- promocja
Dom łańcuchów. Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych - ebook
Dom łańcuchów. Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych - ebook
Od wydarzeń opisanych w „Bramach Domu Umarłych” minęło kilka lat. Sznur Psów uległ zagładzie. Coltaine, otaczany czcią dowódca malazańskiej Siódmej Armii, nie żyje. Tavore, siostra Ganoesa Parana i przyboczna cesarzowej, przybyła do ostatniej malazańskiej placówki w Siedmiu Miastach. Choć brak jej doświadczenia, musi uczynić z niewielkiej armii, złożonej głównie z rekrutów, sprawną machinę wojenną i poprowadzić ją przeciwko hordom Tornada sha'ik. Jej jedyną nadzieją jest wskrzeszenie zniszczonej wiary garstki weteranów ocalałych z legandarnego marszu Coltaine'a.
Na odległej Raraku, w sercu Świętej Pustyni, czeka jasnowidząca sha'ik ze swą armią buntowników. Jej skłóceni przywódcy - plemienni wodzowie, wielcy magowie, malazański renegat i służący mu czarodziej - toczą zaciekłą walkę o władzę, która w każdej chwili może zniszczyć powstanie od środka.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66712-68-3 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Autor pragnie podziękować swej kadrze czytelników: Chrisowi Porozny’emu, Richardowi Jonesowi, Davidowi Keckowi i Markowi Paxtonowi MacRae. Jak zwykle Clare i Bowenowi. Simonowi Taylorowi oraz ekipie z Transworld. A także wspaniałemu (i cierpliwemu) personelowi z Baru Italia Tony’ego: Erice, Steve’owi, Jessemu, Danowi, Ronowi, Orville’owi, Rhimpy, Rhei, Cam, Jamesowi, Dornowi, Konradowi, Darrenowi, Rusty’emu, Philowi, Toddowi, Marnie, Chrisowi, Leah, Adzie, Kevinowi, Jake’owi i Jamiemu. Dziękuję też Darrenowi Nashowi (gdyż drożdże zawsze wyrastają) oraz Peterowi Crowtherowi.DRAMATIS PERSONAE
TEBLORZY Z PLEMIENIA URYDÓW
KARSA ORLONG: młody wojownik
BAIROTH GILD: młody wojownik
DELUM THORD: młody wojownik
DAYLISS: młoda kobieta
PAHLK: dziadek Karsy
SYNYG: ojciec Karsy
ARMIA PRZYBOCZNEJ
PRZYBOCZNA TAVORE
PIĘŚĆ GAMET/GIMLET
T’JANTAR
PIĘŚĆ TENE BARALTA
PIĘŚĆ BLISTIG
KAPITAN KENEB
PĘDRAK: jego adoptowany syn
ADMIRAŁ NOK
KOMENDANT ALARDIS
NUL: wickański czarnoksiężnik
NADIR: wickańska czarownica
TEMUL: Wickanin z Klanu Wron (ocalony ze Sznura Psów)
PATRZAŁEK: żołnierz Gwardii Areńskiej
PERŁA: szpon
LOSTARA YIL: oficer Czerwonych Mieczy
GALL: wódz wojenny Khundrylów z Wypalonych Łez
IMRAHL: khundrylski wojownik z Wypalonych Łez
TOPPER: szponmistrz
_ŻOŁNIERZE Z 9 KOMPANII 8 LEGIONU_
_PIECHOTA MORSKA_
PORUCZNIK RANAL
SIERŻANT STRUNA
SIERŻANT GESLER
SIERŻANT BORDUKE
KAPRAL TARCZ
KAPRAL CHMURA
KAPRAL HUBB
FLASZKA: mag drużyny
ŚMIESZKA
KORYK: żołnierz, półkrwi Seti
MĄTWA: saper
PRAWDA
PELLA
TAVOS POND
PIASEK
BALGRID
IBB
MOŻLIWE
LUTNIA
_CIĘŻKA PIECHOTA_
SIERŻANT MOSEL
SIERŻANT SOBELONE
SIERŻANT TUGG
MĄDRALA
URU HELA
MICHA
KRÓTKONOS
_WYBRANI ŻOŁNIERZE ŚREDNIOZBROJNEJ PIECHOTY_
SIERŻANT BALSAM
SIERŻANT MOAK
SIERŻANT THOM TISSY
KAPRAL TRUPISMRÓD
KAPRAL SPALONY
KAPRAL TULIPAN
RZEZIGARDZIOŁ
OPAK
GALT
PŁATEK
STAWIACZ
RAMPA
ZDOLNY
_INNI ŻOŁNIERZE IMPERIUM MALAZAŃSKIEGO_
SIERŻANT POSTRONEK: Druga Kompania, Pułk Ashocki
EBRON: Piąta Drużyna, mag
KULAS: Piąta Drużyna
DZWON: Piąta Drużyna
KAPRAL ODPRYSK: Piąta Drużyna
KAPITAN MILUTEK: Druga Kompania
PORUCZNIK PRYSZCZ: Druga Kompania
JIBB: Gwardia Ehrlitańska
MEWIŚLAD: Gwardia Ehrlitańska
BAZGROŁ: Gwardia Ehrlitańska
STARSZY SIERŻANT WYŁAM ZĄB: Miejski Garnizon Malazański
KAPITAN IRRIZ: renegat
SINN: uchodźca
GENTUR
OPLUWACZ
HAWL
_NATHIJCZYCY_
HANDLARZ NIEWOLNIKÓW SILGAR
DAMISK
BALANTIS
ASTABB
BORRUG
_INNI NA GENABACKIS_
TORVALD NOM
CISZA
GANAL
ARMIA APOKALIPSY SHA’IK
SHA’IK: Wybrana przez Boginię Tornada (ongiś Felisin z rodu Paranów)
FELISIN MŁODSZA: jej adoptowana córka
TOBLAKAI
LEOMAN OD CEPÓW
WIELKI MAG L’ORIC
WIELKI MAG BIDITHAL
WIELKI MAG FEBRYL
HEBORIC WIDMOWORĘKI
KAMIST RELOE: mag Korbolo Doma
HENARAS: czarodziejka
FAYELLE: czarodziejka
MATHOK: wódz wojenny Pustynnych Plemion
T’MOROL: jego osobisty strażnik
CORABB BHILAN THENU’ALAS: oficer z kompanii Leomana
SCILLARA: markietanka
DURYL: posłaniec
ETHUME: kapral
KORBOLO DOM: napański renegat
KASANAL: jego wynajęty skrytobójca
INNI
KALAM MEKHAR: skrytobójca
TRULL SENGAR: Tiste Edur
ONRACK: T’lan Imass
NOŻOWNIK: skrytobójca (znany też jako Crokus)
APSALAR: skrytobójczyni
RELLOCK: ojciec Apsalar
KOTYLION: patron skrytobójców
WĘDROWIEC
ROOD: Ogar Cienia
BLIND: Ogar Cienia
DARIST: Tiste Andii
BA’IENROK (STRAŻNIK): pustelnik
IBRA GHOLAN: wódz klanu T’lan Imassów
MONOK OCHEM: rzucający kości T’lan Imassów Logrosa
HARAN EPAL: T’lan Imass
OLAR SHAYN: T’lan Imass
SZARA ŻABA: demon chowaniec
APT: demonica (matrona Aptorian z Cienia)
AZALAN: demon z Cienia
PANEK: dziecko Cienia
MEBRA: szpieg z Ehrlitanu
ISKARAL KROST: kapłan Cienia
MOGORA: jego żona, d’ivers
CYNNIGIG: Jaghut
PHYRLIS: Jaghutka
ARAMALA: Jaghutka
ICARIUM: Jhag
MAPPO KONUS: Trell
JORRUDE: seneszal Tiste Liosan
MALACHAR: Tiste Liosan
ENIAS: Tiste Liosan
ORENAS: Tiste LiosanPROLOG
NA POGRANICZU ZACZĄTKU, 943 DZIEŃ POSZUKIWAŃ
1139 ROK SNU POŻOGI
Szare, rozdęte, pokryte plamami ciała pokrywały muliste wybrzeże tak daleko, jak okiem sięgnąć. Na gnijących zwłokach – zarówno wyrzuconych na brzeg niczym drewno, jak i kołyszących się jeszcze na falach – roiło się od czarnych krabów o dziesięciu nogach. Małe niczym monety stworzenia dopiero rozpoczynały sutą ucztę, którą zawdzięczały rozdarciu się groty.
Kolor morza stanowił zwierciadlane odbicie zachmurzonego nieba. Matowa, łaciata szarość na górze i na dole, mącona gdzieniegdzie ciemniejszą barwą mułu oraz – w odległości trzydziestu ruchów wiosła – ochrowymi plamami ledwie widocznych górnych pięter budynków zatopionego miasta. Sztormy minęły i pośród szczątków pochłoniętego przez fale świata panował teraz spokój.
Tutejsi mieszkańcy byli niscy i krępi. Twarze mieli płaskie, a długie, jasne włosy opadały im na ramiona. Sądząc po ciepłym odzieniu, w ich świecie panowały chłody. Po rozdarciu temperatura zmieniła się jednak drastycznie. Było tu teraz gorąco i parno, a w powietrzu unosił się odór rozkładu.
Morze zrodziło się z rzeki płynącej w innym królestwie. Potężna, szeroka słodkowodna arteria biegła zapewne przez cały kontynent, niosąc ze sobą równinny muł. Jej mroczne głębie były siedliskiem ogromnych sumów i wielkich jak koło wozu wodnych pająków, a na płyciznach roiło się od krabów oraz drapieżnych roślin pozbawionych korzeni. Potem niosący niezmierną masę wody nurt wdarł się do tej bezkresnej, płaskiej krainy. Płynął przez dni, tygodnie, miesiące.
Burze, wywołane przez gwałtowne starcie tropikalnych prądów powietrznych z miejscowym umiarkowanym klimatem, dały początek szalonym wichrom, które pędziły wody wciąż dalej i dalej. Razem z niepowstrzymanym potopem nadeszły epidemie, odbierające życie tym, którzy nie utonęli.
Ostatniej nocy rozdarcie w jakiś sposób się zamknęło. Rzeka z innego królestwa wróciła do pierwotnego koryta.
Ciągnąca się przed Trullem Sengarem linia brzegowa zapewne nie zasługiwała na tę nazwę, lecz żadne inne określenie nie przychodziło mu do głowy. Brzeg składał się wyłącznie z mułu gromadzącego się pod wysokim murem, który sięgał od horyzontu po horyzont. Mur oparł się powodzi, choć z jego szczytu spływały na drugą stronę kaskady wody.
Po lewej stronie miał ciała, a po prawej pionowy spadek wysokości siedmiu, może ośmiu mężczyzn. Szczyt muru liczył sobie niespełna trzydzieści kroków szerokości. Fakt, że ta konstrukcja powstrzymała całe morze, sugerował czary. Szerokie, płaskie kamienie, z których ją zbudowano, były usmarowane błotem, schnącym już na upale. Na powierzchni muru tańczyły ciemnobrązowe owady, które uskakiwały z drogi Trullowi Sengarowi i jego oprawcom.
Trullowi ta myśl nadal nie chciała się pomieścić w głowie. Moi oprawcy. Niełatwo mu było się z tym pogodzić. Przecież to byli jego bracia. Rodzina. Znał ich twarze przez całe życie, widział, jak się uśmiechają, słyszał ich śmiech, a niekiedy dostrzegał też na ich obliczach żal stanowiący zwierciadlane odbicie tego, który sam czuł. Stał u ich boku podczas wszystkiego, co się wydarzyło, czy były to chwalebne triumfy, czy też rozdzierające duszę straty.
Oprawcy.
Teraz nie było uśmiechów, nie było śmiechu. Twarze tych, którzy go pilnowali, były zimne i nieruchome.
Jak nisko upadliśmy.
Marsz dobiegł końca. Mężczyźni obalili Trulla Sengara na ziemię, nie zważając na jego siniaki, na zadrapania i rany, z których nadal sączyła się krew. Nieżyjący już mieszkańcy tego świata umieścili w jakimś nieznanym celu na szczycie muru masywne żelazne pierścienie, umocowane w sercu wielkich kamiennych bloków. Rozmieszczono je wzdłuż muru co jakieś piętnaście kroków, tak daleko, jak Trull mógł sięgnąć wzrokiem.
Teraz miały znaleźć nową funkcję.
Opletli Trulla Sengara łańcuchami. Jego ręce i nogi zakuli w kajdany. Wokół talii boleśnie zacisnęli mu nabijany gwoździami pas. Potem przewlekli łańcuchy przez żelazne kółka pasa i naciągnęli je mocno, by unieruchomić go obok pierścienia. Do szczęki przytwierdzili mu metalowe imadło. Następnie zacisnęli je, zmuszając go do otwarcia ust, i wepchnęli do nich metalową płytkę, która przyciskała język.
Później nastąpiło odcięcie. Na czole Trulla wyrysowali sztyletem krąg, który potem przecięli zygzakowatą linią, wbijając czubek noża tak głęboko, że aż naruszył kość. W rany wtarli popiół. Długi, pojedynczy warkocz obcięli brutalnymi uderzeniami, od których jego kark pokryły krwawe rany. W resztę włosów wtarli gęstą, lepką maść. Za kilka godzin wszystkie włosy odpadną i Trull Sengar na zawsze stanie się łysy.
Odcięcie było absolutnym, nieodwracalnym aktem odrzucenia. Był teraz wyrzutkiem. Dla swych braci przestał istnieć. Nikt nie będzie obchodził po nim żałoby. Jego czyny zostaną zapomniane, tak jak jego imię. Jego rodzice wydali na świat jedno dziecko mniej. To była najsurowsza kara znana jego ludowi, znacznie straszliwsza od egzekucji.
Ale Trull Sengar nie popełnił żadnej zbrodni.
Oto jak nisko upadliśmy.
Stanęli nad nim. Być może dopiero w tej chwili dotarło do nich, co uczynili.
Ciszę zmącił znajomy głos.
– Teraz o nim pomówimy, a gdy już opuścimy to miejsce, przestanie być naszym bratem.
– Teraz o nim pomówimy – zaintonowali inni.
– On cię zdradził – dodał jeden z nich.
Pierwszy głos był chłodny, nie było w nim słychać triumfu, choć Trull Sengar wiedział, że mówiący go czuje.
– Twierdzisz, że mnie zdradził.
– Tak, bracie.
– Jaki masz na to dowód?
– Słyszałem to z jego ust.
– Czy tylko ty jeden utrzymujesz, że słyszałeś owe słowa zdrady?
– Nie, ja również je słyszałem.
– I ja, bracie.
– A co nasz brat wam powiedział?
– Że przeciąłeś łączące cię z nami więzy krwi.
– Że służysz ukrytemu panu.
– Że twoja ambicja przywiedzie nas wszystkich do zguby…
– Cały nasz lud.
– To znaczy, że wystąpił przeciwko mnie.
– Tak.
– Własnymi ustami oskarżył mnie o zdradę naszego ludu.
– Tak.
– A czy jestem winny? Rozważmy ten zarzut. Południowe ziemie ogarnął ogień. Armie nieprzyjaciela zrejterowały. Nasi wrogowie klęczą przed nami, błagając nas, byśmy pozwolili im zostać naszymi niewolnikami. Z niczego stworzyliśmy imperium, a nasza siła nadal rośnie. Co musicie czynić, byśmy stali się silniejsi, bracia?
– Musimy poszukiwać.
– Tak jest. A gdy już znajdziecie to, czego szukacie?
– Musimy to oddać tobie, bracie.
– Czy rozumiecie, dlaczego trzeba tak postąpić?
– Rozumiemy.
– Czy rozumiecie, jak wiele poświęciłem dla was, dla naszego ludu i naszej przyszłości?
– Rozumiemy.
– A mimo to podczas poszukiwań ten mężczyzna, nasz były brat, wystąpił przeciwko mnie.
– Tak.
– Co gorsza, próbował bronić tych nowych wrogów, których znaleźliśmy.
– Próbował. Zwał ich Czystymi Kuzynami i twierdził, że nie powinniśmy ich zabijać.
– A gdyby rzeczywiście byli Czystymi Kuzynami…
– Nie ginęliby tak łatwo.
– To prawda.
– On cię zdradził, bracie.
– Zdradził nas wszystkich.
Zapadła cisza.
Ach, chcesz się z nimi podzielić swą zbrodnią. A oni się wahają.
– Zdradził nas wszystkich, nieprawdaż, bracia?
– Tak – rozległ się chór wątpiących głosów, wypowiadających chrapliwie, niemal szeptem, to słowo.
Przez długą chwilę nikt się nie odzywał. Potem rozległ się głos, w którym pobrzmiewał z najwyższym wysiłkiem tłumiony gniew.
– To prawda, bracia. Czy mamy zlekceważyć to niebezpieczeństwo? Tę groźbę zdrady, tę truciznę, tę zarazę, która próbuje zniszczyć naszą rodzinę? Czy będzie się ona szerzyć? Czy jeszcze tu przyjdziemy? Musimy być czujni, bracia. Uważać na swoje myśli. Na siebie nawzajem. Tak oto pomówiliśmy o nim. Już go nie ma.
– Już go nie ma.
– Nigdy nie istniał.
– Nigdy nie istniał.
– Opuśćmy więc to miejsce.
– Tak, opuśćmy.
Trull Sengar wytężał słuch, aż wreszcie przestał słyszeć ich kroki, wyczuwać drżenie kamienia pod ciężkimi butami. Został sam. Nie mógł się poruszyć, widział tylko ubłocony kamienny mur u podstawy żelaznego pierścienia.
Trupy kołysały się leniwie na falach u brzegu. Biegały po nich kraby. Woda nadal przesączała się przez zaprawę murarską, wnikała w cyklopowy mur, szepcząc niczym duchy, a potem spływała z niego po drugiej stronie.
Jego lud od dawna znał tę prawdę, być może jedyną prawdę. Natura toczy tylko jedną, wieczną wojnę. Ma tylko jednego wroga. Uświadomić to sobie znaczyło zrozumieć świat. Każdy świat.
Natura ma tylko jednego wroga.
I jest nim nierównowaga.
Mur powstrzymywał morze.
Kryją się w tym dwa znaczenia. Bracia, czyż nie dostrzegacie tej prawdy? Mur powstrzymuje morze.
Na pewien czas.
Temu potopowi nie da się zapobiec. On się dopiero zaczął. Jego bracia tego nie pojmowali. Być może nigdy to do nich nie dotrze.
Wśród jego ludu utonięcie było częstą przyczyną śmierci. Nie obawiano się go. Trull Sengar również miał utonąć. Wkrótce.
Podejrzewał, że cały ich lud niedługo pójdzie w jego ślady.
Jego brat naruszył równowagę.
A tego natura nie będzie tolerowała.