-
promocja
Dla twojego bezpieczeństwa - ebook
Dla twojego bezpieczeństwa - ebook
Barrhus Allport jest Duchem – funkcjonariuszem Dywizji Utylizacji Chorych, służby zapewniającej bezpieczeństwo mieszkańcom inteligentnych miast.
W roku 2029, po serii wojen domowych, epidemii i katastrof naturalnych, zasiedlono pierwsze z nich – Nova City. Każdy mieszkaniec porusza się na zewnątrz w skafandrze, który zapewnia bezpieczeństwo przed wirusami, a także przyjmuje wspomagający układ odpornościowy Lek. Przy wsparciu Singletonu, czyli rządów Sztucznej Inteligencji, oraz Organizacji Zjednoczenia Ziemi powstały jeszcze setki inteligentnych miast.
Allport ma odnaleźć i zutylizować ważne figury w Sojuszu Wolnych Ludzi, organizacji terrorystycznej zrzeszającej tych, którzy żyją poza bezpiecznymi granicami Novy. Przy okazji wpada na ciekawy trop: Sztuczna Inteligencja, która rządzi światem, nie potrafi złamać szyfru stosowanego przez SWL.
Jednym z podejrzanych w sprawie jest niejaki Tomasz Zieliński, kierownik zmiany w laboratorium przepotężnej Korporacji Mozzerra. Zostaje oskarżony o udział w terrorystycznym spisku.
Chcesz wiedzieć, jakie jeszcze intrygujące i niepokojące rzeczy odkryje Allport i jak potoczą się losy bohaterów? Jeśli tak, koniecznie sięgnij po tę książkę.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Science Fiction |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68102-94-9 |
| Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nova City
50 pwm (po Wielkiej Migracji)
2079 rok starej daty
– Dla twojego bezpieczeństwa – uspokajający głos sztucznej inteligencji potwierdził, że Mileva szczelnie zamknęła swój kombinezon środowiskowy. Przed każdym wyjściem ze swojej przydziałowej przestrzeni mieszkalnej powtarzała ten sam rytuał.
Najpierw ubierała się w hermetyczny kombinezon WZ70, później sprawdzała działanie systemów filtrujących powietrze, przetwarzających nieczystości i monitorujących stan organizmu, a na koniec zakładała najnowocześniejszy hełm rozszerzający rzeczywistość i umożliwiający komunikację ze światem zewnętrznym. Cały zestaw zapewniał jej wszystko, co niezbędne do codziennego funkcjonowania oraz przeżycia w świecie, który zbuntował się przeciwko ludziom.
Dzisiaj, 14 cohesitiusa 50 roku po Wielkiej Migracji, po raz pierwszy udawała się do swojej przyszłej pracy. Jako laborantka w zakładzie produkującym odczyny medyczne miała zajmować szeregowe stanowisko młodszego technika laboratoryjnego. Sprawna praca i dobre wyniki mogły otworzyć drzwi do kariery, na jaką niewielu mogło liczyć, więc chciała być pewna, że nic jej dziś nie przeszkodzi. Uruchomiła funkcję lustra w wizjerze hełmu i przyjrzała się swojej bladej twarzy. Wewnętrzne elementy hełmu szczelnie przylegały do skóry, na której nie zauważyła żadnych niepokojących objawów, żadnych rumieńców i wypieków, a szare oczy nie były zaszklone. Oczywiście Sersi, czyli głos sztucznej inteligencji, powiedziałaby o wykryciu każdego stanu zagrażającego zdrowiu, jednak Mileva zawsze wolała sprawdzić sama. To ją uspokajało. Przynajmniej na chwilę.
Dźwięk Elektronicznego Systemu Identyfikacji poinformował o przychodzącym połączeniu. W rogu wizjera i na naręcznym wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie jej matki. Nawet na fotografii miała to samo oceniające spojrzenie. Ruchem dłoni Mileva odebrała połączenie i wizerunek zamienił się w ruchomy obraz.
– Połączenie monitorowane. Dla twojego bezpieczeństwa – głos Sersi zabrzmiał w hełmie.
– Dzień dobry, mamo.
– Mileva! Twój wielki dzień! Jesteś gotowa? – Ton matki sprawił, że zacisnęła zęby. Zawsze była gotowa. Przełknęła z wysiłkiem ślinę. Nie chciała kolejny raz jej tego tłumaczyć.
– Nie wierzę, że jeszcze tydzień temu mieszkałam z wami. – Mówienie wydawało się trudne. – Co u Alberty?
– Widzę, że jesteś gotowa, skoro masz czas myśleć o siostrze. – Na twarzy matki pojawił się substytut uśmiechu. – Ciągle myśli o twojej wyprowadzce, już nawet zaczyna mówić o swojej. Od kilku dni jej ESI wariuje, wykrywając kolejne objawy chorobowe, ale doktor Mishune mówi, że to pożądane. Ty pewnie też…
– Nie. – Mileva wiedziała, do czego to zmierza, dlatego przerwała. – Poradzę sobie.
– Racja. Sama nie wiem, kiedy ten czas zleciał. Może masz już szesnaście lat i jesteś samodzielna, ale nadal uważam, że czasami powinnaś posłuchać innych.
Innych. Oczywiście miała na myśli siebie. Nikt tak dobrze jak ona nie potrafił w jednym zdaniu przyznać Milevie racji i jednocześnie się z nią nie zgodzić.
– Dobrze, mamo. W pracy, pierwszego dnia, planuję tylko słuchać innych. – Zegar w prawym górnym rogu wizjera wyświetlił siódmą dwadzieścia dziewięć. – Muszę iść. Do zobaczenia.
– Daj z siebie wszystko.
Ruchem ręki wyłączyła rozmowę i pomyślała, że od kiedy tylko pamięta, daje z siebie wszystko. Kiedyś zasłuży na odpoczynek, ale to jeszcze nie ten dzień. Podeszła do śluzy wejściowej i włączyła cykl dekontaminacji. Drzwi otworzyły się z metalicznym dźwiękiem, a potem zamknęły z cichym piskiem uciekającego powietrza. Śluzy były niezbędne, aby zabezpieczyć przestrzeń mieszkalną przed wirusami i bakteriami, jakie mogły się do niej dostać na powierzchni kombinezonu. Po piętnastu sekundach drzwi z drugiej strony otworzyły się w blasku zielonego światła.
Wyszła na wąski korytarz, w którym co kilka metrów znajdowały się takie same drzwi, oznaczone kolejnymi cyframi i literami alfabetu. Budynek, w którym otrzymała przydział, był standardowym korytarzowcem dla singli. Każde drzwi kryły za sobą taką samą przestrzeń – duży pokój z częścią kuchenną i łóżkiem, prysznic oraz toaletę. Dwadzieścia metrów kwadratowych, które każdemu w zupełności wystarczą do życia. Miejsce, gdzie można bezpiecznie spędzić czas bez kombinezonu.
Na końcu korytarza znajdowała się winda. Mileva wybrała parter i patrzyła, jak liczby na ekranie windy spadają od dziesięciu do zera. Na dole zauważyła kilka osób, które przechodziły przez bramki wyjściowe, i sama ruszyła w tamtą stronę. Podeszła do przejścia, przyłożyła ESI do czytnika bramki. Elektroniczny System Identyfikacji był powszechnie stosowany do bezproblemowego poruszania się po mieście. Wystarczyło przyłożyć naręczny terminal do czytnika, aby drzwi się otworzyły. Mileva była zafascynowana technologią, która tak bardzo ułatwia życie. Punkt wydawania przydziałowych towarów, kolejka Hyper Loop, dom i praca. To wszystko było na wyciągnięcie ręki. Dodatkowo system ESI dawał dostęp do Biuletynu Informacyjnego Organizacji Zjednoczenia Ziemi oraz umożliwiał komunikację z innymi obywatelami za pomocą platformy Fizis. Nagle Mileva pomyślała o kredytach społecznych, które zarobi w pracy. Już za kilka lat zbierze ich wystarczająco dużo, by ESI otworzył bramkę do domu towarowego, gdzie można nabyć produkty niedostępne w przydziale. Jeśli dostanie zgodę, kupi sobie jakieś zwierzę.
Na zewnątrz padał delikatny deszcz. Nova City spowijała mgła rozproszonych kropel, które unosiły się w powietrzu. Strugi wody ściekały po grafenowych ścianach budynków i znikały w chodnikowych kratkach. To miasto było dla Milevy jedynym światem, jaki znała. Nigdy nie widziała innych inteligentnych miast, ale marzyła o podróżowaniu. Chciała korzystać z dogodności dorosłego życia. Jedną z nich była możliwość podróżowania do innych miast w celach służbowych lub, po uzyskaniu wystarczającej liczby kredytów, w celach turystycznych. Czytała i widziała na holozdjęciach, że Neo Opus ma punkt widokowy, z którego można zobaczyć lodowiec. Prism Port z kolei stanowi jeden wielki kosmodrom, wokół którego zbudowano miasto dla jego pracowników. Myśląc o swoich przyszłych podróżach, Mileva koncentrowała się na tych dwóch miejscach, ale zawsze mogła wybrać się do pobliskiego Ekostadt, gdzie pierwszy raz zastosowano technologię przepuszczających światło materiałów budowlanych. Dodatkowo miasto miało bogate i ogólnodostępne ogrody. Jednak dziewczynę zawsze bardziej interesowały nowoczesne technologie.
– Pociąg do stacji Pomnika Odpowiedzialnych odjeżdża za trzydzieści sekund – głos Sersi, wydobywający się z pobliskiej stacji kolejki, wybrzmiał w głośnikach hełmu Milevy.
Zerwała się do biegu, wyciągając nogi daleko przed siebie. Jak zwykle zamyśliła się, a spóźnienie do pracy pierwszego dnia nie wchodziło w grę. Przebiegła wokół swojego bloku, mijając po drodze kolejkę ludzi odbierających paczki z punktu przydziału towarów. Dobiegła do ulicy i zatrzymała się przed przejściem. Czerwone światło zatrzymało ją razem z tłumem innych ludzi. Na ulicy jednostajnie poruszały się autonomiczne pojazdy należące do Korporacji i urzędników. Mileva poczuła ból w palcach i w pierwszej nieprzemyślanej decyzji zaczęła się przeciskać przez tłum.
– Hej! Uważaj, jak chodzisz! – wrzasnął ktoś, jednak Mileva nie potrafiła zlokalizować źródła dźwięku.
Zbliżyła się do krawędzi chodnika, a wtedy w jej głowie rozległ się przenikliwy pisk. Dźwięk dochodził z każdej strony. Zatrzymała się. Wizjer hełmu wypełnił się obrazem przedstawiającym twarz Sersi. Kątem oka zobaczyła, że twarz pojawiła się na ekranach świateł i w szybach sąsiedniego budynku.
– Zatrzymaj się dla twojego bezpieczeństwa – głos SI brzmiał pouczająco.
Zamarła i od razu uświadomiła sobie własną nieodpowiedzialność. Panowanie nad takim destrukcyjnym zachowaniem było podstawą edukacji, którą pobierała przez ostatnie lata. Hełmy ludzi wokół zwróciły się w jej stronę. Poczuła ciepło napływające do policzków. Chciała się schować, ale mogła tylko opuścić oczy. Nawet nie zauważyła, kiedy tłum ruszył dalej. Wielokolorowe kombinezony mijały ją, poruszając się to w jedną, to w drugą stronę, a z ich wymienników powietrza wydobywało się parujące powietrze. Dostrzegła kilka osób w kombinezonach WZ70. Byli to pracownicy Korporacji Mozzerra, którzy mieli dostęp do najlepszych technologii. Większość obywateli nosiła starsze modele, które nie przylegały tak dobrze do ciała i miały słabsze akumulatory.
Do pobliskiej stacji przy punkcie towarowym Miejskiego Zakładu Produkcji Żywności dotarła spóźniona, ale bezpieczna. Przeszła przez bramki metra i dostała się na peron. Kilka równych linii złożonych z ludzi prowadziło do wyznaczonych punktów wejścia do pociągu. Szare niebo miasta ustąpiło miejsca zimnemu światłu, odbijającemu się od szarozielonych ścian. Wszystkie stacje Hyper Loop znajdujące się w Novie wyglądały podobnie, jednak czas i niedokładna konserwacja dawały dla Milevie szansę na analizowanie drobnych smaczków w ich wyglądzie. Od kilku dni przychodziła na tę stację i zauważyła, że na górze jednej ze ścian formuje się zaciek, który kształtem przypominał rozłożyste drzewo. Strużki wody musiały ściekać z kilku miejsc, by niżej złączyć się w gruby jak pień drzewa strumień, spływający na listwę maskującą. Nie wiedziała dlaczego, ale ten imitujący drzewo obraz ciągle przyciągał jej wzrok. Była to jedna z niewielu rzeczy, które nie pasowały do idealnie zaplanowanego otoczenia.
Skład zajechał na stację z ostrzeżeniem o zachowaniu bezpieczeństwa, po czym drzwi rozsunęły się i pasażerowie, idąc spokojnym, jednostajnym krokiem, zapełnili poszczególne wagony. Aby zaoszczędzić niewygody ludziom, wagony posiadały jedynie miejsca siedzące, a po trzydziestu zeskanowanych ESI dźwięk informował o zamknięciu drzwi. Udało jej się dostać do środka i usiadła naprzeciwko pary dzieciaków, którzy za nic mieli zasady bezpieczeństwa – wykorzystując porty wymienników powietrza, połączyli swoje skafandry tak, że dzielili wspólne środowisko wewnętrzne. Praktyka ta była zakazana, ale funkcjonariusze bezpieczeństwa społecznego przymykali na nią oko. Nie znała się na tym, ale z rozmów rodziców wnioskowała, że są ważniejsze sprawy, którymi zajmują się służby.
Poza rodziną Mileva jeszcze nigdy nie dzieliła z nikim wspólnego środowiska. Nastolatkowie patrzyli na siebie przez szkła wizjerów i śmiali się. Mileva pomyślała, że to interesujące, poczuć innego, nowego człowieka. Takie myśli pojawiały się w jej głowie od jakiegoś czasu, na szczęście zawsze miała ważniejsze sprawy, na których mogła się skupić. Tym razem widok tej dwójki budził w niej coś, czego nie potrafiła nazwać. Miała to na końcu języka, ale kiedy już była blisko, pojawiała się pustka. Nie znała odpowiedniego słowa.
Zamiast tego porównała wygląd dzieciaków i swój. Szary kombinezon Milevy, w kolorze dress code Korporacji Mozzerra, zlewał się z szarością składu. Kombinezony dwójki dzieciaków przed nią były kolorowe i miały oznaczenia klubów e-sportowych. Kanciaste figury, które stanowiły odpowiedniki dawnych tatuaży, zakazanych ze względów zdrowotnych, zdobiły kończyny chłopaka. Za to dziewczyna miała na sobie nieregulaminowe obuwie na wysokim obcasie. Jej rodzice musieli wydać fortunę na taką modyfikację skafandra, a mimo to dziewczyna odwdzięczała się im takim zachowaniem.
Mimo to Mileva doceniała swobody, jakich doświadczali obywatele inteligentnych miast. Tak długo jak nie musiałeś iść do pracy lub nie uczestniczyłeś w szkoleniach obywatelskich OZZ, twój kombinezon mógł wyglądać dowolnie. Dla Milevy nie miało to teraz znaczenia, jednak lubiła myśleć o innych ludziach i ich prostym życiu. Ponieważ uzyskała w teście predyspozycji zawodowych wynik premiujący pracą w Korporacji Mozzerra, nierozważne pomysły w rodzaju modyfikacji kombinezonu nawet nie przychodziły jej do głowy. Dzieciaki zauważyły, że patrzy na nie. Zaczęły szczerzyć do niej zęby, jakby zobaczyły kogoś bez skafandra. Mileva spuściła głowę. Nagle jej ciało stało się niewygodne. Spojrzała na podłogę, licząc na to, że i oni przestaną patrzeć. Szare podłoże wagonu nosiło na sobie odciski butów. Były różnych rozmiarów, jednak wszystkie miały taki sam kształt.
Siedzenie ze wzrokiem wpatrzonym w podłogę sprawiło, że nawet nie zauważyła, kiedy wagon opustoszał. Niewielu obywateli zapuszczało się w kierunku Laboratorium Mozzerra i została w wagonie sama. Minęli stację Plac Johnsona, nazwaną na cześć polityka, który wspierał budowę inteligentnych miast. Kolejne były Skwer Tildy Goldstein, aktywistki klimatycznej, Plac Centralny w sercu Novy, stacja imienia Ottona Shulza, głównego wizjonera Organizacji Zjednoczenia Ziemi, stacja Faradaya, uznanego fizyka, stacja Pionier, stacja Spinellego i wreszcie Pomnik Odpowiedzialnych, przy którym znajdowała się jej praca i przyszłość. Cała podróż zajęła równo piętnaście minut, jednak Mileva wiedziała, że spóźnienie jest nieuniknione.
Wyszła z wagonu i ze ściskiem w gardle odnotowała, że nikt inny nie wysiada ze składu, co oznaczało, że pracownicy laboratorium dotarli na miejsce wcześniej. Już wczoraj była na tej stacji, aby upewnić się, jak wygląda droga do właściwego budynku. Szybkim krokiem skierowała się ku wyjściu. Jasno oświetlone metalowe schody czekały, aby zawieźć ją do wyjścia, i uruchomiły się, gdy była w pobliżu. Mileva spojrzała za siebie, na odjeżdżający pociąg, i uniosła nogę, aby wejść na schody. Nie trafiła na stopień i zachwiała się. Stacja zadrgała pod jej stopami, a z tunelu dotarł głośny huk.
Zewnętrzny mikrofon nie był w stanie przetworzyć tego hałasu i dźwięk zamienił się w nieznośny trzask słuchawek. Nie była pewna, co się stało, ale straciła równowagę i chwyciła się poręczy będącej częścią ruchomych schodów, po czym spojrzała w kierunku tunelu, z którego nadszedł dźwięk. W ciemności zauważyła błyski świateł, które chaotycznie rozświetlały ściany, zupełnie jakby ktoś bezwiednie wymachiwał lampami to w jedną, to w drugą stronę. Wbrew sobie ruszyła w tamtym kierunku. Ciekawość była silniejsza od chęci jak najszybszego opuszczenia tego miejsca.
Powolnym krokiem zbliżyła się do krawędzi peronu i zobaczyła coś, czego nigdy nie widziała poza filmami instruktażowymi. Z tunelu wybiegło dwóch ludzi bez skafandrów. Ogarnęło ją nagłe uczucie zimna, a jej nogi zrobiły się jak z waty. Nosili staromodne ubrania i długie płaszcze do samej ziemi. Jeden miał pod spodem karmazynową kamizelkę, a drugi brudną koszulę, niegdyś zapewne białą. Mileva nie była tego pewna, ale trzymali narzędzia podobne do utylizatorów, których używali funkcjonariusze bezpieczeństwa społecznego. I nie był to przyjemny widok. Mężczyźni dostrzegli Milevę i zatrzymali się. Ich błyszczące oczy ją świdrowały, a twarze kojarzyły się Milevie z dzikimi zwierzętami, które widziała na nagraniach ze szkoleń obywatelskich. Jeden z mężczyzn miał krótki zarost pod nosem i brodę. Drugi był gładko ogolony, tak że wyraźnie było widać blizny na jego twarzy. Nie zauważyli w niej zagrożenia, bo szybko ruszyli do przodu, wymijając ją z obu stron.
– Uważaj, panienko – mruknął ten z zarostem, po czym obaj wbiegli na schody do wyjścia z metra.
Pamiętała, że w sytuacji zagrożenia powinna od razu skontaktować się funkcjonariuszami bezpieczeństwa, ale nie mogła oderwać wzroku od tego widoku. Kolejny huk wyrwał ją z tego stanu zawieszenia. Ziemia zadrgała ponownie i tym razem Mileva nie była już ciekawa. Zaczęła biec w kierunku schodów, kiedy nagle zatrzymał ją głos Sersi.
– Uwaga! Dywizja Utylizacji Chorych. Zatrzymaj się i przyjmij pozycję bezpieczną. Dla twojego bezpieczeństwa. – Głos niby brzmiał tak samo jak zwykle, ale było w nim coś niepokojącego.
Mileva uklęknęła i złożyła dłonie z tyłu głowy w oczekiwaniu na przybycie funkcjonariuszy. To była jedna z rzeczy, których chciałby uniknąć każdy mieszkaniec Nova City. Funkcjonariusze bezpieczeństwa społecznego byli członkami Dywizji Utylizacji Chorych i żaden rozsądnie myślący człowiek nie chciał zostać uznany za chorego. Mileva usłyszała kolejne kroki, lekko odwróciła głowę.
Z tunelu metra wybiegło kilka postaci w skafandrach z rozświetlonymi lampami na hełmach. Funkcjonariusze, nieoficjalnie nazywani Duchami, biegli w stronę schodów z utylizatorami w dłoniach. Milevie zrobiło się gorąco, a jej serce zaczęło bić szybciej. Tylko ona stała na ich drodze. Ich skafandry były czarne, a wizjery nie ukazywały twarzy. Zamiast tego szkło zostało przysłonięte rozmyciem, zza którego można było dostrzec jedynie proste kształty i umiejscowienie oczu.
– Z drogi, obywatelko! – krzyknął pierwszy i przebiegł obok, potrącając ją.
Mileva poczuła, jak traci równowagę. Kolejne postacie przebiegały, kiedy uderzyła głową w słupek barierki znajdującej przy schodach. Uderzenie wywołało rezonujący dźwięk w głowie. Wizjer przedzieliła poplątana sieć pęknięć, po czym dziewczyna upadła. Drugie uderzenie strzaskało wizjer i powietrze uciekło ze świstem. Przestała myśleć. Jej głowę wypełniła jedna myśl: „Umrę!”. Postanowiła nie oddychać. Duch, który biegł na końcu, spojrzał na nią, leżącą na wznak na podłodze stacji. Rysy jego twarzy były ledwo widoczne i Mileva nie wiedziała, czy to wina rozmycia wizjera, czy traci już kontakt z rzeczywistością.
– Pomóż mi – wyszeptała przez zaciśnięte usta. Duch popatrzył na nią i Milevie wydawało się, że zaraz wyciągnie do niej rękę. Nagle spojrzał w górę schodów, jakby coś innego zwróciło jego uwagę, i pobiegł za towarzyszami. Nie było ratunku.
Inteligentne miasta dbały o czystość atmosfery, jednak nie dało się zapewnić stuprocentowego bezpieczeństwa. Przez głowę Milevy zaczął przewijać się film, ukazujący wirusy i bakterie wypełniające jej płuca, niezdolny do obrony organizm poddający się bez walki, jej ciało pozbawione życia. Nie mogła już wstrzymywać oddechu. Spróbowała wciągnąć powietrze, ale nie mogła. Jakby coś zatrzymało się w jej gardle.
Przypomniała sobie dzisiejszy dzień. Widziała siebie przebiegającą na czerwonym świetle w drodze do metra, wsiadającą do właściwego pociągu i przyjeżdżającą w porę do pracy. To wszystko nie miało prawa się stać. Była taka ostrożna!
Wizja zniknęła, kiedy zobaczyła przed sobą okropną twarz. Nie wierzyła w bajki, lecz jeśli śmierć mogła mieć twarz, to właśnie taką. Mężczyzna był w wieku jej ojca. Jego skóra była jakby przypalona słońcem. Nie dało się tego nazwać twarzą. Twarze mieli ludzie. Byli gładcy i zadbani, a tę gębę pokrywały pęknięcia, zmarszczki i plamy. Brązowe oczy mężczyzny utkwiły w jej twarzy, a mocno ściśnięte usta rozciągnęły się teraz w uśmiechu.
– Nie panikuj, dziewczyno – wypowiedział z dziwacznym akcentem. – Patrz na mnie. – Wskazał w okolicę pomiędzy ustami a nosem. – Wciągaj powietrze. Zatrzymaj. I ustami wydech. – Usta utworzyły okrąg. – Teraz ty i ja. Nosem wdech. Ustami wydech.
Mileva instynktownie zaczęła go naśladować. Uczucie oddychania i panowania nad własnym ciałem sprawiło, że przestała myśleć o czekającej śmierci. Po kilku powtórzeniach spróbowała się unieść. Mężczyzna pomógł, podnosząc ją za bark.
– Wy, hermetycy, żyjecie w puszkach. Nie ma puszki. – Mężczyzna rozłożył ręce. – Jest strach.
Dopiero teraz dotarło do Milevy, że mężczyzna nie ma skafandra. Odskoczyła i zaczęła się rozglądać w rozbitym wizjerze. Obraz, który powinna zobaczyć, był zniekształcony, nie potrafiła wybrać połączenia z Dywizją Utylizacji Chorych. Od kiedy tylko pamiętała, uczono ją o zagrożeniu, jakie stanowili ludzie żyjący poza społeczeństwem. Ludzie, których nie powinno tu być. W najlepszym scenariuszu przypominali chodzące trupy, które roznoszą zarazki. W najgorszym mieli się okazać terrorystami chcącymi zniszczyć cywilizację. Świadomość, że miała do czynienia z jednym z nich, twarzą w twarz, bez żadnej osłony, sprawiła, że wróciły problemy z oddychaniem.
– Boisz się? – zapytał, podchodząc bliżej. – To jest właśnie wasza hermetycka wdzięczność. Ratuję ci życie, a ty patrzysz na mnie jak na mordercę. Lepiej stąd idź. Schodami w górę, hop, hop, hop, do bezpiecznego świata. – Uśmiechnął się.
– Nie mogę wyjść na zewnątrz bez hełmu.
– Tu i tam jest tak samo. Szybko dadzą ci nowy sprzęt.
– Nie ruszę się bez hełmu. Powietrze na stacji musi być filtrowane na wszelki wypadek. – Mileva czuła, jak jej mózg pracuje. – Tylko dlatego jeszcze żyję. Na zewnątrz na pewno coś mi się stanie.
Nieznajomy zaśmiał się, odsłaniając przebarwione zęby.
– Nic nie rozumiecie. Przecież oprócz skafandra szprycujecie się chemią od Mozzerra. – Przyjrzał się jej ubiorowi. – A może wiesz, że to wcale nie jest potrzebne?
– Nie wiem, o czym mówisz.
Nieznajomy cmoknął, odwrócił się i kilkoma szybkimi krokami zszedł w tunel metra, znikając w ciemności. Na stacji zapanowała cisza, a Mileva zauważyła miganie kontrolki awaryjnej ESI. Wcisnęła pole, które pojawiło się na wyświetlaczu, i urządzenie wydało serię elektronicznych dźwięków.
– Uwaga. Uszkodzenie systemu środowiskowego. Udaj się do najbliższego punktu kontrolnego. Wykonuj polecenia służb bezpieczeństwa.
Głos SI zawsze wzbudzał w niej zaufanie. Mileva przyjrzała się popękanemu wizjerowi znajdującemu się przed jej twarzą. Sięgnęła do tyłu. Kliknięcie świadczyło o odbezpieczeniu hełmu. Zdjęła go, uważając, aby nie dotknąć potłuczonego szkła. Jej czarne, kręcone włosy opadły na wszystkie strony, więc odgarnęła je sprzed oczu i z czoła.
Pomyślała o konsekwencjach tego, co się stało. Słyszała o ludziach, którzy wychodzili bez skafandrów. Każdy mówił, że to przez choroby psychiczne, spowodowane ciężkim dzieciństwem lub wadami genetycznymi. Zamykano ich w zakładach psychiatrycznych. Nie słyszała nigdy o ludziach, którym przydarzyło się to przypadkiem. Nie wiedziała nawet, jak nazwać to, co się stało. Nie miało to najmniejszego sensu i nie wiedziała, co robić. Popatrzyła na ESI i uświadomiła sobie, że może wezwać pomoc w ten sposób. Już miała nawiązać połączenie, kiedy kolejne kliknięcie hełmu odłączanego od kombinezonu zwróciło jej uwagę. Po chwili z ciemności wyszedł ten sam nieznajomy. Niósł hełm funkcjonariusza bezpieczeństwa społecznego.
– Jemu nie będzie potrzebny. – Podał jej przedmiot.
– Jak to?
– Nie musi się martwić, jakim powietrzem oddycha, bo nie oddycha. – Oczy mężczyzny wyglądały, jakby płonął w nich ogień. Podszedł do niej i Mileva poczuła przykry swąd, mieszaninę nieznanych zapachów. – Co zamierzasz powiedzieć Duchom, kiedy zaczną pytać?
Poczuła ucisk w gardle. Nie wiedziała, jak postępować z chorymi, poza informowaniem Duchów o ich obecności. Mógł być równie szalony, co chory.
– Nic nie powiem. Powiem, że… że straciłam przytomność – skłamała.
– Pytań będą zadawać dużo. Ale nie musisz kłamać. Powiesz prawdę. Powiesz, że wszystko to zrobił Alfredo Potenza. – Pokazał na swoją twarz. – Dla waszego bezpieczeństwa! – Roześmiał się głośno, po czym pobiegł w ciemność i zniknął w tunelu.
*
Mileva przestała liczyć dni, które spędzała na przymusowej kwarantannie nałożonej decyzją Singletonu i dozorowanej przez Dywizję Utylizacji Chorych. Społeczeństwo inteligentnych miast wyzbyło się ludzkich błędów, przekazując decyzyjność w ręce bezstronnej sztucznej inteligencji. Jednak nadal nie udało się pozbyć pomyłek w decyzjach indywidualnych osób, takich jak Mileva. Okazało się, że samo uszkodzenie hełmu nie byłoby problemem, gdyby nie to, że zgłaszając się do punktu kontrolnego, Mileva miała na sobie hełm Ducha. Nadal czuła mdłości na samą myśl o tym, jak została przez nich potraktowana. Trzy dni przesłuchań, które ciągnęły się godzinami. Trzy dni pytań, na które nie znała odpowiedzi. Jedyną odpowiedzią, jaką znała, było nazwisko tego przerażającego człowieka. Kiedy funkcjonariusze je usłyszeli, stali się jeszcze bardziej zawzięci. Kimkolwiek był Alfredo Potenza, wymawianie jego nazwiska nie było dobrym pomysłem. Mileva postanowiła, że już nigdy nie popełni tego błędu.
Po trzech dniach przesłuchań została przetransportowana do swojej przestrzeni mieszkalnej, jednak kwarantanna miała nieokreślony czas. Obejrzała wszystko, co mogła obejrzeć w systemach OZZ. Przejrzała wszystkie wiadomości i ku swojemu zdziwieniu nie znalazła żadnej wzmianki o tym, co się stało na stacji kolejki przy Pomniku Odpowiedzialnych. Przez chwilę myślała, że wszystko było tylko złym snem, a po kolejnej nocy przyjdzie zwykły dzień. Niestety dni były nudne, a noce jeszcze gorsze. Wtedy pojawiały się wspomnienia, które sprawiały, że Mileva znowu traciła oddech. To wtedy myślała, że to wszystko nie ma sensu. Że nie zrobiła nic złego, a traktuje się ją jak chorą. Że chciałaby zniszczyć ludzi, którzy jej to robią. Próbowała pozbyć się tych myśli. Gdyby ktokolwiek się dowiedział, byłoby jeszcze gorzej.
Nadeszła kolejna noc i Mileva wierciła się na łóżku. Myśli przebiegały przez jej głowę jak sznur kleinkarów, latających pojazdów, które poruszały się wyznaczonymi szlakami powietrznymi pomiędzy wieżami budynków Novy. Dźwięk włączającego się mechanizmu śluzy poderwał ją z łóżka. Wstała i cicho podeszła do drzwi. Migające na żółto światło oświetlało jej twarz. Przecież nikt nie może jej odwiedzać. Miała również zakaz komunikacji z kimkolwiek oprócz funkcjonariuszy bezpieczeństwa społecznego. Żółte światło zmieniło się na zielone. Drzwi się uchyliły. Mileva zobaczyła matkę i siostrę. Uśmiechnęła się, chociaż wcale tego nie chciała. Podeszła do nich, jednak zatrzymała się, kiedy zobaczyła nieznajomego mężczyznę, trzymającego dużą kwadratową walizkę, w jakiej przechowuje się nowe skafandry.
– Mileva – matka uśmiechnęła się tak, jak nigdy wcześniej – Mileva, musisz pójść z nami.