Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dlaczego Bóg nie uzdrawia swoich przyjaciół? - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
2 lipca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Dlaczego Bóg nie uzdrawia swoich przyjaciół? - ebook

Czy Bóg „ma prawo” uzdrawiać tych, których chce, i dlaczego nie zawsze uzdrawia tych, którzy wiernie Mu służą? Dlaczego nie uzdrowił Mojżesza z jąkania? Albo Pawła, który trzykrotnie błagał, żeby Bóg uzdrowił go z ciernia w ciele?

Przez trzy lata swej posługi Jezus sprawił, że słońce uzdrowienia zabłysło zarówno nad sprawiedliwymi, jak i nad grzesznikami. Dziś czyni to nadal. Uzdrawia wielu; uwalnia od ucisku innych, ale ileż razy nie robi tego w stosunku do tych spośród nas, którzy gościli Go w Betanii swych serc. Stajemy wobec tajemnicy Jego wolności. Bóg jest miłosierny dla tych, dla których chce, i nie waży naszych zasług ani dobrych uczynków.

José H. Prado Flores – biblista, założyciel Szkoły Ewangelizacji Świętego Andrzeja, która działa obecnie w 82 krajach. Jest autorem wielu książek i artykułów dotyczących duchowości katolickiej i Nowej Ewangelizacji, m.in. bestsellera Nowi ewangelizatorzy dla Nowej Ewangelizacji, w którym podsumowuje 40 lat swojego doświadczenia ewangelizacyjnego.

Publikacja w serii Metanoia.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-906-5
Rozmiar pliku: 731 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPRO­WA­DZE­NIE

Moj­żesz jest na­zywa­ny przy­ja­cie­lem Boga. Wie­my, że się ją­kał. Dla­cze­go Bóg go nie uzdro­wił? Pa­weł, współ­pra­cow­nik go­dzien naj­wyż­sze­go za­ufa­nia, trzykrot­nie bła­gał, żeby Bóg uzdro­wił go z cier­nia w cie­le. Dla­cze­go Bóg nie od­po­wie­dział temu, któ­ry oświad­czył: dla mnie bo­wiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk?

Przez trzy lata swo­jej po­sługi Je­zus spra­wił, że słoń­ce uzdro­wie­nia roz­błysło za­rów­no nad spra­wie­dli­wymi, jak i nad grzesz­ni­ka­mi. Uzdra­wiał dzie­ci, mło­dzież i ko­bie­tę do­tknię­tą krwo­to­kiem, cier­pią­cych na nie­ule­czal­ne cho­ro­by i w sta­nie ago­nal­nym. Tyl­ko w Na­za­re­cie, gdzie miesz­ka­li Jego zna­jo­mi i krew­ni, pra­wie nie czynił cu­dów. W Be­ta­nii rów­nież nie uzdro­wił swo­je­go sta­re­go przy­ja­cie­la, któ­ry był na skra­ju śmier­ci.

Hoj­nie sza­fo­wał uzdro­wie­nia­mi wo­bec tych, któ­rzy Go słucha­li nad je­zio­rem albo w sy­na­go­gach. Więk­szość swo­ich cu­dów uczynił nie­zna­jo­mym, na­to­miast nie od­po­wie­dział na ufne bła­ga­nie bar­dzo umi­ło­wa­nej ro­dzi­ny w Judei.

Po­spiesz­nie udał się do domu Ja­ira, ale zwle­kał z po­wro­tem do Ła­za­rza, któ­ry był u kre­su życia. Wy­da­wał się obo­jęt­ny na zmar­twie­nia Mar­ty i Ma­rii, któ­re czuły, że życie ich bra­ta się koń­czy.

Pod­jął ini­cja­tywę, żeby uzdro­wić ucho Mal­cho­sa w Get­se­ma­ni i czło­wie­ka z uschłą ręką w sy­na­go­dze, ale wy­da­je się, że nie był za­in­te­re­so­wa­ny bli­ski­mi Mu oso­ba­mi.

Za­opie­ko­wał się cór­ką Sy­ro­fe­ni­cjan­ki i rzym­skim set­ni­kiem, któ­rzy byli mu obcy, ale nie do­ko­nywał cu­dów w swo­jej oj­czyź­nie i na swo­jej zie­mi, gdzie miesz­ka­li Jego krew­ni.

Wy­pro­sto­wał po­chylo­ną ko­bie­tę, któ­ra przez osiem­na­ście lat pa­trzyła w zie­mię. Mag­da­le­nie mó­wił, żeby nie pła­ka­ła, ale Jego nie­obec­ność wy­wo­ła­ła ob­fi­te łzy u Ma­rii i uspra­wie­dli­wio­ne pro­te­sty Mar­ty, czyli osób, o któ­rych wie­my, że je mi­ło­wał. Dla­cze­go nie za­po­biegł cier­pie­niu swo­ich przy­ja­ciół?

Jego po­sługa spro­wa­dza­ła się do na­ucza­nia i uzdra­wia­nia w sy­na­go­gach i na pla­cach. Kwit­ną­ca Ga­li­lea po­gan, nie­bez­piecz­na Judea, a na­wet po­gar­dza­na Sa­ma­ria służyły za tło Jego apo­stol­stwa. Dla­te­go Świę­ty Piotr twier­dzi, że prze­szedł On, do­brze czyniąc i uzdra­wia­jąc wszyst­kich, któ­rzy byli pod wła­dzą dia­bła, ale rów­no­cze­śnie do­ko­nał nie­wy­tłuma­czal­ne­go wy­jąt­ku. Ten, kto uzdro­wił tak wie­lu cho­rych, nie uczynił tego w sto­sun­ku do ko­goś, o kim sam mó­wił: Ła­zarz, przy­ja­ciel nasz.

Od­był dłu­gą wę­drów­kę, po­ko­nał pra­wie 30 ki­lo­me­trów do Naim, aby zna­leźć się w od­po­wied­nim mo­men­cie wła­śnie przy tych drzwiach, przez któ­re wy­no­szo­no mło­dzień­ca, je­dyne­go syna wdo­wy, aby go po­cho­wać. Cho­ciaż nikt Go o to nie pro­sił, Je­zus wskrze­sił zmar­łe­go. Nie­mniej jed­nak, spe­cjal­nie przy­był do Be­ta­nii czte­ry dni po po­grze­bie Ła­za­rza. Jego nie­obec­ność, któ­ra za­mie­ni­ła się w obec­ność, spo­wo­do­wa­ła pro­te­sty tych, któ­rym sa­mot­ność wy­sta­wi­ła wy­so­ki ra­chu­nek.

Trę­do­wa­ty, któ­re­go cia­ło od­pa­da­ło ka­wał­ka­mi, zo­stał uzdro­wio­ny na­tych­miast i nie­zwłocz­nie, ale Je­zus po­wró­cił do Be­ta­nii, kie­dy cia­ło zmar­łe­go Ła­za­rza już cuch­nę­ło. Dla­cze­go po­zo­stał jesz­cze dwa dni w Ga­li­lei, kie­dy otrzymał wia­do­mość o cięż­kim sta­nie bra­ta Mar­ty i Ma­rii?

Uzdro­wił głucho­nie­me­go i uwol­nił opę­ta­ne­go, któ­ry miesz­kał w gro­bach, cho­ciaż żad­ne­go z nich nig­dy wcze­śniej nie wi­dział, a tym bar­dziej z nimi nie roz­ma­wiał. Nie­zwłocz­nie wy­słuchał ojca mło­de­go epi­lep­tyka, któ­ry udał się do Nie­go, żeby uwol­nił jego syna, ale po­zwa­lał, żeby czas mi­jał, kie­dy śmier­tel­na cho­ro­ba po­że­ra­ła życie Ła­za­rza. Nie zwra­cał uwa­gi na dwie sio­stry, któ­re przez szyb­kie­go po­słań­ca prze­ka­za­ły Mu naj­now­szy ra­port, wy­ja­śnia­jąc, że cho­dzi o ko­goś, kogo mi­łuje. Czy tak trak­tuje się przy­ja­ciół? W ta­kim ra­zie, czy le­piej bę­dzie o nic nie pro­sić ani się nie mo­dlić, tyl­ko bier­nie cze­kać, aż On po­sta­no­wi na­kar­mić ano­ni­mo­we tłumy?

Nie ro­zu­miem, dla­cze­go, sko­ro Je­zus na­uczał, że pierw­szym przy­ka­za­niem jest mi­ło­wać Boga i bliź­nie­go, to zna­czy naj­bliż­szą oso­bę, wo­lał uzdra­wiać lu­dzi, któ­rzy miesz­ka­li da­le­ko albo któ­rych nie znał, za­miast zaj­mo­wać się tymi, któ­rzy byli bli­sko Jego ser­ca i Jego życia. Czy miał pra­wo krytyko­wać nie­wdzięcz­ność cu­dow­nie uzdro­wio­nych dzie­wię­ciu trę­do­wa­tych, je­że­li On nie po­dzię­ko­wał Ła­za­rzo­wi, któ­ry Go go­ścił, Mar­cie, któ­ra gor­li­wie się Nim opie­ko­wa­ła, i Ma­rii, któ­ra na­masz­cza­ła Jego sto­py dro­gi­mi i de­li­kat­nymi won­no­ścia­mi?

Z Kany ob­ja­wił swo­ją te­ra­peu­tycz­ną moc wo­bec umie­ra­ją­ce­go syna urzęd­ni­ka kró­lew­skie­go, któ­ry znaj­do­wał się w od­le­gło­ści 27 ki­lo­me­trów, ale jest nie­zro­zumia­łe, że nie uczynił tego sa­me­go w sto­sun­ku do Ła­za­rza, któ­re­go znał, a na­wet na­zywał przy­ja­cie­lem. Nie mu­siał na­wet iść do domu rzym­skie­go set­ni­ka, uzdro­wił jego sługę jed­nym sło­wem, ale nie od­po­wie­dział ko­bie­tom, któ­re po­wia­do­mi­ły Go o cięż­kiej cho­ro­bie bra­ta. Czy Boży plan po­le­ga na bło­go­sła­wie­niu krzyżem bo­le­ści i cier­pie­nia umi­ło­wa­nych osób?

Dla­cze­go Je­zus nie przy­wró­cił Ła­za­rza do zdro­wia za­miast opła­ki­wać jego śmierć? Od­po­wiedź, że nie do­ko­nał uzdro­wie­nia, żeby go póź­niej wskrze­sić, jest ba­nal­na i po­wierz­chow­na. W głę­bi wszyst­kich tych oko­licz­no­ści ist­nie­je ewan­ge­licz­ne prze­sła­nie.

I. Od­kryje­my uzdro­wie­nie syna urzęd­ni­ka kró­lew­skie­go, któ­ry nie zro­bił nic, żeby zo­stać uzdro­wio­nym.

II. Dla kon­tra­stu po­ka­że­my, jak chro­my znad Be­tes­dy, któ­ry chce zo­stać uzdro­wio­ny i być zdro­wy, przyj­mu­je kon­se­kwen­cje – pod­no­si łoże w sza­bat mimo krytycz­nych gło­sów i szem­ra­nia fa­ryze­uszy.

III. Po tych przy­kła­dach, któ­re za­pa­la­ją świa­tło wia­ry i zwięk­sza­ją pło­mień na­dziei, bę­dzie­my zdzi­wie­ni, wi­dząc, że Je­zus był nie­obec­ny w chwi­li, w któ­rej Jego przy­ja­cie­le naj­bar­dziej Go po­trze­bo­wa­li.

Na tych stro­ni­cach za­głę­bi­my się w ta­jem­ni­cę nie­ogra­ni­czo­nych dróg wol­no­ści Boga, zwra­ca­jąc uwa­gę na pro­blem: dla­cze­go Je­zus nie uzdra­wiał tych, któ­rzy Go mi­ło­wa­li, służyli Mu i Go przyj­mo­wa­li?

Sto­imy wo­bec ta­jem­ni­cy Jego su­we­ren­nej woli, któ­ra czyni mi­ło­sier­dzie wo­bec tego, kogo chce, i któ­rej waga nie waży na­szych za­sług ani do­brych uczyn­ków.

My nie pró­bu­je­my przed­sta­wić od­po­wie­dzi, po­nie­waż w głę­bi prze­żywa­my coś po­dob­ne­go. Je­zus uzdra­wia wie­lu lu­dzi, uwal­nia z opre­sji in­nych, ale ileż razy w sto­sun­ku do nas, któ­rzy przyj­mo­wa­li­śmy Go w Be­ta­nii na­sze­go ser­ca, nie czyni tego sa­me­go.

On ni­ko­mu nie jest nic wi­nien, po­nie­waż kie­dy ofe­ruje­my Mu go­ści­nę, służymy Mu lub na­masz­cza­my sto­py ra­do­sne­go po­słań­ca, to my od­nie­śli­śmy ko­rzyść, a w związ­ku z tym nie mamy pra­wa do ni­cze­go.

Uprze­dza­my je­dynie, że gdyby był w Be­ta­nii albo gdyby przy­wró­cił Ła­za­rzo­wi życie lub zdro­wie na od­le­głość, nie było­by tylu in­strumen­tów w or­kie­strze osób, któ­re wzię­ły udział w sym­fo­nii tego cudu.

Kie­dy za­dzi­wi nas ta mo­zai­ka cu­dów i uzdro­wień, „Pan da nam zro­zu­mie­nie” (por. 2 Tm 2,7), abyśmy od­na­leź­li nie od­po­wiedź teo­re­tycz­ną, tyl­ko taką, któ­rą mo­że­my za­sto­so­wać w na­szym życiu.

Gua­da­la­ja­ra, Mek­syk

15 maja 2014 r.

XL rocz­ni­ca twór­czo­ściJe­zus uzdra­wiał na róż­ne spo­so­by i za po­mo­cą róż­nych te­ra­pii: przez na­ło­że­nie rąk, przez wło­że­nie pal­ców w uszy głuche­go, przez na­ło­że­nie śli­ny lub bło­ta na oczy ślep­ca; po­przez wę­drów­kę do Je­ro­zo­li­my albo ob­mycie w sa­dzaw­ce Si­loe; na od­le­głość albo przez po­da­nie ręki.

Oso­bi­ście prze­żyłem dwie zna­czą­ce sy­tua­cje do­tyczą­ce mo­je­go zdro­wia, któ­re po­mo­gły mi otwo­rzyć się na róż­ne dro­gi i spo­so­by, ja­ki­mi Bóg wkra­cza w na­sze życie:

1. Uzdro­wie­nie z mo­ich wrzo­dów, do któ­re­go nie przy­czyni­łem się w ża­den spo­sób

W 1981 roku pę­kło mi i krwa­wi­ło wie­le wrzo­dów. Zna­la­złem się w szpi­ta­lu w Je­ro­zo­li­mie i po­trze­bo­wa­łem na­wet trans­fuzji krwi. W 1982 roku miał miej­sce nowy krwo­tok i ko­lej­ny raz zna­la­złem się w szpi­ta­lu na trzy dni. W dniu, w któ­rym mnie wy­pi­sa­no, o pół­no­cy, krwa­wie­nie po­wró­ci­ło. W tych ciem­no­ściach „pod­da­łem się” Panu, bez­wa­run­ko­wo i z uf­no­ścią skła­da­jąc w Jego ręce za­rów­no moje zdro­wie, jak i cho­ro­bę. W tej sa­mej chwi­li do­szło do za­trzyma­nia upływu krwi i nie czułem wię­cej pie­cze­nia. W kil­ka mie­się­cy póź­niej mia­łem oka­zję wy­ko­nać po­now­ne, do­kład­ne ba­da­nie w Ho­uston, żeby spraw­dzić, w ja­kim sta­nie są wrzo­dy. Wy­nik: cał­ko­wi­te wy­le­cze­nie! Mi­ja­ją już po­nad trzydzie­ści trzy lata od tego do­świad­cze­nia, któ­re na­zna­czyło moje życie.

2. Aler­gia i płuka­nie nosa

Przez wie­le lat cier­pia­łem na po­wta­rza­ją­ce się prze­krwie­nie bło­ny ślu­zo­wej nosa. Byłem u wie­lu le­ka­rzy, zro­bi­łem wie­le ba­dań, żeby wy­kryć przy­czynę aler­gii, ale bez żad­nej po­pra­wy.

Zna­la­złem wy­bit­ne­go la­ryn­go­lo­ga, dok­to­ra José Mi­gue­la Fi­gue­roa, któ­ry po wie­lu ba­da­niach za­le­cił mi płukać nos pięć razy dzien­nie. Po nie­uda­nych te­ra­piach za­pew­nił mnie, że jest to je­dyne i ostat­nie wyj­ście. Ostrzegł, że je­że­li nie będę tego ro­bił, w ogó­le mi się nie po­pra­wi.

Jako że cho­ro­ba trwa­ła nadal, ucie­kłem się do ho­me­opa­tii, ale rów­nież bez po­zytyw­nych wy­ni­ków. Po­wró­ci­łem raz jesz­cze do dok­to­ra Fi­gue­roa i wy­zna­łem mu, że nie płuka­łem nosa. Czułem, że uwa­ża się za po­ko­na­ne­go, po­nie­waż stwier­dził szcze­rze: „Pa­nie Pra­do, ja nic już nie mogę zro­bić. Moje moż­li­wo­ści za­wo­do­we koń­czą się w tym miej­scu, ale je­że­li na­praw­dę chce pan wy­zdro­wieć, po­le­cę panu naj­lep­sze­go le­ka­rza w mie­ście, któ­ry jako je­dyny dys­po­nuje te­ra­pią, ja­kiej pan po­trze­bu­je…”.

Dał mi ołó­wek i pa­pier, że­bym za­pi­sał na­zwi­sko spe­cja­li­sty od ta­kie­go przy­pad­ku jak mój. Byłem za­do­wo­lo­ny i pe­łen na­dziei, bo wresz­cie zna­lazł się kom­pe­tent­ny le­karz mo­gą­cy wy­le­czyć mnie ze wspo­mnia­nej aler­gii, któ­ra tak bar­dzo mi prze­szka­dza­ła, zwłasz­cza pod­czas gło­sze­nia nauk.

La­ryn­go­log pod­niósł wzrok, jak­by usi­łując so­bie coś przy­po­mnieć. Na­stęp­nie po­wie­dział mi z pew­no­ścią sie­bie:

– „Je­dyny le­karz, któ­ry może pana ule­czyć, na­zywa się… na­zywa się…”. Za­milkł, dra­piąc się po gło­wie, „…na­zywa się… José Pra­do Flo­res! Je­że­li pan sam nie za­dba o sie­bie, nie za­opie­kuje się sa­mym sobą i nie bę­dzie się trzymał za­le­ceń, pa­nie Pra­do, ża­den le­karz i żad­na me­dycyna ni­cze­go dla pana nie do­ko­na­ją. Nikt ani nic! Ro­zu­mie mnie pan? Tra­ci pan zdro­wie, po­dró­żując i po­ma­ga­jąc tak wie­lu oso­bom. Już czas, żeby po­ko­chał pan sa­me­go sie­bie i za­dbał o sa­me­go sie­bie”.

W ten spo­sób na­uczyłem się, że Bóg uzdra­wia nas cza­sa­mi bez­po­śred­nio, bez ludz­kiej po­mo­cy, ale przy in­nych oka­zjach pro­si nas o współ­pra­cę.

Przed­tem i po­tem

Ist­nie­ją dwa ewan­ge­licz­ne uzdro­wie­nia, tak bli­sko ze sobą zwią­za­ne jak dwa róż­ne ko­lo­ry tę­czy, któ­re po­ka­zują nam, że Bóg nie ma re­cept ani pro­ce­dur, żeby uzdra­wiać, tyl­ko że pew­ne­go dnia sto­suje jed­ną me­to­dę, a in­ne­go zmie­nia swo­ją te­ra­pię, bo nie skupia się na cho­ro­bach, tyl­ko na cho­rych. Pierw­sze uzdro­wie­nie mia­ło miej­sce w Ka­nie, a drugie w Je­ro­zo­li­mie.

Je­ste­śmy w czwar­tym i pią­tym roz­dzia­le Ewan­ge­lii we­dług Świę­te­go Jana. Ła­two ją zro­zu­mieć, je­że­li ko­rzysta­my z wła­ści­we­go klu­cza. Nie trze­ba za­trzymywać się na tym, co ma­te­rial­ne – mówi Ewan­ge­li­sta – tyl­ko do­cie­kać, co ozna­cza prze­kaz. Nie wy­star­czy pływać po po­wierzch­ni, ale trze­ba wsiąść do ło­dzi pod­wod­nej, żeby spe­ne­tro­wać głę­bię wy­da­rze­nia.

Bóg jest Bo­giem i uzdra­wia, kie­dy chce, jak chce i kogo chce. Cza­sa­mi do­ko­nuje tego w spo­sób na­tych­mia­sto­wy i cu­dow­ny, jak w przy­pad­ku pa­ra­li­tyka, któ­ry wy­stę­puje w roz­dzia­le drugim Ewan­ge­lii we­dług Świę­te­go Mar­ka. In­nym ra­zem za po­mo­cą te­ra­pii wy­ma­ga­ją­cej ludz­kiej współ­pra­cy, jak w przy­pad­ku ślep­ca, któ­ry musi iść do Si­loe. Do­ko­nuje tego rów­nież cza­sa­mi za po­śred­nic­twem le­ka­rza (por. Syr 38,1.4.6-7).

Są oso­by, któ­re nie wie­rzą w nad­zwy­czaj­ne uzdro­wie­nia ani nie otwie­ra­ją się na nie. Inni nie ak­cep­tują pro­ce­su te­ra­peu­tycz­ne­go albo da­ne­go ro­dza­ju me­dycyny. Nie bra­kuje rów­nież ta­kich, któ­rzy uni­ka­ją spo­tka­nia z le­ka­rzem, za­kła­da­jąc, że bę­dzie żą­dał zmia­ny spo­so­bu od­żywia­nia, za­prze­sta­nia pa­le­nia albo re­zygna­cji z al­ko­ho­lu.

Bóg uzdra­wia na róż­ne spo­so­by. Trze­ba być otwar­tym na każ­dy z nich. Roz­wa­żymy dwie prze­ciw­staw­ne for­my:

Po­tem było świę­to żydow­skie… (J 5,1a).

Ewan­ge­li­sta łą­czy cu­dow­ne zna­ki do­ko­nywa­ne przez Je­zusa za po­mo­cą jed­ne­go ogni­wa: Μετὰ ταῦτα „po­tem”, za­kła­da­jąc, że wy­stą­pi­ły je­den po drugim, cho­ciaż mia­ły miej­sce w dwóch róż­nych lo­ka­li­za­cjach geo­gra­ficz­nych, w od­stę­pie co naj­mniej jed­ne­go ty­god­nia. Być może dla­te­go że każ­dy cud za­wie­ra na­ukę, któ­rej nie moż­na ab­so­lu­tyzo­wać i któ­ra zo­sta­je uzupeł­nio­na in­nym cu­dow­nym zna­kiem.

Je­że­li tekst na­tchnio­ny wska­zuje nam po­tem, trze­ba ko­niecz­nie zo­ba­czyć za­rów­no to, co dzie­je się przed­tem, jak i to, co dzie­je się po­tem, żeby uzyskać peł­ny ob­raz róż­no­rod­no­ści me­tod i te­ra­pii, za po­mo­cą któ­rych Do­bry Pa­sterz uzdra­wia swo­je cho­re owce:

- • Przed­tem:

Uzdro­wie­nie syna kró­lew­skie­go urzęd­ni­ka w Ga­li­lei.

- • Po­tem:

Uzdro­wie­nie chro­me­go nad sa­dzaw­ką Be­tes­da w Je­ro­zo­li­mie.

Te dwa zna­ki są po­łą­czo­ne, żeby uka­zać nam, że Bóg nie sto­suje wcze­śniej przy­go­to­wa­nych re­cept, po­nie­waż nie skupia się na cho­ro­bach, tyl­ko na cho­rych. Aby przy­go­to­wać ten te­mat, od­wie­dzi­łem naj­pierw nie­wiel­kie mia­stecz­ko Kana, bar­dzo zna­ne z tego wzglę­du, że jest to miej­sce pierw­sze­go cudu Je­zusa opi­sa­ne­go w Ewan­ge­lii we­dług Świę­te­go Jana, ale nie­wie­lu pa­mię­ta, że tam miał miej­sce drugi cu­dow­ny znak Je­zusa – uzdro­wie­nie na od­le­głość syna urzęd­ni­ka w Ka­far­naum. Za­trzyma­my się w tej miej­sco­wo­ści, żeby roz­wa­żyć spo­sób, w jaki do­ko­nał się ten cud, któ­ry uka­zuje po­ło­wę na­ucza­nia te­ra­peu­tycz­nych me­tod Boga.

Na­stęp­nie uda­łem się do Je­ro­zo­li­my i wkro­czyłem do mia­sta oto­czo­ne­go mu­ra­mi przez „Bra­mę Lwów”, żeby do­trzeć do pięk­ne­go i su­ro­we­go ko­ścio­ła, bez ob­ra­zów i rze­czy od­wra­ca­ją­cych uwa­gę – jest tam tyl­ko skrom­ny oł­tarz. W głę­bi znaj­du­ją się od­kryte przez ar­che­olo­gów cyster­ny i fun­da­men­ty pię­ciu kruż­gan­ków – nie­mi świad­ko­wie zda­rze­nia opi­sa­ne­go w Ewan­ge­lii Ja­no­wej: uzdro­wie­nia czło­wie­ka, któ­ry przez 38 lat le­żał na no­szach.

Oba cuda są jak dwie stro­ny tego sa­me­go me­da­lu i oba two­rzą znak, w któ­rym istot­na nie jest rze­czywi­stość słów, tyl­ko zna­cze­nie czynu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: