Do widzenia, Lily - ebook
Do widzenia, Lily - ebook
Poruszająca opowieść o człowieku i jego zwierzęciu, idealna dla fanów filmu "Był sobie pies".Ted i Lily to najlepsi przyjaciele. Spędzają razem mnóstwo czasu, rozmawiając o chłopakach, oglądając filmy i grając w Monopoly. To ostatnie bywa nieco trudne, bo o ile Ted to wypalony, samotny pisarz z dwoma przeciwstawnymi kciukami, o tyle Lily jest... jamnikiem. A do tego wierną towarzyszką, która u boku właściciela przeżyła już ponad dekadę. Teraz jednak jej dalsze losy stają pod znakiem zapytania – pewnej nocy Ted odkrywa na ciele ukochanego psa potencjalnie niebezpieczny guz. Zaczyna się walka z czasem - "ośmiornica", jak nazywa tumor mężczyzna, wcale nie zamierza odpuścić. Ted musi więc poradzić sobie z perspektywą straty... a także z własnym smutkiem, który od dłuższego czasu coraz bardziej go przytłacza.Pokręcona i głęboko wzruszająca "Do widzenia, Lily" to powieść zabawna, mądra i całkowicie oryginalna w odkrywaniu, co to znaczy kochać każdą śmiertelną istotę. Ten dzielny mały jamnik podbije twoje serce - zupełnie jak jego na pozór niemiły, ale w środku pełen uczuć właściciel. Nie przegap ich wspólnych przygód!Sara Gruen, autorka bestsellera "Woda dla słoni"Czytanie tej chwytającej za serce, ale ostatecznie zapierającej dech w piersiach powieści było bardzo głębokim przeżyciem…. Jak powiedziałaby Lily: MUSISZ! PRZECZYTAĆ! TĘ! KSIĄŻKĘ!"Washington Post"Wrażliwa, przezabawna i emocjonalnie satysfakcjonująca… Ta wzruszająca autobiograficzna powieść przesycona jest intymnością posiadania zwierząt domowych… Rowley napisał pełną hojnych porcji słodko-gorzkiego człowieczeństwa, niezwykle przejmującą i wzruszającą opowieść, którą czytelnicy (szczególnie miłośnicy zwierząt) na pewno pokochają."Publishers Weekly"Steven Rowleyjest autorem bestsellerowych powieści, które poruszają najczulsze struny. Przetłumaczono je już na ponad 20 języków, trwają również prace nad ich ekranizacjami. Zanim został pisarzem, Rowley pracował jako freelancer, dziennikarz i scenarzysta. Pochodzi z Portland w stanie Maine, a obecnie mieszka w Palm Springs w Kalifornii. "Do widzenia, Lily" to jego druga, po "Gujciu", książka, która pojawia się w Polsce nakładem Prószyński i S-ka.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8295-658-0 |
Rozmiar pliku: | 418 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W każdym razie w ten konkretny czwartek obgadujemy Chrisów: Hemswortha, Evansa i Pine’a. W pewnym momencie Lily wypala znienacka, że zapomnieliśmy o Pratcie, a ja zauważam ośmiornicę. Nieczęsto widuje się ośmiornice z bliska, zwłaszcza we własnym salonie, umoszczone na psiej głowie niczym urodzinowa czapeczka, toteż natychmiast ogarnia mnie przerażenie. Mam dobry widok na stwora. Siedzimy z Lily po dwóch stronach kanapy, każde ze swoją poduszką – ja po turecku, ona w pozycji lwa z czołówki MGM.
– Lily!
– Chris Pratt to tylko taka luźna propozycja – odpowiada.
– Nie o to mi chodzi. Co ty masz na głowie? – Dwie z licznych macek ośmiornicy zwisają jej po bokach pyska jak tasiemki kapelusza.
– Gdzie?
– Jak to gdzie? Tutaj. Nad skronią po prawej stronie.
Lily milczy. Patrzymy sobie w oczy. Po chwili odwraca wzrok, żeby spojrzeć do góry, na ośmiornicę.
– Aaa. To.
– Tak. To. – Nachylam się błyskawicznie i łapię ją za nos, tak jak wtedy, kiedy była szczenięciem i nie mogła przestać szczekać z powodu nadmiernej ekscytacji każdym napotkanym przedmiotem. Wyśpiewywała swój entuzjazm przeszywającym staccato: ZOBACZ! TYLKO! TO! NAJWSPANIALSZA! RZECZ! JAKĄ! KIEDYKOLWIEK! WIDZIAŁAM! ŻYCIE! JEST! TAKIE! PIĘKNE! Pewnego razu, na początku naszego wspólnego życia, zdążyła przenieść wszystkie moje buty w rozmiarze trzynaście trzy pokoje dalej, na szczyt schodów, podczas gdy ja brałem prysznic.
– Po co? – zapytałem.
– TE! RZECZY! KTÓRE! WKŁADASZ! NA! NOGI! POWINNY! LEŻEĆ! BLISKO! SCHODÓW! – odparła z przekonaniem.
Zawsze była żywiołowa i pełna pomysłów.
Przyciągam ją do siebie i odwracam jej głowę, by się dobrze przyjrzeć temu czemuś. Patrzy na mnie spode łba, oburzona tym molestowaniem i niepotrzebną uwagą nieokrzesanego, wielkiego, głupiego człowieka.
Ośmiornica tkwi mocno wczepiona nad okiem Lily. Przez chwilę zbieram się na odwagę, by jej dotknąć. Jest twardsza, niż przypuszczałem. Przypomina raczej kość niż balon wypełniony wodą. Sprawia wrażenie czegoś podskórnego, a jednak pozostaje całkiem na wierzchu. Liczę ramiona ośmiornicy, przekręcając głowę Lily. Rzeczywiście ma ich osiem. Stwór wygląda na rozzłoszczonego. Można by nawet powiedzieć, że jest agresywny, jakby ogłaszał swą obecność całemu światu, żądając atencji. Gdzieś kiedyś widziałem film z ośmiornicą, która tak doskonale kamuflowała się na dnie oceanu, że była kompletnie niewidoczna, dopóki nie pojawił się jakiś nieszczęsny ślimak albo krab. Dopiero wtedy dawała o sobie znać, uderzając ze śmiertelną precyzją. Pamiętam, że oglądałem to nagranie wiele razy, próbując zlokalizować ośmiornicę. Po niezliczonej liczbie odtworzeń moje zmysły zaczęły wyczuwać jej obecność, energię, gotowość do ataku, mimo że nadal była niewidoczna. Kiedy się już wiedziało, gdzie jest, nie sposób było ją przeoczyć – pomimo zadziwiających zdolności maskujących tego stworzenia.
To bardzo podobna sytuacja.
Raz zauważona, przyciąga moją uwagę przez cały czas. Ośmiornica zmienia cały pysk Lily, który zawsze wydawał mi się taki piękny – szlachetny, klasyczny psi profil, odrobinę niepasujący do karykaturalnego jamniczego ciała. Ale ten pysk! Idealnie symetryczny. Gdy odgarnęło się jej uszy do tyłu, przypominał mały kręgiel pokryty mięciusieńkim mahoniowym futerkiem. Tymczasem teraz, przez tego guza, mniej kojarzy się z kształtem kręgla, bardziej za to z jego przeznaczeniem – wygląda na zmaltretowany uderzeniem ciężkiej piłki.
Lily prycha na mnie dwa razy, rozszerzając nozdrza. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę, że wciąż ją trzymam za nos. Daję jej spokój, bo widzę, jak bardzo jest wściekła z powodu niewyobrażalnego poniżenia.
– Nie chcę o tym mówić – oświadcza, sięgając pyskiem do swędzącego brzucha.
– Ale ja chcę.
Przede wszystkim chcę pomówić o tym, jak to możliwe, że do tej pory niczego nie zauważyłem. Jestem odpowiedzialny za każdy aspekt codzienności tego psa i jego dobrostan – zapewniam mu pożywienie, wodę, ruch, zabawki, gryzaki, spacery, lekarstwa, eliminuję niewygody, organizuję rozrywki, przytulam, daję uwagę i miłość. A przy tym pozostawałem ślepy na fakt, że wyrosła mu na głowie ośmiornica, która zdaje się gwałtownie powiększać. Ośmiornice są mistrzyniami kamuflażu, przypominam sobie, pozostawanie w ukryciu leży w ich naturze. Tej myśli towarzyszy jednak druga: za łatwo mi przychodzi usprawiedliwianie samego siebie.
– Boli?
Westchnienie. Głęboki wydech. Wydawała podobne odgłosy przez sen, kiedy była młodsza, zwykle tuż przed tym, jak zaczynała przebierać łapkami, śniąc o ściganiu wiewiórek, ptaków czy bieganiu po ciepłym złotym piasku na bezkresnej plaży. Nie wiedzieć czemu mam przed oczami Ethana Hawke’a odpowiadającego na pytania z kwestionariusza Pivota, które kończyły każdy odcinek Za drzwiami Actors Studio.
– Ulubiony dźwięk bądź odgłos?
– Wzdychanie szczeniaczków – odpowiedział Ethan.
Tak! Cóż to za cudowna sprzeczność: wzdychające szczeniaczki, tak jakby cieplutkie i śpiące miały jakiekolwiek powody do zmartwień. A jednak wzdychają na potęgę! Ich niewinne pyszczki oddychają ciężko. Tym razem westchnienie brzmi nieco inaczej. Bardziej subtelnie. Mniej wprawne ucho mogłoby go nawet nie wyłapać, ale ja, który znam Lily tak dobrze, jak tylko można poznać drugą istotę, słyszę je wyraźnie. To ciężkie urywane westchnienie. Sygnał, że jej świat nie całkiem jest beztroski, że coś ją trapi.
Ponawiam pytanie.
– Boli cię to coś?
Odpowiada powoli, po długiej chwili namysłu.
– Czasami.
Najwspanialsze w psach jest to, że zdają się po prostu wiedzieć, kiedy są najbardziej potrzebne. Rzucają wtedy wszystko, aby być przy człowieku. Nie muszę wydobywać z Lily kolejnych wyznań. Mogę zrobić dla niej to samo, co ona robiła setki razy dla mnie, gdy miałem złamane serce, byłem chory, w depresji albo miałem poczucie ogólnej beznadziei. Mogę z nią pobyć w ciszy. Nasze ciała stykają się tylko trochę, lecz wystarczająco, byśmy się mogli dzielić ciepłem i energią, które przepływają przez wszystkie żywe istoty. Nasze oddechy są coraz spokojniejsze i mają podobny rytm, jak zawsze podczas tych najcichszych wspólnych chwil.
Pieszczotliwie zbieram skórę na jej karku, jak zapewne robiła to jej matka, kiedy Lily była jeszcze malutkim szczenięciem.
– Nadchodzi zawierucha – mówię, spoglądając lękliwie na ośmiornicę.
Obawiam się, że jest w tym stwierdzeniu więcej prawdy, aniżeli bym chciał. Szykuję grunt pod ulubiony cytat Lily z Królowej Elżbiety. Żadne z nas nie widziało tego filmu w całości, tę konkretną wymianę zdań znamy jednak ze zwiastuna, który puszczali w kółko w telewizji, kiedy film po raz pierwszy wszedł do kin. Oboje turlaliśmy się po podłodze ze śmiechu z pokrzykującej Cate Blanchett w roli Królowej Dziewicy. Mój pies potrafi bezbłędnie parodiować tę aktorkę.
Lily ożywia się odrobinę i odpowiada:
– I ja potrafię władać wichrem, mój panie! Mam w sobie siłę huraganu, która zniszczy Hiszpanię, jeżeli ośmielisz się wystąpić przeciwko mnie! Niech przybywają choćby z całą armią piekieł. Nie przejdą!
Stara się ze względu na mnie, a jednak – jeśli mam być całkiem szczery – nie jest to jej najlepszy występ. Instynktownie wie o tym, z czego i ja zaczynam sobie zdawać sprawę: jest ślimakiem albo krabem dla tej ośmiornicy.
Głodnej ośmiornicy.
Która postanowiła ją dopaść.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI