Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O'Connor - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,90

Dlaczego warto rozmawiać o Sinéad O'Connor - ebook

W 1990 roku nagranie Nothing Compares 2 U uczyniło z Sinéad O’Connor światową gwiazdę. Dwa lata później artystka pojawiła się w programie Saturday Night Live, gdzie na oczach widzów podarła zdjęcie papieża Jana Pawła II. Ten gest uczynił z niej „stukniętą łysą wariatkę” – właśnie z takimi wyrażanymi publicznie inwektywami musiała się mierzyć przez całe życie.

Allyson McCabe w swoim przejmującym, a zarazem rzetelnie udokumentowanym reportażu opisuje walkę jednej z najbardziej wpływowych piosenkarek naszych czasów o to, by w show-biznesie pozostać sobą. Sinéad nie chciała poddać się regułom przemysłu, który od wokalistek wymagał przede wszystkim seksownego wizerunku, czym umiejętnie grała jej rywalka, Madonna. O’Connor pragnęła wykorzystać swoją sławę, by mówić o sprawach, które uznawała za istotne: przede wszystkim o przemocy wobec kobiet, dzieci, osób dyskryminowanych ze względu na kolor skóry czy orientację seksualną.

To nie jest tylko książka o Sinéad O’Connor, to przede wszystkim książka o opresyjnej kulturze, w której wszyscy żyjemy, choć od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku przybyło nam narzędzi, by mówić o ukrytych formach ucisku. A przybyło ich dzięki ludziom, którzy mieli odwagę przerwać milczenie. Jedną z takich osób była Sinéad.

Kategoria: Nauki społeczne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68180-05-3
Rozmiar pliku: 1 003 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KONTEKST

Zanim zostałam dziennikarką, byłam teoretyczką kultury. Jeśli chcesz skonstruować wywód naukowy, cytujesz innych. W dziennikarstwie w zasadzie jest tak samo. Jednak niezależnie od tego, co twierdzimy jako naukowcy czy dziennikarze, bez względu na to, ile razy już to robiliśmy i jak bardzo staramy się być wierni faktom, nigdy nie będziemy mieć absolutnej pewności, ponieważ takowa nie istnieje.

Kiedy postanowiłam zostawić za sobą posadę wykładowczyni akademickiej na Yale i wkroczyć na ścieżkę mojej obecnej profesji, wybrałam okrężną drogę wiodącą przez krótki podyplomowy kurs dziennikarstwa. Mieliśmy tam jednego profesora – mówiliśmy na niego „Sarge” – który bez przerwy ględził o tym, że zasadą numer jeden dziennikarstwa jest „rejestrowanie wszystkiego”. Podczas gdy reszta studentów w pośpiechu zapisywała jego słowa, przerwałam mu i spytałam:

– Ale co to właściwie znaczy, że wszystko trzeba rejestrować?

Sarge wyglądał na zbitego z tropu.

– A to, że masz wyciągnąć swój cholerny notes, McCabe, i zapisywać każde słowo swojego rozmówcy. Dzięki temu, kiedy potem będzie twierdzić, że przecież nic takiego nie mówił, zamachasz mu notesem przed nosem i powiesz: „A właśnie że mówiłeś”. A jak będzie groził, że cię pozwie, znów zamachasz notesem i powiesz: „Ależ śmiało, zrób mi tę przyjemność!”.

Wszyscy pokiwali głowami ze śmiechem, chłonąc rzucane przez Sarge’a perły mądrości.

– No dobrze, a skąd będzie wiadomo, że nie zmyślił tego, co nam powiedział? Albo że to my nie nakłamaliśmy czy nie przeinaczyliśmy jego słów, kiedy zapisywaliśmy je w notesie? – dopytywałam.

– Ano stąd, że przepytasz na tę okoliczność inne osoby – wypalił ewidentnie rozdrażniony – i ich słowa też zapiszesz w swoim cholernym notesie!

Wszystkie moje wcześniejsze doświadczenia doprowadziły mnie do punktu, w którym uważam taką postawę za uparcie naiwną, a nawet absurdalną – przekonanie, że do PRAWDY można dojść poprzez nagromadzenie świadectw spisanych obiektywną ręką działającą w charakterze sędziego i ławy przysięgłych. Każdy, kto choć raz w życiu przeprowadził wywiad, wie, że to nie zeznanie świadka składane pod przysięgą; to samo można powiedzieć o autobiografii czy wspomnieniach. Ludzie, niezależnie od tego, czy są sławni, czy nie, mówią rzeczy, które w ich mniemaniu inni chcą usłyszeć, korygując lub zatrzymując dla siebie to, co ich zdaniem nie powinno zostać usłyszane. Sprzeczności i pominięcia to nie prosta konsekwencja próby zatajenia pewnych rzeczy ani szwankującej pamięci. Stanowią raczej pozostałość uczuć nie do końca wymazanych, lecz jedynie przygaszonych.

Ci, którzy potrafią czytać między wierszami, nie są wcale posiadającymi supermoce empatami ukrywającymi swoją prawdziwą tożsamość pod maską łagodnego usposobienia w szlachetnym celu, jakim jest służba prawdzie i sprawiedliwości. Po prostu lepiej niż inni rozumieją, że prawda objawia się tak samo w tym, co przemilczane, jak i w tym, co powiedziane, i że równie ważne jest to, do kogo skierowane były słowa, w jaki sposób je wypowiedziano, gdzie, kiedy i dlaczego. Dostrojenie ucha to zupełnie co innego niż naostrzenie ołówka. Może nastąpić dopiero wtedy, gdy masz kontakt z samym sobą i jesteś gotów zaryzykować obnażenie własnej wrażliwości czy słabości, by móc naprawdę usłyszeć i zrozumieć, co ktoś inny próbuje ci powiedzieć.

Dotyczy to w szczególności muzyków, dziennikarzy muzycznych i zagorzałych fanów muzyki – czyli wszystkich nas, którzy czegoś poszukujemy. Na szczęście kosmiczna szafa grająca to studnia bez dna tego, co zagubione i odnalezione. Wystarczy pomyśleć o swojej ulubionej piosence, zwłaszcza jakiejś smutnej, i zastanowić się, dlaczego tak silnie na nas działa. Niekoniecznie z powodu konkretnych okoliczności opisanych w tekście czy też takiego, a nie innego układu nut na pięciolinii. Chodzi raczej o wyimaginowaną rozmowę, którą prowadzimy z artystą, i o to, w jaki sposób pomaga nam ona dotrzeć do własnego doświadczenia.

Owo doświadczenie najczęściej wiąże się z czymś, co utraciliśmy, niezależnie, czy doszło do tego świadomie, czy nie. Piosenki pomagają nam to odzyskać, przypomnieć sobie, zrozumieć albo przynajmniej nauczyć się bez tego żyć. I choć wspomnienie nigdy nie jest tożsame z tym, co stracone, nie oznacza to, że nie powinniśmy próbować sobie tego przypomnieć. Wręcz przeciwnie. Powinniśmy starać się bardziej. Wraz z upływem czasu oddalamy się od jednej prawdy (czyli tego, co było), jednocześnie zbliżając się do drugiej (czyli tego, co to dla nas oznacza).

Szykując się do wywiadu z Sinéad O’Connor, wiedziałam, że będzie to o wiele trudniejsza rozmowa niż te, które przeprowadziłam dotychczas z artystami takimi jak Laurie Anderson, John Cale czy Thurston Moore, bo choć to wielcy i utalentowani muzycy, nigdy nie utożsamiałam się z ich twórczością aż tak bardzo i nigdy przy ich utworach nie wylałam tylu gorących łez. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że opowiedzenie historii O’Connor będzie dla mnie nie lada wyzwaniem, ale to właśnie dlatego czułam, że tym bardziej muszę spróbować.

Chociaż mój materiał o O’Connor miał bazować na wywiadzie z artystką, przeprowadziłam rozmowy z feministyczną ikoną punka Kathleen Hanną oraz dziennikarką muzyczną Jessicą Hopper, żeby osadzić jej historię w szerszym kontekście. Kiedy zabierałam się do montowania materiału, założyłam, że najtrudniejsze zadanie, jakie mnie czeka, to zmieszczenie wszystkiego w pięciu minutach czasu antenowego.

Jednak znacznie trudniejsza okazała się zmiana narracji o O’Connor. Kością niezgody stała się kwestia użycia nagrania z jej występu w SNL w 1992 roku. Postanowiłam, że ani od niego nie zacznę, ani w ogóle z niego nie skorzystam. Chciałam, żeby gospodarz programu jedynie wspomniał o nim we wstępie, mówiąc coś w rodzaju:

Sinéad O’Connor wspięła się na szczyty list przebojów ze swoją niezapomnianą piosenką . Dwa lata później jej kontrowersyjny występ w _Saturday Night Live_ przyćmił blask skierowanych na nią jupiterów. Ale dziś O’Connor powraca ze swoimi wspomnieniami, twierdząc, że tamto wydarzenie nie tyle wykoleiło jej karierę, ile skierowało ją na inne tory. Więcej opowie nam Alyson McCabe.

A potem, zamiast przypominać publiczności o tym, że O’Connor została skreślona, zamierzałam pokazać, dlaczego i w jaki sposób do tego doszło. To oznaczało zaprezentowanie fragmentu wyemitowanego tydzień później odcinka SNL, w którym pojawił się Joe Pesci. W trakcie swojego ponadtrzyminutowego monologu Pesci agresywnie krytykuje artystkę, początkowo używając w odniesieniu do jej występu względnie neutralnego określenia „incydent”, by za chwilę poinformować publiczność, że jego zdaniem to, co zrobiła, było złe i że poprosił, by ktoś z ekipy skleił zdjęcie. Następnie wyciąga naprawioną fotografię, co spotyka się z entuzjastycznym aplauzem widowni, po czym stwierdza: „Koniec tematu”. Tyle że wcale na tym nie poprzestał.

W sposób zawoalowany obarczył winą za ów „incydent” Tima Robbinsa, który występował w roli gospodarza poprzedniego odcinka i który pozwolił, by uszło jej to na sucho. Dodał też, że miała dużo szczęścia. „Gdybym to ja prowadził wtedy program – kontynuował – dałbym jej porządnego klapsa”. To mówiąc, podniósł rękę, żeby zademonstrować, jak bardzo porządny byłby to klaps, co również spotkało się z głośną aprobatą publiczności. Pesci, wyraźnie zadowolony z reakcji, uśmiechnął się od ucha do ucha. „Złapałbym ją za… za…”

W tym miejscu chciałam zrobić gwałtowne cięcie. Słowo, które pada z ust Pesciego, to „brwi” – taki żart odnoszący się do faktu, że nie za włosy, bo przecież O’Connor jest łysa, ale moja publiczność oczywiście dodałaby sobie w tym miejscu słowo „cipka”, kojarząc cytat z Donaldem Trumpem. I dokładnie takie skojarzenie chciałam wywołać. Nie miałam zamiaru zrównać Pesciego z Trumpem. Zdaję sobie sprawę, że aktor tylko recytował monolog napisany najprawdopodobniej przez jakiegoś innego mądralę i że być może wcale nie podzielał jego poglądów.

Chodziło mi o to, żeby tym cięciem pokazać, że słowa Pesciego zostały przyjęte z entuzjazmem, ponieważ publiczność się z nimi identyfikowała. Moim celem nie było ukazanie aktora jako mizogina. To siedzący na widowni odbiorcy, a tym samym szeroko pojęta kultura, byli przesiąknięci mizoginią.

Zależało mi, żeby za pomocą tego cięcia postawić pytanie: Do jakiego stopnia mizoginia przyczyniała się do sposobu, w jaki zaczęliśmy postrzegać O’Connor w 1992 roku? I na jaką skalę nadal ją wplatamy – świadomie bądź nie – w tkankę naszej obecnej kultury? To nie tylko kwestia perspektywy: mężczyzna kontra kobieta. W trakcie swojej dziennikarskiej kariery pracowałam zarówno z mężczyznami, którzy uznawali mizoginię za problem, jak i z kobietami, które miały na ten temat zgoła przeciwne zdanie. Kiedy mizoginia przenika do dyskursu dziennikarskiego, rzadko rzuca się w oczy – i właśnie ta jej niejawność sprawia, że zyskuje potężną moc i tak trudno z nią walczyć.

W tym akurat przypadku mój wydawca, biały heteroseksualny mężczyzna cis w średnim wieku, zdecydowanie określał siebie mianem feministy. A mimo to użył sformułowań „zbyt sugestywne” i „gruba przesada”, kiedy próbował nakłonić mnie do stonowania wypowiedzi Pesciego poprzez położenie większego nacisku na „incydent” z O’Connor w roli głównej, dla „równowagi”. Które z nas miało rację?

Z jednej strony dziennikarz powinien być neutralny: tylko suche fakty, droga pani. Tak nas uczono w teorii i praktyce. Ale decyzja, które nagranie wybrać i w jakim momencie je przerwać, to już celowe wybory niosące ze sobą poważne konsekwencje. Wpływają bowiem na kształt, kontekst i znaczenie, jakie nadajemy opowiadanej przez nas historii – i na to, jak zostanie odebrana przez widzów i słuchaczy.

Dlatego nasze starcie zdecydowanie wykraczało poza granice błahej różnicy zdań. Wręcz przeciwnie, choć żadne z nas nie wypowiedziało tego na głos, nie zgadzaliśmy się co do kwestii fundamentalnej. Mój wydawca chciał zawrzeć w materiale wystąpienie O’Connor, żeby przypomnieć publiczności o wywołanym czy nawet sprowokowanym przez nią skandalu. Z kolei ja chciałam zawrzeć monolog Pesciego, żeby pokazać, w jaki sposób i dlaczego ją skrytykowano.

Moim zdaniem lepiej, żeby dziennikarz otwarcie określił swoje stanowisko i się go nie wypierał, niż żeby udawał, że jest neutralny, i zarzucał temu drugiemu brak obiektywizmu. Ale terminy to terminy, zwłaszcza kiedy się pracuje w branży informacyjnej, więc nie chcąc się kłócić, zgodziłam się zamieścić w materiale fragmenty obu nagrań, dla „równowagi”.

Wywalczyłam jednak nowy tytuł: _Sinéad O’Connor wydaje nowe wspomnienia… i niczego nie żałuje_, zamiast „twierdzi, że niczego nie żałuje”, jak proponował mój wydawca. Dzięki tej zmianie podkreśliłam, że O’Connor nie zamierza nikogo przepraszać za to, że udało jej się _przetrwać_, co okazało się o wiele bardziej sugestywne w wymowie niż planowane przeze mnie cięcie.

Koniec końców, tytuł odzwierciedlał sedno tej historii. Ale to nie była pełna historia. Nawet gdybym miała pięć lat, a nie pięć minut, nie byłabym w stanie zaprezentować wyczerpującej biografii Sinéad O’Connor. Na początku lat dziewięćdziesiątych artystka zdecydowanie potępiła kilka nieautoryzowanych podejść. W 2012 roku, zaledwie po sześciu miesiącach, wycofała się z projektu biograficznego, który wcześniej zatwierdziła.

Nawet w wydanej w 2021 roku autobiografii artystka przyznaje, jak ogromnym wyzwaniem okazało się dla niej opowiedzenie własnej historii, głównie ze względu na nieścisłości i luki we wspomnieniach dotyczących długich okresów życia, w których była psychicznie nieobecna. Poza tym są rzeczy zbyt prywatne, by o nich mówić publicznie, i takie, o których wolałaby zapomnieć. Mimo to, jak pisze dalej we wstępie, żywi nadzieję, że czytelnicy znajdą w jej książce sens. A jeśli nie, ma dla nich radę: „spróbujcie ją zaśpiewać i sprawdźcie, czy to pomoże”.

Pragnę wziąć sobie jej słowa do serca i się do nich zastosować, przyjąć do wiadomości fakt, że opowiedzenie czyjegoś życia, jak należy, to niezwykle trudne zadanie, zaakceptować nieuniknione luki i nieścisłości, pogodzić się z niemożnością zachowania czystego obiektywizmu. Dlatego chcę nie tylko zrelacjonować historię Sinéad O’Connor, ale także „zaśpiewać ją” _bel canto_, co, jak sama wyjaśnia w swoich wspomnieniach, nie ma nic wspólnego z ćwiczeniem gam, oddechem ani profesjonalnymi technikami wokalnymi. Chodzi o to, by odnaleźć własny głos, pozwolić emocjom prowadzić się ku właściwym dźwiękom, a dźwiękom pozwolić prowadzić się ku wyrażeniu prawdziwego przesłania pieśni.

Takie podejście pociąga za sobą nie tylko wczytywanie się w szczegóły, lecz także opowiedzenie historii O’Connor w sposób intymny. By móc to zrobić, sama muszę doświadczyć tych uczuć i od czasu do czasu pozwolić dźwiękom we mnie wylać się na papier, trochę tak, jak zrobiła to Fiona Apple, śpiewając w duecie z O’Connor odtwarzaną na YouTubie _Mandinkę_.

Moim celem – który gdybym zdecydowała się na tradycyjną formę biografii, byłoby mi łatwiej, a zarazem trudniej osiągnąć – jest pokazanie, dlaczego _warto rozmawiać o Sinéad O’Connor_, i udowodnienie tego stwierdzenia na podstawie zarówno jej życia i twórczości, jak i moich własnych, prywatnych oraz zawodowych, doświadczeń. Dlatego namawiam was, abyście w trakcie lektury wzięli do ręki zapalniczkę albo lustro i zaśpiewali razem z nami, wspólnie przebijając się przez ciemność… odbywając podróż ku takiemu _katharsis,_ jakie może przynieść jedynie muzyka. A jak najlepiej zacząć, jeśli nie od początku?UJĘCIE PIERWSZE

Sinéad Marie Bernadette O’Connor przyszła na świat 8 grudnia 1966 roku w Glenageary, w hrabstwie Dublin, w Irlandii, jako córka Johna (czasami nazywanego Seanem), inżyniera, który został adwokatem, i Marie, zawodowej kucharki i krawcowej, która została gospodynią domową. Urodziła się jako trzecia z czworga dzieci O’Connorów. Najstarszy brat, Joseph, jest nagradzanym powieściopisarzem. Drugi w kolejce, Eimear, to wybitny historyk. Najmłodszy, John, wybrał zawód psychoterapeuty. A Sinéad zrobiła karierę muzyczną i sprzedała miliony płyt na całym świecie. Oprócz tego była uprzedmiotawiana, krytykowana, psychoanalizowana, hospitalizowana, czyniona obiektem skandali i nader często lekceważona i odrzucana jako główna bohaterka jednej wielkiej katastrofy rozgrywającej się w zwolnionym tempie. Jak do tego wszystkiego doszło?

Zacznijmy od nowa, tym razem serwując inny zestaw faktów: dzień narodzin Sinéad przypada na święto Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. W latach sześćdziesiątych, za czasów katolickiej teokracji w Irlandii, była to bardzo ważna data. Uroczystość, podczas której celebrowano bezgrzeszne życie Maryi Dziewicy, stanowiła nieoficjalny początek sezonu bożonarodzeniowego. Tego dnia zamykano szkoły, wierni tłumnie gromadzili się w kościołach, a z całego kraju napływały doniesienia o wizjach religijnych.

Rodzice wybrali dla córki trzecie imię, Bernadette, na cześć Bernadety Soubirous, która jako nastolatka doświadczyła objawień maryjnych. Dzięki swoim wizjom Bernadeta została kanonizowana, natomiast Maryja za ich sprawą zyskała kolejne wcielenie, Matki Bożej z Lourdes. W dzieciństwie O’Connor także wierzyła w ten cud, na który, jak sama przyznaje, zdobyła namacalny dowód: otóż kiedy babcia polała jej stopę świętą wodą z Lourdes, szpecąca nogę kurzajka, która miała zostać usunięta chirurgicznie, zniknęła.

Krótko mówiąc, Sinéad O’Connor urodziła się i wychowała w wierze katolickiej, co nie było niczym dziwnym wśród irlandzkich dzieci z jej pokolenia. Jak kiedyś sama wyjaśniła, „jeśli biskup szedł ulicą, ludzie odsuwali się, żeby zrobić mu miejsce. Jeśli biskup pojawił się na ogólnokrajowym wydarzeniu sportowym, wszyscy zawodnicy z drużyny padali przed nim na kolana i całowali jego pierścień. Jeśli ktoś popełnił błąd, zamiast powiedzieć »Nikt nie jest doskonały«, mówiliśmy: »Zdarza się nawet biskupowi«”.

_Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: