Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dlaczego? Biblijne podstawy katolicyzmu - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
5 lutego 2025
E-book: EPUB, MOBI
34,90 zł
Audiobook
39,90 zł
34,90
3490 pkt
punktów Virtualo

Dlaczego? Biblijne podstawy katolicyzmu - ebook

Ksiądz Mariusz Rosik udowadnia, że prawdy katolickie i dogmaty wiary mają rzeczywiste podstawy biblijne, a nie wynikają wyłącznie z Tradycji Kościoła. Przedstawiając biblijne korzenie katolicyzmu, sięga po propagowaną przez Benedykta XVI kanoniczną metodę interpretacji Pisma Świętego, polegającą na czytaniu pojedynczych tekstów w świetle całej Biblii. Każdą ze stawianych tez wspiera argumentami z tekstów zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7906-846-3
Rozmiar pliku: 754 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Kościół (…) ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako społeczność,

trwa w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra

oraz biskupów pozostających z nim we wspólnocie,

choć i poza jego organizmem znajdują się liczne pierwiastki uświęcenia i prawdy,

które jako właściwe dary Kościoła Chrystusowego

nakłaniają do jedności katolickiej.

_Lume__n gentium_ 8

To był początek lata 1986 roku. Dosyć dawno, prawda? Drzewa w parku Szczytnickim we Wrocławiu nabierały kolorów soczystej zieleni, promienie słońca figlarnie prześwitywały przez ich liście, a młodych ludzi coraz częściej można było zobaczyć ubranych w T-shirty noszone zamiast swetrów z długimi rękawami. Z jesiennych liści, które potem przykrył śnieg, nie było już śladu przed żadnym z domostw.

Właśnie wtedy po raz pierwszy uczestniczyłem w nabożeństwie w zborze zielonoświątkowym. Poszedłem tam za namową Anety, która była zafascynowana żywiołową wiarą i entuzjazmem zielonoświątkowców. Znaliśmy się niedługo, zaledwie od ponad roku, ale często rozmawialiśmy o Biblii, dyskutowaliśmy różne kwestie. Te intelektualne dywagacje nie wykraczały ponad poziom wiedzy licealistów, którymi wtedy byliśmy. Za to dotykały do żywego tysiąca kwestii egzystencjalnych. Argumenty racjonalne i emocjonalne mieszały się ze sobą.

Atmosfera nabożeństwa w dużej mierze przypominała tę, którą znałem ze spotkań katolickiej odnowy charyzmatycznej. Oczywiście nie było wzmianki o Maryi czy świętych, ale ujęły mnie podniosłe pieśni uwielbienia (niektóre z nich znałem), modlitwa równoczesna i śpiew w językach, który kończył się tak niespodziewanie, jakby ktoś odciął nagle dopływ wody do huczącego wodospadu. Wszystko to podnosiło moją duszę na wyżyny. Doświadczałem tego, o czym czytałem w niejednej książce: uwielbienie rodzi moc! W zborze było około czterdziestu osób, ale czasem odnosiłem wrażenie, że działo się tak, jak przy wniesieniu Arki Przymierza do nowo wybudowanej świątyni Salomona:

kiedy tak zgodnie, jak jeden, trąbili i śpiewali, tak iż słychać było tylko jeden głos wysławiający majestat Pana, kiedy podnieśli głos wysoko przy wtórze trąb, cymbałów i instrumentów muzycznych przy wychwalaniu Pana, że jest dobry i że na wieki Jego łaskawość, świątynia napełniła się obłokiem chwały Pańskiej, tak iż nie mogli kapłani tam pozostać i pełnić swej służby z powodu tego obłoku, bo chwała Pańska wypełniła świątynię Bożą (2 Krn 5,13–14)1.

Świątynia to przecież miejsce przemożnej obecności Boga. Ta obecność podczas trwającego półtorej godziny nabożeństwa stawała się wręcz namacalna! Bardzo piękne doświadczenie wiary połączone z emocjonalnym uniesieniem. Już wtedy jednak wiedziałem, że wiara to nie emocje. Cieszyłem się z tej podniosłej atmosfery uwielbienia Boga, zdając sobie w pełni sprawę, że Jego majestat nie zależy od ludzkich uniesień.

Zespół prowadzący śpiewy rozpoczął kolejną pieśń. Dobrze ją znałem: „Panie, Twój tron wznosi się nad wszystkie ziemie świata”. W niebo wystrzelił las rąk. Niektórzy zamknęli oczy. Niektórzy w tle śpiewanej przez innych pieśni modlili się spontanicznie. Linia melodyczna to wznosiła się, to znów opadała.

I właśnie wtedy to usłyszałem. Ktoś ze stojących obok wypowiedział te słowa: „Nasz Bóg jest Bogiem wolności! Nie jest Bogiem zamkniętym w pudełku!”. Zmroziło mnie. Nie odwróciłem się w stronę, skąd pochodził głos, ale wiedziałem, że osoba ta mówi o tabernakulum. O miejscu, w którym w kościołach katolickich przechowywany jest Najświętszy Sakrament. Sam Chrystus! To wyznanie niczym sztylet przebiło moje serce. Zamilkłem już do końca modlitwy…

Przyszedłem tu za namową wspaniałej dziewczyny, Anety, która tak samo jak ja przejmowała się do głębi serca słowami Jezusa: „Aby wszyscy stanowili jedno” (J 17,21). Przybyłem tu, bo w Ruchu Światło-Życie, do którego należałem od 1983 roku, o protestantach nie mówiło się „heretycy”, ale „bracia odłączeni”. Przyszedłem na tę modlitwę po lekturze fragmentów soborowego _Dekretu o ekumenizmie_, który w tamtym czasie okazał się dla mnie zbyt trudny, choć jego przesłanie było jasne: należy dążyć do jedności chrześcijan, ale nie ulegać irenizmowi, który jest fałszywym tropem.

Po usłyszeniu słów o „Bogu w pudełku” coś we mnie pękło. Nie dałem jednak tego poznać po sobie. Gdy nabożeństwo się skończyło, wyszliśmy na plac przykościelny. Jeszcze w czasie trwania modlitwy zauważyłem przy jednej z pierwszych ławek kobietę w średnim wieku, siedzącą na wózku inwalidzkim. Młody chłopak, pewnie student, wyprowadził właśnie wózek z niepełnosprawną kobietą na zewnątrz.

– Wiesz… – powiedziała Aneta – Zosia mieszka niedaleko Dworca Głównego. Wyznaczyliśmy dyżury, aby przywozić ją na nabożeństwa, a potem odwozić do domu. Przejdziesz się z nami?

– Oczywiście! – odpowiedziałem. Ponieważ Aneta mieszkała blisko mojego domu, byłem zadowolony z faktu, że po odprowadzeniu Zofii będę miał okazję odbyć z nią długą drogę tramwajem!

Ruszyliśmy, na zmianę prowadząc wózek. Okazało się, że było z nami nie tylko dwoje ludzi, których dyżur przypadał właśnie na ten dzień, ale w sumie – osiem osób. Inne dołączyły zupełnie spontanicznie, by cieszyć się wspólnym spacerem i luźnymi rozmowami. Wytworzyła się bardzo przyjazna, pełna radości atmosfera. Wśród śmiechów i swobodnych pogawędek dotarliśmy do domu Zofii.



Opisane wydarzenie, całkiem przecież zwykłe, zrodziło we mnie mnóstwo pytań. Najważniejsze z nich brzmiało: jak to możliwe, że wśród ludzi przepełnionych ciepłem i serdecznością, pełnych miłości gotowej do służby (objawiającej się choćby w ciągnięciu kilometrami wózka inwalidzkiego), pojawia się ktoś, kto wydaje się pogardzać katolikami? Można mieć przecież różne poglądy, ale czy trzeba wypowiadać słowa raniące innych? I to podczas modlitwy? Zapewne osoba od „Boga w pudełku” nie zdawała sobie sprawy, że jestem katolikiem. Przypuszczalnie nie wiedziała nawet, że słyszę jej „modlitwę”. Mimo to jej zachowanie odczytałem jako zwykły brak szacunku dla przekonań innych ludzi.

Był to moment zwrotny w moim życiu, życiu młodego chłopaka, który trzy lata wcześniej przyjął Jezusa jako Pana i Zbawiciela, potwierdzając tym samym swój chrzest i czyniąc zadość wezwaniu Jezusa: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony” (Mk 16,16). Był to moment, w którym na serio zacząłem stawiać sobie dwa pytania: o to, czy umiem uzasadnić to, w co wierzę, i o ekumenizm.

Katolicy i protestanci różnią się w rozumieniu wielu prawd wiary. Zdaję sobie sprawę, że kategorie „katolicy” i „protestanci” są zbyt ogólne. Samych obrządków w Kościele katolickim jest pewnie kilkadziesiąt, nie wspominając o liczbie denominacji protestanckich. Protestanci różnią się w pojmowaniu zawartości Objawienia w obrębie swoich własnych wspólnot. Są jednak pewne treści wiary, które można by wypisać białą kredą na czarnej tablicy różnic, treści, co do których zgodziliby się niemal wszyscy, że dzielą członków Ciała Chrystusa. Właśnie o nich traktuje ta książka.



Jedną z kwestii spornych pomiędzy protestantami a katolikami są tzw. dogmaty. Oczywiście nie wszystkie, gdyż jeśli ktoś odrzuciłby niektóre z nich, w ogóle przestałby być chrześcijaninem. Należy do nich choćby prawda o Trójcy Świętej czy wcieleniu i bóstwie Chrystusa. Dla wielu zaskakującym może okazać się fakt, że Kościół katolicki na przestrzeni dwudziestu wieków uroczyście ogłosił zaledwie około dziesięciu dogmatów. Do tych najbardziej kontrowersyjnych – trzymając się porządku chronologicznego – należą: dogmat o Bożym macierzyństwie Maryi (Efez, 431 r.), o dziewictwie Maryi (Synod Laterański w Rzymie, 649 r.), o przeistoczeniu (IV Sobór Laterański, 1215 r.), o czyśćcu (Sobór Florencki, 1439 r.), o Niepokalanym Poczęciu Maryi (1854 r.), o nieomylności papieża (1870 r.) i o wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny (1950 r.). Pozostałe podstawowe prawdy wiary katolickiej, choć nigdy nie zostały publicznie ogłoszone jako dogmat do wierzenia _ex cathedra_, należą do uroczystego nauczania Kościoła. A dodać trzeba, że w niniejszej książce poruszone zostaną tylko niektóre z nich, nie wszystkie.



Pierwszy papież, Piotr Apostoł, wzywał adresatów swojego listu do podjęcia intelektualnego wysiłku. Zdawał sobie sprawę, że jeśli orędzie chrześcijańskie ma się rozszerzać, winno być poparte racjonalnymi argumentami: „bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3,15). Wierzący w Chrystusa mają nadzieję na osiągnięcie wiecznego zbawienia. Nadzieja ta opiera się na racjonalnych przesłankach wypływających z Objawienia.

Boże objawienie zapisane zostało w Biblii i utrwalone w Tradycji Kościoła. W Kościele katolickim często mówi się o dwóch filarach wiary, którymi są właśnie Biblia i Tradycja. Od czasów reformacji, zapoczątkowanej jeszcze przed przełomowym wystąpieniem Marcina Lutra w 1517 roku, niektórzy chrześcijanie zdecydowali się odrzucić (choć jest to niemożliwe, jeśli ktoś chce zachować chrześcijańską tożsamość) nurt Tradycji. Postanowili oprzeć się (zatrzymać się) na samej Biblii. Z czasem doszli do wniosku, że Kościół katolicki w swoim nauczaniu przekracza granice objawienia biblijnego, dodając do niego prawdy wynikające z Tradycji, o których Pismo Święte nie wspomina. Czy tak jest rzeczywiście?

Sprawdźmy.ROZDZIAŁ PIERWSZY.
DLACZEGO TRADYCJA?

Kościół (…) zawsze uważał i uważa owe Pisma

zgodnie z Tradycją świętą

za najwyższe prawidło swej wiary.

Dei Verbum 21

Czekając na odbiór bagażu na lotnisku w Atenach, przysłuchiwałem się komunikatom płynącym z głośników. Przylecieliśmy z Wrocławia trzydziestopięcioosobową grupą, by wybrać się w podróż po Grecji w poszukiwaniu śladów Pawła Apostoła. Najbardziej chciałem powrócić do dwóch miejsc znanych z wcześniejszych podróży – do ruin antycznego Koryntu i Salonik. Urzekła mnie nie tylko starożytna architektura owych miast, ale także historia narodzin chrześcijaństwa w tych ośrodkach dawnej kultury i religijnej tradycji.

Różnokolorowe walizki wciąż przesuwały się na taśmie, a z głośników co chwilę sączył się komunikat zakończony słowem _eucharisto_, czyli „dziękuję”. Nigdy nie uczyłem się nowogreckiego, ale wyłapywanie biblijnych słów z lotniskowych anonsów stanowiło niemałą frajdę! Zabawa zakończyła się, gdy tylko niebieski samsonite podjechał pod moje nogi. Choć wylądowaliśmy w Atenach, zwiedzanie stolicy zostawiliśmy na koniec pielgrzymki. Wyruszyliśmy autostradą niemal wprost do Koryntu.



Paweł przybył do Koryntu podczas swojej drugiej podróży misyjnej i spędził tu osiemnaście miesięcy w latach 51–52 po Chr. Łukasz relacjonuje:

Znalazł tam pewnego Żyda, imieniem Akwila, rodem z Pontu, który z żoną Pryscyllą przybył niedawno z Italii, ponieważ Klaudiusz wysiedlił z Rzymu wszystkich Żydów. Przyszedł do nich, a ponieważ znał to samo rzemiosło, zamieszkał u nich i pracował; zajmowali się wyrobem namiotów. A co szabat rozprawiał w synagodze i przekonywał tak Żydów, jak i Greków (Dz 18,2–4).

Czy myślicie, że gdy Paweł rozprawiał w synagodze, to pytał słuchaczy na przykład tak: „Wiecie, co jest napisane w Janie trzy szesnaście?”. Albo zachęcał do przyjęcia Jezusa słowami Apokalipsy: „Oto stoję u drzwi i kołaczę…”? Oczywiście nie! Paweł miał ze sobą co najwyżej grecką wersję Biblii Hebrajskiej, zwaną Septuagintą (LXX). Głosił Chrystusa w oparciu o Stary Testament. Nowego Testamentu po prostu wtedy nie było. Dlaczego? Bo Nowy Testament jest efektem rozwoju tradycji ustnej.

Możemy zapytać, co było pierwsze: cała Biblia czy Kościół? Oczywiście Kościół! To właśnie w Kościele, w ramach jego historii tworzącej tradycję, rodził się Nowy Testament. Nowy Testament jest wynikiem tradycji! Pierwsze pismo Nowego Testamentu (a jest nim Pierwszy List do Tesaloniczan) powstało najprawdopodobniej około 51 roku po Chr. Apokalipsa św. Jana być może około 110 roku po Chr. Oznacza to, że kompletny Nowy Testament pojawił się dopiero na początku drugiego stulecia, niemal osiemdziesiąt lat po zmartwychwstaniu Chrystusa. W tym czasie Ewangelia głoszona była za pomocą ustnego przekazu. Ta właśnie tradycja ustna doprowadziła ostatecznie do spisania ksiąg Nowego Testamentu. Kto więc chciałby odrzucić tradycję, ten – postępując konsekwentnie – musiałby odrzucić Nowy Testament, co jest oczywiście absurdem.

Gdy pierwsi chrześcijanie przekazywali ustnie treść Dobrej Nowiny, starali się, by uczynić to w sposób klarowny i ułatwić jej zapamiętanie. Korzystali przy tym z ukształtowanych już metod dydaktycznych, wypracowanych w środowisku judaistycznym. Wiadomą jest rzeczą, że Żydzi (zwłaszcza o proweniencji faryzejskiej) niezwykłą wagę przywiązywali do tradycji, stąd starano się ową tradycję podawać w sposób możliwie wierny. Treść Dobrej Nowiny o zbawieniu przekazywano w świetle prawdy o zmartwychwstaniu. Wiele z treści nauczania Jezusa nie mogło być w pełni zrozumiałych przez uczniów na etapie historycznej działalności ich Mistrza; stały się jasne dopiero po zmartwychwstaniu. Dostosowywano także głoszoną naukę do aktualnych potrzeb gmin chrześcijańskich, czyli zwracano uwagę przede wszystkim na te treści nauki o zbawieniu, które były szczególnie żywotne w pierwszych gminach kościelnych.

Jak ma się to do odrzucających tradycję protestantów, głoszących zasadę _sola Scriptura_ („samo Pismo Święte”)? Zauważmy, to właśnie w wyniku tradycji zdecydowano, które pisma zostaną włączone do kanonu Nowego Testamentu, a które do niego nie wejdą. Nielogiczna jest więc postawa przyjmowania spisanej w Nowym Testamencie głoszonej tradycji, a jednocześnie odrzucania tej, która nie została w nim zawarta. Zwróćmy uwagę na słowa Jezusa: „Kto was słucha, Mnie słucha, a kto wami gardzi, Mną gardzi; lecz kto Mną gardzi, gardzi Tym, który Mnie posłał” (Łk 10,16). Jezus nie nakazał apostołom spisania Dobrej Nowiny ani sam – w przeciwieństwie do innych założycieli wielkich religii – nie pozostawił po sobie żadnej księgi. Nakazywał jej ustne przekazywanie (łac. _traditio_). Co więcej, mówił, że kto odrzuci tę ustną tradycję, gardzi samym Bogiem.



Staję przed słynną bemą – kamienną konstrukcją, która stanowiła kazalnicę apostoła Pawła w Koryncie. Być może tu głosił pochwałę miejscowych wyznawców Chrystusa, którą powtórzył potem w korespondencji z nimi: „Pochwalam was, bracia, za to, że we wszystkim pomni na mnie jesteście i że tak, jak wam przekazałem, trzymacie tradycję” (1 Kor 11,2). Fraza początkowa upodabnia się do tych, którymi Paweł zwykł zaczynać swoje listy, a w których pamiętając o wierności adresatów, dziękuje za nich Bogu. Zwraca się do adresatów listu ciepłym określeniem „bracia”, które nadaje jeszcze bardziej serdecznego tonu pochwale. Paweł chwali chrześcijan korynckich za to, że „we wszystkim” pomni są na niego. Pamięć ta przejawia się w zachowywaniu tradycji przekazanych przez apostoła.

Pod greckim terminem _paradosis_ („tradycja”) __ niektórzy egzegeci chcą rozumieć całą naukę Chrystusa, którą Paweł głosił Koryntianom jako Dobrą Nowinę. W Nowym Testamencie tradycja jest deprecjonowana tylko wtedy, gdy znosi ona słowo Boże. Taką był na przykład żydowski zwyczaj umywania rąk przez jedzeniem. Faryzeusze i uczeni w Piśmie zarzucali Jezusowi: „Dlaczego Twoi uczniowie postępują wbrew tradycji starszych? Bo nie myją sobie rąk przed jedzeniem” (Mt 15,2). Jezusowa odpowiedź była jednoznaczna: „Dlaczego i wy przestępujecie przykazanie Boże dla waszej tradycji?” (Mt 15,3). Nazaretański nauczyciel natychmiast przywołał jeszcze ważniejszy przykład znoszenia słowa Boga ze względu na ludzką tradycję:

Bóg przecież powiedział: Czcij ojca i matkę oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie. Wy zaś mówicie: „Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem jest to, co dla ciebie miało być wsparciem ode mnie, ten nie potrzebuje czcić swego ojca ni matki”. I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże (Mt 15,4–6).

Chodzi o dziwną praktykę stosowaną przez niektórych wyznawców judaizmu, którzy składając jakiś datek na świątynię, zaniedbywali troskę o rodziców, gdyż twierdzili, że pieniądze, które mogłyby im pomóc, zostały już ofiarowane samemu Bogu (por. Mk 7,1–23). Głównym przesłaniem płynącym z wypowiedzi Jezusa zawartych w sporze z religijnymi przywódcami Jego narodu jest prawda, że Boże przykazania są ważniejsze niż ludzka tradycja.

Apostoł uznaje tylko tę tradycję, która jest zgodna z Bożym słowem zawartym w nauczaniu Jezusa, i która jest wiernie przekazywana przez głoszących Ewangelię (2 Tes 2,15). Co więcej, apostoł nakazuje zerwać więzy z tymi, którzy ową tradycję odrzucają: „Nakazujemy wam (…), abyście stronili od każdego brata, który postępuje wbrew porządkowi, a nie zgodnie z tradycją , którą przyjęliście od nas” (2 Tes 3,6). W niektórych teologicznych książkach termin „tradycja” rozumiany jako praktyka w pełni zgodna ze słowem Bożym pisany jest przez duże „T”. Nie chodzi więc o lokalne zwyczaje folklorystyczne, tradycyjne przyśpiewki, jasełka, marsze kolędników po domach, pielgrzymki czy obrzędy związane z religijną kulturą danego miejsca lub prywatne objawienia. Chodzi o Tradycję utrwaloną u ojców Kościoła, w powszechnej liturgii chrześcijańskiej, w dokumentach Kościoła, zwłaszcza papieskich i soborowych, w starożytnej ikonografii itp. – Tradycję, która jest sposobem rozumienia objawienia zawartego w Biblii.

Sam Paweł przedstawia siebie Galacjanom jako tego, który skrupulatnie zachowywał tradycję: „w żarliwości o judaizm przewyższałem wielu moich rówieśników z mego narodu, jak byłem szczególnie wielkim zapaleńcem w zachowywaniu tradycji moich przodków” (Ga 1,14). Jeśli były one zgodne z wolą Bożą, należy to pochwalić; jeśli jednak wynikały tylko z ludzkich zwyczajów, niekiedy wprost przeciwnych słowu Pana, należy zganić taką postawę. Pierwotną wolą Bożą na przykład nigdy nie były rozwody, choć Paweł – jako faryzeusz – zapewne przyjmował prawo rozwodowe. Tą kwestią zajmiemy się jednak w innym miejscu.

Na koniec tej części rozważań zaznaczyć należy, że ludzka myśl filozoficzna, gdy odrywa się od słowa Bożego, również stanowić może niebezpieczeństwo dla wiary. Apostoł Narodów uświadamia to Kolosanom: „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę przez tę filozofię będącą czczym oszustwem, opartą na ludzkiej tylko tradycji, na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” (Kol 2,8).



Kiedy w czasie greckiej podróży docieram do Salonik, zupełnie naturalna wydaje się lektura dwóch pism św. Pawła skierowanych do tutejszej gminy. To zaledwie kilka rozdziałów. Zasiadam na ławce w pobliżu Białej Wieży wybudowanej przez Sulejmana Wspaniałego. Horyzont przede mną nakreślony został linią morza, za które chowa się powoli czerwone słońce. Wyciągam swoją wysłużoną Biblię. Szybko natrafiam na zachętę Apostoła Narodów: „Przeto, bracia, stójcie niewzruszenie i trzymajcie się tradycji, o których zostaliście pouczeni bądź żywym słowem, bądź za pośrednictwem naszego listu” (2 Tes 2,15). Trzymajcie się tradycji – wzywa Paweł.

Chrześcijanie przyjmujący zasadę _sola Scriptura_ twierdzą, że nie opierają się na tradycji Kościoła. Pomimo takich deklaracji niektóre z Kościołów protestanckich uznają pierwsze sobory. Sobory te jednak nie „opublikowały” żadnej z ksiąg Nowego Testamentu. Nie przyczyniły się więc do ustanowienia zasady _sola Scriptura_, lecz stanowią integralną część tradycji.

Fakt, że około 110 roku po Chr. istniały już wszystkie księgi Nowego Testamentu, nie oznacza, że były zebrane w całość jako jeden zbiór. Funkcjonowały oddzielnie, kopiowane i przekazywane do poszczególnych gmin chrześcijańskich. Nie istniał też kanon Nowego Testamentu. Nie zdecydowano jeszcze, które z krążących wśród wspólnot chrześcijańskich pism są natchnione, a które nie. Stało się to dużo później. Około 180 roku po Chr. w Rzymie powstał tzw. kanon Muratoriego, prywatny spis ksiąg Nowego Testamentu, który pomija List do Hebrajczyków, List Jakuba, dwa listy Piotra i Trzeci List Jana. Nazwa pochodzi od nazwiska odkrywcy katalogu, włoskiego bibliotekarza Lodovica Antonia Muratoriego. Znaleziska dokonał w Bibliotece Ambrozjańskiej w Mediolanie. Katalog ten nie jest jednak dokumentem Kościoła w kwestii kanonu.

Pierwszy taki dokument powstał w 367 roku, a jego autorem był św. Atanazy. Atanazy wymienia dwadzieścia siedem ksiąg Nowego Testamentu jako pisma normatywne dla chrześcijan. Tezę tę potwierdził Synod w afrykańskiej Kartaginie w 397 roku oraz papież Innocenty I w liście do biskupa Tuluzy Eksuperiusza w 405 roku. Żadne z tych orzeczeń nie miało wymiaru nauczania uroczystego _ex cathedra_. Stało się to dopiero na Soborze Trydenckim (1545–1563).

Pytanie, które rodzi się samoistnie przy oglądzie takiego stanu rzeczy, jest następujące: dlaczego niektórzy chrześcijanie odrzucający zwierzchnictwo papieży i soborów przyjmują ustalony przez sobory i papieży kanon pism biblijnych? Oczywiście można przyjąć tezę: akurat w tym wypadku się nie mylili. Konsekwentnie jednak należy dociekać dalej: dlaczego w tym wypadku się nie mylili, a w innych się mylili? Jakie jest kryterium przyjęcia niektórych dekretów papieży i soborów, a odrzucenia innych? Odpowiedź musi być jednoznaczna: kryterium jest arbitralne. A to niewiele ma wspólnego z logicznym wywodem.

Kiedy zamykam swoją Biblię, słońce całkowicie zniknęło już pod taflą Morza Egejskiego. Powoli zapadł zmrok i zrobiło się chłodno. Ta krótka chwila spędzona na medytacji Pawłowego wywodu uświadomiła mi piękną rzecz. Wyznawcy Chrystusa, którzy twierdzą, iż przyjmują z objawienia Bożego tylko to, co zapisano w Biblii, muszą uznać, że zasady _sola Scriptura_ nie zapisano na kartach Pisma Świętego. Zapisano coś dokładnie przeciwnego: „trzymajcie się tradycji” (2 Tes 2,15). W całej Biblii nie znajdziemy zdania: tylko to, co zapisane w tej księdze, jest prawdziwe. Znajdziemy zachętę do podtrzymywania tradycji.



Ponieważ chrześcijanie pierwszych dziesięcioleci po zmartwychwstaniu Chrystusa nie posiadali Nowego Testamentu, głosząc Dobrą Nowinę, opierali się – jak już wskazano – na Biblii Hebrajskiej w Palestynie, na Septuagincie poza Palestyną – i na rodzącej się tradycji. Kiedy Paweł pisał do biskupa Efezu, Tymoteusza: „Wszelkie Pismo od Boga natchnione jest i pożyteczne do nauczania, do przekonywania, do poprawiania, do kształcenia w sprawiedliwości – aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu” (2 Tm 3,16–17), pod frazą „wszelkie Pismo” rozumiał Biblię Hebrajską (najprawdopodobniej w jej wydaniu greckim, czyli Septuagintę).

Mogę odetchnąć z ulgą. Dlaczego? Bo mam szczęście, że jako katolik nie jestem skazany na samego siebie w interpretacji Pisma Świętego. Nie jestem dla siebie ostateczną instancją. Gdyby tak było, każdy z nas narażałby się na tysiące odmiennych interpretacji, a – co za tym idzie – na wciąż powielające się podziały w Kościele. Niewiele pomaga tłumaczenie, że każdy z nas ma Ducha Świętego, bo okazuje się w praktyce, że i tak dochodzimy do różnych, często przeciwstawnych wniosków, gdy czytamy ten sam fragment biblijny. Właśnie dlatego z powodu rozbieżności w interpretacji Biblii rodzi się dziś tak wiele tzw. wolnych Kościołów. Wszyscy katolicy mogą więc odetchnąć z ulgą: to nie my niesiemy Kościół, ale Kościół niesie nas. Niesie na falach tradycji – tej ustnej i tej zapisanej w Biblii.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij