Dobrze, że jesteś - ebook
Dobrze, że jesteś - ebook
W mroźny, grudniowy wieczór ulice Warszawy wypełnia gwar świątecznych przygotowań, a gwiazdkowy nastrój rozgrzewa wszystkie serca. Wśród zabieganych mieszkańców stolicy jest też ona – dziewczyna, która tęskni.
Borys nie wierzy w magię świąt i zdecydowanie odrzuca wszystko, co związane z Bożym Narodzeniem. Praca jest dla niego najważniejsza nawet wtedy, gdy inni zajmują się przystrajaniem choinki i pakowaniem prezentów dla najbliższych. Wszystko zmienia się, kiedy los stawia na jego drodze Zoję. Rudowłosa, spontaniczna, roześmiana – jest jego ciepłym promieniem słońca w mroźny dzień. Zakochani szybko orientują się jednak, że spotkali się nie w tym miejscu i nie w tym czasie, a miłość nie jest w stanie przyćmić wszystkiego, co ich dzieli. W chwili rozstania obiecują sobie jedno – jeśli za dwa lata o tej porze wciąż będą za sobą tęsknić, dadzą sobie jeszcze jedną szansę.
Gdy Zoja z drżącym sercem i nadzieją w oczach dociera na miejsce spotkania, odkrywa, że Borysa tam nie ma. Może zapomniał o ich umowie? A może ułożył sobie życie bez niej? Czy to możliwe, że po prostu przestał ją kochać? Przecież ona tęskniła za nim każdego dnia…
Dobrze, że jesteś to zimowa, nostalgiczna opowieść, która otuli wasze serca. Gabriela Gargaś opowiada o odwadze do bycia sobą, blaskach i cieniach prawdziwej miłości i przyjaźni, która pomaga przetrwać najtrudniejszy czas. Bo niekiedy trzeba po prostu uwierzyć z całych sił, pomóc losowi i ruszyć dalej!
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67054-03-4 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zoja pomyślała, że niepotrzebnie tutaj przychodziła. Minęły trzy lata, odkąd widziała go ostatni raz. Długie trzy lata. Wszystko mogło się zmienić.
Ciekawa była, czy on pamiętał o ich umowie. Był koniec października i panowało straszne zimno. Pogoda zmieniła się diametralnie w przeciągu kilku dni. Słupki rtęci spadały na łeb na szyję. Jeszcze dwa tygodnie temu na termometrze widniało siedemnaście stopni, a dzisiaj, kiedy wychodziła z domu, był przymrozek. Policzki ją szczypały od zimna. Podniosła kołnierz płaszcza, a na uszy naciągnęła mocniej swoją ukochaną różowo-fioletową czapkę.
Może Borys zapomniał o ich spotkaniu? A może nie chciał przyjść? A może już ma żonę i dzieci i jest tak zajęty swoją nową rodziną? A może nie będzie chciał wracać do przeszłości?
Nie. Obiecali to sobie, a jeśli coś komuś się obiecuje, to się dotrzymuje słowa.
Wyjęła z kieszeni kamień, który obróciła w dłoni. Dał jej go te dwa lata temu, kiedy się rozstawali, i wypisał na nim datę i godzinę spotkania. Ona wypisała mu datę spotkania na pierwszej stronie książki, którą mu kiedyś podarowała. Mistrz i Małgorzata, jej ukochana lektura, w której świat realny i nierealny tak pięknie się przenikały.
Stała na moście. Ich ulubionym. Świętokrzyskim, na którym kiedyś wypili trzy butelki wina, a potem Borys holował ją na plecach do domu. Westchnęła. Schowała kamień do kieszeni, zacisnęła dłonie na metalowej balustradzie. Borys wiedział, że jest to most podwieszany, do którego budowy zużyto 2700 ton stali. Ona dowiedziała się tego od niego. Uzupełniali się. On jej przekazywał masę wiedzy w pigułce, choćby i o mostach, ona dawała mu czułość, radość. A jednak w pewnym okresie życia coś w ich związku przestało stykać. Wiesz, dzieje się to wtedy, kiedy o więcej rzeczy się spieracie, niż się ze sobą zgadzacie.
Kochali się wzajemnie na tyle mocno, że pozwolili sobie odejść. Kochali – tego była pewna – ale ich związek był pełen wybuchów. Kłócili się też ostro i wtedy rzucali w ścianę talerzami. Po kłótni któreś z nich zawsze się wyprowadzało. Mieszkali u Zoi, ale Borys miał swoje mieszkanie, do którego czasem uciekał. A potem, kiedy się już za sobą stęsknili, wracali do siebie jak te bumerangi. Jednak ten związek ich wyniszczał, dlatego podjęli decyzję o ostatecznym rozstaniu.
„Może za dwa lata się zmienimy. Może złagodniejemy”, powiedział Borys, wręczając jej kamień.
Wzięła go w dłonie i skinęła głową, a Borys przepadł jak kamień w wodę. Sprzedał mieszkanie, zmienił numer telefonu, tak jakby chciał, by o nim zapomniała.
Sądziła, że wróci. Po tygodniu, może dwóch – jak to już wcześniej bywało. Ale kiedy nie dawał znaku życia przez miesiąc, zorientowała się, że odszedł na zawsze. Przez te dwa lata myślała o nim intensywnie.
– Zoja? – usłyszała za sobą głos. Kobieta odwróciła się i zamarła.
Patrzyła w stronę nadchodzącego mężczyzny i nie wiedziała, co zrobić, jak zareagować.
– Przyszedłem cię uratować – powiedział.