-
W empik go
Dom na skraju magii - ebook
Dom na skraju magii - ebook
Dziewiątka jest sierotą. Przygarnięta przez gangstera Szmala, mieszka w zatęchłej piwnicy zwanej Gniazdem Tysiąca Skarbów i wiedzie życie złodziejki, od którego bardzo chciałaby uciec. Okazja nadchodzi, kiedy z torebki tajemniczej kobiety kradnie ozdobę w kształcie domu i puka do jego maleńkich drzwiczek. Niewinny przedmiot nagle rośnie, a w środku przedziwnego budynku dziewczynka spotyka nietuzinkowe postacie: młodego czarodzieja, który okazuje się mistrzem gry w klasy, trolla kamerdynera nierozstającego się ze swoją miotełką do kurzu oraz patykowatego Doktora Łyżka. Wszyscy utknęli tam za sprawą klątwy, którą jest w stanie złamać tylko Dziewiątka. Jeśli zdoła to zrobić, może w zamian zaoferują jej nowe życie…
Pierwszy tom bestsellerowej magicznej serii Amy Sparkes! Jeśli kochacie Alicję w Krainie Czarów, tę książkę również pokochacie.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68382-21-1 |
| Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Opuszkami palców musnęła pustą torebkę przewieszoną przez ramię. Torebka miała już wkrótce nie być pusta.
Skupienie.
Na sekundę zamknęła oczy, po czym znów je otworzyła. Była jak kotka: wypatrująca ofiary, cicho idąca jej śladem, atakująca w odpowiednim momencie. Ale Dziewiątka nie chciała przynieść właścicielowi myszy – szukała innego rodzaju prezentu.
Powoli wypadała z łask Szmala, starego szefa gangu. Musiała udowodnić mu swoją wartość. Przekonać go, że zasługuje na dach nad głową i na tę żałosną ilość jedzenia, którą stary diabeł dawał jej każdego dnia. A to była jej szansa.
Na targu panował chaos, co czyniło to miejsce idealnym na skok. Taczki klekotały, handlarze pokrzykiwali, wózki skrzypiały. Owinięta chustą przekupka stała na skraju straganu i nawoływała tłum do zakupu Sztuki Dnia, która – zdaniem Dziewiątki – była po prostu wyjątkowo dużą, wyjątkowo zdziwioną rybą. Dziewczyna kucała za skrzynkami, czujnie się rozglądając. Wóz zaprzężony w konia zastukał o bruk i zasłonił jej widok. Kiedy woźnica odjechał, uśmiechnęła się z satysfakcją.
Jej ofiara. Młoda dama zwrócona do niej plecami. Sądząc po wzroście i budowie, była tylko kilka lat starsza od Dziewiątki, ale miała piękne ubranie – bufiastą szkarłatną suknię – i, co ważniejsze, elegancką wyszywaną koralikami torebkę.
Dziewiątka była w gotowości. Spięła mięśnie. Ustawiła się, zacisnęła pięści, po czym rozprostowała palce – to jej rytuał przed każdym skokiem.
Szkarłatna dama zmierzała do sklepu z tkaninami po drugiej stronie ulicy. Idealnie. Kiedy sięgnie do klamki – i się rozproszy – Dziewiątka wpadnie na nią i chapnie jej torebkę.
Trzy...
Och, uwielbiała ten dreszczyk emocji.
Dwa...
Skupienie na ofierze.
Jeden...
Młoda dama była już prawie przy drzwiach...
Naprzód!
Dziewiątka pomknęła po bruku, wpatrzona w swoją nagrodę.
PACH! Dopadła celu, chwyciła torebkę...
W tym momencie sklepikarz otworzył drzwi, a jego wzrok padł na dziewczynę i jej wyciągniętą rękę. Nie! To nie wyglądało dobrze. Puściła torebkę. To zdecydowanie nie wyglądało dobrze. Szkarłatna dama pisnęła i zatoczyła się do tyłu.
Spanikowana Dziewiątka popędziła z powrotem w stronę skrzynek z rybami. Mogła dać nura i się przecisnąć...
– Hej!
Sapnęła, gdy dwie duże dłonie złapały ją za ramiona.
– Widziałem to, panienko. Co to ma być? – warknął sklepikarz głębokim głosem.
– To jest sztuka – odparła Dziewiątka, po czym wykręciła się, chwyciła Sztukę Dnia i rzuciła mu w twarz.
Handlarz stracił równowagę, jeszcze bardziej zdziwiony niż ryba. Dziewczyna pchnęła piętrzące się skrzynie najmocniej jak mogła – martwe ryby wylały się na ulicę niczym wyprute bebechy – i mężczyzna wpadł na stragan. Przystanęła na moment, żeby docenić, jak przekupka okłada go homarem, a potem pomknęła ulicą, unikając ludzi, koni i wielkich, parujących...
...kup łajna. Dziewiątka zahamowała, spojrzała na swój brudny but i zmarszczyła nos.
– Ej! – Obity homarem sklepikarz biegł za nią.
Sapnęła i puściła się pędem przez targ. Musiała zniknąć, znaleźć jakieś mury, za którymi mogłaby się schronić do czasu, aż mężczyzna zrezygnuje z pościgu. Mijała sklepy i domy, by dotrzeć do jedynego miejsca, do którego zawsze mogła się udać, w którym nic jej nie zagrażało.
Ach! Oto i ono! Nieznacznie rozluźniła mięśnie. Wysoki zaniedbany budynek był najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Dwa z kilku okien miał zabite deskami, brakowało mu dachówek, ale jego wyblakłe, łuszczące się niebieskie drzwi czekały uchylone.
Dziewiątka zerknęła za siebie i zobaczyła sklepikarza wciąż przepychającego się między ludźmi i kluczącego między bezpańskimi psami. Uśmiechnęła się nieznacznie, pchnęła drzwi i wślizgnęła się do biblioteki. Zawias skrzypnął, gdy zamknęła za sobą.
Ćśś. Nikt nie może jej usłyszeć. Nikt nie może jej dostrzec. Musi się zakraść, zabrać książkę i zbiec niezauważona. W końcu tak to się powinno odbywać.
W powietrzu unosił się wilgotny zapach stęchlizny. Garstka pań i panów siedziała rozsiana po cichym pomieszczeniu, przeglądając książki i czasopisma, plecami do wejścia. Ani śladu bibliotekarza. Jak na razie dobrze.
Dziewiątka zrobiła krok do przodu. Deska skrzypnęła jej pod nogami. Dziewczyna wstrzymała oddech. Nic.
Zakradła się do swojego ulubionego – mimo że w połowie pustego – regału: tajemnicze opowieści. Opowieści, w których kryły się odpowiedzi i odkrywały sekrety i w których chociaż przez chwilę wszystko było możliwe. Mijając regał, powiodła opuszkami po miękkich, ciemnych grzbietach.
Uwielbiała książki. Pewien stary złodziej nauczył ją czytać, zanim opuścił Gniazdo. On jedyny traktował ją jak człowieka, a nie jak łajno rozmazane teraz na jej bucie. Dziewiątka była mu ogromnie wdzięczna. W każdym tomie znajdował się świat, do którego mogła uciec.
Jej palce zatrzymały się na brązowym grzbiecie ze złotymi napisami. Tajemnica Wilczego Wrzosowiska Horacego Pompeusza. Chwyciła książkę i delikatnie, cicho ją wysunęła...
– Mam cię – szepnął tuż obok męski głos.
Serce podeszło Dziewiątce do gardła, a palce wypuściły książkę, która poszybowała w stronę podłogi. Ręka wystrzeliła i złapała zgubę.
Dziewczyna założyła ręce na biodra i obróciła się do rudego bibliotekarza, który stał dumnie, z podniesioną głową.
– Co? Nie! Milczałam jak grób, panie Cymel!
Oczy mężczyzny błysnęły radośnie za okularami w rogowych oprawkach, gdy pomachał na nią palcem i oznajmił:
– Deska skrzypnęła. – Dziewiątka przewróciła oczami, a pan Cymel sięgnął do kieszeni marynarki i wyciągnął kajecik. Wetknął książkę pod ramię, aby otworzyć kajecik na zaznaczonej stronie. – Zdaje się, że wyniki wyglądają następująco... tak, ja mam dwanaście punktów, a ty pięć. – Uśmiechnął się do niej szeroko, po czym nagle zmarszczył nos. – Co to za zapach?
Schowała brudny but za drugą nogę.
– Ja nic nie czuję.
– Hmm – mruknął pan Cymel, wykrzywiając usta. Wyciągnął książkę spod pachy i zerknął na okładkę. – Tajemnica Wilczego Wrzosowiska?
– Czytałam ją już trzy razy. Naprawdę potrzebuje pan nowych tytułów.
Radosny błysk w oczach bibliotekarza zgasł i na jego twarzy odmalowało się zmartwienie.
– Wiesz, że biblioteka nie może kupić nowych książek. Nie mamy nawet na remont budynku. To cud, że nadal jesteśmy otwarci!
– Cóż – rzuciła cicho Dziewiątka. Capnęła lekturę i pomaszerowała do drzwi. – W takim razie ta będzie musiała wystarczyć.
– Dziewiątko – syknął pan Cymel, truchtając za nią. – Muszę ci ciągle przypominać? Bez podpisu opiekuna i udostępnienia adresu nie możesz założyć konta, a jeśli nie masz konta, nie wolno ci wypożyczać książek z tej biblioteki.
– To dla przyjaciela.
– A ten przyjaciel, jak przypuszczam, także nie ma konta i nie wolno mu...
Zatrzymała się tuż przed drzwiami.
– Pozwoli mi pan ją wziąć czy nie?
Pan Cymel spojrzał na dziewczynę i uniósł rudą brew.
– Na tydzień.
Dziewiątka schowała książkę do torebki, puściła oko do bibliotekarza i wyszła. Uśmiechnęła się, usłyszawszy, jak mężczyzna wzdycha z irytacją.Gdy wyszła z biblioteki, prawie wpadł na nią siwobrody mężczyzna wpatrzony w ziemię. Już miała zareagować, ale się powstrzymała, kiedy zobaczyła, że znika w lombardzie po drugiej stronie ulicy. Chwilę później wyłonił się z powrotem, wyraźnie usatysfakcjonowany i – jak podejrzewała Dziewiątka – o wiele bogatszy.
Skarciła się w duchu, że nie zwędziła tej cennej rzeczy, którą niósł do lombardu. Szmal chociaż raz byłby z niej zadowolony. Co zastawił ten mężczyzna? Może rodzinną pamiątkę? Pomyślała o swoim najcenniejszym skarbie – małej, bezwartościowej srebrzystej pozytywce, jedynej rzeczy na świecie, która należała naprawdę do niej. Przynajmniej stała na regale Szmala, a nie w witrynie lombardu.
Szmal. Skupienie.
Wróciła na targ. Oczyma łowczyni szukała idealnego prezentu dla staruszka. Sprzedaż powoli dobiegała końca – handlarze zbierali skrzynki i ładowali towary na wózki, ostatni klienci kręcili się niemrawo po ulicy. Dziewiątka znów zobaczyła damę w szkarłacie ściskającą w rękach swoją małą, wyszywaną koralikami torebkę – tę śliczną nietypową torebkę. Jakie skarby kryła? Złoto? Biżuterię? Dziewiątka się uśmiechnęła. Druga szansa to rzadki dar. Tym razem tego nie zepsuje. Tym razem pokaże staremu diabłu, jaka jest dobra.
Jak kotka: wypatrująca ofiary, cicho idąca jej śladem, atakująca w odpowiednim momencie. Ustawiła się, zacisnęła pięści, po czym rozprostowała palce.
Trzy...
Och, nienawidziła swojego życia.
Dwa...
Ale uwielbiała ten dreszczyk emocji.
Jeden...
Skupienie na ofierze.
Naprzód!
Rzuciła się w stronę szkarłatnej damy i chwyciła jej torebkę, zaciskając palce na drogim jedwabnym pasku. Ale dama trzymała mocno, tym razem była gotowa.
Nieznane głosy podniosły gwar.
– Ej!
– Hej, ty!
Dziewiątka spanikowała i szarpnęła. To był naprawdę parszywy dzień.
Coś w rodzaju małej ciemnej ozdoby wypadło z torebki i potoczyło się po bruku. Dziewczyna dostrzegła swoją szansę. Puściła pasek, zgarnęła przedmiot z ziemi i pobiegła.
Usłyszała krzyki i przekleństwa, ale skupiała się wyłącznie na tym, co przed nią. Mknęła ile sił w nogach, z własną torebką podskakującą na biodrze. Pędziła między wózkami, ludźmi...
– Złodziejka! – zawołał wściekły głos za nią.
W biegu zerknęła przez ramię. Rumiany rzeźnik w zakrwawionym fartuchu był rzut kamieniem od niej. Za chwilę będzie na...
ŁUP. Zderzyła się z wielką beczką toczoną przez tyczkowatego chłopaka. Straciła równowagę, przeleciała nad beczką i wylądowała na bruku po drugiej stronie. Jej lewa dłoń instynktownie rozwarła się przy uderzeniu i mały ciemny przedmiot poleciał gdzieś w nieznane.
Leżąc na ziemi, Dziewiątka rozpaczliwie szukała zguby. Tam – na kostce brukowej, w zasięgu ręki. Dziewczyna wyciągnęła palce...
Tyczkowaty chłopak zaklął i potoczył beczkę, niechcący kopiąc przedmiot dalej. Dziewiątka patrzyła, jak jej łup podskakuje na kamieniach i zatrzymuje się między kopytami niespokojnego konia.
– Ej, ty! – zawołał rzeźnik.
Skrzywiła się. Mężczyzna znowu był tuż za nią. Spojrzała na swoją zdobycz. To zdecydowanie jakaś ozdoba, na pewno wartościowa. Dziewiątka nie zamierzała jej stracić. Zakrwawiony fartuch zasłonił jednak widok, a ręka sięgnęła, żeby złapać uciekinierkę...
Wywinęła się i stanęła na nogi. Pomknęła w stronę konia, rzeźnik deptał jej po piętach.
Kiedy złapał ją z wściekłością, rzuciła się na ziemię. Wyrwała się z jego uścisku, rozdzierając przy tym kurtkę, przetoczyła się między kopytami konia i złapała błyskotkę.
– Mam cię! – szepnęła.
Wstała, a koń i wóz chroniły ją przed wzrokiem rzeźnika. Mężczyzna obrócił się, by okrążyć zwierzę, a Dziewiątka schowała ozdobę do torebki i pobiegła w stronę najbliższej alejki.
* * *
Im dalej zagłębiała się w labirynt wąskich uliczek, tym bardziej cichł gwar targowiska. Krzyki rzeźnika były coraz rzadsze. Z bólem w piersi Dziewiątka zwolniła kroku i szła dalej spokojnie, aż dotarła do opustoszałej ślepej uliczki, gdzie zastała mury z bramami do tylnych ogródków. W takim miejscu raczej nie powinno się zatrzymywać.
Obiecała sobie, że jak tylko złapie oddech, wróci do Szmala. Pokaże staremu diabłu, ile naprawdę jest warta.
Usiadła na ziemi, sięgnęła do torebki i wyciągnęła swoją zdobycz...
Dom.
Dom? Tak mały, że mieścił jej się na dłoni, jak domek dla lalek z domku dla lalek – ale dziwniejszy. Jego cztery wąskie piętra były upstrzone maleńkimi oknami, a z różnych miejsc wystawały osobliwe narożniki. Po obu stronach budynku pięły się wysokie okrągłe wieże zwieńczone spiczastymi iglicami. Dom miał nieco koślawy komin na dachu, a na dole – podwójne niebieskie drzwi z malutką kołatką.
Dziewiątka z tęsknotą pogłaskała drzwi. Dom. Jak by to było mieszkać w domu zamiast w śmierdzącym Gnieździe Szmala?
Zaczepiła brudny mały palec o maleńki pierścień kołatki i pozwoliła, by opadł na drzwi. Rozległo się cichutkie puknięcie.
– Nikogo nie ma w domu – szepnęła, wstając. Chaos na rynku na pewno się uspokoił. Chyba powinna wracać do...
Nagle poczuła łaskoczące mrowienie na dłoni. Dziwne. Spojrzała w dół. Domek wibrował. Dziewiątka patrzyła, jak drży coraz mocniej, a malutka kołatka stuka o drzwi. Postawiła go na ziemi i zrobiła krok w tył. Budyneczek gwałtownie się zakołysał. A potem ze świstem zaczął rosnąć – rosnąć?! – w górę i na boki.
Oniemiała Dziewiątka wpatrywała się w dom wypełniający pustą przestrzeń w uliczce, raz za razem zmieniający kształt, żeby dopasować się do każdego wolnego centymetra. Wyrastał nad pobliskie kamienice, aż stał się nierównym, dziwnie ukształtowanym ośmio-, dziewięcio-, dziesięcio-, jedenastokondygnacyjnym budynkiem, z pewnością grożącym zawaleniem.
Zszokowana dziewczyna nie odrywała wzroku od całej sceny, próbując zrozumieć, co właściwie się stało. Zlustrowała wszystko, od niebieskich drzwi z już nie tak malutką kołatką, przez jedenaście skrzywionych, ściśniętych poziomów, aż po samą górę.
Dom był kopią małej ozdoby, ale z dodatkowymi piętrami i oknami ułożonymi bez ładu i składu. Z boku dachu wystawał kikut jakiejś konstrukcji, który jeszcze przez moment się kołysał, aż nastąpiło trzaśnięcie i w górę wystrzelił koślawy komin.
– Co tu się... – zaczęła Dziewiątka, ale nie zdążyła dokończyć, bo w tej chwili otworzyły się drzwi.
Stanął w nich wielki, brzydki stwór – jakby skrzyżowanie morsa z pniem – o wiele wyższy od najwyższego człowieka i dwa razy szerszy. Miał szarą korowatą skórę, wiotki ogon dyndający między nogami, wielkie żółte oczy, dwa kły...
I nosił falbaniasty biały fartuszek z kieszenią kryjącą miotełkę do kurzu.
– Co tu się... – powtórzyła Dziewiątka, gapiąc się na stwora. Najwyraźniej zapomniała języka.
– Spóźniona – zagrzmiał stwór. – Czekamy.
Po tych słowach wyciągnął wielką, szorstką łapę, złapał Dziewiątkę za kołnierz, zagarnął ją do środka i zatrzasnął drzwi.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------