Dobrzy uczniowie nie zabijają - ebook
Dobrzy uczniowie nie zabijają - ebook
W jednej chwili wszyscy się kochają.
W drugiej chcą się rozwerwać na strzępy.
Z okazji nadchodzących wakacji licealistka Edyta Grońska ściąga znajomych do domu letniskowego swoich rodziców. Liczy, że odwróci ich uwagę od imprezy organizowanej w tym samym czasie przez skonfliktowaną z nią Martę Najdowską.
Marta, uczennica liceum Freuda, wierzy, że najgorsze ma już za sobą. Do niedawna wyrzutek i ofiara przemocy rówieśniczej, dziś spełnia się jako szkolna gwiazda i podcasterka niosąca pomoc nastolatkom w trudnej sytuacji. Gdy przyjaciele donoszą jej o imprezie u Edyty, za ich namową decyduje się udać nad Zalew Zegrzyński i skonfrontować z rywalką.
Tej samej nocy z wody zostaje wyłowione ciało jednej z osób bawiących się u Edyty. Marta, która chwilę wcześniej wybrała się na samotny spacer po plaży, zostaje oskarżona o zabójstwo. W internecie rozpętuje się piekło.
Zmagająca się z ogromnym hejtem dziewczyna desperacko próbuje odzyskać dobre imię i odkryć prawdę na temat tragedii. Z pomocą przyjaciół udaje jej się dotrzeć do szokujących faktów, które rzucają nowe światło na sprawę.
Mówią, że najciemniej jest pod latarnią. Czyżbym miała zabójcę na wyciągnięcie ręki?
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8357-734-0 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W środę nie idę do szkoły, gdyż na lekcjach i tak nic się nie dzieje. Większość nauczycieli wystawiła już oceny, dlatego poświęcam cały poranek na montaż kolejnego odcinka mojego podcastu. Następnie robię sobie przerwę na obiad i przeglądam wiadomości od czytelników na wirtualnej Skrzynce Zwierzeń. Pewna nastolatka pisze o siedmiu próbach samobójczych i długim leczeniu psychiatrycznym. Z jej maila biją olbrzymia rozpacz i samotność. Czasem zastanawiam się, czy nie popełniam błędu, biorąc na swoje barki tak duży ciężar. Codziennie czytam dziesiątki bolesnych historii i staram się być jak lekarz, który dla własnego dobra nie angażuje się emocjonalnie w sprawy swoich pacjentów. Na razie jakoś mi to wychodzi, ale co, jeśli pewnego dnia to się zmieni? Muszę być na to przygotowana.
Po drugiej z zamyślenia wytrąca mnie wibrujący telefon. Dzwoni Sara.
– Hej, co tam?
– Widziałaś to? – odpowiada pytaniem na pytanie.
– Eee… Ale co?
– Jak to co? TikToka Edyty.
– Jakiej Edyty?
– Grońskiej. A niby jakiej?
Sara ma na myśli najpopularniejszą uczennicę liceum Darwina, z którą, mówiąc delikatnie, mam na pieńku. W dużym skrócie: Edyta to influencerka i fotomodelka, która kilka miesięcy temu próbowała się ze mną zaprzyjaźnić, licząc na darmową promocję na moich kanałach. Dowiedziałam się jednak od zaufanych osób, że w tym samym czasie oczerniała mnie przed innymi i dawała im do zrozumienia, że zadaje się ze mną wyłącznie dla zasięgów. Wtedy postanowiłam się od niej odciąć, co przypłaciłam jej hejterskim atakiem w sieci. Od tamtej pory unikam jej jak ognia.
– Nic nie widziałam. Wiesz, że jej nie śledzę.
– Tak, ale myślałam, że może… Nieważne. Lepiej miej przy sobie poduszkę, bo na pewno zachce ci się wykrzyczeć.
– Sara, do rzeczy. Pracuję nad scenariuszem kolejnego odcinka.
Wtedy przyjaciółka wyjawia mi, że Edyta opublikowała filmik z przygotowań do imprezy, która ma się odbyć nad Zalewem Zegrzyńskim pod Warszawą. Goście będą mieli do dyspozycji domek letniskowy jej rodziców i duży, sąsiadujący z plażą ogród.
– Podobno ma przyjść jakaś uczestniczka Love Island. Kretynka próbuje nas przyćmić – złości się do telefonu Sara.
– Dlaczego tak się przejmujesz tym, że Edyta organizuje imprezę dla znajomych? Pewnie robi to nie pierwszy i nie ostatni raz – stwierdzam. Dziesięć sekund później Sara wysyła mi wiadomość z linkiem do filmiku.
– Obejrzyj, to zrozumiesz.
– Sara, naprawdę nie mam czasu. Chcę to jak najszybciej skończyć, by móc wyjść na rower. Może się przyłączysz?
Po drugiej stronie rozlega się głośne westchnięcie.
– Czy ty siebie słyszysz? Nasza impreza stanęła pod znakiem zapytania, a ty chcesz iść na rower…
– Znakiem zapytania? Przecież jest dopiero środa, a my już mamy prawie wszystko dopięte na ostatni guzik – zauważam.
– To bez znaczenia, jeśli wszyscy pójdą do Edyty – odpowiada Sara. Okazuje się bowiem, że Grońska również zaplanowała imprezę na piątkowy wieczór.
– No i? Nawet lepiej, jeśli ona i jej znajomi dadzą nam spokój.
– Sęk w tym, że Edyta zaprosiła wszystkich uczniów Freuda i Darwina, a imprezę promuje jako, cytuję, „wspólne pożegnanie roku szkolnego i rozpoczęcie najbardziej szalonych wakacji w naszym życiu”. Coś ci to mówi?
Przełykam ślinę. Nasza impreza nosi tytuł Koniec roku z Freudem i Darwinem.
– Próbuje nas przyćmić…
– Brawo, Sherlocku. W końcu załapałaś.
Czuję przyspieszone bicie serca i rozchodzące się po całym ciele nieprzyjemne ciepło. Nie sądziłam, że Edyta posunie się do czegoś takiego. Jakoś zniosłam jej ataki w sieci i nastawianie ludzi przeciwko mnie. Nie pozwolę jednak, by sabotowała nasze działania.
– Cholera… I co teraz? Nie możemy przełożyć imprezy. Zostało za mało czasu.
– Czyli co? Idziemy z Edytą na czołowe zderzenie i liczymy, że ludzie wybiorą nas? Sorry, Marta, ale jakoś w to nie wierzę. Nie zrozum mnie źle: jesteś popularna, ale ludzie mają cię raczej za siedzącą przy komputerze nudziarę i kujonkę, która ciągle opowiada o trudnych sprawach. Jeśli będą musieli wybrać, z kim się bawić, to wybiorą Edytę.
Słysząc to, sugeruję, że moglibyśmy bardziej zaangażować Sarę w promocję wydarzenia. Jeszcze do niedawna była jedną z najbardziej zasięgowych influencerek w Polsce. Przynależność do bijącej rekordy popularności Drużyny Bolera przysporzyła jej wielu fanów. Konflikt z jej założycielem, Michałem Bolerkiewiczem, sprawił, że postanowiła usunąć się w cień. Wciąż jednak jest popularna, a firmy nieustannie zgłaszają się do niej z propozycjami współpracy. Sara jednak konsekwentnie odmawia i nie dzieli się z obserwatorami prawie żadnymi szczegółami dotyczącymi swojego życia.
– Nie prosiłam cię o to wcześniej, bo wiem, że najchętniej usunęłabyś wszystkie profile, ale może wrzuciłabyś jakieś info o wydarzeniu?
– To nic nie da, Marta. Nie jestem tak popularna jak Edyta i jej kumpele celebrytki.
– A gdybyśmy ściągnęli też twoją mamę?
Moje pytanie sprawia, że Sara prawie wybucha śmiechem.
– Na pewno ludzie wybiorą jakąś boomerkę zamiast it girl z reality show. Pamiętaj też, że u nas nie będzie można pić. Spójrz prawdzie w oczy, Marta: jeśli chcesz, by impreza się udała, to albo ją przesuń na następny piątek, albo przekonaj Edytę, by przesunęła swoją.
– Taa… Już widzę, jak się godzi – odpowiadam niepocieszona. – Ironia losu…
– Co masz na myśli?
– To, że ledwo zażegnałam konflikt ze swoją największą prześladowczynią, a już przytrafia mi się kolejna Sara.
– Bez przesady… Nie byłam dla ciebie aż tak okrutna. Ja nie nagrywałam stories, w których wyzywałam cię od fałszywych, zapatrzonych w siebie żmij – prycha do telefonu moja przyjaciółka. A potem oferuje, że pojedzie jutro ze mną do liceum Darwina i rozmówi się z Edytą.
– Jedźmy tam zaraz – proponuję, drżąc ze zdenerwowania. Nie podoba mi się, że mój doskonale obmyślony plan zaczyna się sypać. – Za ile mogłabyś być w Darwinie?
Sara, która też urządziła sobie dziś wagary, odpowiada, że potrzebowałaby kwadransa na ogarnięcie się.
– Dam ci znać, jak będę gotowa. Zamówimy jednocześnie ubera.
– Okej.
– Marta, czekaj – mówi Sara, zanim się rozłączam. – To trochę bez sensu. Nie wiemy nawet, czy Edyta jest dziś w szkole. Poza zaproszeniem na imprezę nie wrzucała dziś nigdzie żadnych stories.
– Znam jej koleżankę z klasy. Spróbuję wybadać teren.
– Dobra. Obyś tylko nie spłoszyła Grońskiej.
– Nie spłoszę. Spokojna głowa.
*
Wkrótce stajemy przed podłużnym trzypiętrowym budynkiem z odpadającym w wielu miejscach tynkiem i popękanymi oknami.
– Ja poprowadzę rozmowę – informuje mnie Sara, która sprawia wrażenie dużo bardziej przejętej niż ja. – Wiesz, do dzisiaj jakoś niespecjalnie jarałam się tą imprezą i nawet uważałam, że niepotrzebnie tak się poświęcasz. Działałam w temacie tylko ze względu na ciebie. Ale teraz to też mój temat. Nie pozwolę, by ta lambadziara zepsuła nam imprezę.
– Nie wiedziałam, że też masz z nią kosę…
– Bo nie mam. To znaczy, nigdy nie weszłyśmy w żadną interakcję. Nawet się nie obserwujemy na Insta. Od czasu Bolera mam jednak alergię na sztuczne, zapatrzone w siebie laski, dla których liczą się tylko zasięgi i liczba lajków pod fotkami.
Gdy to mówi, teatralnie przecieram oczy.
– Czekaj, niech ci się przyjrzę… To na pewno ty, Sara? – pytam z rozbawieniem.
– Śmiej się, ale ja naprawdę nie chcę wracać do tego, co było. Na samo wspomnienie tego, jaka byłam zafiksowana na punkcie fejmu, aż mnie mdli. A teraz pomyśl sobie, że Edyta jest jeszcze gorsza ode mnie. Trzeba jej pokazać miejsce w szeregu, zanim na dobre się rozpanoszy. – Po tych słowach błyskawicznie oddala się ode mnie na kilka metrów. – Na co czekasz? Idziemy.
Pięć minut później rozlega się dzwonek na przerwę. Nie wiemy dokładnie, w której sali miała lekcje klasa Edyty, dlatego stoimy przy schodach na parterze i bacznie obserwujemy wypełniających korytarz uczniów.
– Zostań tutaj, a ja pójdę na górę – proponuje Sara, po czym wbiega po schodach, zanim zdążam cokolwiek powiedzieć.
Dwie minuty później dostaję od niej wiadomość o treści: „Chodź tu. Widzę ją”.
– Jestem – mówię po chwili do stojącej na ostatnim schodku Sary. Wtedy przyjaciółka dyskretnie pokazuje mi rozmawiającą nieco dalej z dwiema koleżankami Edytę. Ma na sobie ciasne dżinsy i kremowy sweterek odsłaniający płaski opalony brzuch. Jej platynowe, lekko kręcone włosy opadają na ramiona, a mocny makijaż eksponuje pełne usta i starannie wykonturowane brwi. Choćbym nie wiem, jak się starała, nigdy nie będę tak wyglądać. – Nie sądzisz, że jesteście do siebie trochę podobne?
– Nie schlebiaj jej. Choć trzeba przyznać, że ostatnio sporo schudła. Powinnam chyba znowu zainwestować w osobistego trenera.
Widok Edyty ewidentnie zdeprymował Sarę, która w pewnym momencie podświadomie cofa się na niższy schodek. Postanawiam przejąć inicjatywę i chwytam ją dyskretnie za przedramię.
– Chodź. Policzymy się z tą żmiją.
Sara odpowiada skinięciem głowy, a potem zabiera rękę i robi pierwszy krok.
– No proszę, kogo ja tu widzę? Gwiazdeczki z Freuda… – Reakcja Edyty sugeruje, że spodziewała się naszej wizyty. – Później dokończymy – zwraca się do swoich rozmówczyń, które szybko się oddalają.
– Cześć. Musimy pogadać – odzywa się wyraźnie speszona Sara. Coś mi się zdaje, że szybki wzrost popularności Edyty dotknął ją bardziej, niż daje po sobie poznać. Dotychczas nie miała poważnej rywalki w żadnym warszawskim liceum. Teraz to Grońska stanowi punkt odniesienia dla aspirujących influencerek.
– Chyba nawet wiem, o czym – mówi uśmiechająca się do nas cwaniacko Edyta. – Nie odwołam imprezy.
– Skąd założenie, że przyszłyśmy cię o to prosić?
Edyta uśmiecha się jeszcze szerzej.
– W takim razie o czym chcecie rozmawiać?
Widzę, że jej arogancja coraz bardziej działa Sarze na nerwy, dlatego zabieram głos i wyjaśniam Edycie, jak bardzo zależy mi na tym, by zintegrować ze sobą nasze szkoły.
– Ten piątek to ostatnia okazja w tym roku szkolnym, by zorganizować wspólny event. W przyszłym tygodniu wszyscy będą już myślami na wakacjach. Naprawdę nie możesz przesunąć swojej imprezy?
– Mogę powiedzieć dokładnie to samo o sobie. Chcę, by przyszło do mnie jak najwięcej osób, a ten piątek to najlepsza okazja – odpowiada Edyta.
– W takim razie przenieś imprezę na sobotę. W czym problem? – odzywa się Sara.
– W tym, że jeśli to zrobię, wszyscy przyjdą do was i na drugi dzień będą zbyt skacowani, by zarwać kolejną noc.
– Organizujemy szkolną imprezę. Alkohol jest zakazany – oznajmiam stanowczym głosem.
– Zakazany tylko wtedy, gdy nauczyciele patrzą. Nie zmienię terminu. To ostateczna decyzja.
Mogłam się spodziewać, że nic nie wskóram. Edyta jest zbyt narcystyczna, by zgodziła się pójść na jakiekolwiek ustępstwa. Nie bez znaczenia jest też nasz niesłabnący konflikt. Uznałam jednak, że nie mam niczego do stracenia. Jeśli odbierze to jako moralne zwycięstwo nade mną, to proszę bardzo. Nie przejmuję się tym, co o mnie myśli.
– Chodźmy, Marta. Szkoda czasu – zwraca się do mnie Sara. Już mam posłuchać jej rady, gdy do głowy przychodzi mi pewien pomysł…
– Połączmy siły i zorganizujmy jedną imprezę.
Edyta marszczy lekko brwi.
– Słucham?
– Będziemy wspólnie promowały wydarzenie na naszych profilach. Przedstawię cię jako współorganizatorkę i oznaczę wszędzie, gdzie się da.
Moja propozycja spotyka się z pogardliwym rechotem Edyty.
– Najpierw upokarzasz mnie przed swoimi followersami i wyzywasz od atencjuszek, a teraz oferujesz mi swoje zasięgi? A myślałam, że nie da się być większą hipokrytką – stwierdza, po czym wyjmuje z kieszeni dżinsów smartfon i nakierowuje obiektyw aparatu prosto na nas.
– Co ty robisz? – pyta zaskoczona Sara.
– Witajcie, kochani, zobaczcie tylko, kto zaszczycił mnie swoją obecnością. Poznajecie je? Gwiazdeczki z Freuda – mówi do telefonu Edyta.
– Przestań nagrywać – warczy moja przyjaciółka.
– Ta niższa to Marta od zwierzeń. Tak, ta sama Marta, która powiedziała, że nigdy nie zaprosi do swojego podcastu takiej atencjuszki jak ja. Wyobraźcie sobie, że teraz sama oferuje mi współpracę. Liczy, że uda jej się wypromować moim kosztem.
– Bzdury! Tu nie chodzi o mnie, tylko o nasze szkoły! – podnoszę głos.
Tymczasem wymachująca smartfonem Edyta przyciąga uwagę stojących w pobliżu nas uczniów, którzy zatapiają w nas ciekawskie spojrzenia i szepczą między sobą.
– Taka właśnie jest wasza kochana Marta… Codziennie zwierzacie jej się ze swoich największych tajemnic i łykacie każdy kit, który wam wciska. A tak naprawdę jest największą atencjuszką ze wszystkich influ, jakie znam.
– Edyta, przestań!
– Następnym razem zastanówcie się pięć razy, zanim jej się zwierzycie – nie odpuszcza Grońska.
– Dość tego – cedzi przez zęby Sara, po czym doskakuje do Edyty, wyrywa jej z dłoni smartfon i ciska nim o podłogę z taką siłą, że urządzenie roztrzaskuje się na kawałki.
– Wariatka! To był najnowszy model iPhone’a! – krzyczy wzburzona Edyta.
– Mam gdzieś ciebie i twojego iPhone’a. – Sara łapie mnie za rękę i dodaje: – Wynośmy się stąd.
– Wyślę ci rachunek, suko! Paula, nagrywasz? – Nagle Edyta dopada nas i szarpie Sarę za ramię. – Kochani, ta wariatka właśnie zniszczyła mi drogi telefon. Przez nią nie będę miała jak nagrywać dla was…
– Co tu się dzieje? – przerywa jej nauczycielka, która przebija się przez grupę obserwujących nas uczniów.
– Już nic – stwierdza Sara, po czym prowadzi mnie szybko w stronę schodów.
– Pożałujesz tego! Psycholka! – wrzeszczy rozhisteryzowana Edyta. Dałabym sobie rękę uciąć, że udaje dla podkręcenia dramaturgii.
Po opuszczeniu budynku szkoły Sara parska nerwowym śmiechem.
– Rany, co za szopka… Laska jest jeszcze bardziej chora, niż przypuszczałam.
– Mogłaś sobie darować akcję z iPhone’em. Teraz to my wychodzimy na wariatki i agresorki.
– Należało się jej. Mogła nie nagrywać nas bez pozwolenia.
– Dałaś się jej sprowokować. Teraz ma pretekst do oczerniania nas.
– I tak by jakiś znalazła. A tak przynajmniej pokaże mnie na stories.
Gdy to słyszę, unoszę wysoko brwi.
– Czyli po to tu ze mną przyszłaś? Liczyłaś na darmową promocję?
– Daj spokój. Naprawdę mnie masz za takiego pustaka? Jasne, że przyszłam tu, by ratować naszą imprezę. Skoro się jednak nie udało, to staram się znaleźć jakiś pozytyw tej głupiej decyzji. Wszak nie liczy się to, co o tobie mówią, tylko to, że mówią.
– To ja chyba wolę zniknąć z internetu, niż zarabiać na byciu hejtowaną.
Moje słowa sprawiają, że Sara wydaje z siebie lekceważący chichot.
– Sorry, Marta, ale jesteś już na tyle popularna, że powinnaś wiedzieć, jak działa ten świat. Choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, nie zdołamy przypodobać się wszystkim. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie próbował nas wgnieść w ziemię. Smutne, ale tak to już jest… Zwłaszcza dotyczy to tych, którzy docierają do tysięcy, a nawet milionów ludzi.
– To mnie pocieszyłaś… – Kręcę głową ze skwaszoną miną.
– Po prostu zaakceptuj to, że nigdy nie będziesz zupą pomidorową, a nagle wszystko wyda ci się prostsze. – Sara klepie mnie po ramieniu i dodaje: – Zabieram cię na ramen, a potem skoczymy na duże ciacho. Musimy sobie poprawić humor po tej klęsce.
– A co z imprezą? Odwołujemy ją?
Sara unosi wysoko kąciki ust, a następnie odpowiada z pełnym przekonaniem:
– Bejbe, niczego nie odwołujemy. Wręcz przeciwnie: wypowiadamy Grońskiej wojnę. Jeśli myśli, że może nas wykiwać, to grubo się myli. Jeszcze dziś odezwę się do paru dużych nazwisk. Ale najpierw musimy zjeść. Idziemy.
Ciąg dalszy w wersji pełnej