- nowość
- promocja
Dobra koleżanka - ebook
Dobra koleżanka - ebook
Dwie kobiety. Biuro pełne sekretów.
Przerażająca zbrodnia.
Dawn Schiff jest dziwna. Przynajmniej tak myślą wszyscy pracownicy firmy, w której kobieta pracuje jako księgowa. Nigdy nie mówi tego, co trzeba. Nie ma przyjaciół. I zawsze siada do swojego biurka dokładnie o 8:45.
Kiedy pewnego ranka Dawn nie pojawia się w biurze, jej współpracowniczka, Natalie Farrel jest zaskoczona. A gdy odbiera niepokojący, anonimowy telefon, zmienia się wszystko…
Okazuje się, że Schiff była nie tylko dziwną outsiderką, ale i czyimś celem. A Farrel zostaje z nią nierozerwalnie związana, gdy jednym telefonem ktoś wciąga ją w pokręconą grę w kotka i myszkę.
Z zagmatwanych śladów, którymi podąża Natalie, wyłania się pytanie: kto tu jest prawdziwą ofiarą?
Jedno jest jasne. Ktoś nienawidził Dawn Schiff. Wystarczająco, by zabić.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368263121 |
Rozmiar pliku: | 968 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzień wcześniej
Do: Seth Hoffman
Od: Dawn Schiff
Temat: WAŻNE
Do Setha.
Pojawiła się delikatna sprawa, którą muszę z Tobą pilnie omówić. Bardzo proszę o zaplanowanie spotkania w Twoim biurze w najwcześniejszym dogodnym terminie.
Z poważaniem
Dawn Schiff
Do: Dawn Schiff
Od: Seth Hoffman
Temat: Re: WAŻNE
Okej, jasne. Wpadnij do mojego gabinetu.
Do: Seth Hoffman
Od: Dawn Schiff
Temat: Re: WAŻNE
Do Setha.
Wolałabym umówić się na spotkanie na konkretną godzinę, aby upewnić się, że będziesz na nim obecny i że mamy wystarczająco dużo czasu, aby omówić pewne potencjalnie niepokojące informacje, którymi czuję się zmuszona z Tobą podzielić. Nie chciałabym, aby ta istotna dyskusja została przerwana przez Twoje wcześniejsze zobowiązania lub, co gorsza, by się okazało, że przyszłam do Twojego biura w czasie Twojej nieobecności. Czułabym się znacznie bardziej komfortowo, gdybyśmy ustalili czas spotkania. Mogę sprawdzić Twój kalendarz i porównać z moim własnym oraz podać Ci sześć potencjalnych terminów spotkań w ciągu najbliższych czterdziestu ośmiu godzin. Ty możesz zaznaczyć dwa, które są dla Ciebie najdogodniejsze. Wówczas uzgodnimy ostateczny termin, odpowiedni dla obu stron.
Z poważaniem
Dawn Schiff
Do: Dawn Schiff
Od: Seth Hoffman
Temat: Re: WAŻNE
Co powiesz na jutro na 14?
Do: Seth Hoffman
Od: Dawn Schiff
Temat: Re: WAŻNE
Poniżej szczegóły zaplanowanego spotkania:
Miejsce: gabinet Setha Hoffmana
Czas: 14:00
Dodałam do mojego kalendarza.
Z poważaniem
Dawn Schiff1
Obecnie
Natalie
Kiedy wchodzę rano do biura, Dawn nie ma przy jej biurku, co oznacza, że świat się skończył.
Żartuję. Świat wcale się nie skończył. Ale gdybyście znali Dawn, wiedzielibyście, o co mi chodzi.
Od ostatnich dziewięciu miesięcy Dawn Schiff zajmuje boks sąsiadujący z moim w Vixed, firmie produkującej i sprzedającej suplementy diety, w której obie pracujemy. Według jej rozkładu dnia śmiało można by regulować zegarki. 8.45 – siada przy biurku. 10.15 – udaje się do łazienki. 11.40 – idzie na zaplecze i zjada lunch. 14.30 – kolejna przerwa na siku. A punktualnie o 17.00 wyłącza komputer i kończy pracę. Gdyby nastąpiła jakaś apokalipsa, która zgładziłaby wszystkie czasomierze na świecie, bez trudu wrócilibyśmy do rutyny, opierając się na samej obserwacji tego, o której Dawn udaje się do łazienki. Co do sekundy.
W pracy zazwyczaj pojawiam się pomiędzy ósmą trzydzieści a dziewiątą. Raczej bliżej dziewiątej. Na ósmą trzydzieści zdążam, tylko jeśli wszystkie gwiazdy na niebie mi sprzyjają. Ale choć mogłabym przysiąc, że codziennie odkładam kluczyki do mojego auta dokładnie w to samo miejsce, na stolik tuż przy drzwiach wejściowych, czasami one w środku nocy dostają nóg i gdzieś sobie idą. A ja potem muszę ich szukać. Albo wpakowuję się w korki. Okropne korki. W godzinach szczytu Dorchester Avenue zamienia się praktycznie w parking.
Dziś rano światła mi nie sprzyjały, ale korki były nie najgorsze, więc już za dziesięć dziewiąta wchodzę do dużego biura, w którym mieści się Vixed. Mijam rzędy identycznych boksów zlokalizowanych na samym środku pomieszczenia, a moje czerwone szpilki stukają po wyłożonej linoleum posadzce. Nad głową migocze mi fluorescencyjne światło. Gdy mijam boks Dawn w drodze do swojego, moja dłoń jest już uniesiona w geście powitania. I nagle staję jak wryta.
Boks jest pusty.
I chociaż cała ta rutyna Dawn jest dość dziwaczna, jeszcze dziwaczniejsze jest to, że się z niej wyrwała. Nie mogę się otrząsnąć z myśli, że nieobecność Dawn musi mieć jakieś złowieszcze znaczenie. Przecież Dawn nigdy się nie spóźnia. NIGDY.
– Natalie! Hej, Nat! Zgadnij, co!
Na dźwięk głosu Kim odrywam wzrok od pustego boksu Dawn. Kim biegnie przez labirynt boksów, a jej opalona twarz promienieje.
Kim Healey jest moją najlepszą koleżanką z pracy, co niestety oznacza również, że jest moją najlepszą przyjaciółką w ogóle, ponieważ praca stała się całym moim życiem. Dwa tygodnie temu Kim wróciła ze swojej podróży poślubnej i ma spektakularną opaleniznę oraz złote refleksy w ciemnobrązowych włosach. Nawet wciąż jeszcze pachnie piaskiem i kremem do opalania. Wygląda fantastycznie i cieszę się jej szczęściem. Jestem zazdrosna zaledwie w dziesięciu procentach. Naprawdę – szczerze życzę jej wszystkiego, co najlepsze na tym świecie, jak już wspomniałam w moim lekko zawianym toaście na jej weselu.
Taksuję wzrokiem czarno-białą sukienkę Kim od Ann Taylor i zauważam lekkie wybrzuszenie.
– Jesteś w ciąży! – stwierdzam.
Uśmiech natychmiast spełza z jej twarzy.
– Nie. Nie jestem w ciąży. Czemu tak uważasz? – Szarpie za pasek obwiązany w talii. – Twierdzisz, że ta sukienka mnie pogrubia?
– Nie! Ojej, Kim, oczywiście, że nie! – Na swoją obronę dodam, że sposób, w jaki wypowiedziała to „Zgadnij, co!”, zabrzmiał tak, jakby chciała się pochwalić ciążą. W ostatnim czasie odnoszę wrażenie, że kobiety w moim wieku na prawo i lewo ogłaszają swoje ciąże – wygląda na to, że to jedyna ekscytująca wiadomość, którą chcą się dzielić. No a Kim przecież właśnie wróciła z miesiąca miodowego. – Ani trochę! Przepraszam, że to powiedziałam. Myślałam po prostu…
Kim nadal niepewnie ciągnie za pasek.
– Musiałaś mieć jakiś powód, żeby tak powiedzieć.
Przeklinam się w duchu.
– Nie miałam… przysięgam. A poza tym każdy trochę przybiera na wadze w czasie podróży poślubnej. Pasuje ci to.
Ale ona mnie nawet nie słucha. Jest zbyt zajęta wykręcaniem szyi, by zobaczyć własny tyłek.
Odchrząkuję.
– Więc, hm, co chciałaś mi powiedzieć?
– Ach. – Przywołuje na twarz lekki uśmiech, jednak jej początkowy entuzjazm nie powraca. – Przyjechały T-shirty. Położyłam je w salce konferencyjnej.
Ooo, no i to jest świetna wiadomość! Idę za Kim do sali konferencyjnej i tak jak powiedziała, w rogu stoi lekko pogniecione brązowe pudło. Podbiegam do niego i otwieram klapy.
– Oglądałaś?
– Tylko pobieżnie. Nie przeliczałam.
Szperam w pudle pełnym podkoszulków i wyciągam jeden z nich. Ma turkusowy kolor i nadruk z wszystkimi potrzebnymi informacjami. Bieg charytatywny 5K. Zbiórka na rzecz badań nad porażeniem mózgowym. Koszulka, którą trzymam w rękach, ma rozmiar M i wygląda w sam raz. Denerwowałam się, czy przyjdą na czas – miały być w zeszłym tygodniu, a dzisiaj już wtorek. Bieg charytatywny, którego jestem organizatorką, odbywa się w sobotę.
– Są cudowne, Nat – mówi Kim. Była dla mnie nieocenionym wsparciem podczas organizacji tego biegu, bez niej bym sobie nie poradziła. – Możemy je rozdać dzisiaj, kiedy wszyscy się pojawią.
Potakuję, czując ulgę, że wszystko idzie zgodnie z planem.
– A tak przy okazji – dodaję – słyszałaś może, czy Dawn dzwoniła zgłosić, że jest chora?
Kim przykłada sobie T-shirt do piersi, wygładza go na brzuchu, który dla mnie nadal wygląda nieco jak ciążowy.
– Nie. Czemu?
– No bo jej nie ma.
– I co z tego? Pewnie się spóźni.
– Nie rozumiesz. – Wrzucam T-shirt z powrotem do pudła. – Dawn się nie spóźnia. NIGDY. Ani jeden raz, odkąd tu pracuje. Zawsze jest punkt ósma czterdzieści pięć.
Kim zerka na swój zegarek, a potem patrzy na mnie, jakbym postradała zmysły.
– No więc jest dwadzieścia minut spóźniona. I co z tego?
To nietypowe zachowanie dla Dawn. A na dodatek jest jeszcze coś, czym nie podzieliłam się z Kim. Wczoraj po południu Dawn wysłała mi dziwnego maila z prośbą, czy mogłabym na koniec dnia porozmawiać z nią na temat „sprawy wielkiej wagi”. Jednak większość popołudnia spędziłam w terenie, sprzedając nasze produkty, a kiedy wróciłam, jej już nie było.
Sprawa wielkiej wagi. Ciekawe, czy mogło chodzić o…
Nie. Raczej nie.
– Mam nadzieję, że nic jej nie jest. – Kręcę głową. – Może miała wypadek samochodowy.
Kim się wzdryga.
– A może w końcu ktoś ją przeleciał?
– Przestań – mruczę pod nosem. – To wredne.
– No daj spokój. To dziwoląg i wiesz o tym tak samo, jak cała reszta z nas. A to ty musisz obok niej siedzieć.
– Nie jest taka zła.
– Nie taka zła?! – wybucha Kim. – To jak dzielenie gabinetu z robotem. I o co chodzi z tą jej obsesją na temat żółwi? Komu aż tak odbija na punkcie ŻÓŁWI?
Okej, nie zamierzam zaprzeczać, że Dawn jest nieco dziwna. A może nawet BARDZO dziwna. Czasami ludzie śmieją się z niej za jej plecami. I tak, rzeczywiście lubi żółwie bardziej, niż jakikolwiek dorosły człowiek powinien. Ale przy tym jest bardzo miłą osobą. I gdyby ludzie pokusili się o to, by lepiej ją poznać, na pewno byliby dla niej milsi.
Nie żebym ja sama dobrze ją znała. Ciągle myślę o tym, żeby zaprosić ją kiedyś na kolację, ale jakoś nigdy się nie udaje. Kilka tygodni temu zjeżdżałyśmy razem windą w piątkowe popołudnie i zapytałam ją od niechcenia, jakie ma plany na wieczór, a ona wyglądała na zszokowaną tym pytaniem. „Jem kolację w domu. Sama”. Zaprosiłabym ją do mnie, żebyśmy zjadły razem, ale miałam się spotkać z moim chłopakiem i byłoby niezręcznie, gdybym pojawiła się z przyzwoitką.
Zaproszę ją na kolację. Na pewno. Kiedy tylko 5K będzie za mną.
– Dobra, lepiej wrócę już do pracy. – Kim zerka na zegarek. – Nie mam tytułu Sprzedawcy Miesiąca, jak co poniektórzy.
Rumienię się lekko. Wyniki mojej sprzedaży rzeczywiście poszybowały w górę i są lepsze niż kogokolwiek innego, ale ciężko na to pracuję.
– Wyszłaś w tym miesiącu za mąż. Masz dobrą wymówkę na niską sprzedaż.
– Tak, tak. – Kim wzrusza ramionami, ponieważ tak naprawdę nie bardzo jej na tym zależy. Jej nowo poślubiony mąż jest bogaty. Z pewnością już niedługo naprawdę zajdzie w ciążę, a wtedy odejdzie i nawet się za siebie nie obejrzy. – Powodzenia z koszulkami. Do zobaczenia później.
Po odejściu Kim – być może w kierunku biurka lub, co bardziej prawdopodobne, do kuchenki pracowniczej na trzecią lub czwartą poranną kawkę – zamykam wieko pudła i wracam do swojego boksu. Kiedy tam docieram, zauważam na swoim biurku coś, czego wcześniej tam nie było.
Figurka żółwia.
Jest malutka, nie większa niż mój palec wskazujący. Zielono-niebieska, na skorupie ma geometryczne wzory, które błyszczą w świetle jarzeniówek. Żółwik ma uniesioną głowę, a jego oczy czarne jak koraliki wpatrują się we mnie.
Jakiś czas temu Dawn, podekscytowana, podarowała mi figurkę żółwia do udekorowania mojego boksu. Było to miłe z jej strony i czułam się parszywie, kiedy żółw, którego mi kupiła, spadł na podłogę i roztrzaskał się na małe kawałeczki. Jednak tamten żółw nigdy nie został zastąpiony nowym. I był inny niż ten, który teraz stał na moim biurku.
Podnoszę figurkę i obracam ją w palcach, czując na opuszkach jej gładką powierzchnię. Co tu robi ten żółw? Kto go tu położył?
Czy to była Dawn?
Niemożliwe. Kiedy wczoraj wróciłam do biura na koniec dnia, już jej nie było. A dziś wygląda na to, że się jeszcze nie pojawiła. Więc niby jak miałaby położyć tego żółwia na moim biurku?
Kiedy odstawiam go z powrotem na blat biurka, zauważam na palcach plamy. Jakaś ciemnoczerwona maź pokryła moją dłoń, kiedy podniosłam figurkę. Wpatruję się w rękę, próbując zrozumieć, czego dotknęłam. To nie może być farba, bo żółw jest zielony. Ketchup?
Nie, niemożliwe. Kolor jest zbyt ciemny i nie jest lepki od cukru. I nie ma też tego słodkiego zapachu. Pachnie jakby… metalicznie.
Co to może być?
Kiedy tak uważnie przyglądam się czerwonej mazi, która wnika w moje linie papilarne, niemal nie zwracam uwagi na dzwoniący w pobliżu telefon. Dzwonek dobiega z biurka Dawn. Wracam do jej boksu i waham się w progu. Nadal jest pusty. Czy to możliwe, że przyszła dziś wcześniej i teraz poszła do łazienki? Nie ma innego wytłumaczenia, bo to ona musiała postawić mi tego żółwia na biurku, chociaż jej kurtka nie wisi na oparciu krzesła jak zazwyczaj. A monitor jej komputera pozostaje czarny – nie ma wygaszacza, jest po prostu czarny.
Telefon na jej biurku wciąż dzwoni. Nie jest moim obowiązkiem odbieranie jej połączeń, ale jeśli jest chora, mogę ją przynajmniej spróbować zastąpić w najpilniejszych sprawach. Jestem pewna, że Dawn zrobiłaby to samo dla mnie. Zawsze pomaga innym ludziom, niemal nachalnie.
Zastanawiam się, o czym chciała ze mną wczoraj rozmawiać. Sprawa wielkiej wagi. Jeśli chodzi o Dawn, to mogło oznaczać wszystko: od pustego kartonu po mleku w lodówce po diagnozę nieuleczalnej odmiany raka. Nie ma powodów do zmartwień.
– Biurko Dawn Schiff – odbieram połączenie.
Po drugiej stronie linii panuje cisza. Brzmi niemal jak urywany oddech.
– Halo? – mówię. – Jest tam kto?
Milczenie. I kiedy właśnie mam się rozłączyć, kobiecy głos wypowiada dwa słowa, które sprawiają, że po kręgosłupie przebiega mi dreszcz.
– POMÓŻ MI!
A potem połączenie zostaje przerwane.2
Wpatruję się w milczącą słuchawkę, czując, że robi mi się niedobrze.
Pomóż mi.
Wydaje mi się, że to mógł być głos Dawn, ale nie mogę być stuprocentowo pewna na podstawie zaledwie dwóch słów. Jednak ktokolwiek to był, brzmiał na spanikowanego. Wręcz rozhisteryzowanego.
Pomóż mi.
A potem połączenie zostało zerwane i teraz słychać tylko przerywany sygnał.
Kiedy rano Dawn się spóźniała, rozważałam możliwość, że coś się stało, ale tak naprawdę nie wierzyłam, że to mogło być coś poważnego. Czyżbym się myliła? Czy Dawn spotkało coś okropnego?
Czy jest w niebezpieczeństwie?
Sięgam do torebki po telefon. Wybieram imię Dawn z listy kontaktów i klikam w jej numer. Dzwonek rozbrzmiewa kilka razy, a potem rozlega się jej monotonny głos z nagrania na poczcie głosowej:
Dodzwoniłeś się na telefon komórkowy Dawn Schiff. Nie mogę teraz odebrać. Po sygnale zostaw swoje imię, numer telefonu, alternatywny numer telefonu oraz powód, dla którego chcesz się ze mną skontaktować.
Postanawiam nie zostawiać wiadomości. Zamiast tego wysyłam krótki SMS:
Hej, Dawn, wszystko w porządku?
Patrzę w ekran, czekając na trzy podskakujące kropki, które potwierdziłyby mi, że odpisuje. Jednak nic takiego się nie pojawia. Muszę coś zrobić. Muszę porozmawiać z Sethem.
Odkąd tu pracuję, Seth Hoffman jest kierownikiem oddziału Dorchester. Mamy niepisaną umowę – on daje mi wolną rękę, a ja podkręcam sprzedaż. Miło mieć szefa, który nie wtrąca się w moje sprawy i nie rozlicza mnie z każdego centa, którego wydaję na klientów, ani z każdej nanosekundy mojego czasu. Pewnie gdybym nie miała rezultatów, byłoby inaczej, ale Seth mi ufa.
Pukam do drzwi jego gabinetu, które są lekko uchylone. Ma oczywiście sekretarkę, ale to taka sekretarka dla wszystkich i nie monitoruje każdego, kto wchodzi i wychodzi z jego gabinetu. Więc kiedy słyszę ze środka, że mam wejść, wchodzę bez zastanowienia.
Kiedy ja i Kim zaczęłyśmy tu pracować, często plotkowałyśmy o tym, jaki nasz szef jest seksowny. Jest po czterdziestce – piętnaście lat ode mnie starszy – ale wygląda bardzo młodo. Wokół oczu ma kurze łapki, które marszczą się, gdy się uśmiecha, a na skroniach srebrne nitki, które bardzo mu pasują. I chociaż zawsze nosi krawat, nigdy nie jest on dociągnięty na sztywno do szyi.
– Hej, Nat – mówi na mój widok. – Co tam? Wszystko okej?
– Nie bardzo. – Staję przed jego biurkiem, chcąc podzielić się z nim moimi niepokojami, ale nie zamierzam wyjść na wariatkę. – Czy Dawn dzwoniła dziś rano, że jest chora?
Seth unosi wysoko swoje ciemne brwi.
– Nie. Nie dzwoniła. Czemu? Nie ma jej?
Seth, tak samo jak ja, wie doskonale, że Dawn działa jak dobrze naoliwiony mechanizm w zegarku.
– Nie widziałam jej.
– Hm – kwituje.
Cholera. Miałam nadzieję, że do niego dzwoniła. Że mu powiedziała, że babcia się jej rozchorowała i nie będzie jej dzisiaj.
– Dzwoniłam do niej, ale nie odbiera. I jeszcze…
Marszczy brwi.
– Jeszcze co?
– Dzwonił telefon na jej biurku i kiedy go odebrałam, osoba po drugiej stronie linii powiedziała: „Pomóż mi”.
Seth kiwa głową.
– Okej, w czym potrzebują pomocy? Jakiejś informacji na temat jednego z naszych produktów? Czy to był jakiś klient z reklamacją?
– Nie, nie rozumiesz. To brzmiało tak, jakby ktoś był w wielkich kłopotach i potrzebował pomocy. Wydaje mi się, że to była Dawn.
– Więc… ma jakiś kłopot z autem czy coś w tym stylu? Powiedziała ci, w czym potrzebuje pomocy?
– Nie. – Zaciskam mocno dłonie. – Powiedziała tylko „pomóż mi” i się rozłączyła.
– Och. – Wyraz jego twarzy zdradza całkowity brak niepokoju. Nie jest nawet minimalnie zmartwiony. – Hm, w takim razie oddzwoń do niej i zapytaj, w czym potrzebna jej pomoc.
– Dzwoniłam. Nie odbiera.
Seth wzrusza ramionami.
– Jestem pewien, że nic jej nie jest. Co się mogło stać?
– Nie wiem. – Zaczynam obgryzać kciuk. To mój stary nawyk, który uaktywnia się, gdy jestem zdenerwowana. Szybko przestaję. Mój francuski manicure zbyt dużo kosztował, by go tak bezmyślnie zniszczyć. – Może miała wypadek.
– Ja zadzwonię.
Odprężam się nieco, gdy Seth wyciąga swój telefon komórkowy i szuka numeru Dawn. Teraz, gdy widzę jego dłonie, zauważam, że obrączka ślubna, którą zawsze nosił na serdecznym palcu, zniknęła. I to niedawno – widać linię opalenizny. Przenoszę wzrok na fotografię jego żony, Melindy. Zdjęcie zawsze stało na jego biurku, ale jego także nie ma.
Hm. To interesujące.
Kusi mnie, żeby wypytać Setha o brakującą obrączkę i zdjęcie żony, ale to nie mój interes. W końcu jest moim szefem. I aktualnie mamy pilniejszą sprawę do załatwienia.
Seth wybiera numer i przez chwilę oboje czekamy, wsłuchując się w dźwięk połączenia. Po kilku minutach dobiega mnie stłumiony głos Dawn z nagrania na jej poczcie głosowej. Seth bębni palcami o biurko w oczekiwaniu na to, aż jej irytująco długie nagranie dobiegnie końca.
– Cześć, Dawn – mówi po sygnale. – Nie pojawiłaś się dzisiaj w pracy i chciałbym wiedzieć, co się dzieje. Wszystko w porządku? Oddzwoń jak najszybciej.
Rozłącza się i odkłada telefon na biurko.
– Nie odbiera. Ale oddzwoni.
– Aha.
– Wiesz co? – Pstryka palcami. – Właśnie sobie przypomniałem. Jestem z nią umówiony na spotkanie, dzisiaj o czternastej. Twierdziła, że ma coś strasznie ważnego do powiedzenia, i upierała się na to spotkanie.
– Ważnego? – Ściska mnie w żołądku na wspomnienie podobnych słów z maila, którego wysłała do mnie. Sprawa wielkiej wagi. To chyba rzeczywiście musiało być coś istotnego, skoro nawet umówiła się w tej sprawie na spotkanie z szefem. – Co było takie ważne?
– Nie mam pojęcia. Pewnie coś absurdalnego, znając Dawn. – Uśmiecha się, co w zaistniałych okolicznościach wydaje mi się bardzo nie na miejscu. – Ale robiła z tego strasznie wielką sprawę, więc jestem pewien, że pojawi się o czternastej na to umówione spotkanie.
Przestępuję z nogi na nogę w moich czerwonych louboutinach. Zawsze noszę wysokie obcasy, a czerwony to mój ulubiony kolor butów, ale te straszliwie cisną mnie w palce. Powinnam była wziąć rozmiar większe.
– Może powinniśmy zadzwonić na policję?
– Na policję? – Seth mruga z niedowierzaniem. – Mówisz poważnie? Spóźniła się do pracy godzinę, a ty chcesz dzwonić na policję?
– Dzwoniła, wołając o pomoc! – przypominam mu.
Wydmuchuje powietrze spomiędzy warg.
– Jesteś pewna, że to była Dawn? Może to była jakaś klientka, która potrzebowała pomocy?
– To nie była klientka.
– Jesteś pewna?
Już chcę odpowiedzieć „tak”, ale jego słowa sprawiły, że zaczynam kwestionować własne wspomnienia. Odebrałam telefon, a osoba po drugiej stronie linii powiedziała „pomóż mi”. I brzmiała, jakby była zdenerwowana. No, ale przecież niektórzy klienci też są zdenerwowani, gdy do mnie dzwonią. Czy to możliwe, że to nie była Dawn, tylko naprawdę jakaś klientka? I rozłączyła się, gdy usłyszała mój głos zamiast jej?
– Są setki rzeczy, które mogły się jej przytrafić – zauważa Seth. – Nie wydaje mi się, że powinniśmy dzwonić na policję. Wyśmialiby nas.
To może być prawda.
Wzrok Setha łagodnieje.
– Wszystko okej, Nat? Wyglądasz na przemęczoną.
– Rany, dzięki.
– Mówię, co widzę. Ostatnio zaharowujesz się na śmierć. Twoja sprzedaż wystrzeliła pod sufit, a jeszcze na dodatek organizujesz to 5K. Nie wiem nawet, skąd bierzesz na to siły. Powinnaś trochę odpocząć.
W gardle zaczyna mi się formować twarda gula.
– Na ważne rzeczy zawsze znajduję siły.
– Wiem.
Przełykam gulę.
– Pojawisz się na biegu w sobotę, prawda? Liczę na ciebie.
– Będę, będę. – Kładzie sobie rękę na piersi. – Obiecuję. I nie martw się, idę o zakład, że Dawn pojawi się o czternastej w moim gabinecie. Zawsze jest na czas.
Po opuszczeniu gabinetu Setha wracam do swojego boksu. Figurka żółwia nadal stoi na moim biurku i wpatruje się we mnie czarnymi, nieobecnymi oczami. W uszach wciąż dźwięczy mi komentarz Setha na temat tego, że wyglądam na przemęczoną, wyciągam więc puderniczkę. Mimo drogiego kremu do twarzy, który wklepałam w policzki dziś rano, moja skóra jest ziemista. Zazwyczaj promienieje. To jedna z rzeczy, która pomaga mi sprzedawać nasze produkty. Ale ostatniej nocy kiepsko spałam. Także moje blond włosy są nietypowo matowe i oklapnięte.
Nie mogę przestać myśleć o tym telefonie… Cały czas słyszę ten spanikowany głos.
Pomóż mi.
To nie brzmiało jak ktoś, kto potrzebuje porady handlowej. Brzmiało jak wołanie o pomoc kogoś, kto naprawdę wpadł w tarapaty.
Ale Seth ma rację. Nie mogę zgłosić na policji, że moja współpracowniczka spóźniła się do pracy godzinę. Jestem pewna, że Dawn się niedługo pojawi. To musi być jakieś ogromne nieporozumienie.3
Dziewięć miesięcy wcześniej
Do: Mia Hodge
Od: Dawn Schiff
Temat: Pozdrowienia
Droga Mio,
dziś był mój pierwszy dzień w nowej pracy, o której Ci opowiadałam.
Chciałabym powiedzieć, że było łatwo, ale znasz mnie. Wiesz, że jestem nieśmiała. To moja wspólna cecha z żółwiami – one są nieśmiałe z natury. Nie znaczy to, że nie mają żadnej osobowości, bo z pewnością mają, po prostu większość żółwi woli pozostawać w swoim własnym środowisku. Nie lubią towarzystwa. A w razie zagrożenia ich pierwszą reakcją nie jest atak. Wracają do swojej skorupy i chowają się przed światem. Brzmi znajomo?
Moje życie byłoby łatwiejsze, gdybym miała skorupę jak żółwie. Pamiętasz, jak pomagałaś mi budować taką skorupę z kartonowych pudeł? Zebrałam w parku kamienie i przyklejałyśmy je na karton w moim pokoju. Oczywiście nie wyglądało to realnie – miałyśmy po siedem lat. Ale kiedy miałam zły dzień, chowałam się tam.
Jak długo przetrwała ta skorupa? Tydzień? Dwa? Pamiętam tylko, że któregoś dnia wróciłam do domu i jej nie było. Moja matka zniszczyła ją, gdy byłam w szkole, i wyrzuciła do śmieci. Podarła ją na kawałeczki, żeby nie było szans jej odbudować. Powiedziała do mnie: „Właśnie dlatego masz tylko jedną koleżankę, Dawn”.
Jak gdybym potrzebowała innych koleżanek poza Tobą. Szkoda tylko, że teraz mieszkasz na drugim końcu kraju.
Obecnie najbardziej zbliżoną rzeczą do żółwiej skorupy są moje okrągłe okulary w rogowych oprawkach, imitujących pancerz żółwia, które kupiłam jakiś rok temu. Chyba ich nie widziałaś. Ale nie martw się, nie są zrobione z prawdziwej żółwiej skorupy.
Firma, w której pracuję, nazywa się Vixed. Sprzedają naturalne suplementy diety i witaminy czy coś takiego. Pewnie niedługo dowiem się na ten temat więcej, chociaż zajmuję się księgowością, więc nie muszę znać szczegółów sprzedaży. Dostałam grubą na prawie dziesięć centymetrów teczkę z informacjami o produktach firmy, choć, niestety, brakowało w niej danych na temat ich skuteczności. Może mogłabym zasugerować im jakieś randomizowane badania kontrolingowe na ten temat? Próbuję wymyślić sposoby, by stać się bardziej użyteczna.
Mój nowy szef, Seth, zaprosił mnie dziś rano na spotkanie, bym się ze wszystkimi zapoznała. Wcześniej widziałam się z nim tylko raz, na rozmowie o pracę. Już podczas pierwszego spotkania miałam co do niego dobre przeczucia. Jest po czterdziestce, bardzo przyjazny, w sposób, w jaki żółwie z całą pewnością nie są, i wydawał się naprawdę podekscytowany myślą, że dołączę do jego zespołu jako księgowa.
Jednak dzisiaj Seth wydawał się inny. Podczas tamtego pierwszego spotkania był bardziej czarujący – uśmiechał się i podobała mu się każda rzecz, jaką miałam do powiedzenia. Dziś był roztargniony. Oprowadził mnie po biurze w wielkim pośpiechu, nie dając mi szansy na zapamiętanie imion ani na powiedzenie czegokolwiek poza szybkim „cześć”. Co najmniej pięć razy zerknął na zegarek w czasie tej krótkiej wycieczki. A kiedy zadawałam mu pytania, wyglądało na to, że nie znał wielu odpowiedzi. To było raczej rozczarowujące.
Zapytałam go na przykład, jak często sprzątają lodówkę. Wydawał się zaskoczony. Więc wyjaśniłam mu, jak wiele bakterii typu Listeria może się rozwinąć w niskich temperaturach. Mam na ten temat sporą wiedzę, ale kiedy próbowałam się nią podzielić z Sethem, nie wydawał się ani trochę zainteresowany. Mamrotał coś tylko pod nosem, że powinnam porozmawiać z ekipą sprzątającą. A potem powiedział: „Chryste, Dawn”.
Zaczęłam odnosić wrażenie, że jest na mnie zdenerwowany, bo dokładnie takich słów używał mój ojciec, kiedy zrobiłam coś, z czego nie był zadowolony. Chryste, Dawn. Często to mówił. Praktycznie każdego dnia.
Ostatnim przystankiem naszej wycieczki był mój boks. W mojej poprzedniej pracy miałam własny gabinet, chociaż był mały i nie miał okna. Ale i tak wolałam go od tego ciasnego boksu. Tutaj nie ma się gdzie ukryć. A na dodatek krzesło, jakie mi zapewnili, jest niezbyt wygodne. Nie daje właściwego podparcia lędźwiom. Będę musiała poprosić Setha o alternatywne opcje siedzeń.
Seth przedstawił mnie kobiecie zajmującej boks obok mojego. Cieszę się, że to zrobił, ponieważ nie lubię się sama przedstawiać ludziom. Zawsze czuję się niezręcznie, a potem, kiedy zbyt długo zwlekam, robi się za późno. Nie można przedstawiać się komuś, z kim się pracuje już od miesiąca. Więc cieszyłam się, że Seth o to zadbał.
Powiedział mi, że ona ma na imię Natalie. I że jest gwiazdą działu sprzedaży. Przekazał mi, że gdybym chciała czegokolwiek się dowiedzieć, Natalie jest odpowiednią osobą, której mogę zadawać pytania.
Zapisałam jej imię w pamięci. Natalie, Natalie, Natalie. Miała na sobie słuchawki z mikrofonem, ale na czas przedstawiania zdjęła je. Nawet wstała, chwiejąc się w parze krzykliwych czerwonych szpilek, których żadna z nas nigdy by nie założyła, nawet nie przyszłoby nam to do głowy. Jest mniej więcej w naszym wieku, może ma trzydziestkę, i wygląda wyjątkowo atrakcyjnie. Najbardziej podobały mi się jej włosy. Były żółte niczym kukurydziany jedwab i sięgały jej aż do połowy pleców. Wyglądały tak miękko i jedwabiście, że niemal miałam ochotę wyciągnąć rękę i przeczesać je palcami.
Pamiętasz, jak kiedyś dotknęłam włosów Becky Doyle, a ona podrapała mnie po nosie tak mocno, że przez kilka miesięcy miałam widoczny ślad? Teraz jestem już mądrzejsza.
Zamiast tego dotknęłam własnych włosów. Nie było to nawet w połowie tak satysfakcjonujące. Moje włosy są w tym samym nudnym brązowym kolorze, co zawsze, a obecnie ścinam je blisko przy skórze. Muszę załączyć Ci zdjęcie. Ale nawet gdybym miała długie włosy, nie byłyby tak miękkie i jedwabiste jak włosy Natalie, a poza tym prawda jest taka, że nie lubię sposobu, w jaki rosną na moim karku. Przez to ciągnie mnie skóra, dlatego ścinam je tak krótko.
Natalie uścisnęła mnie na powitanie. Kiedy się uśmiechnęła, okazała się jeszcze ładniejsza. Powiedziała: „Witamy w Vixed!”.
Ma miły uśmiech. Przyjazny. I ma też bardzo ładny głos. Brzmiała, jakby mogła być piosenkarką albo podkładać głos do filmów. Wydawała się naprawdę przemiła. Była pierwszą osobą, przy której nie miałam ochoty schować się do mojej wyimaginowanej skorupy.
Ze sposobu, w jaki Seth na nią patrzył, wywnioskowałam, że on też ją lubi. Musi być niesamowita w swojej pracy.
Natalie rozpływała się nad tym, jak bardzo pokocham pracę w Vixed. A im więcej o tym mówiła, tym lepiej się czułam.
Naprawdę lubię Natalie. W całym moim życiu jesteś jedyną osobą, z którą się kiedykolwiek zaprzyjaźniłam, i chociaż wiem, że z Natalie nigdy nie będę tak blisko jak z Tobą, to byłoby miło mieć kogoś, z kim będę mogła wypić filiżankę kawy czy wyjść na kolację po pracy. Zawsze mówiłaś, że powinnam próbować nawiązywać więcej przyjaźni, więc próbuję. Naprawdę próbuję.
Z poważaniem
Dawn Schiff
Do: Dawn Schiff
Od: Mia Hodge
Temat: Re: Pozdrowienia
Przede wszystkim gratulacje z powodu nowej pracy! Wiem, że nawiązywanie przyjaźni nie jest łatwe, ale ta Natalie wydaje się bardzo miła. Pamiętaj tylko, by zawsze pozostać sobą, okej?
XXO
Mia
Ciąg dalszy w wersji pełnej