Dialog w ciemności - ebook
Dialog w ciemności - ebook
Zamordowany w Charkowie Władysław Sebyła jest dziś pamiętany przede wszystkim jako ofiara sowieckiego reżimu, mniej natomiast jako intrygujący i oryginalny twórca. Debiutował jako poeta społeczny, od początku jednak w jego twórczości pojawiały się elementy liryczne i metafizyczne. Wojciech Bonowicz akcent kładzie właśnie na metafizycznym wątku tej poezji: "dialogu w ciemności", sporu z Bogiem o sens ludzkiego życia i kształt świata.
Spis treści
Modlitwa
Koń
Ogłoszenie
Spowiedź szczurołapa
Fabryka
Panopticum
Wstęp
Jehowa
Junkier
Ksiądz
Poeta
Piechota maszeruje
Rekord
Żołnierz nieznany
[Jesteśmy gnojem, mój bracie]
Poeci
Młyny. Sonata nieludzka
1 [O nocy, daj mi sen]
2 [Już pierwsza gwiazda]
3 [Młyny szły bezszelestnie]
4 [Nad tym kołem krążyli smutni aniołowie]
5 [A trzecie koło stare było]
6 [W martwocie mroźnej nocy]
7 [Ostatnie gwiazdy zgasły]
8 [Nalane smołą stoją skryte w nocy stawy]
Osiem nokturnów
1 [Już nocny wiatr nas pustoszy]
2 [Wicher płomienie gwiazd]
3 [O czarne wody Narwi wiatr]
4 [Księżyc srebrzystym radłem]
5 [Szły koła po wodzie]
6 [Powiesili szatani dzwon na szklanej górze]
7 [Co nocy anioł mocuje się ze mną]
8 [Wali się noc sinym kamieniem]
Młodość Boga
Obrazy pamięci
Otwarcie
I [Chłopcze, zgubiony w czasie]
II [Łąki gwiazd i gałęzie głogu nad głowami]
III [Coraz to ciemniej]
IV [Zapomniałeś? Znów letnia noc o brzegi bije]
Ojcze nasz
I [Ojcze nasz, któryś jest na niebie]
II [Tam gdzie kostnieją drzewa]
III [Jak cię przywołać? gestem rąk?]
IV [O świecie bez marzenia]
V [Nie wiem, jak myślisz? Czy błyskawicami?]
Człowiek
[Gdy patrzę w Ciebie]
O zasadach wyboru
O autorze
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-43-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Modlitwa
Koń
Ogłoszenie
Spowiedź szczurołapa
Fabryka
Panopticum
Wstęp
Jehowa
Junkier
Ksiądz
Poeta
Piechota maszeruje
Rekord
Żołnierz nieznany
Poeci
Młyny. Sonata nieludzka
1
2
3
4
5
6
7
8
Osiem nokturnów
1
2
3
4
5
6
7
8
Młodość Boga
Obrazy pamięci
Otwarcie
I
II
III
IV
Ojcze nasz
I
II
III
IV
V
Człowiek
O zasadach wyboru (Wojciech Bonowicz)
>O autorze (Wojciech Bonowicz)Modlitwa
Boże! Luń świetną jasność świetlistą strugą z wiadra
Rybie, co schnące skrzela na ostrym piasku targa.
Zdejm starcze bielmo z oczu ogłupiałego konia,
Który zapomniał chrzęstu runiastych traw na błoniach.
Brudnemu psu, włóczędze, zapadłe wygładź boki,
Radośnie pozwól szczekać pod niebem – pod wysokim.
Swarliwym wróblom posyp garście grubego ziarna,
Niech mielą swoje kłótnie na świergotliwych żarnach!
Wróć uśmiechniętą młodość chłopcom dwunastoletnim
O starczych, zmiętych twarzach – przed sądem dla nieletnich.
A matkom-suchotnicom pierś słodkim mlekiem odmij,
By mieli co ssać nadzy synkowie pierworodni.
Pozrywaj swoje gwiazdy i rozrzuć je po ziemi,
Dzwoń w nie, by trzaski iskier usłyszeć mogli niemi!
I rozwieś ślepcom tęcze w oczach znieruchomiałych.
Rzuć im odmęty wirów czerwonych, modrych, białych,
A rybie, targającej skrzela na sypkim piasku,
Rzuć tylko jedną kroplę Twego płynnego blasku!Koń
Kiedy był młody, w rowach o brzegach obrosłych głogiem
Rwał miękką wargą zioła, spotkanym nie gardził stogiem.
A potem chodził pod siodłem, w janczarach, brzęczących cugach.
Dopóki pan nie zmądrzał: nie pojął, że siedzi w długach.
Wtedy w codziennym trudzie stał się potulny i sforny,
Wprzęgany od pługa do wozu, dorożki lub ciężkiej platformy.
Teraz od rana do nocy skrzypiący z cegłami wóz ciągnie
Lub z piaskiem wiślanym czasami pękate od wody dwie stągwie.
Smutny, ogłuchły i ślepy, ryk aut go nie przeraża,
O niczym od dawna nie myśli, nic sobie nie wyobraża.
Zbielały mu z bólu oczy, spękały na bruku kopyta,
Pan jego, obszarpaniec, nie krzyknie, o nic nie zapyta.
Poślizgnie się kiedyś na bruku i bity biczyskiem nie wstanie.
Stroskany klął będzie pod nosem pan jego, nędzarz w łachmanie.
Powiążą mu muchy do pyska, w zbielałym zaroją się oku
– I wiankiem otoczą go dzieci ze wszystkich zaułków naokół.Ogłoszenie
Obywatele!
Szczurów na świecie za wiele.
W biały dzień wyłażą ze śmietników
I ośmielają się swój pisk
Podnosić do godności człowieczego krzyku.
Zamknąć im pysk!
Wczoraj na teatralnym placu zarżnęły koguta.
(Taka ich buta.)
Wszędzie szczury.
Ubrały się w mundury,
Sutanny i fraki,
A i w purpurze chodzi jaki taki.
Gryzą i niszczą wszystko, co im pod pysk wpadnie.
Na nic pułapki, zapadnie.
Żrą trawę na łąkach jak woły,
Kupy trocin zostawiają z lasów:
Niezadługo glob ziemski będzie taki goły
Jak zadki dwuletnich bobasów.
Najwyższe góry, sięgające nieba,
Gryzą jak bochny chleba.
Kurzem żelaznej rudy opylone pyski
Nurzają w nafty wytryski.
A niech je ogarnie pragnienie,
Żegnajcie źródła, potoki, strumienie!
Wszystko wychłepcą po troszku:
Wypiją ocean gorzki
I morza zielone od burzy,
Potem i błoto z kałuży.
A kiedy suche będą morza, rzeki i potoki,
Wpiją drobne siekacze w obłoki,
Zanurzą zęby w zachodzące zorze
I z pysków wąsatych
W wyschły ocean i morze
Zakapią krwi słonecznej purpurowe kwiaty!
Ja jestem szczurołapem, gram słodko na flecie,
Chodzę, lunatyk nieba, po ogromnym świecie,
Szczury tropię
I topię.
Gram kołysanki srebrne na siedmiu świetlistych tonach,
A szczury tańczą sennie na długich, złuszczonych ogonach.
Wsłuchane w pluski fujarki
Toczą piskliwe pogwarki,
Idą za mną – w takt fletu z wolna się kolebią –
I toną po jednemu, powoli –
W czarnej, rodzajnej roli,
W moim złocistym niebie.