krzykniesz: “Wiatry ponieście!”

Zakazane drogi poznałeś

I kroczyłeś wciąż w drugą stronę

Nigdzie serca nie zakopałeś

By wyrosło w kwietne jabłonie

Twoje stopy obdarte pustynią

I zmrożone lodowym chłodem

Nie czekałeś, jak lata miną

By ubrudzić ziemią swe dłonie

Nie płyń ze mną stary włóczęgo

Zostań tutaj w tym padłym mieście

Nie rozwiniesz ponownie żagla

Już nie krzykniesz: “Wiatry ponieście!”

Nie wsłuchałeś się w ludzkie skargi

Ani w prostych mozaiki marzeń

Nie skaleczysz uczuciem swej wargi

Nie zostaniesz, by wspierać odważnych

Z każdym krokiem znów dalej od celu

I pożegnaniem, jak zwykle na zawsze

Z talią zakłamanych kierów

I treflem w wędrownym teatrze

Nie płyń ze mną stary włóczęgo

Zostań tutaj w tym padłym mieście

Nie rozwiniesz ponownie żagla

Już nie krzykniesz: “Wiatry ponieście!”

Spychaczem jadę do światła

Choć kopie koparka dół dla mnie

Choć ziemia pode mną się już dawno zapadła

To w górę wyciągam swe ramie

Wciąż spadam z przestrzeni zrodzony

I wspinam po drabinie złudzeń

Niebawem przyjdzie Rzecznik Zakapturzony

By ostrzem zakończyć w noc grudzień

Dopóki jeszcze czas płynie

Na chwilę zamknę noc książką

A potem tak po prostu przeminę

Jak wiosna bezową gałązką

Wyciągnę swe ręce ku niebu

I spojrzę na powrót pod nogi

Kto weźmie tę duszę co nigdy nie była w biegu

Ten dobry czy ten złowrogi

Tak bardzo chciałem polecieć do nieba

Gdzie słowo Twoje ma jeszcze znaczenie

Wsiadłem w samolot, gdy była potrzeba

I poleciałem prosto do Ciebie

Ale samolot tak szybko szybował

Że wpadł w ciemność nieprzeniknioną

I zamiast z Tobą iść ręka w rękę

Straciłem całkiem swoje znaczenie

Nie dowierzam wcale mym myślom
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij