Do dna Tom II - ebook
Do dna Tom II - ebook
Agnieszka Osiecka była związana ze sceną przez całe życie. Pisała wiersze, piosenki, powieści, opowiadania dla dorosłych i dla dzieci, ale także sztuki teatralne i widowiska telewizyjne. Pomysłowe, dowcipne, subtelne, bogate w piosenki i w muzykę, miały najlepsze cechy pisarstwa tej niezapomnianej Autorki.
Drugi po „Jabłoniach” tom dramatów Agnieszki Osieckiej nosi tytuł „Do dna”, jak przedostatni spektakl, przy którym Autorka pracowała w sopockim Teatrze Atelier. Podział utworów między tomy miał w zamyśle pokazać, że twórczość sceniczna Osieckiej mroczniała z upływem lat: wczesne „jasne” sztuki w tomie pierwszym miały być dopełnione późniejszymi „ciemnymi” w tomie drugim. Byłoby jednak sporym uproszczeniem dzielić te sztuki na pogodne i desperackie, a jeszcze większym – przekładać ten podział na twórczość wczesną i późną. Utwory powstawały przecież w rozmaitych stylach, często ocierały się o pastisz, od samego początku łączyły liryzm i satyrę.
Kategoria: | Kino i Teatr |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7961-529-2 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drugi po Jabłoniach tom dramatów Agnieszki Osieckiej nosi tytuł Do dna, jak przedostatni spektakl, przy którym autorka pracowała w sopockim Teatrze Atelier. Za takim wyborem tytułów stał początkowo zamysł, by jej wczesne, „jasne” sztuki dopełnić późniejszymi, „ciemnymi”. Chcieliśmy pokazać, że ta rozrywkowa (jak zwykło się myśleć) twórczość sceniczna mroczniała z upływem lat, od optymistycznego wodewilu Niech no tylko zakwitną jabłonie aż po rozliczeniowe, przedśmiertne Darcie pierza. Podczas przygotowywania tekstów do druku okazało się jednak, że ich tonacja nieustannie się zmienia. Byłoby sporym uproszczeniem dzielić sztuki Osieckiej na pogodne i desperackie, a jeszcze większym – przekładać ten podział na twórczość wczesną i późną. Te utwory powstawały przecież w rozmaitych rejestrach, często ocierały się o pastisz, od samego początku łączyły liryzm i satyrę.
Jak zatem wytłumaczyć się z wyboru? Chyba najprościej – drugi tom zawiera większość sztuk z archiwum Fundacji Okularnicy, które nie weszły do tomu pierwszego. Agnieszka Osiecka napisała ich więcej, ale niektóre się nie zachowały, sporo nie doczekało się realizacji, nie ze wszystkich sama autorka była zadowolona, nie zawsze też była ich jedyną autorką, jak choćby w przypadku (wydanych osobno) tekstów z STS-u. Staraliśmy się nie pominąć niczego ważnego, tym bardziej że zamieszczone tu utwory sceniczne wychodzą drukiem po raz pierwszy.
Jak się w takim razie wytłumaczyć z tytułu? Tak się jakoś składa, że właściwie wszystkie zebrane w drugim tomie sztuki, nawet te komediowe w tonie, opowiadają o dochodzeniu do dna, a niekiedy także o odbijaniu się od niego. A także o życiu, które niekoniecznie rozpieszcza, ale warte jest toastu.
Najstarsza drukowana tu sztuka jest zarazem chyba najmniej znana – to Gwiazdy i winogrona, rzecz napisana specjalnie dla nowego rocznika absolwentów PWST w Warszawie. Wystawiono ją w maju 1969 roku jako przedstawienie dyplomowe; Margaritę zagrała Małgorzata Niemirska, Marię – Stanisława Celińska1. Wykonawcy mieli być młodzi, bo właśnie naiwność, ale i siła młodości jest głównym tematem tej „ballady” z dziejów współczesnej Grecji. Inspirowane filmem Grek Zorba i muzyką Mikisa Theodorakisa przedstawienie (skomplikowanej aranżacji, miejscami bliskiej nowym kompozycjom, podjął się Marek Sewen) miało silny kontekst polityczny: akt pierwszy, w którym greccy wieśniacy szykują się do buntu, dzieje się w 1957 roku, akt drugi dziesięć lat później, tuż po puczu wojskowym, który ustanowił rządy prawicowej junty. Sztuka miała zatem wymowę antyfaszystowską i jako taka nie mogła budzić zastrzeżeń, ale na planie aluzyjnym można ją też było czytać jako wypowiedź na temat uniesień i złudzeń polskiej odwilży. Na dno, czyli do więzienia, trafia tu ideowiec Alekos i właśnie on przywraca potem wiosce nadzieję. Niewykluczone, że autorka wzorowała tę postać na samym Theodorakisie. Studencki spektakl nie został niestety zarejestrowany i szkoda, że przedstawienie nie trafiło już potem na zawodową scenę.
Spektakularny sukces odniosły za to Łotrzyce, musical samograj dla dwóch aktorek charakterystycznych. W obsadzie premierowej z 1974 roku były to Krystyna Sienkiewicz i Wanda Majerówna, którym partnerował Krzysztof Kowalewski, muzykę zaś napisał ojciec poetki, Wiktor Osiecki. Wieczór sylwestrowy dwóch chałturzących szansonistek także jest podróżą do dna, w tym przypadku do dna butelki jarzębiaku, którym obie panie umilają sobie samotność w prowincjonalnym hotelu. Artystki z nich marne, nawet na własny temat kłamią nieudolnie. A przecież finałowa furia, z jaką biorą odwet na obcesowym impresario, ma w sobie energię samorodnego feminizmu! Łotrzyce trafiały potem na sceny różnych teatrów jeszcze jedenaście razy i trudno się temu dziwić – jako satyra na artystyczną szmirę, a zarazem jako pełen empatii portret kobiet na zakręcie nie straciły swojej siły i humoru.
Najpiękniejszy w całej wsi (1976) to z kolei jeden ze smutniejszych tekstów w tym tomie. Nawiązuje do Gwiazd i winogron przez motyw wiejskiej wspólnoty i postać bohatera niesłusznie wtrąconego do więzienia, ale w odróżnieniu od greckiej opowieści kończy się tragicznie. Cóż po uczciwym prokuratorze, który trafia na akta sprawy sprzed lat i doprowadza do uniewinnienia skazańca, skoro zdradzony bohater nie ma już do kogo wracać? Sztuka została napisana na konkurs teatru w Bydgoszczy i wygrała go, a rozszyfrowanie godła musiało być dla jurorów zaskoczeniem – za ludową stylizacją i surowymi diagnozami w stylu Redlińskiego czy Kawalca, autorów tak popularnego w latach siedemdziesiątych nurtu wiejskiego, trudno domyślić się pióra Agnieszki Osieckiej. Chyba że byłaby to Osiecka jeszcze z STS-u, by dać przykład napisanych wraz z Andrzejem Jareckim Oskarżonych (1961), zmontowanych z autentycznych kryminalnych doniesień. O ile jednak rozrywkowi Oskarżeni stali się scenicznym przebojem, o tyle Najpiękniejszego w całej wsi grano tylko przez jeden sezon. Może był aż nazbyt oskarżycielski?
Demaskatorskiej siły trudno też odmówić Śwince, napisanej w tym samym roku do muzyki Piotra Figla. Spektakl w formie tekstu i oryginalnej partytury muzycznej kupił Teatr Rozrywki na Pradze w Warszawie, reżyserował Marian Jonkajtys, który był dyrektorem teatru. Nie zachowały się z tego żadne materiały. Potem wystawiała Świnkę kilkakrotnie Estrada Katowicka w reżyserii Barbary Katarzyny Radeckiej, feralnie, bo niedługo przed stanem wojennym. To satyra na telewizję i mechanizmy władzy: oto przypadkowy zwycięzca konkursu telewizyjnego dostaje w nagrodę godzinę czasu na antenie. Z przeciętnego zootechnika wychodzi przed kamerami oszalały dyktator, na szczęście eksperyment ze sławą trwa krótko – medialne młyny mielą dalej, wystawiając nowych ochotników na spojrzenia. Trudno się oprzeć wrażeniu, że niektóre sceny tej sztuki powstały pod silnym wpływem Gombrowicza, tyle że autorka przeniosła jego pomysły w kontekst, którego pisarz już nie dożył. Sama studiowała dziennikarstwo i reżyserię, współpracowała z telewizją i znała od środka mechanizm kreowania popularności, dlatego groteskową Świnkę czytać można jako rozrachunek z kiczem i manipulacją ówczesnego (ale i dzisiejszego) świata mediów.
Takim żywym komentarzem epoki były też Jasełka’87. Ach, ubogi żłobie…, zachowane w maszynopisie pod tytułem Dzicy lokatorzy. Inspirowana Bryllem śpiewogra została pokazana w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, kolędy i oryginalne pieśni gospel śpiewał zespół Spiritual Singers. Widzimy tu Świętą Rodzinę jako typową parę studencką – Maria uczy się w ciąży angielskiego, Józef łapie jakieś stolarskie fuchy, jak większość młodych małżeństw nie mają mieszkania. Ich tułaczka z blokowiska do pegeeru jest podróżą przez Polskę na krótko przed transformacją ustrojową, gdy „ubogi żłób” można było rozumieć jako metaforę politycznego i gospodarczego dna. Co ciekawe – Maria i Józef wędrują razem z przyjaciółmi, jak ci, którzy przed beznadzieją późnych lat osiemdziesiątych szukali schronienia w różnego rodzaju grupach. Sporo realiów obyczajowych tych jasełek zdążyło już przejść do historii, za to puenta, narodziny Dziewczynki, wydaje się i dzisiaj zaskakująco nowoczesna.
Na inny eksperyment uwspółcześnienia zdecydowała się Agnieszka Osiecka przy Śnieżycy (1992), pierwotnie zatytułowanej Rozpaczna ballada. Spektakl powstał jako muzyczna adaptacja Śniegu Stanisława Przybyszewskiego dla Teatru Słowackiego w Krakowie, kompozytor Zygmunt Konieczny skorzystał z propozycji dyrektora teatru Jerzego Golińskiego i zadebiutował w roli reżysera. Autorka odświeżyła tekst sprzed dziewięćdziesięciu lat, oczyściła go z manieryzmów, dodała piosenki. Ze znaczącym dopowiedzeniem: Kazimierz pojawia się u niej jako Kazimierz Stanisław, czyli zapewne sam Przybyszewski. W tekście młodopolskim mamy niemal dosłowną podróż do dna – gdy porzucona dla kobiety fatalnej młoda żona topi się w przeręblu – ale metaforycznie chodzi rzecz jasna o duchowe przepaście, o niemożliwość szczęścia. Autorka Śnieżycy poszła tym tropem, nie ośmieszając pierwowzoru, przekładając go tylko na własny język poetycki i na (też w końcu młodopolski z ducha) styl Piwnicy pod Baranami.
Do dna z 1997 roku to już klasyczny przekład: Agnieszka Osiecka przetłumaczyła z rosyjskiego jednoaktówkę Ludmiły Pietruszewskiej, zaprzyjaźnionej dysydentki. Tym razem sens tytułu pozostaje zdecydowanie alkoholowy: widzimy trzech przyjaciół podczas pijackiego spotkania i wysłuchujemy opowieści o ich życiowych komplikacjach. Sama sztuka Pietruszewskiej jest w zasadzie komedią obyczajową z elementami czarnego humoru, za to dopisanie songów, które do drapieżnej muzyki Przemysława Gintrowskiego śpiewał Marek Richter, nadało jej poetycki klimat. Niestety, Agnieszka Osiecka nie doczekała spektaklu w sopockim Teatrze Atelier – premiera odbyła się pół roku po jej śmierci.
Podobnie było z Darciem pierza, pisanym w pośpiechu mniej więcej w tym samym czasie, a wystawionym dopiero w 1998 roku. To sztuka pożegnalna z wyraźnym rysem autobiograficznym – starsza kobieta porządkuje swe pamiątki i wspomnienia w towarzystwie młodego asystenta, nie do końca świadomego, że pomaga jej szykować się do odejścia. Życiowy remanent, także przeprowadzany „do dna”, oscyluje między niezobowiązującą pogawędką a psychodramą. Kontekst osobisty nie ułatwiał oceny spektaklu, ale chwalono kreację Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, która miała wyjątkowo trudne zadanie: nadała roli wymiar uniwersalny, choć wszyscy dopatrywali się w granej przez nią postaci samej autorki.
Darcie pierza nie jest może najlepszym artystycznie dramatem Agnieszki Osieckiej, ale jako wypowiedź chyba najważniejszym. To jej testament, w którym pewne rzeczy padły wprost. Tyle tylko, że „testament” brzmi ciężko i patetycznie, a Darcie pierza ma lekkość puchu – poetka nie byłaby sobą, gdyby i tu nie zostawiła niedomkniętej furtki, w której fruwają ostatnie piórka.
Justyna Jaworska
1 Tę i wiele innych informacji zawdzięczam ciekawej i cennej faktograficznie pracy magisterskiej Macieja Olszewskiego „Teatr Agnieszki Osieckiej. Przedstawienia”, napisanej na Uniwersytecie Gdańskim pod kierunkiem prof. Jana Ciechowicza.OSOBY:
MARGARITA – dziewczyna
ANDRYKOS i ANDREA – rodzice Margarity
ALEKOS – młody rybak
PERYKLES – jego przywódca
DYMITRIS Kukukieris – bogaty kupiec
MARIA – powiernica Margarity
POLICJANT
STARUCHA
DZIEWCZYNA
CHŁOPAK I
CHŁOPAK II
ZAKOCHANA
ZAKOCHANY
OBIEŻYŚWIAT I / POLICJANT II / STRAŻNIK I / HOCHSZTAPLER
OBIEŻYŚWIAT II / POLICJANT III / STRAŻNIK II / POMOCNIK / ROBOT
Gadający KOT
CZŁOWIEK z gór
Rybacy, dziewczyny, pracownicy winnicAKT I
Rok 1957
Dekoracja przedstawia wioskę rybacką na skalistej wyspie u wybrzeży Grecji.
Skały, łodzie, niewielka przystań, nabrzeżne domostwa, uboga kuźnia, tawerna z beczkami wina, sieci rybackie. Na skałach rosną margerytki.
Uwaga: Wszystkie zejścia i wejścia na scenę winny odbywać się na tle muzyki, w rytmie tanecznym lub wręcz w tańcu. Akompaniament stanowią fragmenty piosenek (zaznaczone w tekście) lub perkusja (małym zaznaczeniem melodii). Obieżyświaty wędrują z tobołkami przez widownię w stronę sceny. Zatrzymują się i śpiewają przed kurtyną na melodię Kupletów Obieżyświatów
OBIEŻYŚWIAT I
mówi
Ta historia dzieje się w balladzie.
OBAJ
śpiewają
Ta historia dzieje się w balladzie,
a ballada w kraju greckim.
Opowiemy jak umiemy,
trochę smutno, trochę hecnie.
Zaśpiewamy wam nieskładnie
o miłości i o szlachetności,
o śmiertelnym zakochaniu,
o jednej niewierności.
Pamiętajcie, że nad Grecją
wiszą chmury, choć nie pada,
więc zapłacze dzisiaj nieraz
smutno-śmieszna ta ballada.
Solo
Gruby Turek palił fajkę,
chudy Anglik – papierosa.
Wir domowych wojen hulał
i świszczała śmierci kosa.
Inna melodia, która nie będzie powtarzać się w balladach Obieżyświatów w środku sztuczki. Winna być rzewna i wzruszająca. Może być kiczowata, byle piękna
OBAJ
poważnie, z pomocą chóru
Grecja ma oczy czarne
i suknię błękitną jak niebo.
A wyspy to jej korale,
a gwiazdy snu jej strzegą.
A w morzu błyszczy sól,
a ta sól – to łzy.
O grecki kraju mój,
co też ci się śni?
Grecja ma oczy czarne
i suknię błękitną jak niebo,
a wyspy to jej korale,
a gwiazdy snu jej strzegą.
Tę piosenkę powtórzy Alekos na początku aktu II
OBIEŻYŚWIAT I
Jest czwarta, a może piąta nad ranem. Niedługo będzie świtać.
OBIEŻYŚWIAT II
Rok pięćdziesiąty siódmy.
OBIEŻYŚWIAT I
Tysiąc dziewięćset.
OBIEŻYŚWIAT II
Rzecz dzieje się w balladzie.
Rozsuwa się malowana kurtynka. Przedstawia ona prymitywną plastyczną mapę wyspy, przypominającą obrazy naiwnych malarzy bałkańskich.
Ukazuje się wioska rybacka z ubogą kuźnią w rogu sceny.
Na kominie leży gadający Kot Barabados. Kuźnia pełna jest łańcuchów i nieokreślonych żelaznych przedmiotów. Obwieszona tym niczym choinka. Rudera się wali, więc widać ją w przekroju. A obok – łodzie, przystań, skały
Scena 1
Kowal Andrykos, Andrea i Kot Barabados
ANDREA
szorując kociołek zabrudzony sadzami
Dosyć mam tego wszystkiego!
ANDRYKOS
przy pracy
Co mówisz, moje słońce?
ANDREA
Mówię, że dosyć mam szorowania garów codziennie, ledwie słońce wstanie!
ANDRYKOS
Mogłabyś nie szorować ich rankiem, gdybyś to uczyniła wieczorem.
ANDREA
Kiedy wieczorem coś mnie bierze!
ANDRYKOS
Co takiego, moje słońce?
ANDREA
Jakieś takie ziewanie, przeciąganie… I jeszcze takie łaskotki, jakby mnie diabeł drapał w pięty. Chce mi się spać i płakać. Ale co ty możesz o tym wiedzieć. Wszak jesteś moim mężem.
ANDRYKOS
Chciałbym zjeść śniadanie.
ANDREA
stawia mu z hałasem talerz przed nosem
A ja bym ci najchętniej rozbiła na łbie ten talerz i wszystkie inne szczerbate półmiski z tego gospodarstwa!
ANDRYKOS
Cóż ci to, słowiczku?
ANDREA
On się pyta!… Mogłam wyjść za mąż za rybaka, który łowił codziennie cztery ławice tłustych ryb, czyż nie tak, Barabadosie?
Kot mruczy potakująco
Mogłam wyjść za gospodarza, który miał w spiżarni myszy tłuściejsze od tego kota, mogłam wyjechać do Aten i śpiewać pieśni na jarmarkach!
Kot prycha kpiąco
ANDRYKOS
Ale pokochałaś mnie, ubogiego kowala. Mogę zarobić tyle, ile zapłacą mi ludzie na tej wyspie. A to jest bardzo biedna wyspa, Andreo!
Kot wzdycha
Nasz kot żywi się zdechłymi rybami, czyż nie tak?
ANDREA
O, ja nieszczęśliwa! O, ja niekochana!
KOT
nuci
Nieszczęśliwa owdowiała,
Kamyk we włosy wplotła…
ANDREA
Gdzie ja miałam oczy. W łóżku jesteś jak kawałek lodu, a w kuźni – szkoda gadać…
ANDRYKOS
Chcesz powiedzieć, że jestem złym kowalem?
ANDREA
No pewnie. Skoro nie umiesz nawet wykuć robota…
ANDRYKOS
Robota? A cóż to takiego??
ANDREA
Nawet nie wiesz co to?! Ja całe życie o tym marzę. To taka maszyna. Chodzi. Brzęczy. A najważniejsze, że zmywa garnki. Cały dzień może pracować, a ty tylko mówisz: „Robocie, wymyj kociołek”, „Robocie, zamieć podłogę”.
ANDRYKOS
I on zamiata?
ANDREA
A jakże! A na nosie ma wypisane: Made in USA.
ANDRYKOS
To za trudne jak dla wiejskiego kowala. Nie zrobię ci takiego.
ANDREA
No to mi kup.
ANDRYKOS
Nigdy nie będę miał tyle pieniędzy.
ANDREA
Nigdy?
ANDRYKOS
Nie wiem.
KOT
Nie wiem.
ANDREA
Ty też nie wiesz, Barabadosie?
KOT
Czego nie wiem, tego w ogóle nie warto wiedzieć.
ANDREA
O, ja nieszczęśliwa. Jeżeli nikt tego nie wie, to skąd ja mam wiedzieć, czy porzucić mego męża, biednego kowala?
KOT
I kiedy, ewentualnie.
Andrea zabiera mężowi talerz sprzed nosa. Andrykos zaczyna palić nargile
ANDREA
Masz ci los. Zamiast się brać do roboty, ten kończy fajkę. Jeszcze trochę, a zaczniesz czytać gazety.
wygląda przed kuźnię
Margarita! Ej, Margarita!
Scena 2
Wbiega Margarita; nie zwracając uwagi na rodziców, sposobi się do wyjścia.
Wkłada chustę, czesze się przed lustrem. Jest ładna
ANDREA
Gdzie byłaś?
Margarita nie odpowiada
KOT
nuci
Z chłopakami byłam,
czarne wino piłam,
mateczko mo-ja…
ANDREA
Nie ciebie pytam.
Andrykos rozpala ogień w kuźni
Co za czasy. Prędzej się proste bydlę do człowieka odezwie niż rodzona córka. Kot mi śpiewa jak słowik, a mój słowiczek zdradza jak kot. Bóg mnie pokarał mężem nierobem i córką latawicą.
KOT
Hulanicą.
ANDRYKOS
do Kota
Co mówisz?
KOT
Nic. Śnię.
Margarita wybiega
ANDREA
biegnie za nią z wiadrami
Margarita! A woda?
MARGARITA
Teraz nie.
ANDREA
Niewdzięcznico! Bierz wiadra.
MARGARITA
Nie mogę, mamo! Spieszę się.
wybiega ze sceny w rytmie O Margarito przed ścigającą ją w tym samym rytmie Andreą
ANDREA
Masz ci los: „Spieszy mi się!”. Ja też się pospieszyłam, wychodząc za mąż za kowala.
KOT
Ktoś idzie.
ANDREA
Kto?
KOT
nasłuchując
Nie wiem. Idzie od strony gór i… śpiewa.
Wszyscy nasłuchują. Z daleka niesie się głos. To słychać Peryklesa i jego pieśń: Dodaj mi sił… Tempo przyspieszone w stosunku do greckiego oryginału.
Perykles śpiewa strofę lub dwie, jak chcecie: jedną poza sceną, drugą, gdy przez proscenium wolno wędruje do kuźni. Akompaniament bardzo daleki.
Ta pieśń, lepiej słyszalna, powtórzy się jeszcze w tym akcie. Perykles jest rozebrany do pasa, ma jedynie skórę przewieszoną przez ramię. Urywa śpiew i puka w okno kuźni
ANDREA
Ejże! Coś ty za jeden? Pukasz, choć widzisz, że nie mamy drzwi!
KOT
Pukanie nieczynne.
ANDRYKOS
Wejdź do środka.
Perykles wchodzi i kładzie na ziemi ciężki tobół
ANDREA
Coś ty za jeden?
PERYKLES
Perykles. Przybywam z gór.
KOT
Poznaję go. Mieszka w górach, a kiedy schodzi na dół, zawsze przynosi za sobą jakieś nieszczęście.
ANDREA
Masz ci los. A ja myślałam, że pieniądze.
ANDRYKOS
Z czym przychodzisz, Peryklesie?
PERYKLES
Organizuję strajk.
ANDREA
wybucha śmiechem
Oj, nie mogę. Oj, bo pęknę. Czy chcesz zorganizować strajk w tej kuźni? Chętnie zastrajkuję i przestanę gotować temu niezdarze.
PERYKLES
Organizuję strajk rybaków. To nie do pomyślenia, żeby kupcy płacili naszym rybakom za ich połowy tyle, co kotu za łapanie myszy.
KOT
Nie do pomyślenia, ale do przeprowadzenia.
PERYKLES
Nie wierzę w gadające koty. To zabobon.
ANDRYKOS
Wybacz, Peryklesie. Jestem ciemnym kowalem. Co sprowadza cię do mnie, Peryklesie? Nie jestem rybakiem. Nie mam nawet łodzi.
ANDREA
Nie ma i nie będzie miał. A ja nie będę miała amerykańskiego robota.
PERYKLES
Będziesz miała.
ANDREA
A kto mi go kupi? Może ty?
PERYKLES
Może ja.
ANDREA
śmieje się
Może on! Nie mogę… Nie chcesz chyba, żebym drugi raz pękła ze śmiechu.
PERYKLES
Nic nie rozumiesz. Grecy muszą nauczyć się walczyć, stawiać warunki! Wtedy będą wszystko mieli, nawet robota do kołysania dzieci.
KOT
Na razie gwiazdy kołyszą nas do snu.
ANDRYKOS
Śpiewają nam przez dziury w dachach.
PERYKLES
Nie będziecie mieli dziur w dachu. Pomyślcie, jest pięćdziesiąty siódmy rok! Za dziesięć lat będzie tu stał biały dom bez dziur i karaluchów.
KOT
Byle z myszami.
ANDRYKOS
Nasi rybacy boją się strajkować. Kupcy znajdą innych dostawców.
PERYKLES
A może nie znajdą?
ANDREA
Piękne gadanie. I to ty ich przekonasz?
PERYKLES
Ja.
ANDREA
Nie masz nawet ubrania. Spójrz na siebie. Tylko łachmany i smugę wiatru przydźwigałeś z gór.
PERYKLES
Ale przyprowadziłem ze sobą wesołą pannę. Ma na imię nadzieja.
KOT
Nadzieja jest matką tych, którzy nie mają innego wyjścia, jak tylko mieć nadzieję.
PERYKLES
W uszach mi szumi.
traktuje Kota jak powietrze
Ale do rzeczy. Andrykosie! Pragnę, żebyś mi wykuł podkowę.
ANDRYKOS
Podkowę? A na cóż ci ona? Nie masz nawet konia ani osła! Jesteś tak biedny, że nie masz nawet kota.
KOT
Zresztą, który kot dałby się podkuć?
PERYKLES
Chcę dźwignąć tę wyspę, Andrykosie. Trzeba mi dużo siły. Proszę cię, żebyś wykuł mi podkowę tak wielką jak dla smoka.
ANDREA
On bredzi. Za długo mieszkał w górach.
ANDRYKOS
Zdziwaczał.
KOT
To z samotności.
PERYKLES
Chcę mieć podkowę, której nie powstydziłby się potwór siedmiogłowy mieszkający kiedyś w tych górach.
ANDRYKOS
Na cóż ci ona?
PERYKLES
Potrzebna mi, abym ją zginał. Będę tak długo dźwigał drzewo z gór i kołysał wielkie głazy w ramionach, aż uda mi się ją pokonać, zgiąć jak trzcinę. Wtedy wyspiarze zrozumieją, że mam dość siły, aby ich poprowadzić.
ANDRYKOS
Ja już cię zrozumiałem.
ANDREA
Wszyscy dzisiaj powariowali.
KOT
To ten wiatr zimno-gorący.
ANDREA
A czym chcesz zapłacić za tę podkowę? Może złotem?
PERYKLES
Przyniosłem wam chrustu z gór.
rozwija tobół
ANDREA
zadowolona, ale trzyma fason
Też mi zapłata.
ANDRYKOS
Cóż. Dzisiejszej nocy ani rankiem nic dla ciebie nie zrobię, Peryklesie. Kuję łańcuchy dla samego Dymitrisa.
PERYKLES
A któż to taki?
ANDREA
O, zaraz widać, żeś nietutejszy. To bogacz. Przybywa na wyspę aż z Aten. Może weźmie naszą Margaritę za służącą.
KOT
Albo i za żonę.
PERYKLES
A na cóż mu łańcuchy?
ANDREA
Na jego siedem waliz! Skuwa łańcuchami, bo lęka się na naszej wyspie złodziei.
KOT
Sam jest złodziejem, złoczyńcą złotogrubasem.
ANDREA
Ćśśśś… Ani się waż tak mówić.
KOT
Czuję w powietrzu zapach słoniny. Będą swaty.
PERYKLES
Wobec tego odchodzę.
ANDREA
Do widzenia.
ANDRYKOS
Nie, zaczekaj. Dobrze. Zrobię ci tę podkowę.
ANDREA
Bodajbym młodo owdowiała.
KOT
na ucho
Już ci to nie grozi.
PERYKLES
Dzięki ci, Andrykosie.
ANDRYKOS
Zrobię ci podkowę wspanialszą jeszcze niż ta, o której marzyłeś.
PERYKLES
A ja, na początek, przeniosę waszą kuźnię w miejsce bardziej osłonięte od wiatru.
Perykles wychodzi przed chatę i ocenia ją okiem siłacza. Andrea i Andrykos wybiegają za nim.
ANDREA
Mężu mój! Obaj upiliście się wiatrem. O, ja nieszczęśliwa. A mogłam śpiewać na jarmarkach!
Perykles pochyla się, „przymierza”, unosi chatkę i dźwiga ją całą na plecach. Robi rundę po scenie w rytm melodii Dodaj mi sił. Akompaniament potężnieje. Za Peryklesem wędrują Andrea i Andrykos, aż razem odejdą w kulisę lub odpłyną w głąb horyzontu
ANDRYKOS
Andreo, ten człowiek ma siłę lwa.
KOT
sentencjonalnie
I rozum kota.
Cała kawalkada, tańcząc dostojnie w rytm Dodaj mi sił, znika ze sceny.
Na środku sceny pozostaje Kot, który śpiewa.
Uwaga: Proszę, aby wszystkie zejścia i wejścia aktorów na scenę były zrobione na tle muzyki, w rytmie, niemal w tańcu. W pół-tańcu
KOT
na melodię Kupletów Obieżyświatów
Ta historia dzieje się w balladzie,
a w balladzie tak już bywa,
OBIEŻYŚWIATY
wychylając się zza kulis
że przydarza się raz na dzień
historyjka niemożliwa.
znikają
KOT
Na kominie czas się dłuży,
może dzisiaj się rozerwę,
bo ten człowiek nam wywróżył
w powszedniości małą przerwę!
mówi
W powszedniości małą przerwę.
Tańcząc w rytm kupletów, znika za kulisami.
Chwila ciemności. I znów światło, tylko dużo zielonego
Scena 3
Dostępne w pełnej wersji