Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dobre złego początki - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
4 lutego 2025
34,90
3490 pkt
punktów Virtualo

Dobre złego początki - ebook

Dawno nie czułam takich motyli w brzuchu i takiego szczęścia. On czuje to, co ja i teraz jestem tego pewna. Cieszę się, że to się zdarzyło i mam nadzieję, że okaże się prawdą. Pogrążyłam się w wyobrażeniach, jakby to mogło być. Często tak robię, jak spotyka mnie coś nowego, ale to jest nie do opisania – ta sytuacja, szczęście i satysfakcja... Czy mogłabym mieszkać w Barcelonie? Pierwszy tom jest początkiem mojej historii. Napisałam go, żeby pomóc uzdrowić moją duszę, żeby powoli wyrzucać z siebie wszystko to, co siedzi we mnie głęboko od bardzo dawna. Być może to banalne dla ogółu, ale dla mnie jest bardzo ważne…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-960261-3-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tej nocy spała spokojnie ostatni raz…

20 maja

To był ostatni dzień tych pięknych wakacji w Barcelonie. Mam na imię Marcelina i jestem na wakacjach z moją przyjaciółką. Słońce, plaża, morze – uwielbiam taki klimat. Wyrwałam się z Anką na tygodniowe wakacje do Hiszpanii. Ciężko było to wytłumaczyć Mateuszowi – dlaczego bez niego i dlaczego z Anką. Kurwa, on zawsze zadaje tyle pytań, a ja się przez to irytuję, ponieważ lubię mieć też swoją przestrzeń i spędzać czas w inny sposób, niż bycie w związku. Wiem, że mnie kocha, tylko przekonałam się, że sama miłość w życiu nie wystarczy. Mijamy się we wszystkim – w podejściu do życia, w określeniu priorytetów, w codziennych sprawach. Podtrzymujemy to i w sumie sama nie wiem dlaczego. Pewnie z przyzwyczajenia… Jesteśmy razem już osiem lat. Ja jestem korposzczurem – finanse, tabelki, rozliczenia, przelewy. A Mateusz? Mateusz jest teraz kurierem. To dobry człowiek, dba o mnie. Oboje dużo pracujemy, aczkolwiek potrafimy znaleźć czas na bycie razem. Razem… razem mamy weekendy, to znaczy w sumie soboty po południu i niedziele, i oczywiście wieczory, które są ważne. Ale o Mateuszu opowiem później. Wróćmy do Barcelony.

Wakacje kończyły się nieubłaganie, ale to, co dobre, szybko się kończy i powtarzam to jak mantrę. Trzeba cały rok się napracować i sukcesywnie odkładać, żeby potem odpocząć. Nie można po prostu na spokojnie wpaść na pomysł, żeby gdzieś wyjechać. Trzeba mieć to zaplanowane od dawna. Kolejne wakacje będą z Mateuszem, ale na to na szczęście nie muszę odkładać.

Ostatni dzień spędziłyśmy, leżakując na plaży i kąpiąc się w morzu. W międzyczasie dzwonił Mateusz, ale stwierdziłam, że oddzwonię do niego później. Po południu pożegnałyśmy się z morzem i pojechałyśmy na obiad. Zamówiłyśmy paelle. Kochamy z Anką owoce morza i wino, tyle że ona wytrawne, a ja słodkie. Słodkie podobno w ogóle nie pasuje do jedzenia, ale mi to nie przeszkadza. Każdy niech pije to, na co ma ochotę. Następnie postanowiłyśmy, że pójdziemy pieszo do domu, żeby jeszcze nacieszyć się Hiszpanią. Szłyśmy i cieszyłyśmy się słońcem oraz czasem, który był wspaniały. Z Anką znamy się z poprzedniej pracy, w sumie niedługo. Podobny tok myślenia i spojrzenie na świat. Podobne problemy miłosne… z tym że Anka nie może nikogo znaleźć. Źle to wyjaśniłam – kogoś na pewno może, ale nikogo, kto jest odpowiedzialny i chce stałego związku. Ja to niby mam, ale chyba nie doceniam. Czasem zastanawiam się, kiedy Mateuszowi znudzi się takie staranie, chociaż nie ukrywam, że czuję się w tej relacji bezpieczna i ważna. Może on powinien być z Anką? Szukają chyba tego samego. Podczas tworzenia tej myśli w mojej głowie przypomniałam sobie, że miałam oddzwonić do Mateusza. Robię to więc i pytam, co słychać? A ten jak zwykle, że tęskni, że tyle czasu mnie nie ma i nie może się doczekać, kiedy wrócę. Konsternacja w mojej głowie jest niemała. Pytam, jak w pracy? Czuję, że on się irytuje, bo chciałby usłyszeć zupełnie co innego. Odpowiada, że w porządku i że ma dużo roboty oraz nie może doczekać się aż mnie zobaczy i przytuli. Odpowiadam od niechcenia, że też tęsknię i cieszę się, że jutro się zobaczymy – widzimy się na lotnisku Chopina zapewne o 21.00, bo lądowanie jest około 20.00. Powiedział, że OK i będzie czekał tyle, ile będzie trzeba. Odpowiedziałam, że super, chociaż tak naprawdę było mi wszystko jedno.

Wróciłyśmy z Anką do domu. W Hiszpanii zatrzymałyśmy się u pani Hani i jej męża, który jest Hiszpanem i nazywa się Daniel Pérez. Pani Hania jest cudowną i przemiłą Polką. Od dwudziestu lat mieszka w Hiszpanii. Poznała swojego męża na wakacjach i tak zostali razem. Uwielbiam tę miłosną historię. To naprawdę daje nadzieję na prawdziwą miłość. Po rozmowie z państwem Pérez jemy kolację, a następnie idziemy się kąpać i pakować. Ogarniam się szybciej i czekam, aż Anka wyjdzie z łazienki. Proponuję, żebyśmy poszły jeszcze na wieczorny spacer. Anka nie protestuje. Wychodzimy więc i trafiamy na pokaz fontann. Po drodze odwiedzamy małą, klimatyczną knajpkę i wypijamy po kieliszku wina. Wracamy potem rozbawione do domu, bierzemy szybki prysznic i idziemy spać. W końcu jutro wylatujemy. Kładąc się, zerkam na telefon i mam SMS-a od Mateusza o treści: „Naprawdę się stęskniłem, cieszę się, że jutro będziesz w domu”. Nie wiem, czemu, ale pomyślałam, że to miłe i w sumie nie wiadomo, dlaczego czepiam się chłopaka, któremu faktycznie zależy na nas. Odpisuję z uśmiechem: „Ja też się cieszę. Kocham cię”. Mateusz nie odpisał, pomyślałam, że albo jest w szoku, albo zasnął. W przeciwieństwie do mnie – ja nie mogłam spać. Kręciłam się pół nocy, czułam taki niepokój, nie wiedziałam, co się dzieje. Budziłam się co chwilę, miałam wrażenie, że nie spałam ani chwili. Nastawiłam budzik na 9.00, żeby na spokojnie się ogarnąć, iść na obiad i potem jechać na lotnisko. Budzik dzwonił tak głośno, że myślałam, iż pękną mi bębenki w uszach. Co chwilę wyłączałam go, a on nadal dzwonił. W końcu uświadomiłam sobie, że to nie budzik, tylko ktoś próbuje się ze mną połączyć. Spojrzałam na telefon. Była 4.30. Patrzę dalej: trzy nieodebrane połączenia… Zaczęłam się stresować, że coś się stało Mateuszowi. Patrzę w telefon i bardzo się zdziwiłam, że nieodebrane połączenia są od mojej siostry Izy. Oddzwaniam i słyszę taki tępy głos w słuchawce: „Marcelino, tata nie żyje”.

Zalała mnie fala stresu. Od razu zerwałam się z łózka, sięgnęłam po papierosa i wyszłam na balkon. Zapaliłam i poczułam chwilową ulgę.

– Jak do tego doszło? Co się wydarzyło? Przecież w sobotę z nim rozmawiałam i wszystko było w porządku.

– Marcelino, to zawał, nic się nie dało zrobić.

– Ale gdzie on jest? W szpitalu? Jak to się stało i kiedy?

– Tata został przewieziony do zakładu pogrzebowego. Mama znalazła go w nocy. Podjęła próbę reanimacji i zadzwoniła po pogotowie. Niestety nic się nie dało zrobić zrobić.

„Kurwa, ale jak to? A jak oni zabrali go żywego? Może źle sprawdzili?” – myślę sobie.

– Dzięki za informację. Wieczorem ląduję w Warszawie, to przyjadę do mamy.

W jednym momencie zawalił mi się cały świat. Mam dwadzieścia siedem lat, a czuję się jak mała, zagubiona dziewczynka. W dodatku jestem bez Mateusza, a teraz potrzebuję go najbardziej.

Kończę palić papierosa, to zapewne nie ostatni dzisiaj. Wracam do pokoju. Anka nie śpi, patrzy na mnie… W końcu pyta:

– Co jest?

– Ojciec nie żyje, miał rozległy zawał. Nic się nie dało zrobić.

Wstaje i mnie przytula. Rozmawiamy długo. Jest wyrozumiała. Co prawda większość czasu spędzamy na balkonie, paląc fajki, to znaczy ja palę, bo Anka nie pali. Kiedy wybija 6.00, nie mam już ani jednego papierosa, więc wychodzę do sklepu – może będzie jakiś otwarty. Wiem, że bez papierosów tego nie przetrwam. Wszystkie sklepy są zamknięte, ale w Hiszpanii są automaty z wyrobami tytoniowymi. Nie mam pojęcia, jak udaje mi się w jednym z nich kupić papierosy. Podpalam jednego i wybieram numer do Mateusza. Odbiera od razu, bo jest już w pracy. Miło to było usłyszeć: „Hej, kochanie! Czy wstałaś tak rano tylko dlatego, że nie możesz doczekać się wieczoru?”. Rozpłakałam się i powiedziałam mu, że dzwoniła Iza i że ojciec nie żyje, że to zawał, że nie mogę tam być, a na pewno trzeba załatwić dużo rzeczy. Mateusz powiedział, że ogarnie się z robotą i podjedzie do mojej mamy, żeby jej pomóc i bym się nie martwiła – widzimy się wieczorem i muszę przetrwać ten dzień. Wtedy naprawdę pomyślałam, że jestem wdzięczna losowi, że go mam i to doceniam. Powiedziałam wtedy głośno pierwszy raz od dawna, że dziękuję za wsparcie i go kocham. Rozłączyłam się i powoli wracałam do mieszkania Hani i Daniela Pérezów. Powoli weszłam na górę, chociaż było to chyba szóste piętro – nigdzie mi się nie spieszyło. Gdy weszłam do mieszkania, Anka stała w kuchni i się do mnie uśmiechnęła. Następnie powiedziała:

– Stara, dobrze, że wróciłaś. Robię kawę i śniadanie.

Pomyślałam, że nic nie przełknę, ale kawa bardzo mi się przyda i chyba alkohol. Natomiast wiedziałam, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo dzisiaj jest wylot, więc jedynie kawa wchodziła w grę.

Anka przyniosła superkolorowe śniadanie z warzywami, owocami, serami i bagietką. Niestety mój wzrok skupił się na kawie. Wypiłam połowę kubka naraz, potrzebowałam tego. Kolejny odruch to było wstanie i pójście na balkon, żeby wypalić papierosa. Anka jednak mnie zatrzymała i powiedziała, że wypaliłam dzisiaj już z pół paczki. Wie, że teraz tego potrzebuję, ale mam zjeść śniadanie i koniec dyskusji. Wiem, że ona ma rację. Biorę więc tę piękną, kolorową kanapkę – jest pyszna. Zjadam kawałek, dopijam kawę i wychodzę na balkon zapalić papierosa. Ciągle ktoś do mnie dzwoni – rodzina, znajomi i Mateusz, ale odbieram tylko od niego. Naprawdę nie mam siły na płacz i tłumaczenie każdemu tego, co się wydarzyło. Pakujemy się z Anką i wychodzimy jeszcze na spacer oraz obiad. Wspiera mnie, jest świetną koleżanką. Wchodzimy do restauracji Ole! Ole! Kelner przynosi menu, Anka patrzy na mnie porozumiewawczo i zamawia dwie porcje krewetek oraz dwa kieliszki wina. Mało rozmawiamy, bo tak naprawdę cały świat mi się zawalił w jednym momencie. Zastanawiam się, jak to będzie po powrocie. Tata miał na imię Wojtek, prowadził sklep z częściami samochodowymi. Myślę: „Kurwa! Ciekawe, co dziś ze sklepem. Pewnie zamknięty, bo ostatni pracownik odszedł miesiąc temu. Trudno, nie będę sobie zawracać teraz tym głowy. Za chwilę wrócimy do Polski i trzeba będzie się z tym wszystkim zmierzyć”. Tata dodatkowo był wolontariuszem w klubie AA w naszej miejscowości. Jego wolontariat polegał na tym, że był obecny na rocznicach abstynenckich oraz pomagał przygotowywać wszystkie wydarzenia kulturowo-artystyczne związane z działalnością klubu. Lubił to, lubił być z ludźmi teoretycznie. Tak naprawdę był samotnikiem, ale nie odmawiał pomocy. Mama często mówiła, że jak wracała z pracy, to pytała, co u niego, a wtedy tata odpowiadał: „A co chcesz wiedzieć?”. Mama mówiła, że normalnie ludzie opowiadają sobie, co u nich i jak spędzili dzień, ale tata mówił wtedy, że nie umie tak opowiadać i woli, jak ona coś mówi, a on słucha. Słyszę nagle:

– Jedz, bo wszystko zimne.

Podnoszę głowę, to Anka.

– Wyłączyłam się jakoś, przepraszam.

– Widzę, ale zjedź coś i dopij wino. Idziemy, bo powinnyśmy jeszcze chwilę odpocząć i za godzinę jechać na lotnisko.

Na szczęście już jesteśmy spakowane, więc mamy około pięciu minut drogi do domu, następnie godzinka drzemki i można jechać. Tak też zrobiłyśmy. Pożegnałyśmy się z państwem Pérez i ruszyłyśmy na przystanek autobusowy, żeby dojechać na lotnisko. Dobrze, że Anka to jakoś logistycznie ogarniała, bo byłam jak w jakimś letargu. Miałam chyba ze sto nieodebranych połączeń, ale naprawdę nie miałam siły, żeby oddzwaniać. Być może ktoś chciał powiedzieć po prostu, że mu przykro i mi współczuje, że mogę na niego liczyć, ale naprawdę teraz tego nie potrzebowałam. Dojechałyśmy na lotnisko. Zostałam przed nim, żeby zapalić, a Anka poszła zobaczyć, jak wygląda odprawa i gdzie trzeba się udać. Cieszę się, że się spięła i ogarniała na bieżąco, bo niby wiedziałam, co robić, ale mi się nie chciało. Odpalam jeszcze drugiego papierosa, dzwonię do Mateusza i pytam, czy coś wie i czy udało się coś załatwić. Na co on mówi, że właśnie wracają z moją mamą do domu. Opowiedzą mi wszystko, jak wrócę. Słyszę mamę gdzieś w tle, jak mówi, że jest bardzo wdzięczna za to, że Mateusz jej pomógł. Słyszę też Izę, która płacze. Spytałam jeszcze Mateusza, czy wywiesili informację na sklepie, że jest nieczynny, na co on odpowiedział, że sklep jest otwarty, bo przyjaciel taty zaproponował swoją pomoc. Pomyślałam, że to naprawdę miłe. Podziękowałam Mateuszowi za pomoc mamie oraz Izie. Przypomniałam mu, że wieczorem czekam na lotnisku, a potem dodałam szeptem: „Mateuszu, pamiętaj, że gdyby mi się coś stało, to ubezpieczenie na życie mam w Generali i Orange”. Na co usłyszałam, żebym się ogarnęła i taka informacja nie jest mu potrzebna do życia. Wiadomo, do życia nie, ale do śmierci tak, poza tym w razie wypadku byłby mi wdzięczny, a ja bym się cieszyła, że mają za co żyć. Rozłączyłam się i dostałam od razu SMS-a o treści: „Czekam na ciebie, kocham cię!”. Zrobiło mi się lepiej, zgasiłam papierosa i poszłam szukać Anki. O dziwo, była taka kolejka, że zdążyłabym jeszcze wypalić pół paczki. Ustawiłam się obok Anki, ona mnie przytuliła i czekałyśmy na swoją kolej. Odprawa trwała dosyć długo, ale mi to było jakoś wszystko jedno. Potem została nam godzina do odlotu i do rozpoczęcia boardingu jakieś czterdzieści minut. Poszłam jeszcze raz zapalić i do toalety, bo przez drogę na lotnisko i czas, który czekałyśmy na odprawę, wypiłam całą butelkę wody. Aczkolwiek lepiej wody niż wódki. Rozpoczął się boarding, wsiadłyśmy do samolotu, zajęłyśmy miejsca i czekałyśmy na odlot. Ocknęłam się nagle. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rozejrzałam się i dotarło do mnie, że wracamy z Anką samolotem z Hiszpanii do Polski, a ja zwyczajnie musiałam zasnąć. Obudził mnie bardzo duży ból głowy i uszu – to pewnie przez ciśnienie. Chociaż takie coś miałam pierwszy raz. Odczuwałam czasem zmianę ciśnienia, ale nigdy w ten sposób. Usłyszałam kontrolkę zapięcia pasów i informację, że zaczynamy schodzić do lądowania w Warszawie, choć jest bardzo duża mgła i warunki do lądowania są trudne. Myślałam, że eksploduje mi głowa i uszy. To było nie do zniesienia. Zapytałam Ankę, czy też tak to silnie odczuwa. Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i powiedziała, że czuje się trochę źle, ale nie jest to na tyle silne jak ja to przedstawiam. Dla mnie to był jakiś koszmar, pierwszy raz coś takiego czułam, chociaż leciałam pewnie setny raz.

Po około czterdziestu minutach koła samolotu dotknęły ziemi i moje cierpienie się zakończyło. Byłam strasznie zmęczona tą podróżą, chociaż nie trwała dłużej niż poprzednie. Myślę, że bardziej to wynika ze stresu związanego ze śmiercią taty niż z samej podróży. Wyszłyśmy z samolotu i poszłyśmy do strefy odbioru bagażu. Czekałyśmy około dwudziestu minut, aż pojawią się bagaże. Następnie zabrałyśmy walizki i udałyśmy się do strefy odlotów Kiss and Fly. Zawsze umawiam się tam z Mateuszem. Nie dzwoniłam do niego, że jestem, bo chciałam jeszcze zapalić. Wjechałyśmy z Anką na górę. Wtedy ona zaczęła mówić, że poczeka ze mną aż przyjedzie Mateusz, a sama zejdzie na dół i pojedzie do domu taksówką. Absolutnie się na to nie zgodziłam. Zaproponowałam, że odwieziemy ją do domu, a także podziękowałam jej za wsparcie i obecność. Nie chciała się zgodzić. Stwierdziła, że mam dużo innych problemów i da sobie radę. Kategorycznie odmówiłam. Gdy wyszłyśmy na dwór, było już ciemno, ale ciepło i przyjemnie. Odpaliłam papierosa i zadzwoniłam do Mateusza. Powiedział, że będzie za dziesięć minut. Mało rozmawiałam z Anką, ale wiedziałam, że jest dla mnie wsparciem nawet jak milczymy i nie muszę się jej tłumaczyć z niczego.

Przyjechał Mateusz i szczerze się ucieszyłam. Wysiadł, przytulił mnie, a następnie zapakował moją i Anki walizkę do samochodu. Nawet nie musiałam go pytać, czy zgadza się, żebyśmy odwieźli Ankę do domu, chociaż mieszkamy zupełnie gdzie indziej. Przez chwilę poczułam się bezpiecznie. Mateusz cały czas trzymał mnie za rękę. Zna mnie dobrze i wie, że daje mi to spokój. Dojechaliśmy pod blok Anki. Wysiadłam razem z nią – wiadomo, potrzebowałam zapalić. Mateusz dał jej walizkę i staliśmy tak chwilę w milczeniu. Gdy dopaliłam papierosa, podziękowałam jej i wsiedliśmy z Mateuszem do samochodu. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak Mateusz mnie znosi, jak toleruje mnie i moje zachowanie. W sumie to palę, potrafię iść na słono zakrapianą alkoholem imprezę, trwającą do białego rana. I w sumie z perspektywy czasu myślę też, że jestem bezczelna, aczkolwiek zawsze uważałam, że nie jest to bezczelność, tylko walka o swoje. Wracaliśmy od Anki w ciszy… Zapytał tylko, czy wszystko w porządku. A i owszem, w porządku, o ile można tak to nazwać. Byłam trochę dla niego oschła, ale chyba był do tego przyzwyczajony. Dorastam do myśli, że to nie powinno tak wyglądać. Dojechaliśmy do mamy pod blok. Wysiedliśmy i wtedy przytulił mnie tak mocno. Zapytał, czy jestem gotowa, by tam iść. Odpowiedziałam, że nie wiem, ale wiem, że muszę to zrobić. Rodzice na szczęście mieszkali na parterze. Szybko weszliśmy do domu, na co mama się rozpłakała. Przytuliła mnie mocno i powiedziała:

– Marcelino! Jak zwykle po wakacjach kości wystają ci jeszcze bardziej.

Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że to forma zagadania i na pewno jest jej ciężko. Przywitałam się z Izą. Widać, że większość dnia przepłakała. Zapytałam, jak żyją i co załatwiły? Mama opowiedziała, jak to wszystko wyglądało i szczerze jej współczuję, że musiała to przeżyć. Mówiła, że były z Izą bezradne i pogotowie również. To stało się bardzo szybko i niespodziewanie. Historia taty jest taka jak wielu. Chęć posiadania czegoś w życiu, więc praca od rana do wieczora kosztem siebie, rodziny, życia, wszystkiego. Gdy jednak przyszły refleksja i czas, żeby zwolnić, okazało się, że jest za późno. Życie płata figle i śmieje się nam w twarz, gdy uważamy, że możemy cokolwiek zaplanować. Myślimy o tym, co jutro, za tydzień, za rok, a tymczasem kolejny raz okazało się, że trzeba żyć tu i teraz, bez czekania. Życie nie czeka na nas, ma plan i go wykonuje albo sukcesywnie, albo bardzo szybko, zanim zdążymy pomyśleć, co i jak. Na co dzień jest to niby nieważne, jednak gdy już zostajemy postawieni przed faktem dokonanym, to nie mamy wyjścia, choć ciężko nam się z tym pogodzić. Tata był superczłowiekiem. Mimo całej swojej historii życia był pogodny, nauczył się, jak to jest cieszyć się z niczego. Oczywiście droga była długa. Kumplowaliśmy się z ojcem – tata i Marcelina to był świetny team. Nie docierało do mnie, że już nigdy go nie zobaczę, ale nie chciałam o tym myśleć. Jak mogłam dopuścić myśl do siebie, że on już nie przyjdzie. Nie wypijemy razem kawy i nie zapalimy papierosa. Nie będziemy się kłócić, po prostu nie będzie już nic, bo jego nie ma i nie będzie. Została pustka, o której na razie nie chcę myśleć. Chciałam się skupić na tym, co trzeba załatwić dziś i jutro.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij