Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Dom na skraju magii - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 kwietnia 2025
35,90
3590 pkt
punktów Virtualo

Dom na skraju magii - ebook

Dziewiątka jest sierotą. Przygarnięta przez gangstera Szmala, mieszka w zatęchłej piwnicy zwanej Gniazdem Tysiąca Skarbów i wiedzie życie złodziejki, od którego bardzo chciałaby uciec. Okazja nadchodzi, kiedy z torebki tajemniczej kobiety kradnie ozdobę w kształcie domu i puka do jego maleńkich drzwiczek. Niewinny przedmiot nagle rośnie, a w środku przedziwnego budynku dziewczynka spotyka nietuzinkowe postacie: młodego czarodzieja, który okazuje się mistrzem gry w klasy, trolla kamerdynera nierozstającego się ze swoją miotełką do kurzu oraz patykowatego Doktora Łyżka. Wszyscy utknęli tam za sprawą klątwy, którą jest w stanie złamać tylko Dziewiątka. Jeśli zdoła to zrobić, może w zamian zaoferują jej nowe życie…

Pierwszy tom bestsellerowej magicznej serii Amy Sparkes! Jeśli kochacie Alicję w Krainie Czarów, tę książkę również pokochacie.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68382-21-1
Rozmiar pliku: 2,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dzie­wiątka przy­kuc­nęła za sto­sem skrzy­nek z ry­bami na tęt­nią­cym ży­ciem targu. „Mar­twe ryby za­wsze wy­glą­dają na zdzi­wione” – po­my­ślała. „Zdzi­wione tym, że zgi­nęły? Że zo­stały zła­pane?” Cóż, Dzie­wiątki nikt nie za­sko­czy. Nie za­mie­rzała zgi­nąć ani dać się zła­pać, co to, to nie. Mimo że co­dzien­nie ry­zy­ko­wała i jedno, i dru­gie.

Opusz­kami pal­ców mu­snęła pu­stą to­rebkę prze­wie­szoną przez ra­mię. To­rebka miała już wkrótce nie być pu­sta.

Sku­pie­nie.

Na se­kundę za­mknęła oczy, po czym znów je otwo­rzyła. Była jak kotka: wy­pa­tru­jąca ofiary, ci­cho idąca jej śla­dem, ata­ku­jąca w od­po­wied­nim mo­men­cie. Ale Dzie­wiątka nie chciała przy­nieść wła­ści­cie­lowi my­szy – szu­kała in­nego ro­dzaju pre­zentu.

Po­woli wy­pa­dała z łask Szmala, sta­rego szefa gangu. Mu­siała udo­wod­nić mu swoją war­tość. Prze­ko­nać go, że za­słu­guje na dach nad głową i na tę ża­ło­sną ilość je­dze­nia, którą stary dia­beł da­wał jej każ­dego dnia. A to była jej szansa.

Na targu pa­no­wał chaos, co czy­niło to miej­sce ide­al­nym na skok. Taczki kle­ko­tały, han­dla­rze po­krzy­ki­wali, wózki skrzy­piały. Owi­nięta chu­stą prze­kupka stała na skraju stra­ganu i na­wo­ły­wała tłum do za­kupu Sztuki Dnia, która – zda­niem Dzie­wiątki – była po pro­stu wy­jąt­kowo dużą, wy­jąt­kowo zdzi­wioną rybą. Dziew­czyna ku­cała za skrzyn­kami, czuj­nie się roz­glą­da­jąc. Wóz za­przę­żony w ko­nia za­stu­kał o bruk i za­sło­nił jej wi­dok. Kiedy woź­nica od­je­chał, uśmiech­nęła się z sa­tys­fak­cją.

Jej ofiara. Młoda dama zwró­cona do niej ple­cami. Są­dząc po wzro­ście i bu­do­wie, była tylko kilka lat star­sza od Dzie­wiątki, ale miała piękne ubra­nie – bu­fia­stą szkar­łatną suk­nię – i, co waż­niej­sze, ele­gancką wy­szy­waną ko­ra­li­kami to­rebkę.

Dzie­wiątka była w go­to­wo­ści. Spięła mię­śnie. Usta­wiła się, za­ci­snęła pię­ści, po czym roz­pro­sto­wała palce – to jej ry­tuał przed każ­dym sko­kiem.

Szkar­łatna dama zmie­rzała do sklepu z tka­ni­nami po dru­giej stro­nie ulicy. Ide­al­nie. Kiedy się­gnie do klamki – i się roz­pro­szy – Dzie­wiątka wpad­nie na nią i chap­nie jej to­rebkę.

Trzy...

Och, uwiel­biała ten dresz­czyk emo­cji.

Dwa...

Sku­pie­nie na ofie­rze.

Je­den...

Młoda dama była już pra­wie przy drzwiach...

Na­przód!

Dzie­wiątka po­mknęła po bruku, wpa­trzona w swoją na­grodę.

PACH! Do­pa­dła celu, chwy­ciła to­rebkę...

W tym mo­men­cie skle­pi­karz otwo­rzył drzwi, a jego wzrok padł na dziew­czynę i jej wy­cią­gniętą rękę. Nie! To nie wy­glą­dało do­brze. Pu­ściła to­rebkę. To zde­cy­do­wa­nie nie wy­glą­dało do­brze. Szkar­łatna dama pi­snęła i za­to­czyła się do tyłu.

Spa­ni­ko­wana Dzie­wiątka po­pę­dziła z po­wro­tem w stronę skrzy­nek z ry­bami. Mo­gła dać nura i się prze­ci­snąć...

– Hej!

Sap­nęła, gdy dwie duże dło­nie zła­pały ją za ra­miona.

– Wi­dzia­łem to, pa­nienko. Co to ma być? – wark­nął skle­pi­karz głę­bo­kim gło­sem.

– To jest sztuka – od­parła Dzie­wiątka, po czym wy­krę­ciła się, chwy­ciła Sztukę Dnia i rzu­ciła mu w twarz.

Han­dlarz stra­cił rów­no­wagę, jesz­cze bar­dziej zdzi­wiony niż ryba. Dziew­czyna pchnęła pię­trzące się skrzy­nie naj­moc­niej jak mo­gła – mar­twe ryby wy­lały się na ulicę ni­czym wy­prute be­be­chy – i męż­czy­zna wpadł na stra­gan. Przy­sta­nęła na mo­ment, żeby do­ce­nić, jak prze­kupka okłada go ho­ma­rem, a po­tem po­mknęła ulicą, uni­ka­jąc lu­dzi, koni i wiel­kich, pa­ru­ją­cych...

...kup łajna. Dzie­wiątka za­ha­mo­wała, spoj­rzała na swój brudny but i zmarsz­czyła nos.

– Ej! – Obity ho­ma­rem skle­pi­karz biegł za nią.

Sap­nęła i pu­ściła się pę­dem przez targ. Mu­siała znik­nąć, zna­leźć ja­kieś mury, za któ­rymi mo­głaby się schro­nić do czasu, aż męż­czy­zna zre­zy­gnuje z po­ścigu. Mi­jała sklepy i domy, by do­trzeć do je­dy­nego miej­sca, do któ­rego za­wsze mo­gła się udać, w któ­rym nic jej nie za­gra­żało.

Ach! Oto i ono! Nie­znacz­nie roz­luź­niła mię­śnie. Wy­soki za­nie­dbany bu­dy­nek był naj­bez­piecz­niej­szym miej­scem na świe­cie. Dwa z kilku okien miał za­bite de­skami, bra­ko­wało mu da­chó­wek, ale jego wy­bla­kłe, łusz­czące się nie­bie­skie drzwi cze­kały uchy­lone.

Dzie­wiątka zer­k­nęła za sie­bie i zo­ba­czyła skle­pi­ka­rza wciąż prze­py­cha­ją­cego się mię­dzy ludźmi i klu­czą­cego mię­dzy bez­pań­skimi psami. Uśmiech­nęła się nie­znacz­nie, pchnęła drzwi i wśli­zgnęła się do bi­blio­teki. Za­wias skrzyp­nął, gdy za­mknęła za sobą.

Ćśś. Nikt nie może jej usły­szeć. Nikt nie może jej do­strzec. Musi się za­kraść, za­brać książkę i zbiec nie­zau­wa­żona. W końcu tak to się po­winno od­by­wać.

W po­wie­trzu uno­sił się wil­gotny za­pach stę­chli­zny. Garstka pań i pa­nów sie­działa roz­siana po ci­chym po­miesz­cze­niu, prze­glą­da­jąc książki i cza­so­pi­sma, ple­cami do wej­ścia. Ani śladu bi­blio­te­ka­rza. Jak na ra­zie do­brze.

Dzie­wiątka zro­biła krok do przodu. De­ska skrzyp­nęła jej pod no­gami. Dziew­czyna wstrzy­mała od­dech. Nic.

Za­kra­dła się do swo­jego ulu­bio­nego – mimo że w po­ło­wie pu­stego – re­gału: ta­jem­ni­cze opo­wie­ści. Opo­wie­ści, w któ­rych kryły się od­po­wie­dzi i od­kry­wały se­krety i w któ­rych cho­ciaż przez chwilę wszystko było moż­liwe. Mi­ja­jąc re­gał, po­wio­dła opusz­kami po mięk­kich, ciem­nych grzbie­tach.

Uwiel­biała książki. Pe­wien stary zło­dziej na­uczył ją czy­tać, za­nim opu­ścił Gniazdo. On je­dyny trak­to­wał ją jak czło­wieka, a nie jak łajno roz­ma­zane te­raz na jej bu­cie. Dzie­wiątka była mu ogrom­nie wdzięczna. W każ­dym to­mie znaj­do­wał się świat, do któ­rego mo­gła uciec.

Jej palce za­trzy­mały się na brą­zo­wym grzbie­cie ze zło­tymi na­pi­sami. Ta­jem­nica Wil­czego Wrzo­so­wi­ska Ho­ra­cego Pom­pe­usza. Chwy­ciła książkę i de­li­kat­nie, ci­cho ją wy­su­nęła...

– Mam cię – szep­nął tuż obok mę­ski głos.

Serce po­de­szło Dzie­wiątce do gar­dła, a palce wy­pu­ściły książkę, która po­szy­bo­wała w stronę pod­łogi. Ręka wy­strze­liła i zła­pała zgubę.

Dziew­czyna za­ło­żyła ręce na bio­dra i ob­ró­ciła się do ru­dego bi­blio­te­ka­rza, który stał dum­nie, z pod­nie­sioną głową.

– Co? Nie! Mil­cza­łam jak grób, pa­nie Cy­mel!

Oczy męż­czy­zny bły­snęły ra­do­śnie za oku­la­rami w ro­go­wych opraw­kach, gdy po­ma­chał na nią pal­cem i oznaj­mił:

– De­ska skrzyp­nęła. – Dzie­wiątka prze­wró­ciła oczami, a pan Cy­mel się­gnął do kie­szeni ma­ry­narki i wy­cią­gnął ka­je­cik. We­tknął książkę pod ra­mię, aby otwo­rzyć ka­je­cik na za­zna­czo­nej stro­nie. – Zdaje się, że wy­niki wy­glą­dają na­stę­pu­jąco... tak, ja mam dwa­na­ście punk­tów, a ty pięć. – Uśmiech­nął się do niej sze­roko, po czym na­gle zmarsz­czył nos. – Co to za za­pach?

Scho­wała brudny but za drugą nogę.

– Ja nic nie czuję.

– Hmm – mruk­nął pan Cy­mel, wy­krzy­wia­jąc usta. Wy­cią­gnął książkę spod pa­chy i zer­k­nął na okładkę. – Ta­jem­nica Wil­czego Wrzo­so­wi­ska?

– Czy­ta­łam ją już trzy razy. Na­prawdę po­trze­buje pan no­wych ty­tu­łów.

Ra­do­sny błysk w oczach bi­blio­te­ka­rza zgasł i na jego twa­rzy od­ma­lo­wało się zmar­twie­nie.

– Wiesz, że bi­blio­teka nie może ku­pić no­wych ksią­żek. Nie mamy na­wet na re­mont bu­dynku. To cud, że na­dal je­ste­śmy otwarci!

– Cóż – rzu­ciła ci­cho Dzie­wiątka. Cap­nęła lek­turę i po­ma­sze­ro­wała do drzwi. – W ta­kim ra­zie ta bę­dzie mu­siała wy­star­czyć.

– Dzie­wiątko – syk­nął pan Cy­mel, truch­ta­jąc za nią. – Mu­szę ci cią­gle przy­po­mi­nać? Bez pod­pisu opie­kuna i udo­stęp­nie­nia ad­resu nie mo­żesz za­ło­żyć konta, a je­śli nie masz konta, nie wolno ci wy­po­ży­czać ksią­żek z tej bi­blio­teki.

– To dla przy­ja­ciela.

– A ten przy­ja­ciel, jak przy­pusz­czam, także nie ma konta i nie wolno mu...

Za­trzy­mała się tuż przed drzwiami.

– Po­zwoli mi pan ją wziąć czy nie?

Pan Cy­mel spoj­rzał na dziew­czynę i uniósł rudą brew.

– Na ty­dzień.

Dzie­wiątka scho­wała książkę do to­rebki, pu­ściła oko do bi­blio­te­ka­rza i wy­szła. Uśmiech­nęła się, usły­szaw­szy, jak męż­czy­zna wzdy­cha z iry­ta­cją.Gdy wy­szła z bi­blio­teki, pra­wie wpadł na nią si­wo­brody męż­czy­zna wpa­trzony w zie­mię. Już miała za­re­ago­wać, ale się po­wstrzy­mała, kiedy zo­ba­czyła, że znika w lom­bar­dzie po dru­giej stro­nie ulicy. Chwilę póź­niej wy­ło­nił się z po­wro­tem, wy­raź­nie usa­tys­fak­cjo­no­wany i – jak po­dej­rze­wała Dzie­wiątka – o wiele bo­gat­szy.

Skar­ciła się w du­chu, że nie zwę­dziła tej cen­nej rze­czy, którą niósł do lom­bardu. Szmal cho­ciaż raz byłby z niej za­do­wo­lony. Co za­sta­wił ten męż­czy­zna? Może ro­dzinną pa­miątkę? Po­my­ślała o swoim naj­cen­niej­szym skar­bie – ma­łej, bez­war­to­ścio­wej sre­brzy­stej po­zy­tywce, je­dy­nej rze­czy na świe­cie, która na­le­żała na­prawdę do niej. Przy­naj­mniej stała na re­gale Szmala, a nie w wi­try­nie lom­bardu.

Szmal. Sku­pie­nie.

Wró­ciła na targ. Oczyma łow­czyni szu­kała ide­al­nego pre­zentu dla sta­ruszka. Sprze­daż po­woli do­bie­gała końca – han­dla­rze zbie­rali skrzynki i ła­do­wali to­wary na wózki, ostatni klienci krę­cili się nie­mrawo po ulicy. Dzie­wiątka znów zo­ba­czyła damę w szkar­ła­cie ści­ska­jącą w rę­kach swoją małą, wy­szy­waną ko­ra­li­kami to­rebkę – tę śliczną nie­ty­pową to­rebkę. Ja­kie skarby kryła? Złoto? Bi­żu­te­rię? Dzie­wiątka się uśmiech­nęła. Druga szansa to rzadki dar. Tym ra­zem tego nie ze­psuje. Tym ra­zem po­każe sta­remu dia­błu, jaka jest do­bra.

Jak kotka: wy­pa­tru­jąca ofiary, ci­cho idąca jej śla­dem, ata­ku­jąca w od­po­wied­nim mo­men­cie. Usta­wiła się, za­ci­snęła pię­ści, po czym roz­pro­sto­wała palce.

Trzy...

Och, nie­na­wi­dziła swo­jego ży­cia.

Dwa...

Ale uwiel­biała ten dresz­czyk emo­cji.

Je­den...

Sku­pie­nie na ofie­rze.

Na­przód!

Rzu­ciła się w stronę szkar­łat­nej damy i chwy­ciła jej to­rebkę, za­ci­ska­jąc palce na dro­gim je­dwab­nym pa­sku. Ale dama trzy­mała mocno, tym ra­zem była go­towa.

Nie­znane głosy pod­nio­sły gwar.

– Ej!

– Hej, ty!

Dzie­wiątka spa­ni­ko­wała i szarp­nęła. To był na­prawdę par­szywy dzień.

Coś w ro­dzaju ma­łej ciem­nej ozdoby wy­pa­dło z to­rebki i po­to­czyło się po bruku. Dziew­czyna do­strze­gła swoją szansę. Pu­ściła pa­sek, zgar­nęła przed­miot z ziemi i po­bie­gła.

Usły­szała krzyki i prze­kleń­stwa, ale sku­piała się wy­łącz­nie na tym, co przed nią. Mknęła ile sił w no­gach, z wła­sną to­rebką pod­ska­ku­jącą na bio­drze. Pę­dziła mię­dzy wóz­kami, ludźmi...

– Zło­dziejka! – za­wo­łał wście­kły głos za nią.

W biegu zer­k­nęła przez ra­mię. Ru­miany rzeź­nik w za­krwa­wio­nym far­tu­chu był rzut ka­mie­niem od niej. Za chwilę bę­dzie na...

ŁUP. Zde­rzyła się z wielką beczką to­czoną przez tycz­ko­wa­tego chło­paka. Stra­ciła rów­no­wagę, prze­le­ciała nad beczką i wy­lą­do­wała na bruku po dru­giej stro­nie. Jej lewa dłoń in­stynk­tow­nie roz­warła się przy ude­rze­niu i mały ciemny przed­miot po­le­ciał gdzieś w nie­znane.

Le­żąc na ziemi, Dzie­wiątka roz­pacz­li­wie szu­kała zguby. Tam – na ko­stce bru­ko­wej, w za­sięgu ręki. Dziew­czyna wy­cią­gnęła palce...

Tycz­ko­waty chło­pak za­klął i po­to­czył beczkę, nie­chcący ko­piąc przed­miot da­lej. Dzie­wiątka pa­trzyła, jak jej łup pod­ska­kuje na ka­mie­niach i za­trzy­muje się mię­dzy ko­py­tami nie­spo­koj­nego ko­nia.

– Ej, ty! – za­wo­łał rzeź­nik.

Skrzy­wiła się. Męż­czy­zna znowu był tuż za nią. Spoj­rzała na swoją zdo­bycz. To zde­cy­do­wa­nie ja­kaś ozdoba, na pewno war­to­ściowa. Dzie­wiątka nie za­mie­rzała jej stra­cić. Za­krwa­wiony far­tuch za­sło­nił jed­nak wi­dok, a ręka się­gnęła, żeby zła­pać ucie­ki­nierkę...

Wy­wi­nęła się i sta­nęła na nogi. Po­mknęła w stronę ko­nia, rzeź­nik dep­tał jej po pię­tach.

Kiedy zła­pał ją z wście­kło­ścią, rzu­ciła się na zie­mię. Wy­rwała się z jego uści­sku, roz­dzie­ra­jąc przy tym kurtkę, prze­to­czyła się mię­dzy ko­py­tami ko­nia i zła­pała bły­skotkę.

– Mam cię! – szep­nęła.

Wstała, a koń i wóz chro­niły ją przed wzro­kiem rzeź­nika. Męż­czy­zna ob­ró­cił się, by okrą­żyć zwie­rzę, a Dzie­wiątka scho­wała ozdobę do to­rebki i po­bie­gła w stronę naj­bliż­szej alejki.

* * *

Im da­lej za­głę­biała się w la­bi­rynt wą­skich uli­czek, tym bar­dziej cichł gwar tar­go­wi­ska. Krzyki rzeź­nika były co­raz rzad­sze. Z bó­lem w piersi Dzie­wiątka zwol­niła kroku i szła da­lej spo­koj­nie, aż do­tarła do opu­sto­sza­łej śle­pej uliczki, gdzie za­stała mury z bra­mami do tyl­nych ogród­ków. W ta­kim miej­scu ra­czej nie po­winno się za­trzy­my­wać.

Obie­cała so­bie, że jak tylko zła­pie od­dech, wróci do Szmala. Po­każe sta­remu dia­błu, ile na­prawdę jest warta.

Usia­dła na ziemi, się­gnęła do to­rebki i wy­cią­gnęła swoją zdo­bycz...

Dom.

Dom? Tak mały, że mie­ścił jej się na dłoni, jak do­mek dla la­lek z domku dla la­lek – ale dziw­niej­szy. Jego cztery wą­skie pię­tra były upstrzone ma­leń­kimi oknami, a z róż­nych miejsc wy­sta­wały oso­bliwe na­roż­niki. Po obu stro­nach bu­dynku pięły się wy­so­kie okrą­głe wieże zwień­czone spi­cza­stymi igli­cami. Dom miał nieco ko­ślawy ko­min na da­chu, a na dole – po­dwójne nie­bie­skie drzwi z ma­lutką ko­łatką.

Dzie­wiątka z tę­sk­notą po­gła­skała drzwi. Dom. Jak by to było miesz­kać w domu za­miast w śmier­dzą­cym Gnieź­dzie Szmala?

Za­cze­piła brudny mały pa­lec o ma­leńki pier­ścień ko­łatki i po­zwo­liła, by opadł na drzwi. Roz­le­gło się ci­chut­kie puk­nię­cie.

– Ni­kogo nie ma w domu – szep­nęła, wsta­jąc. Chaos na rynku na pewno się uspo­koił. Chyba po­winna wra­cać do...

Na­gle po­czuła ła­sko­czące mro­wie­nie na dłoni. Dziwne. Spoj­rzała w dół. Do­mek wi­bro­wał. Dzie­wiątka pa­trzyła, jak drży co­raz moc­niej, a ma­lutka ko­łatka stuka o drzwi. Po­sta­wiła go na ziemi i zro­biła krok w tył. Bu­dy­ne­czek gwał­tow­nie się za­ko­ły­sał. A po­tem ze świ­stem za­czął ro­snąć – ro­snąć?! – w górę i na boki.

Onie­miała Dzie­wiątka wpa­try­wała się w dom wy­peł­nia­jący pu­stą prze­strzeń w uliczce, raz za ra­zem zmie­nia­jący kształt, żeby do­pa­so­wać się do każ­dego wol­nego cen­ty­me­tra. Wy­ra­stał nad po­bli­skie ka­mie­nice, aż stał się nie­rów­nym, dziw­nie ukształ­to­wa­nym ośmio-, dzie­wię­cio-, dzie­się­cio-, je­de­na­sto­kon­dy­gna­cyj­nym bu­dyn­kiem, z pew­no­ścią gro­żą­cym za­wa­le­niem.

Zszo­ko­wana dziew­czyna nie od­ry­wała wzroku od ca­łej sceny, pró­bu­jąc zro­zu­mieć, co wła­ści­wie się stało. Zlu­stro­wała wszystko, od nie­bie­skich drzwi z już nie tak ma­lutką ko­łatką, przez je­de­na­ście skrzy­wio­nych, ści­śnię­tych po­zio­mów, aż po samą górę.

Dom był ko­pią ma­łej ozdoby, ale z do­dat­ko­wymi pię­trami i oknami uło­żo­nymi bez ładu i składu. Z boku da­chu wy­sta­wał ki­kut ja­kiejś kon­struk­cji, który jesz­cze przez mo­ment się ko­ły­sał, aż na­stą­piło trza­śnię­cie i w górę wy­strze­lił ko­ślawy ko­min.

– Co tu się... – za­częła Dzie­wiątka, ale nie zdą­żyła do­koń­czyć, bo w tej chwili otwo­rzyły się drzwi.

Sta­nął w nich wielki, brzydki stwór – jakby skrzy­żo­wa­nie morsa z pniem – o wiele wyż­szy od naj­wyż­szego czło­wieka i dwa razy szer­szy. Miał szarą ko­ro­watą skórę, wiotki ogon dyn­da­jący mię­dzy no­gami, wiel­kie żółte oczy, dwa kły...

I no­sił fal­ba­nia­sty biały far­tu­szek z kie­sze­nią kry­jącą mio­tełkę do ku­rzu.

– Co tu się... – po­wtó­rzyła Dzie­wiątka, ga­piąc się na stwora. Naj­wy­raź­niej za­po­mniała ję­zyka.

– Spóź­niona – za­grzmiał stwór. – Cze­kamy.

Po tych sło­wach wy­cią­gnął wielką, szorstką łapę, zła­pał Dzie­wiątkę za koł­nierz, za­gar­nął ją do środka i za­trza­snął drzwi.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij