- promocja
Dobry materiał - ebook
Ebook
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Dobry materiał - ebook
Spoiler alert: Po 4 latach związku Jen rzuciła Andy’ego. Andy nadal kocha Jen.
Trigger warning: To może być najlepsza książka o rozstaniach i związkach, jaką przeczytasz w tym roku, a nawet w życiu!
Dlaczego Jen się odkochała? To pytanie, którym Andy katuje siebie, znajomych i rodzinę. Trudno jest wrócić do roli singla, gdy masz 35 lat, przyjaciele są w szczęśliwych związkach, a wszystko przypomina o osobie, która cię zostawiła. Co robi Andy, kiedy słyszy: „MUSISZ O NIEJ ZAPOMNIEĆ”?
Myśli o Jen, pisze do Jen, dzwoni do Jen, stalkuje Jen w sieci…
Jak w taki sposób Andy ma znaleźć nowe mieszkanie, rozwijać karierę stand-upera i na nowo nauczyć się życia w pojedynkę?
Jeśli kiedykolwiek miał_ś złamane serce, pewnie zrozumiesz Andy’ego. Jeśli kiedykolwiek złamał_ś komuś serce, pewnie zrozumiesz Jen. I choć każda opowieść o miłości i rozstaniu jest inna, doświadczenie zawsze pozostaje podobne: ból w końcu mija i staje się dobrym materiałem na… nowy związek albo życie singla.
Trigger warning: To może być najlepsza książka o rozstaniach i związkach, jaką przeczytasz w tym roku, a nawet w życiu!
Dlaczego Jen się odkochała? To pytanie, którym Andy katuje siebie, znajomych i rodzinę. Trudno jest wrócić do roli singla, gdy masz 35 lat, przyjaciele są w szczęśliwych związkach, a wszystko przypomina o osobie, która cię zostawiła. Co robi Andy, kiedy słyszy: „MUSISZ O NIEJ ZAPOMNIEĆ”?
Myśli o Jen, pisze do Jen, dzwoni do Jen, stalkuje Jen w sieci…
Jak w taki sposób Andy ma znaleźć nowe mieszkanie, rozwijać karierę stand-upera i na nowo nauczyć się życia w pojedynkę?
Jeśli kiedykolwiek miał_ś złamane serce, pewnie zrozumiesz Andy’ego. Jeśli kiedykolwiek złamał_ś komuś serce, pewnie zrozumiesz Jen. I choć każda opowieść o miłości i rozstaniu jest inna, doświadczenie zawsze pozostaje podobne: ból w końcu mija i staje się dobrym materiałem na… nowy związek albo życie singla.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788368217551 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego to dobrze,
że nie jestem z Jen
Nie umiała tańczyć. W ogóle nie miała poczucia rytmu. Kiedyś uważałem to za urocze, dopóki nie zobaczyłem, jak inni się z niej śmieją. Byłem tym zażenowany.
Pewnego dnia podsłuchałem, jak mówi: „Pójdziemy kiedyś na cappuccino i pogadamy”, do mojego nastoletniego kuzyna, który szukał porady w sprawie podania na studia.
Ogólnie rzecz biorąc, w kwestii tego, co uchodzi za wytworne, zatrzymała się w latach dziewięćdziesiątych. Mam na myśli zamawianie koktajli i wydawanie dwudziestu funtów na talerz tagliatelle w „niewielkim lokaliku”.
Odmawiała przybycia na lotnisko choćby chwilę wcześniej niż dziewięćdziesiąt minut przed odlotem.
Nie muszę już jej przekonywać, by polubiła miejsce, w którym mieszkamy.
Kiedy wieczorem miała iść biegać, przychodziła do salonu, rozciągała się przed telewizorem i pytała: „Co to?”, po czym kazała mi wyjaśniać, co oglądam, chociaż doskonale wiedziała. Robiła to tylko po to, by pokazać, że ćwiczy, podczas gdy ja oglądam Help, I’m a Hoarder.
Ciągle podkreślała z zadowoleniem, że pochodzi z dużej rodziny, zupełnie jakby to ona zdecydowała, że będzie miała troje rodzeństwa.
Bez przerwy przechwalała się, że nie przyjęłaby Orderu Imperium Brytyjskiego z powodu swoich rzekomo lewicowo-republikańskich przekonań. Kiedy pytałem, dlaczego w ogóle ktoś miałby ją odznaczać, milczała.
Na sto procent nie odmówiłaby przyjęcia Orderu Imperium Brytyjskiego.
Pójście do łóżka zajmowało jej godzinę, bez względu na to, o której się kładła, ponieważ wykonywała siedmioetapową rutynę pielęgnacyjną, przeglądała aplikacje sklepowe i słuchała podcastów. Mimo to rano od alarmu budzika do opuszczenia przez nią mieszkania mijało zwykle jedynie dwadzieścia minut.
Zawsze spóźniała się do mnie, nigdy do pracy.
Nie umiała prowadzić samochodu (wiem, dziecinne).
Jakimś cudem potrafiła powiązać fabułę każdego filmu, który oglądaliśmy, z własnym życiem.
Jej nieznośna siostra Miranda, która nosiła bezsensowne transparenty na protestach i powtarzała: „Historia nas osądzi”, moim zdaniem mnie nienawidziła, bo ilekroć przychodziła do nas na kolację, narzekała na „heteroseksualnych białych facetów”, bez względu na temat rozmowy przy stole. Kiedyś przynajmniej dodawała: „Przepraszam, Andy”. Pod koniec już tego nie robiła.
Jej znajomi z pracy: nudni i zamknięci w sobie, ani zabawni, ani śmieszni.
Cały czas twierdziła, że jest wielką poszukiwaczką przygód, ale nigdy nie zrealizowała żadnego ze swoich planów. Chciała wziąć rok urlopu, by podróżować, bo nie zrobiła sobie przerwy po studiach, ale skończyło się na: „Może jednak w przyszłym roku”. Planowała przeprowadzkę do Paryża, jednak w końcu uznała, że „to nie jest odpowiedni czas”. Zamierzała podciąć sobie włosy, lecz ostatecznie stwierdziła, że „w pracy by się to nie spodobało”. Chciała iść na imprezę erotyczną na świeżym powietrzu, lecz gdy przyszło co do czego, uznała: „Nie teraz, mam katar sienny”.
Od dwudziestego dziewiątego roku życia chodziła na terapię, nigdy jednak nie powiedziała mi, o czym tam rozmawia. Nigdy też nie zauważyłem, żeby było z nią coś nie tak.
Za bardzo kochała psy i mówiła do nich jak do ludzi.
Jej gburowaty ojciec.
Jej dziwna matka.
Jej rodzina chodziła na długie spacery i grała w planszówki.
Była wkurzająco gadatliwa, a w szkole należała do klubu dyskusyjnego, przez co nie wygrałem z nią ani jednej kłótni przez prawie cztery lata, chociaż wiele razy miałem rację.
Ciągle mnie opieprzała, że obgryzam paznokcie, dłubię między palcami u stóp i mam za dużo włosów w nozdrzach oraz w tyłku, mimo że sama bez przerwy obgryzała skórki.
Gadała w kinie.
Udawała, że nie jest pewna, czy chce mieć dzieci, bo troszczy się o planetę, ale myślę, że po prostu nie chciała mieć dzieci ze mną.
Nigdy nie rozmawiała poważnie o posiadaniu dzieci, chociaż wiedziała, jak bardzo chcę być tatą, ale czasami mówiła innym: „To jedno z moich ulubionych imion dla dziecka”.
Na liście tych ulubionych imion znajdowały się między innymi: Noah, Blue (?) i Zebedee.
Snobka. Kiedyś powiedziała, że uważa ludzi w słomkowych kapeluszach, którzy czekają na lotnisku na wakacyjny samolot, za „wsioków”.
W muzeach strasznie długo przyglądała się wszystkim eksponatom i miała do mnie pretensje, jeśli zbyt szybko je mijałem.
Raz w Muzeum Brytyjskim widziałem, jak z szacunkiem skinęła głową ŁYŻECZCE Z JADEITU.
W ciągu naszego blisko czteroletniego związku rozpłakała się zaledwie kilka razy. I to wcale nie wtedy, gdy zrywaliśmy.
Kiedyś musiałem obejrzeć z nią dokument o Joni Mitchell.
Zniszczyła mi życie.Piątek, 5 lipca 2019 roku
Na sznurze do prania w ogrodzie mojej mamy wiszą sweter i koszula, które wyglądają tak, jakby trzymały się za ręce. Stoję przy oknie w sypialni i obserwuję, jak ich położenie zmienia się wraz z kierunkiem wiatru. Przypatruję się im dokładnie do dziewiętnastej trzy, kiedy to dzwonię do kobiety, którą kochałem przez trzy lata, dziesięć miesięcy i dwadzieścia dziewięć dni, zanim rzuciła mnie i roztrzaskała moje serce niczym piniatę osiem dni i dwadzieścia dwie godziny temu.
Umówiliśmy się, że zadzwonię o siódmej, ale odczekałem całe trzy minuty, by dać jej do zrozumienia, że już o niczym nie decyduje. Odszukuję ją w kontaktach w telefonie. Figuruje tam jako „Jen (z Hammersmith)”. Uznaliśmy to za całkiem zabawne – moja partnerka życiowa sprowadzona do nazwy dzielnicy. Teraz to już wcale nie jest zabawne, straciło całe swoje ironiczne zabarwienie. To po prostu fakt. Mam zamiar zadzwonić do Jen (z Hammersmith), kobiety, z którą prawdopodobnie nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi, mieszkającej w części Londynu, której pewnie nigdy nie odwiedzę.
– Halo?
– Hej – mówię, a mój głos piszczy niczym dudy. – Tu Andy.
– Wiem.
– Usunęłaś już mój numer?
– Nie? Dlaczego miałabym to zrobić?
– Nie wiem, po prostu odebrałaś i powiedziałaś „halo?” takim oficjalnym tonem, jakbyś była recepcjonistką w gabinecie dentystycznym.
– Nie powiedziałam „halo?”, tylko „halo!”.
– Nieprawda, to było pytanie, jakbyś nie wiedziała, kto dzwoni.
– Wiedziałam, że to ty. Przecież uzgodniliśmy godzinę.
– Zadzwoniłem później, niż planowaliśmy...
– Umówiliśmy się na siódmą – zauważa. – Poza tym i tak znam na pamięć twój numer.
– Jak to?
– Na początku naszego związku tyle razy go usuwałam i znów wpisywałam, że w końcu udało mi się go zapamiętać.
Przypominam sobie rozmowę, którą odbyliśmy kilka miesięcy po tym, jak po raz pierwszy wyznaliśmy sobie miłość. Przyznała, że usuwała mój numer po każdym moim esemesie, więc moje imię nie pojawiało się na wyświetlaczu i obsesyjnie zastanawiała się, kiedy znów do niej napiszę. Nie rozumiem, jak to się stało. Chcę wrócić do tamtej chwili. W jaki sposób podróżuje się w czasie w tych wszystkich filmach? Zrobię wszystko. Spadnę z dużej wysokości. Porażę się prądem. Wejdę do szafy i obrócę się dziesięć razy. Tłumię szloch, który brzmi jak czkawka.
– Och, Andy – wzdycha ona.
– Nic mi nie jest – mówię, znów piszcząc jak dudy. – Jak tam Miranda?
– W porządku. W gościnnym śpi teraz dziecko, więc wylądowałam w salonie na dmuchanym materacu, ale wszystko gra.
– Śpisz w otoczeniu transparentów z napisem „Historia nas osądzi”?
– Nie – odpowiada. To jeden z naszych ulubionych żartów, który najwyraźniej umarł wraz z naszym związkiem. Mogliśmy sobie w ten sposób żartować, tylko będąc razem, gdy jeszcze uważałem jej rodzinę za swoją, chociaż doprowadzała mnie do szału. Ale ona już przeszła na drugą stronę. Nie jestem już jej rodziną, nie gramy już w tej samej drużynie. Jestem tylko facetem z Midlands, z którym prawdopodobnie nigdy się nie zaprzyjaźni i który złośliwie wyraża się o jej siostrze.
– Jak twoja mama? – pyta.
– Nic jej nie jest, nienawidzi cię i planuje z koleżankami z zumby, jak cię zabić. – Kolejna arktyczna pauza. – Oczywiście jest zdruzgotana.
– Mogę napisać do niej list? Potem już się z nią nie skontaktuję, słowo. Chcę się tylko pożegnać.
– Spodobałoby jej się to. Wiesz, że cię uwielbia.
– Nie znam takiej drugiej mamy jak twoja mama.
– Ja też cię uwielbiam.
Kolejna chwila ciszy. Wyciągam z kieszeni papierosa i go zapalam.
– Palisz?
– Tak.
– Andy, nie po to tak ciężko pracowałeś, żeby teraz się poddać.
– Co mnie to... – mamroczę, mając nadzieję, że zabrzmię jak romantyczny banita. Robię wdech i czuję tę jedyną w swoim rodzaju rozkosz zaciskających się płuc.
– Ja też zaczęłam. Zapalę, jeśli ty palisz. – Słyszę, jak grzebie w torebce. – Dziwnie się tu czuję. Śpię na podłodze. Palę i piję, ile chcę. Z nikim się nie spotykam. To trochę jak Boże Narodzenie.
– Boże Narodzenie?
– Tak. Cały mój świat na chwilę się zatrzymał. – Milczę. – Wiesz, co mam na myśli.
– Właściwie to nie. Wydaje mi się to raczej przeciwieństwem Bożego Narodzenia.
– A co może być przeciwieństwem Bożego Narodzenia?
– Nie wiem. Wielkanoc? Najgorsze urodziny w historii? Własny pogrzeb, w którym się uczestniczy?
– Andy... czy możemy spróbować uniknąć histerii? Wiem, że to dla ciebie okropne, dla mnie też. Ale ludzie bez przerwy ze sobą zrywają.
– Przestań mówić takie rzeczy! To nie jest badanie opinii publicznej.
Duma powstrzymuje mnie przed powiedzeniem tego, co naprawdę myślę, a mianowicie że „ludzie bez przerwy ze sobą zrywają” to słowa pocieszające tylko osobę kończącą związek, która nie jest już zakochana i nie chce czuć się winna z tego powodu – wiem, bo mnie też zdarzało się to mówić. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bezużyteczne jest to stwierdzenie dla osoby, która została porzucona.
– Moja terapeutka zaproponowała mi zrobienie w tym tygodniu pewnej rzeczy. Myślę, że tobie też by ona pomogła.
– Twoja terapeutka sugerowała kiedyś, żebym napisał list do mojego ego. Wybacz, ale nie mam ochoty słuchać jej rad.
– Chcesz się dowiedzieć, co to jest, czy nie?
– No dobra.
– Jej zdaniem po zakończeniu związku warto zrobić listę powodów, dlaczego to dobrze, że już się z kimś nie jest.
– Nie mogę zrobić takiej listy, bo ciągle chcę z tobą być.
– Nie wydaje mi się.
– A właśnie że tak.
– Spróbuj zrobić taką listę. Myślę, że pomoże ci oddzielić fantazje od rzeczywistości i przekonać cię, że ten związek w gruncie rzeczy wcale nie był udany.
– Nie wierzę, że potrafisz podchodzić do tego tak na zimno. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żebyś mówiła w taki sposób.
– Próbuję tylko pomóc nam obojgu ruszyć naprzód.
– Nieważne. Nie ma sensu dalej o tym dyskutować.
Nie potrafię odnaleźć się w tej rozmowie. Miotam się od desperacji do obojętności. Chcę, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham, ale chcę też, by myślała, że nie zależy mi już na naszym związku. Nie wiem, co lepsze. Żałuję, że wypiłem trzy piwa.
– Nie sądzę, żeby te telefony nam pomagały – stwierdzam.
– Ja też nie.
– Może powinniśmy przestać ze sobą rozmawiać na jakiś czas?
– Jeśli tego właśnie chcesz...
– Tak, właśnie tego chcę.
– No dobrze – mówi i zaciąga się głęboko papierosem. – Powiedziałeś już Aviemu?
– Nie.
– Andy...
– Powiem mu, kiedy będę gotowy. Pozwól, że przynajmniej w tej kwestii to ja zadecyduję.
– To z kim o tym rozmawiasz?
– Jesteś jedyną osobą, z którą mogę o tym rozmawiać – odpowiadam, wstrząśnięty, jak żałośnie to zabrzmiało. – Upewnij się, że Jane nie powie mu o tym przede mną.
– Obiecała, że tego nie zrobi, ale nie może tego ciągnąć w nieskończoność. To twój najlepszy przyjaciel. Pomoże ci się pozbierać.
– My tak nie działamy, Jen, ale dzięki. – Zapada cisza. Czekam, aż się odezwie, ona jednak milczy. – To chyba ta chwila, gdy mówi się „żegnaj” – odzywam się ze sztuczną wesołością. – Będziemy po prostu esemesować w sprawie mieszkania czy czego tam.
– Jasne – szepcze. – Trzymaj się.
– Kocham cię, Jen.
Wydaje mi się, że zastanawia się, czy też tego nie powiedzieć, ale terapeutka siedzi jej na ramieniu i mówi coś o współuzależnieniu i granicach.
– Całuski – odpowiada w końcu.
Rozłączam się.
•
Kiedy do pokoju wchodzi mama z dwoma kubkami herbaty, wyrzucam papierosa za okno.
– Myślałam, że palisz tylko przy alkoholu – dziwi się, po czym stawia kubek na moim stoliku nocnym i siada na brzegu łóżka.
– Wypiłem trzy piwa, a nie ma nawet ósmej.
– Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę okoliczności.
Siadam obok niej i podnoszę kubek z napisem „Kibicuję Aston Villi, więc to jedyny puchar, jaki zdobędę w tym roku!”, złożonym bordowym fontem Courier New.
– Ta herbata smakuje marcepanem – zauważam.
– Dolałam do niej trochę amaretto disaronno – odpowiada mama.
Obejmuję ją ramieniem, a ona pochyla się do mnie i wącha moją koszulkę.
– Śmierdzę fajkami?
– Tak – mówi, wtulając twarz w moje ramię. Boże, jak dobrze.
– Jen chce do ciebie napisać. Powiedziałem jej, że może. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Kręci głową.
– Kocham Jen.
– Bardziej niż mnie?
Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
– ODROBINĘ bardziej niż ciebie. Kupiła mi piękne świece.
– W porządku.
Wstaje z łóżka i podchodzi do niebiesko-srebrnego odtwarzacza CD, którego obudowa jest porysowana od dziesięcioleci użytkowania. Wyjmuje płytę z pudełka.
– Możesz tu zostać tak długo, jak chcesz. Uwielbiam, gdy tu mieszkasz.
– Dzięki, mamo.
Pokój wypełniają dźwięki smyczków.
– Co włączyłaś?
– In the Wee Small Hours... Nie ma lepszej płyty na rozstania. – Siada z powrotem przy mnie. – Słuchaj jej codziennie, a poczujesz się lepiej. Robiłam to bez przerwy po odejściu twojego ojca.
Wyobrażam sobie mamę w czasach, gdy byłem noworodkiem, niezdolnym do zrobienia jej herbaty, objęcia jej czy puszczenia płyty. Poklepuje mnie po plecach i podnosi się z trudem, tak jak zawsze, odkąd skończyła sześćdziesiątkę. Momentalnie pociesza mnie głos Franka Sinatry, który rozlega się u nas zawsze w grudniu. Głos, który pozwala uwierzyć w alternatywny świat luksusu, elegancji, miłości i orkiestry smyczkowej.
– Czuję się jak w Boże Narodzenie – mówię.
– To dobrze! – odpowiada mama wesoło, po czym wychodzi i zamyka drzwi.
•
Podchodzę do okna i patrzę na sznur z praniem. Rękawy na zmianę wyciągają do siebie ręce, tańcząc w powietrzu. Od odejścia Jen wszystko dla mnie jest znakiem. Wszystko jest kolejną wskazówką, która pomaga mi zrozumieć, co się dzieje.
Myślę o naszym pierwszym pocałunku przed jej drzwiami.
Myślę o naszej pierwszej kłótni, naszej ostatniej kłótni i każdej kłótni pomiędzy nimi.
Myślę o pierwszych prezentach urodzinowych, które sobie kupiliśmy.
Myślę o jej górnej wardze i pieprzyku z boku oraz o tym, że jej nos wydaje się zmieniać kształt w zależności od tego, pod jakim kątem się na niego patrzy.
Myślę o pierwszej nocy, którą spędziliśmy razem w naszym mieszkaniu: przenoszenie jej przez próg, puste pokoje, tajskie żarcie, za dużo czerwonego wina, kłótnia po pijaku o to, czy potrzebny nam stojak na czasopisma, pełne chichotów pieprzenie się na podłodze.
Myślę o pierwszych sześciu miesiącach spania w jednym łóżku, o tym, jak zasypiała z głową na mojej piersi i w moich ramionach, i jak budziliśmy się dokładnie w tej samej pozycji.
Myślę o tym, jaki kształt tworzyliśmy we śnie, by było nam wygodnie: leżeliśmy odwróceni od siebie, dotykając się pośladkami.
Myślę o tym, jak pierwszy raz ją rozśmieszyłem i że jej śmiech zawsze będzie dla mnie najbardziej satysfakcjonującym odgłosem na świecie, lepszym nawet niż śmiech publiczności.
Myślę o tym, że być może już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, nigdy nie kupię jej prezentu urodzinowego, nigdy nie zgadnę, co chce z menu na wynos, nigdy nie usłyszę jej sekretów ani nie pocałuję jej powiek.
Robię telefonem zdjęcie swetra i koszulki, na wypadek gdybym zapomniał, jak to jest być kochanym. Zasuwam zasłony i kładę się do łóżka, w którym sypiałem w dzieciństwie. A potem płaczę, płaczę i płaczę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
że nie jestem z Jen
Nie umiała tańczyć. W ogóle nie miała poczucia rytmu. Kiedyś uważałem to za urocze, dopóki nie zobaczyłem, jak inni się z niej śmieją. Byłem tym zażenowany.
Pewnego dnia podsłuchałem, jak mówi: „Pójdziemy kiedyś na cappuccino i pogadamy”, do mojego nastoletniego kuzyna, który szukał porady w sprawie podania na studia.
Ogólnie rzecz biorąc, w kwestii tego, co uchodzi za wytworne, zatrzymała się w latach dziewięćdziesiątych. Mam na myśli zamawianie koktajli i wydawanie dwudziestu funtów na talerz tagliatelle w „niewielkim lokaliku”.
Odmawiała przybycia na lotnisko choćby chwilę wcześniej niż dziewięćdziesiąt minut przed odlotem.
Nie muszę już jej przekonywać, by polubiła miejsce, w którym mieszkamy.
Kiedy wieczorem miała iść biegać, przychodziła do salonu, rozciągała się przed telewizorem i pytała: „Co to?”, po czym kazała mi wyjaśniać, co oglądam, chociaż doskonale wiedziała. Robiła to tylko po to, by pokazać, że ćwiczy, podczas gdy ja oglądam Help, I’m a Hoarder.
Ciągle podkreślała z zadowoleniem, że pochodzi z dużej rodziny, zupełnie jakby to ona zdecydowała, że będzie miała troje rodzeństwa.
Bez przerwy przechwalała się, że nie przyjęłaby Orderu Imperium Brytyjskiego z powodu swoich rzekomo lewicowo-republikańskich przekonań. Kiedy pytałem, dlaczego w ogóle ktoś miałby ją odznaczać, milczała.
Na sto procent nie odmówiłaby przyjęcia Orderu Imperium Brytyjskiego.
Pójście do łóżka zajmowało jej godzinę, bez względu na to, o której się kładła, ponieważ wykonywała siedmioetapową rutynę pielęgnacyjną, przeglądała aplikacje sklepowe i słuchała podcastów. Mimo to rano od alarmu budzika do opuszczenia przez nią mieszkania mijało zwykle jedynie dwadzieścia minut.
Zawsze spóźniała się do mnie, nigdy do pracy.
Nie umiała prowadzić samochodu (wiem, dziecinne).
Jakimś cudem potrafiła powiązać fabułę każdego filmu, który oglądaliśmy, z własnym życiem.
Jej nieznośna siostra Miranda, która nosiła bezsensowne transparenty na protestach i powtarzała: „Historia nas osądzi”, moim zdaniem mnie nienawidziła, bo ilekroć przychodziła do nas na kolację, narzekała na „heteroseksualnych białych facetów”, bez względu na temat rozmowy przy stole. Kiedyś przynajmniej dodawała: „Przepraszam, Andy”. Pod koniec już tego nie robiła.
Jej znajomi z pracy: nudni i zamknięci w sobie, ani zabawni, ani śmieszni.
Cały czas twierdziła, że jest wielką poszukiwaczką przygód, ale nigdy nie zrealizowała żadnego ze swoich planów. Chciała wziąć rok urlopu, by podróżować, bo nie zrobiła sobie przerwy po studiach, ale skończyło się na: „Może jednak w przyszłym roku”. Planowała przeprowadzkę do Paryża, jednak w końcu uznała, że „to nie jest odpowiedni czas”. Zamierzała podciąć sobie włosy, lecz ostatecznie stwierdziła, że „w pracy by się to nie spodobało”. Chciała iść na imprezę erotyczną na świeżym powietrzu, lecz gdy przyszło co do czego, uznała: „Nie teraz, mam katar sienny”.
Od dwudziestego dziewiątego roku życia chodziła na terapię, nigdy jednak nie powiedziała mi, o czym tam rozmawia. Nigdy też nie zauważyłem, żeby było z nią coś nie tak.
Za bardzo kochała psy i mówiła do nich jak do ludzi.
Jej gburowaty ojciec.
Jej dziwna matka.
Jej rodzina chodziła na długie spacery i grała w planszówki.
Była wkurzająco gadatliwa, a w szkole należała do klubu dyskusyjnego, przez co nie wygrałem z nią ani jednej kłótni przez prawie cztery lata, chociaż wiele razy miałem rację.
Ciągle mnie opieprzała, że obgryzam paznokcie, dłubię między palcami u stóp i mam za dużo włosów w nozdrzach oraz w tyłku, mimo że sama bez przerwy obgryzała skórki.
Gadała w kinie.
Udawała, że nie jest pewna, czy chce mieć dzieci, bo troszczy się o planetę, ale myślę, że po prostu nie chciała mieć dzieci ze mną.
Nigdy nie rozmawiała poważnie o posiadaniu dzieci, chociaż wiedziała, jak bardzo chcę być tatą, ale czasami mówiła innym: „To jedno z moich ulubionych imion dla dziecka”.
Na liście tych ulubionych imion znajdowały się między innymi: Noah, Blue (?) i Zebedee.
Snobka. Kiedyś powiedziała, że uważa ludzi w słomkowych kapeluszach, którzy czekają na lotnisku na wakacyjny samolot, za „wsioków”.
W muzeach strasznie długo przyglądała się wszystkim eksponatom i miała do mnie pretensje, jeśli zbyt szybko je mijałem.
Raz w Muzeum Brytyjskim widziałem, jak z szacunkiem skinęła głową ŁYŻECZCE Z JADEITU.
W ciągu naszego blisko czteroletniego związku rozpłakała się zaledwie kilka razy. I to wcale nie wtedy, gdy zrywaliśmy.
Kiedyś musiałem obejrzeć z nią dokument o Joni Mitchell.
Zniszczyła mi życie.Piątek, 5 lipca 2019 roku
Na sznurze do prania w ogrodzie mojej mamy wiszą sweter i koszula, które wyglądają tak, jakby trzymały się za ręce. Stoję przy oknie w sypialni i obserwuję, jak ich położenie zmienia się wraz z kierunkiem wiatru. Przypatruję się im dokładnie do dziewiętnastej trzy, kiedy to dzwonię do kobiety, którą kochałem przez trzy lata, dziesięć miesięcy i dwadzieścia dziewięć dni, zanim rzuciła mnie i roztrzaskała moje serce niczym piniatę osiem dni i dwadzieścia dwie godziny temu.
Umówiliśmy się, że zadzwonię o siódmej, ale odczekałem całe trzy minuty, by dać jej do zrozumienia, że już o niczym nie decyduje. Odszukuję ją w kontaktach w telefonie. Figuruje tam jako „Jen (z Hammersmith)”. Uznaliśmy to za całkiem zabawne – moja partnerka życiowa sprowadzona do nazwy dzielnicy. Teraz to już wcale nie jest zabawne, straciło całe swoje ironiczne zabarwienie. To po prostu fakt. Mam zamiar zadzwonić do Jen (z Hammersmith), kobiety, z którą prawdopodobnie nigdy nie zostaniemy przyjaciółmi, mieszkającej w części Londynu, której pewnie nigdy nie odwiedzę.
– Halo?
– Hej – mówię, a mój głos piszczy niczym dudy. – Tu Andy.
– Wiem.
– Usunęłaś już mój numer?
– Nie? Dlaczego miałabym to zrobić?
– Nie wiem, po prostu odebrałaś i powiedziałaś „halo?” takim oficjalnym tonem, jakbyś była recepcjonistką w gabinecie dentystycznym.
– Nie powiedziałam „halo?”, tylko „halo!”.
– Nieprawda, to było pytanie, jakbyś nie wiedziała, kto dzwoni.
– Wiedziałam, że to ty. Przecież uzgodniliśmy godzinę.
– Zadzwoniłem później, niż planowaliśmy...
– Umówiliśmy się na siódmą – zauważa. – Poza tym i tak znam na pamięć twój numer.
– Jak to?
– Na początku naszego związku tyle razy go usuwałam i znów wpisywałam, że w końcu udało mi się go zapamiętać.
Przypominam sobie rozmowę, którą odbyliśmy kilka miesięcy po tym, jak po raz pierwszy wyznaliśmy sobie miłość. Przyznała, że usuwała mój numer po każdym moim esemesie, więc moje imię nie pojawiało się na wyświetlaczu i obsesyjnie zastanawiała się, kiedy znów do niej napiszę. Nie rozumiem, jak to się stało. Chcę wrócić do tamtej chwili. W jaki sposób podróżuje się w czasie w tych wszystkich filmach? Zrobię wszystko. Spadnę z dużej wysokości. Porażę się prądem. Wejdę do szafy i obrócę się dziesięć razy. Tłumię szloch, który brzmi jak czkawka.
– Och, Andy – wzdycha ona.
– Nic mi nie jest – mówię, znów piszcząc jak dudy. – Jak tam Miranda?
– W porządku. W gościnnym śpi teraz dziecko, więc wylądowałam w salonie na dmuchanym materacu, ale wszystko gra.
– Śpisz w otoczeniu transparentów z napisem „Historia nas osądzi”?
– Nie – odpowiada. To jeden z naszych ulubionych żartów, który najwyraźniej umarł wraz z naszym związkiem. Mogliśmy sobie w ten sposób żartować, tylko będąc razem, gdy jeszcze uważałem jej rodzinę za swoją, chociaż doprowadzała mnie do szału. Ale ona już przeszła na drugą stronę. Nie jestem już jej rodziną, nie gramy już w tej samej drużynie. Jestem tylko facetem z Midlands, z którym prawdopodobnie nigdy się nie zaprzyjaźni i który złośliwie wyraża się o jej siostrze.
– Jak twoja mama? – pyta.
– Nic jej nie jest, nienawidzi cię i planuje z koleżankami z zumby, jak cię zabić. – Kolejna arktyczna pauza. – Oczywiście jest zdruzgotana.
– Mogę napisać do niej list? Potem już się z nią nie skontaktuję, słowo. Chcę się tylko pożegnać.
– Spodobałoby jej się to. Wiesz, że cię uwielbia.
– Nie znam takiej drugiej mamy jak twoja mama.
– Ja też cię uwielbiam.
Kolejna chwila ciszy. Wyciągam z kieszeni papierosa i go zapalam.
– Palisz?
– Tak.
– Andy, nie po to tak ciężko pracowałeś, żeby teraz się poddać.
– Co mnie to... – mamroczę, mając nadzieję, że zabrzmię jak romantyczny banita. Robię wdech i czuję tę jedyną w swoim rodzaju rozkosz zaciskających się płuc.
– Ja też zaczęłam. Zapalę, jeśli ty palisz. – Słyszę, jak grzebie w torebce. – Dziwnie się tu czuję. Śpię na podłodze. Palę i piję, ile chcę. Z nikim się nie spotykam. To trochę jak Boże Narodzenie.
– Boże Narodzenie?
– Tak. Cały mój świat na chwilę się zatrzymał. – Milczę. – Wiesz, co mam na myśli.
– Właściwie to nie. Wydaje mi się to raczej przeciwieństwem Bożego Narodzenia.
– A co może być przeciwieństwem Bożego Narodzenia?
– Nie wiem. Wielkanoc? Najgorsze urodziny w historii? Własny pogrzeb, w którym się uczestniczy?
– Andy... czy możemy spróbować uniknąć histerii? Wiem, że to dla ciebie okropne, dla mnie też. Ale ludzie bez przerwy ze sobą zrywają.
– Przestań mówić takie rzeczy! To nie jest badanie opinii publicznej.
Duma powstrzymuje mnie przed powiedzeniem tego, co naprawdę myślę, a mianowicie że „ludzie bez przerwy ze sobą zrywają” to słowa pocieszające tylko osobę kończącą związek, która nie jest już zakochana i nie chce czuć się winna z tego powodu – wiem, bo mnie też zdarzało się to mówić. Dotąd nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bezużyteczne jest to stwierdzenie dla osoby, która została porzucona.
– Moja terapeutka zaproponowała mi zrobienie w tym tygodniu pewnej rzeczy. Myślę, że tobie też by ona pomogła.
– Twoja terapeutka sugerowała kiedyś, żebym napisał list do mojego ego. Wybacz, ale nie mam ochoty słuchać jej rad.
– Chcesz się dowiedzieć, co to jest, czy nie?
– No dobra.
– Jej zdaniem po zakończeniu związku warto zrobić listę powodów, dlaczego to dobrze, że już się z kimś nie jest.
– Nie mogę zrobić takiej listy, bo ciągle chcę z tobą być.
– Nie wydaje mi się.
– A właśnie że tak.
– Spróbuj zrobić taką listę. Myślę, że pomoże ci oddzielić fantazje od rzeczywistości i przekonać cię, że ten związek w gruncie rzeczy wcale nie był udany.
– Nie wierzę, że potrafisz podchodzić do tego tak na zimno. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żebyś mówiła w taki sposób.
– Próbuję tylko pomóc nam obojgu ruszyć naprzód.
– Nieważne. Nie ma sensu dalej o tym dyskutować.
Nie potrafię odnaleźć się w tej rozmowie. Miotam się od desperacji do obojętności. Chcę, żeby wiedziała, jak bardzo ją kocham, ale chcę też, by myślała, że nie zależy mi już na naszym związku. Nie wiem, co lepsze. Żałuję, że wypiłem trzy piwa.
– Nie sądzę, żeby te telefony nam pomagały – stwierdzam.
– Ja też nie.
– Może powinniśmy przestać ze sobą rozmawiać na jakiś czas?
– Jeśli tego właśnie chcesz...
– Tak, właśnie tego chcę.
– No dobrze – mówi i zaciąga się głęboko papierosem. – Powiedziałeś już Aviemu?
– Nie.
– Andy...
– Powiem mu, kiedy będę gotowy. Pozwól, że przynajmniej w tej kwestii to ja zadecyduję.
– To z kim o tym rozmawiasz?
– Jesteś jedyną osobą, z którą mogę o tym rozmawiać – odpowiadam, wstrząśnięty, jak żałośnie to zabrzmiało. – Upewnij się, że Jane nie powie mu o tym przede mną.
– Obiecała, że tego nie zrobi, ale nie może tego ciągnąć w nieskończoność. To twój najlepszy przyjaciel. Pomoże ci się pozbierać.
– My tak nie działamy, Jen, ale dzięki. – Zapada cisza. Czekam, aż się odezwie, ona jednak milczy. – To chyba ta chwila, gdy mówi się „żegnaj” – odzywam się ze sztuczną wesołością. – Będziemy po prostu esemesować w sprawie mieszkania czy czego tam.
– Jasne – szepcze. – Trzymaj się.
– Kocham cię, Jen.
Wydaje mi się, że zastanawia się, czy też tego nie powiedzieć, ale terapeutka siedzi jej na ramieniu i mówi coś o współuzależnieniu i granicach.
– Całuski – odpowiada w końcu.
Rozłączam się.
•
Kiedy do pokoju wchodzi mama z dwoma kubkami herbaty, wyrzucam papierosa za okno.
– Myślałam, że palisz tylko przy alkoholu – dziwi się, po czym stawia kubek na moim stoliku nocnym i siada na brzegu łóżka.
– Wypiłem trzy piwa, a nie ma nawet ósmej.
– Trudno się dziwić, biorąc pod uwagę okoliczności.
Siadam obok niej i podnoszę kubek z napisem „Kibicuję Aston Villi, więc to jedyny puchar, jaki zdobędę w tym roku!”, złożonym bordowym fontem Courier New.
– Ta herbata smakuje marcepanem – zauważam.
– Dolałam do niej trochę amaretto disaronno – odpowiada mama.
Obejmuję ją ramieniem, a ona pochyla się do mnie i wącha moją koszulkę.
– Śmierdzę fajkami?
– Tak – mówi, wtulając twarz w moje ramię. Boże, jak dobrze.
– Jen chce do ciebie napisać. Powiedziałem jej, że może. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
Kręci głową.
– Kocham Jen.
– Bardziej niż mnie?
Przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
– ODROBINĘ bardziej niż ciebie. Kupiła mi piękne świece.
– W porządku.
Wstaje z łóżka i podchodzi do niebiesko-srebrnego odtwarzacza CD, którego obudowa jest porysowana od dziesięcioleci użytkowania. Wyjmuje płytę z pudełka.
– Możesz tu zostać tak długo, jak chcesz. Uwielbiam, gdy tu mieszkasz.
– Dzięki, mamo.
Pokój wypełniają dźwięki smyczków.
– Co włączyłaś?
– In the Wee Small Hours... Nie ma lepszej płyty na rozstania. – Siada z powrotem przy mnie. – Słuchaj jej codziennie, a poczujesz się lepiej. Robiłam to bez przerwy po odejściu twojego ojca.
Wyobrażam sobie mamę w czasach, gdy byłem noworodkiem, niezdolnym do zrobienia jej herbaty, objęcia jej czy puszczenia płyty. Poklepuje mnie po plecach i podnosi się z trudem, tak jak zawsze, odkąd skończyła sześćdziesiątkę. Momentalnie pociesza mnie głos Franka Sinatry, który rozlega się u nas zawsze w grudniu. Głos, który pozwala uwierzyć w alternatywny świat luksusu, elegancji, miłości i orkiestry smyczkowej.
– Czuję się jak w Boże Narodzenie – mówię.
– To dobrze! – odpowiada mama wesoło, po czym wychodzi i zamyka drzwi.
•
Podchodzę do okna i patrzę na sznur z praniem. Rękawy na zmianę wyciągają do siebie ręce, tańcząc w powietrzu. Od odejścia Jen wszystko dla mnie jest znakiem. Wszystko jest kolejną wskazówką, która pomaga mi zrozumieć, co się dzieje.
Myślę o naszym pierwszym pocałunku przed jej drzwiami.
Myślę o naszej pierwszej kłótni, naszej ostatniej kłótni i każdej kłótni pomiędzy nimi.
Myślę o pierwszych prezentach urodzinowych, które sobie kupiliśmy.
Myślę o jej górnej wardze i pieprzyku z boku oraz o tym, że jej nos wydaje się zmieniać kształt w zależności od tego, pod jakim kątem się na niego patrzy.
Myślę o pierwszej nocy, którą spędziliśmy razem w naszym mieszkaniu: przenoszenie jej przez próg, puste pokoje, tajskie żarcie, za dużo czerwonego wina, kłótnia po pijaku o to, czy potrzebny nam stojak na czasopisma, pełne chichotów pieprzenie się na podłodze.
Myślę o pierwszych sześciu miesiącach spania w jednym łóżku, o tym, jak zasypiała z głową na mojej piersi i w moich ramionach, i jak budziliśmy się dokładnie w tej samej pozycji.
Myślę o tym, jaki kształt tworzyliśmy we śnie, by było nam wygodnie: leżeliśmy odwróceni od siebie, dotykając się pośladkami.
Myślę o tym, jak pierwszy raz ją rozśmieszyłem i że jej śmiech zawsze będzie dla mnie najbardziej satysfakcjonującym odgłosem na świecie, lepszym nawet niż śmiech publiczności.
Myślę o tym, że być może już nigdy nie usłyszę jej śmiechu, nigdy nie kupię jej prezentu urodzinowego, nigdy nie zgadnę, co chce z menu na wynos, nigdy nie usłyszę jej sekretów ani nie pocałuję jej powiek.
Robię telefonem zdjęcie swetra i koszulki, na wypadek gdybym zapomniał, jak to jest być kochanym. Zasuwam zasłony i kładę się do łóżka, w którym sypiałem w dzieciństwie. A potem płaczę, płaczę i płaczę.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------
więcej..