Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dom numer pięć - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,90

Dom numer pięć - ebook

Dla dwunastolatka życie to nieustająca walka. Nie mówiąc już o szkole, która bywa prawdziwym polem bitwy! Masakra… Zwłaszcza jeśli z góry jesteś skazany na przegraną.

A Piotrek nie mógł czuć się inaczej. Pomijany przez kolegów, zawsze wybierany jako ostatni, w okularach ze szkłami przypominającymi denka od butelek. Tylko wuefista, pan Gliwiusz zdawał się widzieć w nim niedostrzegalne dla innych pokłady ambicji i energii, powtarzając nieustannie: „możesz szybciej”, „stać cię na więcej”.

Chyba właśnie te pokrzykiwania nauczyciela dodały chłopcu skrzydeł, kiedy pewnego dnia rzucił się – na oślep, bez okularów (!) – do ucieczki przed klasowym osiłkiem Erykiem. Ten dzień i nieoczekiwana wizyta w tajemniczym domu numer 5, zamieszkanym przez starego Kapitana, odmieniły wszystko w życiu Piotra.

Mądra i krzepiąca opowieść o prześladowaniach w grupie rówieśników, odrzuceniu, sile, która bywa jedynie tchórzostwem, ale także o przyjaźni, miłości i samoakceptacji.

Justyna Bednarek – absolwentka romanistyki, dziennikarka i autorka książek dla dzieci. Przez wiele lat pracowała jako redaktorka w pismach kobiecych. W roku 2004 wydała trzy wierszowane bajeczki o skrzacie Lenku (Lenek i podróż, Lenek i gwiazdka, Lenek i polowanie). Opublikowane w 2015 roku, wielokrotnie nagradzane Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek były jej powrotem do literatury dziecięcej. Od tamtej pory wydała kilka innych książek dla młodszych i starszych dzieci, ilustrowanych m.in. przez Daniela de Latour czy Józefa Wilkonia. Mieszka w Warszawie.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-07253-0
Rozmiar pliku: 3,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wszystko zaczęło się od tego, że Eryk schował mi okulary. Zapewne uważał, że to doskonały dowcip – bez nich prawie nic nie widzę, choć i w okularach nie mam sokolego wzroku. Delikatnie mówiąc. A to przecież takie zabawne, gdy człowiek zaczyna się o wszystko potykać i macać dookoła – może jednak trafi na te swoje szkła? Mam nadzieję, że słychać w moim głosie ironię...

Zdarzyło się to po lekcji WF-u. Przez poprzednie lata było tak, że nauczyciele nie zmuszali mnie, bym wykonywał trudne ćwiczenia czy grał w koszykówkę. Wiedzieli, że mam słaby wzrok i po prostu mi odpuszczali. Ale nie pan Gliwiusz. On wszystko robił inaczej. Na przykład kazał mi biec na czas. Przy tej okazji przekonałem się, że jednak potrafię szybko przebierać nogami. Nie powiem, na mnie samym zrobiło to pewne wrażenie, ale pan Gliwiusz nie wyglądał ani na zaskoczonego, ani na zadowolonego.

– Umiesz szybciej, stać cię na więcej! – powiedział.

Nie odpuszczał też w grach zespołowych. Do tej pory, gdy ludzie z klasy grali w nogę czy w kosza, sami dobierali się w grupy. I tak już wypadało, że jedna grupa była wyraźnie mocniejsza od drugiej. W zasadzie niepotrzebne były mecze, każdy wynik dał się z góry przewidzieć. Eryk, rzecz jasna, należał do drużyny zwycięzców. Ja nie należałem do żadnej. Zwykle siadałem na ławce jako rezerwowy. Tej słabszej grupy, ma się rozumieć. Ale też czasem łaziłem bez celu po szkole. Nie buntowałem się. Po prostu tak się czasem dzieje, że ktoś się rodzi z chorymi oczami albo chorymi nogami. Nie ma sensu robić z tego szczególnej historii. Pan Gliwiusz najwyraźniej uważał inaczej. Po którejś lekcji dokonał nowego podziału na grupy według własnego uznania.

– A ty dlaczego siedzisz na ławce? – zwrócił się wtedy do mnie. – Będziesz grał z nimi.

I wskazał mi jedną z grup.

– Ale ja... – zacząłem niepewnie. – Mam bardzo mocne okulary.

– To świetnie – uśmiechnął się pan Gliwiusz. – Masz w takim razie szansę, żeby trafić do kosza.

I tak wszedłem do gry. I to od razu: mieliśmy po lekcjach rozegrać mecz. Nie powiem, żebym był tak całkiem zielony, jeśli chodzi o koszykówkę. Zdarzało mi się grać dawniej, z tatą, gdy jeszcze lepiej widziałem... stare dzieje. Coś tam, w każdym razie, pamiętałem. Na przykład, że to było bardzo przyjemne. Pewnie dlatego – aż głupio mi o tym mówić, bo musiałem po prostu mieć fart – no więc pewnie dlatego w decydującym momencie trafiłem do kosza. Nasza drużyna – roboczo nazwana drużyną Rudych, bo grała z nami Majka, która ma rude loki – wygrała z drużyną Zielonych. Ta druga nazwa wzięła się od zielonej koszulki Eryka.

– Rudzi górą! – zawołał pan Gliwiusz, a potem przybił mi piątkę.

Byłem wniebowzięty. Wszyscy wyglądali na mocno zdziwionych i gratulowali mi rzutu. Oczywiście Eryk był wściekły. Tak wściekły, że od razu wiedziałem, że nic dobrego z tego nie może wyniknąć.

***

A potem zaczął płakać. Już wcale nie przypominał tego odważnego Eryka, szefa wszystkich szefów, kapitana najlepszej drużyny i najsilniejszego chłopaka w klasie. Był smutnym biedakiem, któremu ktoś zrobił krzywdę. Doskonale umiałem sobie wyobrazić, co czuje, jednak wcale nie było mi go żal. No nareszcie. Teraz wie, jak to jest!

Kapitan raz po raz wypuszczał z ust kłęby dymu i przyglądał się nam bez większego zainteresowania, zupełnie jakbyśmy wpadali do niego co wtorek.

– Proszę pana... Kapitanie! Co tu się dzieje? Dlaczego on nic nie widzi? – zapytałem. – Przecież to ja mam chore oczy!

Staruszek znowu buchnął dymem i mruknął.

– Na wojnie jak to na wojnie. Raz jednego trafi, raz innego, wszystkim rządzi potężny władca – przypadek.

– Co pan mówi?! Jaka wojna, jaki przypadek? Nie ma żadnej wojny! – zdenerwowałem się.

– Wojna trwa od zawsze i nigdy się nie kończy – powiedział staruszek. – Dlatego trzeba przekazać meldunek żołnierzom. A skoro ptak uciekł – a nie będę przypominał, czyja to wina – to musimy znaleźć inny sposób, żeby im go dostarczyć.

To „musimy” powiedział z naciskiem i spojrzał na mnie tak, jakby liczył, że powiem mu, jak to zrobić. Musiałem mieć smętną minę, bo uśmiechnął się, wypuścił kolejny obłoczek dymu i dodał:

– Ale tym zajmiemy się potem. Najpierw trzeba coś zjeść. Głodny żołnierz to nieskuteczny żołnierz.

I pokuśtykał do pieca. Zamieszał w garnku z kaszą i nagle cały pokój wypełnił się smakowitym zapachem.

– Siadajcie do stołu, chłopcy...

Chcąc nie chcąc (no cóż, raczej nie chciałem) podszedłem do Eryka i pomogłem mu dojść do stołu, a potem – usiąść na krześle, które przyjemnie zaskrzypiało. Lubię dźwięk skrzypiącego drewna, jakoś miło mi się kojarzy, więc w tamtej chwili poczułem w głębi serca dziwny spokój. Ale Eryk syknął przez zęby:

– Jeszcze mi za to zapłacisz! To wszystko twoja wina.

– Dobre sobie! – prychnąłem. Typek był naprawdę bezczelny. – A kto mi zabrał okulary?! A potem gonił mnie, żeby we mnie wpychać jakieś świństwo?!

Spuścił głowę. Spróbował kaszy. Trochę przy okazji rozsypał dookoła. Jeśli nie wiecie, jak to jest jeść kaszę, z trudem widząc łyżkę i talerz, proponuję zrobić to choć raz ze zmrużonymi oczami. Eryk jakoś tam sobie poradził. A dodam, że była to najlepsza kasza, jaką w życiu jadłem. Gryczana z cebulką i białym serem. A na popitkę Kapitan dał nam kefir.

– Jedyny sposób, by postawić żołnierza na nogi, to nakarmić go kaszą... i porcją muzyki! – Staruszek wyjął zza pieca harmonię. A potem usiadł i zaczął grać śliczną i pełną tęsknoty melodię.

Piraci mnie porwali, sprzedali niczym rzecz,

Lecz ja przeciąłem więzy, bo słowa znam jak miecz.

I śpiewam o wolności – ta pieśń prowadzi mnie.

I zawsze wskaże drogę, gdy błądzę jak we mgle.

Wszystko, co mam,

to pieśń wolności.

Mój największy skarb!

Wolności pieśń...

Wolności pieśń...

– Gdzieś to już słyszałem – szepnął Eryk. – Ale nie mogę sobie przypomnieć gdzie. Ja sam też czułem, jakbym to znał. Kojarzyło mi się z piosenką, której słuchali moi rodzice.

Trudno powiedzieć, ile czasu minęło nam na podziwianiu gry Kapitana. Harmonia, tak jak i skrzypienie krzesła miały na nas kojący wpływ. Chyba do końca nie wierzyliśmy, że to się dzieje naprawdę. Jednak dzięki muzyce powoli zaczynaliśmy się przyzwyczajać do naszego nowego położenia. Tak jakbyśmy zapominali, kim byliśmy jeszcze parę chwil wcześniej. Ale nagle staruszek zerwał się z krzesła i zawołał:

– Dość! – i wcisnął instrument za piec, a następnie wyciągnął z tylnej kieszeni połatanych spodni niewielki zwitek papieru.

– Oto on – powiedział uroczyście. – Meldunek. Raz na tydzień gołąb pocztowy przenosi go do obozu naszych żołnierzy. Dzięki tej mapie – postukał krzywym paluchem w kartkę – wiedzą, w którym miejscu będą bezpieczni. Obszary wolne od wroga zaznaczyłem na niebiesko. Natomiast czerwone plamy to obozy nieprzyjacielskie.

– Przypominam, że ja nic nie widzę – zirytował się Eryk. – Straciłem wzrok.

– Oczywiście – uśmiechnął się staruszek. – Dlatego nauczysz się wszystkiego na pamięć. Zresztą to bardzo proste. Cała część osady na północ od starego kasztana jest bezpieczna – z wyjątkiem polany Trzech Sów. Tam nie wolno chodzić pod żadnym pozorem, bo to otwarty teren i łatwo dać się zaskoczyć nieprzyjacielowi. Natomiast część południowa jest opanowana przez wrogie wojsko. Na granicy ich terytorium mocno trzyma się tylko dom Alicji. Alicja to twarda sztuka, potrafi tak grzmotnąć z karabinu, że nikt nie odważy się podejść pod jej okno. Czyli, powtórzmy: północ jest w porządku – oprócz polany Trzech Sów, południe – zagrożone, poza chatą Alicji. Prawda, że proste?

fragment utworu Boba Marleya _Redemption Song_ w przekładzie autorki

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: