Dolina straconych złudzeń - ebook
Dolina straconych złudzeń - ebook
W miejscu takim jak to morderca codziennie patrzy wszystkim w oczy.
Górskie miasteczko u podnóża Eigeru, gdzie wszyscy się znają, ale mało kto dobrze sobie życzy, jednoczy nagle jedno – strach przed grasującym w Alpach seryjnym mordercą, który zostawia ciała swoich ofiar w rytualnych inscenizacjach.
Szwajcarią wstrząsa informacja o brutalnym zabójstwie nastolatka w Oberlandzie Berneńskim. Zaledwie miesiąc wcześniej w pobliżu odnaleziono ciało mężczyzny, który prawdopodobnie zginął z ręki tego samego człowieka. Sprawca wodzi policję za nos, pozostając poza radarem organów ścigania.
Kierownictwo luksusowego hotelu Sternen spodziewa się najgorszego sezonu od czasów otwarcia. By położyć temu kres, angażują Piotra Sauera, prywatnego detektywa z Zurychu. Już od pierwszych dni w Niederwalden lokalna społeczność daje Sauerowi odczuć, że nie jest mile widzianym przybyszem. Szybko przekonuje się, że każdego można tutaj podejrzewać i nikomu nie można ufać.
Dolina straconych złudzeń to duszna atmosfera małego miasteczka, latami skrywane tajemnice i życiowe wybory, w których każda ścieżka zdaje się prowadzić w przepaść.
BLURBY:
Zabójstwa w górach, porywające śledztwo, interesujący bohaterowie i zakończenie z dreszczykiem. Polecam wszystkim fanom kryminałów.
MIECZYSŁAW GORZKA
Błyskotliwa intryga z mocnym twistem! Alpejskie miasteczko z kryminału Anny Górnej przypomina swoim klimatem raczej Twin Peaks niż sielską idyllę ze szwajcarskich pocztówek.
EWA PRZYDRYGA
ANNA GÓRNA
Urodzona w 1988 roku w Częstochowie. Prawniczka, absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. Od 2014 roku mieszka i pracuje w Szwajcarii. Specjalizuje się w negocjacjach biznesowych w branży farmaceutycznej. Ukończyła kurs pisania powieści Miasta Literatury UNESCO w Krakowie, który ostatecznie przesądził o tym, że postanowiła zająć się pisaniem. Prywatnie miłośniczka muzyki rockowej, jogi i podróżowania szlakiem dobrego wina. Zadebiutowała kryminałem Kraina złotych kłamstw.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67616-66-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Była pewna, że zostawiła otwarte okna na piętrze.
Gdy wysiadła z samochodu, poczuła na twarzy pierwsze krople. Powietrze było tak gęste, że mogła niemal go dotknąć. Po ostatnich kilku upalnych dniach perspektywa deszczu przynosiła ulgę.
Poczuła, że trawa jest już wilgotna, kiedy przebiegła w lekkich sandałkach kilka metrów dzielących ją od domu.
Wsunęła klucz do zamka i zorientowała się, że drzwi frontowe są otwarte.
Przewróciła oczami, w myślach ganiąc swojego partnera za tę lekkomyślność. Twierdził, że skoro wokół sami swoi, nie ma po co zamykać drzwi, a kiedy już to robił, nieraz zdarzyło jej się znajdować klucze pod wycieraczką, jakby to nie było pierwsze miejsce, gdzie złodziej mógłby ich szukać. Nie mogła zrozumieć tej ufności mieszkańców małych miasteczek. Z jej perspektywy była to czysta naiwność. Poza tym najbliższy dom znajdował się jakieś sześćset metrów dalej, więc trudno to było nazwać strażą sąsiedzką. Ona sama wolała nie kusić losu.
Weszła do środka i zawołała głośno, obwieszczając swój powrót. Podświadomie liczyła, że jej partner zaraz się odezwie, okaże się, że znów czegoś zapomniał, dlatego wrócił się do domu.
Poczuła się rozczarowana, gdy odpowiedziała jej tylko cisza. Pokręciła głową z irytacją, utwierdziwszy się w przekonaniu, że miała rację. Nie zamknął drzwi.
Zostawiła wilgotne buty na wycieraczce i położyła torebkę na szafce w przedpokoju, a potem nagle, nie wiedzieć czemu, straciła rezon. Ogarnął ją nieuzasadniony niepokój.
Przez moment zamarła, wsłuchując się w odgłosy starego domu i nadciągającej burzy.
Poza skrzypieniem wysłużonego drewna, które zdaje się czasem wzdychać w domach z bali i kamienia, nie wychwyciła jednak nic nadzwyczajnego. Coraz donośniejsze grzmoty sugerowały, że nawałnica zbliża się w jej stronę.
Wspięła się po schodach na górę, by pozamykać okna. Szybko przeszła wszystkie pomieszczenia. Lniana zasłona w sypialni podrywała się na wietrze, deszcz zacinał do środka – to już nie były pojedyncze krople. Rześkie powietrze wpadało do pokoju. Zrobiła głęboki wdech i z żalem zamknęła okno. Zobaczyła błysk przecinający niebo tuż nad szczytem Schreckhorn.
Burze zawsze ją fascynowały, ale cieszyła się, że jest już w domu.
Poprawiła firankę i zasłonę, a potem rozejrzała się dookoła. Odruchowo wygładziła pomiętą narzutę na łóżku. Cała reszta pomieszczenia pozostawała w nieskazitelnym porządku, tak jak lubiła.
Zeszła na dół i udała się do kuchni. Za znajdującym się nad blatem oknem, przez które codziennie mogła podziwiać Alpy Berneńskie, widziała tylko smagany deszczem las.
Podeszła do zlewu i nalała sobie zimnej wody prosto z kranu. W chwili, gdy przykładała szklankę do ust, wiedziała już, że wrażenie, które odniosła po przekroczeniu progu, nie było tylko grą jej wyobraźni.
– Myślałaś, że zdołasz przede mną uciec? – zapytał głos, który rozpoznałaby nawet w piekle.
Odwróciła się i spojrzała na intruza.
Pierwsze, co zaobserwowała, to ta pulsująca żyła. Zawsze gdy wpadał w szał, pojawiała się na jego skroni, sygnalizując, że doktor Jekyll zamienił się w pana Hyde’a. Jakby to dodatkowe ostrzeżenie było w ogóle potrzebne. Przecież mrok w jego oczach mówił sam za siebie.
Nie widzieli się od półtora roku. Z każdym mijającym miesiącem kroczyła przez życie pewniej, oddychała spokojniej, zasypiała łatwiej.
Sama była winna tego, co miało nastąpić, pomyślała z goryczą. Straciła czujność.
Doznała czegoś na kształt irracjonalnej ulgi, że tu jest, że to wszystko się skończy. Przecież podświadomie czekała na ten moment. Obawiała się go, budziła z krzykiem z koszmarów, w których ją dopadał.
A teraz tu jest.
Nic gorszego już jej nie spotka, więc nie miała czego się bać – powtarzała sobie w duchu jak zaklęcie.
Czuła się jak zwierzyna łowna w jednym z filmów dokumentalnych, które w dzieciństwie oglądała co niedzielę z rodzicami. Młoda antylopa, zastygła w bezruchu, kiedy już wie, że wypatrzył ją lampart, na sekundę, nim rzuci się do ucieczki. Tylko czy ucieczka w ogóle warta jest tej energii, czy w ogóle ma jakiekolwiek szanse, żeby przetrwać? – zastanawiała się.
Zbliżał się do niej powoli, jakby czerpał perwersyjną przyjemność z jej strachu i chciał przedłużyć tę chwilę. Nachylił się tuż przy jej szyi, głośno zaciągając się zapachem jej skóry.
Korzystając z tego, że jego uwaga skupiała się teraz na ich bliskości, usiłowała myśleć trzeźwo i znaleźć szybko jakieś narzędzie, którym mogłaby się obronić.
Stojak na noże był za daleko, ale szuflada, gdzie trzymali wszystkie pierdoły, znajdowała się tuż obok jej prawego uda.
Tylko jak zdoła niepostrzeżenie tam sięgnąć?
– Tęskniłem – wymruczał tuż koło jej ucha.
Kiedy jego oddech musnął jej skórę, odruchowo się wzdrygnęła, a zobaczywszy jego ściągnięte brwi, momentalnie tego pożałowała.
– Powiesz mi, że ty nie? – wychrypiał i chwycił ją za biodra.
Wstrzymała oddech.
Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy i utrzymać kontakt wzrokowy.
W tym czasie najciszej, jak mogła, wysunęła prawą dłonią szufladę. Wśród różnych szpargałów, takich jak gumki recepturki, worki na śmieci i zapasowe klucze, trzymali tam stary, krótki nóż, którego używali do otwierania kartonów.
Mężczyzna oparł czoło o jej czoło i uśmiechał się, patrząc jej w oczy. Oddychał ciężko.
Przysunął się jeszcze bliżej, przypierając ją do kuchennego blatu.
Zimny kamień dotykał jej pleców przez cienki materiał sukienki. Poczuła na udzie jego wzwód. Usiłowała mimo wszystko zachować zimną krew, ale z każdą mijającą sekundą było jej coraz trudniej. Czuła się, jakby w pomieszczeniu zabrakło powietrza.
Jej dłoń wreszcie natrafiła na drewniany trzonek noża. Wolno, starając się powstrzymać drżenie, wyciągnęła go z szuflady, podczas gdy on prawą ręką wodził palcami po jej lewym ramieniu.
Odruchowo zaczerpnęła tchu i wysunęła do tyłu łokieć, by wziąć choć lekki zamach.
On był jednak szybszy.
Wyprzedzał jej ruchy. Zawsze o krok, dwa przed nią.
Westchnął rozczarowany, jakby dokładnie tego się spodziewał.
Jeszcze nim zdążyła zadać cios, chwycił ją mocno za nadgarstek i boleśnie wykręcił ramię, zmuszając, by obróciła się do niego tyłem. Ostry kant wbijał jej się w brzuch, gdy przycisnął ją jeszcze mocniej do kuchennego blatu.
– Niczego się nie nauczyłaś – wychrypiał.
Poczuła zimne ostrze na swojej szyi i wilgotny język na uchu.