Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dlaczego Twój makler wolałby, żebyś TEGO nie wiedział? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 września 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Dlaczego Twój makler wolałby, żebyś TEGO nie wiedział? - ebook

Celem tej książki jest wyposażenie Cię w wiedzę oraz przytoczenie przykładów doświadczeń z życia wziętych, które sprawią, że zaczniesz tak inwestować pieniądze, aby przynosiły korzyści Tobie, a nie innym ludziom lub instytucjom. Oczywiście Twojemu maklerowi nie do końca się to spodoba, ale… nie martwmy się tym przedwcześnie, bo nadszedł czas, żebyś w końcu zadbał o swój własny interes.

Król Pieniądz jest nagi!

Świat finansów ma dwa oblicza. Jedno oficjalne - to, które na co dzień serwują nam jego reprezentanci, media i wszelkiej maści eksperci. Według ich doniesień zadaniem instytucji opiekujących się pieniędzmi klientów jest ułatwianie nam życia, czyli przechowywanie i pomnażanie powierzonych środków, minimalizowanie skutków niebezpieczeństw czyhających na nasze życie, zdrowie i majątek, udzielanie pożyczek na przyszłe inwestycje itd. To oczywiście prawda: dzięki istnieniu zorganizowanego świata finansów przeciętnemu konsumentowi powinno być łatwiej zarządzać własnym bezpieczeństwem finansowym. Tak wygląda jasna strona mocy. Istnieje jednak także ciemna strona pieniądza…

Czy nigdy nie zdziwiło Cię, że żaden pracownik banku nie zadzwonił do Ciebie z ofertą świetnej okazji inwestycyjnej, na której mógłbyś zarobić pieniądze? Za to przy każdej okazji próbują wcisnąć Ci kolejną kartę kredytową, prawda? Dlaczego tak się dzieje? To proste jak podstawowe prawo rządzące rynkiem: "Po pierwsze zysk!". Zadaniem każdej instytucji finansowej, zresztą tak jak każdej innej firmy, jest przede wszystkim przynoszenie dochodu jej właścicielom. Za to klientom może ona przynosić dochód tylko przy okazji. I nigdy nie będą to tak duże pieniądze, jakie mógłbyś zarobić, gdyby finansiści dopuścili Cię do swoich tajemnic. Dlatego tym bardziej powinieneś być świadom tego, co tak naprawdę mówi do Ciebie Twój makler, gdy stara się nie powiedzieć Ci wszystkiego…

Po co NAPRAWDĘ istnieją:

  • zakłady ubezpieczeniowe;
  • banki;
  • maklerzy;
  • towarzystwa funduszy inwestycyjnych?

I jak możesz zarobić na tej wiedzy?

 


 

Tobiasz Maliński - w chwili, gdy rozpoczynał swoją przygodę inwestycyjną, poszukiwał instrumentów, które dałyby mu możliwość inwestowania bez konieczności posiadania dużych zasobów kapitałowych. Po latach tradycyjnego inwestowania na GPW zdał sobie sprawę, że nakłady emocjonalne, które wkłada w aktywną grę giełdową, są dla niego zbyt obciążające, dlatego postanowił poważnie zająć się wyborem spółek giełdowych w oparciu o ich kondycję finansową. Dotarł do tych elementów sprawozdań finansowych, które inwestor powinien obserwować ze szczególną uwagą. Obecnie posiada portfel złożony z kilku naprawdę obiecujących spółek i ogranicza się do lektury sprawozdań finansowych raz na kwartał, co przekłada się na większy komfort, spokój i stabilność inwestycji. Autor książki I Ty możesz zostać Warrenem Buffettem, czyli inwestowanie skoncentrowane na GPW (Onepress, 2010).

 


 

Patron medialny:

Spis treści

Wstęp (7)

1. Dlaczego jeszcze nie zarabiasz pieniędzy? (13)

  • Twoje ulubione aktywa (15)
  • Spekulacja czy inwestycje? (19)
  • Inwestowanie w odpowiednie aktywa w odpowiednim czasie (23)
  • Brak zaufania do własnej wiedzy (27)
  • Słuchaj mądrzejszych od siebie (29)
  • Internet daje nieograniczone możliwości zdobywania wiedzy (33)
  • Nieważne, ile wiesz - ważne, czy to rozumiesz (34)
  • Wartościowa informacja nie jest łatwo dostępna (37)
  • ...ufać, ale sprawdzać (39)

2. Największe kłamstwo w historii (41)

  • "Obligacje Skarbu Państwa - zysk bez ryzyka" (45)
    • Grecja (46)
    • Obligacje korporacyjne (49)
  • Bank Lehman Brothers (50)
  • (Nie)Bezpieczne akcje (52)
  • KGHM (53)
  • Liczy się emitent, a potem papier wartościowy (58)
  • Co możesz zrobić? (63)

3. Najważniejszy czynnik inwestycji giełdowych - TY (67)

  • Istnieje wiele rodzajów ryzyka, ale tylko jedno jest najważniejsze (69)
  • Lepszy i gorszy inwestor (74)
    • Inteligencja emocjonalna (77)
    • Wiedza inwestycyjna (77)
    • Umiejętność zarządzania swoimi pieniędzmi (77)
    • Umiejętność współpracy z ludźmi (78)
  • Inwestycja jest ważna, ale... (80)
  • "W kaczki, synu, w kaczki" (81)
  • Podsumowanie (86)

4. Dawno, dawno temu... (87)

  • W jakie bajki wierzysz? (90)
    • Rynek jest efektywny (90)
    • Ceny akcji dyskontują różne czynniki, a analiza techniczna jest skuteczna (101)
    • Inwestowanie jest skomplikowane (103)
    • Nie można pokonać instytucji finansowych (106)
  • Bezpieczne schronienie - czy istnieje? (109)
  • Lekarstwo na głupotę inwestycyjną XXI wieku (111)

5. Cierpliwość, cierpliwość... i cierpliwość (113)

  • ...liczy się wysokie EQ, nie IQ (118)
  • Emocje giełdowe w praktyce (121)
  • Raz jeszcze: trzeba ufać sobie (128)
  • Cena niecierpliwości (131)
  • Pierwszy krok w kierunku cierpliwości (132)
  • Podsumowanie (135)

6. "Święty Graal" inwestycji giełdowych? (137)

  • Inwestowanie to podróż (141)
  • Uciekające okazje inwestycyjne (147)

7. Inwestycyjny pierwszy krok (149)

    • Przykład 1 (150)
    • Przykład 2 (151)
  • Czym jest sprawozdanie finansowe? (152)
  • Elementy składowe sprawozdania finansowego (155)
  • Wcale nie taki ważny bilans (165)
  • Różne rodzaje sprawozdań finansowych (179)
  • Jak nauczyć się czytać sprawozdania finansowe? (182)

8. Nieoszlifowany diament (185)

  • Rentowność... bo biznes musi zarabiać (188)
  • Zadłużenie jest dla ludzi (193)
  • Płynność (201)
  • Zarządzanie aktywami obrotowymi (206)
  • Podsumowanie (208)

9. Nieodparta pokusa (211)

  • Tylko inwestor jest w stanie rozpoznać inwestora (212)
  • Jak znaleźć dobry fundusz inwestycyjny? (215)
    • Koszty (217)
    • Rentowność (219)
    • Wartość jednostki uczestnictwa, czyli "co ja mam z wysokiej rentowności?" (221)
  • Trochę praktyki (221)
  • Jak to jest z tymi funduszami? (224)

10. Giełda Papierów Wartościowych to jest to! (225)

  • Informacja się liczy (227)
    • Gazety i czasopisma (228)
    • Blogi oraz strony internetowe innych inwestorów (228)
    • Zasoby rządowe (229)
    • Sprawozdania finansowe (230)
  • Inwestuj świadomie (231)

Zakończenie (233)

A: Dane finansowe funduszy inwestycyjnych (235)

  • PZU Akcji Krakowiak FIO (236)
  • ING Akcji FIO (237)
  • Legg Mason Akcji FIO (238)
  • Pioneer Akcji Polskich FIO (239)
  • BPH Akcji FIO (240)
  • Podsumowanie (240)
Kategoria: Bankowość i Finanse
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-283-0324-9
Rozmiar pliku: 4,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2. Największe kłamstwo w historii

Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą.

Josef Goebbels, bliski współpracownik i doradca Adolfa Hitlera

Kłamstwo jest złe. Nikt nie lubi kłamców, wszyscy chcą słyszeć prawdę. Prawda jest jednak często bolesna, dlatego odnoszę wrażenie, że pomimo obrzydliwości mówienia nieprawdy ludzie w jakiś sposób kochają kłamstwo, bo ono mniej boli. Pojęciem kłamstwa i procesem jego tworzenia zajmuje się wiele dziedzin nauki — od psychologii po etykę i socjologię. Nie będę snuł tu dywagacji na temat moralności kłamcy oraz zasadności wymyślania kłamstw. W tym rozdziale interesuje mnie jeden rodzaj kłamstwa, który ma niesamowicie duży wpływ na Twoją zdolność do generowania pieniędzy.

Zacznę jednak od początku. Czy według Ciebie istnieje świę­ty Mikołaj? A zajączek wielkanocny lub bożonarodzeniowe dzieciątko przynoszące prezenty pod choinkę? Oczywiście, że nie, bo to są bajki. Jednak każdy z nas na pewnym etapie swojego życia wie­rzył w te bajki. Święty Mikołaj nie istnieje, a wmawiano nam, że jest inaczej — było to po prostu kłamstwo. W dzieciństwie wierzyliśmy w te kłamstwa, bo tego chcieliśmy, cieszyliśmy się z faktu, że istnie­je ktoś lub coś, dzięki czemu czujemy się szczęśliwsi; nie zdawaliśmy sobie sprawy z istnienia innego świata — bez świętego Miko­łaja i innych dobrych duchów obdarowujących nas prezentami.

Pamiętam, że gdy dowiedziałem się w końcu od swoich rodziców, że święty Mikołaj, zajączek wielkanocny i bożonarodzeniowe dzieciątko, które przynosi prezenty, nie istnieją, byłem zszokowa­ny. Okazało się, że to nasi bliscy obdarowywali nas w dzieciństwie prezentami. Nasze dziecięce, wyimaginowane postaci, wpojone nam przez naszych rodziców, były bardzo wygodnymi kłamstwa­mi. Nie twierdzę, że było to złe, ponieważ te kłamstwa powstały, i nadal powstają, tylko i wyłącznie w dobrej wierze.

Czasy dzieciństwa się skończyły, rozpoczęły się czasy młodzieńcze. Przyszedł więc moment na chłonięcie kolejnych kłamstw, lecz o wiele gorszych. Po dziś dzień w szkołach, szczególnie gimnazjach, pokutuje wśród młodzieży co najmniej głupi stereotyp, że osoby modnie się ubierające, posiadające najnowsze gadżety i wielu zna­jomych są „kimś” dla swoich rówieśników. Skąd się wzięło to kłamstwo? Oczywiście z mediów oraz obrazów ludzi przez nie kreowa­nych. Młodzież wierzy w takie kłamstwa, które są jednak o wiele bardziej niebezpieczne od wspomnianego kłamstwa o świętym Mikołaju. Wpływ ten uwidacznia się przede wszystkim w samoocenie osób spełniających kryteria bycia „kimś”.

Po ukończeniu gimnazjum przychodzi czas na szkołę średnią. Nie ma znaczenia, czy uczniowie wybierają się do liceum, czy do technikum lub jakiejkolwiek innej szkoły średniej. Wszyscy oni na tym etapie wysłuchują setek kłamstw na swój temat, a także na temat życia oraz pieniędzy. W szkole średniej każdy słyszy stwier­dzenie, że należy się uczyć i dobrze zdać maturę, żeby dostać się na dobre studia, a potem zrobić wspaniałą karierę. Wraz z upływem czasu oraz dorastaniem społeczeństwo karmi nas coraz bardziej szkodliwymi kłamstwami. Stopniowanie ich mocy ma na celu przystosowanie naszych umysłów do ich pochłaniania. W kółko słyszymy różne kłamstwa, które ostatecznie przyjmujemy za prawdę (patrz cytat na początku rozdziału), a potem dowiadujemy się, że mówienie nieprawdy jest społecznie piętnowane. Niesamowity paradoks. Sytuacja przypominająca schizofrenię.

Wkraczając w mury wyższych uczelni, znowu słyszymy wygadywane przez innych ludzi bzdury. Pamiętam, że na pierwszym spotkaniu z dziekanem mojego wydziału usłyszałem słowa, z któ­rych wynikało, że pojawiłem się na tej uczelni po to, by w przy­szłości znaleźć dobrą pracę. O ile w większości przypadków jest to prawdą, o tyle istnieją również ludzie, których nie jest mało, posiadających inne cele związane z podejmowaniem studiów. Ja do takich osób właśnie się zaliczałem. Tak naprawdę rozpocząłem studia finansowe, bo chciałem stać się lepszym inwestorem i wiedziałem, że na uczelni technicznej, na której studiowałem wcześniej, osiągnięcie tego celu byłoby o wiele trudniejsze. Poza tym okazało się, że jestem stworzony do zajmowania się pieniędzmi, a nie programowania komputerów. Dlaczego więc nie powiedzieć studentom, że studiują po to, by zdobyć umiejętności, które mogą być wykorzystane nie tylko w pracy na etacie?

Zauważ, że kłamstwa wmawiane nam przez innych ludzi są coraz bardziej szkodliwe i wprowadzają nas w błąd w miarę dorastania, a potem starzenia się:

1. Kłamstwo o świętym Mikołaju jest zupełnie nieszkodliwe.

2. Kłamstwa młodzieńcze wpływają już na poczucie własnej wartości i mogą wycisnąć na nas trwałe piętno na resztę życia.

3. Kłamstwa dotyczące nauki oraz zdobywania dobrej pracy wpływają ograniczająco na naszą zdolność do tworzenia bogactwa.

4. Nieprawda zasłyszana na dalszych etapach życia jeszcze bardziej wpędza nas w poczucie finansowej bezradności oraz w znacznej części eliminuje nasze indywidualne skłon­ności do bogacenia się.

W XXI wieku mamy jednak do dyspozycji internet, a więk­szość z tradycyjnych kłamstw finansowych została zweryfikowana. Są jednak takie kłamstwa, których nikt z przeciętnych Kowalskich nigdy nie zweryfikuje. Możemy weryfikować nieprawdę na tyle, na ile ktoś nam na to pozwoli. Kim jest ten „ktoś”? Nie będę udzielał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, bo sam nie wiem, niemniej mogę z dużym prawdopodobieństwem, graniczącym na­wet z pewnością, stwierdzić, że za kłamstwami finansowymi stoi branża finansowa.

Robert Kiyosaki w swoich książkach przytoczył wiele rodza­jów finansowych kłamstw, np.:

- Inwestowanie jest ryzykowne.
- Bogaci są chciwi.
- Praca na etacie jest bezpieczna.
- Należy posiadać plan emerytalny.

I tak dalej, i tak dalej.

Będąc dorosłymi ludźmi, dosłownie obracamy się w zaklętym kręgu kłamstw, twierdząc jednocześnie, że umiłowaliśmy prawdę. O ile wiara w nieprawdę, którą słyszeliśmy wcześniej na różnych etapach życia, była mało szkodliwa, o tyle kłamstwa, które akcep­tujemy, będąc dorosłymi, są o wiele gorsze, bo wpływają na naszą finansową przyszłość.

Moim celem nie jest powielanie w tym miejscu wywodów, które przeprowadził Robert, jednak chciałbym poszerzyć jego listę kłamstw o nieprawdę akceptowaną przez społeczeństwo w kontek­ście giełdy i papierów wartościowych.

„Obligacje Skarbu Państwa — zysk bez ryzyka”

Kiedy czytam powyższe słowa, przypomina mi się pewien epizod z życia Ryszarda Krauzego, który miał miejsce w roku 2010. Otóż oglądając informacje nadawane przez jedną z popularnych stacji telewizyjnych, dowiedziałem się, że katowicka prokuratura posta­wiła Ryszardowi Krauzemu zarzut działania na szkodę ówczesnej spółki Prokom Investments. Środowisko rządowe było uradowane, mogąc wygrzebać różne elementy finansowej przeszłości Ryszarda Krauzego jako jednego z najbogatszych Polaków, do których można było się przyczepić (szczególnym zadowoleniem emanował wtedy Jarosław Kaczyński). Z drugiej strony, środowisko biznesowe było oburzone takim posunięciem katowickiej prokuratury, argumentując swoje stanowisko ingerencją państwa w swobodę działalności gospodarczej. W obronie gdyńskiego biznesmena został wystosowany list otwarty, którego autorem był Zygmunt So­lorz-Żak. Można w nim było przeczytać następujące słowa:

„Przedsiębiorca uruchamiający przedsięwzięcie biznesowe podejmuje ryzyko, musi je oszacować i się z nim zmierzyć. Zysk bez ryzyka istnieje tylko na papierze lub jako chwytliwe hasło reklamowe państwowych obligacji. Czy w celu uniknięcia ryzyka polscy przedsiębiorcy mieliby jedynie inwestować w obligacje Skarbu Państwa?”.

Nie ma zysku bez ryzyka, to prawda i zgadzam się z tym. Jed­nak niegdysiejsze hasło reklamowe obligacji skarbowych jest co najmniej nie na miejscu. Słowa Zygmunta Solorza-Żaka dotyczące obligacji skarbowych również nie są do końca zgodne z prawdą. Przytoczę zaraz kilka przykładów, które posłużą mi do zilustrowania podstawowej myśli tego rozdziału, tj. największego kłamstwa finansowego, które wpaja się przeciętnemu człowiekowi. Nie zdradzę na razie treści tego kłamstwa, bo chcę, żebyś na podstawie przykładów, które za chwilę poznasz, sam zdał sobie sprawę z pewnych zależności.

Zacząłem omawiać temat bezpieczeństwa nabywania obligacji na przykładzie obligacji skarbowych, gdyż to one uważane są za najbezpieczniejsze. Uważa się, że papiery rządowe są nawet bezpieczniejsze niż lokaty bankowe. Czy tak jest w rzeczywistości? Uważam, że nie.

Grecja

W roku 2009 dług grecki na rynku finansowym znacznie podrożał. Jak doniosła „Gazeta Prawna” 2 grudnia 2009 roku, za 10 mln euro pożyczki udzielonej Grecji inwestorzy zażądali 600 tys. euro odsetek, co daje stopę oprocentowania tych papierów na pozio­mie 6% w skali roku. Dla porównania Niemcy i Francja oferowały w tamtym czasie 4%. Wyższe oprocentowanie obligacji czy, sze­rzej mówiąc, papierów dłużnych jest premią za ryzyko, czyli swoistą rekompensatą za wyższe ryzyko związane z nabywaniem tych papierów. Ryzyko to jest związane z wypłacalnością dłużnika w za­kresie płatności odsetkowych oraz ostatecznego wykupu obligacji.

W roku 2009 inwestorzy wątpili, czy Grecja jest w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań, które zaciągała w przeszłości na finansowanie deficytu budżetowego. W roku 2010 okazało się, że kraj ten jest de facto bankrutem. Rząd grecki od dawna wiedział, jak zła jest sytuacja państwowych finansów, jednak poprzez sztuczki księgowe zniekształcał obraz finansów swojego kraju w raportach przesyłanych Unii Europejskiej. Na ratunek Grecji ruszyła Unia Europejska oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW), zasilając budżet tego kraju dodatkowymi pieniędzmi. Jeśli śledziłeś wydarzenia w tamtym czasie, pewnie nie umknęły Twojej uwadze relacje telewizyjne z zamieszek z udziałem ludności greckiej, występującej przeciwko cięciom wydatków, obniżce wynagrodzeń w sferze budżetowej oraz rosnącemu bezrobociu. MFW przekazał Grecji 110 mld euro pomocy finansowej. Nie wnikam już, skąd ta pomoc się wzięła, bo okazałoby się, że w pośredni sposób każdy ucierpiał na rozpasanej polityce budżetowej Grecji. Ważne jest tu­taj co innego.

11 marca 2011 roku w serwisie Bankier.pl ukazał się artykuł, z którego w jasny sposób wynikało, że Grecja będzie zmuszona restrukturyzować swój dług. Pokazane zostało również bieżące oprocentowanie obligacji tego kraju, które wyniosło aż 17% rocznie przy pożyczce pieniędzy na dwa lata! To bardzo dużo w skali światowej, a tym bardziej europejskiej. Restrukturyzacja długu to po prostu ustalenie nowych warunków spłaty dotychczasowego za­dłużenia. Jeśli Kowalski ma problem ze spłatą kredytu bankowego, negocjuje nowe warunki jego spłaty — tak też prawdopodobnie się stanie — lub już się dzieje — w przypadku Grecji.

Wysokie oprocentowanie greckich papierów dłużnych, jak już wcześniej wspomniałem, jest dla inwestorów rekompensatą za złą kondycję finansową kraju. Czy w świetle tego, czego się dowiedzia­łeś, nadal uważasz, że kupno papierów rządowych jest najbezpiecz­niejsze, a przynajmniej wystarczająco bezpieczne? Idźmy dalej.

Na pierwszym roku studiów finansowych uczęszczałem na przedmiot „podstawy finansów”, na którym pani prowadząca oma­wiała różne podstawowe zagadnienia finansowe, również związane z dłużnymi papierami wartościowymi. Gdy temat wykładu zaczął oscylować wokół obligacji skarbowych, usłyszałem stwierdzenie, że bankructwa rządów się zdarzają, ale niesamowicie rzadko. Jest to nie do końca prawdą.

W roku 2010 na polskim rynku pojawiła się świetna książka autorstwa francuskiego ekonomisty Jacques’a Attaliego. Zostało w niej omówione zagadnienie nadmiernego zadłużania się rządów współczesnych krajów europejskich. Już we wstępie przeczytałem, co następuje:

„Tylko w ostatnich dwóch stuleciach — od 1800 roku do dziś — zdarzyło się 170 przypadków ogłaszania niewypłacalności kra­jów zarówno w stosunku do wierzycieli wewnętrznych, jak i zagranicznych. To, że bankrutują kraje biedne, niestabilne politycznie i gospodarczo, wydaje się zrozumiałe. Ale finansowe upadłości zaliczyły także mocarstwa. Hiszpania między rokiem 1500 a 1900 ogłaszała niewypłacalność trzynaście razy, Francja bankrutowała ośmiokrotnie. Niemcy w wieku XIX bankrutowały w latach 1807, 1812, 1813, 1814 i 1850, a w XX wieku dwukrotnie”.

Obecnie bankrutem jest Grecja, również USA znajdują się nie­ciekawej sytuacji zadłużeniowej, problemy finansowe mają także takie kraje, jak Hiszpania oraz Portugalia. Powstało nawet określenie na kraje-bankrutów: PIIGS. Czy w związku z tym bankructwo państwa jest zjawiskiem na tyle rzadkim, żebyśmy mogli stwierdzić, że sporadycznym? Oczywiście nie.

Czy zaczynasz już widzieć potencjalny związek pomiędzy ryzykiem a papierami wartościowymi? Jeśli nie, to nie martw się i czytaj dalej.

Obligacje korporacyjne

Innym rodzajem obligacji są obligacje przedsiębiorstw — korporacyjne. W Polsce mamy rynek, na którym można je kupić — Cata­lyst. Można znaleźć szereg obligacji, których emitentami są różnego rodzaju firmy — spółki zarówno publiczne, jak i niepubliczne. Można kupić różne obligacje, zarówno pod kątem wysokości odsetek, jak i ze względu na różne rodzaje przedsiębiorstw. Obligacje korporacyjne mają wyższą stopę zwrotu w porównaniu z innymi rodzajami obligacji — najczęściej w okolicach 10% lub wyższą — jeśli oprzeć się na danych pochodzących z rynku Catalyst. Przedsię­biorstwa są postrzegane jako podmioty bardziej ryzykowne niż pań­stwa, dlatego na obligacjach korporacyjnych można zarobić więcej.

Zdarzały się jednak przypadki niewykupienia obligacji przez emitenta. Przykładem może być operator sieci sklepów odzieżowych Reserved. Spółka Anti z powodu złej kondycji finansowej musiała z kolei odroczyć wykup swoich obligacji. Jak wobec tego powiązać bezpieczeństwo kupowania obligacji z towarzyszącym im ryzykiem?

Bank Lehman Brothers

Gdy nie wiadomo, co zrobić z pieniędzmi, otwiera się lokatę w jakimkolwiek banku i na nią wpłaca określoną kwotę. Proste. Lokata bankowa jest przedstawiana jako najbezpieczniejsza forma oszczędzania, zaraz po wspomnianych już obligacjach skarbowych. Zapewne znasz powiedzenie: „Masz to jak w banku” — oznaczające pewność spełnienia obietnicy. Deponując w banku określoną kwo­tę, możemy być spokojni i nie martwić się o to, czy ją odzyskamy, bo mamy to przecież „jak w banku”.

W obliczu współczesnych przemian finansowych, oszustw finansowych dokonywanych przez banki oraz ryzykownych transakcji z udziałem instrumentów pochodnych wspomniane powiedze­nie niekoniecznie musi odzwierciedlać ten sam stopień pewności, który panował dotychczas.

Kiedy piszę o bankach, przypominają mi się słowa jednego z moich wykładowców uczelnianych, który prowadził przedmiot podatkowy. Ów doktor stwierdził, że kiedyś to były czasy cywilizo­wanej bankowości, a teraz stosunki między bankami oraz przedsiębiorcami „schamiały”. Dodał, że uzyskanie kredytu było niegdyś trudne, bo przedsiębiorca musiał być klientem banku, w któ­rym wy­stępował o kredyt. Ponadto musiał mieć historię kredytową oraz regularne wpływy na rachunek bankowy, aby otrzymać kwo­tę, o któ­rą wnioskował. Innymi słowy, banki pożyczały pieniądze klientom, których znały. W dzisiejszych czasach, kiedy każdy człowiek i przedsiębiorca praktycznie „z ulicy” może wejść do banku i wystąpić o kredyt, ryzyko działalności bankowej znacznie wzrosło. Kryzys kredytów hipotecznych subprime z lat 2007 – 2009 był na to świetnym dowodem.

Za początek tego kryzysu uznaje się bankructwo banku Leh­man Brothers, które miało miejsce na jesieni 2008 roku. Okazuje się, że bank ten ochoczo korzystał ze sztuczek księgowych celem kreowania pożądanego wizerunku przed amerykańskim nadzorem finansowym oraz inwestorami. Co więcej, sprawozdania finansowe tego banku na krótko przed jego upadkiem otrzymywały pozytywne opinie biegłych rewidentów!

Innym bankiem kojarzącym się z kryzysem kredytowym był Northern Rock, o którym było swego czasu dość głośno. Klienci w obawie o swoje pieniądze podjęli „run na bank”, czyli ruszyli masowo po swoje pieniądze. Długie kolejki przed bankiem pokazywane w telewizji dawały do myślenia. Banki utrzymują pewien poziom rezerwy obowiązkowej, czyli pieniędzy w banku centralnym, które stanowią potencjalne zabezpieczenie roszczeń klientów. Nie są to jednak wszystkie pieniądze zdeponowane przez klien­tów, a niewielka ich część. Reszta pieniędzy kierowana jest na kre­owanie akcji kredytowej. W momencie gdy klienci nagle pragną dostać swoje pieniądze, bank po prostu nie ma z czego ich wypłacić i musi posiłkować się środkami pieniężnymi zgromadzonymi w ra­mach Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, ewentualnie pomocą z banku centralnego — pieniądze jednak musi wypłacić do wy­sokości gwarantowanej dla osób fizycznych, reszta może przepaść.

Lokata bankowa nie jest wcale tak bezpieczną formą oszczędzania, na jaką wygląda. W Polsce istnieje system gwarantowania depozytów do równowartości 100 tysięcy euro. Innymi słowy, jeśli jakiś bank w Polsce zacząłby mieć problemy, to klienci trzymający w nim pieniądze otrzymaliby na pewno równowartość wymienionej sumy. 100 tysięcy euro to około 400 tysięcy złotych — niby du­żo, ale w zasadzie nie aż tak bardzo. Istnieje wiele osób fizycznych lokujących w bankach kwoty znacznie przewyższające 400 tysięcy złotych. Czy zatem powiedzenie: „Masz to jak w banku” w XXI wieku nadal jest aktualne?

Lokata bankowa, podobnie jak obligacje, również niekoniecznie musi być bezpieczną formą lokowania pieniędzy. Jeśli jeszcze nie dostałeś zawrotów głowy, to podejrzewam, że za chwilę dostaniesz. Jak wobec tego postrzegać przyjętą teorię finansów, głoszącą, że bezpieczne są te instrumenty lub produkty finansowe, które powinny potencjalnie oferować niską stopę zwrotu lub ofe­ru­ją niskie oprocentowanie?

(Nie)Bezpieczne akcje

Z czym kojarzą Ci się akcje? Zapewne z giełdą papierów wartościowych, prawda? A dokładniej? Z wysokimi zyskami? Z dużym ryzykiem? Z hazardem, a może z rozkrzyczanymi maklerami, wymachującymi nieskładnie rękami na giełdowym parkiecie? Bez względu na Twoje skojarzenia związane z akcjami powinieneś wiedzieć, że wszystkie one są błędne. Jeśli należysz do ludzi, któ­rzy powtarzają jak mantrę, że akcje są niebezpieczne, a obligacje bezpieczne… chociaż w stosunku do tych drugich przekonałeś się, że niekoniecznie musi tak być… to czytaj dalej.

Prawnicy mówią, że akcja to tytuł prawny do części majątku przedsiębiorstwa — jak najbardziej mają rację. Akcje reprezentują różne części majątku konkretnej spółki. Gdybyś podzielił majątek spółki akcyjnej na drobne części o takiej samej wartości, a później każdą z tych części przypisał do jednego papieru wartościowego, otrzymałbyś mnóstwo akcji. Posiadając jedną akcję lub ich dowol­ną liczbę, stajesz się dosłownym właścicielem konkretnej części przedsiębiorstwa. Mało tego — wchodzisz tak naprawdę w spółkę z dotychczasowymi właścicielami. Fajnie, prawda? Wyobraź sobie, że kupujesz akcje spółki, które posiada również Jan Kulczyk, najbogatszy człowiek w Polsce — możesz wtedy śmiało powiedzieć, że jesteś jego wspólnikiem.

Wyobraź sobie teraz, że masz zamiar założyć firmę ze swoim przyjacielem. Zakładacie zatem spółkę, a żeby było ciekawiej, spółkę akcyjną. Tworzycie biznes od podstaw, dbacie o niego, on zyskuje na wartości, aż w końcu upubliczniacie spółkę na giełdzie. Cena akcji Waszej spółki raz wzrasta, raz spada, ale Wy się tym nie przejmujecie, bo wiecie, że napracowaliście się podczas two­rzenia Waszego biznesu i jest on wartościowy. Jesteście świadomi tego, co posiadacie, nie interesuje Was więc szaleństwo giełdowe.

Co jednak w przypadku kupna akcji spółki, która niekoniecznie będzie wartościowa i godna uwagi? Oczywiście nie warto ku­pować takich akcji, ale jeśli spółka nagle z wartościowej stałaby się mało warta, nie pozostaje nic innego, jak tylko sprzedać akcje.

KGHM

KGHM SA jest świetną spółką, zajmującą się wydobyciem oraz przetwórstwem miedzi. Jest praktycznie największym pracodawcą działającym w Polsce. Daje zatrudnienie około 100 tysiącom ludzi! Nawet nie chcę myśleć co by się wydarzyło, gdyby ta spółka przestała istnieć — całe Zagłębie Lubińskie ucierpiałoby ekono­micznie i społecznie.

KGHM ma świetny zarząd, działa w branży, na produkty któ­rej popyt rośnie, oraz jest w naprawdę dobrej kondycji finansowej. Na poparcie swojej tezy przedstawię kilka rysunków ilustrujących różne wskaźniki oraz wielkości finansowe.

Aktywa to majątek, którego wielkość wzrastała w znaczący spo­sób (rysunek 2.1). Jest to pozytywny znak, ponieważ spółka ku­mulowała wartość dla swoich akcjonariuszy, co w długim okresie przekładało się na cenę jej akcji.

Rysunek 2.1. Majątek

Wzrastające na poprzednim rysunku aktywa musiały się skądś wziąć. Na rysunku 2.2 przedstawiłem źródła pochodzenia tego ma­jątku, które można podzielić na własne (kapitał własny) oraz obce (zobowiązania długoterminowe i krótkoterminowe). KGHM fi­nansuje swoją działalność własnymi środkami, w niewielkim stop­niu wykorzystując kredyt. Z nadmiernym korzystaniem z kre­dytu w biznesie jest podobnie jak w życiu osobistym — zbyt duże długi są niczym kamień u szyi.

Rysunek 2.2. Źródła finansowania majątku

Dane przedstawione na rysunku 2.3 są bardzo ważne, gdyż pokazują, ile KGHM sprzedawał. W biznesie, żeby zarobić, najpierw trzeba sprzedać, dlatego rosnące przychody ze sprzedaży oraz rosnące zyski są pozytywnymi oznakami działalności. W roku 2010 KGHM osiągnął rekordowy w swojej historii zysk, co jeszcze lepiej przedstawia rentowność jego działalności.

Rysunek 2.3. Wyniki finansowe

Na rysunku 2.4 należy zwrócić uwagę na niebieski wykres przychody ze sprzedaży obrazujący niski poziom zadłużenia KGHM-u oraz na wykres zielony zysk brutto prezentujący rentowność pod­miotu. Wykres zysk brutto to ROE, czyli rentowność kapitału wła­snego. KGHM skutecznie wykorzystywał zgromadzone środki, dlatego ROE rosło — to pozytywny znak.

Rysunek 2.4. Wskaźniki zadłużenia oraz rentowności

Rysunek 2.5 przedstawia z kolei marże KGHM-u, które, swo­ją drogą, zwiększały się. Marża jest zarobkiem, czyli różnicą między kosztem wytworzenia a ceną sprzedaży. Wyobraź sobie, że produkujesz zabawki. Wyprodukowanie jednej kosztuje Cię 5 zł, a na jej sprzedaży zarabiasz 10 zł. Różnica — 5 zł — to Twój zysk. Oznacza to, że Twoja marża na sprzedaży zabawek wynosić będzie 50%. Im jest ona większa, tym więcej zarabiasz. W przypadku KGHM-u marże są wysokie i wykazują tendencję rosnącą, dzięki czemu spółka zarabia jeszcze więcej.

Rysunek 2.5. Wysokość marż KGHM-u w latach 1995 – 2009

Wiedząc to, co wiesz o KGHM-ie, co możesz powiedzieć o tym przedsiębiorstwie? Jest ono z pewnością zyskowne, stabilne, bogate i wypłaca dywidendę — słowem, warto byłoby mieć akcje KGHM-u, prawda? Podobnie jak w przykładzie, w którym pisałem o prowadzeniu solidnej firmy z przyjacielem, na giełdzie można kupić akcje solidnej spółki, jaką jest KGHM. Ale akcje są przecież niebezpieczne i o wiele bardziej ryzykowne niż lokaty bankowe i obligacje…

W serii poprzednich przykładów pokazałem Ci, że kupowanie obligacji i lokowanie pieniędzy w bankach nie zawsze musi gwarantować bezpieczeństwo, z kolei kupowanie akcji nie musi być niebezpieczne. Myślenie tendencyjne, do którego przyzwyczaiły nas media oraz finansiści, jest ryzykowne. Wynika z niego bowiem pewna mechaniczna i odruchowa klasyfikacja inwestycji w głowie większości ludzi. Słysząc słowo „obligacje”, myślimy — „bezpieczeństwo”. Słysząc „słowo” akcje, myślimy — „ryzyko”. To błąd, ponieważ większość osób indoktrynowana przez branżę finansową nawet nie próbuje się zastanawiać, co tak naprawdę stoi za pa­pie­rami wartościowymi. „Na wymianie papierkami nie można zbudo­wać realnego wzrostu gospodarczego”, jak powiedział mój znajomy — akcje, obligacje oraz inne papiery wartościowe to zwykłe papierki, jeśli nie zastanawiamy się, co za nimi w rzeczywistości stoi.

Zatem myślenie, że kupowanie akcji jest ryzykowne, a obligacji nie, jest błędne, ponieważ może być różnie. Istnieją zarówno bezpieczne, jak i niebezpieczne obligacje. Tak samo jest w przy­padku akcji. Gdzie więc tkwi haczyk?

Liczy się emitent, a potem papier wartościowy

Zmiana sposobu postrzegania papierów wartościowych oraz inwestycji giełdowych nie jest łatwa, tym bardziej że wszyscy wokół twierdzą inaczej niż ja. Warto jednak podjąć wysiłek i zmienić podejście do rynku giełdowego oraz walorów na nim notowanych.

Różnica w stopniu ryzyka związanego z nabywaniem papierów wartościowych wynika z kondycji emitenta tych papierów. Zatem wspomnianym haczykiem jest wartość biznesu, który stoi za danymi papierami wartościowymi. Podchodząc do nich w ten sposób, można powiedzieć, że są one tak naprawdę instrumentami pochodnymi (w sensie ideologicznym, nie w sensie prawnym i finansowym), ponieważ wartość akcji oraz obligacji jest pochodną wartości ich emitentów. W związku z tym, jeśli kiepski biznes wypuszcza na rynek akcje, to będą one ostatecznie miały niską wartość. Jeśli jednak papiery emituje wartościowy biznes, to prędzej czy później zyskają one na wartości.

Problemem jednak jest sytuacja, w której kursy papierów war­tościowych nie odzwierciedlają rzeczywistej wartości biznesów za nimi stojących. Jeśli wiadomo, że dana spółka prowadzi wartościową działalność, a jej akcje są niedoszacowane przez rynek, to pojawia się okazja do ich kupna. Bywa też odwrotnie — akcje dobrych spółek są mocno przeszacowane.

Powyższą sytuację można porównać do robienia zakupów, w szczególności do kupowania odzieży. Ten przykład przemówi głównie do kobiet, gdyż to one mają opanowany do perfekcji sposób dokonywania zakupów. Zauważ, że kobiety kupują ubrania, szukając modnych ciuchów, które mogłyby nabyć w promocji. Jeśli dany ciuch będzie jednak zbyt drogi, nikt go nie kupi. Taka sa­ma zależność występuje na rynkach kapitałowych. Hossa oznacza skrajne przewartościowanie papierów wartościowych, czyli, inny­mi słowy — podczas hossy inwestorzy przepłacają za kupowane walory. Bessa natomiast jest jedną wielką promocją, wyprzedażą inwestycyjną, stwarzającą okazję do zakupu po niskiej cenie akcji dobrych spółek. Wiedząc to, co już wiesz, możesz teraz podjąć de­cyzję, czy:

1. Chciałbyś nabywać obligacje kraju znajdującego się w po­dobnej kondycji finansowej co Grecja? Ja nie chcę finansować nawet Polski, dlatego nie nabywam obligacji emito­wanych przez nasz Skarb Państwa.

2. Chciałbyś posiadać środki zdeponowane w banku Leh­man Brothers na krótko przed jego upadkiem lub w banku Northern Rock, gdy miał on problemy z płynnością? Zapewne nie.

3. Wolałbyś jednak porzucić schematyczne myślenie i nabyć uznawane za ryzykowne akcje wartościowego przedsię­biorstwa, np. KGHM-u, które w porównaniu z obligacja­mi Grecji i lokatą w banku Lehman Brothers są jednoznacz­nymi wygranymi?

Porównując bezpieczeństwo kupowania akcji i obligacji, można się zastanawiać nad różnymi szczegółowymi rozwiązaniami towarzyszącymi obu instrumentom. Jeden z czytelników mojego bloga napisał następujący komentarz w kontekście różnic między akcjami oraz obligacjami:

„Po części się z Tobą zgodzę, ale nie wspominasz o kilku waż­nych faktach:

1. pierwszeństwo zaspokajania roszczeń obligatariuszy wzglę­dem akcjonariuszy,

2. możliwość zabezpieczenia obligacji, co pozwala znacznie ograniczyć ryzyko, a jednocześnie powoduje, że te papie­ry są lepszym wyborem dla osoby, która nie potrafi przeanalizować emitenta,

3. znacznie łatwiejsza do zastosowania strategia buy and hold (w przypadku obligacji nie musisz się zastanawiać , kiedy zakończyć inwestycję),

4. łatwiejszy zarobek — jeżeli przyjrzeć się indeksom w 2007 – 2009, większość akcjonariuszy straciła; w tym samym cza­sie większość obligatariuszy spokojnie wyszła na swoje,

5. obligacje są łatwiejsze do upłynnienia po cenie zakupu niż akcje (znowu zazwyczaj ☺).

Oczywiście, jak każda inwestycja, obligacje wymagają pewnych przemyśleń (chociażby żeby nie kupować ich po takich cenach, że ren­towność lokat okazuje się wyższa niż z danych obligacji )”.

Biorąc pod uwagę szczegółowe rozwiązania dotyczące obligacji, np. poziom ich zabezpieczenia lub pierwszeństwo zaspokajania roszczeń, okazuje się, że ryzyko w przypadku kupna obligacji na­wet kiepskich emitentów wydaje się mniejsze. Jednak w tym rozdziale zależało mi na pokazaniu pewnej ogólnej zależności, bez zagłębiania się w szczegóły, które są w pewnych przypadkach odpowiedzialne za minimalizację ryzyka lub jego zwiększenie. Chodzi głównie o to, żeby wiedzieć, czyje papiery się nabywa. Ten sam czytelnik napisał również inny komentarz na temat bezpieczeństwa kupowania papierów wartościowych:

„Z opinią, że »papier jest papierem, a to, czy jest bezpieczny, czy nie, zależy od podmiotu, który go wyemitował«, muszę się w części nie zgodzić. O ile inwestycja w akcje wymaga wybrania emitenta, który jest w stanie się rozwijać, to w przypadku obligacji można ze spokojem zarobić na emitencie, który się »zwija«. Jedyne, co interesuje obligatariusza, to to, żeby emitent dotrwał do wy­kupu papierów ☺”.

W powyższym stwierdzeniu jest sporo racji, bo przecież banki również udzielają kredytów podmiotom generującym straty, któ­re mimo to spłacają kolejne raty wraz z odsetkami. Obligatariusz nie jest jednak bankiem i nie chciałbym być na miejscu osoby, która kupuje obligacje podmiotu „zwijającego” swoją działalność i dowiaduje się, że nagle ten podmiot nie jest w stanie przeprowadzić wykupu swoich obligacji.

Żyjemy w dziwnych czasach, w których pojawia się wiele od­realnionych wydarzeń, a inwestowanie jest właśnie takim obszarem. Zbyt duża liczba ludzi skupia się dzisiaj na papierze zamiast na emitencie. Powstała nawet dziedzina nauki zwana inżynierią finansową, która zajmuje się wymyślaniem nowoczesnych „pa­pierków” przyjmujących postać skomplikowanych instrumentów pochodnych. Trzeba sobie uświadomić, że papiery wartościowe same w sobie nie tworzą nowej wartości, tylko służą do przemieszczania już istniejącej. Podobnie jest z instrumentami pochodnymi, których pojawia się tak wiele, że nie wiadomo już, kto jest czyim wierzycielem, a kto dłużnikiem. Kryzysy finansowe powstają wsku­tek błędnego postrzegania inwestowania oraz rynku giełdowego. Jeśli miałbyś zapamiętać z tej książki jedną zasadę, to chciałbym, żebyś zapamiętał następujące stwierdzenie:

„Ważny jest emitent, a potem papier”.

Jest to dawno zapomniane stwierdzenie, którego istnienie trzeba sobie nieustannie przypominać, bo tylko takie podejście gwa­rantuje rozsądek i zachowanie spokoju inwestycyjnego. Papier jest papierem i nim pozostanie, natomiast jego wartość zależna jest od realnego biznesu, który za tym papierem stoi. Warren Buffett powiedział, że inwestor tak naprawdę nie jest analitykiem papierów wartościowych, lecz analitykiem biznesu. Bez względu na kontrargumenty, które można wytaczać przeciwko mojej tezie, nie można jej obalić z powodu jej zgodności z najprostszą logiką i podsta­­wo­wymi zasadami inwestycji. Warto więc znać spółkę, której papie­ry wartościowe się kupuje, bez względu na to, czy są to akcje, czy obligacje.

Czymże jest w ogóle analiza papieru wartościowego? Opiera się ona na stosowaniu metod statystycznych, ekonometrycznych oraz skomplikowanych modeli służących do wyceny walorów i pro­gnozowania ich dochodowości. Jaki jest jednak sens analizowania papierów kiepskich przedsiębiorstw? Żaden, ponieważ jeśli anali­zujemy papiery wartościowe mało wartościowych spółek, wyniki analizy będą również mało zadowalające. Analiza papierów wartościowych operuje zatem na wartościach pochodnych w stosunku do realnego biznesu. Nie ma znaczenia, czy będziemy różne war­tości dzielić, mnożyć, logarytmować, czy zrobimy z nimi cokolwiek innego — będący podstawą analizy papier wartościowy dobrej spółki nigdy nie przełoży się na niskiej jakości wyniki i odwrotnie.

Tak naprawdę wszystkie metody analityczne, łącznie z analizą techniczną oraz modelami finansowymi podszywającymi się pod analizę fundamentalną, dostarczają o wiele mniej wartościowych informacji niż analiza fundamentów spółki giełdowej. Choć analiza techniczna może się przydać, nie należy na niej zbytnio polegać.

Co możesz zrobić?

Wydaje się, że dzisiaj nie masz szans w inwestycyjnych starciach z innymi uczestnikami rynku finansowego. Jest to złudne wrażenie, które zostało umyślnie wywołane przez branżę finansową, aby doprowadzić Cię do ostatecznej dezorientacji oraz irytacji. Wszystko sprowadza się do tego, byś w rezultacie tych działań powierzył swoje pieniądze tak zwanym fachowcom, którzy będą nimi zarzą­dzali. Wielu ludzi rzeczywiście nie wytrzymuje tej nieoficjalnej presji i kapituluje.

Inwestorzy, szczególnie początkujący, popełniają jeden błąd — chcą zarabiać duże pieniądze w krótkim czasie, dzięki czemu zaczynają zarabiać w sposób, który naraża ich na konkurowanie z profesjonalnymi graczami — funduszami inwestycyjnymi oraz hedgingowymi. Instytucje te mają dostęp do bardzo szczegółowych danych finansowych, o jakich inwestorzy indywidualni w większości mogą tylko pomarzyć. Konkurowanie zatem z instytucjami na ich własnym podwórku jest z góry skazane na porażkę.

Specjaliści od marketingu wiedzą, że promowanie produktu za pomocą tych samych metod co konkurencja nie przełoży się na lepsze efekty; będą one co najwyżej takie same. Każdy początkujący przedsiębiorca zdaje sobie sprawę z braku szans w konkurowaniu z potężnymi koncernami funkcjonującymi na skalę światową. Za­równo ów marketingowiec, jak i przedsiębiorca poszukują innych sposobów działania oraz nisz rynkowych, które zapewnią im przewagę konkurencyjną. W świecie inwestycji dzieje się jednak dokładnie odwrotnie.

Jeśli dopiero rozpoczynasz swoją karierę inwestycyjną, powinieneś zachować się tak, jak wspomniany przedsiębiorca — poszukać swojej własnej, niszowej strategii inwestycyjnej, która zapewni Ci przewagę. Już na początku da Ci ją inne podejście do inwestycji — podejście wartościowe, a nie papierkowe. Jeśli większość uczestników rynku skupia się na papierach wartościowych, pomijając jednocześnie realny biznes za nimi stojący, to przyjęcie postawy dokładnie odwrotnej sprawi, że:

- zyskasz przewagę konkurencyjną już na początku swojej kariery inwestycyjnej,
- podejdziesz do inwestowania zdroworozsądkowo, co pozwoli Ci zarabiać w długim okresie, dzięki czemu nie będziesz poszukiwał tej jednej jedynej transakcji, która bezzwłocznie uczyni Cię bogatym.

Prawdziwi inwestorzy, tacy jak Warren Buffett, Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz-Żak oraz inni najbogatsi ludzie żyjący na świecie są analitykami biznesowymi, a nie analitykami inwestycji. Zauważ, że tylko niewielu spekulantów, np. George Soros, zarobiło duże pieniądze, natomiast większość najbogatszych ludzi świata doszła do swoich fortun, skupiając się na biznesie, który nabywali, a póź­niej na papierach wartościowych przez ten biznes wyemitowanych.

Jeśli chcesz poprawić swoje umiejętności inwestycyjne lub roz­począć ich nabywanie, polecam Ci obejrzenie polskiej wersji za­granicznego reality show Dragons’ Den, czyli jak zostać milionerem. W tym programie występują profesjonalni inwestorzy, od których możesz się wiele nauczyć. Odcinki tego reality show możesz zna­leźć w serwisie YouTube. Obejrzyj je wszystkie i zwróć uwagę na kryteria, którymi kierują się inwestorzy w tym programie. Odcinki Dragons’ Den są, według mnie, jednymi z najlepszych materiałów edukacyjnych dla inwestora w dzisiejszych czasach. Nie przegap tej okazji.

http://www.rp.pl/artykul/559211.html.

http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/zygmunt-solorz-zak-broni-inwestycji--krauzego.

http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/375450,grecja_coraz_blizej_bankructwa.html.

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Inwestorzy-typuja-bankructwo-Grecji--2300256.html.

Jacques Attali, Zachód — 10 lat przed totalnym bankructwem?, Wydawnic­two Studio EMKA, Warszawa 2010.

PIIGS to akronim od Portugalii, Irlandii, Islandii, Grecji oraz Hiszpanii (ang. Spain). „PIG” to po angielsku oczywiście świnia.

www.gpwcatalyst.pl.

http://www.fundi.pl/10184_lehman-brothers-wygrywal-konkursy-pi%C4%99kno%C5%9Bci.html.

Jeśli dany bank upada, to każdy Kowalski posiadający w nim środki o równowartości przekraczającej 100 tysięcy euro otrzyma kwotę gwarantowaną, natomiast reszty może domagać się z masy upadłościowej banku.

W tym miejscu muszę dodać komentarz. System gwarantowania depozy­tów w Polsce działa w oparciu o wpłaty składek banków będących jego uczest­nika­mi. Jeśli upada bank X, a banki Y oraz Z mają problemy, to może się teoretycznie zdarzyć, że suma zebrana dotychczas w funduszu gwarancyjnym będzie zbyt mała, aby wypłacić gwarantowane kwoty. W takim momencie wkracza państwo, które jednak będzie musiało zrekompensować sobie w przy­­szłości środki budżetowe utracone z tytułu realizacji udzielonych gwarancji.

Dane finansowe zaprezentowane w tym podrozdziale dotyczą całej grupy kapitałowej KGHM Polska Miedź, są więc danymi skonsolidowanymi. Pochodzą z rocznych sprawozdań finansowych oraz prospektu emisyjnego jednostki dominującej KGHM SA z lat 1995 – 2009.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: