-
promocja
-
W empik go
Dla ciebie wszystko. Connorowie. Tom 1 - ebook
Dla ciebie wszystko. Connorowie. Tom 1 - ebook
Landon Connor wie, czego chce – sukcesu.
Od czasu śmierci żony praca jest dla niego najważniejsza, jednak po sfinalizowaniu największej transakcji w swojej karierze postanawia wybrać się na wycieczkę do rodzinnego miasta. Nic tak nie kojarzy się z wakacjami, jak słoneczne dni w Los Angeles z hałaśliwą rodziną u boku, za którą tak bardzo tęsknił.
Na miejscu spotyka ponętną architektkę krajobrazu projektującą ogród jego siostry. Maddie Jennings jest kobietą, której walorów nie da się ignorować, mimo że Landon uważa, że w jego obecnym życiu nie ma miejsca na miłość. Maddie również nie pozostaje obojętna na chemię między nimi.
Ale czy Landon jest gotowy na związek?
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-8901-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
LANDON
– Potrzebujesz urlopu – stwierdził Adam.
Chodziłem w tę i z powrotem po swoim gabinecie znajdującym się w rogu wieżowca w San Jose, masując prawą skroń. Czułem, że nadchodzi ból głowy.
– Wiem.
– Prawdziwego urlopu. Nie takiego, który trwa czterdzieści osiem godzin.
Zaśmiałem się, bo trafnie opisał, jak to wyglądało w ciągu ostatnich kilku lat. Adam, moja prawa ręka, wiedział coś na ten temat. Ale właśnie skończyłem negocjować warunki współpracy z innym ważnym graczem w branży oprogramowania. Przez kilka kolejnych tygodni wszyscy będą skupieni na papierkowej robocie i świętowaniu. Do żadnej z tych rzeczy mnie nie potrzebują, a poza tym byłem wykończony. Miesiące poprzedzające tę chwilę upłynęły na intensywnej pracy.
– Masz rację. Dwa tygodnie wolnego to nie taki zły pomysł.
Adam aż wybałuszył oczy ze zdumienia.
– Serio?
Dalej chodziłem w tę i z powrotem wzdłuż okna, które było moją ulubioną częścią gabinetu. Sięgało od podłogi do sufitu i rozpościerał się z niego imponujący widok na miasto. Większość czasu spędzałem w czterech ścianach, ale patrząc przez szybę, zawsze czułem się nieco mniej odseparowany od świata – tak jakbym uczestniczył w zgiełku panującym na zewnątrz.
– Tak. Racja. Firma się nie zawali, jeśli wezmę dłuższy urlop.
Wspinanie się na szczyt branży wymagało sporego wysiłku. A utrzymanie się na nim – jeszcze większego.
– Landon, dwa tygodnie to nie jest dłuższy urlop. Niektórzy biorą rok wolnego. To jeden z licznych benefitów, który zapewniasz swoim pracownikom, pamiętasz? Ale w twoim przypadku te dwa tygodnie to i tak cud.
Wreszcie przestałem krążyć po gabinecie i spojrzałem na Adama.
– Jesteś pewien, że poradzisz sobie ze wszystkim?
– Jasne. Dlatego mnie zatrudniłeś. Jestem twoją zaufaną prawicą, najlepszym przyjacielem i w ogóle uszczęśliwiam wszystkich dookoła.
Uniosłem brew.
– Nie wiem, czy oczekujesz podwyżki, czy tylko komplementów.
– Może i jednego, i drugiego. A może niczego i chcę cię po prostu kopnąć w dupsko, żebyś wyjechał z San Jose, zanim dopadnie cię wypalenie zawodowe. Dokąd pojedziesz? Na Bahamy? Na Bali? Do Meksyku?
Pokręciłem głową. Nie potrzebowałem egzotyki. Dokładnie wiedziałem, dokąd chcę jechać: do domu. Dorastałem w Los Angeles i piątka mojego rodzeństwa nadal tam mieszkała. Siostrzeniec też. Od ponad czterech lat nie spędziłem z nimi więcej niż dwóch dni z rzędu. Po śmierci żony skupiłem się na pracy.
– Nie, do LA. Chcę spędzić trochę czasu z rodziną.
– To świetnie. Mogę liczyć, że Val wrzuci twój telefon do oceanu, jeśli zaczniesz odpowiadać na „pilne” maile.
Adam potakiwał zachęcająco i ułożył palce w znak cudzysłowu, wymawiając słowo „pilne”.
– Nie podsuwaj jej pomysłów – ostrzegłem go.
Valentina – moja siostra bliźniaczka – i tak miała ich w nadmiarze. Sięgnąłem po smartfona, który leżał na biurku. – Zaraz do niej zadzwonię.
Adam zrozumiał sugestię i wyszedł. Wybrałem numer siostry. Odpowiedziała po piątym sygnale.
– Gratulacje! – wykrzyknęła, zanim zdążyłem otworzyć usta. – Właśnie zamknąłeś negocjacje, prawda? Jak będziesz świętować?
Tylko Val mogła zapamiętać dokładną datę podpisania kontraktu. To ten typ człowieka.
– Prawda. A jeśli chodzi o świętowanie… chcę przyjechać do domu na dwa tygodnie.
Zapadła cisza i zacząłem się zastanawiać, czy któreś z nas przez przypadek się nie rozłączyło. I wtedy Val wykrzyknęła:
– Czekaj, czekaj, własnym uszom nie wierzę! Mój najdroższy braciszku, czy ty właśnie powiedziałeś, że jedziesz do domu? Na dwa tygodnie?
Po jej głosie było słychać, że się uśmiecha.
– Właśnie tak.
– W sprawach biznesowych?
– Nie, chcę wziąć wolne.
– Wow! Wow! Czemu zawdzięczamy ten cud? Albo wiesz co? Nic nie mów. Nie chcę, żebyś się rozmyślił. Kiedy będziesz?
– Jutro mogę wsiadać do samolotu.
– Doskonale. Im szybciej, tym lepiej. Ach, Milo nie będzie mógł usiedzieć, kiedy mu o tym powiem. Non stop o tobie gada.
Uśmiechnąłem się. Milo to sześcioletni syn naszej siostry Lori. Dzwonimy do siebie w każdą sobotę rano, ale już nie mogę się doczekać, kiedy spędzę z nim trochę czasu na żywo. Ten chłopak mnie ubóstwiał, a ja robiłem, co w mojej mocy, by sprostać jego wyobrażeniom i wywierać na niego dobry wpływ, ale na odległość było to trudne.
– Zaraz poproszę asystentkę, żeby załatwiła mi bilet. Potrzebujecie czegoś? Mam coś kupić?
– Nie. Chociaż miło by było, gdybyś przywiózł jakiś prezent dla naszego kochanego siostrzeńca.
– Zawsze przywożę mu prezenty – przypomniałem jej, w końcu siadając za biurkiem.
– O której będziesz?
– Rano wpadnę do biura, żeby dopiąć parę spraw, ale wczesnym popołudniem wsiądę w samolot. Zdążę na kolację.
Piątkowe kolacje to nasza rodzinna tradycja. Całe rodzeństwo spotyka się co tydzień, choćby się waliło i paliło.
– Idealnie! Wszyscy będą. Och, Landonie, tak się cieszę. Nie mogę się doczekać. Minęło tyle czasu, odkąd spędziliśmy ze sobą więcej niż kilka dni.
Wyczułem zmianę w jej głosie – nagle złagodniał.
– Ja też nie mogę się doczekać, knypku – powiedziałem.
– Nie mów tak – zaprotestowała Val. Tak przezywał ją ojciec, kiedy się z nią droczył. Zawsze ją to śmieszyło.
– Lojalnie ostrzegam, że będziesz musiała to znosić przez najbliższe dwa tygodnie.
– Ty bydlaku. Daj mi przynajmniej kilka dni, żebym mogła się tobą nacieszyć, zanim zaczniesz mnie wkurzać.
– Niczego nie obiecuję. Do jutra, Val. Chcę poprosić asystentkę, żeby kupiła mi bilet, zanim skończy pracę.
– Pewnie. Idź. Widzimy się jutro.
Kiedy połączenie się zakończyło, wstałem ze skórzanego fotela, wyjrzałem przez okno i uśmiechnąłem się. Jadę do domu.