Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Do ostatniej kropli mojito - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 września 2025
24,23
2423 pkt
punktów Virtualo

Do ostatniej kropli mojito - ebook

Angelika to młoda dziewczyna, której zostało prawdopodobnie pół roku życia. W tych ostatnich dniach pragnie jeszcze coś przeżyć. Nie śmie nawet marzyć o miłości, gdy niespodziewanie to uczucie spada na nią jak grom z jasnego nieba. Janek ma przed sobą świetlaną przyszłość. Mimo to, nie jest do końca szczęśliwy. Czy tych dwoje będzie mieć odwagę, by zaryzykować i pójść za głosem serca? Czy mimo zbliżającej się śmierci warto jeszcze próbować? Książka jest przeznaczona dla osób pełnoletnich.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-543-9
Rozmiar pliku: 703 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I
Angelika

Słońce zaczęło przebijać się przez żaluzje. Janek z trudem otworzył oczy i jęknął. Bolała go głowa i suszyło po wczorajszej ostro zakrapianej imprezie. Chciał się napić wody, ale butelka obok łóżka była pusta.

— Jak zawsze — powiedział.

Spróbował wstać, lecz z powrotem opadł na poduszkę. Poczuł ciężar gdzieś w okolicy brzucha. Obok niego leżała na boku półnaga dziewczyna, miała na sobie tylko majtki. Włosy w nieładzie zasłaniały jej twarz. Nie mógł jej rozpoznać. Kim była i jak miała na imię? Zresztą co za różnica? I tak jej już więcej nie zobaczy. Nie miało znaczenia, czy nazywała się Magda, Julia czy Krystyna… Wczoraj Agata, dzisiaj… Jeszcze raz rzucił okiem na śpiącą dziewczynę. Może niech będzie Kasia? To i tak niczego nie zmienia.

W końcu spiął się w sobie, zaklął, zrzucił głowę dziewczyny ze swojego brzucha i wstał. Ani drgnęła. Trudno. Zaraz i tak zmusi ją do wyjścia, nie zamierzał częstować nikogo śniadaniem. Otworzył drzwi na korytarz i przeklął po raz wtóry. Ale bajzel. Będzie musiał zadzwonić po panią Basię już trzeci raz w tym tygodniu. Sam nie da rady posprzątać tego bałaganu. I w sumie po co? Przecież miał od tego ludzi. Doszedł do kuchni, wyciągnął szklankę i szybko nalał sobie do pełna wody z kranu. Powtórzył tę czynność trzy razy i dopiero wtedy poczuł, że nie suszy go już tak bardzo. Odwrócił głowę i zamarł z przerażenia. Salon wyglądał jak po przejściu tornada. Telewizor, nie wiedzieć czemu, był zbity. Lustro z przedpokoju leżało na podłodze, wszędzie resztki jedzenia, porozlewane napoje, a na środku dywanu leżał na kupce ziemi kwiat wyjęty z doniczki. A raczej pozostałości po nim.

— O nie…

Tym razem grubo zaszalał. Ale kogo to obchodziło? Przecież to jego mieszkanie. Wczoraj zdał ostatni egzamin, musiał się wyszaleć. Jeszcze tylko obrona pracy magisterskiej i będzie mógł do końca życia pracować w firmie wraz z ojcem. Z niesmakiem pokręcił głową. Tak ma wyglądać jego życie? Ojciec jako szef? Brak niezależności? To wcale mu się nie uśmiechało. Nie spieszno mu było do zmiany swojego statusu ze studenta na niewolnika ojca. Nagle ostry sygnał dzwonka wyrwał go z zamyślenia. Szybko obrzucił wzrokiem pokój, nasłuchując, skąd dochodzi dźwięk. Znalazł telefon w łazience, w pralce.

_Dobrze, że działa _— pomyślał i uśmiechnął się, widząc na wyświetlaczu imię kumpla, którego znał od podstawówki — Bartka.

— Słuchaj, stary, wczorajsza impreza była zajebista. Musimy to jeszcze powtórzyć w tym tygodniu albo… Czekaj — przerwał na chwilę i Janek usłyszał, jak ustala coś z Kubą, który był nieodłącznym towarzyszem ich imprez. Rozmawiali, co ten myśli na temat wyjazdu. — Ej, Kuba też jest za. To może jakaś wycieczka? Co? Ej, stary, jesteś tam? Czy wczorajsza laska wyssała ci również mózg? — Zarechotał nad swoim niewybrednym dowcipem i czekał na odpowiedź.

— Jestem, ale chwila, nie mogę teraz nigdzie jechać, przecież obrona, praca u ojca, na pewno się nie zgodzi, zresztą jestem spłukany. Musiałbym poprosić go o kasę na wyjazd, a wiesz, że nie lubię tego robić — oznajmił Janek wciąż zmęczonym głosem. Najchętniej z powrotem wróciłby do łóżka i przespał cały dzień.

— No dobra. To po obronie. — Bartek jakby nie słyszał tego, co Janek przed chwilą powiedział. — Słuchaj, obronisz się na bank, jesteś wygadany, zresztą twój tata nie pozwoli na to, by było inaczej. Sypnie kasą i załatwione. A jak już zdasz i to na bardzo dobry, to w ramach nagrody poprosisz ojca o pieniądze na wycieczkę. Wciśniesz mu kit, że do końca życia będziesz mu już posłuszny i takie tam. Na pewno uwierzy. On we wszystko ci wierzy.

Janek zamknął oczy. No tak. Co jak co, ale ojciec był łatwowierny. Po odejściu matki zgadzał się na wszystko. Kasą chciał wynagrodzić jedynemu synowi brak matczynej miłości. Mimo że chłopakowi niczego nie brakowało i zawsze dostawał to, o czym tylko zamarzył, nie miał tego, co najważniejsze. Ale nie o tym chciał teraz myśleć. Musiał się zastanowić, jak powiedzieć ojcu o wyjeździe i wyciągnąć z niego pieniądze, przecież obiecał mu, że po obronie już na bank przyjdzie do firmy i zacznie uczyć się tych wszystkich nudnych rzeczy, o których tamten tyle mu opowiadał.

— Okej, postaram się, ale najpierw obrona. Potem możemy lecieć nawet na koniec świata. — Zaśmiał się i usłyszał, jak Bartek z Kubą krzyczą radośnie do telefonu, że oni to już się resztą zajmą, a on, Janek, nie musi się niczym przejmować.

— Dobra, dobra — przerwał im te wiwaty. — Teraz mi powiedz… Czy ty wiesz może, co to za laska jest u mnie w łóżku? Jak ona ma w ogóle na imię? — szepnął do słuchawki, starając się nie mówić za głośno, na wypadek gdyby wybranka jednorazowej nocy znalazła się w pobliżu łazienki.

— Ooo… Janeczku, co to się z tobą porobiło? — Bartek zaśmiał się do słuchawki. — Czyżby twoje zasady „nie chodzę do łóżka z nieznajomą i tak dalej” właśnie legły w gruzach?

Chłopak kpił i śmiał się w głos z przyjaciela, wiedząc, że ten musiał wczoraj ostro zabalować, skoro nie znał nawet imienia dziewczyny, z którą spędził noc.

— Oj, no dobra, nie nabijaj się tak, tylko łaskawie mi powiedz, kim ona jest. Zaraz się obudzi, chcę ją ładnie przywitać, zanim powiem, żeby sobie poszła. To mi ułatwi sprawę. Pomyśli, że się spieszę czy coś. Nie będzie robiła scen, że nawet nie wiem, jak ma na imię. Będę czuły i romantyczny, szybciej pójdzie.

— Dobrze, już dobrze — przerwał mu radośnie Bartek. — Na imię ma chyba Angelika i jeśli się nie mylę, niedawno zamieszkała w stolicy, to chyba twoja sąsiadka. Chyba, bo nie mam pewności, czy na pewno, pierwszy raz widziałem ją u ciebie na imprezie. Nie wiem, skąd się wzięła. Teraz podziękuj kumplowi i leć do tej swojej sikoreczki, póki jeszcze nie urządziła wam całego życia. Takie są najgorsze — skwitował na koniec i się pożegnał.

Janek jeszcze chwilę stał z telefonem w ręku i zastanawiał się, co dalej. Powinien ją obudzić, ale nie bardzo wiedział, jak ma to zrobić. Nigdy nie lubił poranków po namiętnej nocy, chyba namiętnej, bo w sumie tego też nie pamiętał. Najlepiej, jakby sama wstała i wyszła. Bez zbędnych ceregieli i rozmów o pogodzie. Bo co miał powiedzieć dziewczynie? Że ta noc nic dla niego nie znaczyła, że jest jedną z wielu i takich ma na pęczki? Poczekał w łazience, nasłuchując, czy nie idzie. Nagle znieruchomiał. Chyba usłyszał jakiś szelest. Wstała. Była teraz w salonie. Zrozumiał, że zaraz będzie musiał gadać. Podszedł do kranu, odkręcił wodę i umył twarz. Nie wyglądał korzystnie. Miał wory pod oczami i wyglądał na mega przemęczonego. W końcu zebrał się w sobie, otworzył drzwi od łazienki, po czym zderzył się głową z nieznajomą.

— Cześć — odezwała się niepewnie i chyba z lekką dozą nieśmiałości.

Janka wprowadziło to w zakłopotanie. Zazwyczaj dziewczyny były bardziej wylewne. „Cześć, misiu, kocie, słonko” tak, ale suche „cześć” i jeszcze ta nieśmiałość w oczach nie pasowały do niczego, do czego zdążył się przyzwyczaić.

— Hej — odpowiedział. — Jak się spało?

Zadał to pytanie z grzeczności, wiedząc, że głupio ono brzmi.

— Chyba dobrze — powiedziała dziewczyna. — Za wiele nie pamiętam.

Nieśmiały uśmiech zagościł na jej twarzy. Janek chwilę się jej przypatrywał. Była ładna, miała duże, piwne oczy i kasztanowe włosy, które teraz w nieładzie opadały na ramiona. Nie wyglądała na więcej niż dwadzieścia lat. Miała na sobie sukienkę w kwiatki, zdążyła się ubrać. Za to on stał w samych slipkach.

— Słuchaj — zaczęła — to, co się wczoraj wydarzyło…

— To nie ma znaczenia — dokończył za nią Janek szybko.

Wiedział, że im wcześniej uświadomi dziewczynie, że nie ma na co liczyć, tym mniej ją zrani. Mimo że „znał” ją zaledwie od wczoraj, nie chciał, by miała jakąś nadzieję. W sumie nie wiedział czemu. Zawsze zapewniał dziewczyny, że zadzwoni, że przyjedzie — oczywiście nigdy nie dotrzymywał obietnic, ale jej, Angelice, nie chciał kłamać. Może dlatego, że zachowywała się inaczej niż pozostałe.

— Rozumiem — odpowiedziała Angelika, po czym spytała: — Mogę skorzystać z łazienki, zanim sobie pójdę?

Niepewne spojrzenie przeszyło go na wskroś.

— Jasne — powiedział Janek i odsunął się na bok, aby dziewczyna mogła przejść.

Zamknęła drzwi. Teraz on poczuł się dziwnie. Laska sama mówiła, że pójdzie, niczego od niego nie chciała, żadnych zapewnień, żadnych dram. Chyba coś z nią było nie tak albo nie sprawdził się w nocy tak, jak myślał. _Cholera. Mam nadzieję, że to nie jest jedna z tych psychicznych_ — pomyślał. Na samą myśl zrobiło mu się gorąco. Miał do czynienia już z taką jedną. Przez rok nie mógł się od Doroty opędzić. Aż w końcu dostała sądowy zakaz zbliżania się i to pomogło. Oprzytomniała. Ale na początku też taka cicha woda, że tylko jedna noc, że niby nic nie chce, tylko na chwilę wpadnie, pogada o bzdurach i pójdzie. A potem co? Wieczne pretensje, że on, Janek, spotyka się z innymi dziewczynami, że nie dzwoni, że ma ją gdzieś, dziwne SMS-y i przesiadywanie przed mieszkaniem. Na myśl o powtórce przeszył go zimny dreszcz.

Woda w łazience przestała lecieć. Drzwi się otworzyły i stanęła w nich odświeżona Angelika. Włosy uczesała w kucyk, grzywka lekko opadała jej na jedno oko, pachniała mydłem. Janek na chwilę przystanął oszołomiony. _Ta dziewczyna naprawdę jest ładna_ — pomyślał i zatracił się w jej oczach. Nie zauważył, że tamta, coraz bardziej zmieszana, patrzyła na niego z lękiem.

— Pójdę już — usłyszał tylko i nim zdążył się zorientować, dziewczyna wyszła.

Nie wiedział, czemu zrobiła na nim aż takie wrażenie. Niczym szczególnym się nie wyróżniała. Może to przez spojrzenie, a może przez nieśmiały uśmiech. A może przez to, że zachowywała się inaczej niż pozostałe. Niczego nie chciała. Żadnych obietnic ani zapewnień. Nie musiał jej zagadywać, nie musiał wymyślać tematów do rozmów ani wymówek, że mógłby ją poczęstować śniadaniem, ale w sumie to się spieszy i się zdzwonią. Była inna. A jednak pokręcił przecząco głową. _Na początku wszystkie są inne. Potem i tak zlewają się w jedno._ Uśmiechnął się i wykręcił numer do pani Basi.

— Kochana pani Basiu, mamy małą awarię — powiedział do telefonu i aż się roześmiał, słysząc w odpowiedzi:

— Janek, znowu? To już trzecia awaria w tym tygodniu. Ech… No dobrze, postaram się przyjść po południu — westchnęła kobieta i się rozłączyła.

Chłopak natomiast wrócił do łóżka i zapadł w głęboki sen, zapominając, że jakaś tam Angelika w ogóle istnieje.

Angelika przystanęła przed strzeżonym, wielkim blokiem Janka i spojrzała w górę, w jego okna. W sumie nie wiedziała za bardzo, co ze sobą zrobić, dokąd iść. Nic już nie wiedziała. Było jej wszystko jedno. Mimo godziny ósmej, ruch był duży. Ludzie dokądś chodzili, biegli, rozmawiali przez telefon, mieli mnóstwo spraw do załatwienia. Angelika nie miała. Już nie miała. Stojąc przez jakiś czas, popatrzyła w niebo. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Nie było jeszcze tak gorąco, ale w powietrzu czuć było duchotę. Nagle po policzku dziewczyny spłynęła łza. Najpierw jedna, a potem cała fala łez zalała ją niespodziewanie. Nie mogła nad sobą zapanować. Co miała zrobić? Gdzie miała iść? Nawet nie znała miasta. Wyjęła z torebki chusteczkę i wytarła twarz. Jakaś pani, przechodząc obok, zapytała, czy może w czymś pomóc i czy wszystko dobrze.

— Tak, dobrze — odparła dziewczyna, wiedząc, że dobrze już nigdy nie będzie.

Wyciągnęła telefon i wybrała numer Oli — na pewno się o nią martwi. Miała wrócić wczoraj. Zauważyła, że ma piętnaście nieodebranych połączeń i cztery SMS-y. Niewielki uśmiech pojawił się na jej twarzy — komuś jest jeszcze potrzebna.

— No w końcu! — krzyknęła Ola do słuchawki. — Gdzie ty w ogóle jesteś? Czemu się nie odzywałaś? Odchodziłam od zmysłów! Twoja mama od rana już sześć razy do mnie dzwoniła. Nie odebrałam ani razu, bo nie wiedziałam, co mam jej powiedzieć. Mów: gdzie mam po ciebie przyjechać?

— Nic mi nie jest. Poradzę sobie. Mam jeszcze kasę na taksówkę, którą mi wczoraj dałaś.

— Dlaczego nie wróciłaś do domu wczoraj? Gdzie ty w ogóle jesteś?

— Cały czas byłam na tej imprezie, dopiero wychodzę. — W głosie Angeliki słychać było rezygnację i smutek. Nie miała ochoty teraz nikomu tłumaczyć, że chciała poczuć, że żyje. Chciała jeszcze raz… No właśnie co?

— Angelika… — zawiesiła głos Ola. — Słuchaj, chyba nie zrobiłaś nic głupiego? — zapytała cicho przyjaciółkę, mając nadzieję, że ta nie usłyszy wyrzutu w jej tonie. Nie chciała, by Angelika go usłyszała.

— Nie, nie martw się. Opowiem ci, jak przyjadę. Przypomnij mi tylko adres. Niestety, zgubiłam gdzieś kartkę, którą mi wczoraj dałaś.

— Okej… Zapisz sobie w telefonie, łap taksówkę i przyjeżdżaj. Będę na ciebie czekać.

Angelika posłusznie zapisała sobie adres Oli i zamówiła taksówkę przez telefon. Warszawa była piękna. Choć miała dwadzieścia trzy lata, była w stolicy dopiero pierwszy raz. _Dlaczego nie przyjechałam wcześniej? Wielu rzeczy wcześniej nie robiłam i pewnie już nie zrobię_ — pomyślała ze smutkiem i rezygnacją. Było jej wszystko jedno. Podała taksówkarzowi adres i ze łzami w oczach spoglądała przez szybę na wybudzoną ze snu stolicę. Może widziała ją po raz ostatni?

Ola dochodziła do siebie po nieprzespanej nocy. No dobra. Połowie nocy, bo pierwszą połowę spędziła z przystojnym Kubą. Zapisała go w telefonie jako „Kuba przystojniak” — niezbyt oryginalnie, ale przynajmniej wiedziała, o kogo chodzi. Gdy wróciła do mieszkania i zauważyła, że Angeliki jeszcze nie ma, trochę się zdziwiła. Przecież gdy wychodziła z imprezy, Angelika zapewniała ją, że zaraz pojedzie. Mimo to przyjaciółki jeszcze nie było. Najpierw pomyślała, że to pewnie nic takiego i że zaraz wróci, ale gdy ta nie odbierała od niej telefonu i nie odpisywała na SMS-y, zaczęła się denerwować. Co powie pani Helenie, która na pewno będzie się dopytywać, czemu córka się nie odzywa? Co się jej mogło stać? A może ktoś ją napadł? I chociaż ciało po namiętnej nocy z Kubą pamiętało jeszcze jego dotyk, w jednej chwili oprzytomniała. Chodziła od okna do okna, od drzwi do drzwi… I tak w kółko. Co chwilę zerkała na telefon. Kiedy o siódmej rano zauważyła, że pani Helena próbuje się z nią skontaktować, wpadła w panikę. Nie mogła usiedzieć na miejscu. Nie wiedziała, co ma robić. Dopiero gdy o ósmej Angelika oddzwoniła, poczuła, jak wielki kamień z serca spada, i uznała, że może spokojnie wziąć kąpiel i przygotować śniadanie. Nie wiedziała, co działo się z dziewczyną przez pół nocy. Nie powinna była zostawiać jej samej, tego była pewna. Ale ten Kuba… tak ją oczarował, że nie myślała logicznie. Siedząc przy stole i patrząc na parujące szklanki z malinową herbatą, wspominała ostatnią noc. Naprawdę fantastyczny facet. Szkoda, że więcej się nie zobaczą. Nagle dał się słyszeć chrobot przekręcanego klucza.

— Tak, mamo, jestem u Oli. Tak, całą noc przespałam. Nic mi nie jest, dobrze się czuję, wszystko okej. Po prostu spałyśmy. Za wcześnie dzwoniłaś — rzuciła Angelika do telefonu i mrugnęła do Oli porozumiewawczo. — Właśnie jemy śniadanie. Przywitaj się, Ola.

Ola szybko krzyknęła do telefonu:

— Dzień dobry, pani Heleno, u nas wszystko dobrze. Proszę się nie martwić, zaopiekuję się Angeliką najlepiej, jak potrafię, na pewno się nie zgubi w tym wielkim mieście.

Mówiła ironicznie, patrząc z naganą na przyjaciółkę, że musi kłamać.

— Dobrze, pani Heleno, przypilnuję, tak i przekażę, będziemy w kontakcie, do widzenia.

Ola oddała telefon Angelice i znów spojrzała na nią z niezadowoleniem.

— Wiem, wiem, bardzo cię przepraszam. Zasnęłam, a gdy się obudziłam, było już rano. Powinnam dać znać, że zostaję dłużej. Ale to stało się tak niespodziewanie…

Angelika próbowała dalej się tłumaczyć, ale z jej gardła wydobył się tylko szloch. W jednej chwili Oli zrobiło się żal przyjaciółki. Wcześniej była na nią zła, ale teraz nie mogła jej nie przytulić. Pogłaskała ją po plecach, mówiąc:

— Cii… Nie ma co płakać, już wszystko jest dobrze, a i reszta się ułoży. — Chociaż tak naprawdę nie miała pewności i wiedziała, że jej słowa nie mają pokrycia w rzeczywistości.

Gdy Angelika wypłakała już morze łez i wzięła długi prysznic, wyszła w szlafroku do Oli na balkon. Dziewczyna miała zamknięte oczy, siedziała z głową opartą o fotel. Angelika już miała się wycofać, myśląc, że Ola śpi, gdy ta na nią spojrzała.

— Jak się czujesz? — spytała Olga, patrząc z ukosa na przyjaciółkę.

— Już lepiej, dzięki. O czym myślałaś, gdy miałaś zamknięte oczy? Miałaś taki radosny wyraz twarzy.

Oczy rozmówczyni rozszerzyły się i poczerwieniała.

— O niczym, droga koleżanko, ja zawsze tak mam, jak drzemię — odparowała z pozorną powagą. Po chwili jednak westchnęła i rozmarzyła się: — Ach, to naprawdę była niezwykła noc.

— Mhmm… I ta noc na pewno ma na imię Kuba. — Angelika się roześmiała.

Potrzebowała tego. Zanim poważnie porozmawiają, chciała poczuć i przypomnieć sobie, jak to jest znów nie mieć problemów, znów być beztroską dziewczyną i śmiać się w głos.

— Skąd wiesz? A no tak, przedstawiłam was sobie, jak wychodziliśmy z imprezy. Ale wiesz? On naprawdę jest fantastyczny. Najpierw poszliśmy na spacer, potem na kawę, a na końcu…

— No na końcu chyba było najlepsze, co? — rzuciła ze śmiechem Angelika, a w zamian dostała poduszką w głowę.

— Żebyś wiedziała, że najlepsze, jeszcze jak. — Ola mrugnęła do niej i z powrotem zamknęła oczy, wystawiając twarz ku słońcu. — A co u ciebie? Co się z tobą działo przez pół nocy?

Angelika spojrzała na przyjaciółkę, ale ta wciąż leżała z zamkniętymi oczami. Może to i lepiej. Inaczej by się zarumieniła.

— W sumie to nic takiego się nie wydarzyło.

— Nie mów, że takie nic, ja przez pół nocy nie spałam, drugie pół martwiłam się, gdzie jesteś, teraz czekam na jakieś pikantne szczegóły. Nie daruję, właśnie dlatego, że nie dałaś mi spać — odrzekła druga uszczypliwie, a zarazem z ciekawością, tym razem otwierając oczy i z zainteresowaniem patrząc na towarzyszkę.

— To pierwsze pół nocy to nie z mojej winy — odpowiedziała Angela, próbując żartem odwlec tę rozmowę.

Ale Ola nic nie odpowiedziała, tylko nagląco spojrzała na przyjaciółkę, umierając z ciekawości.

— Ale to prawda. Serio nic wielkiego się nie wydarzyło. Już miałam wychodzić, gdy na schodach natknęłam się na Janka…

— Tego Janka? Bożyszcze wszystkich dziewczyn? Tego przystojniaka?! — zapiszczała Ola i zerwała się z fotela na równe nogi.

— Tak, chyba tego. Chociaż nie wiem, czy mówimy o tym samym… — rzekła z namysłem Angelika.

— Na pewno o tym samym. Za nim szaleją wszystkie dziewczyny, mnie też się podoba, ale nigdy nie zwrócił na mnie uwagi, zresztą Kuba nie odstępował mnie wczoraj na krok, nawet nie miałam okazji tamtego bliżej poznać. No ale dobra, opowiadaj, co z Jankiem. Czyżby dzisiejsza noc była tą nocą? Już nie jesteś taka niewinna? — zaczęła wypytywać dziewczynę, która nieco się zarumieniła.

— To nie tak. Już wychodziłam i wtedy wpadłam na Janka. Siedział na schodach swojego mieszkania, był nieco podpity, a raczej bardzo. Nie chciało mi się jeszcze wracać i usiadłam obok niego. Zaczął mi opowiadać jakieś rzeczy, za dużo z tego nie rozumiałam, ale słuchałam, a potem…

— No właśnie, co potem? Co stało się potem? — dopytywała się Ola, wytrzeszczając oczy z ciekawością.

Angelika nie wiedziała, jak dokładnie opisać to, co stało się dalej. Musiałaby zacząć mówić o tym, o czym jeszcze nie chciała, i wyrzucić z siebie to wszystko, po co tak naprawdę odwiedziła przyjaciółkę w Warszawie. Mimo że Ola studiowała w mieście już trzy lata i zawsze ją zapraszała, nigdy nie przyjechała. Aż do teraz. Ale teraz miała powód. Teraz chciała uciec z domu, by choć na chwilę nie myśleć, zmienić otoczenie, chociaż na chwilę poczuć, że żyje.

— A potem impreza dobiegła końca, jego kumple gdzieś się zmyli, a ja zaprowadziłam go do łóżka. I sama się położyłam, chciałam tylko na chwilę, ale zasnęłam i obudziłam się dopiero rano.

Angelika nie o wszystkim powiedziała swojej przyjaciółce. Na przykład nie o tym, że podpity Janek, pewnie nieświadomie, opowiedział jej całą historię swojego życia. O matce, którą kochał i która ich porzuciła, o złości na ojca, że nigdy o nią nie zawalczył, aż wreszcie o żalu do samej matki, że go ze sobą nie zabrała. Ona również opowiedziała Jankowi o swoich problemach. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, ale miała wczoraj w sobie tyle żalu, złości i gniewu, że chciała, by choć przez chwilę ktoś ją wysłuchał, nawet jeśli tym kimś miał być podpity chłopak, który zapewne na drugi dzień niczego nie będzie pamiętać. Było jej wszystko jedno, gdy ten zaprowadził ją do swojej sypialni, zaczął całować i rozbierać. Pragnęła choć przez moment poczuć coś, zrobić to, czego nigdy nie robiła i być może nigdy już nie będzie robić. Lecz nawet to nie było jej dane. Gdy byli już prawie nadzy, zauważyła, że chłopak zasnął. Czuła się strasznie, a żeby poczuć się lepiej, smutki utopiła w alkoholu, dopiero o czwartej zmorzył ją sen. Nie miała nawet szansy powiedzieć Jankowi, że do niczego między nimi nie doszło. Po co, skoro i tak się nigdy więcej nie spotkają?

— I to wszystko? — rzuciła zniesmaczona Ola i znów spojrzała z ukosa na przyjaciółkę.

— Tak, nic więcej się nie wydarzyło.

_I w sumie to prawda_ — pomyślała Angelika.

Teraz miała nastąpić ta trudniejsza część rozmowy. Chciała opowiedzieć wszystko — jak to się stało, że tu jest, i po co przyjechała, a następnie prosić o wielką przysługę, którą tamta mogłaby jej wyświadczyć. Była jedyną osobą, do której mogła się o to zwrócić.

Ola z powrotem usadowiła się w fotelu, znów zamknęła oczy i wydawać by się mogło, że śpi. Dziewczyna jednak nie spała, tylko w pamięci przywracała obrazy poprzedniej nocy z Kubą. Angelika nie wiedziała, jak zacząć. Właściwie od czego? Była bardzo zmęczona, najchętniej położyłaby się do łóżka i zasnęła snem sprawiedliwego, ale wiedziała, że jeśli teraz tego z siebie nie wydusi, to potem będzie jej trudniej. Nie chciała już czekać, a Ola musiała wiedzieć. Kto jak kto, ale ona tak.

— Mam raka — powiedziała Angelika. Szybko i bez ceregieli.

To zdanie tak bardzo nie pasowało do dzisiejszego pięknego, słonecznego dnia. Co innego, gdyby oświadczyła, że znalazła miłość swojego życia, że zaliczyła wszystkie egzaminy, że dostała pracę… Pogoda na pewno nie była jej sprzymierzeńcem. W taki dzień powinna włożyć piękną sukienkę, zrobić delikatny makijaż i pójść na zakupy albo zabrać strój kąpielowy i pojechać nad jezioro. Tak by zrobiła, gdyby była zdrowa. To jedno zdanie już od dawna brzmiące w jej głowie odebrało resztki nadziei i radości z życia.

Na te słowa Ola znieruchomiała. Nie otworzyła oczu, nie krzyknęła, jak to możliwe, jakie są szanse, czy jest na sto procent pewna, że to rak. Nie poruszyła się nawet przez chwilę. W pewnym momencie Angelika pomyślała nawet, że może Ola jej nie dosłyszała albo nie zrozumiała. Po chwili zauważyła jednak, że na policzku przyjaciółki pojawiła się łza, najpierw jedna, a następnie druga, wiedziała.

— Kto ci powiedział? — Angelika z wyrzutem i rezygnacją spojrzała na Olę.

Tym razem dziewczyna otworzyła smutne, mokre od łez oczy.

— Twoja mama. Po rozmowie z tobą, że chcesz przyjechać, zadzwoniła do mnie pani Helena. Poprosiła mnie, bym cię miała na oku i przypilnowała. Bardzo się o ciebie martwi, Angela. — W jej głosie zabrzmiały litość i troska.

Olga znała prawdę od początku, odkąd Angelika do niej przyjechała. Teraz wstała, ukucnęła obok przyjaciółki, spojrzała jej w oczy i z nadzieją zapytała:

— Naprawdę nic już się nie da zrobić?

Tamta tylko ze smutkiem pokręciła głową.

— Nie, to rak trzustki, ostatnie stadium. Zostało mi maksymalnie sześć miesięcy przy dobrych rokowaniach.

Ola mocno przytuliła Angelikę, nie wiedziała, jak ma ją pocieszyć, jak podtrzymać na duchu. Co się mówi w takich sytuacjach? Westchnęła. Angelika się odsunęła.

— Mam do ciebie prośbę. Właściwie głównie po to tu przyjechałam. Wiem, że tylko ty mi nie odmówisz. Moja mama… jeszcze chciałaby walczyć, próbować, ale lekarz stwierdził, że chirurgiczne usunięcie guza nie jest już możliwe. Ja sama nie chcę spędzić ostatnich dni mojego życia w szpitalu, cierpiąc i słuchając lamentu matki. Chciałabym wykorzystać ten czas, który mi pozostał. Nie chcę siedzieć w szpitalu ani w domu, chcę żyć, nawet jeśli to życie będzie trwało tylko pół roku. Chcę zobaczyć to, czego jeszcze nie widziałam, chcę doświadczyć tego, czego doświadczyć jeszcze nie miałam okazji. Dlatego… Nigdy nie byłam za granicą, tak bardzo chciałabym polecieć samolotem gdziekolwiek… zmienić otoczenie, na chwilę przestać o tym myśleć. Co byś powiedziała na wyjazd? Pomyślałam o tobie, tylko z tobą mogłabym się świetnie bawić i choć na chwilę zapomnieć o tym, co mnie czeka. — Teraz to Angelika spojrzała na przyjaciółkę z nadzieją, nagląco, jakby chciała ją pospieszyć, jakby chciała, by ta jak najszybciej odpowiedziała, dopóki pomysł, który zaświtał jej w głowie nie ulotni się tak szybko, jak się pojawił, głównie ze strachu, że sama się rozmyśli, nim to zrobi.

Ola z niedowierzaniem spojrzała na towarzyszkę. Obiecała pani Helenie, że spróbuje przekonać dziewczynę do leczenia, że może faktycznie zaryzykować i wyciąć to paskudztwo, że może jest jeszcze nadzieja.

— Ale… Angela… nie przekreślaj tych szans. Musisz chociaż spróbować… zmienić może lekarza… popytać, nie uciekać, bo potem już będzie za późno!

— Nie chcę. Jedyne, co lekarze mogą mi zaoferować, to leczenie paliatywne. Olga, już są przerzuty… Nie wyleczą mnie, tylko sprawią, że będzie mi trochę lepiej. Albo i nie. Chemioterapia ma też skutki uboczne. Nie ma to wpływu na samo wyleczenie. Na to jest już za późno.

— Ale twoja mama…

— Moja mama żyje złudzeniami. Ma jeszcze nadzieję, chociaż byłyśmy już chyba u sześciu lekarzy. Każdy powiedział nam to samo: „Przykro nam, możemy zaproponować tylko leczenie, które ma na celu poprawę jakości życia, ale nie wyleczy samej choroby”. Miałam już dość wegetacji w domu i mamy, która po każdej wizycie szukała w Internecie innego lekarza, i to po to tylko, by usłyszeć wciąż to samo i widzieć rozkładanie rąk, jej przerażenia i gadania, że oni na pewno się mylą. Musiałam wyjechać, by nie zwariować. Aby przez ten czas, który faktycznie mi został, jeszcze czegoś doświadczyć, jeszcze coś zobaczyć, kogoś poznać… — urwała w tym momencie.

Nie miała prawa nawet marzyć o miłości, nie była aż tak samolubna. Wiedziała, że nie może pozwolić sobie na to, by się zakochać, ani sprawić, by ktoś zakochał się w niej. Dlatego chciała chociaż raz poczuć się kobietą u boku mężczyzny. Dlatego pozwoliła się całować i rozbierać Jankowi. Pragnęła pierwszy i być może ostatni raz zobaczyć, jak to jest. Bez żadnych zobowiązań ani obietnic.

Ola się wahała. Nie wiedziała nic na temat raka. Myślała, że przy dzisiejszym rozwoju medycyny zawsze była szansa, aby wyleczyć daną osobę. W duchu przyrzekła sobie, że poczyta o tym cholerstwie i jeszcze Angelę przekona. Teraz jednak musiała ją uspokoić i poprosić, by dała jej trochę czasu. Musiała to sprawdzić i dowiedzieć się, o co chodzi w tej chorobie, by nie mieć na sumieniu swojej przyjaciółki, zanim weźmie ją na koniec świata.

— Dobrze. Ale musisz dać mi minimum trzy dni. Sprawdzę, czy dostanę urlop w pracy. Zobaczę, co da się zrobić — powiedziała z rezygnacją.

W jednej chwili Angelika podskoczyła, przytuliła przyjaciółkę i zawołała:

— Wiedziałam, wiedziałam, że ty jedna mnie zrozumiesz, że się zgodzisz. Jesteś wielka!

Mocno uściskała Olgę, pocałowała ją w policzek, po czym ze łzami w oczach weszła do mieszkania. Była wykończona. Musiała się położyć. Jeśli przyjaciółka się zgodzi, ta wyprawa naprawdę będzie jej ostatnią. Ola stała jeszcze chwilę na balkonie. Zapatrzyła się w niebo. Tak naprawdę dała sobie trzy dni po to tylko, by się zorientować, na czym polega cały przebieg leczenia Angeli. Czy naprawdę nic już nie da się zrobić? A jeśli zgodziła się na coś, co może sprawić, że przyjaciółka całkiem odpuści sobie leczenie, i w ten sposób przyczyni się do jej śmierci? Bo może jeszcze jest nadzieja? Czy wyjazd ten nie będzie zgodą na jej odejście? I co powie pani Helenie? _Nie. Muszę dowiedzieć się czegoś więcej, zanim naprawdę zacznę przygotowania do wyjazdu. Zanim zgodzę się na coś, czego do końca nie jestem pewna _— postanowiła.Rozdział II
Janek

Janek od pięciu minut siedział w swoim nowym samochodzie Porsche 911 GT3 i nie mógł się zebrać, żeby wyjść. Był bardzo zadowolony, kiedy ojciec podarował mu auto na jego dwudzieste piąte urodziny. W tamtej chwili z tej radości niewiele mu zostało. Wczoraj obronił tytuł magistra inżyniera, i to na ocenę bardzo dobrą. Bez pomocy ojca, jak sugerował mu Bartek. Miał swoją dumę, jeśli chodzi o wykształcenie, poradził sobie sam. Wiedział, że samochód to swego rodzaju prezent, który ma go również przekupić. Już słyszał jego słowa: „Jak skończysz studia, będziesz ze mną pracować, przejmiesz w przyszłości moją firmę, będziesz nią zarządzać”. Oficjalnie był już po studiach. Skończył studia na Politechnice na Wydziale Budownictwa i Architektury, na kierunku Budownictwo, i niedługo miał zacząć pracować u ojca i zająć się deweloperką. To nie był jego wybór, w ogóle się tym nie interesował, ale nie chciał sprzeciwiać się ojcu, tym bardziej że to on opłacał wszystkie jego zachcianki oraz mieszkanie. Kolejny etap w jego życiu się zakończył. Powinien być szczęśliwy, a mimo to czuł pustkę. Tak jakby jego życie właśnie się skończyło. Nagle drzwi od strony pasażera się otworzyły.

— Hej, Janeczku, co tak siedzisz? Nie wejdziesz?

Dziewczyna pochyliła się, a Janek nie mógł nie zauważyć jej dużego dekoltu i tego, czego raczej widzieć nie powinien. Nie mógł oderwać wzroku. Uśmiechnął się, zagryzł dolną wargę i powiedział:

— Właśnie miałem to zrobić. Ale mnie wyprzedziłaś. To co, może najpierw kolacja? Na deser przyjdzie jeszcze czas. — Puścił oczko do uśmiechniętej dziewczyny, wskazując jej miejsce obok siebie.

Magda bez wahania przystała na tę propozycję. Bacznie przyjrzała się samochodowi i mlasnęła z zadowoleniem. Miała krwistoczerwone usta. Janek ukradkiem spojrzał na dziewczynę. Znał ją już ładnych parę lat, razem uczęszczali na zajęcia, ale dopiero teraz zgodziła się z nim umówić. Zupełnie jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie jest łatwa. Magda miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę, nie wulgarną, lecz elegancką, z odkrytymi plecami i głębokim dekoltem. Cieszył się na to spotkanie. Nie pierwszy raz proponował je dziewczynie, a ich niewinny pięcioletni flirt już dawno wykroczył poza sferę „przyjaźni”. Pierwszy raz jednak zgodziła się z nim spotkać poza uczelnią i imprezami w szerszym gronie. Co nie znaczy, że nie poznał jej bliżej. Nie takie rzeczy działy się na imprezach studenckich. Uśmiechnął się i ruszył z piskiem opon sprzed jej mieszkania. Mknąc na Śródmieście, do restauracji Belvedere, wiedział, że zaimponuje Magdzie. Znał się na kobietach. Lubił je zaskakiwać i obsypywać prezentami, ale nie był stały w uczuciach. Z Magdą było jednak inaczej. Czuł, że ich „przyjaźń” może zaowocować. Nie żeby był w Magdzie zakochany, co to to nie. W miłość nie wierzył, ale może kiedyś stworzą coś na wzór idealnego związku, w którym razem będą mogli się realizować i spełniać… Miał taką nadzieję. W owej chwili chciał się dobrze bawić. Od jutra zacznie się martwić przyszłością. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach zauważył błysk, tak jakby chciała coś zrobić, ale nie wiedziała, jak on na to zareaguje.

— Co ci chodzi po głowie? — spytał rozbawiony Janek.

Nim zdążył zareagować, ręka Magdy dotknęła jego uda. Zrobiło mu się gorąco.

— Wiesz, Janeczku, nie wiem, czy nie lepiej zacząć od deseru — odpowiedziała, ale Janek szybko ją powstrzymał.

— Poczekaj, na to będzie jeszcze czas.

Magda ze zdziwioną miną spojrzała na chłopaka. Była zaskoczona jego reakcją. Nigdy nie miał nic przeciwko. Teraz wziął jej rękę i przyłożył sobie do ust.

— Dziś świętujemy. Mamy co. Oboje się obroniliśmy, mamy wspaniałe widoki na przyszłość. Czego chcieć więcej?

Magda spojrzała na niego, zadowolona.

— Tak, niedługo zaczniemy pracę u twojego ojca. Cieszysz się?

Na te słowa Janek sposępniał. Nie chciał jednak, by to zauważyła. Magda nie wiedziała, że nie o tym marzy. Twierdziła, że nic lepszego nie mogło mu się przytrafić. On nie był tego taki pewien. Westchnął.

— Jesteśmy już na miejscu.

Dziewczyna, jakby wyrwana ze snu, zaczęła rozglądać się wokoło.

— Belvedere? Janeczku, naprawdę? Skąd wiedziałeś? — zapiszczała, zadowolona z takiego obrotu sprawy, po czym uczepiwszy się ramienia Janka, ruszyła wolnym krokiem ku wejściu.

Kiedy szli do środka, kilku mężczyzn zazdrośnie spojrzało na Janka, mijające ich panie podobnie patrzyły na Magdę. Była z nich piękna para. Idealna. Nikt nie miał wątpliwości, że są w sobie zakochani. Przynajmniej tak z boku mogłoby się wydawać. Janek miał wszystko przemyślane. Na początek szampan — najlepszy, jaki był w lokalu — a potem na stół wjechały najlepsze potrawy. Tym razem postawił na smażone krewetki z palonym masłem i imbirem oraz z plastrem limonki. Wiedział, że Magda bardzo je lubi. Chciał też dzięki temu jej zaimponować. Dziewczyna była tego warta. Na koniec zjedli ciasto czekoladowe. A wszystko to przy dźwiękach nastrojowej muzyki. Była już dwudziesta pierwsza, gdy Magda delikatnym ziewnięciem dała znać Jankowi, że jest zmęczona. Klimat, który panował w środku, aura tajemniczości, blask świec i muzyka sprawiły, że Janek stwierdził, iż w sumie mógłby się w niej zakochać. Była piękna. Niczego jej nie brakowało, zawsze zadbana, zawsze uśmiechnięta i wygadana… Taka myśl tylko przemknęła mu przez głowę, bo zaraz się otrząsnął. Po pierwsze, nie wierzył w coś takiego jak miłość, a po drugie, Magda była… No właśnie. Zabrakło mu słów. Byłaby dobrą partnerką w życiu i w biznesie, ale jakoś nie widział jej w roli matki. Co w sumie za bardzo mu nie przeszkadzało, bo jeszcze nie chciał mieć dzieci. Nie znaczyło to, że wykluczał taką możliwość w przyszłości, ale na razie było dobrze tak, jak jest. Jedyne, co go irytowało, to chyba właśnie ta jej perfekcja. Wszystko zawsze musiało być najlepsze i po jej myśli. Janek zastanawiał się, czy gdyby okazało się, że nie ma grosza przy duszy, to Magda również umówiłaby się z nim tego wieczoru. Dziewczyna, nie mając pojęcia, o czym myśli, uśmiechnęła się do niego i stwierdziła:

— Takiego właśnie życia potrzebuję. Czego chcieć więcej? Gdy są pieniądze, wszystko inne się ułoży. Prawda?

Janek nie miał już wątpliwości, jaka byłaby odpowiedź na dręczące go pytanie.

— Prawda — odparł i zapłacił rachunek.

Kochali się bez opamiętania, tak jakby zaraz ziemia miała ich pochłonąć, jakby była to ostatnia rzecz, jaka ich jeszcze czeka. Kiedy ostatni dreszcz przeszedł, oboje padli na łóżko. Magda była szczęśliwa. W końcu udało jej się usidlić Janka. Tego była pewna. Przez cale pięć lat starała się trzymać go na dystans. Nie dlatego, że nie chciała. Dlatego, że taki miała plan. Były pocałunki, nawet coś więcej, ale na prawdziwy seks przyszedł czas dopiero teraz. Żyła według planu. Zawsze tak było. Najpierw studia, potem ślub i kariera. Przy Janku nabierze tempa. Gdy on zostanie prezesem firmy, ona będzie mogła rozwijać się u niego i nabrać doświadczenia. A kiedyś kto wie? Może sama stworzy jakieś małe imperium? On jej w tym pomoże, w to nie wątpiła, zresztą szybko się uczyła. Kariera była dla niej bardzo ważna. Nigdy nie rozumiała kobiet, które za główny cel obierały sobie męża i dzieci, a potem tonęły w stosach pieluch i papek. Nie, to nie dla niej. Ona musiała czuć, że żyje. Najlepsze wakacje, najlepsze ubrania, biżuteria. Przy Janku wszystko to mogła mieć ot tak. Teraz, gdy już spędzili ze sobą noc, nie pozwoli mu o sobie zapomnieć. Zresztą widziała to również w jego oczach. Byli do siebie podobni, on myślał tak samo. Nie kochała go, ale to i lepiej. Podobno miłość może tylko przeszkadzać. Będą wspaniałymi partnerami, razem osiągną wszystko, co tylko będą chcieli.

Była siódma, kiedy Magda się przebudziła. Janek jeszcze spał. Spojrzała na niego, bardzo jej się podobał. Wiedziała, że miał wiele kobiet, ale to jej nie przeszkadzało. Ona też nie była święta. Razem mogą stworzyć idealne życie. Wstała i założyła jego koszulę. Po cichu wyszła z sypialni prosto do kuchni, by przygotować śniadanie. Zajrzała do lodówki. Uśmiechnęła się, bo Janek miał tam tylko jajka, sałatę, margarynę i pomidorki koktajlowe. Nie za dużo, ale da się już z tego coś wyczarować. Zabrała się do pracy, by gdy tylko chłopak się obudzi, móc go zaskoczyć zrobionym śniadaniem.

Janek już nie spał. Słyszał, jak Magda wychodzi z sypialni i cicho zamyka drzwi. W sumie sam nie wiedział, dlaczego się nie odezwał. Chciał pobyć trochę sam. Dzisiejsza noc była cudowna, nikt nigdy nie sprawił, by było mu tak przyjemnie, a mimo to czuł pustkę. Nie chodziło o seks. Pod tym względem Magdzie nie mógł niczego zarzucić, ale… miał nieodparte wrażenie, że coś jest nie tak. Jakby przeczucie, niepokój w sercu, coś, co kazało mu się wycofać.

— Przestań — warknął sam na siebie. — Przecież jest idealnie, tak jak powinno być. Nic mi nie zepsuje tego dnia. Nawet to dziwne uczucie.

Słyszał, jak Magda krząta się w kuchni, jak rozbija jajka i włącza radio. Akurat leciał utwór _Walking on Sunshine_ — Magda śpiewała. Nagle poderwał się na dźwięk telefonu. To był ojciec. Nie chciał z nim jeszcze rozmawiać, ale wiedział, że jeśli nie odbierze telefonu, gotów tu jeszcze przyjechać. Po trzecim sygnale z rezygnacją nacisnął zieloną słuchawkę.

— Cześć, tato. Co słychać? — zapytał z udawaną beztroską. — Wszystko w porządku?

— Nie jest w porządku. Janek, gdzie ty jesteś? Obiecałeś, że od dziś zaczniesz u mnie pracę. Nie tak się umawialiśmy. Skończyłeś studia, już pora, żebyś spoważniał i się ustatkował. W końcu kiedyś to będzie twoja firma. Twoja, rozumiesz?!

Ojciec był wściekły. Nie pierwszy raz Janek wystawiał go do wiatru. Tym razem nie chciał mu odpuścić.

— Wiem, tato, dałem słowo, ale… Słuchaj, mam propozycję. Będę u ciebie pracować, wiesz, że nie będzie inaczej. Bo w sumie co mógłbym robić, nie? — Janek próbował grać na czas, roześmiał się nerwowo do telefonu. — Ale mam ostatnią prośbę. Wiem, że obiecałem, ale słuchaj, ten rok był naprawdę bardzo trudny. Zaliczyłem wszystkie egzaminy w terminie, obroniłem się na pięć, już pewnie nigdy nie będę miał takiej możliwości, a… chciałbym odpocząć.

— Janek! — krzyknął ojciec.

— Tak, wiem, powiesz, że wciąż odpoczywam, ale to wcale nie był odpoczynek. Ciągle musiałem się uczyć. Gdybym mógł wyjechać na kilkanaście dni, nabrać sił, po powrocie byłbym najlepszym pracownikiem _ever_! Wypoczęty, zadowolony… A kto wie kiedy następnym razem będę mógł się wybrać na takie wakacje… — powiedział z determinacją i cichą nadzieją.

W słuchawce usłyszał westchnienie. Ojciec był surowy, ale go kochał. Chciał mu zastąpić oboje rodziców. Co nie było łatwe, bo twarda ręka nie potrafiła ukoić bólu i smutku po stracie matki. Sam nie wierząc, że to mówi, odpowiedział:

— Dobrze. Masz dwa tygodnie. Jak normalni pracownicy. I ani dnia dłużej. Inaczej zabieram ci wszystko. Mieszkanie, samochód i pracę. Wtedy będziesz musiał radzić sobie sam.

— Rozumiem, więcej mi nie trzeba — odparł Janek i już chciał się rozłączyć, gdy coś sobie przypomniał. Zapytał: — Przelejesz mi trochę kasy? Jestem spłukany!

Ojciec znowu westchnął i tylko dodał ostrym głosem:

— Ani dnia dłużej! — Po tym się rozłączył.

Janek wiedział, że tym razem nie żartował. To były jego ostatnie dwa tygodnie, a potem pochłonie go szara codzienna rzeczywistość. Musiał ten czas wykorzystać jak najlepiej. Szybko wystukał numer i rzucił do słuchawki:

— Bartek? Mam dwa tygodnie. Załatw coś. Gdziekolwiek. Jest mi wszystko jedno. Byle było ciepło.

W słuchawce usłyszał radosną wiązankę przekleństw. Bartek właśnie wykrzykiwał: „Jak zajebiste będą te wakacje”, gdy Magda w jego koszuli weszła do sypialni i słodko zapytała:

— Misiu, już nie śpisz? Na co masz ochotę? Na śniadanie czy coś innego?

Janek nie słyszał już głosu przyjaciela, tylko przywarł wargami do ust dziewczyny.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij