Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dolina jezior - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dolina jezior - ebook

Życie Natalie Braun, młodej bizneswoman z Zurychu, przypomina statek, który obrał ślepy kurs na karierę i miłość bez happy endu. Zraniona i oszukana przez byłego partnera, marzy o tym, by w końcu rozwinąć żagle i ruszyć w rejs do miejsca, gdzie mogłaby odzyskać upragniony spokój. Wybiera się więc w podróż do rodzinnej miejscowości u podnóża szwajcarskich gór. W otoczeniu przyjaciół – kochającej malarstwo Anny, jej męża Edda Evansa oraz ich synka Benna – powoli powraca do wewnętrznej równowagi, uświadamiając sobie znaczenie wartości, o których niemal zapomniała.
Ale ta równowaga wkrótce zostanie zaburzona, a to za sprawą tajemniczego Mathew Schmidta, poznanego w mało sprzyjających okolicznościach. Namiętność, sekrety i miłość przeplatane łzami, rozczarowaniem oraz tęsknotą za niespełnionymi marzeniami powodują, że wszystko, co do tej pory wydawało się oczywiste, staje pod wielkim znakiem zapytania....

Deszcz padał coraz mocniej, stopniowo hartując ich zimnymi kroplami, aż w końcu płynął rytmicznie po ich ciałach. […]
Kiedy wbiegli na żwirową drogę, spojrzała na Mathew. Był równie przemoknięty jak ona. Lniana koszula kleiła się do jego klatki piersiowej, zaznaczając każdy mięsień, na który Natalie od razu zwróciła uwagę. Patrzył na nią, na jej ciało. Mokra była jeszcze piękniejsza, emanowały od niej erotyzm i dzikość. Pociągnął ją za sobą, byle szybciej stamtąd uciec, czym prędzej uchronić swoją boginię. Ściekająca z nich woda utworzyła tuż przy drzwiach niewielką kałużę. Natalie dygotała z zimna, a po jej skórze spływały ostatnie krople, opadając na deski tarasu.
– Boże, jakaś ty piękna – szeptał, wpatrując się w nią pożądliwie, a ona stała, bezbronna i kusząca, wręcz zjawiskowa.


Aneta Maśluk

Urodziła się w 1979 roku, pochodzi z maleńkiej miejscowości na Lubelszczyźnie, a obecnie mieszka w Niemczech. Jej wykształcenie nie ma nic wspólnego z wykonywanym zawodem. Jej pragmatyczny umysł mierzy się na co dzień z duszą romantyczki. Uwielbia góry, pachnące bryzą morze, rowerowe wycieczki i burzliwą pogodę. Najchętniej wszystkie zimy spędzałaby w gorących tropikach, a lata w bajecznej Hiszpanii.
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-625-2
Rozmiar pliku: 995 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SIEDEM LAT WCZEŚNIEJ

Życie Natalie Braun nie zawsze płynęło przy rozpostartych żaglach – wciąż przed siebie, do przodu i z wiatrem. Cóż, bywało różnie, a zazwyczaj przewidywalnie, zorganizowanie i zwyczajnie. Nie działo się nic szczególnego, aż do momentu, gdy wszystko wywróciło się do góry nogami, a może raczej do góry dnem, by powrócić na powierzchnię w zupełnie innym świecie. Ślepy kurs na karierę, miłości bez happy endu i bezwartościowe uniesienia zmienił nagle kierunek w stronę wydarzeń, które miały mocno nierealistyczny wymiar. Okazało się bowiem, że oprócz meandrów codzienności i niechcącego się zatrzymać ani na chwilę czasu istnieje coś więcej. Coś takiego jak… Ale po kolei.

Natalie nie zawsze się tak spieszyła. Zdarzało się przecież, że robiła sobie krótki urlop. Ostatnie wakacje, jakie sobie zafundowała, to te… cóż… sprzed kilku lat. Wtedy jeszcze nie znała Aleksa i pracowała na etacie w niewielkim biurze projektowym. Wówczas tydzień urlopu kosztował ją równowartość dwumiesięcznego wynagrodzenia, ale ponieważ nie była rozrzutna, odłożyła potrzebną na coroczny wyjazd sumę bez wielkiego problemu, zwłaszcza że nie miała męża ani dzieci.

Tamtego zimnego, listopadowego poranka, kiedy zmoknięta stanęła w progu biura, przeczuwała, że coś się wydarzy. Nie wiedziała tylko, czy miałoby to być coś dobrego, czy wręcz przeciwnie. A ponieważ zazwyczaj była Kopciuszkiem – tym sprzed balu, wybór padł na drugą opcję… złe wieści! Faktycznie, chwilę później została bez pracy. Zwolniona w trybie natychmiastowym, bez uprzedzenia i bez szansy na obronę. Zwyczajnie biuro przestało przynosić zyski, a opłacenie pracowników, a raczej pracownicy, bo Natalie jako jedyna pełniła tam wszystkie obowiązki, stawiało pod dużym znakiem zapytania jego dalszy byt. Była tam sekretarką, księgową, choć bez żadnego przygotowania, zajmowała się reklamą, sprzątała i w razie potrzeby zmieniała w zaopatrzeniowca, gdy akurat czegoś brakowało. Pełniła wszystkie funkcje oprócz kierowniczej. Ta rola przypadła Ruth i to ona spijała całą śmietankę po ciężkiej pracy Natalie, wdzięcząc się przed klientami i jeszcze bardziej wydymając ostrzyknięte kwasem usta. Była właścicielką biura o wdzięcznej nazwie Canoe, pełniąc tę funkcję na bardzo przeciętnym poziomie i przy dużej dozie zobojętnienia, które najlepiej odzwierciedlało jej stosunek chyba do wszystkiego.

Wtedy, siedem lat temu, Natalie była zrozpaczona takim obrotem zdarzeń. Miała na koncie niewiele ponad dwie ostatnie pensje, a jej stary samochód zaczynał szwankować. Jeszcze tego samego obrzydliwego poranka wróciła zrezygnowana do pustego mieszkania. Było jej źle. Czuła się smutna, przybita i wściekła na cały świat. Tamtej nocy prawie nie spała, a w jej głowie niczym pasożyt zagnieździła się myśl. Odważna i ryzykowna, a także bez gwarancji na powodzenie. Jednym słowem – wielka niewiadoma. Następnego ranka, z podkrążonymi oczami i głową pełną pomysłów wróciła do biura, z którego ją wyrzucono, i przedstawiła Ruth alternatywny plan i swoją ofertę. W zamian za opłacenie zaległego czynszu poprowadzi na własną rękę Canoe, przejmując oczywiście nazwę biura. Ruth, jak zwykle, ani nie zaprotestowała, ani nie zapałała do tego pomysłu wielkim entuzjazmem. Skwitowała tylko obojętnie: „Jak chcesz…”. Następne trzy tygodnie upłynęły tak szybko, że Natalie nawet nie zauważyła zmiany daty. Każdą chwilę poświęcała na dopełnianie wszelkich formalności w urzędach, rozliczanie zaległych zobowiązań – jednym słowem zamykanie wszystkiego, co powinno być uwzględnione w takiej procedurze.

Ku uciesze Natalie, Ruth wywiązała się wyjątkowo sumiennie ze wszystkich zobowiązań, zarówno dotyczących spraw finansowych, jak i wobec klientów. Co prawda było ich zaledwie dwóch, jednak prowadzone dla nich projekty zostały pomyślnie zamknięte i rozliczone zgodnie z umową. Z końcem listopada młoda panna Braun stała się więc właścicielką konta z debetem, karty miesięcznej na autobus numer 36 oraz sterty dokumentów, starannie poukładanych w cztery dość wysokie kupki.

Pierwszy grudnia to data, której miała nigdy nie zapomnieć. Dzień był typowy dla początku zimy, czyli mroźny. Wiatr smagał jej policzki, gdy po raz pierwszy biegła do prawie odjeżdżającego jej sprzed nosa autobusu. Niestety drzwi zamknęły się tuż przed nią, a długi czerwony pojazd, sunąc wolno, ruszył do przodu.

Cholera – pomyślała ze złością – że też właśnie teraz auto odmówiło mi posłuszeństwa. Faktycznie było na tyle stare, że jedyną rozsądną decyzją okazało się oddanie go na szrot. O nowym w tej chwili mogła jedynie pomarzyć, zresztą w obecnej sytuacji cieszyła się nawet z karty miesięcznej kupionej w jednym z automatów. Stała więc wśród innych ludzi, którzy zapewne podobnie jak ona spieszyli się dziś do pracy. Wtedy przypomniała sobie, że przecież nie musi już nigdzie pędzić, bo Canoe należało do niej i sama była sobie szefem. To ją trochę przygnębiało i bawiło jednocześnie, ale mimo wszystko czuła się szczęśliwa. W końcu mogła pracować tak, jak lubi, czyli dając się ponieść wyobraźni. Kiedyś Ruth natychmiast głośno krytykowała jej wszystkie pomysły, trzymając się sztywno raz przyjętych reguł. W opinii Natalie tylko pogłębiało to kryzys firmy. Zwykle więc o swoich modyfikacjach do zlecenia, choćby najdrobniejszych, nawet szefowej nie wspominała. Cieszyła się natomiast, gdy zadowolony z efektu klient zwracał się z podziękowaniami za wykonaną pracę. Wtedy Ruth kwitowała to jak zwykle swoim obojętnym i wymuszonym uśmieszkiem, no, chyba że klient był płci męskiej i do tego miał wypchany pieniędzmi portfel. Wówczas odruchowo w dziwny sposób układała usta, robiąc przy tym śmieszny dzióbek, nieco nachalnie, według Natalie, eksponując swój erotyzm. Ale taka była Ruth. Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, Natalie wyniosła z Canoe sporo lekcji. Oczywiście oprócz rachunków i księgowości, z którymi miała jednak niewiele wspólnego, wykonywała także znakomite projekty reklam. A tego wszystkiego akurat nauczyła się na studiach.

Białe ściany Canoe niemal symbolizowały chłód panujący wewnątrz. Natalie podeszła do okien i, spoglądając przez jedno z nich na ruchliwe ulice, zagłębiła się w myślach. Podjęła jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Wiedziała, że nie obędzie się bez ciężkiej pracy, szykowała się wręcz na harówkę, ale po cichu liczyła też na efekty. Nie bała się ryzyka, zresztą świadomie takowe podjęła i była dumna ze swojego przedsięwzięcia. Odwróciła się plecami do ściany, ogrzewając zmarznięte dłonie o ledwo ciepły kaloryfer, i raz jeszcze omiotła spojrzeniem puste pomieszczenie. Prócz białej, oszklonej, zakurzonej komody, której Ruth z całego serca nienawidziła, w środku nie było nic więcej, ale ona oczami wyobraźni budowała tu swoje królestwo. To właśnie tu zamierzała stworzyć coś, czego poprzednia właścicielka zrobić nie potrafiła. Chciała zmienić dosłownie wszystko, no prawie wszystko, bo nazwa Canoe miała pozostać taka sama. Natalie uważała, że odzwierciedla ją samą – zwłaszcza w tej chwili była jak ta otwarta, wąska łódka napędzana wiosłem i płynąca do przodu. Pozostawiała za sobą wszystko i jedyne, czego chciała, to wiosłować do przodu. Choć wiedziała, że początek tej podróży będzie raczej spływem po rwącej rzece, nie bała się ani nawet przez moment nie zawahała. Była odważna i zdecydowana, bo właśnie sięgała po swoje marzenia i zamierzała zrobić wszystko, co było w jej mocy, by stały się rzeczywistością.

Od zawsze była bardzo ambitna, a praca właśnie w tym miejscu była jej świadomym wyborem. Lubiła tu przychodzić i oddawać się temu, co kocha. A kochała przede wszystkim te klimatyczne stare kamieniczki, w szczególności jedną, pomalowaną na czerwono, w której mieściło się biuro. W porze lunchu tutejsze uliczki tętniły życiem. Anektujące przestrzeń chodnika kafejki i zbierający do kapeluszy monety grajkowie – wszystko nadawało temu miejscu jakiś magiczny klimat. Natalie uwielbiała ów drugi wymiar miasteczka. Miała nawet swoją ulubioną kawiarnię, gdzie latem siadała na zewnątrz, chłonąc znajome dźwięki, gwar rozmów i szum wiatru połączony z unoszącą się w powietrzu muzyką. Przyjemności oglądania tego, co działo się wokół, nie odbierała sobie też ciepłą jesienią. Przykrywała nogi leżącym gdzieś zazwyczaj o tej porze niewielkim pledem i zamawiała kawę, a potem rozkoszowała się dosłownie wszystkim. Muskającymi jej twarz promieniami słońca, smakiem, aromatem, dźwiękami i otaczającym ją życiem. Uwielbiała kawę i nie wyobrażała sobie bez niej poranków. Stojący obok kubek z czarną cieczą zawsze napawał ją zadowoleniem. Był jednym z drobiazgów, które zebrane w całość dawały jej poczucie szczęścia. Nie było to oczywiście wszystko, o czym w tamtym czasie ukradkiem marzyła, ale w zupełności jej wystarczało do poczucia spełnienia.

Tu, w szwajcarskim Murten, przy brzegach niesamowicie czystego jeziora czuła, że znajduje się w swoim miejscu na ziemi. Maleńkie, średniowieczne miasteczko było tak urocze i klimatyczne, że każdy chciał tu pozostać na dłużej. Przytulne uliczki, stare kamienice i ogrom kwiatów stanowiły codzienny, ale wcale niebanalny widok. Kryły w sobie jakąś tajemnicę, która raz odkryta wsiąkała w człowieka na zawsze. Takie było Murten. Tu się wychowała i dorastała. Była jedynaczką i, odkąd sięgała pamięcią, obserwowała swoją wiecznie zapracowaną matkę. Kobieta ciągle szukała dodatkowych zajęć, byleby tylko Natalie niczego nie brakowało. Ta jednak, zamiast kolejnych lekcji języka angielskiego czy modnych ciuchów, wolałaby spędzać więcej czasu u boku rodzicielki. Odczuwała jej ciągły brak, widywały się najczęściej wieczorami, ale wtedy było tak, jak Natalie uwielbiała. Piekły ciastka, które pachniały w całym domu, śmiały się, wspólnie gotowały posiłki na kolejne dni – było po prostu idealnie. Ojca nigdy nie poznała, matka wspominała o nim raczej niechętnie i z nieukrywanym żalem. Natalie przyjęła do wiadomości fakt, że zostawił je zaraz po jej narodzinach, a potem słuch o nim na jakiś czas zaginął. Później kilkakrotnie spotykały go gdzieś w miasteczku, jednak za każdym razem odwracał wzrok, jakby były obce. A potem już nigdy więcej go nie widziały, tak jakby umarł bądź zapadł się pod ziemię. Ani ona, ani matka nie rozpaczały z tego powodu, a można się było nawet pokusić o stwierdzenie, że ta druga odczuła wyraźną ulgę. Przecież oddała temu człowiekowi kawał swojego życia – część, która już nigdy nie powróci. Ale dzięki temu pojawiła się na świecie Natalie i to na nią Sabine przelała całą swoją miłość. Tak już pozostało.

Natalie dorosła, wypiękniała, a kiedy ukończyła studia z wyróżnieniem, czuła, że cały świat należy do niej. Po drodze doświadczyła i największej przyjaźni, i miłości, która pod wpływem rozłąki szybko się zakończyła. Przeżyła też wiele zwykłych, szarych dni. I to właśnie one uświadomiły jej, że marzenia to jedno, a rzeczywistość weryfikująca wszystko inne – drugie. Pragnienia potrafią oddalić się i zejść zupełnie na dalszy plan, kiedy trzeba za coś żyć, opłacić rachunki, może pojechać na urlop. Natalie była ambitna i pracowita, więc nie miała zamiaru pomieszkiwać kątem u matki, tym bardziej że także i w jej życiu nastąpiły zmiany.

Pewnego dnia matka oświadczyła jej, że od jakiegoś czasu spotyka się z pewnym starszym mężczyzną. Faktycznie od kilku miesięcy matka promieniała, była dużo spokojniejsza, zaczęła o siebie dbać, chodzić do fryzjera i na manicure. Niedługo po tej rozmowie Natalie poznała owego zdobywcę serca matki. Björn, przemiły sześćdziesięcioletni Szwajcar, był skłonny dla tej doświadczonej życiem kobiety zerwać gwiazdkę z nieba. A kiedy się do nich wprowadził, traktował Natalie trochę jak córkę, trochę jak przyjaciółkę, w każdym razie wyjątkowo dobrze. Wówczas panna Braun podjęła decyzję o życiu na własny rachunek, znalazła pracę w Canoe oraz niewielką kawalerkę z cudną tapetą w róże, którymi obłożona była jedna ze ścian małego pokoju. Kiedy tylko po raz pierwszy obejrzała mieszkanie, nie chciała stamtąd wychodzić, do pracy miała niewiele ponad pięć kilometrów, więc wszystko jej pasowało.

Od czasu wspomnianej ostatniej miłości jakoś do nikogo więcej jej serce mocniej nie zabiło. Pracowała, od czasu do czasu odwiedzała matkę i Björna, raz w roku wyjeżdżała na wakacje – jednym słowem wiodła spokojne, stabilne życie. Było tak aż do czasu, kiedy usłyszała o zamknięciu biura. To wtedy, choć jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy, zaczęła się powoli zmieniać w bizneswoman.

***

Jej dłonie, oparte o kaloryfer, powoli rozgrzewały się, w głowie układała zaś plan na kolejne dni. Potrzebowała na początek większego zasobu gotówki na zakup mebli, sprzętu i wszystkiego, co niezbędne. Strona reklamy zupełnie jej nie martwiła, ten aspekt był w tej chwili najmniejszym problemem. Potrzebowała pieniędzy i tu napotkała na pierwsze schody. Do tego czekała ją jeszcze dziś wizyta Björna i matki, która pokusi się zapewne o setki złowróżbnych komentarzy. Tego akurat nie miała ochoty słuchać, a niestety Sabine zawsze miała gotowy czarny scenariusz.

Boże, jak ja to dziś przeżyję – Natalie wzdychała w myślach.

Dokładnie tak, jak się tego spodziewała, gdy tylko matka usłyszała o pomyśle córki, o mało nie dostała zawału. Odradzała, doradzała, rozwodziła się na wszystkie inne tematy, ale ani razu nie pochwaliła jej decyzji. Tylko Björn niewiele mówił, jakby akceptował, a wręcz pochwalał jej inicjatywę.

– Potrzebna będzie pewna inwestycja pieniężna – wspomniał w pewnym momencie, na co matka aż przewróciła oczami.

– No jasne, a skąd na to wszystko wziąć? – syknęła, kręcąc się po pustym pomieszczeniu.

– Tak sobie pomyślałam, że może mogłabym od was pożyczyć? – zapytała nieśmiało Natalie, z trudem przełykając ślinę.

– Od nas? – Matka powtórzyła za nią jak echo.

– Mamo, wiem, że to się uda – zapewniła Natalie, jakby wiedząc, że nie może się nic stać.

– Dziecko, przecież to dużo pieniędzy, a co jeśli…? – nie dokończyła Sabine.

Jak zwykle zauważała tylko to, co mogło się wydarzyć najgorszego. „A co jeśli?” – te słowa kołatały się w głowie Natalie jak dzikie ptaki uwięzione w klatce, które uciekłyby, gdyby nie skobel przy zamknięciu.

– Nic. Bo nic się złego nie wydarzy, rozumiesz? – Pierwszy raz w życiu córka podniosła na nią głos. Matka spojrzała na nią tak, jakby wyrządzono jej największą na świecie krzywdę.

– Przestańcie – wtrącił Björn. – Opowiedz lepiej, co zamierzasz i jaki masz pomysł na to wszystko.

Jego słowa stanęły niczym mur obronny pomiędzy dwiema kobietami. Natalie zaczęła opowiadać, obrazowo szkicując dokładny zarys swojego pomysłu. Matka nieco obrażona zdawała się ignorować jej słowa, za to Björn słuchał z przejęciem.

– Pozostajesz więc przy Canoe? – upewnił się.

Kiwnęła głową.

– Tak, to dobra nazwa i chcę ją zatrzymać – w głosie Natalie słychać było spokój i opanowanie. I choć zerkając w stronę Sabine, nie dostrzegała akceptacji, wiedziała, że to tylko chwilowe. Matka taka była, ale za każdym razem stawała za nią murem, gdy tylko tego potrzebowała. Może się zwyczajnie o nią martwiła, a może chciała ją ustrzec przed światem? W każdym razie nie trzymała długo urazy i już po godzinie zazwyczaj wszystko wracało do normy. Oczywiście to, że się odzywała, wcale nie gwarantowało braku dalszych komentarzy, jednak stawały się one coraz rzadsze, aż w końcu milkła.

– Björn… – rzuciła oschle w stronę przyjaciela, dając do zrozumienia, że właśnie wychodzą.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – szepnął jej do ucha, ściskając na pożegnanie. – Podwieźć cię gdzieś? – upewnił się, czy, niczego więcej nie potrzebuje.

– Nie, dziękuję. Zostanę tu jeszcze trochę.

– Przemyśl to jeszcze, póki nie jest za późno – rzuciła na odchodne matka. – Do zobaczenia – dodała tym swoim wyszukanym, chłodnym tonem.

– Do widzenia, mamo.

Obserwowała, jak znikają za drzwiami. Jeszcze w progu Björn odwrócił się w stronę Natalie odprowadzającej ich wzrokiem. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, spod którego błysnęły białe zęby. Ich rozmowa nie zniechęciła jej, przeciwnie – chyba jeszcze bardziej utwierdziła w przekonaniu, że podjęła dobrą decyzję. Kiedy wracała do domu, wpadła jej do głowy ostateczna myśl, dotycząca potrzeb finansowych. Musi szybko poszukać innej pracy, może nawet będzie zmuszona przeprowadzić się na jakiś czas do matki i Björna, przez co dodatkowo zaoszczędzi parę groszy. W najgorszym wypadku Canoe zacznie funkcjonować dopiero wtedy, gdy stanie nieco na nogi.

Jeszcze tego samego popołudnia zadzwonił przyjaciel matki i powiedział już otwarcie, że popiera jej pomysł w stu procentach oraz że pożyczy jej wystarczająco dużo pieniędzy, by starczyło na początek. Miał tylko jeden warunek. Prosił, by jego pomoc pozostała tajemnicą. Natalie starała się go zrozumieć. Ona także wolała już więcej nie poruszać w obecności Sabine tematu swoich planów na przyszłość. Dzięki pomocy Björna nie musiała ani szukać nowej pracy, ani tym bardziej wyprowadzać się ze swojego różanego pokoju. Wszystko toczyło się bardzo szybko. Natalie zaczynała dzień o piątej rano, by jak najwcześniej być w Canoe. Improwizowała jak wcześniej, pracując u Ruth. Zajmowała się dosłownie wszystkim: sprzątała, malowała ściany biura, pomagała przy skręcaniu mebli, jednym słowem dawała z siebie dwieście procent, czyli dużo więcej, niż była w stanie. Przez kolejny miesiąc sporo schudła, a ciągła bieganina i pośpiech w końcu, przed samymi świętami, położyły ją do łóżka. To było pierwsze w jej życiu Bożego Narodzenie, na które zwyczajnie nie miała czasu. Być może przeziębienie okazało się wówczas nawet pewnym wyznacznikiem jej granic, takim swoistym znakiem „stop”.

Leżała w łóżku z niewielką gorączką, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Przez judasza dostrzegła stojących po drugiej stronie matkę i Björna. Otworzyła.

– Dzień dobry! – Sabine wręcz wtargnęła do środka, a za nią, jak zwykle spokojnym krokiem, ruszył przyjaciel matki.

– Wesołych świąt! – powiedziała zdziwiona Natalie. – Myślałam, że jesteście w górach…

– Wyjeżdżamy po południu – oznajmił miło Björn, stawiając na stole koszyk ze świątecznymi smakołykami.

– Zboczyliśmy nieco z drogi, ale mamy dla ciebie mały prezent. – Matka oficjalnie stanęła obok mężczyzny, po czym obydwoje, po uprzednim obrzuceniu się wymownymi spojrzeniami, podeszli do siedzącej na krawędzi łóżka Natalie.

Björn sięgnął do kieszeni eleganckiego płaszcza i wyciągnął jakiś mały, czarny przedmiot przewiązany cienką kokardką. A potem wyciągnął rękę i kazał jej zamknąć oczy. Wsunął coś w dłoń Natalie. Czuła materiał wstążki i jakiś twardy przedmiot, na którym odruchowo zacisnęła palce.

– Już możesz otworzyć – prawie rozkazała Sabine.

– Wesołych świąt! – dodał Björn.

– Czy to jest to, o czym myślę? – krzyknęła Natalie, spoglądając na drobiazg w jej smukłej dłoni.

– No tak! Przecież musisz czymś dojeżdżać do klientów – rzucił uśmiechnięty od ucha do ucha mężczyzna.

– Jesteście cudowni! – Natalie aż podskoczyła do góry. – Jak tylko zacznę zarabiać, obiecuję, że wam oddam.

Potem, jak małe dziecko, rzuciła się im na szyję.

– Natalie, to jest prezent świąteczny, a nie dług wdzięczności – skwitował przyjaciel matki.

– W następnym roku odbijemy to sobie – zaśmiała się Sabine – i co najwyżej dostaniesz czekoladowego Mikołaja.

– Kocham was – powiedziała dziewczyna przyciszonym głosem. – To najwspanialsze święta od lat.

To była prawda. Miała za sobą ciężki miesiąc, pełen wyrzeczeń i poświęcenia, ale nauczyła się, że najważniejsi są ludzie.

***

Potem nadszedł styczeń i pierwsze zlecenie – mały projekt strony internetowej. I jeszcze w tym samym tygodniu kolejne, tym razem zaprojektowanie kampanii reklamowej dla nowej, znajdującej się nieopodal restauracji. Na widok otwierających się drzwi za każdym razem serce waliło jej jak młot. I za każdym razem pojawiała się szansa na zdobycie nowego klienta. Początki były trudne, jednak Natalie starała się ze wszystkich sił być profesjonalistką w tym, co robiła. Nie raz i nie dwa potrafiła zatrzymać niezdecydowanych klientów, oferując inne rozwiązania. Walczyła o siebie jak lwica, a fakt, że była piękną i zmysłową kobietą, był tylko jej atutem, który nauczyła się po jakimś czasie wykorzystywać. Zaczynała nawet rozumieć dawne zachowania Ruth. Biuro wyglądało teraz fantastycznie. Biało-złote ściany z rzuconymi tu i ówdzie ciemnozielonymi dodatkami. Oszklona, dawniej znienawidzona komoda stanowiła punkt centralny, gdzie stały wazony z bezbarwnego szkła wypełnione kwiatami. Obok niej ustawiła biały panel rzeźbionego kominka, na którym leżały wyszukane ozdoby, skrzętnie wpasowujące się w całość. Dające ciepłe światło piękne lampy i jasne ściany z dużymi brązowymi oknami prezentowały się wspaniale. Natalie wygospodarowała w biurze osobną część dla klientów, ze stojącą tam butelkowozieloną, niewielką kanapą i małym stolikiem, z którego zawsze pachniały włożone do wazonu świeże kwiaty. Nazywała to miejsce strefą relaksu. Uważała bowiem, że skoro w pracy spędza się mnóstwo czasu, ważne, by czuć się tam dobrze. Biuro robiło wrażenie na każdym, nie tylko na niej. Była z siebie taka dumna, kiedy słyszała te wszystkie pochwały. To nakręcało ją jeszcze bardziej i czuła, że przyszedł jej czas, by rozwinąć skrzydła. W krótkim czasie okazało się, że potrzebuje kogoś do pomocy, zleceń wciąż przybywało, a sama ledwo dawała radę. Wtedy zamieściła na stronie Canoe ogłoszenie o chęci zatrudnienia wykwalifikowanego pracownika. Ku jej zdziwieniu zgłosiły się zaledwie trzy osoby i to raczej z odpychającą aparycją, a z całą pewnością niezachęcającą do współpracy. Tymczasem ona potrzebowała kogoś na wczoraj, ewentualnie na dziś, a tak naprawdę po prostu od zaraz. Niestety ani tamtego, ani następnego dnia nikt więcej się nie zgłosił. Właśnie zaczynała realizację kolejnego zlecenia, gdy drzwi się otworzyły i stanęła w nich ładna, młoda kobieta.

– Dzień dobry – przywitała się i podeszła niepewnie bliżej siedzącej naprzeciwko Natalie. Wyciągnęła rękę. – Nazywam się Denise Kowalski.

– Dzień dobry – odpowiedziała Natalie, lekko potrząsając jej ręką. – Kowalski… to chyba nie jest tutejsze nazwisko? – dociekała, wpatrując się w łagodne rysy twarzy dziewczyny.

– Moi rodzice pochodzą z Polski, ja urodziłam się tutaj – wytłumaczyła.

– Słucham, co panią do mnie sprowadza?

– Przeczytałam ogłoszenie na stronie biura, ale teraz już sama nie wiem, czy dobrze trafiłam – mówiąc to, rozglądała się dyskretnie.

– Dlaczego?

– Cóż, tu jest tak…

– Proszę mówić śmiało – zachęcała ją.

– Tak przyjemnie, jak w domu – westchnęła Denise.

– Bo to ma być coś więcej niż tylko cztery ściany biura – uśmiechnęła się Natalie. – A ja dla swoich współpracowników nie chcę być tylko straszną szefową, ale kimś, kto, jeżeli pije poranną kawę, to tylko wtedy, gdy druga osoba ma również obok siebie kubek.

Pomiędzy Denise a Natalie nawiązała się od razu nić sympatii. Potem stały się sobie bardzo bliskie. W sprawach firmy Denise zachowywała się nadzwyczaj profesjonalnie. Natalie starała się być dobrą szefową, traktując innych z należytym szacunkiem. Innych – bo pod koniec roku w biurze projektowym pod kierownictwem Natalie Braun pracowały już cztery osoby. Oznaczało to, że ta drobna kobieta w krótkim czasie stworzyła coś wyjątkowego – miejsce, gdzie spełniała się zawodowo i była szczęśliwa. W ciągu roku zbudowała swoją markę, opartą na rzetelności i fachowej pomocy. Dużo zawdzięczała swojemu zespołowi i często okazywała, jak bardzo jest z nich dumna, przyznając wszystkim wysokie premie i prowizje. Jednym słowem, traktowała ich tak, jak kiedyś sama chciała być potraktowana przez Ruth. Niestety jej była szefowa miała niewiele wspólnego z grą fair play wśród własnego zespołu i pewnie dlatego systematycznie odchodzili nawet starsi pracownicy, a dawne Canoe umierało śmiercią naturalną, na końcu zależne w praktyce, tylko od jednej osoby. Na szczęście te czasy minęły i już nie dotyczyły ani Natalie, ani biura, ani tym bardziej pracujących tam osób. Wszystko było nowe, inne i takie różne od tego, co pozostawiła po sobie Ruth.

***

W ostatnich miesiącach Natalie poświęciła się zupełnie pracy i zajęciu, które dawało jej ogrom satysfakcji, wystarczająco dużo pieniędzy oraz kontaktów z ludźmi. Canoe prężnie funkcjonowało, powiększając grono zadowolonych klientów. Po dwóch latach, zdobyło nawet nagrodę jako jedno z najlepszych i najbardziej dochodowych biur reklamowych w regionie. Natalie tryskała szczęściem i dumą. Nie musiała pomieszkiwać w niewielkiej kawalerce i jeździć kilkuletnim golfem, który dostała w prezencie. Pozostała jednak sobą i nie opuściła małego mieszkanka z tapetą w róże, bo nadal czuła się tam najszczęśliwsza. Zmieniła tylko samochód, ponieważ uznała, że zniszczony golf, na którym czas powoli zaznaczał ślady pod postacią korozji, nie byłby najlepszym wizerunkiem firmy.

Praca, praca i jeszcze raz praca, tak w przyspieszonym tempie mijały jej dni i miesiące. W dalszym ciągu była sama, bo jakoś nie było czasu ani zainteresowania poznanymi mężczyznami. Zdarzało jej się wyjść na randkę, a mężczyźni jawnie okazywali jej fascynację. Komplementowali i najzwyczajniej w świecie zabiegali o jej względy. Nie było w tym nic dziwnego. Natalie Braun z każdym rokiem stawała się coraz piękniejsza. Miała w sobie to coś, co sprawiało, że chciało się na nią patrzeć, przebywać obok. Jedne kobiety szukały u niej przyjaźni, była dla wielu wzorem do naśladowania, jeszcze inne zwyczajnie jej zazdrościły. Natomiast płeć męska postrzegała ją jako zmysłową, pełną seksapilu i elegancji kusicielkę. Odzwierciedlała wszystkie oblicza kobiecej natury i gdyby tylko zechciała, każdy dzień mogłaby spędzać w towarzystwie innego mężczyzny. Tak się jednak nie działo, bo, owszem, lubiła ich, niekiedy zdarzało jej się flirtować, zjeść niezobowiązującą kolację, ale to było wszystko z jej strony. Miłosnych uniesień doznawała jedynie podczas oglądania ulubionej hiszpańskiej telenoweli o wymownym tytule _W sidłach miłości_. Również w życiu erotycznym nic nie zapowiadało nagłej zmiany. Pewnego dnia w progu biura stanął młody, przystojny mężczyzna.

Natalie zwróciła na niego uwagę nie tylko jako na potencjonalnego zleceniodawcę, ale również jako na mężczyznę. Nie umknęły jej uwadze ani wysportowana sylwetka, ani modne ubranie i zapach jego perfum, jaki unosił się w powietrzu, trochę słodki z nutą skóry. Dostrzegła, jak przystojną ma twarz – oblicze niegrzecznego chłopca. Podobał jej się. Po raz pierwszy od bardzo dawna spojrzała na niego tak, jak kobieta patrzy na mężczyznę. Przeczesał ręką czarne włosy, a potem rzucił w jej stronę ogniste spojrzenie, a brązowe oczy błyszczały mu niczym dwa szlachetne kamienie. Miał wyraźnie zarysowaną szczękę, jakby ktoś naszkicował ją ciemną kredką, specjalnie zaznaczając żuchwę i kości policzkowe. Miał piękne, duże usta i to, co Natalie uwielbiała u mężczyzn, czyli gładkie, zadbane dłonie. Odnotowała ten szczegół od razu, kiedy trzymał jej rękę w powitalnym uścisku.

– Dzień dobry. Aleks Kesler – przedstawił się, o sekundę dłużej przytrzymując jej drobną dłoń.

– Natalie Braun, w czym mogę panu pomóc? – wypowiedziała tę samą uprzejmą regułkę.

– Reprezentuję jednego z najlepszych doradców podatkowych nie tylko w regionie, ale pokuszę się o stwierdzenie, że może i w całej Szwajcarii – mówiąc to, uśmiechnął się zadziornie.

– Naprawdę? – zauważyła lekko ironicznym tonem. – Dlaczego więc pański pracodawca posyła ludzi do werbowania klientów. Czyżbym czegoś nie rozumiała?

– Nie pozyskuję klientów dla mojego pracodawcy, to oni do mnie przychodzą – odgryzł się, ale dał do zrozumienia, że Natalie rozmawia osobiście z głową firmy.

– W takim razie jak mogę panu pomóc, panie Kesler? – jeszcze raz zadała mu pytanie w nadziei na szybką odpowiedź. Nie lubiła, kiedy ktoś zaczynał z nią słowne potyczki, a tym bardziej przypadkowy nieznajomy.

– Przepraszam, czasami wydaję się niegrzeczny, ale jestem naprawdę miłym facetem. – Jego głos złagodniał, a na twarzy po raz kolejny pojawił mu się uśmiech. Inny jednak od poprzedniego, bo tym razem wydawał się zupełnie szczery i prawdziwy.

– Proszę usiąść. – Natalie wskazała na sofę w części relaksu, a potem, podążając przodem, pozwoliła mu dokładnie przyjrzeć się jej kołyszącym biodrom.

Miała na sobie podkreślającą jej powabne kształty, ołówkową sukienkę wciętą w talii i długą do łydek, a te miała wyjątkowo zgrabne.

– Czy mógłbym poprosić o szklankę zimnej wody? – zapytał.

Tak naprawdę wcale nie był spragniony, miał ochotę jeszcze raz zatrzymać wzrok na jej falującym ciele.

– Proszę! – Natalie, nie ruszając się z miejsca, nalała wody ze stojącej na stoliku karafki. – Przejdźmy do rzeczy – ponagliła.

– Jak już wspomniałem, zajmuję się podatkami, ale nie tylko. Finanse, ubezpieczenia, oferuję szeroką gamę usług w tym zakresie. Otworzył teczkę, po czym wyciągnął z niej jeden z najnowszych modeli laptopa… – Czy mogę? – zapytał, stawiając urządzenie przed sobą.

– Proszę. Jednak w dalszym ciągu nie rozumiem, do czego miałby mnie pan namówić, panie Kesler.

– Chcę zaproponować pani najlepsze ubezpieczenie, jakie posiadam w ofercie.

– Ale ja już mam ubezpieczenie – zaoponowała Natalie.

– Założę się, że jedno z tych tradycyjnych, niewyszukanych, jednym słowem pospolitych, jakich setki – odparł szybko.

– Ubezpieczenie to ubezpieczenie, jest i już – krótko skwitowała.

Natalie nigdy się nad tym nie zastanawiała ani z nikim tego nie konsultowała. Wydawało jej się, że podstawy w firmie ogarnie sama, bez zbędnego angażowania doradcy.

– Szanowna pani Braun, ubezpieczenie to jedna z najistotniejszych potrzeb każdej firmy.

Przypomniała sobie, że jakiś czas temu Björn także pytał ją o tę kwestię, ale potem jakoś o tym zapomniała, tym bardziej że polisa ubezpieczeniowa odnawiała się automatycznie, co było dla niej zwyczajnie wygodne. Poza tym wszystko było nowe i sprawne, fachowcy wykonywali obowiązkowe kontrole, więc cóż mogło się wydarzyć?

– Proszę mi to wszystko wyjaśnić – powiedziała po chwili namysłu, a jej wzrok spotkał spojrzenie Aleksa. Było głębokie, trochę zawstydzające, ale stanowcze i bardzo miłe.

– Z największą przyjemnością – odparł.

Rozmowa z nią faktycznie sprawiała mu niezwykłą przyjemność, a jej obecność nawet go trochę onieśmielała. Kiedy przeglądał strony internetowe potencjalnych klientów, zatrzymał wzrok na pięknej Natalie Braun, właścicielce Canoe. Zaintrygowały go jej osiągnięcia, ale jeszcze bardziej jej słodka buzia. Ta kobieta kryła w sobie jakąś tajemnicę, nie potrafił tego inaczej sprecyzować. Zapragnął ją poznać i wcale nie chodziło o ubezpieczenie, ale o nią samą. A to, że był jednym z najlepszych doradców w tej dziedzinie i zajmował się wyszukanymi formami ubezpieczeń, potraktował jako kartę przetargową.

Aleks Kesler dość długo i szczegółowo opowiadał, pokazywał różne wykresy i tabele z danymi, które dla Natalie, choć częściowo już obeznanej z finansami, były raczej nie do ogarnięcia.

– Nie musi pani podejmować decyzji w tej chwili – stwierdził uspokajająco, widząc jej zakłopotanie. – Ustalmy termin, spotkajmy się i przeanalizujmy wszystko raz jeszcze.

– Muszę to przemyśleć i skonsultować – stwierdziła. – Proszę odezwać się do mnie w przyszłym tygodniu.

– Oczywiście – przystał na jej prośbę.

Zamknął elegancką, skórzaną teczkę i, wstając, uścisnął jej dłoń. Po raz drugi dotykał tej kobiety i znów poczuł dziwny dreszcz przeszywający całe ciało.

Natalie odprowadziła go do drzwi, starając się powtarzać w myślach wszystkie ważne słowa, jakich użył, przytaczać raz jeszcze poszczególne tabele, które miały być dla niej wyjątkowo ważne. Znała się na wielu kwestiach, z niejedną sytuacją potrafiła poradzić sobie lepiej niż wykwalifikowany pracownik, jednak ubezpieczenia… no cóż, w tej dziedzinie była zupełnie zielona. Kesler mówił bardzo jasno i klarownie, ale musiała to wszystko przemyśleć. Poza tym chodziło przecież o spore kwoty, a tu była raczej ostrożna.

Po dokładnej analizie umowy księgowy bardzo entuzjastycznie podszedł do tematu nowego ubezpieczenia. Opiewało na wysoką sumę, ale zawierało również mnóstwo możliwości i udogodnień, których jej stara polisa po prostu nie posiadała. Kesler miał rację. To było standardowe ubezpieczenie nieruchomości i nic więcej. Przed upływem kolejnego tygodnia otrzymała telefon z zapytaniem o rozpatrzenie złożonej oferty. Na jego głos w słuchawce ucieszyła się podwójnie, po pierwsze z powodu korzystnej polisy, po drugie – na ponowne spotkanie z przystojnym ubezpieczycielem. Kesler sprawił, że jej serce zabiło mocniej, a i on sam pozostał już w jej myślach.

Spotkali się w jej biurze, podpisali stosowne dokumenty i w zasadzie mógłby to być koniec ich znajomości, ale żadne z nich nie miało ochoty na takie zakończenie.

– Czy w ramach udanej transakcji da się pani zaprosić na kolację? – zapytał.

– Faktycznie, już późne popołudnie, a ja jestem głodna. Dlaczego nie? – Uśmiechnęła się promiennie.

– Wobec tego zapraszam. Nieopodal widziałem kameralną restaurację – odparł, grzecznie ustępując jej pierwszeństwa.

Tego wieczoru Natalie wróciła do mieszkania dość późno, bo czas spędzony z Aleksem był wyjątkowo przyjemny. Rozmawiali tak, jak gdyby znali się od dawna, śmiali się ze wspólnych opowiadań i zerkali od czasu do czasu głęboko w oczy. Czuła się przy nim dobrze, a w jej brązowych oczach pojawiła się znowu ta błyszcząca iskra. Tak, cała promieniała i na pewno nie dlatego, że po raz kolejny jadła kolację z mężczyzną, ale dlatego, że to spotkanie było zupełnie inne.

***

Tamta kolacja zapoczątkowała w życiu obojga coś nowego. Miłość nie spadła na nich oczywiście od razu, po pierwszym spotkaniu, jednak dość szybko i sukcesywnie Aleks stawał się częścią jej życia. Przez pięć lat ich związek obfitował we wzloty i upadki. Od kłótni po godzenie się, ale zawsze byli razem. Natalie snuła plany o wspólnej przyszłości, a Aleks, no cóż… On widział to trochę inaczej. Powoli odkrywał także prawdziwe oblicze i wcale nie było ono tak bardzo oczywiste, jak na początku ich znajomości. Zdobywał jej zaufanie, a z czasem stał się partnerem nie tylko w życiu prywatnym, ale również i wspólnikiem w Canoe. Wtedy wszystko się zmieniło. Niekiedy, zachowywał się tak, jakby była jego podwładną. W domu częściej milczeli, niż prowadzili rozmowę, a kiedy już się wywiązywała, kończyła na wzajemnych oskarżeniach. Wówczas był opryskliwy i niemiły, wychodziły z niego chamstwo i arogancja, które bardzo ją raniły. Wybaczała te negatywne zachowania, tłumacząc wszystkimi możliwymi argumentami. No i przecież… kochała go? Tak jej się wówczas wydawało, aż do tego momentu, kiedy poznała prawdę. Nie potrafiła się z nią pogodzić, czuła się oszukana i poniżona. Nawet pragnienie posiadania dziecka zeszło na dalszy plan. Nie umiała i nie chciała mu wybaczyć. To wszystko, okazało się ponad jej siły.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: