Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny - ebook
Dobra relacja. Skrzynka z narzędziami dla współczesnej rodziny - ebook
Małgorzata Musiał, ceniona przez rodziców doświadczona pedagożka i mama trójki dzieci, autorka popularnego bloga „Dobra relacja”, pokazuje pełne empatii dla potrzeb dzieci i dorosłych podejście do rodzicielstwa, które pomaga w nawiązaniu dobrych i trwałych relacji.
Czerpiąc z doświadczeń zdobytych podczas prowadzonych przez siebie warsztatów umiejętności rodzicielskich, autorka proponuje rozwiązania wychowawczych trudności skrojone na miarę potrzeb współczesnej rodziny. Dzieli się także z czytelnikami swoimi osobistymi doświadczeniami macierzyńskimi, pokazując, że:
– czasem nie da się zaspokoić wszystkich potrzeb dziecka,
– konsekwencja jest przereklamowana,
– dobra relacja owocuje na każdym etapie życia rodziny.
„Uczenie zasad bycia z innymi ludźmi, odróżnianie dobra od zła, zapewnienie bezpieczeństwa dziecku i jego otoczeniu, wyciąganie wniosków i ponoszenie konsekwencji swojego działania, poszanowanie przyjętych norm – jak to wszystko przekazać?”
Otwórz skrzynkę z narzędziami dla współczesnej rodziny i przekonaj się, jak wiele może ona zmienić w twoim życiu!
Małgorzata Musiał – pedagog z wykształcenia, żona i mama trójki dzieci z powołania. Na co dzień zajmuje się wspieraniem rodziców w ich rodzicielskich wyzwaniach, prowadząc warsztaty, szkolenia i indywidualne konsultacje. Wieloletnia realizatorka programu „Szkoła dla Rodziców”. Pracę z rodzicami zaczęła, współzakładając toruńskie stowarzyszenie „Rodzina Inspiruje!” organizujące eventy dla rodzin oraz szkolenia dotyczące wychowania dzieci. Jest również jednym z niewielu w Polsce mentorów grup SAFE, programu wspomagającego budowanie bezpiecznej więzi między rodzicami a dziećmi. Autorka bloga Dobra Relacja.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67216-05-0 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od ponad dekady towarzyszę rodzicom w ich rodzicielskich wyzwaniach. Jako pedagog i osoba zajmująca się wspieraniem komunikacji w rodzinach słucham ich wątpliwości i obaw.
„Co zamiast kary?” jest jednym z najczęstszych pytań, które słyszę od rodziców w najróżniejszych dyskusjach. Z jednej strony czują się oni niekomfortowo, kiedy poddają swoje dzieci karom, z drugiej zaś często brakuje im pomysłu, jak zareagować w trudnych sytuacjach. Częste odpowiedzi na to pytanie to: „Zbuduj relację” lub: „Musisz całkowicie zmienić swoje podejście”. To absolutna prawda – dla mnie samej rezygnacja z kar wobec trójki moich własnych dzieci oznaczała radykalny zwrot w patrzeniu na dzieci i na rodzicielstwo. Z drugiej zaś strony są to odpowiedzi niewiele mówiące o tym, jak poradzić sobie w chwilach, w których zwyczajowo użylibyśmy wobec dziecka kary.
Ta książka powstała jako rozbudowana odpowiedź na to krótkie pytanie. Nie ma czegoś „zamiast kary”, tego nie da się zastąpić tak, jak zastępujemy w przepisie jajka, na przykład bananem. To jest już całkowicie inny przepis, na inne ciasto.
O jakim cieście mowa?
The Harvard Study of Adult Development jest badaniem, w którym przez 75 lat śledzono losy 724 mężczyzn, rok po roku pytając ich o pracę i rodzinę. Badano dwie grupy: pierwsza składała się z mężczyzn studiujących na drugim roku na Uniwersytecie Harvarda; drugą grupę stanowili chłopcy z najbiedniejszych dzielnic Bostonu, celowo wybrani z rodzin, którym się nie wiodło w życiu. Robert Waldinger, jeden z kierowników badania, krótko podsumowuje wnioski z nich płynące:
Dobre relacje z innymi ludźmi sprawiają,
że jesteśmy zdrowi i szczęśliwi.
Okazuje się bowiem, że ci z badanych, którzy po wielu latach mogli pochwalić się serdecznymi, ciepłymi relacjami z bliskimi ludźmi, cieszyli się lepszym zdrowiem i określali się mianem szczęśliwych i zadowolonych z życia.
Wygląda zatem na to, że jeśli chcemy pomóc dzieciom w satysfakcjonujący sposób przeżyć życie, moglibyśmy skupić się na wyposażaniu ich w umiejętność budowania i podtrzymywania żywych oraz głębokich relacji z innymi. To jest nasze nowe ciasto – zupełnie nowe spojrzenie na to, co niezbędne naszym dzieciom do szczęścia oraz pełni rozwoju.
Niekoniecznie musimy zaraz porzucać ich edukację, wykształcenie i zajęcia dodatkowe – wszystko to jest potrzebne i przydatne. Warto jednak przesunąć główny akcent na to, co przynosi poczucie prawdziwego szczęścia – dobre związki z bliskimi.
Nie zapomnę dnia, w którym podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów jeden z uczestników zapytał, czy są jakiekolwiek przesłanki, które pozwalają spodziewać się, że dzięki uważnemu, świadomemu rodzicielstwu nasze dzieci będą w dorosłości szczęśliwe. Odpowiedź, której udzieliłam, zaskoczyła mnie samą – była bardzo szczera, a jednak do tamtej pory nie uświadamiałam jej sobie. Powiedziałam mu, że nie wiem, czy są jakiekolwiek obserwacje lub badania dotyczące konkretnie rodzicielstwa – wiem jedynie, że tu i teraz, w tej relacji z dziećmi, którą mam, ja sama czuję się szczęśliwa. Zresztą nie tylko w relacji z dziećmi, bo rezygnacja z kar i zaglądanie pod powierzchnię różnych sytuacji pomogło mi lepiej poznać nie tylko własne dzieci, ale i siebie samą, męża i wiele innych bliskich mi osób. Wszystkie ważne relacje, w których się znajduję, nabrały głębi i nowej jakości – bo to podejście do rodzicielstwa, które wybrałam, nauczyło mnie ogromnie dużo o człowieku i wzajemnym porozumieniu.
Wychowanie bez kar nie ma zatem służyć tylko dzieciom, oszczędzając im cierpień dzieciństwa i trudnych relacji z rodzicami. To podejście, w którym mogą zyskać wszyscy, doświadczając pełnych życia, bezpiecznych relacji z bliskimi, lepiej rozumiejąc i wyrażając siebie oraz potrafiąc rozszyfrować trudne nieraz zachowania innych i przełożyć je na język potrzeb i emocji, które druga strona próbuje wyrazić – nie zaś wzajemnych pretensji i nierealnych oczekiwań.
Mimo że zmiana podejścia lub budowanie relacji są hasłami dość pojemnymi i ogólnymi, chcę przedstawić narzędzia wspierające te działania. Skrzynką z narzędziami, którą otwieram, jest model piramidy stworzony przeze mnie i moją przyjaciółkę, Asię Dardzińską, z którą prowadzę warsztaty dla rodziców.
Piramida obejmuje pięć stopni, stosowanych kolejno bądź wymiennie, w zależności od danej sytuacji. W odróżnieniu od piramidy potrzeb Maslowa, która zakłada ściśle określoną kolejność i pewną hierarchię, pięć stopni stosuje się zupełnie elastycznie. Są sytuacje, w których całkowicie naturalnie pojawia się piąty stopień i nasze rodzicielskie działania są zbędne. Są i takie, w których pokonujemy kolejne stopnie i nagle cofamy się do samego początku, by spróbować jeszcze raz. To bez większego znaczenia – w tym modelu nie chodzi o porządek i strukturę, tylko o przerzucenie mostu do drugiego człowieka.
Piramida bardzo trafnie ujmuje rozkład akcentów na poszczególnych obszarach. Najwięcej miejsca zajmują granice, a najmniej – konsekwencje, rozumiane wyłącznie jako naturalne następstwo danej sytuacji, nie zaś, jak się powszechnie uważa, tradycyjną karę ubraną w ładniejszą szatę. Pytaniem równie częstym jak wspomniane wyżej: „Co zamiast kary?” jest: „Jaka konsekwencja, gdy…”, po czym następuje szereg przykładów sytuacji niepokojących rodziców (gdy dziecko nie chce sprzątać, myć zębów, bije brata). Warto pamiętać, że za każdym razem, gdy zastanawiamy się: „Jaka konsekwencja, gdy…”, jesteśmy na prostej drodze do wymyślenia dziecku kary. Konsekwencji nie trzeba wymyślać, one pojawiają się same – jak w sytuacji, gdy dziecko macha lodami i lody spadają na ziemię. Ten temat szerzej omawiam w rozdziale poświęconym konsekwencjom, tutaj chciałam jedynie zasygnalizować tę drobną, a poważną w skutkach, nieścisłość.
Dlaczego w ogóle bez kar?
Kara jest jednym z najbardziej powszechnych narzędzi wychowawczych, a jednocześnie zupełnie nieskutecznym. Kiedy podczas warsztatów rozmawiam z rodzicami o tym, jakie cele wychowawcze ma pomóc osiągnąć karanie dzieci, słyszę o uczeniu bycia z innymi ludźmi, o odróżnianiu dobra od zła, o zapewnieniu bezpieczeństwa dziecku i jego otoczeniu, o wyciąganiu wniosków i ponoszeniu konsekwencji swojego działania, poszanowaniu przyjętych norm.
Alfie Kohn, ekspert od wychowania i edukacji, autor książki „Wychowanie bez nagród i kar”¹, wymienia kilka przyczyn, dla których te szczytne cele nie są osiągane na drodze karania:
KARA DOPROWADZA DZIECKO DO SZAŁU
Dorośli zazwyczaj bardzo dobrze pamiętają emocje, które towarzyszyły im, gdy byli karani jako dzieci. Kiedy z nimi rozmawiam, wymieniają złość, chęć odwetu, poczucie niesprawiedliwości, poczucie bycia niekochanym i nierozumianym, upokorzenie, frustrację, strach, przytłoczenie, bezsilność, opuszczenie. I chociaż nie ma nic niestosownego w przeżywaniu silnych emocji, również tych nieprzyjemnych, warto pamiętać, że pod ich wpływem trudno analizować sytuację oraz wyciągnąć z niej wnioski. Rodzic, który odsyła dziecko za karę do pokoju, chce, aby ono ochłonęło i zrozumiało, jak jego zachowanie wpłynęło na drugą osobę – w praktyce jednak dziecko siedzi tam i przeżywa emocje, które nim targają, odcinając możliwość racjonalnego myślenia. Niestety, również gdy emocje opadną i zdolność jasnego spojrzenia na sytuację jest już dla dziecka dostępna, skutek wciąż rozmija się z założonym celem, bo:
KARA CZYNI Z DZIECI EGOCENTRYKÓW
Jeśli chcemy dać dziecku możliwość zrozumienia, że jego zachowanie mogło być trudne dla otoczenia, zraniło kogoś lub wyrządziło komuś krzywdę – kary znacznie oddalają nas od tego celu. Dziecko, które doświadcza nieprzyjemności płynącej z wymierzonej kary, skupia się na sobie i swoich odczuciach, nie na innych ludziach. W konsekwencji, zamiast myśleć o drugim człowieku, dziecko wciąż myśli o sobie. „Co mnie czeka, gdy zrobię to, co zamierzam?”, „Jak uniknąć cierpienia związanego z karą?”. Lubię określenie, że karanie skutkuje podejściem księgowego, skrupulatnie umieszczającego trudne dziecięce zachowania po stronie „winien” i wyrównującego rachunki poniesionymi karami. W efekcie płynnie przechodzimy do kolejnego punktu.
KARY UCZĄ PRZEBIEGŁOŚCI I KŁAMSTWA
Ponieważ kary nie pomagają przeanalizować sytuacji, zrozumieć swojego zachowania ani tego, jak ono wpłynęło na innych, a ponadto są nieprzyjemne – naturalna staje się chęć unikania ich. To prosta droga do kłamstwa, ukrywania swoich zachowań przed dorosłymi (czyli np. takie odegranie się na rodzeństwie, aby nie zostać przyłapanym przez rodziców). To również zaproszenie do tego, by – zamiast pochylić się nad tym, dlaczego mama tak się martwi, gdy nie wracam do domu wieczorem na czas, przekalkulować, czy nie bardziej opłaca mi się teraz spóźnić, zostając na fantastycznej imprezie, i mieć przez kolejny tydzień szlaban na wyjścia z domu (a przecież i tak w najbliższych dniach nic ciekawego nie będzie się działo).
KARY PSUJĄ NASZE RELACJE Z DZIEĆMI
Nam – rodzicom – odbierają możliwość zrozumienia, dlaczego dziecko zrobiło to, co zrobiło.
Karane dziecko może stracić zaufanie, że rodzice są osobami, które pomogą mu w trudnych chwilach, że potrafią zajrzeć pod powierzchnię niechcianych zachowań i nawet w tych sytuacjach pogłębiać wzajemną więź.
KARA TRACI W KOŃCU SWOJĄ SKUTECZNOŚĆ
Rozmawiałam kiedyś ze znajomą mamą, uskarżającą się na trudy wychowania dwójki nastoletnich dzieci. „Oni już mają tyle szlabanów, że sami nie pamiętają, na jak długo i za co” – podsumowała. To bardzo smutny efekt kar – blokuje możliwość budowania dialogu wtedy, gdy dzieci są małe, polegając w zamian na sile przewagi dorosłego. W miarę jak dzieci rosną, ta siła słabnie, aż przestaje na nich robić wrażenie. Okazuje się wówczas, że obie strony nie potrafią dotrzeć do siebie w inny sposób i rodzic zostaje brutalnie pozbawiony jedynego znanego mu narzędzia wpływania na życie dziecka. I chociaż dialog można zacząć budować w każdym momencie, może się to okazać o wiele trudniejsze, niż gdyby od samego początku towarzyszył relacji rodzic–dziecko.
KARA UCZY WYKORZYSTYWANIA SWOJEJ SIŁY
Rodzice, z którymi rozmawiam podczas warsztatów, zgodnie wskazują motywy skłaniające dorosłych do stosowania kar. Prym wiedzie wśród nich bezsilność. Po kary sięgamy wtedy, gdy brakuje nam pomysłu, jak inaczej rozwiązać konflikt.
W ten sposób pokazujemy dzieciom, że kiedy nie umiemy się dogadać, możemy wykorzystać swoją przewagę nad drugą stroną. Przewagę fizyczną, psychiczną, emocjonalną.
Zamiast dialogu uczymy zaprowadzania porządku. Warto zadać sobie pytanie: czy chcielibyśmy, aby nasze dzieci w taki sposób rozwiązywały trudności w relacjach z rówieśnikami albo rodzeństwem?
Co zatem z celami wymienionymi na początku? Uczenie zasad bycia z innymi ludźmi, odróżnianie dobra od zła, zapewnienie bezpieczeństwa dziecku i jego otoczeniu, wyciąganie wniosków i ponoszenie konsekwencji swojego działania, poszanowanie przyjętych norm – jak to wszystko przekazać, rezygnując z karania?
Mam wrażenie, że przekonanie, jakoby te wszystkie cele można osiągnąć jedynie przy pomocy kar i nagród, wyrosło na gruncie postrzegania dziecka jako skrajnego egocentryka, któremu obojętne są relacje między ludźmi, a jedyne, co go porusza, to on sam – a zatem potrząśnięcie kijem bądź ugłaskanie marchewką to jedyne skuteczne metody dotarcia do niego.
Minęła już dekada, od kiedy towarzyszę innym rodzicom w ich rodzicielstwie; ze swoimi dziećmi jestem nieco dłużej – moje obserwacje jednoznacznie obalają takie podejście. Przeciwko takiemu poglądowi stoi też biologia: gdyby dzieci nie liczyły się ze swoimi opiekunami i dążyły tylko do tego, by zajmować się samymi sobą, nasz gatunek dawno byłby zapomniany. Podstawą przetrwania małego dziecka jest bowiem jego opiekun – to on karmi, pielęgnuje, chroni przed niebezpieczeństwem. Dziecko czuje to intuicyjnie i jeśli sprzeciwia się opiekunowi, to nie dlatego, że jest rozpuszczonym egocentrykiem, tylko dlatego, że prócz podążania za tzw. figurą przywiązania (fachowa nazwa opiekuna) musi dbać też o swoją autonomię i integralność.
Warto też pamiętać, że dzieci zachowują się w trudny sposób, kiedy czują się źle. Gdy nie radzą sobie z emocjami, wyzwaniami, sytuacjami. Nie przychodzą wówczas jednak z komunikatem: „Jestem zmęczona i sfrustrowana nadmiarem szkolnych zajęć, mam wrażenie, że nie radzę sobie z nauką, a nauczyciele jakby tego nie dostrzegali. Czy możesz mi jakoś pomóc?”. Najbardziej dostępnym dla nich sposobem wyrażenia tego, czego doświadczają, często jest doraźne rozładowywanie się – zaczepki słowne, wycofanie, może bójki z rodzeństwem, rozpoczynanie kłótni na jakiś zastępczy temat („Ktoś mi znowu schował moją piłkę!”).
Zatrzymanie się na zachowaniu pozbawia dziecko możliwości wglądu w siebie samego i zrozumienia, co się dzieje – w silnych emocjach ono nie jest w stanie zrobić tego samodzielnie, potrzebuje pomocy w określeniu i nazwaniu swoich potrzeb i emocji. Kiedy otrzymuje informację (werbalną bądź nie), że jego zachowanie jest niedopuszczalne i w związku z tym ma natychmiast je zmienić, pozostaje – jak określa to Lawrence Cohen² – zamknięte w wieży izolacji i bezsilności. Jego frustracja narasta, złość osiąga punkt krytyczny i trudne zachowania będą się nasilać – być może za plecami rodziców, w obawie przed karą, ale nie znikną, tak jak nie zniknął ból leżący u ich podłoża.
Nie chodzi o to, by zgadzać się na zachowania raniące innych czy zagrażające otoczeniu – chodzi raczej o to, by zabraniając ich, pokazać dziecku, że cały czas jesteśmy po jego stronie, gotowi pomóc mu przejść to, co przeżywa, i odnaleźć spokój – trwając z nim i przy nim, nie ograniczając się jedynie do wyrażenia swojej dezaprobaty.
Upraszczając: dzieci są żywo zainteresowane tym, co ich najbliżsi mówią, myślą, czują, czego pragną. Chcą współpracować, mieć swój wkład w życie rodziny, znaleźć w niej swoje miejsce, czuć się potrzebne.
Jednocześnie muszą pozostać sobą. To dlatego sprzeciwiają się, dlatego nie są ślepo posłuszne, dlatego chcą robić po swojemu.
Jeśli chcemy dać dziecku przestrzeń do rozwoju jego autonomii, a jednocześnie wspierać budowanie wzajemnych relacji; jeśli chcemy wesprzeć dziecko w radzeniu sobie z wyzwaniami i trudnymi sytuacjami; jeśli chcemy pomóc mu rozumieć siebie i być uważnym wobec innych – wychowanie bez kar wychodzi naprzeciw tym celom. W kolejnych rozdziałach pokażę, jak poszczególne stopnie piramidy pomagają osiągać cele wymienione na początku tego rozdziału – co przy stosowaniu kar jest, niestety, niemożliwe do osiągnięcia.