Domek przy plaży - ebook
Domek przy plaży - ebook
Roznosi was ciekawość, co słychać u Elle i Noah? Chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o namiętnym związku bohaterów filmowego hitu Netflixa – „The Kissing Booth”? Sięgnijcie po tę książkę!
Co roku Elle Evans spędza udane wakacje w domku przy plaży, należącym do rodziny Flynnów. Słońce, plaża, mnóstwo flirtowania – czegóż chcieć więcej?
Elle nie może się doczekać, żeby znów wybrać się nad morze, jednak w tym roku sprawy wyglądają nieco inaczej.
Elle i Noah teraz oficjalnie chodzą ze sobą – to niesamowite, ale tak jest! Elle nigdy nie była szczęśliwsza. Problem w tym, że po wakacjach Noah wyjeżdża na studia na Harvardzie. Co stanie się z ich związkiem?
Elle i Lee zawsze byli najlepszymi przyjaciółmi; nikt nie zna Elle tak dobrze jak Lee. Czy pojawienie się tego lata Rachel – nowej dziewczyny Lee – nie zmieni ich dotychczasowej relacji?
Elle tak bardzo chciałaby spędzić wymarzone wakacje z Noah i Lee, zanim na zawsze pożegna się z domkiem przy plaży.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66360-20-4 |
Rozmiar pliku: | 1 007 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Odkąd pamiętam, co roku spędzaliśmy lato w domku plażowym Flynnów. Wakacje w tym miejscu były jak piękny sen.
Jednak pakowanie się przed wyjazdem zawsze stawało się moim osobistym koszmarem. Zawsze.
Nie było tak źle, gdy robiła to za mnie mama. Jako mała dziewczynka za bardzo nawet nie wiedziałam, co będzie mi potrzebne, albo po prostu się tym nie przejmowałam. Ale teraz musiałam się nieźle wysilać… W tym roku jak zwykle straciłam cierpliwość, wywróciłam walizkę do góry dnem i zaczęłam od nowa.
Było środowe przedpołudnie, dzień przed wyjazdem. Tata zajrzał do mojego pokoju i podał mi szklankę coli.
– Wygląda jak po wybuchu bomby – zauważył ze śmiechem.
– Nienawidzę się pakować.
– Nie zapomnij balsamu po opalaniu.
– Okej, okej, okej!
Niemożliwe, żebym o tym zapomniała. Zeszłego roku poparzyłam sobie tyły nóg tak mocno, że bolało mnie przy siadaniu. Tata rozejrzał się po pokoju, potrząsnął głową i zostawił mnie z tym chaosem.
W końcu zapakowałam to samo co zawsze: mnóstwo strojów kąpielowych i klapek, i kapeluszy przeciwsłonecznych, a do tego jakieś spodenki i koszulki. Potem dorzuciłam jeszcze żółtą letnią sukienkę, do której zakupu ostatnio namówiły mnie dziewczyny – tak na wszelki wypadek.
Tegoroczne kłopoty z pakowaniem były gorsze niż zwykle po części dlatego, że teraz miałam chłopaka, a on będzie tam przecież z nami. Znałam Noah i Lee Flynnów przez całe życie; Lee wciąż był moim najlepszym przyjacielem, ale Noah w ciągu ostatnich kilku miesięcy przestał być dla mnie po prostu starszym bratem Lee i stał się… no, moim chłopakiem.
To oznaczało, że możemy się wybrać na randkę, zwłaszcza że już nie ukrywaliśmy naszego związku przed światem…
Uśmiechnęłam się na tę myśl. Koniec ukradkowych spotkań! Koniec ukrywania się przed najlepszym przyjacielem w obawie przed tym, że zranimy jego uczucia. Oficjalnie byliśmy parą.
Choć z jednej strony wywoływało to u mnie radość, z drugiej – miałam ochotę targać sobie włosy na głowie. A gdybym tak chciała ładniej się ubrać, żeby pokazać się tu i tam z Noah? Albo też: czy powstanie jakaś nowa zasada, która zabroni mi się snuć po domu w obszarpanych spodenkach od piżamy i workowatej koszulce bez rękawów, jeśli on znajdzie się w pobliżu?
Wybrałam na wyjazd piżamę, którą z przyjemnością nosiłam przez ostatnie kilka miesięcy. Zdecydowanie nie był to ten rodzaj ciuszka, w którym chciałoby się paradować przed swoim chłopakiem… Zwłaszcza jeśli mowa o największym ciachu w szkole, z tym jego powalającym uśmiechem… Ale inne moje piżamy i tak nie za bardzo się od tej różniły.
Westchnęłam i mruknęłam pod nosem:
– Do diabła z tym. – Po czym wrzuciłam piżamę do walizki.
– Do diabła z czym? – rozległo się za mną.
– Cześć, Lee! – przywitałam się, nawet nie zerkając przez ramię. I bez tego wiedziałam, że w drzwiach pokoju stoi mój najlepszy przyjaciel, od zawsze na zawsze.
– Co ty wyprawiasz? Wysadziłaś szafę w powietrze?
– Tia. Posprzeczałyśmy się. Chyba chce rozwodu.
Parsknął śmiechem, a ja usłyszałam, że strąca ubrania z mojego łóżka na podłogę. Odwróciłam się, żeby mu powiedzieć, by trochę uważał i nie pogniótł mi rzeczy, ale on właśnie padał plackiem na moją kołdrę.
– Co tak mamrotałaś pod nosem? – zapytał.
– A nic, tylko…
Uniósł brew, robiąc tę nieprzekonaną minę, która oznaczała, że Lee doskonale wie, o co chodzi, tylko chce to ode mnie usłyszeć.
– Co, bikini nie jest wystarczająco skąpe dla mojego brata?
Rzuciłam w niego koszulką.
– Nie, to nie to.
– W takim razie co? O, kurczę, nie, tylko mi nie mów, że chcesz mnie teraz wyciągnąć na zakupy albo coś w tym stylu. Proszę, Shelly, tylko nie to! Tampony zniosę, ale bielizna to stanowczo za wiele!
Roześmiałam się. Lee był jedyną osobą, której uchodziło na sucho mówienie do mnie „Shelly” zamiast „Elle” (skrót od Rochelle), choć Noah też czasami używał tej zakazanej ksywki, żeby się ze mną podroczyć.
– Też nie to. Chodzi o moją piżamę.
– O, tylko tym się martwisz? – Lee skwitował moje obawy śmiechem. Przetoczył się do brzegu łóżka i wychylił, żeby zajrzeć do mojej walizki. – Wyglądasz świetnie w każdym ciuchu. Poza tym Noah i tak raczej nie zwróci na to uwagi.
Uśmiechnęłam się do Lee. Bez względu na to, co mnie dołowało, on zawsze umiał błyskawicznie poprawić mi nastrój.
– A tak przy okazji: od jak dawna się już pakujesz? – spytał. – Od osiemnastu godzin?
Zawahałam się.
– Od ośmiu.
Mój najlepszy przyjaciel posłał mi przeciągłe, puste spojrzenie, a potem oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
– Niech zgadnę. Ty – oskarżycielsko wycelowałam w niego palec – pewnie w ogóle jeszcze nie zacząłeś się pakować.
– A ty – odpowiedział takim samym gestem – masz totalną rację.
Odchrząknął nagle, wziął z łóżka poduszkę i zaczął skubać poszewkę.
– Więc… nie masz nic przeciwko temu, żeby Rachel przyjechała do nas, co?
Pytałeś o to jedynie miliard razy…
Chyba się bał, że urządzę awanturę, powiem mu, że nie chcę żadnych zmian i w ogóle jak śmie zapraszać na wakacje swoją dziewczynę! To znaczy tak, w pewnym sensie nie miałam ochoty widzieć tam Rachel na doczepkę. Chciałam, żeby było jak zawsze, bez zmian.
Ale jak bardzo byłoby to egoistyczne?
No i chodziłam przecież z jego starszym bratem. Jak mogłabym powiedzieć Lee, że nie życzę sobie na naszych wakacjach jego dziewczyny, skoro będzie tam mój chłopak?
Poza tym gdybyśmy nawet nie tworzyli z Noah pary, i tak w tym roku byłoby inaczej niż do tej pory. Noah nie będzie tam z nami przez cały czas: wyjedzie ze swoim tatą dwa dni wcześniej niż reszta, żeby się rozejrzeć po kampusie Harvardu. Polecą do Massachusetts, a my mieliśmy zostać.
Nie mogłam znieść tego, że wszystko musiało się zmienić. Dorastając, myślałam, że zawsze będziemy mieć domek przy plaży. Że bez względu na wydarzenia pojedziemy tam co roku na lato i przynajmniej przez kilka dni będziemy się mogli zachowywać jak dzieciaki i po prostu obijać. Nawet kiedy przybyło nam lat i Noah trochę się od nas oddalił, urywając się na nocne imprezy na plaży albo umawiając z przypadkowymi dziewczynami, które się do niego mizdrzyły, zawsze wracał, żeby z nami pobyć. Ponieważ tam, na bezludziu, w otoczeniu morza i piasku, nikomu z nas nie zależało, co ktoś sobie pomyśli. Lato w domku przy plaży wiązało się z tym, że wszystko jest inaczej, ale inaczej w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Tylko że w tym roku nie byłam tego taka pewna.
Zamrugałam, patrząc na Lee i odrywając się od swoich myśli.
Nie miało znaczenia, czy przyjazd Rachel przeszkadza mi czy nie – skoro to jego dziewczyna, nie mogę mieć obiekcji właśnie ze względu na niego. Na szczęście ją lubię.
– Jasne, że nie mam nic przeciwko – odpowiedziałam. – Kiedy do nas dojedzie?
– W poniedziałek. A jej rodzina odbierze ją w czwartek po południu, po drodze do krewnych.
– Okej. – Kiwnęłam głową i podniosłam z podłogi spodnie, żeby je poskładać.
– Elle, na pewno ci to nie przeszkadza, że…
– Na pewno! – Roześmiałam się, żeby wzmocnić swoje słowa. – Na pewno mi to nie przeszkadza, Lee, po raz miliardowy! Poza tym to miło, że twoja mama i ja będziemy miały dla odmiany więcej damskiego towarzystwa. Wiesz, że z trudem z wami wytrzymujemy.
– Zapamiętam to sobie – powiedział z chytrym uśmieszkiem. – Biorąc pod uwagę, jak mało czasu spędziliśmy ze sobą przez ostatnie kilka lat…
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem, po czym wyszczerzyłam się jeszcze szeroko do Lee.
– No już, zabieraj swoją tylną część do domu i zacznij się w końcu pakować! – Stanowczym ruchem wypędziłam go z łóżka. – I jeżeli znowu zapomnisz wziąć kąpielówek, nie pożyczę ci swojego bikini. Nie potrzebuję powtórki z takiej rozrywki.
O wpół do siódmej następnego dnia rano stałam u szczytu schodów, gotowa zawlec swoją walizkę na ganek. Rozległo się pukanie do frontowych drzwi, które zaraz potem otworzyły się i do środka wszedł Lee.
– Hej, uważaj z tym! – zawołał i błyskawicznie, zanim zdążyłam pokonać choćby trzeci stopień, wskoczył po schodach, by przejąć ode mnie bagaż. Trzymałam się przy tym barierki, żeby nie spaść – moja waliza ważyła chyba z tonę.
– Dzięki – sapnęłam.
Kiedy dotarliśmy do drzwi, koło kuchni coś się poruszyło. Lee spojrzał nad moją głową, a kiedy się odwróciłam, ujrzałam tatę stojącego w piżamie i starym burgundowym szlafroku. Okulary siedziały mu za nisko na nosie, w dodatku były nieco przekrzywione. Poprawił je palcem.
– To co, gotowi do wyjazdu?
– Tak – odpowiedzieliśmy jednym głosem.
– Znacie zasady: żadnych szalonych imprez przy tequili, nie pływać za daleko od brzegu, być miłym dla innych dzieci…
– Znamy – odrzekliśmy znowu chórkiem.
Tata roześmiał się, ale zlało się to z ziewnięciem.
– Wiem, wiem, to samo rodzicielskie gadanie jak co roku, nie? Chodź no tu, Elle, niech cię przytulę, zanim pojedziesz.
Podeszłam, uściskałam go i pocałowałam w policzek.
– Uważaj na siebie.
Przewróciłam oczami. Co on sobie o mnie myśli? Że stanę do walki z rekinem, by mieć o czym potem opowiadać? Słowo daję…
– Wiesz, co mam na myśli, Elle.
Pytająco uniosłam brwi. Naprawdę wiem?
Lee kaszlnął znacząco przy drzwiach, a tata przestąpił z nogi na nogę i skrzyżował ramiona na piersi. Lekko zacisnął szczęki, wyraźnie zakłopotany, po czym prawie wyszeptał:
– Z Noah.
Jakoś mi się udało nie strzelić buraka. Westchnęłam tylko i jeszcze raz teatralnie przewróciłam oczami.
Jakby na pociechę przynajmniej Lee nie robił żadnych sarkastycznych uwag. Wystarczy, że kupił mi paczkę prezerwatyw na urodziny. I że podarował mi je przy wszystkich – nie tylko przy swoich rodzicach, moim tacie i przy Noah, lecz także przy moim dziesięcioletnim bracie! Tak właśnie Lee radził sobie z kłopotliwą sytuacją, w jakiej go postawiłam, zostając dziewczyną jego brata – stroił sobie ze mnie żarty.
Możecie sobie wyobrazić, jak się dziko uśmiałam przy tych całych kondomach. No naprawdę, ha-ha.
– Nic mi nie będzie, tato. Przestań się martwić. Zadzwonię do ciebie, jak przyjedziemy na miejsce – zapewniłam.
– W porządku, pączuszku. – Uśmiechnął się i przez sekundę wyglądał, jakby nosił na karku więcej niż swoje czterdzieści osiem lat. Ale tylko przez moment, a ja tymczasem ruszyłam już do wyjścia. Lee porwał moją walizę, zanim zdążyłam po nią sięgnąć.
– Lee?
– Tak? – Na wpół odwrócił się od drzwi do mojego taty.
– Opiekuj się dla mnie moją małą dziewczynką, dobrze?
Nie patrzyłam teraz na tatę, tylko na mojego najlepszego przyjaciela. A on spoglądał na mnie z łagodnym, życzliwym uśmiechem na twarzy. Wyraz jego oczu był ciepły i znajomy, wyryte w mojej pamięci piegi wciąż tkwiły mu na nosie, od ponad dziesięciu lat. Nagle poczułam palącą potrzebę, by się do niego mocno przytulić i cieszyć się z tego, że cokolwiek się zdarzy; choćby nie wiedzieć jak wszystko miało się zmienić przez to, że znaleźliśmy sobie partnerów i dorastamy, Lee zawsze będzie przy mnie.
Jakaś maleńka cząstka mnie – głosik brzmiący w mojej głowie dziwnie podobnie do głosu Lee – kazała mi skończyć z tą ckliwością.
– Bez baw – odparł Lee, patrząc na mnie, a ja widziałam, że nadajemy na tych samych falach. – Zadbam o nią.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.Rozdział 1
– Ostatnia klasa, mała!
Gdy drzwi samochodu zatrzasnęły się za mną, odchyliłam głowę i zamknęłam powieki, biorąc głęboki wdech. Słońce połaskotało mnie po policzkach, na moich ustach pojawił się uśmiech. Przy szkole pachniało świeżo skoszoną trawą, w powietrzu unosił się gwar rozmów nastolatków, którzy kręcili się po parkingu, witając się z kumplami po wakacjach. Wszyscy zawsze narzekali na pierwszy dzień szkoły, twierdząc, że go nienawidzą, ale byłam pewna, że w skrytości ducha uwielbiają ten moment.
W rozpoczęciu roku szkolnego zawsze było coś, co oznaczało nowy początek. To trochę niedorzeczne, bo przecież chodziliśmy do szkoły średniej, ale i tak wrażenie nie traciło na znaczeniu.
Odwróciłam się do Lee, już z otwartymi oczyma, a on posłał mi szeroki uśmiech.
Może i był poniedziałkowy poranek, ale czułam się lekko i beztrosko – mój uśmiech zapewne to odzwierciedlał.
– Ostatni roku, nadciągamy! – odpowiedziałam miękko.
Jeśli są rzeczy, którymi warto się ekscytować, to moim zdaniem początek ostatniej klasy na pewno do nich należy.
Słyszałam nieraz, jak ludzie mówili, że studia to najlepsze lata życia. Ale jak dla mnie wiązały się ze znacznie większą ilością pracy niż w szkole średniej, nawet jeżeli dawały więcej swobody. Lee i ja byliśmy przekonani, że czwarta klasa liceum to ostatni czas na to, by się naprawdę dobrze bawić, zanim dopadnie nas dorosłość.
Obeszłam samochód, żeby się oprzeć o maskę obok przyjaciela. Lee zawsze bardzo dbał o swój cenny, ukochany wóz, mustang z sześćdziesiątego piątego roku. Kurczę, auto naprawdę lśniło.
– Nie mogę uwierzyć, że to już. To znaczy, pomyśl tylko: to nasz ostatni pierwszy dzień w szkole. Za rok będziemy na studiach…
Lee jęknął.
– Nawet mi nie przypominaj. Dostałem już dziś rano wykład od mamy, wygłoszony ze łzami w oczach. Nie mam najmniejszej ochoty choćby myśleć o studiach.
– Takie życie, chłopie. To nieuniknione. Nie stoimy w miejscu.
Mimo że myśl o aplikowaniu na studia wywoływała u mnie ścisk żołądka, próbowałam w ciągu lata napisać list motywacyjny, ale wciąż nie poczyniłam na tym polu postępów.
Nie chciałam nawet myśleć o tej możliwości, że Lee i ja wylądujemy na różnych uczelniach. Że on dostanie się dokądś, gdzie mnie nie przyjmą. Że za rok może nas to rozdzielić. Dotąd byliśmy praktycznie nierozłączni. Co, u diabła, będę porabiać bez niego?
– Niestety – mówił Lee, wytrącając mnie z rozmyślań. – Słuchaj, nie wpadniesz chyba teraz w liryczne nastroje w związku z przyszłością, co? Proszę, poinformuj mnie, gdyby ci się na to zbierało. Zostawię cię z twoimi wzniosłymi refleksjami i pójdę poszukać chłopaków.
Przekornie wsunęłam mu rękę pod ramię.
– Przestanę gadać o studiach, obiecuję.
– Dzięki Bogu.
– A skoro mowa o chłopakach… Czy Cam powiedział ci coś więcej o tym nowym sąsiedzie?
– Prawie o tym zapomniałem.
Cam, jeden z naszych najbliższych przyjaciół od czasów podstawówki, w zeszłym tygodniu wyskoczył z nowiną, że do domu naprzeciwko niego wprowadził się jakiś nowy, a ponieważ jest w naszym wieku, rodzice Cama zasugerowali, żeby syn wziął go pod swoje skrzydła i zaznajomił z nami, a sposób, w jaki wypowiedziane zostało słowo „zasugerowali”, wskazywał na to, że to było raczej ultimatum.
– Wiem tyle, że jest z Detroit – ciągnął Lee. – I ma na imię Levi. Jak dżinsy. Ale nie wiem o nim nic więcej. I nie wydaje mi się też, żeby Cam miał jakieś dokładniejsze info. – Oderwał się od mustanga. – Mam tylko nadzieję, że nie okaże się totalnym dupkiem, bo obiecaliśmy Camowi, że postaramy się mu pomóc tu wpasować. Mam na myśli: pomóc wpasować się Leviemu.
– Wiem, co masz na myśli – mruknęłam, zajęta komórką, która nagle zaczęła dzwonić.
Lee zerknął na profil dzwoniącego i westchnął. Podniosłam wzrok, żeby posłać mu przepraszające spojrzenie, lecz on już przewracał oczami i ruszał w swoją stronę z plecakiem przewieszonym przez ramię.
– Żadnych sekstelefonów, Shelly. Tu jest szkoła. Nie wkraczaj w to, co dozwolone od lat osiemnastu – ostrzegł.
– O, jakbyście ty i Rachel nigdy nie obściskiwali się w kantorku woźnego! – odkrzyknęłam.
Pokazał mi przez ramię kciuki do góry.
Odebrałam telefon.
– Hej, Noah.
Za to, że nie poczyniłam postępów w pisaniu listu motywacyjnego na studia, w połowie odpowiadał Noah. Po tym jak ukrywaliśmy się przez kilka wiosennych miesięcy (co zakończyło się totalną katastrofą, gdy Lee nakrył nas na całowaniu), a potem oficjalnie już się z nim umawiałam, podczas letnich wakacji staraliśmy się spędzać z sobą jak najwięcej czasu. Noah był w tej chwili na studiach, na Harvardzie, czyli dokładnie po drugiej stronie kraju.
Wyjechał zaledwie dwa tygodnie temu, a ja nie mogłam się otrząsnąć z tęsknoty. Jak sobie z tym poradzę, że nie zobaczę go aż do Święta Dziękczynienia?
– Hej, jak leci?
– U mnie dobrze. Początek ostatniej klasy, emocje. A na uczelni?
– Ech. Niewiele się zmieniło od naszej wczorajszej rozmowy. Dziś rano miałem pierwsze zajęcia. Z matematyki. Całkiem interesujące. Równania różniczkowe cząstkowe.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, i chyba nie chcę wiedzieć.
Noah roześmiał się. Od jego miękkiego, przyprawionego chrypką śmiechu na maksa się rozczuliłam. Prawie wszystko, co się z nim wiązało, przyprawiało mnie o podobne wrażenia: albo topniało mi serce, albo uginały się pode mną kolana, albo żołądek wypełniały mi motyle. Odtwarzałam w życiu banały rodem z ckliwego filmu. I czułam się z tym cudownie.
Tęskniłam za tym śmiechem, tak samo jak tęskniłam za tym uczuciem, gdy otaczały mnie jego ramiona lub jego usta stykały się z moimi. Cały czas byliśmy w kontakcie – dzięki czatom wideo, Snapchatowi, SMS-om i starym dobrym rozmowom telefonicznym… ale to nie było to samo. Ponadto nie bardzo chciałam się zdradzić z tym, jak bardzo tęsknię – żeby nie wyjść na rozlazłą przylepę. Nadal nie byłam tak do końca pewna, jak się należy zachowywać w tego rodzaju relacji.
– Ale z ciebie nerd – wypaliłam.
Nigdy nie uważałam go za nerda. To znaczy, owszem, był bystrzakiem. Skończył szkołę ze średnią 4,7 (powiedziała mi o tym ostatnio jego mama – wcześniej wiedziałam, że Noah ma dobre oceny, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, że aż tak dobre). Niewiele mu brakowało, by być najlepszym w klasie, ale przez całe liceum ścigała go reputacja szkolnego łobuza. Dopóki nie zostaliśmy parą, nigdy bym nie powiedziała, że pod powierzchownością drania może się kryć ktoś, kto lubi się uczyć o czymś takim jak równania różniczkowe cząstkowe. Cokolwiek to jest.
– Ciii, bo jeszcze ktoś cię usłyszy. – W jego głosie wyczułam charakterystyczny uśmieszek. – No, dość już o mnie. Zeszłego wieczoru nawijałem do ciebie o uczelni przez bitą godzinę. Chciałem ci tylko życzyć powodzenia w pierwszym dniu ostatniej klasy.
Uśmiechnęłam się, choć nie mógł tego zobaczyć.
– No, dzięki. Doceniam to.
– Więc jakie to uczucie? Być najstarszym rocznikiem w szkole?
– Trochę przerażające, trochę mdlące, no i bardzo emocjonujące. Staram się nie stresować zbytnio studiami i takimi tam.
– Przerażające, serio?
– Na myśl o studiach czuję, że mam być dorosła, podczas gdy tak naprawdę widzę u siebie wszystko, tylko nie dorosłość. Wczoraj wieczorem mój młodszy brat musiał zabić pająka w moim pokoju. Wiesz, o co mi chodzi.
– Mnie to mówisz? Niedawno musiałem prosić, żeby mi wyjaśnili, jak obsłużyć suszarkę w pralni. Było mi tak głupio.
– Nigdy nie robiłeś prania?
– Moja mama ma bardzo szczególne podejście do tego, jak należy robić pranie, Shelly, dobrze o tym wiesz.
Wiedziałam. Pewnego razu wychodziła z domu i poprosiła Lee, żeby rozwiesił pościel do wyschnięcia, a kiedy wróciła, zrobiła to od nowa, po swojemu. I nigdy więcej nie chciała już od niego pomocy w tej sprawie.
– Poza tym – ciągnął Noah – cztery pluszowe misie na twoim łóżku chyba też nie pomagają ci poczuć się jak dorosła.
– Założę się, że na uczelni znajdzie się spora paczka dziewczyn (a może też chłopaków), które też mają w łóżku jednego czy dwa miśki.
– Ale nie cztery.
– Hej, nie waż się mówić nic złego na Pana Kiwaczka. – Bezwiednie zrobiłam nadąsaną minę. – W każdym razie to ty chodzisz w bokserkach z Supermanem.
Zanim Noah zdążył powiedzieć coś na swoją obronę, po jego stronie rozległ się w tle odgłos walenia do drzwi. Noah westchnął.
– Zdaje się, że muszę spadać. Steve był w pokoju, więc wszedłem do łazienki, żeby podczas rozmowy z tobą mieć trochę prywatności…
– Flynn, wyłaź, muszę się wyszczać! – wrzeszczał jego współlokator. Jego głos dobiegał przytłumiony, najwyraźniej z drugiej strony zamkniętych drzwi.
– Też muszę już lecieć. Zaraz będą tutaj chłopaki. Mamy poznać sąsiada Cama, żeby mu się pomóc zaaklimatyzować.
– To ten gość z Detroit? Wrangler?
– Levi.
– No przecież mówię. W takim razie powodzenia i w tym. Aha, życz mojemu bratu ode mnie szczęścia podczas kwalifikacji do drużyny. Pisałem do niego, ale nie odpowiedział.
Odgłos łomotania do drzwi nasilił się.
– Flynn! Weź mnie wpuść!
– Miłego ostatniego pierwszego dnia w szkole – powiedział Noah.
– Dzięki. Kocham cię.
Usłyszałam uśmiech w jego głosie, prawie widziałam towarzyszący tej minie dołeczek w policzku, gdy Noah odpowiedział:
– Ja też cię kocham.
Oboje ociągaliśmy się jeszcze trochę z rozłączeniem, żadne z nas nic już nie mówiło, tylko słuchaliśmy swoich oddechów. Potem odsunęłam komórkę od ucha i zakończyłam rozmowę, po czym upewniłam się, że dźwięki są wyłączone, i włożyłam telefon do teczki, gdzie szybko utonął wśród nowiutkich zeszytów i innych rzeczy niezbędnych pierwszego dnia w szkole (takich jak: szczotka do włosów, batonik, tampon i para bardzo splątanych słuchawek).
– Elle! Hej! Tutaj!
Wyciągnęłam szyję w stronę, z której ktoś wołał mnie po imieniu, i wspięłam się na palce, żeby rzucić okiem nad samochodami. Kilka metrów dalej stał Dixon, razem z Lee i drugim kumplem, Warrenem. Machał do mnie, więc mu odmachałam, żeby wiedział, że go zauważyłam, i ruszyłam w ich stronę.
Prześliznęłam się między kilkoma wozami i zaczęłam mijać nieznajomą zieloną toyotę, gdy otworzyły się w niej drzwi od strony kierowcy i walnęły mnie w biodro.
Poleciałam z rozmachu na sąsiedniego forda. Ostro wciągnęłam powietrze i wstrzymałam oddech, czekając, aż zacznie wyć alarm. Rozluźniłam się po chwili, gdy jednak nie zawył.
Zgadnijcie, kto będzie szkolną niezdarą roku. Nowe rozpoczęcie, oto nadciągam.
– O cholera. O matko. Strasznie przepraszam. Nie zauważyłem cię…
– To tylko i wyłącznie moja wina, nie przejmuj się – powiedziałam, odgarniając sobie włosy z twarzy, żeby popatrzeć na kierowcę.
W ogóle go nie znałam: cały składał się z długich kończyn, choć nie był wiele wyższy ode mnie, a jego oczy kryły się za okularami tak ciemnymi, że sama się w nich zobaczyłam. Odsunął je płynnym ruchem nad czoło, na kręcone brązowe włosy, po czym jego ręka zwisła bezwładnie z boku ciała, podczas gdy druga zaciskała się na rączce plecaka.
Miał ładne oczy. Takie przyjazne. Były zielone, a w kącikach czaiły się wesołe zmarszczki. Musiałam trochę zmrużyć oczy, ponieważ patrzyłam na niego pod słońce. Przestąpił z nogi na nogę i zasłonił słońce głową.
– Nic ci nie jest? Nie zraniłaś się? Najmocniej przepraszam…
– Poważnie, nie przejmuj się mną. Jestem cała. Naprawdę. – Uśmiechnęłam się, żeby podkreślić swoją znakomitą formę, choć biodro trochę mnie bolało.
Moją uwagę zwrócił dźwięk otwierających się drzwi od strony pasażera. Natychmiast rozpoznałam Cama z jego klapniętymi jasnymi włosami i sfatygowanym niebieskim plecakiem, z którym nie rozstawał się chyba od ósmej klasy. Cam szczerzył się do mnie.
– Czemu nie jestem zdziwiony? Kobieto, mówiliśmy ci, żebyś uważała, jak chodzisz.
Posłałam mu paskudną minę, po czym zwróciłam się z powrotem do długorękiego i długonogiego gościa w okularach przeciwsłonecznych. Zamierzałam powiedzieć coś w stylu: „Pewnie jesteś Levi”, ale Cam mnie wyprzedził:
– Powinienem was sobie przedstawić. Elle, to jest Levi. Levi, moja przyjaciółka Elle.
– Miło cię poznać. – Wyciągnął płynnym ruchem rękę i błysnął uśmiechem tak olśniewającym, że pomyślałam: „Na pewno ma wybielane zęby”.
– Mnie też miło cię poznać. Przepraszam, że wpakowałam się na drzwi twojego wozu. Gdy Cam ogłosił, że poznamy jego nowego sąsiada, nie miałam zamiaru od razu prezentować się jako skończona oferma.
Jego uśmiech zrobił się jeszcze większy.
– Więc zawsze masz to w repertuarze czy tylko dziś ci się przytrafiło?
– Jest łamagą – wtrącił Cam i pomyślałam, że zabrzmiało to nieco zgryźliwie. Czy nie polubił swojego nowego sąsiada, czy był po prostu zestresowany? Wyczuwając, że coś jest nie halo, zmieniłam temat.
– Tam dalej z chłopakami stoi Dixon.
– Cudownie. – Cam poszedł w stronę, którą pokazałam, i szybko spostrzegł kolegów, lecz Levi nie zrobił ani kroku, żeby za nim ruszyć.
– Chodź – powiedziałam do niego. – Poznasz resztę kumpli.
Kiedy wszyscy już się z nim zapoznali i Levi zaczął wypytywać o to, jakie sporty się tutaj uprawia (u siebie w Detroit był w drużynie lacrosse), trąciłam lekko Cama i spytałam cicho:
– Co jest między wami dwoma? Powiedz, żebym się zamknęła, jeśli jestem za bardzo wścibska czy coś, ale… nie wiem, wydaje mi się, że nie za bardzo lubisz tego nowego.
Mina Cama z marudnej zmieniła się na raczej speszoną.
– Nie że go zaraz nie lubię. Aż tak dobrze go jeszcze nie znam – wymamrotał. – Po prostu nie mogę znieść tego, że jestem odpowiedzialny za nowego ucznia, rozumiesz? Czuję się tak, jakbym musiał na siłę z sarkazmu przestawić się na superuprzejmość.
– Będzie w porządku. Wydaje się miły. Przynajmniej postaraj się nie wyglądać jak Brad, kiedy tata każe mu jeść brokuły.
– Łatwo ci mówić – bąknął. – Ten gość prowadzi jak świrus, a mój wóz wciąż stoi u mechanika.
– Chciałabym ci przypomnieć, że kiedyś wjechałeś tyłem na słup.
– Uch, nie rób tego.
Ale uśmiechnął się, a ja wyszczerzyłam się w odpowiedzi. Lee niechcący trącił mnie ramieniem, wymachując rękami podczas rozmowy z Warrenem i Levim o futbolu. Przelotnie złowiłam wzrok przyjaciela.
Ostatnia klaso, nadciągamy.