- W empik go
Dobrana para - ebook
Dobrana para - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 155 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przeciągnęła się leniwie, ziewnęła i wyjąwszy na chwilę rękę spod stosu wełnianych kołder, schowała ją czym prędzej.
– Boże mój! jak zimno!… – jęknęła żałośnie. Po czym przymknęła znów oczy i leżała tak długą chwilę, sapiąc i wykrzywiając się jak klowny w cyrku.
Wreszcie wrzaskliwym, ochrypłym głosem wołać zaczęła:
– Smoluchu, smoluchu!…
W kuchni poruszyło się „coś”, zatykającego masy drzazg w malutkie fajerki. To „coś” wykrzywiło znów twarz w ohydny sposób i uderzyło się po udzie.
– Pęknij!… – zamruczała bona, słysząc głos pani. Wreszcie „coś”, będące boną i nazywane „smołuchem”, oderwało się powoli od komina i przecisnęło się z prawdziwym mistrzostwem przez wąskie przejście, które Francuzi pompatycznie „przedpokojem” nazywają. Tymczasem pani Fanny ze złości potargała rzadkie włosy, sterczące w śmieszny sposób dokoła czoła.
– Dlaczego nie wchodzisz, kiedy cię wołam? – zawołała, zobaczywszy służącą.
– Robię śniadanie – odparła bona i podskakując jak wróbel, ciężkie szmaty, pokrywające okno sypialni, odrywać zaczęła.
Szmaty, trzymające się tylko za pomocą szpilek, szyb – ko opadły, wpuszczając do pokoju całe snopy białawego światła, pocętkowanego gdzieniegdzie żółtą plamą. Fanny zasłoniła oczy.
– Oślepnę! oślepnę! – wrzasnęła.
Bona tymczasem zdzierała zasłony z drugiego okna. – Czy trzeba zapalić? – spytała, stając przy drzwiach. Fanny namyślała się chwilkę.
– Nie! nie! – odparła szybko – wystarczy ogień w jadalnej salce.
Bona wyszła, trzaskając drzwiami.
Wtedy Fanny powoli z łóżka podnosić się zaczęła.
W bladym świetle dziennym ukazała się bardzo nędzną, mizerną, pożółkłą, tak zniszczoną, jak tylko nimi być Francuzki umieją. Ze stosu kołder, pierzyn puchowych i grubych prześcieradeł wysunęła się, jak karykatura kobieca, owinięta w włóczkowe trykoty, bez żadnych kształtów, przypominająca brakiem bioder i biustu uliczników paryskich.
Twarz jej wychudła z małymi oczkami, biegającymi filuternie pod zsiniałymi powiekami, miała wyraz zwierzęcy, coś na kształt wiewiórki i jakiegoś z ptasząt.
Nogi wielkie, płaskie, ręce duże, o trywialnych połączeniach, tworzyły z Fanny typ przeciętnej paryżanki.
Wylazłszy z łóżka, drżąc z zimna, wsuwała nogi w przydeptane pantofle i włożywszy flanelową różową bluzę, za ręczne lusterko ujęła.