- W empik go
Dlaczego mężczyzna jest sam - ebook
Dlaczego mężczyzna jest sam - ebook
Mam 34 lata. Jestem przystojnym, cynicznym i buntowniczym facetem. Znam gwiazdy z pierwszych stron gazet, stać mnie na luksusowe życie, a jak przestaje mnie stać, przyjmuję więcej zleceń.
Jestem fotografem.
Z każdej zawodowej imprezy mogę wrócić do mieszkania z piękną kobietą…
Mam teoretycznie wszystko, tylko coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy to „wszystko” to wystarczająco dużo, by nazwać siebie szczęśliwym człowiekiem?!
Tęsknię za prawdziwą miłością, która nie zaczyna się porannym kacem i zawstydzeniem…
Chcę spojrzeć w oczy kobiety i ujrzeć w nich całą magię Wszechświata…
Męczy mnie konieczność „bywania” i kreowania siebie, aby pozostać cenioną owcą w stadzie gwiazd i celebrytów…
I zdecydowanie mam gdzieś rodzinne i społeczne oczekiwania co do tego, jaki powinienem być…
Opowiem ci o moim życiu szczerze i bez ściemy… białe wino już się mrozi…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-059-2 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mam na imię Janek. W zasadzie Jan, ale wszyscy mówią Janek. Albo Łosiu, ale nie pamiętam, skąd wzięło się to idiotyczne przezwisko.
Nie lubię pisać. Odnoszę ciche wrażenie, że piszą ludzie, którzy mają problemy ze sobą, a potem moim problemem jest to, że muszę to czytać. Nie mogę też pozbyć się podejrzenia, że facet reklamujący się jako przystojny i męski to tak naprawdę siedzący z papierosem w małym pokoiku przy oknie gruby i niski koleś, którego miesiąc wcześniej rzuciła kobieta.
Nie jestem facetem, co marudzi na prawo i lewo, zresztą, kiedy kocham, też szczególnie nie gadam o tym. Jest uczucie, jest fun. Po co to dodatkowo rozkminiać.
A pisanie o tym jest prawdziwą udręką… „Kochanie, napisz mi w mailu, co się u ciebie dzieje, co czujesz, co, Miśku?” „A nie mogę zadzwonić?” „Ale listy są takie romantyczne!” „To mail, nie list”. No właśnie… To może listy zaczniemy do siebie pisać?” „Szkoda lasu na papeterię”. „Kochanie… Dlaczego taki jesteś?” „Jaki?”
Tydzień po tej rozmowie zostawiła mnie definitywnie.
Dlaczego więc z własnej, nieprzymuszonej woli poddaję się temu cierpieniu? Po jaką cholerę siedzę w środku nocy, w dresie, modnym t-shircie, z iPadem i piwem i łamię podstawową zasadę prawdziwego faceta…
Nie mów o swoich słabościach…
Bo jestem wkurwiony. Jestem wściekły.
*
Spoglądam na łóżko i zastanawiam się, kiedy ostatnio leżała tam niezła laska?! A tak, ta modelka od kumpla z agencji, ale to było ze trzy tygodnie temu.
Są trzy rodzaje dziewczyn, które lądują u faceta w łóżku. Jedne o poranku uciekają zawstydzone i unikają cię jak hiszpańskiej zarazy, drugie same chcą cię wybzykać. Tych się boję. Trzecie z kolei tworzą wizję waszej wspólnej przyszłości i po tygodniu znajomości, niby przypadkiem, spotykasz mamusię na mieście. Modelka zniknęła w środku nocy. Prawdopodobnie. Byłem pijany i nie pamiętam.
Biorę łyk piwa. Zastanawiam się nad papierosem. Zdaje się, że większość wybitnych, ale i marnych pisarzy pali i pije, ale fajki rzuciłem pół roku temu i mam się dobrze.
Próbuję zebrać myśli. Co się właściwie stało?
Wyglądam tak, że większość samotnych koleżanek chce mieć ze mną dziecko, zresztą, te same kobiety twierdzą, że mam podobno twarz chłopca, co powoduje, że chcą się mną opiekować. Nie trzeba się mną zajmować. Jestem dorosłym, trzydziestoczteroletnim facetem. To ja mam opiekować się kobietą. Wzrost mam przyzwoity, metr osiemdziesiąt osiem, no, może siedem. Szare oczy. Jak jeszcze raz usłyszę, że są kocie, kupię soczewki. Lekko dłuższe włosy, które kobiety lubią przeczesywać. Wkurza mnie to. Przypomina mi to protekcjonalne przywitanie ciotki, która odwiedza cię raz do roku, a na jej widok i tak uciekasz do swojej kryjówki.
Przestałem chodzić na siłownię, odrobinę przytyłem, ale nie jest to coś, co już zagraża mojej atrakcyjności, po prostu mi się nie chce, ale zaraz może mi się zacząć chcieć. Mówię, co myślę. Myślę dużo. Dużo się uśmiecham, ale nie dlatego, że ludzie mnie bawią. Pozwala mi to utrzymać minę jokera, by rozmówca nie wiedział, co naprawdę o nim myślę. Gorzej jak potem pijemy, bo po alkoholu jestem szczery.
Sportowe samochody mnie średnio kręcą. Lubię stare jeepy, które nawet w mieście noszą ślady niegrzecznych podróży.
I jestem w stanie wydać każde pieniądze na nowy obiektyw…
Moim pierwszym aparatem był Nikon FE2. Dostałem go od ojca na dziesiąte urodziny. Jaki ja byłem z niego dumny. Szwendałem się po wiejskich zakamarkach, by z ukrycia zatrzymać magię chwili. To była moja pierwsza, magiczna miłość.
Łaziłem po świecie w poszukiwaniu… w poczuciu głębokiej obserwacji, by móc w każdej chwili wyciągnąć mój skarb i uchwycić rozgrywającą się scenę. Początki łatwe nie były. Jak tylko przykładałem aparat do oka, aktor zdjęcia czmychał natychmiast. Nauczyłem się więc wykorzystywać zabawę w chowanego do celów przyszło-zawodowych, że tak je nazwę.
Wtedy to była tylko zabawa, ucieczka od rzeczywistości, która, później, stała się moim sposobem na życie.
Jestem, zdaje się, cholernie dobrym fotografem, o czym świadczy to, że to ja wybieram projekty, które mnie kręcą. Chyba że wydam za dużo. Wtedy robię nudną sesję do gazety albo packshoty do jakiegoś telewizyjnego programu i nie chwalę się tym.
Spędziłem cztery lata w Londynie. Nie chciałem wracać do Polski, inne standardy, ale zakochałem się. Modelka… banalnie, wiem. Przerażał ją wielki świat i wróciła do Białej Podlaskiej, by prowadzić rodzinny biznes. A ja, baran, wróciłem za nią, chociaż ta niby miłość nie przetrwała codzienności. Mnie z kolei przeraża pustka, cisza wokół mojego nazwiska. Nie boję się śmierci, boję się zapomnienia.
*
Kończąc butelkę, uświadomiłem sobie, dlaczego w zasadzie zacząłem to pisać. Biorę kolejną i jedna myśl, jedno słowo przypomniało mi o moim wkurwieniu. Wychodzi na to, bez ściemy, że jestem całkiem spoko kolesiem. Zarabiam, płacę podatki, segreguję śmieci, uczestniczę w zbiórkach karmy dla schronisk, pyskuję coraz mniej. Okazuje się jednak, że to wszystko chuj warte. Zapalam papierosa. Czuję, że ze wściekłości marszczę czoło, co powoduje ból głowy, spowodowany zapewne otwarciem kolejnego piwa.
Nie jestem człowiekiem sukcesu w oczach innych, nie jestem utalentowanym przedstawicielem młodego pokolenia. Wśród kumpli nie jestem nawet Casanovą, bo znudził mi się seks za drinka. Lubię wyzwania.
Otóż dla całej tej szanownej grupy moich pracodawców, koleżanek, rodziny i przemądrzałych ustatkowanych jestem po prostu singlem, biednym, samotnym kolesiem, co albo nie chce być z kimś, bo jest zbyt wymagający i zapewne skończy gdzieś samotnie, zapijając smutek, albo nie ma koleś farta i spotyka ciągle laski, co chcą wykorzystać jego pozycję i ogrzać się przy kasie. W jednym i drugim przypadku bida. Jestem traktowany jak emocjonalna sierota, jedni mi współczują, niektórzy zazdroszczą, a jeszcze inni mnie unikają, bo wiadomo, samotny po trzydziestce, czyli coś z nim nie tak.
Lekko się zataczając, wstaję i postanawiam przemówić do szacownego grona szczęśliwych mądrali, którzy znają mnie przecież lepiej i doskonale wiedzą, co ze mną nie tak. Otóż, moje miłe dupki, nie, nie boję się związku, byłem w niejednym, chociaż krótkim, i radziłem sobie co najmniej przyzwoicie. Głupi nie jestem i jak laska leci na kasę, nie przechodzę do etapu: drugie spotkanie. Nie bzykam na prawo i lewo, bo generalnie już mi się nie chce. Nie, że nie mogę. Chcę być z kimś, ogłaszam to oficjalnie, kurwa, chcę się zakochać! I w dupie mam wasze teorie, czemu to się nie dzieje. Nie dzieje się i tyle. Koniec tematu.