- W empik go
Dlaczego król elfów nie znosił baśni - ebook
Dlaczego król elfów nie znosił baśni - ebook
Kiedy Cardan, Najwyższy Król z Elfhame był tylko wzgardzonym przez starsze rodzeństwo królewiątkiem i nocował w stajni, usłyszał historię chłopca, który miał serce z kamienia. Czy opowiedziano mu baśń o nim samym? Czy słowa trollowej wiedźmy, podobnie jak ponura przepowiednia nadwornego astrologa, stanowią zapowiedź jego niezwykłego losu i haniebnego końca?
Baśń ta jeszcze niejednokrotnie przewinęła się przez jego życie, aż w istocie miała zadecydować o jego życiu – lub śmierci.
W tej bogato ilustrowanej książce poznajemy nieznane, smakowite szczegóły z młodości Cardana i oglądamy go z zupełnie nowej strony. Wyjątkowy prezent od Holly Black dla tych, którym niestraszna elfowa magia!
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-937-7 |
Rozmiar pliku: | 21 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ktoś mógłby rzec, że Cardan jest jak haust mocnego trunku, który choć pali w gardło, to jednak dodaje animuszu.
Ktoś inny mógłby mieć zdanie zgoła odmienne, mówiąc: „Błagam o wybaczenie, lecz…”.
I dopóki będzie błagał, Cardanowi to nie przeszkadza.I Król Elfhame odwiedza śmiertelny świat
w taki sposób podróżowałaś? – zawołał, spoglądając ku falom przewalającym się daleko w dole. – W taki sposób? A co by się stało, gdyby skończyło się działanie czaru, a Vivi by z tobą nie było?
– Pewnie spadłabym w dół jak kamień! – odkrzykuje Jude niepokojąco beztroskim tonem. Nie robi tego, ale zapewne mogłaby dodać: „Niebezpieczeństwo to dla mnie codzienna igraszka”.
Cardan musi przyznać, że krwawnikowe rumaki są rącze i rozkosznie jest pędzić wśród przestworzy, zanurzając dłonie w liściastej grzywie. I on przecież nie gardzi ryzykiem, chociaż nie upaja się nim, jak… jak niektórzy. Spogląda na swoją nieprzewidywalną, nieobliczalną, śmiertelną Najwyższą Królową, której wzburzone brązowe włosy trzepoczą wokół twarzy, której bursztynowe oczy lśnią, kiedy odwzajemnia jego spojrzenie.
Tych dwoje ze wszelkich możliwych powodów powinno było na zawsze pozostać nieprzyjaciółmi.
Cardan nie dowierza swojemu szczęściu, z trudem uzmysławia sobie, jaki splot wydarzeń do tego doprowadził.
– Skoro ja zgodziłem się podróżować, jak sobie zażyczyłaś – woła znów, przekrzykując wiatr – to teraz ty mogłabyś się odwdzięczyć i spełnić moje życzenie. Na przykład obiecać, że nie staniesz do walki z jakimś potworem tylko po to, by zaspokoić zachciankę obmierzłego karła samotnika. O ile wiem, nawet go nie lubisz.
Jude spogląda na niego w pewien szczególny sposób. Takiego spojrzenia nigdy u niej nie widział, gdy jeszcze oboje chodzili na lekcje do pałacowych preceptorów, jednak ujrzawszy go po raz pierwszy, od razu wiedział, że to najprawdziwsza z jej twarzy. Oblicze osoby nieustraszonej i pewnej siebie.
Jednak nawet gdyby nie popatrzyła na niego w ten właśnie sposób, przecież i tak znał odpowiedź. Oczywiście, że zechce walczyć z każdym przeciwnikiem, jaki się nadarzy. Wygląda na to, że bezustannie pragnie dowieść czegoś sobie samej, jakby wciąż na nowo chciała zdobywać koronę wieńczącą jej skronie.
Opowiedziała kiedyś Cardanowi, jak pewnego razu stanęła do walki z Madokiem, podawszy mu uprzednio wino zaprawione środkiem oszałamiającym, lecz skrzyżowała z nim ostrza jeszcze zanim trucizna zaczęła działać. Cardan w tym czasie znajdował się w sąsiedniej komnacie, popijał wino i ucinał pogawędki. Ona zaś, by zyskać na czasie, walczyła ze swoim ojcem, czerwonym kapturem.
Powiedziała mu wtedy, że jest taka, jaką ją ukształtował.
Cardan wie, że nie tylko Madok stworzył Jude taką, jaką jest teraz. On sam także miał w tym swój udział.
Czasem śmieszna wydaje mu się myśl, że Jude może go kochać. Raduje się z tego, to jasne, lecz miewa wrażenie, że to tylko kolejne absurdalnie niebezpieczne przedsięwzięcie, jakiego podejmuje się Jude. Chce walczyć z potworami i chce miłości Cardana – tego samego Cardana, którego kiedyś pragnęła ukatrupić. Gdy coś jest łatwe, bezpieczne lub pewne, to nie jest dla niej.
Nic z tego, co można by jej zalecić, nie jest dla niej.
– Wcale nie chodzi o to, żeby przypodobać się Bryernowi – wyjaśnia tymczasem Jude. – On powiada, że winna mu jestem przysługę, bo nikt wtedy nie dawał mi zleceń, a on owszem, dawał. I tak rzeczywiście było.
– Inaczej mówiąc, uroił sobie, że zasługuje na nagrodę – komentuje oschle Cardan. – Może i zasługuje, ale obawiam się, że nie na taką, jaką zamierzasz mu dać.
Jude zbywa to machnięciem dłoni.
– Jeśli pośród elfów samotników grasuje potwór, powinniśmy coś z tym zrobić.
Nie ma rozsądnego powodu, by w tej chwili odczuł dreszcz niepokoju, te słowa nie powinny wzbudzać w nim obaw, a jednak nie potrafi się z nich otrząsnąć.
– Mamy przecież rycerzy, którzy przysięgali nam służyć – zauważa Cardan. – A w ten sposób podstępnie pozbawiasz któregoś z nich możności okrycia się chwałą.
Jude śmieje się krótko, odgarnia gęste, ciemne włosy, próbując je utknąć za złotą tiarę, by nie wpadały jej do oczu.
– Wszystkie królowe stają się zachłanne.
Cardan obiecuje sobie, że wróci jeszcze do tej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że jednym z jego głównych obowiązków jako Najwyższego Króla jest nieustanne przypominanie swojej królowej, że nie jest osobiście odpowiedzialna za rozwiązanie wszystkich uciążliwości oraz uporanie się ze wszystkimi problemami, które pojawiają się na wszystkich terytoriach podległych Elfhame. On sam też nie miałby nic przeciwko temu, by tu i ówdzie nieco zamieszać, choćby nawet nie pozbawiając nikogo życia, natomiast jej pogląd na rolę władców najwyraźniej przewiduje bezlik trudnych zadań do wykonania.
– Wysłuchajmy tego, jak mu tam, Bryerna, i przekonajmy się, co ma do powiedzenia. Jeśli trzeba walczyć, nie musisz walczyć sama. Może ci towarzyszyć cały zastęp rycerzy albo przynajmniej ja mogę być przy tobie.
– Uważasz, że wystarczysz za zastęp zbrojnych? – pyta go Jude z uśmiechem.
Kto wie, może i mógłby wystarczyć, choć trudno przewidzieć, w jaki sposób śmiertelny świat wpłynie na jego magię. Pewnego razu spowodował, że z dna morskiego wyłoniła się nowa wyspa. Przychodzi mu na myśl, że mógłby jej o tym przypomnieć, ale nie jest pewien, czy uczyniłoby to na niej aż tak wielkie wrażenie.
– Sądzę, że bez trudu przewyższyłbym wszystkich rycerzy. O ile ustalono by właściwe warunki takiego turnieju. Mógłby on polegać na przykład na zmierzeniu się w szrankach biesiadnych ze stosownymi trunkami…
Jude wybucha śmiechem, uderza piętami w boki krwawnikowego wierzchowca.
– Bryern ma stawić się jutro o zmierzchu! – odkrzykuje i uśmiechem rzuca mu wyzwanie do wyścigu. – Potem zdecydujemy, kto się zabawi w bohatera.
Jako że Cardan całkiem niedawno przestał odgrywać rolę czarnego charakteru, znów nachodzą go myśli o tym, jakie pokrętne drogi i decyzje doprowadziły go w to miejsce, u jej boku, gdy pędzą tak przez przestworza, a on zamiast siać zamęt, rozważa, jak położyć kres złu.