Dom w Kornwalii - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Dom w Kornwalii - ebook
Rosie otrzymała w spadku od dawnej przyjaciółki Amandy dom w Kornwalii. Amanda przed laty uwiodła i poślubiła Angela Di Capuę, którego Rosie bardzo kochała. Teraz Angelo próbuje nakłonić Rosie, by odsprzedała mu dom. Proponuje jej kompromis, który jego zdaniem będzie korzystny dla obojga…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2243-3 |
Rozmiar pliku: | 675 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Rosie nigdy wcześniej nie była świadkiem kremacji. Nawet jej ojca, zmarłego przed ośmioma laty, pochowano w ziemi. Na pogrzebie zjawiło się zaskakująco wielu znajomych, zważywszy na to, że ojciec spędził większość życia wpatrzony w szklankę whisky. Przyszli też jej przyjaciele, uznając, że w wieku osiemnastu lat potrzebuje wsparcia. Pomimo nałogu jej ojciec uchodził za jowialnego alkoholika, a liczba obecnych na pogrzebie dobitnie o tym świadczyła.
Zjawiła się późno. Było koszmarnie zimno i po drodze napotkała trudności: lód na torach, godzina szczytu w metrze, problemy z sygnalizacją. Zresztą celowo nie chciała dotrzeć na czas; zamierzała wślizgnąć się do przedsionka kaplicy i umknąć przed końcem nabożeństwa. Miała nadzieję wmieszać się w tłum.
Poczuła teraz, jak wali jej serce; na kremacji Amandy Di Capua, z domu Wheeler, zjawiła się zaledwie garstka ludzi. Chciała za wszelką cenę uciec, ale miała wrażenie, że jej nogi obdarzone są własną wolą; ruszyła w stronę grupki ludzi stojących z przodu. Nie odrywała oczu od pulchnego mężczyzny w średnim wieku, który zwracał się do pozostałych trzeźwym rzeczowym tonem.
Był tu oczywiście: Angelo Di Capua. Po co się oszukiwać, że go nie widziała? Jej wzrok od razu podążył w jego stronę. Łatwo było go zauważyć, jak zawsze. Trzy lata nie wystarczyły, by zapomnieć, jak jest wysoki i przystojny.
Koszmarne, nerwowe napięcie, które zaczęło narastać przed tygodniem, kiedy dowiedziała się przez telefon o śmierci Amandy, gdy postanowiła pójść na pogrzeb, bo Amanda była kiedyś jej przyjaciółką, przemieniło się teraz w niepowstrzymaną falę mdłości.
Zaczęła głęboko oddychać. Żałowała, że nie ma z nią Jacka, ale nie chciał brać w tym udziału. Czuł wobec ich niegdysiejszej przyjaciółki jeszcze głębszą niechęć niż Rosie.
Nabożeństwo dobiegło końca, a ona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, gdy ludzie stojący z przodu zaczęli się odwracać. Urna zniknęła za zasłoną. Po kilku minutach miała się zjawić następna grupa żałobników.
Była pewna, że Angelo zamieni z nią kilka słów. Nawet on odznaczał się podstawową grzecznością; zmusiła się do uśmiechu i ruszyła przed siebie, jakby chcąc się wmieszać w tłumek obecnych.
Był wśród nich Angelo. Piękny i pociągający. Jak przeżywał śmierć młodej żony? I czy widział Rosie? Rosie chciała uciec, ale było już za późno: w jej stronę podążała młoda kobieta, wyciągając rękę i przedstawiając się jako Lizzy Valance.
– Dzwoniłam. Pamiętasz? – Otarła oczy chusteczką.
– Tak, oczywiście…
– Wzięłam twój numer z notesu Mandy. Zawsze o tobie mówiła.
– Och, doprawdy?
Dostrzegała kątem oka Angela, który rozmawiał z pastorem, patrząc ukradkiem na zegarek. Nie wyglądał na rozpaczającego małżonka, ale co można o tym wiedzieć? Nie widziała ani jego, ani Amandy od długiego czasu. Docierała do niej paplanina Lizzy, która wspominała, że Mandy pod koniec życia piła. Rosie nie chciała wiedzieć o kłopotach swej byłej przyjaciółki. Czasy, kiedy darzyła Amandę sympatią, dawno minęły.
– Jak umarła? – przerwała trajkoczącej Lizzy. – Wspomniałaś o wypadku… Ktoś jeszcze w nim uczestniczył?
Angelo skończył rozmawiać z pastorem i odwrócił się do niej. Rosie znów skupiła uwagę na niskiej, pulchnej brunetce, zaciskając drżące dłonie.
– Na szczęście nie. Ale zaglądała do kieliszka. Powtarzałam jej, że powinna zwrócić się do kogoś o pomoc, ale nie chciała przyznać, że ma problem, i była taka zabawna, gdy… sama wiesz....
– Przepraszam. Muszę lecieć.
– Idziemy do małego pubu niedaleko jej domu.
– Przykro mi. – Wyczuwała, że Angelo się zbliża. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
Nie należało się tu zjawiać. Życie było brutalne, żadnych sentymentów. Ona, Jack i Amanda zaczęli razem swoją historię, ale skończyło się inaczej. Po co budzić licho?
Wiedziała, że go tu spotka. Czy sądziła, że nie zrobi to na niej wrażenia? Oddała mu serce, a on je wziął i odszedł w siną dal z jej najlepszą przyjaciółką. Naprawdę sobie wyobrażała, że zdołała się z tym pogodzić i że znów może spojrzeć mu w oczy?
Lizzy oddaliła się, a ona wciąż stała w miejscu.
– Rosie Tom… jesteś ostatnią osobą, jakiej bym się tu spodziewał. I niezbyt pożądaną.
Oczywiście, zauważył ją. Gdy tylko odwrócił się po krótkim nabożeństwie i ją zobaczył, od razu poczuł napięcie; ogarnęła go odraza i coś jeszcze, co gniewało go równie bardzo jak jej widok.
W tej zimnej kaplicy emanowała promienną urodą. Wysoka i wiotka jak trzcina, z tymi ogniście rudymi włosami, które zawsze przyciągały uwagę. Jej skóra była nieskazitelna i kremowa, a oczy przypominały barwą sherry. Odznaczała się olśniewającą urodą kobiety, dla której mężczyźni tracili głowy. Angelo skrzywił usta, starając się powstrzymać falę wspomnień.
– Mam prawo złożyć wyrazu szacunku – odparła chłodno Rosie.
– Nie rozśmieszaj mnie. Nie rozstałaś się z Amandą w przyjaźni. Jak się dowiedziałaś o jej śmierci?
Obcięła sobie włosy. Poprzednim razem opadały jej na ramiona. Ale i tak przyciągała wzrok jak zawsze.
– Lizzy do mnie zadzwoniła.
– I od razu pomyślałaś, że zapomnisz o wszystkim i przyjdziesz tu wylewać krokodyle łzy?
Rosie westchnęła głęboko. Z trudem na niego patrzyła. Za dużo wspomnień. Kruczoczarne włosy, niesamowite zielone oczy, ostre i surowe rysy, które podkreślały jego fizyczny powab. I szczupłe, muskularne, opalone ciało.
– Nie zamierzałam płakać – odparła cicho. – Ale dorastałyśmy razem. Muszę już iść. Cokolwiek się wydarzyło, przykro mi, Angelo.
Wybuchnął śmiechem.
– Przykro ci? Wyjdźmy stąd.
Nim zdążyła zaprotestować, chwycił ją za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Była całkowicie zaskoczona.
– To boli!
– Naprawdę? No dobra, po co tu przyszłaś, do diabła?
– Mówiłam ci. Wiele się zmieniło, ale przyjaźniłam się z Amandą. Chodziłyśmy razem do podstawówki. Żałuję, że sprawy przybrały taki obrót…
To był błąd. Nie musiała nawet widzieć jego twarzy. Wystarczyło brzmienie jego głosu, ostre jak brzytwa.
– Nie kupuję tego. Jesteś naciągaczką i jeśli sądzisz, że możesz tu przychodzić i sprawdzać, czy jest coś do zyskania, to radzę ci się zastanowić.
– Jak śmiesz!
– A czego mógłbym oczekiwać od skąpo ubranej kelnerki, którą spotkałem kiedyś w koktajlbarze?
Rosie zrobiło się czerwono przed oczami. Zapiekła ją dłoń, kiedy walnęła go w policzek. Nim zdążyła się cofnąć, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie; poczuła tę męską woń, która zawsze wydawała jej się taka oszałamiająca.
– Na twoim miejscu nie robiłbym tego drugi raz.
– Przepraszam – wymamrotała, zdumiona własną porywczością, a jeszcze bardziej reakcją swego ciała na jego bliskość. Próbowała się uwolnić z jego żelaznego uścisku, a on puścił ją nagle.
– Nie lubię słowa „naciągaczka”. Nie przyszłam tu, żeby się przekonać, czy mogę coś od ciebie dostać. Jeśli wyobrażałeś sobie choć przez chwilę, że…
– Zawsze byłaś oportunistką.
– Już ci powiedziałam…
– Owszem. Nie popełnię ponownie tego samego błędu.
Uśmiechnął się cynicznie. Nawet po tak długim czasie, pomimo całej nienawiści wobec stojącej przed nim kobiety, Angelo nie mógł oderwać oczu od jej twarzy. Tak jak nie mógł nad sobą zapanować, gdy jej ciało przywarło do niego.
– Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić.
– Doskonale. – Wzruszył ramionami, co wydało jej się dziwnie podniecające.
Rosie była nim oczarowana od chwili, gdy go ujrzała. Już od ponad roku podawała w ekskluzywnym klubie drinki nadzianym klientom; byli to na ogół żonaci mężczyźni szukający przygody. Dorastała na osiedlu domów komunalnych, ale nawet tam nie spotykała się tak często z zaczepkami.
Nie było to spełnienie jej marzeń, kiedy uciekła od życia pozbawionego wszelkich nadziei i szans. Zamierzała pracować w jednej z tych ekskluzywnych restauracji, a potem założyć własny interes. Catering. Uwielbiała gotować, ale nigdzie nie chcieli jej przyjąć. Kwalifikacje? Wykształcenie? Nie? Przykro nam… Odezwiemy się do pani…
Skończyło się na tym, że podawała w skąpym stroju drinki otyłym biznesmenom. Olśniewająca uroda zapewniała jej sowite napiwki. Jaki miała wybór? Potrzebowała pieniędzy. Pewnej nocy, zmordowana, popatrzyła na drugi koniec sali i zobaczyła Angela Di Capuę. Istny samiec alfa o znudzonym wyrazie twarzy i wzroście stu dziewięćdziesięciu centymetrów w otoczeniu sześciu biznesmenów. Jej los był w tamtej chwili przesądzony.
Otrząsnęła się ze wspomnień i zauważyła, że Angelo patrzy na nią z lodowatym chłodem.
– Chcesz rozmawiać w sposób uprzejmy? – uśmiechnął się, a ona poczuła dreszcz. – W porządku. Co robiłaś przez tych kilka lat? Wciąż polujesz w barach na bogatych mężczyzn?
– Nigdy tego nie robiłam.
– Rzadko się ze sobą zgadzamy, jak widać.
Nie zawsze tak było. Wydawało mu się kiedyś, że nigdy nie poznał nikogo równie wspaniałego jak ona. Teraz myślał o tym z głębokim bólem.
– Nie… nie pracuję już od jakiegoś czasu. – Starała się mówić od niechcenia. Wiedziała, że powinna na dobrą sprawę stąd odejść, ale wciąż pragnęła z nim pozostać. Wciąż była nim zauroczona. – Prawdę powiedziawszy, ukończyłam kilka lat temu college gastronomiczny i od tego czasu pracuję w ekskluzywnej restauracji, tutaj, w Londynie. To ciężka praca, ale lubię ją.
– Trudno mi sobie wyobrazić, że chowasz się gdzieś za kulisami i wyrzekasz sowitych napiwków.
– Nie obchodzi mnie, co sobie wyobrażasz. Wiesz, że zawsze chciałam pracować w tym biznesie.
– Przestałem wierzyć w to, co o tobie myślałem, już dawno temu. Ale masz rację. Nie ma sensu tracić czasu na coś, co nie ma już żadnego znaczenia. Zmieńmy temat. Złapałaś już jakiegoś nieszczęsnego faceta? Nie mów mi, że wciąż jesteś sama.
Angelo nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie, ale po co walczyć z prawdą? Zastanawiał się nad tym przez ostatnie lata. Nie był zachwycony, że ciekawi go kobieta, którą wykluczył ze swego życia, ale nie potrafił się powstrzymać.
Rosie znieruchomiała.
– Wciąż jestem sama – roześmiała się nerwowo.
Angelo popatrzył na nią badawczo. Nie widział jej od dawna, a jednak wciąż potrafił wyczuć w jej głosie nieznaczne drgnienia tonu, zdradzające jej myśli. Zatem był jakiś mężczyzna w jej życiu.
– Dlaczego ci nie wierzę? – spytał cicho. – Po co te gierki, Rosie? Myślisz, że mnie obchodzi to, co się dzieje w twoim życiu?
– Wiem, że nie. I to nie twoja sprawa, czy z kimś jestem. – Kusiło ją, by powiedzieć mu o Ianie i udawać, że ma kogoś, ale nie potrafiła uciec się do kłamstwa. Sama myśl o tym człowieku przyprawiała ją o mdłości. – Czas na mnie.
Po kilku krokach omal się nie potknęła. Odzwyczaiła się już od szpilek.
– Dobry pomysł – odparł Angelo. – Przestaniemy udawać, że się sobą interesujemy.
Odwrócił się gwałtownie, chcąc odejść. Inni już wyszli na zewnątrz.
Rosie domyśliła się, że wszyscy wybierają się do baru. Zauważyła, że Lizzy pomachała do niej, i zorientowała się, co tamta podejrzewa – że jedna z przyjaciółek zjawiła się na pogrzebie i teraz zamierza zniknąć z mężem zmarłej.
Wcześniej nie zwracała uwagi na pozostałych ludzi, ale teraz zauważyła, że w ich stronę zmierza niski, pulchny mężczyzna, którego dostrzegła wcześniej w pierwszym rzędzie. Przystanęła, tak jak Angelo.
Zastanawiała się, jak wyglądało jego małżeństwo. Byli szczęśliwi? Nie sądziła, ale kto wie?
– Foreman.
Angelo przywitał się z tamtym, potem odwrócił się, by ich sobie przedstawić. James Foreman był prawnikiem, jak się okazało.
– Nic specjalnego. – James wyciągnął do niej rękę. – Drobna praktyka niedaleko Twickenham. Co za ziąb, prawda? – Nagle przypomniał sobie, że jest na pogrzebie. – Okropna strata. Okropna.
– Pannie Tom trochę się spieszy, Foreman.
Rosie skinęła głową.
– Obawiam się, że czas na mnie. Przyjechałam aż ze wschodniego Londynu i muszę się zbierać.
– Rozumiem, ale chcę z wami zamienić słowo. – James Foreman rozejrzał się, jakby szukał ustronnego miejsca.
Rosie nie wiedziała, co o tym myśleć. Chciała jak najszybciej stąd odejść. To, że znów zobaczyła Angela, było błędem. Należało zamknąć ten rozdział życia raz na zawsze.
– O co chodzi, Foreman? – spytał Angelo.
– To zrządzenie losu, że was tu spotkałem. Oczywiście, panie Di Capua, wiedziałem, że pan tu będzie, ale jeśli chodzi o pannę Tom…
– Do rzeczy, Foreman.
– Chodzi o testament.
Rosie nie miała pojęcia, co to ma z nią wspólnego. Popatrzyła na Angela, jej wzrok przyciągnęły piękne, surowe rysy jego twarzy, tak jak ćmę przyciąga niebezpieczny płomień.
Wciąż pamiętała ich ostatnią rozmowę. Chłód w jego oczach, pogardę w głosie, kiedy powiedział, że nic chce mieć z nią więcej do czynienia. Spotykali się od roku i był to najwspanialszy okres w jej życiu. Wciąż się dziwiła, że ten cudowny i bogaty mężczyzna ugania się za nią. Potem wyznał, że od razu jej zapragnął. I że zawsze dostaje to, co chce.
Oczywiście, sprawy nie przedstawiały się tak różowo. Problemy z Jackiem pogłębiały się, Amanda zaś… Jak mogła się nie domyślić, że kiedy ona rozpływała się w zachwytach nad miłością swego życia, jej najlepsza przyjaciółka pogrąża się w zazdrości i urazach, które pewnego dnia miały przerodzić się w istny koszmar?
James Foreman wciąż mówił przyciszonym głosem, prowadząc ich w stronę parkingu.
– Chwileczkę – powiedziała Rosie, przystając w pół kroku. – Nie wiem, o co tu chodzi. Muszę wracać do domu.
– Nie słuchałaś tego, co powiedział Foreman?
Nie, nie słuchała.
– Amanda zostawiła testament. Co to ma wspólnego ze mną? Nie widziałam jej przez trzy lata. – Spojrzała przepraszająco na adwokata, który zapewne o niczym nie wiedział. – Doszło między nami do pewnego konfliktu, panie Foreman, choć ja i Amanda przyjaźniłyśmy się kiedyś. Przyszłam tu, bo było mi przykro z tego powodu.
– Wiem wszystko o tym konflikcie, moja droga.
– Jakim cudem?
– Pani przyjaciółka…
– Dawna przyjaciółka.
– Pani dawna przyjaciółka była bardzo wrażliwą kobietą. Zjawiła się u mnie, kiedy… miała pewne trudności…
– Jakie? – Rosie roześmiała się gorzko. Mandy rozegrała to po swojemu i zdobyła to, co chciała: Angela Di Capuę. „W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”, powiedziała do Rosie, kiedy miały piętnaście lat.
– Niedaleko jest małe bistro. Możemy tam od razu pojechać, a wy nie będziecie musieli zjawiać się rano w moim biurze. Może pan zadzwonić do swojego kierowcy, panie Di Capua, i powiedzieć, żeby przyjechał za jakąś godzinę?
Angelo cmoknął zniecierpliwiony, ale sięgnął po komórkę, a potem wsiadł do wozu adwokata. Rosie, nie mając wyboru, poszła w jego ślady. Dwadzieścia minut później siedzieli w bistro.
– Trudno mi uwierzyć, że Amanda zostawiła testament – oznajmił Angelo, gdy tylko usiedli przy stoliku. – Nie miała w życiu nikogo.
– Zdziwiłby się pan – odparł prawnik.
– O jakich trudnościach pan wspominał? – spytała Rosie.
– Pani przyjaciółka była wrażliwą kobietą, dźwigającą na swych barkach brzemię, z którym sobie nie radziła. Przyszła do mnie w sprawie pewnej nieruchomości. Wie pan, o czym mówię, panie Di Capua… o pewnej chacie w Kornwalii. – Zwrócił się z uśmiechem do Rosie. – Rozumiem problemy, jakie się między wami pojawiły. Stałem się dla pani przyjaciółki kimś w rodzaju ojca. Nieraz gościliśmy ją z żoną na obiedzie. Oboje staraliśmy się jej pomóc.
– Czy przejdziemy wreszcie do rzeczy, Foreman?
– Chodzi o to, że ta chata dużo znaczyła dla pańskiej żony, panie Di Capua. To było jej schronienie.
– Przed czym? – spytała Rosie, spoglądając na Angela, który się zaczerwienił.
– Nie jesteśmy tu po to, żeby rozmawiać o moim małżeństwie – warknął, odpowiadając na jej wzrok lodowatym spojrzeniem. – Owszem, często tam bywała. I co z tego?
Jakim cudem potrafiła wywołać w nim taką reakcję? Czy odczuwał jedynie nienawiść?
– Chata, wraz z przyległym terenem, należała do niej. Przypomina pan sobie, jak Amanda nalegała krótko po waszym ślubie, żeby przekazał jej pan tę nieruchomość?
– Tak. Zgodziłem się, ponieważ byłem właścicielem sąsiedniej posiadłości. Dzięki temu mogłem mieć Amandę na oku.
– Mieć ją na oku? Dlaczego?
Znowu na nią spojrzał i poczuł przypływ emocji, jakich nie odczuwał już od dawna.
– Miała problem z alkoholem. Chata jej się podobała, bo Amanda pragnęła spokoju. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę jej zamiłowanie do butelki, nie mogłem zostawiać jej bez nadzoru. Nie wiedziała, że jestem właścicielem sąsiedniej posesji. Jeden z moich ludzi kontrolował ją od czasu do czasu.
– Nie mogę uwierzyć, że zaczęła pić.
– Chcesz powiedzieć, że to ja ją do tego doprowadziłem?
– Oczywiście, że nie!
– Nie jesteś tu na moją prośbę. I nie masz prawa do żadnych wyjaśnień z mojej strony. Straciłaś je trzy lata temu.
Rosie zaczerwieniła się, przypominając sobie, że nie są sami. Była świadoma tylko obecności Angela, który patrzył na nią z głęboką wrogością.
– Zapomniałeś, że też nie mam tu ochoty z tobą siedzieć.
James Foreman odchrząknął znacząco i Angelo przestał wpatrywać się gniewnie w Rosie.
– Proszę przejść do rzeczy – zwrócił się do prawnika.
– Zapisała tę chatę pani, panno Tom.
– To śmieszne! – zawołał Angelo, zanim Rosie zdążyła uświadomić sobie sens słów adwokata.
– To bezdyskusyjne, panie Di Capua. Amanda zapisała chatę swojej przyjaciółce.
– Po co miałaby to robić? – spytała zdumiona Rosie.
– Zanim cokolwiek postanowisz, zapewniam, że przekroczysz próg tej chaty po moim trupie. – Wyprostował się i spojrzał na adwokata, który nie wydawał się nawet odrobinę przestraszony.
– Obawiam się, że niewiele może pan zrobić, by odwieść pannę Tom od przyjęcia tego, co jej zapisano – oznajmił James Foreman i popatrzył ciepło na Rosie. – Cokolwiek się między wami wydarzyło, moja droga, zrodziło to żal.
– Nigdy by mi się nie śniło przyjmować cokolwiek od Amandy, panie Foreman.
– Alleluja! – Angelo wyrzucił w górę ręce w geście triumfu. – Przynajmniej raz się zgadzamy. Skoro ta mała farsa dobiegła końca, proponuję, żebyście przygotowali dokument, w którym panna Tom zrzeknie się wszelkich roszczeń wobec mojej własności. To już wszystko?
– Zawsze chciała pani zajmować się cateringiem, nie mylę się, panno Tom?
Rosie skinęła tylko głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
– Skąd pan wie?
– Amanda interesowała się pani życiem. Może warto się zastanowić, co nią kierowało, jeśli chodzi o ten legat. Oczywiście, powinna pani pójść za głosem serca, lecz Amanda zaczęła uprawiać ziemię na swojej działce. To spory kawałek, jeśli się nie mylę.
– Ta rozmowa jest bez sensu! – oświadczył zdecydowanie Angelo.
– Moim obowiązkiem jest wyjaśnienie wszystkich okoliczności związanych z testamentem – mruknął prawnik. – Amanda miała określone plany co do tej nieruchomości.
– Ale nie wiedziała, że… nie mogła przewidzieć, co się z nią stanie…
– Czuła, że nie jest jej pisane długie życie. Myślę też, że chciała się z panią skontaktować i przekazać pani tę ziemię. Los pokrzyżował jej zamiary.
– Zaskoczył mnie pan – oznajmiła oszołomiona Rosie. – Może… obejrzę tę chatę.
Choćby po to, by zamknąć ten rozdział raz na zawsze, odwiedzając miejsce, które jej niegdysiejsza przyjaciółka uważała najwidoczniej za swój azyl.
– Tak – podjęła nagle decyzję, nie mając odwagi spojrzeć na Angela pogrążonego w groźnym milczeniu. – Myślę, że bardzo bym chciała ją zobaczyć, panie Foreman.
Rosie nigdy wcześniej nie była świadkiem kremacji. Nawet jej ojca, zmarłego przed ośmioma laty, pochowano w ziemi. Na pogrzebie zjawiło się zaskakująco wielu znajomych, zważywszy na to, że ojciec spędził większość życia wpatrzony w szklankę whisky. Przyszli też jej przyjaciele, uznając, że w wieku osiemnastu lat potrzebuje wsparcia. Pomimo nałogu jej ojciec uchodził za jowialnego alkoholika, a liczba obecnych na pogrzebie dobitnie o tym świadczyła.
Zjawiła się późno. Było koszmarnie zimno i po drodze napotkała trudności: lód na torach, godzina szczytu w metrze, problemy z sygnalizacją. Zresztą celowo nie chciała dotrzeć na czas; zamierzała wślizgnąć się do przedsionka kaplicy i umknąć przed końcem nabożeństwa. Miała nadzieję wmieszać się w tłum.
Poczuła teraz, jak wali jej serce; na kremacji Amandy Di Capua, z domu Wheeler, zjawiła się zaledwie garstka ludzi. Chciała za wszelką cenę uciec, ale miała wrażenie, że jej nogi obdarzone są własną wolą; ruszyła w stronę grupki ludzi stojących z przodu. Nie odrywała oczu od pulchnego mężczyzny w średnim wieku, który zwracał się do pozostałych trzeźwym rzeczowym tonem.
Był tu oczywiście: Angelo Di Capua. Po co się oszukiwać, że go nie widziała? Jej wzrok od razu podążył w jego stronę. Łatwo było go zauważyć, jak zawsze. Trzy lata nie wystarczyły, by zapomnieć, jak jest wysoki i przystojny.
Koszmarne, nerwowe napięcie, które zaczęło narastać przed tygodniem, kiedy dowiedziała się przez telefon o śmierci Amandy, gdy postanowiła pójść na pogrzeb, bo Amanda była kiedyś jej przyjaciółką, przemieniło się teraz w niepowstrzymaną falę mdłości.
Zaczęła głęboko oddychać. Żałowała, że nie ma z nią Jacka, ale nie chciał brać w tym udziału. Czuł wobec ich niegdysiejszej przyjaciółki jeszcze głębszą niechęć niż Rosie.
Nabożeństwo dobiegło końca, a ona poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy, gdy ludzie stojący z przodu zaczęli się odwracać. Urna zniknęła za zasłoną. Po kilku minutach miała się zjawić następna grupa żałobników.
Była pewna, że Angelo zamieni z nią kilka słów. Nawet on odznaczał się podstawową grzecznością; zmusiła się do uśmiechu i ruszyła przed siebie, jakby chcąc się wmieszać w tłumek obecnych.
Był wśród nich Angelo. Piękny i pociągający. Jak przeżywał śmierć młodej żony? I czy widział Rosie? Rosie chciała uciec, ale było już za późno: w jej stronę podążała młoda kobieta, wyciągając rękę i przedstawiając się jako Lizzy Valance.
– Dzwoniłam. Pamiętasz? – Otarła oczy chusteczką.
– Tak, oczywiście…
– Wzięłam twój numer z notesu Mandy. Zawsze o tobie mówiła.
– Och, doprawdy?
Dostrzegała kątem oka Angela, który rozmawiał z pastorem, patrząc ukradkiem na zegarek. Nie wyglądał na rozpaczającego małżonka, ale co można o tym wiedzieć? Nie widziała ani jego, ani Amandy od długiego czasu. Docierała do niej paplanina Lizzy, która wspominała, że Mandy pod koniec życia piła. Rosie nie chciała wiedzieć o kłopotach swej byłej przyjaciółki. Czasy, kiedy darzyła Amandę sympatią, dawno minęły.
– Jak umarła? – przerwała trajkoczącej Lizzy. – Wspomniałaś o wypadku… Ktoś jeszcze w nim uczestniczył?
Angelo skończył rozmawiać z pastorem i odwrócił się do niej. Rosie znów skupiła uwagę na niskiej, pulchnej brunetce, zaciskając drżące dłonie.
– Na szczęście nie. Ale zaglądała do kieliszka. Powtarzałam jej, że powinna zwrócić się do kogoś o pomoc, ale nie chciała przyznać, że ma problem, i była taka zabawna, gdy… sama wiesz....
– Przepraszam. Muszę lecieć.
– Idziemy do małego pubu niedaleko jej domu.
– Przykro mi. – Wyczuwała, że Angelo się zbliża. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje.
Nie należało się tu zjawiać. Życie było brutalne, żadnych sentymentów. Ona, Jack i Amanda zaczęli razem swoją historię, ale skończyło się inaczej. Po co budzić licho?
Wiedziała, że go tu spotka. Czy sądziła, że nie zrobi to na niej wrażenia? Oddała mu serce, a on je wziął i odszedł w siną dal z jej najlepszą przyjaciółką. Naprawdę sobie wyobrażała, że zdołała się z tym pogodzić i że znów może spojrzeć mu w oczy?
Lizzy oddaliła się, a ona wciąż stała w miejscu.
– Rosie Tom… jesteś ostatnią osobą, jakiej bym się tu spodziewał. I niezbyt pożądaną.
Oczywiście, zauważył ją. Gdy tylko odwrócił się po krótkim nabożeństwie i ją zobaczył, od razu poczuł napięcie; ogarnęła go odraza i coś jeszcze, co gniewało go równie bardzo jak jej widok.
W tej zimnej kaplicy emanowała promienną urodą. Wysoka i wiotka jak trzcina, z tymi ogniście rudymi włosami, które zawsze przyciągały uwagę. Jej skóra była nieskazitelna i kremowa, a oczy przypominały barwą sherry. Odznaczała się olśniewającą urodą kobiety, dla której mężczyźni tracili głowy. Angelo skrzywił usta, starając się powstrzymać falę wspomnień.
– Mam prawo złożyć wyrazu szacunku – odparła chłodno Rosie.
– Nie rozśmieszaj mnie. Nie rozstałaś się z Amandą w przyjaźni. Jak się dowiedziałaś o jej śmierci?
Obcięła sobie włosy. Poprzednim razem opadały jej na ramiona. Ale i tak przyciągała wzrok jak zawsze.
– Lizzy do mnie zadzwoniła.
– I od razu pomyślałaś, że zapomnisz o wszystkim i przyjdziesz tu wylewać krokodyle łzy?
Rosie westchnęła głęboko. Z trudem na niego patrzyła. Za dużo wspomnień. Kruczoczarne włosy, niesamowite zielone oczy, ostre i surowe rysy, które podkreślały jego fizyczny powab. I szczupłe, muskularne, opalone ciało.
– Nie zamierzałam płakać – odparła cicho. – Ale dorastałyśmy razem. Muszę już iść. Cokolwiek się wydarzyło, przykro mi, Angelo.
Wybuchnął śmiechem.
– Przykro ci? Wyjdźmy stąd.
Nim zdążyła zaprotestować, chwycił ją za ramię i wyprowadził na zewnątrz. Była całkowicie zaskoczona.
– To boli!
– Naprawdę? No dobra, po co tu przyszłaś, do diabła?
– Mówiłam ci. Wiele się zmieniło, ale przyjaźniłam się z Amandą. Chodziłyśmy razem do podstawówki. Żałuję, że sprawy przybrały taki obrót…
To był błąd. Nie musiała nawet widzieć jego twarzy. Wystarczyło brzmienie jego głosu, ostre jak brzytwa.
– Nie kupuję tego. Jesteś naciągaczką i jeśli sądzisz, że możesz tu przychodzić i sprawdzać, czy jest coś do zyskania, to radzę ci się zastanowić.
– Jak śmiesz!
– A czego mógłbym oczekiwać od skąpo ubranej kelnerki, którą spotkałem kiedyś w koktajlbarze?
Rosie zrobiło się czerwono przed oczami. Zapiekła ją dłoń, kiedy walnęła go w policzek. Nim zdążyła się cofnąć, chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie; poczuła tę męską woń, która zawsze wydawała jej się taka oszałamiająca.
– Na twoim miejscu nie robiłbym tego drugi raz.
– Przepraszam – wymamrotała, zdumiona własną porywczością, a jeszcze bardziej reakcją swego ciała na jego bliskość. Próbowała się uwolnić z jego żelaznego uścisku, a on puścił ją nagle.
– Nie lubię słowa „naciągaczka”. Nie przyszłam tu, żeby się przekonać, czy mogę coś od ciebie dostać. Jeśli wyobrażałeś sobie choć przez chwilę, że…
– Zawsze byłaś oportunistką.
– Już ci powiedziałam…
– Owszem. Nie popełnię ponownie tego samego błędu.
Uśmiechnął się cynicznie. Nawet po tak długim czasie, pomimo całej nienawiści wobec stojącej przed nim kobiety, Angelo nie mógł oderwać oczu od jej twarzy. Tak jak nie mógł nad sobą zapanować, gdy jej ciało przywarło do niego.
– Nie przyszłam tu, żeby się z tobą kłócić.
– Doskonale. – Wzruszył ramionami, co wydało jej się dziwnie podniecające.
Rosie była nim oczarowana od chwili, gdy go ujrzała. Już od ponad roku podawała w ekskluzywnym klubie drinki nadzianym klientom; byli to na ogół żonaci mężczyźni szukający przygody. Dorastała na osiedlu domów komunalnych, ale nawet tam nie spotykała się tak często z zaczepkami.
Nie było to spełnienie jej marzeń, kiedy uciekła od życia pozbawionego wszelkich nadziei i szans. Zamierzała pracować w jednej z tych ekskluzywnych restauracji, a potem założyć własny interes. Catering. Uwielbiała gotować, ale nigdzie nie chcieli jej przyjąć. Kwalifikacje? Wykształcenie? Nie? Przykro nam… Odezwiemy się do pani…
Skończyło się na tym, że podawała w skąpym stroju drinki otyłym biznesmenom. Olśniewająca uroda zapewniała jej sowite napiwki. Jaki miała wybór? Potrzebowała pieniędzy. Pewnej nocy, zmordowana, popatrzyła na drugi koniec sali i zobaczyła Angela Di Capuę. Istny samiec alfa o znudzonym wyrazie twarzy i wzroście stu dziewięćdziesięciu centymetrów w otoczeniu sześciu biznesmenów. Jej los był w tamtej chwili przesądzony.
Otrząsnęła się ze wspomnień i zauważyła, że Angelo patrzy na nią z lodowatym chłodem.
– Chcesz rozmawiać w sposób uprzejmy? – uśmiechnął się, a ona poczuła dreszcz. – W porządku. Co robiłaś przez tych kilka lat? Wciąż polujesz w barach na bogatych mężczyzn?
– Nigdy tego nie robiłam.
– Rzadko się ze sobą zgadzamy, jak widać.
Nie zawsze tak było. Wydawało mu się kiedyś, że nigdy nie poznał nikogo równie wspaniałego jak ona. Teraz myślał o tym z głębokim bólem.
– Nie… nie pracuję już od jakiegoś czasu. – Starała się mówić od niechcenia. Wiedziała, że powinna na dobrą sprawę stąd odejść, ale wciąż pragnęła z nim pozostać. Wciąż była nim zauroczona. – Prawdę powiedziawszy, ukończyłam kilka lat temu college gastronomiczny i od tego czasu pracuję w ekskluzywnej restauracji, tutaj, w Londynie. To ciężka praca, ale lubię ją.
– Trudno mi sobie wyobrazić, że chowasz się gdzieś za kulisami i wyrzekasz sowitych napiwków.
– Nie obchodzi mnie, co sobie wyobrażasz. Wiesz, że zawsze chciałam pracować w tym biznesie.
– Przestałem wierzyć w to, co o tobie myślałem, już dawno temu. Ale masz rację. Nie ma sensu tracić czasu na coś, co nie ma już żadnego znaczenia. Zmieńmy temat. Złapałaś już jakiegoś nieszczęsnego faceta? Nie mów mi, że wciąż jesteś sama.
Angelo nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie, ale po co walczyć z prawdą? Zastanawiał się nad tym przez ostatnie lata. Nie był zachwycony, że ciekawi go kobieta, którą wykluczył ze swego życia, ale nie potrafił się powstrzymać.
Rosie znieruchomiała.
– Wciąż jestem sama – roześmiała się nerwowo.
Angelo popatrzył na nią badawczo. Nie widział jej od dawna, a jednak wciąż potrafił wyczuć w jej głosie nieznaczne drgnienia tonu, zdradzające jej myśli. Zatem był jakiś mężczyzna w jej życiu.
– Dlaczego ci nie wierzę? – spytał cicho. – Po co te gierki, Rosie? Myślisz, że mnie obchodzi to, co się dzieje w twoim życiu?
– Wiem, że nie. I to nie twoja sprawa, czy z kimś jestem. – Kusiło ją, by powiedzieć mu o Ianie i udawać, że ma kogoś, ale nie potrafiła uciec się do kłamstwa. Sama myśl o tym człowieku przyprawiała ją o mdłości. – Czas na mnie.
Po kilku krokach omal się nie potknęła. Odzwyczaiła się już od szpilek.
– Dobry pomysł – odparł Angelo. – Przestaniemy udawać, że się sobą interesujemy.
Odwrócił się gwałtownie, chcąc odejść. Inni już wyszli na zewnątrz.
Rosie domyśliła się, że wszyscy wybierają się do baru. Zauważyła, że Lizzy pomachała do niej, i zorientowała się, co tamta podejrzewa – że jedna z przyjaciółek zjawiła się na pogrzebie i teraz zamierza zniknąć z mężem zmarłej.
Wcześniej nie zwracała uwagi na pozostałych ludzi, ale teraz zauważyła, że w ich stronę zmierza niski, pulchny mężczyzna, którego dostrzegła wcześniej w pierwszym rzędzie. Przystanęła, tak jak Angelo.
Zastanawiała się, jak wyglądało jego małżeństwo. Byli szczęśliwi? Nie sądziła, ale kto wie?
– Foreman.
Angelo przywitał się z tamtym, potem odwrócił się, by ich sobie przedstawić. James Foreman był prawnikiem, jak się okazało.
– Nic specjalnego. – James wyciągnął do niej rękę. – Drobna praktyka niedaleko Twickenham. Co za ziąb, prawda? – Nagle przypomniał sobie, że jest na pogrzebie. – Okropna strata. Okropna.
– Pannie Tom trochę się spieszy, Foreman.
Rosie skinęła głową.
– Obawiam się, że czas na mnie. Przyjechałam aż ze wschodniego Londynu i muszę się zbierać.
– Rozumiem, ale chcę z wami zamienić słowo. – James Foreman rozejrzał się, jakby szukał ustronnego miejsca.
Rosie nie wiedziała, co o tym myśleć. Chciała jak najszybciej stąd odejść. To, że znów zobaczyła Angela, było błędem. Należało zamknąć ten rozdział życia raz na zawsze.
– O co chodzi, Foreman? – spytał Angelo.
– To zrządzenie losu, że was tu spotkałem. Oczywiście, panie Di Capua, wiedziałem, że pan tu będzie, ale jeśli chodzi o pannę Tom…
– Do rzeczy, Foreman.
– Chodzi o testament.
Rosie nie miała pojęcia, co to ma z nią wspólnego. Popatrzyła na Angela, jej wzrok przyciągnęły piękne, surowe rysy jego twarzy, tak jak ćmę przyciąga niebezpieczny płomień.
Wciąż pamiętała ich ostatnią rozmowę. Chłód w jego oczach, pogardę w głosie, kiedy powiedział, że nic chce mieć z nią więcej do czynienia. Spotykali się od roku i był to najwspanialszy okres w jej życiu. Wciąż się dziwiła, że ten cudowny i bogaty mężczyzna ugania się za nią. Potem wyznał, że od razu jej zapragnął. I że zawsze dostaje to, co chce.
Oczywiście, sprawy nie przedstawiały się tak różowo. Problemy z Jackiem pogłębiały się, Amanda zaś… Jak mogła się nie domyślić, że kiedy ona rozpływała się w zachwytach nad miłością swego życia, jej najlepsza przyjaciółka pogrąża się w zazdrości i urazach, które pewnego dnia miały przerodzić się w istny koszmar?
James Foreman wciąż mówił przyciszonym głosem, prowadząc ich w stronę parkingu.
– Chwileczkę – powiedziała Rosie, przystając w pół kroku. – Nie wiem, o co tu chodzi. Muszę wracać do domu.
– Nie słuchałaś tego, co powiedział Foreman?
Nie, nie słuchała.
– Amanda zostawiła testament. Co to ma wspólnego ze mną? Nie widziałam jej przez trzy lata. – Spojrzała przepraszająco na adwokata, który zapewne o niczym nie wiedział. – Doszło między nami do pewnego konfliktu, panie Foreman, choć ja i Amanda przyjaźniłyśmy się kiedyś. Przyszłam tu, bo było mi przykro z tego powodu.
– Wiem wszystko o tym konflikcie, moja droga.
– Jakim cudem?
– Pani przyjaciółka…
– Dawna przyjaciółka.
– Pani dawna przyjaciółka była bardzo wrażliwą kobietą. Zjawiła się u mnie, kiedy… miała pewne trudności…
– Jakie? – Rosie roześmiała się gorzko. Mandy rozegrała to po swojemu i zdobyła to, co chciała: Angela Di Capuę. „W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone”, powiedziała do Rosie, kiedy miały piętnaście lat.
– Niedaleko jest małe bistro. Możemy tam od razu pojechać, a wy nie będziecie musieli zjawiać się rano w moim biurze. Może pan zadzwonić do swojego kierowcy, panie Di Capua, i powiedzieć, żeby przyjechał za jakąś godzinę?
Angelo cmoknął zniecierpliwiony, ale sięgnął po komórkę, a potem wsiadł do wozu adwokata. Rosie, nie mając wyboru, poszła w jego ślady. Dwadzieścia minut później siedzieli w bistro.
– Trudno mi uwierzyć, że Amanda zostawiła testament – oznajmił Angelo, gdy tylko usiedli przy stoliku. – Nie miała w życiu nikogo.
– Zdziwiłby się pan – odparł prawnik.
– O jakich trudnościach pan wspominał? – spytała Rosie.
– Pani przyjaciółka była wrażliwą kobietą, dźwigającą na swych barkach brzemię, z którym sobie nie radziła. Przyszła do mnie w sprawie pewnej nieruchomości. Wie pan, o czym mówię, panie Di Capua… o pewnej chacie w Kornwalii. – Zwrócił się z uśmiechem do Rosie. – Rozumiem problemy, jakie się między wami pojawiły. Stałem się dla pani przyjaciółki kimś w rodzaju ojca. Nieraz gościliśmy ją z żoną na obiedzie. Oboje staraliśmy się jej pomóc.
– Czy przejdziemy wreszcie do rzeczy, Foreman?
– Chodzi o to, że ta chata dużo znaczyła dla pańskiej żony, panie Di Capua. To było jej schronienie.
– Przed czym? – spytała Rosie, spoglądając na Angela, który się zaczerwienił.
– Nie jesteśmy tu po to, żeby rozmawiać o moim małżeństwie – warknął, odpowiadając na jej wzrok lodowatym spojrzeniem. – Owszem, często tam bywała. I co z tego?
Jakim cudem potrafiła wywołać w nim taką reakcję? Czy odczuwał jedynie nienawiść?
– Chata, wraz z przyległym terenem, należała do niej. Przypomina pan sobie, jak Amanda nalegała krótko po waszym ślubie, żeby przekazał jej pan tę nieruchomość?
– Tak. Zgodziłem się, ponieważ byłem właścicielem sąsiedniej posiadłości. Dzięki temu mogłem mieć Amandę na oku.
– Mieć ją na oku? Dlaczego?
Znowu na nią spojrzał i poczuł przypływ emocji, jakich nie odczuwał już od dawna.
– Miała problem z alkoholem. Chata jej się podobała, bo Amanda pragnęła spokoju. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę jej zamiłowanie do butelki, nie mogłem zostawiać jej bez nadzoru. Nie wiedziała, że jestem właścicielem sąsiedniej posesji. Jeden z moich ludzi kontrolował ją od czasu do czasu.
– Nie mogę uwierzyć, że zaczęła pić.
– Chcesz powiedzieć, że to ja ją do tego doprowadziłem?
– Oczywiście, że nie!
– Nie jesteś tu na moją prośbę. I nie masz prawa do żadnych wyjaśnień z mojej strony. Straciłaś je trzy lata temu.
Rosie zaczerwieniła się, przypominając sobie, że nie są sami. Była świadoma tylko obecności Angela, który patrzył na nią z głęboką wrogością.
– Zapomniałeś, że też nie mam tu ochoty z tobą siedzieć.
James Foreman odchrząknął znacząco i Angelo przestał wpatrywać się gniewnie w Rosie.
– Proszę przejść do rzeczy – zwrócił się do prawnika.
– Zapisała tę chatę pani, panno Tom.
– To śmieszne! – zawołał Angelo, zanim Rosie zdążyła uświadomić sobie sens słów adwokata.
– To bezdyskusyjne, panie Di Capua. Amanda zapisała chatę swojej przyjaciółce.
– Po co miałaby to robić? – spytała zdumiona Rosie.
– Zanim cokolwiek postanowisz, zapewniam, że przekroczysz próg tej chaty po moim trupie. – Wyprostował się i spojrzał na adwokata, który nie wydawał się nawet odrobinę przestraszony.
– Obawiam się, że niewiele może pan zrobić, by odwieść pannę Tom od przyjęcia tego, co jej zapisano – oznajmił James Foreman i popatrzył ciepło na Rosie. – Cokolwiek się między wami wydarzyło, moja droga, zrodziło to żal.
– Nigdy by mi się nie śniło przyjmować cokolwiek od Amandy, panie Foreman.
– Alleluja! – Angelo wyrzucił w górę ręce w geście triumfu. – Przynajmniej raz się zgadzamy. Skoro ta mała farsa dobiegła końca, proponuję, żebyście przygotowali dokument, w którym panna Tom zrzeknie się wszelkich roszczeń wobec mojej własności. To już wszystko?
– Zawsze chciała pani zajmować się cateringiem, nie mylę się, panno Tom?
Rosie skinęła tylko głową. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
– Skąd pan wie?
– Amanda interesowała się pani życiem. Może warto się zastanowić, co nią kierowało, jeśli chodzi o ten legat. Oczywiście, powinna pani pójść za głosem serca, lecz Amanda zaczęła uprawiać ziemię na swojej działce. To spory kawałek, jeśli się nie mylę.
– Ta rozmowa jest bez sensu! – oświadczył zdecydowanie Angelo.
– Moim obowiązkiem jest wyjaśnienie wszystkich okoliczności związanych z testamentem – mruknął prawnik. – Amanda miała określone plany co do tej nieruchomości.
– Ale nie wiedziała, że… nie mogła przewidzieć, co się z nią stanie…
– Czuła, że nie jest jej pisane długie życie. Myślę też, że chciała się z panią skontaktować i przekazać pani tę ziemię. Los pokrzyżował jej zamiary.
– Zaskoczył mnie pan – oznajmiła oszołomiona Rosie. – Może… obejrzę tę chatę.
Choćby po to, by zamknąć ten rozdział raz na zawsze, odwiedzając miejsce, które jej niegdysiejsza przyjaciółka uważała najwidoczniej za swój azyl.
– Tak – podjęła nagle decyzję, nie mając odwagi spojrzeć na Angela pogrążonego w groźnym milczeniu. – Myślę, że bardzo bym chciała ją zobaczyć, panie Foreman.
więcej..