- W empik go
Dlaczego mi nie powiedziałeś? - ebook
Dlaczego mi nie powiedziałeś? - ebook
Po śmierci ukochanego taty Majka próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Chcąc odciąć się od przeszłości i bolesnych wspomnień, wyjeżdża do swojej babci na wieś. Tuż przed pierwszym dniem szkoły poznaje Aleksandra – zamkniętego w sobie, aroganckiego chłopaka. Mimo trudnego charakteru, Aleks ma w sobie coś, co intryguje dziewczynę i nieustannie ją do niego przyciąga. Wkrótce poznaje jego historię i dowiaduje się, że on również ciężko przeżył stratę najbliższych osób. Mimo targających nią wątpliwości, Majka dzień po dniu próbuje przebić się przez mur, który zbudował wokół siebie Aleksander. Na próżno… Widząc, że jej uczucie pozostaje nieodwzajemnione, decyduje się na kolejną przeprowadzkę. Zraniona i zawiedziona, ignoruje pełne szczerych wyznań listy od Aleksa. A kiedy w końcu otwiera się na nową miłość, przeszłość powraca do niej ze zdwojoną siłą…
Patrzył na nią, obrażony i wściekły, a ona już wiedziała. Zakochała się w tych oczach, bo dostrzegła w nich niewyobrażalny ból. Ten sam, który widywała codziennie w lustrze. To był moment, chwila zawahania, którą zapamięta do końca życia. Znając go krócej niż piętnaście minut, była już niemal pewna tego uczucia. Chociaż zasłaniał się drwiną i żartami, zupełnie jak ona. To było jak grom z jasnego nieba, jak lekki podmuch wiatru na plaży skąpanej słońcem.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-513-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Relacje bliskie, ja Cię znałem na „siema”._
_Wypaliliśmy sobie ślady na skórze,_
_Myśląc, że mamy układy na górze._
_Tamte słowa były mocno niepotrzebne._
_Uwielbiałem, gdy chodziłaś w moich bluzach,_
_A dziś każdą wyrzuciłem gdzieś na śmietnik, prócz jednej,_
_Twojej ulubionej, pamiętasz o niej?_
_Spaliłem ją na dużym ogniu za Twoim domem_
_I przez chwilę byłem szczeniak, to prawda,_
_Ale zabijać takie wspomnienia to frajda._
_Spal moje zdjęcia._
TMK aka Piekielny, _Spal moje zdjęcia_Prolog
Marcin odjechał parę minut wcześniej. Było już po dwudziestej trzeciej, gdy ściągała z szafy stare pudło. Wszystko przez tę głupią piosenkę, która włączyła się w playliście jako kolejna po kawałku Sanah. Miała ją usunąć, ale tak dawno jej nie słyszała, że o tym zapomniała. Zapomniała, że gdzieś tam jest i może wywołać niebezpieczne wspomnienia.
Ta piosenka. Jej i Aleksandra. Właściwie tylko jej, ale nie wiedzieć czemu zawsze kojarzyła tę piosenkę właśnie z nim, bez względu na to, jak usilnie próbowała wyrzucić ze swojej głowy tamten pamiętny rok szkolny. _Papieros_ zespołu Video. Niby kilka słów, a ile zamieszania wywołały w jej głowie.
Papieros w dłoni cicho zgasł,
Siedzę sam, późno już.
Za oknem księżyc świeci sam.
Dobrze mu tak – jest nas dwóch.
Znów próbuję cofnąć czas.
Boję się, że nie zmienię nic
I godzinami patrzę, jak
Obok mnie niespokojnie śpisz.
Wiedziała, że pudło gdzieś tam jest. Babcia nigdy nie wyrzucała jej rzeczy bez pytania. Stanęła na krześle, a następnie wysoko uniosła ręce w poszukiwaniu kartonu. Chwyciła go mocno obiema dłońmi. Kurz opadał, a ona zaczęła kaszleć. Prawie spadła z drewnianego taboretu. Usiadła na podłodze i otwarła wieko. Sięgnęła jeszcze po wodę, aby pozbyć się nieprzyjemnego uczucia drapania w gardle.
Głęboko westchnęła i poczuła, że ręce jej się trzęsą. Ogrom emocji znowu na nią spadł. Były jak lawina, głęboko zakorzenione w jej sercu, starannie ukryte przed nowymi znajomymi. Zwłaszcza tymi, którzy go nie znali.
A jeśli pójdzie coś nie tak
I siebie znać nie będziemy już,
Nie powiem, jak mi Ciebie brak
Bo nie ma takich słów.
Aleksander. Czuła się jak wtedy, gdy widziała go po raz ostatni, zagubiona, a jednocześnie tak bardzo pewna tego, co musi zrobić. Nie chciała pogrążać się we wspomnieniach, a jednak coś kierowało jej dłońmi. Wyciągała listy i wiedziała, że będzie je czytać, jeden po drugim, do samego rana.
Znowu rozdzwonił się telefon, ale Majka nie reagowała. Potrzebowała chwili spokoju, czasu dla siebie. Była niepoprawną romantyczką i chociaż babcia wiedziała, co jest w tym pudle, i chciała go wielokrotnie wyrzucić, ona stanowczo protestowała. Na szczęście staruszka zawsze szanowała jej zdanie.
Było jak kiedyś. Ona i te listy. Listy, których tyle czasu nie czytała, a które kiedyś były dla niej najważniejsze na świecie. Słowa, które kreślił nocami daleko od niej, prosząc ją o przebaczenie. Przypomniała sobie, ile łez nad nimi wylewała, ile grymasów odbiło się wtedy na jej twarzy. Ile w nich było niedopowiedzeń i pytań pozostawionych do dziś bez odpowiedzi. Nie żałowała jednak, bo wiedziała, że musi ruszyć do przodu. Bez niego. Bez jego problemów i ciągłych wyrzutów, wybuchów i agresji. Mimo że wciąż za nim tęskniła, czuła, że tak jest lepiej dla nich obojga.
Pracowała zdalnie. Już ponad dwa lata obsługiwała w ten sposób gości przyjeżdżających do hostelu w Krakowie. To szef wpadł na ten genialny pomysł, który o dziwo, wypalił od razu. Inspirował się podobno Londynem. Nie było jej tam fizycznie, a rozwiązywała z domu masę problemów. Dzięki temu szef zaoszczędził na pracownikach i utrzymaniu recepcji, a ona zyskała czas potrzebny na naukę. Najgorzej było w nocy, szczególnie z gośćmi, którzy nie mówili ani po polsku, ani po angielsku, ale dotychczas udało jej się jakoś wybrnąć z każdej sytuacji.
Dzisiejsza nocka miała należeć do Kamili, ale przyjaciółka chciała wyjść na urodziny starej znajomej i poprosiła o zamianę. Maja od razu się zgodziła, jednak prędko tego pożałowała. Noc z siódmego na ósmego października była okropna. Ludzie dzwonili niemal bez przerwy. Przeszło jej przez myśl, że gdyby wiedziała, że tak będzie, nigdy by się na to nie zgodziła. Wiedziała jednak, że to nieprawda. Pracowały tam tylko we dwie, a Kamili naprawdę zależało. Zresztą Maja nie chciała spotkać dawnych przyjaciół i zyskała dzięki temu świetną wymówkę. W końcu przyjechała odwiedzić babcię, a nie dawnych kolegów. Poza tym, to by oznaczało powrót do przeszłości, a tego pragnęła za wszelką cenę uniknąć.
Gdy w końcu odebrała i wyjaśniła mężczyźnie, gdzie ma rano wrzucić klucze do pokoju, jej wzrok znowu skierował się w stronę kartonu. Wysypały się z niego listy podpisane i adresowane piórem. Wszystkie od Aleksandra. Wszystkie w zielonych kopertach. Uśmiechnęła się na ich widok, bo nie pamiętała, czy kiedykolwiek mu mówiła, jaki jest jej ulubiony kolor. Może zgadł, a może sam go lubił? Niemniej jednak wszystkie były do siebie podobne, w wielu odcieniach zieleni.
Nie otwierała ich przez niemal trzy lata.
Nie czytała tych słów przez trzy lata.
Trzy długie lata. Tyle zajęło jej zapomnienie o człowieku, którego nawet nigdy nie pocałowała. A właściwie nie zapomnienie, lecz zagojenie tej rany, którą po sobie pozostawił. Usiadła po turecku na starej poduszce i oparła się o chłodny kaloryfer. Wzięła do ręki pierwszy z góry, ten, którego nigdy do niego nie wysłała.
To już ostatni raz. Katuję się tą miłością ostatni raz.
Nie będzie już więcej niedopowiedzianych słów ani niedokończonych spojrzeń, Olek. Nie chcę już wstawać z łóżka, myśląc o Tobie, ani płakać w poduszkę z Twojego powodu. Muszę to skończyć, bo mimo że nie widziałam Cię prawie rok, to nadal boli. Nadal tęsknię i gdy czytam, że mnie kochasz i że zrozumiałeś, co straciłeś, wciąż chcę do Ciebie zadzwonić.
Ale wiem, że nie mogę, bo sam wielokrotnie utwierdzałeś mnie w przekonaniu, że nic z tego nie wyjdzie. Że Twoje pokręcone życie i marne wybory nie doprowadzą nas do szczęśliwego zakończenia.
Przestanę więc się o Ciebie martwić. Przestanę Cię ratować. Przestanę usilnie wchodzić Ci w drogę. Nie mogę dłużej wierzyć w to, że mnie nagle zauważyłeś. I w to, że zaakceptujesz to uczucie, którym mnie darzysz. Że nagle imprezy i dziewczyny przestaną mieć znaczenie. Czekałam tak wiele długich nocy, ale teraz muszę ruszyć do przodu.
„Nie można naprawić kogoś, kto nie chce być naprawiony” – kiedyś tak powiedziałeś. Nie do końca Cię wtedy rozumiałam, spijając uczucie między nami.
Teraz rozumiem.
Ten jeden raz chcę zrobić Ci na złość i być szczęśliwą bez Ciebie. Wiem, że mogę i że w końcu jestem na tyle silna. Dlatego wciąż Cię kochając, odpuszczam. Dla siebie i Ciebie. Dla nas.
Nie chcę i nie mogę Cię zmuszać do tego poukładanego życia, jakie dla siebie wybrałam, i do tego, żebyś przestał nadużywać alkoholu, bo wiem, że próbując Cię naprawić, robię Ci krzywdę. Sam musisz do tego dojrzeć, sam musisz chcieć ruszyć naprzód, zostawiając swoje problemy gdzieś daleko za sobą. I naprawdę Ci tego życzę.
Żegnaj.
Twoja i nie Twoja Maja
Pamiętała noc, podczas której pisała te słowa. Jej telefon ciągle wibrował, otrzymując coraz to nowsze wiadomości od Marcina. I chociaż mu wtedy z chęcią odpisywała, jej myśli wciąż zaprzątał on. Symbol jej największej młodzieńczej miłości. Tej pierwszej, która odbiera oddech.
To był jedyny list, który napisała do niego, kiedy nie towarzyszył jej potok łez. Wtedy była już pewna, że podjęła dobrą decyzję. Po wielu miesiącach kochania kogoś, kto traktował ją tylko jak przyjaciółkę albo osobę, na którą można liczyć w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej chwili swego życia, była zmęczona. Nigdy nie traktował jej jak swojej dziewczyny, drugiej połówki. Tak jakby na niego nie zasługiwała.
Nie miała kontaktu z Aleksandrem już przez trzy lata. Wtedy, gdy była obok, nie mógł się zdecydować, wirował pomiędzy upojeniem alkoholowym, narkotykowym i imprezowym, a ona kochała go z każdym dniem coraz bardziej. Wypruwała sobie dla niego żyły i za wszelką cenę pragnęła go uratować. Nic innego się wtedy nie liczyło. Nic nie miało dla niej takiego znaczenia jak on i jego problemy.
Lubiła te chwile, gdy dzwonił i mówił, że jej potrzebuje. Kochała słyszeć, że czuje się bezpieczny, gdy jest obok niego. Uwielbiała, gdy wychodzili razem na długie spacery, a on mówił, że chciałby zmienić swoje życie. Zawsze odprowadzała go pijanego z kolejnych domówek. Liczyła, że przyjdzie dzień, w którym będzie chciał się zmienić. Dla niej. Tylko że nigdy taki nie nadszedł. Zdecydowała się więc w końcu na przeprowadzkę i zostawienie za sobą tego wszystkiego, co dotąd jej bliskie.
Chciała zabrać w dłoń kolejny list, ale znowu zadzwonił telefon. Tym razem musiała otworzyć laptop i pomóc gościowi, a to zajęło jej sporo czasu. Gdy minęła dwunasta, otrzymała wiadomość od Marcina, który pisał, że właśnie wszedł do domu.
Za miesiąc nie otrzyma już takiej informacji. Za miesiąc będą już mieszkać razem. Za miesiąc będzie już jego żoną. Odpisała mu, że bardzo go kocha, i zmęczona wpakowała listy z powrotem do pudła. Zerknęła na stare albumy, liściki i prezenty, które otrzymała od Aleksandra, ale nie wyciągnęła ich. Karton wrócił na swoje miejsce, a ona nakryła się pościelą w prążki od stóp do głów.
Znalazła w sobie siłę, aby ich nie czytać.
Kolejny telefon zadzwonił przed pierwszą, ale był krótki. Szybko zasnęła. Z kolei ten o drugiej zwiastował samą złość. Numer był zagraniczny, a rozmowa z pijanym Norwegiem nie kleiła się nic a nic. Po piętnastu minutach poprosiła go, żeby zadzwonił rano.
Gdy kładła się znowu, usłyszała odgłosy burzy. Deszcz mocno uderzał w dachówkę. Przymknęła okno i położyła się znowu, ale tym razem sen nie chciał nadejść, mimo że naprawdę chciała odpłynąć w senne marzenia. Wierciła się prawie do piątej.
Gdy usłyszała kolejny dzwonek telefonu, zaklęła siarczyście. Głęboko odetchnęła, aby się uspokoić, i spojrzała na wyświetlacz. Dzwoniła Kamila. Majka nie od razu odebrała, ale widząc na wyświetlaczu kilka wiadomości od przyjaciółki, w końcu to zrobiła. Przestraszyła się, że mogło stać się coś złego. Kamila raczej bez powodu nie zawracała jej głowy nocami.
– Tak?
– Majka, posłuchaj mnie uważnie. Aleksander miał wypadek – powiedziała cicho, ale stanowczo Kamila.
Oddychała głośno, a w tle było słychać mnóstwo niezidentyfikowanych dźwięków. Może pogotowie albo policja?
Maja przysiadła na łóżku. Opuściła nogi i ubrała kapcie.
– Ale nic mu nie jest? – zapytała otępiała.
Miała nadzieję, że to sen. Spojrzała na mały zegar stojący na szafce nocnej. Wskazywał czwartą pięćdziesiąt. Momentalnie zabrakło jej tchu. Często dzwonił do niej właśnie o takich porach i prosił, żeby przyjechała. Podświadomie czuła, że stało się coś złego.
– Nie wiem. – W oddali słyszała odgłosy wielu stóp kroczących po kałużach. Deszcz bębnił, miała wrażenie, że wszystko słyszy dużo głośniej i wyraźniej niż normalnie.
– Ty biegniesz?
– Pełno tu policji i straży. Majka, ja przed chwilą z nim gadałam. On… To moja wina – powiedziała nieskładnie Kamila.
– Gdzie jesteś?
– Na półkolu.
– Co? Nic nie rozumiem, mów jaśniej. – Majka wstała z łóżka i zaczęła chodzić po pokoju. Przeczesała włosy dłonią.
– Na ostatnim zakręcie. Na tym pierdolonym ostatnim zakręcie…
– Skąd się tam wzięłaś?
– Wybiegłam za nim.
– Po co?
– Bo to wszystko moja wina…
– Jak to? Kamila, cholera!
– On się dziś dowiedział. – Słowa przyjaciółki dochodziły do niej z opóźnieniem.
Czuła się, jakby była gdzieś zamknięta. W jakimś szczelnym pomieszczeniu. Wszystko się zatrzymało, a telefon nagle zdawał się zbyt ciężki. Ręka zaczęła jej opadać.
– On się dziś dowiedział, że wychodzisz za mąż. Najpierw nie dowierzał, ale potem… Był strasznie wściekły. Wsiadł na motor. Nie wiedziałam, gdzie jedzie. Wybiegłam za nim, ale nie zdążyłam, nie mogłam go zatrzymać. Ktoś mnie chwycił za dłoń, chyba chciał się przywitać i… Może gdybym szybciej biegła… Tam było tyle ludzi. Krzyczałam, ale mnie nie słyszał.
– Ale dlaczego był na półkolu?! – warknęła Majka coraz bardziej wytrącona z równowagi.
– Bo jechał do ciebie – dokończyła Kamila, powstrzymując płacz.
– Do mnie? Jak to? Nie widzieliśmy się tyle czasu. Po co miałby jechać do mnie?
– Przepraszam – usłyszała jeszcze.
***
Kamila stanęła około trzydziestu metrów od miejsca zdarzenia. Było jej przeraźliwie zimno, a deszcz nie ustawał. Światła radiowozów rozmywały jej się przed oczami, a ich dźwięk ogłuszał.
I wtedy zrozumiała, że nie mogło być bardzo źle. Wszyscy kłębili się w jednym miejscu. Przystanęła, bojąc się, co może zastać, gdy zrobi chociażby krok. Nikt nie biegał, nie spieszył się, tak jakby wszystko było pod kontrolą. Jakby nie było za późno.
Nie mogła w to uwierzyć. Miała nadzieję, że nic mu nie jest, chociaż huk uderzenia był ogromny. Kilku sąsiadów wyszło z domu i szło w jej stronę.
Jak to się stało? Przecież przed chwilą z nim rozmawiała. Źle poprowadziła tę rozmowę. To wszystko przez jej gadulstwo. Przyłożyła telefon do serca. Powoli zaczęła iść w stronę motoru, miarowo oddychając.
– Kamila?! – usłyszała głos przyjaciółki.
Majka bez ustanku powtarzała jej imię do słuchawki, ale dziewczyna nie chciała jej odpowiadać. Musiała być pewna, że Aleksandrowi nic nie jest. Że jakoś wyjdzie z tego cało. Niepotrzebnie wypaliła z tym ślubem. Nie powinna się mieszać w ich sprawy, ale coś ją podkusiło.
Usłyszała karetki.
Ale czemu były dwie?
Zobaczyła motor.
I dużo krwi.
A potem jego.
Kliknęła czerwoną słuchawkę. Zabrakło jej tchu i opadła na asfalt.
– Kacper – szepnęła jeszcze.Rozdział 1
Cztery lata wcześniej
Najpierw biegła aż do skrzyżowania. Jednak przystanęła, aby zaczerpnąć powietrza. Po trzech dniach katuszy i siedzenia w domu należącym do babci musiała odreagować. Sweter nie dawał jej ciepła, które powinien dawać. Chociaż zimno, które przeszywało ją coraz głębiej, nie stanowiło problemu. To obrazy, które bez przerwy widziała przed oczami, były problemem.
Od czterech dni nie spała, bo nie potrafiła. Leżała nocami, gapiąc się w sufit. Chciała zapomnieć, ale wciąż widziała tylko jego twarz. Tata.
Zaczęło się dość niewinnie. Ojciec czuł się coraz częściej zmęczony, dużo spał i mało pracował. Potem pojechali z matką na Dominikanę, aby odpocząć, i wtedy zorientowali się, że coś jest nie tak – pierwszy czerwony potok z nosa, który długo nie chciał odpuścić. Gdy dowiedzieli się, że to rak trzustki, było już za późno. Na wszystko. Na leczenie. Chemię. Wszystko.
Gdy usłyszał o przerzutach, mocno ją przytulił i zaproponował długie wakacje. Prychnęła. Wszystko zawsze chciał zrobić po swojemu i postanowił, że nie będzie walczyć, a tą decyzją wbił jej nóż w plecy.
Najpierw się buntowała, a potem widząc, jak gaśnie w oczach, pozwoliła mu przez te dwa długie miesiące udawać, że wszystko jest dobrze. Wspólnie z matką dużo się śmiali i często wzruszali, oglądali filmy i chodzili na długie spacery. Często przyglądała się ojcu z boku, czasami czując się, jakby to ona umierała zamiast niego. Jakby to z niej uchodziło powietrze. Jakby była dmuchaną lalką.
Wielokrotnie wdychała zapach z jego swetrów i siadała na krześle, gdy z niego wstawał. Robiła tysiące zdjęć i nagrań. Chciała to wszystko zapamiętać. Nie chciała zmarnować żadnej chwili. Przeszła na naukę zdalną i uczyła się nocami, tak żeby w dzień być blisko niego.
Był pogodny i wesoły, jakby pogodził się z wyrokiem. To Majka nie mogła spać nocami i to ona płakała w poduszkę, gdy wieczory były zbyt długie. Odszedł we śnie, leżąc koło matki. Po prostu pewnego poranka już się nie obudził.
Gdy wiedziała, że to już koniec, spakowała walizkę i wysłała papiery do nowej szkoły. Chciała wyjechać, zostawić to wszystko za sobą. O dziwo, matka nie protestowała. Zresztą zaraz po śmierci taty bez przerwy się kłóciły i atmosfera w domu była nie do wytrzymania.
U babci, w niewielkiej wsi na zachodzie Polski, czas płynął wolniej. Nikt nie spoglądał na nią w ten sposób. Litość, która towarzyszyła jej w rodzinnym miasteczku nawet ze strony obcych ludzi, była nie do zniesienia. Tutaj w końcu mogła odetchnąć i udawać, że rozpoczyna nowe życie, a jej stare zostało po prostu oddzielone grubą kreską.
W taką noc jak ta wspomnienia wracały i bolały tak mocno, jakby były wypalone w jej sercu. Wciąż zdarzało się to jej dość często.
Dobiegła na most i przystanęła, aby spojrzeć na rzekę. Uwielbiała wodę. Jej szum i plusk dawały jej jakiś trudny do zdefiniowania spokój.
– Gdybym był twoim ojcem, nie pozwoliłbym ci się tak szlajać po nocach – rzucił ktoś z ciemności.
Na dźwięk jego głosu aż podskoczyła.
Niedaleko, po drugiej stronie mostu, stał młody chłopak. Palił papierosa i szeroko się uśmiechał. Oświetlała go wielka lampa drogowa stojąca za nim.
– Nie mam ojca – powiedziała radośniej, niż chciała. Ale trudno było nie zauważyć grymasu, który pojawił się na jej twarzy.
Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, chyba nie do końca wiedział, jak zareagować.
– Sorry, nie wiedziałem.
– Skąd miałeś wiedzieć. Nie mam tego wypisanego na czole – odpowiedziała.
Przy wodzie było jeszcze zimniej, ale chłód dawał jej tej nocy ukojenie. Najwyżej się przeziębi. I tak prawie nie wychodziła ostatnio z łóżka.
Odwrócił wzrok i przez kilka sekund się nie odzywał, ale chwilę później podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Był wysoki i szczupły, i szczelnie owinięty kurtką. Od razu zauważyła jego niebieskie oczy i pomyślała, że jest przystojny. Delikatny zarost podkreślał jego męskość.
– Kacper.
– Majka – powiedziała, ściskając jego dłoń.
– Ale masz zimne ręce!
– A ty ciepłe.
Odwrócił się. Z drewnianego podestu podniósł flaszkę z jakimś alkoholem i jej podał. Nie protestowała, właściwie nawet nie spojrzała, żeby dowiedzieć się, co to takiego. Tak dawno nie rozmawiała z nikim w swoim wieku. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo było jej tego brak.
– Wiesz, czego człowiekowi potrzeba, co?
– Na drugie mi Wszystkowiedzący. Chociaż przyznam, że to dość męczące.
Wspólnie wybuchli śmiechem. Był wyraźnie podpity, ale nie przeszkadzało jej to. Wypiła kilka łyków, a charakterystyczny smak wódki sprawił, że dreszcze przepłynęły przez jej ciało.
– Okropna – przyznała.
– Na górze mamy sok. – Wskazał na skarpę porośniętą drzewami.
– Halo! Skończysz te zaloty i przyjdziesz w końcu? – krzyknęła jednocześnie jakaś zakapturzona postać z góry.
Majka podniosła głowę. Dopiero teraz dostrzegła klif, na który prowadziła ścieżka z kamieni.
– Czekamy na ciebie… uwaga, werble, proszę… – chłopak spojrzał na telefon – tylko pół godziny.
– Zaloty? Kto tak jeszcze mówi? – Nie skierowała tego pytania do konkretnej osoby, ale do rzeczy, którą właśnie trzymała w dłoniach.
Dziewczyna od razu pomyślała, że mógłby stamtąd spaść. Było stromo, a on wyglądał na mocno wstawionego. Domyśliła się, że to pewnie jakaś większa impreza, na którą chyba nie miała ochoty.
– A ten na górze ma na imię Pan Wiecznie Wkurzony. – Kacper odebrał od niej butelkę i wypił spory łyk. Podparł się o most i spojrzał na kolegę. – Wypada się przedstawić.
– Olek, miło mi. Czy możesz już wyjść? – rzucił od niechcenia. Był wyraźnie podenerwowany.
– I do tego jest bardzo pijany.
Znowu oboje głośno się roześmiali.
– Idziesz ze mną? – dodał.
– Nie mogę. Babcia nie wie, gdzie jestem.
– Babcia?
– Tak. Mieszkam z babcią.
– A! To ty mieszkasz na Kwiatowej?
– Na to wygląda.
– Będziesz z nami chodzić do szkoły, musisz kogoś znać. Kto by chciał zaczynać szkołę, nie znając nikogo. – Spoglądał na nią intensywnie, a ona zawstydzona spuściła wzrok. – Ja nie, a ty?
– Ale tylko na chwilę – szepnęła, kiwając głową.
Dosłownie minutę później jej oczom ukazała się ogromna polana, a na niej spore ognisko. Kilka osób otoczyło ogień. Większość stała z boku, tworząc zamknięte grupy.
– Zwykle to męskie wypady, ale dzisiaj przyszło sporo dziewczyn.
– To dobrze, nie będę sama.
– Gdybyśmy byli sami, nikt by cię tu nie zaprosił. – Olek wciąż pokazywał swoją niechęć do niej. Nie miała pojęcia, z czego to może wynikać.
– Ją na pewno byśmy tu zaprosili – rzekł Kacper, puszczając do niej oczko.
– Jasne, jasne, a teraz panowie… i panie – dodał Aleksander, spoglądając na nią – pijemy za te wakacje i nowy rok szkolny, aby był tak wspaniały jak tamten.
Był sporo wyższy od Kacpra. Cały ubrany na czarno, włosy też miał ciemne, nawet oczy błyszczały jak węgielki, chociaż kaptur uniemożliwiał swobodne przejrzenie się w nich. Było w nim coś tajemniczego i takiego przyciągającego. Irytował ją swoją pewnością siebie i arogancją.
Wszyscy odwrócili się w jego stronę i unieśli plastikowe kubeczki. Nikt więcej nie zwrócił na nią uwagi. Wiadomo było, kto tu dowodzi.
– Chodzi ci o to, żeby znowu skłócić trzy przyjaciółki? – zapytał Kacper.
– Nie moja wina, że mam taki dar – uśmiechnął się jakby od niechcenia.
– Olek się nie wiąże… – Kacper chyba chciał do niej zagadać, tłumacząc zachowanie kolegi, ale ona wyraźnie nie miała ochoty kontynuować tego tematu. Nie interesowały jej takie popisy.
– Szkoda tylko, że jego byłe o tym nie wiedziały – zaśmiał się inny chłopak.
Nie spodobała się jej ta uwaga, ale nie skomentowała tych słów. Czuła się przy nich niepotrzebna. Nie lubiła takich facetów i tych ich przechwalanek. Wiedziała, że musi się wycofać.
– Tak że jakbyś coś chciała… – rozpoczął Aleksander, ale mu przerwała.
– Nie będę chciała, możesz być tego pewny. Nie cierpię pyszałków – rzuciła i ruszyła w stronę ogniska.
Chciała się ogrzać. Obok ławki znalazła piwo, które otworzyła bez zastanowienia. Często, gdy się denerwowała, działała szybko i bez namysłu.
– Kurde, aż żałuję swej natury.
– Mój były też tak mówił – rzuciła, stojąc tyłem do niego.
– Jak? – spytał i od razu tego pożałował.
– Że się nie wiąże.
– Uuu… – Pozostała dwójka chłopaków głośno zawtórowała.
– Ha, założyłbym się o to, ale zakłady stały się już niemodne – roześmiał się szyderczo Olek.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_NAKŁADEM WYDAWNICTWA NOVAE RES UKAZAŁA SIĘ RÓWNIEŻ:
Miłość i tak cię znajdzie – nawet gdy stoisz po drugiej stronie barykady
Hania pragnie być wolna i szczęśliwa, ale wie, że wojna nie sprzyja realizowaniu młodzieńczych marzeń. Każdego dnia czeka na wieści od brata i ojca, którzy walczą w partyzantce. Kiedy wydaje jej się, że zaczyna przyzwyczajać się do towarzyszącego jej nieustannie strachu, traci swojego najbliższego przyjaciela, a jej świat rozsypuje się na kawałki. Tymczasem los szykuje dla niej jeszcze jeden wstrząs... W samym środku wojennej zawieruchy Hania spotyka Hansa, swojego powiernika sekretów i sympatię z dziecięcych lat. Uczucie, które błyskawicznie między nimi ożywa, wydaje się skazane na porażkę – Hans jest żołnierzem wrogiej armii… Jaką podejmą decyzję, gdy przyjdzie im wybierać między miłością do siebie a miłością do ojczyzny?