- W empik go
Do usłyszenia - ebook
Do usłyszenia - ebook
Sewanee Chester miała kiedyś wielkie marzenie – pragnęła zostać znaną aktorką. Jednak nieszczęśliwy wypadek przerwał jej karierę, jeszcze zanim ta na dobre się rozpoczęła. Teraz Sewanee pracuje jako lektorka audiobooków. Na początku swojej drogi w tym zawodzie zdobyła uznanie, czytając powieści erotyczne i romanse.
Tak naprawdę Sewanee nie kupuje tego, co sprzedają takie historie – nie po tym, jak jej własne marzenia legły w gruzach – dlatego teraz konsekwentnie odmawia nagrywania romansów.
Kiedy okazuje się, że popularna autorka tuż przed śmiercią poprosiła, aby to właśnie Sewanee nagrała jej ostatnią książkę, kobieta się zgadza. Dodatkowo w nagraniach towarzyszyć ma jej Brock McNight, najgorętszy i najbardziej tajemniczy głos w branży…
Sewanee rozpoczyna pracę nad książką, wskrzesiwszy swój stary romansowy pseudonim, a między nią i Brockiem tworzy się prawdziwa więź, ukryta za komfortem anonimowości.
Czy Sewanee zaryzykuje wszystko dla pragnień, które dawno pogrzebała? A może nawet uwierzy w happy end?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-549-5 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Co otrzymamy, jeśli połączymy zdolności pisarskie Julii Whelan i dowcipne dialogi z postacią cynicznej lektorki audiobooków romansowych, która nie wierzy w szczęśliwe zakończenia? Czystą magię.
– JODI PICOULT
autorka _Wish You Were Here_, bestsellera „New York Timesa”
Zabawne – a czasem i pikantne – spojrzenie na świat audiobooków spod pióra królowej tego medium.
– CATHERINE MCKENZIE
autorka _Spin_ i _Hidden_, bestsellerów „USA Today”
Znakomita historia, przy której śmiałam się w głos, wielokrotnie płakałam i wpatrywałam się w przestrzeń w zadumie nad ścieżkami, jakimi podąża niezwykły umysł Julii Whelan… Boże, cóż za elektryzująca lektura!
– ROBINNE LEE
autorka książki _Na samą myśl o tobie_
_Do usłyszenia_ to powieść nasycona mądrością i głębią, a do tego błyskotliwa, seksowna i zabawna. Mamy szczęście, że możemy czytać taką książkę.
– ALLISON LARKIN
autorka książki _The People We Keep_
Swoim doskonałym wyczuciem komizmu i ostrą jak brzytwa prozą Julia Whelan po raz kolejny przypomniała nam, jak wielkie ma zdolności literackie… Wierzcie mi, podziękujecie sobie za przeczytanie tej książki.
– KOSOKO JACKSON
autor książki _I’m So (Not) Over You_
Wściekle zabawna, boleśnie wzruszająca, beznadziejnie romantyczna, błyskotliwa, seksowna, ważna… Julia Whelan to prawdziwy talent, a _Do usłyszenia_ jest dosłownie nie do zapomnienia. Współczesny klasyk.
– J.T. ELLISON
autorka _Her Dark Lies_, bestselleru „New York Timesa”
_Do usłyszenia_ to czysta rozkosz, od początku do końca. Julia Whelan zabiera czytelników za kulisy świata audiobooków i snuje opowieść o drugim życiu i drugiej szansie, pełną błyskotliwości, serca i humoru.
– ANDREA DUNLOP
autorka książki _We Came Here to Forget_ROZDZIAŁ 3
Ryzyko
NASTĘPNEGO RANKA, kiedy Sewanee zastanawiała się nad wyborem koloru szminki na panel, zdała sobie sprawę, że wpatruje się w lustro w łazience bez opaski na oku. Niezależnie od tego, jak bardzo była już przyzwyczajona, nie potrafiła się nie gapić. Zawsze tak, jakby to był pierwszy raz, i zawsze z nadzieją, że to ostatni.
Miejsce, gdzie znajdowało się kiedyś jej prawe oko, było zasłonięte skórą, która wyglądała, jakby została poparzona. Nie została. Wynikało to tylko z tego, że było jej tu za mało do pokrycia zbyt dużej powierzchni. Długa, nierówna blizna, która towarzyszyła zmarszczeniu, biegła od środka prawej brwi do najwyższego punktu kości policzkowej. Tam, niczym koryto rzeki, wpadała do delty wgłębienia na policzku.
Sewanee spojrzała ponownie na szminkę. Czerwona. Zdecydowanie czerwona. Odważna.
W tym momencie jej telefon, leżący na blacie obok, zadzwonił.
Zerknęła na wyświetlacz: Słoneczna Jesień. Dom opieki jej babci. Choć przez te wszystkie lata wiele razy widziała na ekranie Słoneczną Jesień, żołądek jej się skurczył. W ciągu ostatnich kilku miesięcy kurczył się tym silniej, im bardziej pogarszał się stan psychiczny Papli.
– Halo?
– Sewanee? – spytał znajomy głos.
– Cześć, Amando. Wszystko w porządku?
– No, mieliśmy mały wypadek.
Sewanee obróciła się i oparła o blat. Wyobraziła sobie rzutką, kompetentną Amandę siedzącą za biurkiem w swoim schludnym gabinecie, ze świątecznym swetrem przewieszonym zapewne przez oparcie fotela i z napuszonymi szpakowatymi włosami ściągniętymi opaską z rogami renifera.
– Co się stało?
– Przepraszam, że cię niepokoję. Próbowaliśmy się skontaktować z twoim ojcem, ale nie oddzwonił.
Standard.
– Nic nie szkodzi, co się dzieje?
– Cóż – westchnęła. – Zeszłej nocy Papla wyszła ze swojego pokoju. – Nawet pracownicy domu opieki zaczęli używać ksywki jej babci. Barbara nigdy nie chciała być nazywana „babcią”, „Basią” ani w żaden inny „postarzająco-spoufalający” sposób. Ale mała Sewanee nie potrafiła wymówić imienia Barbara. W najlepszym razie udawało jej się powiedzieć „Paplala”, co szybko skróciła sobie do „Papla”. Ojciec Sewanee uznał, że to świetnie pasuje do jego gadatliwej matki, i tak już zostało.
– Jeden z naszych sanitariuszy znalazł ją w pomieszczeniu wspólnym dzisiaj o drugiej trzydzieści nad ranem. Była przekonana, że znajduje się w jakimś hotelu w Tennessee i szykuje się na bal debiutantek. Wzięła sanitariusza za swoją osobę towarzyszącą.
Sewanee zamknęła oko.
– A jak się czuje dzisiaj rano?
– Kiedy się obudziła, nie pamiętała nic z minionej nocy. Przy śniadaniu paplała w najlepsze, jak to ona.
– Okej. – Sewanee odetchnęła, przechylając głowę w tył. – To dobrze. Prawda?
– Tak, ale problem w tym, że musieliśmy ją zamknąć do końca nocy, dla jej własnego bezpieczeństwa. Jej dolegliwości postępują, a to wymaga zastanowienia się nad warunkami opieki w przyszłości.
– Co… co to znaczy?
– Sądzimy, że za niedługo będziemy musieli ją przenieść do skrzydła dla pensjonariuszy z zaburzeniami pamięci.
Sewanee widziała te wielkie zamknięte drzwi. Przez myśl przeszła jej wisząca nad nimi tablica z czerwonym napisem: Zaburzenia pamięci. Bezwzględny nakaz zamykania drzwi. Znajdowały się w korytarzu, który prowadził do baru. Tak, w Słonecznej Jesieni był bar. I sala do jogi. Ośrodek został zaprojektowany tak, by wyglądał jak hollywoodzki plan filmowy w stylu amerykańskich lat pięćdziesiątych – główny korytarz był centralną ulicą, w salonie kręcił się trójkolorowy szyld fryzjerski, a w sklepiku można było znaleźć dyspozytor napojów gazowanych i szafę grającą. Sewanee drażniła ta disneizacja schyłku. Ale Paplę uszczęśliwiała. A ponieważ ośrodek znajdował się w Burbank, dokładnie naprzeciwko studia Warner Bros., tuż obok restauracji Smoke House, był pełen Ludzi Filmu, takich jak jej babcia.
Właśnie dlatego Papla wybrała to miejsce po śmierci swojej siostry Bitsy, z którą wcześniej mieszkała.
Podczas gdy inne domy opieki organizowały swoim pensjonariuszom wycieczki do supermarketu albo do muzeum, w Słonecznej Jesieni urządzano nocne pokazy filmowe na cmentarzu Hollywood Forever, żeby seniorzy mogli obejrzeć klasyki pod gołym niebem („i odwiedzić starych znajomych”, jak lubiła żartować jej babcia). Chodzili na sesje nagraniowe do sitcomów i programów telewizyjnych. W każdy piątek wieczorem mieli happy hours, otwarte dla gości, i Swan przychodziła prawie co tydzień, żeby napić się martini z Paplą i jej kumpelami.
Cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy przyjechały zwiedzić Słoneczną Jesień, Amanda zapewniła je, że kiedy – jeśli w ogóle – przyjdzie czas na przeprowadzkę do skrzydła dla osób z zaburzeniami pamięci, Papla nie zostanie odizolowana od tego, co sprawia jej przyjemność – w dalszym ciągu będzie uczestniczyła w życiu pozostałej części domu opieki, jeśli tylko będzie tego chciała. Jeśli będzie w stanie. Zarówno Sewanee, jak i Papla puściły to wtedy mimo uszu. Żadna z nich nie brała na poważnie pod uwagę, że Papla – rozplotkowana, roztrajkotana, tryskająca energią, klnąca jak szewc, wygadana Papla – będzie potrzebowała zamkniętych drzwi i całodobowego monitoringu.
– Chciałabyś, żebym dalej próbowała się dodzwonić do twojego ojca, czy wolisz sama się z nim skontaktować? – spytała Amanda.
– Spróbuję go złapać.
– Dobrze. Jak tylko ci się uda, poproś go, żeby do mnie przedzwonił.
– Oczywiście. Dziękuję, Amando.
Sewanee się rozłączyła i natychmiast wybrała numer ojca.
Zawahała się.
Westchnęła głęboko i zadzwoniła.
– Sewanee, nie mam teraz czasu rozmawiać, wszystko okej?
– U mnie tak. – Nie żeby naprawdę go to interesowało. I nie żeby naprawdę nie miał czasu. Co sprawiło, że Sewanee nie mogła sobie odmówić prowokacji: – Chciałam tylko odbyć z tobą długą, szczerą rozmowę o naszych planach i nadziejach, tato. – Sarkazm był najlepszą formą ataku na uparcie wznoszone przez niego mury, a ona władała tą bronią po mistrzowsku.
– Czegoś ode mnie chcesz?
– Tak. Jak dzwonią z domu opieki twojej matki, to chcę, żebyś odbierał.
Króciutka chwila milczenia.
– Wszystko w porządku? – spytał, powtarzając dokładnie to samo pytanie, które Sewanee zadała Amandzie. Różnił się tylko ton głosu. A ona znała się na tonach. Na tym polegała jej praca. Jego ton był rozkojarzony, zniecierpliwiony. Ale, co uderzyło ją najbardziej, niemal słychać w nim było nadzieję, że tak naprawdę nie wszystko jest w porządku. Aż ją od tego skręciło.
– Nie – odparła i przełknęła głośno. – Wczoraj w nocy zdarzył się wypadek, nic poważnego, ale skłonił Amandę do poinformowania mnie, a właściwie ciebie, że Papla będzie musiała się przenieść do skrzydła dla osób z zaburzeniami pamięci. No, więc Amanda chce z tobą pogadać.
– Dlaczego?
Sewanee zatkało.
– Dlaczego? Żeby przedyskutować… właściwie wszystko?
– Jej plany i nadzieje?
Sewanee nie zareagowała na dowcip, a Henry go nie ciągnął. Gdy milczenie zaczęło się przedłużać, Sewanee się odezwała:
– Zamierzałam iść do niej w poniedziałek na lunch. – Nadal nic. – Może się tam spotkamy? – Gdyby nie odgłos przełykania, w którym Sewanee domyśliła się kawy, uznałaby, że ich rozłączyło. – Tato?
Lekki śmiech.
– Nie ma takiej potrzeby. Idź, zjedzcie sobie ten swój lanczyk, obgadajcie wszystko w babskim gronie, a my porozmawiamy później.
– Dobrze. Zadzwonię w poniedziałek wieczorem. – Znowu cisza. – Chciałbyś się przynajmniej dowiedzieć, co się stało…
– Swan, pogadamy w poniedziałek, muszę kończyć. – Rozłączył się.
SEWANEE, ZE SMYCZĄ BIBLIOCONU NA SZYI, kluczyła i przepychała się przez potężną halę konwentową jak zawodniczka biegnąca z piłką na pole punktowe. Liczba uczestników wydarzenia była zdumiewająca. Jako osoba, która spędzała dużą część swojego życia zawodowego ze słuchawkami na uszach, wsłuchana tylko w przyciszony szmer własnego głosu, która ceniła sobie nade wszystko absolutną ciszę, teraz miała wrażenie, że od zgiełku panującego na hali, cała się garbi i napina.
Telefon zawibrował jej w kieszeni, raz – esemes.
ADAKU:
Jesteś?
SEWANEE:
Tak. Idę na panel.
ADAKU:
Chodź na moment do garderoby.
SEWANEE:
To tu jest garderoba??
ADAKU:
W północno-zachodnim rogu.
SEWANEE:
Co ja jestem, Magellan?
ADAKU:
Koło starbucksa. Pod plakatem ze mną.
Sewanee obróciła głowę, by przebiec wzrokiem po hali. Namierzyła plakat z filmu _Dziewczyna ze środka_ – kadr ze zbliżeniem na twarz Adaku, rozglądającą się na prawo i lewo – i ruszyła w tamtą stronę. Napisała pospiesznie:
Mam tylko 10 min.
ADAKU:
Wystarczą mi 2.
Kiedy znalazła drzwi, a wielki facet pilnujący wejścia porównał jej dowód z plakietką zawieszoną na smyczy, została wpuszczona do zamkniętej strefy, gdzie czekała na nią Adaku z kubkiem kawy na wynos w wyciągniętej ręce.
– Jesteś wielka – powiedziała Sewanee, przyjmując kubek.
Adaku bez słowa chwyciła ją za rękę i pociągnęła korytarzem do damskiej łazienki. Prędko zajrzała do obu kabin, żeby upewnić się, że są puste, po czym praktycznie przeskoczyła nad głową Sewanee i zaryglowała za nimi drzwi.
– Co jest, zabiłaś kogoś? – spytała Sewanee, upijając łyk kawy. Adaku złączyła dłonie, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. Sewanee przyjrzała jej się uważniej. – To dobra czy zła wiadomość?
Adaku wyrwał się dźwięk, na który zawyłyby psy.
– Dobra, Swan. Superdobra. Burgeraście dobra.
Sewanee wiedziała, że gdyby Adaku mogła wypowiedzieć przed śmiercią jedno życzenie, poprosiłaby o podwójnego burgera z sieci In-N-Out. Adaku buzowała jak woda w garnku. Sewanee też zaczęła buzować.
– No?
Adaku wykręciła sobie dłonie.
– Kojarzysz ten film à la Lizystrata w dżungli, o którym ci mówiłam? – Sewanee przytaknęła. – Osiągnęłam cel. Ten duży.
Sewanee znieruchomiała.
– Ten duży?
Adaku zadrżał podbródek.
– Nasz duży.
Później Sewanee mogła się tylko pocieszać faktem, że jej pierwszym odruchem, instynktowną reakcją, było szczęście, a nie iskra zazdrości. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, był szczery, okrzyk zaskoczenia – autentyczny, a łzy, które popłynęły w następnej chwili – radosne. Śmiały się i płakały, aż trudno było rozróżnić, co jest czym. Emocjonalny śnieg z deszczem. Sewanee zarzuciła ramiona na przyjaciółkę – jedyną prawdziwą, jaka jej została, najbardziej stały element jej życia – i poczuła, jak serce Adaku bije szybko tuż przy jej własnym.
– Milion dolarów – wyszeptała Adaku z rozedrganiem. – Pieprzony milion dolarów.
– Udało ci się! – pisnęła Sewanee.
Adaku się odsunęła, ujęła twarz Sewanee w swoje miękkie dłonie.
– Udało nam się! W tej gównianej knajpie z pizzą przy ulicy Sto Osiemdziesiątej Pierwszej…
– Ośmielasz się kalać pamięć pizzerii u Tony’ego?
Łzy Adaku spłynęły na jej uśmiechnięte wargi.
– Obiecałyśmy to sobie nad tym promocyjnym podwójnym kawałkiem z colą za dwa dziewięćdziesiąt dziewięć. Jedna z nas zgarnie okrągły milion przed trzydziestym piątym rokiem życia.
Sewanee znowu mocno ją przytuliła i poczuła, jak łzy biorą górę nad śmiechem, gardło jej się ścisnęło.
– Tobie się udało. Tobie… – Gwałtownie odsunęła od siebie Adaku. Żartobliwie, była tego pewna. – Boże, jestem z ciebie taka dumna!
Adaku wytarła twarz.
– Wiesz, po odjęciu podatków i prowizji zostanie mi jakieś czterysta tysięcy, ale…
– A, to nie ma o czym mówić.
Przez chwilę patrzyły na siebie nawzajem w milczeniu. Spojrzenie Adaku się nachmurzyło. Jej mina zrobiła się poważna.
– Obie wiemy, że ty byś do tego doszła wieki temu. Gdyby ten jeban…
– Ty wygrywasz, ja wygrywam, my wygrywamy, pamiętasz?
– Ale to takie niesprawiedliwe…
– Nie mów tak – poprosiła Sewanee, łapiąc Adaku za barki. – Płacą ci milion dolarów za główną rolę w filmie.
Uśmiech wrócił na twarz Adaku.
– Dopiero co dzwonili, a ty jesteś jedyną osobą, z którą chciałam się tym podzielić. Tak się cieszę, że tu jesteś!
Sewanee zrobiła krok w tył i uniosła ręce jak wieszczka opierająca się przed wizją.
– Widzę… widzę szampana lejącego się strumieniami w naszej przyszłości. – Adaku się roześmiała. – Ale teraz twoje dwie minuty się skończyły, a ja się spóźnię.
Adaku wyskoczyła naprzód.
– Jasne, jasne! Sorry. – Odblokowała drzwi. – Na co masz ochotę dzisiaj wieczorem? Myślałam, że może…
– Co tylko chcesz!
– Dasz się przekonać na wyjście do klubu? Mamy darmowe napoje…
– Tak, na wszystko, kochana, muszę iść!
Adaku otworzyła drzwi na oścież.
– No idź, idź! Bo się spóźnisz! Ile razy mam ci powtarzać?
Sewanee się roześmiała, ścisnęła mocno ramię Adaku i ruszyła prosto do wyjścia.
Kiedy pędziła korytarzem, poczuła, jak zaciska jej się szczęka.
Kiedy wyszła z powrotem na halę, poczuła, jak ściska ją w piersi.
Kiedy dotarła do pawilonu romansu i odnalazła właściwą salę, w głowie dudniło jej tylko jedno słowo. Dlaczego. Zapętlone. Dlaczego. Dlaczego. Dlaczego.
W takim tempie potrafił jej się zmienić nastrój. Ten niebezpieczny, niewidoczny prąd wsteczny był jedyną rzeczą w tym życiu, która nadal ją przerażała i kazała jej się zastanawiać, czy nie popełniła błędu, gdy odstawiła leki po pierwszym roku, a jeszcze wcześniej porzuciła terapię. Bo to nie był dobry objaw. Bo teraz cofnęła się w swojej głowie o te siedem lat i leżała w szpitalnym łóżku, zastanawiając się, po co w ogóle ją odratowali.
SALA BYŁA WYPEŁNIONA PO BRZEGI AUTORKAMI I FANKAMI. Ludzie siedzieli na schodach, opierali się o ściany, przysiadali na kolanach znajomych. Starannie dobrane, błyskotliwe, utalentowane osoby, które wywróciły do góry nogami przykaz z czasów dzieciństwa, że ludzie powinni je widzieć, a nie słyszeć, zabawiały przybyłych. Była tam Alice Dunlop, znana jako Dixie Barton, Mildred Prim, siedemdziesięcioletnia Brytyjka, absolwentka Królewskiej Akademii Sztuki Dramatycznej, wielbiona przez grono obsesyjnych fanów słynnego cyklu _Nieśmiertelny,_ który nagrywała od dwudziestu lat, czytająca romanse pod swoim pruderyjnym nazwiskiem panieńskim, oraz Ron Studman. Ron, jako jeden z niewielu lektorów romansów, lubił być widziany, bo chciał wszystkim pokazać, że nawet człowiek w wieku starszym niż średni, o stale poszerzającej się talii i stale cofającej się linii włosów, może być symbolem seksu, jeśli tylko jest odpowiednio wyposażony. W jego przypadku odpowiednim wyposażeniem był głos, za który fanki go uwielbiały.
W tym momencie tłum zebranych jadł Ronowi z ręki. Grupka kobiet z pierwszego rzędu zaczęła nawet gwizdać, kiedy odezwał się głosem, z którego był najbardziej znany: seksownego irlandzkiego wampira o imieniu Seamus.
Sewanee poruszyła wszystkie tematy, o które prosił ją Mark. „Dlaczego waszym zdaniem audiobooki robią się coraz popularniejsze?” „W jaki sposób przygotowujecie się do nagrywania książek?” „Jak najlepiej podejść do czytania sceny seksu?” „Dlaczego ludzie, którzy demaskują pseudonim lektora, powinni zostać publicznie wybebeszeni i poćwiartowani”. Trzeba było powoli kończyć, więc Sewanee zadała pytanie, które miało dać panelistom ostatnią okazję do zabłyśnięcia. „Dlaczego powieści romantyczne cieszą się taką popularnością?” __ Gdy goście zaczęli odpowiadać, Sewanee zrobiło się raźniej. Wykonała swoje zadanie, i to doskonale. Mark będzie szczęśliwy, a organizatorzy zadowoleni. Nie mogła się doczekać wieczoru z Adaku, która zasłużyła sobie na świętowanie, zasłużyła sobie pod każdym względem na ten cholerny sukces, jakim się teraz cieszyła.
Ron miał odpowiedzieć jako ostatni i – jak to Ron – nie zawiódł.
– Kobiety odkrywają pełen potencjał własnej przyjemności. Wstyd to pieśń przeszłości! Szczęśliwe zakończenie jest możliwe. I być może siedzi właśnie przed tobą! – Tu mrugnął do publiczności.
– No dobrze. – Sewanee zwróciła się do zgromadzonych: – Dziękuję uczestnikom panelu za wszystkie cenne spostrzeżenia. Zostało nam jeszcze kilka minut, więc mamy czas na pytania.
Na to poderwała się jedna z kobiet siedzących w pierwszym rzędzie i spytała Rona, czy podpisze jej się na piersiach. Rozległy się okrzyki i gwizdy. Ron spełnił prośbę. Wstała kobieta zajmująca miejsce kilka rzędów dalej, wzięła mikrofon.
– Dzień dobry. Myślę, że będę głosem wszystkich tu obecnych. Kim jest Brock McNight? – Rozległy się wiwaty. – Poważnie! Musimy się tego dowiedzieć.
Ron teatralnym gestem zasunął sobie usta, a pozostałe uczestniczki panelu pokręciły głowami.
Kolejne pytanie również dotyczyło Brocka McNighta. I następne też. Wtedy zabrała głos Sewanee:
– Czy mamy jakieś pytanie niezwiązane z Brockiem McNightem?
Ktoś miał pytanie do Sewanee:
– Czy nagrywa pani romanse?
– Nie. – Zorientowała się, że zabrzmiało to bardziej kategorycznie, niż chciała. Rozpromieniła się i wskazała na panelistów. – Pozostawiam to ekspertom.
– Sewanee czyta same trudne książki – dopowiedział Ron. – Te, których nikt inny nie chce tknąć. Fantastykę z trzema setkami bohaterów, sagi wojenne z dwudziestoma różnymi akcentami, klasyków, literackie cegły. Jest nieustraszona, wybiera te najdłuższe, największe.
– Oczywiście książki. Ale podoba mi się wasz tok myślenia. – Zażartowała, a publiczność gruchnęła śmiechem. Już dawno się dowiedziała, że na koniec warto ludzi rozśmieszyć. Papla ją tego nauczyła. – Dobrze, może jeszcze raz nagrodzimy brawami naszych wspaniałych…
Sewanee zauważyła, że jakaś młoda lokowana blondynka wstaje i wygładza swoją śliczną letnią sukienkę. Dziewczyna zawołała:
– Przepraszam bardzo! Mogę jeszcze małe pytanko?
Sewanee zerknęła na zegar na tylnej ścianie, a mikrofon powędrował do kobiety.
– Wielkie dzięki – powiedziała blondynka. – I dzięki za to, że poświęciliście czas, żeby się z nami spotkać. – Miała wyraźny południowy akcent. Tak wyraźny, że Sewanee przeszło przez myśl, że może go udawać. Wysoki, nosowy, ze skłonnością do intonacji wznoszącej. – No więc chciałam zapytać: Jak można się wbić do branży?
– Mogę opowiedzieć pani więcej przy stoisku – odparła Sewanee – ale zasadniczo, kiedy pierwszy szkic książki jest skończony, powinna pani zacząć myśleć o audio…
– Och, nie! – Kobieta się roześmiała. – Nie jestem pisarką! Jestem aktorką?
Sewanee się zacięła, jej mózg stanął w miejscu.
Ron przejął pałeczkę.
– No więc po pierwsze powinna pani – nachylił się do mikrofonu i zniżył głos do swojego irlandzkiego wampira – przyjść po panelu do Seamusa.
– Ron – zbeształa go Sewanee – sam se idź do Seamusa! – Publiczność się roześmiała. – Dobrze, dziękuję wszystkim za…
– Bo wiecie, ja uwielbiam czytać? – Dziewczyna założyła włosy za ucho i mówiła dalej. – No i chodzę na zajęcia aktorskie w Los Angeles. – O Boże, trafili na osobę pokroju „to bardziej komentarz niż pytanie”. – Więc, tak jakby, nie wiem, mam wrażenie, że to by była dla mnie idealna praca?
Po raz kolejny jedna z panelistek uratowała Sewanee przed koniecznością odpowiadania.
– Cóż – zaczęła Mildred. – Zawsze powtarzam, że najlepsze, co można zrobić, kiedy człowiek się zastanawia, czy ta praca jest dla niego, to wejść do pokoju bez okien i zacząć czytać na głos jakąś książkę, zatrzymując się po każdej pomyłce i wracając do początku zdania. Proszę to robić przez osiem godzin bez przerwy, a potem się zastanowić, czy nadal uważa pani, że to idealna praca.
Na widowni rozległy się śmiechy. Sewanee milcząco podziękowała Mildred za ten kubeł zimnej wody.
– Kiedy was tak słuchałam – ciągnęła (ciągnęła!) dziewczyna – doszłam do wniosku, że nagrywanie romansów to byłaby świetna sprawa.
W Sewanee zwyciężyła chorobliwa ciekawość – jak w momencie, gdy człowiek zwalnia na autostradzie, żeby przyjrzeć się wypadkowi.
– Dlaczego?
– No bo ten, mogłabym wykorzystać swoje zdolności aktorskie i w ogóle, żeby dawać ludziom nadzieję?
– W jaki sposób?
– No w taki… jak właśnie powiedziałam? Nagrywając audiobooki romansów? Czy nie byłoby wspaniale pokazywać światu, że miłość zawsze zwycięży, że wszystko się ułoży, że naprawdę można żyć długo i szczęśliwie?
Sewanee uzbroiła się w cierpliwość i postarała się, żeby jej następne słowa nie zabrzmiały protekcjonalnie.
– Rzeczywiście byłoby wspaniale, gdyby to była prawda, ale… może lepiej zostawmy ten temat.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej