-
promocja
Don't Call Me. Call Me - ebook
Don't Call Me. Call Me - ebook
Czy nienawiść od miłości naprawdę dzieli tylko jeden krok?
Abi i Charlie poznali się jako dzieci, ale jeden niefortunny wypadek zmienił ich relację w bryłę lodu. Ona – ambitna łyżwiarka figurowa z głową pełną marzeń. On – hokeista z przeszłością, która zostawiła blizny głębsze niż niejedna kontuzja. Przez lata się unikali… aż wspólne korepetycje zaczęły topić to, co miało pozostać zimne na zawsze.
Kiedy Abi stara się o wymarzoną rolę w spektaklu, a zazdrość i sabotaż mogą zniweczyć jej karierę, Charlie staje za nią murem. I wtedy wszystko się zmienia. Jeden pocałunek, jeden przełamany lęk – i cały świat nabiera kolorów.
Ta historia jest SWEET. Sugerowany wiek: 16+
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Romans |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8417-334-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
RODZINNY MECZ
Charlie
Życie potrafi zaskakiwać. Moje na przestrzeni kilku ostatnich lat zmieniło się nie do poznania. Z cichego chłopca zamykającego się na świat i uciekającego przed problemami do klocków Lego stałem się odważnym młodym dorosłym, który może zostać kapitanem uniwersyteckiej drużyny hokeja. Kiedyś było mi trudno zawierać nowe przyjaźnie, a teraz mam wokół siebie grono kumpli z drużyny i najlepszego przyjaciela, z którym znam się od lat.
Moja matka odnalazła miłość, o której czyta w książkach, i wreszcie jest w pełni szczęśliwa. Ryan sprawił, że jej życie nabrało sensu, i wniósł do niego beztroskę. To dzięki niemu uciekliśmy do Toronto przed agresywnym ojcem. To on załatwił mamie pracę, o której od zawsze marzyła, i wyremontowane mieszkanie, do którego mogliśmy się od razu wprowadzić. Mój ojczym okazał się cichym bohaterem.
Zoey natomiast poznała tutaj swoją najlepszą przyjaciółkę, o której kiedyś tylko mogła pomarzyć. A później zaprzyjaźniła się z jej rodziną i zakochała w hokeiście, do którego wzdychała od lat. Teraz nie wyobraża sobie bez nich życia. Sprawili, że jej energiczna strona znowu jest widoczna i wreszcie przestała się wszystkim zamartwiać. Wraz z Frostem, jej mężem, stworzyła rodzinę, która stała się dla niej całym światem.
Już pierwszego dnia, gdy poznałem Frosta, wiedziałem, że dużo zmieni w naszym życiu. Miał problemy, aby otworzyć się na miłość do mojej siostry, ale gdy w końcu to zrobił, przepadł na amen. A ja po cichu liczyłem na to, że zostanie z nami już do końca. To on pomógł nam z ojcem, gdy pewnego dnia zaczął dobijać się do naszych drzwi. Jego przyjaciel Nick tulił mnie całą noc i dał mi ogromne wsparcie, tak samo jak i starszy Ward.
A później wpoili mi miłość do gry w hokeja. Przedtem byłem zagorzałym fanem i oglądałem każdy ich mecz, marząc o tym, aby kiedyś zostać profesjonalistą. I tak też się niedługo stanie. Byłem ich osobistym testem, czy nadają się na trenerów, gdy Adrien Ward zdecyduje się w końcu ustąpić, choć jak na razie nie ma takich planów. Jak wiem, Frost chce grać tak długo, jak będzie mógł. A teraz zajmuje się z Nickiem grupą młodzików, do której kiedyś należałem, dopóki nie zacząłem chodzić do liceum i nie przeniosłem się do tamtejszej drużyny.
Wszyscy trzej spotkaliśmy tutaj fantastycznych ludzi, którzy są z nami do dziś. Kto by pomyślał, że zwykła przeprowadzka za lepszą pracą mamy wywróci nasze życia do góry nogami.
Nadal myślę o przeszłości, od tego nie da się uciec. Ale teraz skupiam się na uczelni, przyjaciołach i przede wszystkim grze. Wiele osób mi mówi, że niepotrzebnie zapisałem się do uczelnianej drużyny i chcę brać w udział w drafcie, bo mogę dołączyć do Mavensów już teraz. Wystarczy jedno słowo Frosta. Ale nie chcę robić tego po znajomości. Chcę na to zasłużyć. Chcę poznać smak gry dla uczelnianej drużyny i się tym nacieszyć, a nie od razu przechodzić na zawodowstwo.
I właśnie dlatego siedzę teraz z moją uczelnianą drużyną Toronto Bulldogs w sali multimedialnej na naszym lodowisku. Jesteśmy w trakcie wybierania kapitana – z racji tego, że poprzedni ukończył studia, czas na kogoś nowego. Nie ukrywam, że bardzo bym chciał nim zostać.
– To bez sensu – burzy się Wade. – Charlie ma zostać kapitanem? Bo co, był nim w liceum i ma wtyki? Draft też już ma ogarnięty?
Przewracam oczami na jego oburzenie.
– Każdy oprócz pierwszoroczniaków może zostać kapitanem – przypomina ostro trener Duncan. – To, że Charlie ma w rodzinie zawodowych hokeistów, nic nie znaczy. Gra naprawdę dobrze, wiesz o tym, Wade. Poza tym ma doświadczenie w kierowaniu drużyną.
Po sali roznosi się szmer rozmów zawodników. Wzdycham i poprawiam bluzę na ramieniu. Ukradkiem wyciągam z kieszeni telefon i zerkam na niego, aby zobaczyć, która godzina. Krzywię się, gdy widzę, że już spóźniam się na spotkanie z Jasperem piętnaście minut. Wysyłam mu szybko wiadomość, żeby pojechał do domu i na mnie nie czekał. To spotkanie na pewno się przeciągnie.
– Skoro nie potraficie zdecydować teraz, macie czas do czwartku, aby porządnie to przemyśleć – oświadcza trener. – A teraz wynocha.
Hokeiści jednocześnie podnoszą się z krzeseł i opuszczają salę multimedialną. Wade, przepychając się obok, szturcha mnie ramieniem i rzuca mi wkurzone spojrzenie. Unoszę brwi i kręcę pobłażliwie głową na jego dziecinny sposób okazywania zirytowania.
– Nie przejmuj się, Charlie. – Oliver klepie mnie po plecach. – Ja na pewno na ciebie zagłosuję.
– Dzięki – rzucam. – Choć zaczynam myśleć, że to nie jest do końca taki dobry pomysł. Jeżeli wygram, on nie da mi żyć.
– Wade lubi cwaniaczyć – odzywa się Gabe. – Wszyscy wiedzą, że idealnie się nadajesz na to stanowisko.
Uśmiecham się pod nosem.
Olivera i Gabe’a poznałem w liceum na pierwszym spotkaniu drużyny. Zakumplowaliśmy się, a teraz mamy okazję dalej razem grać. Szkoda tylko, że Jasper nie poszedł w nasze ślady i nie został hokeistą, ale niestety nie potrafi utrzymać pionu na łyżwach dłużej niż minutę.
Chwilę później wychodzimy przed lodowisko. Na parkingu przy moim samochodzie zauważam Jaspera, który unosi dłoń na powitanie. Odwzajemniają gest, po czym po pożegnaniu wsiadają do samochodu Gabe’a i odjeżdżają.
– Pisałem ci, żebyś poszedł do domu – mówię. Odblokowuję auto i rzucam torbę na tylne siedzenie.
– Wolałem poczekać. – Wzrusza ramionami. – Poza tym… spotkałem Ruby i trochę pogadaliśmy. Wracała akurat ze sklepu, więc eskortowałem ją bezpiecznie do domu.
Unoszę brwi i kiwam głową z uznaniem.
Wzdycha do Ruby, odkąd jakoś w połowie wakacji wpadł na nią przed lodowiskiem Warda. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że dziewczyna przyjaźni się z Abi, córką Logana, który jest wieloletnim przyjacielem Nicka. Wychowali się razem w domu dziecka, a później Lowen trenował Abi, gdy była małą dziewczynką. Jest na mnie cięta, odkąd raz przypadkowo przerwałem jej trening, przez co upadła dość boleśnie na lód i miała potem siniaka na udzie. Od razu po jej upadku chciałem jej pomóc i przynieść zimny okład, ale zjechała mnie od góry do dołu, zebrała swoje rzeczy i wyszła z lodowiska, marudząc pod nosem.
Parę dni później wpadłem na nią na mieście. Gdy tylko mnie zobaczyła, poczerwieniała ze złości i zaczęła się na mnie wydzierać. Od tamtego momentu unikam jej jak ognia, byle tylko znowu nie wdać się z nią w bezsensowną kłótnię. Choć jest to odrobinę trudne, zważywszy, że nasze rodziny są niejako połączone.
– Ty wiesz, że ona ma siedemnaście lat? – upewniam się.
– No i co? – prycha. – Wydaje się ogarnięta jak na swój wiek, nie to, co inne laski. Chcę ją bardziej poznać, wydaje się miła.
– Tak jak Abi – sarkam.
– Ona jest taka cięta tylko na ciebie. – Śmieje się i wsiada do samochodu.
Obchodzę pojazd, opadam na miejsce kierowcy, odpalam silnik i ruszam w stronę domu. Kilka lat temu, po wyprowadzce Zoey do Frosta, zamieniliśmy mieszkanie na mały domek. Mama jest zadowolona, bo w letnie wieczory może usiąść na tarasie i poczytać książkę. Dodatkowo dzieciaki Frosta i Nicka mogą sobie tu pobiegać i się pobawić.
– Cześć, chłopaki – słyszę męski głos, jak tylko przekraczamy próg. – Jak było na treningu, Charlie? Zostałeś kapitanem?
– Nie – burczę. Odkładam na bok torbę i zsuwam buty z nóg. – Parę osób uważa, że nie powinienem nim zostać.
– Co? – Marszczy brwi. – Przecież grasz najlepiej z całej waszej drużyny.
Wyszczerzam się w jego stronę.
– Dzięki, tato – mruczę, a on roztrzepuje moje włosy, na co jęczę z udręką. Nie jestem już małym dzieckiem!
Przez te wszystkie lata Ryan stał się mi naprawdę bliski. W dzieciństwie pomagał mi w lekcjach i jeździł ze mną na treningi hokeja. Prawie nigdy nie pominął ani jednego mojego meczu i zawsze siedzi w pierwszym rzędzie, gorąco mi kibicując. Stał się dla mnie ojcem, którego potrzebowałem. Traktuje mnie i Zoey jak swoje własne dzieci.
– Ryan?! – woła mama z kuchni. – Czy mógłbyś pomóc mi odkręcić ten słoik?
Tata salutuje nam i wraca do swojej żony, a ja podążam za nim. Wchodzę do kuchni, gdzie witam się z mamą pocałunkiem w policzek, zabieram z lodówki sok, z szafki dwie szklanki i dołączam do przyjaciela, który rozgościł się już w moim pokoju. Idę na moment do łazienki, gdzie rozpakowuję torbę, nie chcąc, aby mama kolejny raz na mnie krzyczała, że zostawiam mokry ręcznik w środku, po czym wracam do Jaspera.
– Dobra, to jaki mamy plan? – pyta przyjaciel, wyciągając z plecaka tablet.
Dwa miesiące temu rozpoczęliśmy trzeci rok studiów na kierunku automatyka i robotyka. Od dziecka uwielbiamy wykonywać wszelkie budowle, głównie z klocków Lego, a na studiach możemy w dodatku pobawić się komputerami. Na zaliczenie mamy wykonać robota. Sprawi nam to mnóstwo frajdy.
Następne trzy godziny spędzamy na planowaniu naszego projektu. Gdy wybija siódma wieczorem, mój brzuch zaczyna burczeć. Z jękiem podnoszę się z łóżka i sięgam po telefon.
– Zamawiamy pizzę? – proponuję. Jasper wyszczerza się w moją stronę, co jest dla mnie jednoznaczną odpowiedzią. – Pójdę zapytać rodziców, czy też chcą.
Idę do salonu, gdzie mama leży wtulona w ramiona taty, oglądają jakiś serial. Gdy staję nad kanapą, unosi głowę i posyła mi ciepły uśmiech. Pytam, czy też mają ochotę na pizzę, a gdy przytakują, włączam aplikację i składam duże zamówienie. Dwadzieścia minut później dostawca jest już pod moim domem. Odbieram od niego kartony z pizzą, jeden z nich podaję rodzicom, a kolejne dwa zabieram do swojego pokoju.
– Och, tak, najwyższy czas – jęczy Jasper, odbierając ode mnie swoją pizzę. – Umieram z głodu.
Siadam na łóżku, otwieram karton i nie czekając ani chwili, wsuwam do ust pierwszy kawałek.
– Zostajesz na noc? – pytam pomiędzy kęsami.
– Jeszcze pytasz? – parska. – Wiesz, że mam w plecaku nowy model Ferrari do złożenia?
Wchodząc na lodowisko Warda, ziewam szeroko. Rozglądam się wokół, jednak nie widzę ani żywej duszy, na co marszczę brwi. Przecież byliśmy umówieni, gdzie oni wszyscy się podziali?
– Co tam, młody? – Isaac wyłania się zza mnie i mocno klepie mnie w plecy, na co się wzdrygam. – Coś ty taki przestraszony?
– Nie wyspałem się – mamroczę.
Odkładam torbę z łyżwami na ławkę i przeciągam się, chcąc rozluźnić sztywne mięśnie. Całą noc składałem z Jasperem model Ferrari z Lego, przez co położyliśmy się jakoś po czwartej, a na lodowisku miałem być już o dziewiątej. Spałem cztery godziny.
Ja i Jasper robimy tak od najmłodszych lat, a później narzekamy, że się nie wyspaliśmy. Lego nie jest tylko dla dzieci, wręcz przeciwnie, niektóre zestawy są tak skomplikowane, że nawet my mamy z nimi problem i zajmują nam kupę czasu.
– A jak na studiach? – zagaduje. – Kiedy gracie jakiś mecz? Z chęcią bym wpadł i pooglądał takich dzieciaków jak wy.
Piorunuję go wzrokiem.
– Dzieciakiem to możesz nazwać swoją córkę, nie mnie – burczę, wyciągając łyżwy z torby.
Siadam na ławce, aby je zawiązać, a gdy kończę, od razu wchodzę na lód. Poprawiam czapkę i zaczynam jeździć wzdłuż bandy, czekając na pojawienie się reszty. Noszeniem czapek tył na przód zaraził mnie Nick. Raz mu ją podkradłem i tak zostało do dziś.
– Chyba go zdenerwowałem – mruczy Isaac. Zerkam w jego stronę i widzę Frosta i Nicka stojących obok niego. Pod nogami kręcą się im Cody i Hunter, ich sześcioletni synowie, jak zwykle się przepychając, bo każdy z nich chce wejść na lód jako pierwszy.
– Co jest? – Frost patrzy na mnie z niepokojem.
Robi tak od samego początku naszej znajomości i naprawdę to doceniam, ale czasami mnie irytuje. Dlaczego żaden z nich nie rozumie, że nie jestem już tym samym chłopcem, który wiecznie potrzebował pomocy? Daję sobie teraz świetnie radę, nie muszą obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Przecież dobrze wie, że gdyby coś było nie tak, przyszedłbym z tym do niego.
– Wujek! – krzyczy uradowany Hunter, jadąc w moją stronę. Ten mały jest moim ulubieńcem. Oczywiście Cody, widząc, co robi jego kuzyn, zaczyna pędzić przed siebie, byle tylko wyprzedzić młodego Lowena i zepchnąć go w bok.
Podjeżdżam bliżej i kucam z rozłożonymi ramionami, w które dwa szkraby od razu wpadają. Hunt śmieje się głośno, gdy czochram jego kręcone włosy. To samo robię z Codym, choć ten nie jest z tego zadowolony i szybko próbuje uciec z mojego uścisku z grymasem na twarzy.
Kiedy podnoszę się do pionu, czuję na sobie pytające spojrzenie Frosta. Wzdycham ciężko. Jeżeli mu nie powiem, o co chodzi, nie da mi spokoju.
– Wczoraj mieliśmy wybierać kapitana. Wiecie, że chciałbym nim zostać – przyznaję markotnie. – Tyle, że… parę osób twierdzi, że nie powinienem objąć tej funkcji.
– A ile osób twierdzi, że powinieneś? – Nick unosi brew.
– Połowa drużyny? – bąkam.
Frost zagania chłopców do ćwiczeń, polecając im, aby się rozgrzali, a następnie opiera się o bandę, aby móc rozmawiać ze mną i jednocześnie mieć oko na dzieciaki. Isaac i Nick przystają obok nas.
– Z czym mają problem? – pyta. – Grasz świetnie. W dodatku byłeś kapitanem w liceum, więc wiesz, z czym to się je.
– Ale drużyna uniwersytecka to co innego niż licealna – wyjaśniam. – Tutaj większość ludzi liczy na draft do NHL. I parę chłopaków twierdzi, że dostanę tę pozycję ze względu na was. Jak to będzie wyglądało, gdy ktoś z Mavensów przyjdzie do nas na mecz w poszukiwaniu nowych talentów i dziwnym trafem wybierze mnie?
Wszyscy trzej nagle milkną. Frost oblizuje usta i zerka na mnie z głupim uśmieszkiem.
– Nie musimy cię wybierać, bo już jesteś wybrany.
Jęczę z udręką, odchylając głowę.
– Charlie, rozumiemy, że chcesz się dostać do NHL w tradycyjny sposób – dodaje uspokajająco Nick. – A przedtem ukończyć studia. Ale to nic złego, że masz lepszy start. Masz okazję, więc z niej korzystaj. – Zaciska dłoń na moim barku. – Frost i ja mieliśmy tak samo. Żaden z nas na nie poszedł na studia, bo Adrien zaciągnął nas do gry. I nikt nie miał z tym problemów, wiesz dlaczego?
Kręcę głową. Nick podjeżdża bliżej, obejmuje mnie ramieniem i lekko mną potrząsa.
– Bo nadrabiamy umiejętnościami – kontynuuje. – Jesteście jeszcze młodzi i to normalne, że ktoś będzie ci tego zazdrościł. Ale to od ciebie zależy, jak tym zagrasz. Pokaż, że to nie znajomości robią z ciebie dobrego hokeistę, ale zdolności. Pokaż im, że potrafisz być wspaniałym kapitanem i poprowadzisz ich do zwycięstwa.
Isaac i Frost przytakują równo.
– Ja to właśnie zrobiłem – odzywa się Ward. – Udowodniłem, że zasługuję na miano kapitana. Że ojciec trener nie ma z tym nic wspólnego. A ty pokażesz, że ja nie mam z tobą nic wspólnego. Że zapracowałeś na to sam. To trudne, ale nie niemożliwe.
Uśmiecham się pod nosem. Sekundę później Frost przyciąga mnie do siebie i ściska z całej siły, przez co moje żebra aż trzeszczą.
– Dobra, jazda na lód – rozkazuje, popychając mnie w tył. – Pokaż tym dupkom, że zasługujesz na NHL.
Nick chrząka i spogląda na przyjaciela znacząco. Mąż mojej siostry krzywi się i zerka na swojego syna i siostrzeńca, ale chłopcy są zajęci zabawą, więc na pewno tego nie usłyszeli.
Isaac zagania nas na środek tafli, gdzie dzielimy się na dwie drużyny. Nie dziwi mnie nawet, że zostaję przydzielony do Hunta i Cody’ego. Przewracam oczami, jednak nic nie mówię, tylko podaję krążek młodemu Lowenowi. Hunter z szerokim uśmiechem pędzi przed siebie, a w pewnym momencie jego ojciec zagradza mu drogę. Wybija mu krążek spod kija, jednak mały się nie poddaje i znowu mu go odbiera. Oczywiście wszyscy czterej dajemy dzieciakom fory. W końcu mają tylko sześć lat.
– No nie! – stęka Isaac, gdy pozwala, aby krążek prześlizgnął się pomiędzy jego nogami, wprost do bramki. Po lodowisku roznosi się okrzyk dziecięcej radości.
Chwilę później Nick przejmuje krążek. Unosi kącik ust i spogląda na mnie z błyskiem w oku.
– Pokaż, co potrafisz, kapitanie. – Śmieje się, rzucając mi wyzwanie.
Wyszczerzam się do niego i nie czekając ani chwili, ruszam szybko przed siebie. Frost i Isaac odsuwają na bok dzieciaki, abyśmy ich bez przypadek nie staranowali podczas naszej rozgrywki jeden na jednego.
Wpadamy w jakiś szał. Jeździmy po całym lodowisku, próbując nawzajem odebrać sobie krążek. Jak tylko mam go pod swoim kijem, Nick mnie taranuje i zabiera go dla siebie. Już prawie ma go wbić do bramki, gdy podcinam go delikatnie, zabieram krążek i posyłam go do swojej. Dysząc ciężko, opieram się o kij i demonstracyjnie się kłaniam. Śmieję się głośno, gdy chłopcy wydają z siebie okrzyki radości, wiwatując.
– I ty masz jeszcze jakieś wątpliwości? – pyta Nick. Unosi lewy kącik ust i zerka na swojego przyjaciela, który z dumą kiwa głową.
Cholera jasna, to był test. I zdałem go na sto procent.
Isaac przyciąga mnie do swojego boku i poleca:
– Zrób ten trik na treningu, kiedy będziecie wybierać kapitana, a wszyscy padną na kolana i będą cię błagać, żebyś nim został.
Unoszę głowę i spoglądam na niego z wdzięcznością. Następnie przenoszę wzrok na Nicka i Frosta, którzy z uśmiechami potwierdzają słowa swojego przyjaciela.
Biorę głęboki wdech i się prostuję. Udowodnię wszystkim w drużynie, że nadaję się na kapitana. I że poprowadzę ich w tym roku do zwycięstwa.ROZDZIAŁ 3
NIE DAJ WYTRĄCIĆ SIĘ Z RÓWNOWAGI
Charlie
Spoglądam na telefon, żeby sprawdzić godzinę. Gdy widzę na ekranie drugą pięćdziesiąt, wzdycham głośno. Jestem spóźniony. Przynajmniej od dziesięciu minut powinienem być już w szatni, a równo o trzeciej na lodowisku. Cholera jasna, niby jak chcę wygrać z Wade’em i zostać kapitanem drużyny, skoro nie potrafię przyjść na trening na czas?
Zajęcia wreszcie dobiegają końca, więc najszybciej, jak potrafię, zbieram swoje rzeczy i wraz z Jasperem opuszczamy salę. Idziemy na parking, gdzie podchodzimy do naszych samochodów zaparkowanych obok siebie.
– Masz jutro trening? – pyta kumpel. – Musimy się w końcu zabrać za tego robota.
– Nie – odpowiadam. Wrzucam na tylne siedzenie mojego auta plecak, a z bagażnika wyciągam torbę na trening wraz z kijem. – Dzisiaj też mogę do ciebie wpaść, zaczniemy, a jutro pójdziemy do mnie. Pasuje?
Jasper przytakuje.
– To widzimy się później – mówi, podrzucając w dłoni kluczyki. – Powodzenia, panie kapitanie. Nie daj się Wade’owi wytrącić z równowagi. W końcu walczycie o tę samą pozycję, będzie chciał cię dojechać na treningach.
– Gdyby to było takie proste… – mamroczę pod nosem.
Poprawiam torbę na ramieniu i po pożegnaniu z przyjacielem szybkim krokiem ruszam w stronę lodowiska. Klnę pod nosem, kiedy kolejny raz sprawdzam godzinę i widzę, że zostało mi pięć minut, aby wejść na lód i nie zarobić nagany od trenera. W drodze do szatni zaczynam się już do tego mentalnie przygotowywać, bo nie ma opcji, żebym zdążył na czas.
– Proszę, proszę – odzywa się Wade. Stoi przy wejściu do hali i opiera się przedramieniem o kij. – Czyżby słynny Charlie Dawson się spóźnił na trening?
– Zamknij się – syczę w jego stronę.
Chłopak głośno rechocze, a ja mijam go i wchodzę do prawie pustej szatni. Zrzucam ciężką torbę na ławkę, jednym ruchem ściągam z siebie bluzę razem z koszulką pod spodem i zaczynam wkładać strój hokejowy.
– Myślałem, że dzisiaj nie przyjdziesz – mówi Oliver, opierając się łokciami o kolana. Na twarzy Gabe’a widnieje grymas. – Trochę lipa, że spóźniłeś się akurat przed wyborami…
– Wiem, ale zajęcia się przedłużyły – jęczę. – Idźcie już na lód, nie chcę, żeby i na was trener był wściekły. Zaraz dołączę.
Kumple kiwają głowami, po czym opuszczają pomieszczenie. Przebieram się w strój, ciągle marudząc pod nosem, czemu musiałem się spóźnić akurat dziś. Jeżeli to samo wydarzy się przed następnym treningiem, będę miał gdzieś zajęcia i wyjdę w trakcie, byle tylko nie spóźnić się na wybieranie kapitana.
Kiedy jestem gotowy, wychodzę z szatni. Wpycham pod pachę rękawice i kij, a w drodze do hali zakładam kask. Gdy tylko przekraczam próg, czuję na sobie mordercze spojrzenie trenera.
– Niech mnie pan nie zabija, naprawdę przedłużyły mi się zajęcia – mówię na wstępie. – Te akurat były dość ważne, nie mogłem wyjść wcześniej. – Mężczyzna patrzy na mnie z uniesioną brwią i założonymi na piersi ramionami. – Sam pan mówił, że mamy trzymać dobrą średnią, żeby nas pan nie wykopał…
– Wchodź na lód – przerywa mi stanowczym głosem, w którym czai się nutka rozbawienia.
Salutuję mu ze śmiechem i wykonuję jego polecenie. Wsuwam dłonie w rękawice, zaciskam palce na kiju i podjeżdżam do kumpli, którzy są w trakcie rozgrzewki. Czuję na sobie wzrok Wade’a, więc obracam się i nawiązuję z nim kontakt wzrokowy. Posyła mi dumny uśmieszek i odjeżdża w bok. Wzdycham ciężko. Jestem pewny, że dziś zrobi wszystko, aby mnie sfaulować podczas gry.
Gdy tylko kończymy pierwszą część treningu i ćwiczenia indywidualne, trener dzieli nas na grupy, po czym rozpoczynamy krótkie mecze. Jestem pewny, że Duncan specjalnie przydziela mnie i Wade’a do przeciwnych drużyn, żeby zobaczyć, jak się zachowamy.
Biorę głęboki wdech, kiedy rozbrzmiewa gwizdek rozpoczynający rozgrywkę. Jadę szybko przed siebie, zgarniam krążek pod kij, po czym zgrabnie omijam przeciwnika. Kątem oka zauważam, że Wade się na mnie czai. Podaję więc krążek do Gabe’a, a sam uciekam przed Wade’em, który ciągle siedzi mi na ogonie. Chwilę później krążek jest znowu w moim posiadaniu. Pędzę z nim przed siebie i z pomocą innego gracza przebijam się przez obronę przeciwników. Już mam strzelać na bramkę, kiedy Wade mnie taranuje i posyła na bandę, o którą uderzam z impetem. Krzywię się, gdy czuję pulsowanie w plecach. Przypominam sobie słowa Jaspera, że mam nie dać mu się wytrącić z równowagi. Dysząc ciężko, spoglądam mu prosto w oczy, po czym odpycham go od siebie. Skoro chcę zostać kapitanem i wzorem do naśladowania, nie mogę dać się sprowokować.
Wkrótce nasz mecz się kończy, zmieniamy się z drugą grupą, rozsiadamy na ławkach przy bandzie i przyglądamy się ich grze. Wade non stop rzuca mi wkurzone spojrzenia, które skrupulatnie ignoruję, skupiam się na rozgrywce chłopaków.
W końcu wszyscy schodzimy do szatni. Zrzucam z siebie przepocony strój i umieszczam go w koszu stojącym na środku pomieszczenia. Z racji tego, że się spóźniłem, idę pod prysznic jako ostatni. To taka nasza wewnętrzna zasada. Po prysznicu szybko wkładam ubrania i pakuję torbę. Chcę czym prędzej pojechać do Jaspera, bo musimy się wreszcie zabrać za nasze zaliczenie.
Czy tylko my uwielbiamy zostawiać wszystko na ostatni moment?
– Dawson, powiem prawdę. Wkurwiasz mnie – wypala nagle Wade, stając przede mną z zaplecionymi na piersi rękami.
Parskam suchym śmiechem i zerkam na niego z uniesioną brwią.
– Nie przeginasz, Rogers? – rzuca w jego stronę Chris, jeden z naszych obrońców.
– Nie, mówię, co myślę – odpowiada. Gdyby to była kreskówka, z jego uszu właśnie buchałaby para. Chłopak się prostuje, rozgląda wokół po naszych kolegach z drużyny i mówi: – Nikogo z was nie wkurza to ulgowe traktowanie? My musimy ciężko pracować, a on ma wszystko ot tak, bo jego siostra…
Robię dwa kroki w jego stronę, zaciskam palce na jego koszulce i popycham go na ścianę.
– Nawet nie kończ, bo nie ręczę za siebie – cedzę przez zęby. – Nie masz prawa mówić niczego o mojej siostrze. Gówno wiesz, Wade. Ciężko trenuję od małego, tak samo jak ty.
– Twoim trener był Ward. To chyba logiczne, że będziesz grał najlepiej z nas wszystkich. Jak mamy się wykazać, skoro ty zbierasz wszystkie pochwały i jesteś ciągle w centrum zainteresowania? Jak mamy udowodnić przed ludźmi z NHL, że zasługujemy na draft?
Przełykam ślinę i robię krok do tyłu. Oni naprawdę tak na to patrzą? Że ich blokuję?
– Nie zgodzę się z tobą, Rogers – odzywa się po chwili Scott. – Ja tam będę się cieszył, jeżeli Dawson zostanie naszym kapitanem. Jestem pewny, że poprowadzi nas w następnym roku do zwycięstwa. A to, że trenował go sam Frost Ward, będzie działało na naszą korzyść. Nauczy nas zagrań prosto z NHL.
Po szatni roznoszą się głosy aprobaty. Spoglądam na Scotta z wdzięcznością. Jego słowa naprawdę podnoszą mnie na duchu i utwierdzają w tym, że moje poprzednie myśli nie są prawdziwe. To tylko Wade sądzi, że musi grać w moim cieniu.
Chłopak warczy coś pod nosem i przepycha się obok, szturchając mnie przy tym ramieniem. Zabiera swoje rzeczy i idzie do drzwi, ale w ostatnim momencie obraca się, obrzuca wszystkich zezłoszczonym spojrzeniem i mówi:
– Zastanówcie się porządnie, czy będziecie twierdzić to samo, jak za rok to na nim skupią się wszyscy sponsorzy i trenerzy drużyn NHL, a nie na was. – Wychodzi, trzaskając drzwiami.
Wzdycham ciężko, przymykam powieki i kręcę głową, po czym sięgam po swoją torbę i kieruję się do wyjścia.
– Nie zamierzam zabierać wam „sławy”. – Robię palcami cudzysłów w powietrzu. – I naprawdę chcę, abyśmy dostali się do finałów i je wygrali. Ale tak jak powiedział Wade, zastanówcie się porządnie, kogo chcecie w roli kapitana. W końcu to do was należy ten wybór.
Nie mówię już niczego więcej, tylko opuszczam szatnię i idę do swojego samochodu. Kiedy jestem już w środku, wyciągam telefon i piszę do Jaspera wiadomość.
Od: Charlie
Możemy przełożyć ten projekt na jutro?
Od: Jasper
Trening nie poszedł po twojej myśli?
Od: Charlie
Wade się do mnie przywalił i zaczął pieprzyć jakieś głupoty. Nie mam nerwów, żeby budować dziś tego robota.
Od: Jasper
Jasna sprawa. To widzimy się jutro.
Od: Charlie
Dzięki, stary.
Wracam do domu w okropnym humorze. Chcę od razu zaszyć się w pokoju, jednak mama zatrzymuje mnie w korytarzu i wypytuje, jak poszedł trening. Nie zamierzam się jej żalić, więc mówię tylko, że nic ciekawego się nie wydarzyło, po czym życzę jej miłego wieczoru i ruszam do siebie. Kładę się na łóżku, odpalam konsolę i włączam _NHL_. Do uszu wciskam słuchawki, a dzięki muzyce odcinam się od świata zewnętrznego.
Jestem jakoś w połowie pierwszego meczu, gdy drzwi do mojego pokoju się otwierają, a zza nich wyłania się Frost. Pokazuje mi gestem ręki, że mam wyciągać słuchawki. Opuszczam więc trwająca rozgrywkę i wkładam je do etui.
– Mama po ciebie zadzwoniła? – pytam go.
Frost marszczy brwi.
– Nie, czemu miałaby po mnie dzwonić? – Przysiada na krawędzi łóżka i wbija we mnie zaciekawione spojrzenie.
– Nieważne. – Potrząsam głową. – Po co przyszedłeś?
– Zapytać, jak poszedł ci trening – wyjaśnia. – Momentami mam wrażenie, że ja bardziej się przejmuję tymi waszymi wyborami na kapitana niż sam zainteresowany.
Prycham. Gdyby tylko wiedział, jaka była dzisiaj zadyma w szatni.
– Ale po twojej minie widzę, że coś poszło jednak nie tak. Opowiadaj.
Wzdycham głośno, odrzucam na bok pada i zakładam ramię za głowę, po czym zaczynam relacjonować, co działo się w szatni. Kiedy kończę, między nami zapada cisza.
– Chyba się nie poddasz? – mówi po chwili. Kiedy nie odpowiadam, wzdycha głośno. – Charlie…
– Szczerze mówiąc, sam nie wiem, co robić – przyznaję. – Chcę zostać kapitanem, ale jeżeli mam przez cały czas kłócić się z Wade’em, to…
– Nie odpuszczaj – wtrąca stanowczym głosem. – Ja też nie odpuściłem. I miałem gdzieś, co wszyscy o mnie myślą. Bo wiedziałem, że za jakiś czas dotrze do nich, że dobrze gram. Przechodzisz teraz przez to samo. Powiedziałeś przecież przed chwilą, że ten jeden chłopak się za tobą wstawił, a reszta go poparła.
– No tak, ale…
– Nie ma „ale” – znowu mi przerywa. – Charlie, twoim marzeniem jest udowodnić tym wszystkim zawistnym ludziom, że to nie znajomości robią z ciebie zajebistego hokeistę, ale umiejętności. Teraz masz do tego świetną okazję. Przestań przejmować się jakimś dupkiem, który ci zwyczajnie zazdrości. Jeżeli drużyna wybierze na kapitana, to on nie będzie miał nic do powiedzenia.
Nie mogę powstrzymać cichego śmiechu. Frost dobrze wie, jak poprawić mi humor.
– A teraz powtarzaj za mną…
– Nie, Frost, to dziecinada.
Ward obrzuca mnie rozbawionym spojrzeniem.
– Dziecinada, która zawsze działa – kwituje. – No już, powtarzaj: „Nie odpuszczę, obejmę pozycję kapitana i pokażę wszystkim gnojkom, na co mnie stać”.
Rechoczę głośno, na co Frost uderza mnie w ramię i pogania do wypowiedzenia tych słów. Przewracam oczami i w końcu robię to, co mi każe:
– Nie odpuszczę, obejmę pozycję kapitana i pokażę wszystkim gnojkom, na co mnie stać.
– Właśnie! – woła, klaszcząc w dłonie. – A teraz dawaj drugiego pada. Pokażę ci, jak gra kapitan z wieloletnim doświadczeniem.
Uśmiecham się do niego szeroko. Czy ja już wspominałem, że mam niesamowitą rodzinę?
Następnego dnia rano jestem nie do życia. Przez pół nocy grałem z Frostem w _NHL_ na konsoli, aż w końcu zadzwoniła do niego Zoey z pretensjami, gdzie znikł na tyle godzin. Okazało się, że miał pojechać tylko po jakieś dokumenty na lodowisko, jednak przy okazji zahaczył o mój dom. Stracił poczucie czasu, a po telefonie od żony wypadł z mojego domu jak poparzony.
Podczas zajęć wypijam kawę, a później kuszę się nawet na energetyka, co wreszcie stawia mnie na nogi. Normalnie pewnie zrobiłbym sobie drzemkę, gdy tylko wróciłbym do domu, ale dziś to niestety odpada. W końcu obiecałem Jasperowi, że zabierzemy się wreszcie za nasze zaliczenie. Dodatkowo chciałem wpaść chociaż na godzinę na lodowisko, żeby móc przećwiczyć kilka zagrań na czwartek.
– Stary, możemy się umówić, że przyjadę do ciebie jakoś o piątej? – zagaja Jasper, ciągle wpatrzony w telefon. – Mama prosi mnie o pomoc.
Kiwam głową.
– To nawet dobrze się składa – mówię. – Przed twoim przyjściem pojadę na lodowisko i zrobię sobie krótki trening.
– Okej, to widzimy się u ciebie.
Żegnamy się, po czym rozchodzimy do swoich samochodów. W pierwszej kolejności jadę do domu, gdzie zjadam szybki obiad, po czym zabieram torbę na trening i ruszam na lodowisko Warda. Kiedy jestem już na miejscu, rzucam swoje rzeczy na ławkę i zostaję tylko w bluzie. Z torby wyciągam słuchawki, wciskam je do uszu i odpalam ulubioną playlistę. Telefon wsuwam do przedniej kieszeni bluzy, a następnie idę do składziku, z którego zabieram pojemnik z krążkami.
Wracam do hali, zakładam łyżwy i wchodzę na lód. Rozrzucam po tafli krążki, a następnie wsuwam dłonie w rękawice i zaciskam palce na kiju. Układam krążki w równym rządku, a później po kolei wrzucam je do bramki. Kiedy mi się kończą, zbieram je i na nowo układam, tym razem w połowie lodowiska w innej konfiguracji. Zaczynam się bawić i próbuję różnych zagrań, omijając nieistniejących przeciwników.
W pewnym momencie muzyka w moich słuchawkach zostaje przerwana. Dysząc ciężko, wyciągam z kieszeni telefon i wyłączam budzik, który ustawiłem, aby o odpowiedniej porze stąd wyjść i nie kazać Jasperowi na mnie czekać. Schodzę z lodu, przebieram się, pakuję swój sprzęt do torby i zanoszę pudełko z krążkami do składziku, a potem opuszczam lodowisko. Zamykam za sobą drzwi, a w drodze do samochodu piszę przyjacielowi wiadomość, że niedługo będę w domu.
Nagle odbijam się od czyjegoś ciała, przez co telefon prawie wypada mi z dłoni. Unoszę głowę i otwieram usta, chcąc przeprosić, jednak milknę, gdy moje oczy napotykają zdenerwowaną twarz Abi.
– Patrz, jak chodzisz – syczy, poprawiając torbę na ramieniu, która musiała zsunąć się jej podczas naszego zderzenia. – Chcesz nabić mi kolejnego siniaka?
Ledwo powstrzymuję się przed przewróceniem oczami.
– Przeprosiłem cię wtedy – przypominam jej. Szczerze mówiąc, denerwuje mnie to, jak długo chowa urazę. Ile jeszcze będziemy w to grać? – Chciałem ci pomóc, przynieść lód i…
– Nie wystąpiłam wtedy w spektaklu, na którym bardzo mi zależało! – wtrąca oburzona. – Gdybyś wtedy nie skradał się jak ninja, to by się nie wydarzyło!
– To nie moja wina, że miałaś słuchawki i mnie nie słyszałaś! – Unoszę się. – To był głupi wypadek, Abi!
Dziewczyna prycha i wznosi dłoń, aby odsunąć pasemko włosów, które przykleiło się jej przez wiatr do ust.
– Wypadek, przez który nie mogłam zatańczyć w spektaklu – powtarza.
Śmieję się cicho, kręcąc przy tym głową.
– Nie nudzi cię już to? – Unoszę brew. – Bo mnie tak. I to bardzo.
Abi prycha, po czym mija mnie i z uniesioną głową rusza w stronę głównego wejścia na lodowisko. Patrzę na nią, dopóki nie znika za drzwiami, a potem wsiadam do swojego samochodu i wzdycham głośno.
Prawda jest taka, że zauroczyłem się nią przy pierwszym naszym spotkaniu. Było to w szkole podstawowej, gdy nasze drużyny organizowały razem imprezę charytatywną na lodowisku Mavensów. Pomiędzy meczem a występem Nick nas sobie przedstawił. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w jej oczy. Przez lata wodziłem za nią rozmarzonym wzrokiem, a im starsi byliśmy, tym bardziej sądziłem, że kiedyś staniemy się kimś więcej niż przyjaciółmi.
Wszystko prysło, gdy przeze mnie nabiła sobie tamtego siniaka. Mimo że naprawdę wiele razy ją przepraszałem, znienawidziła mnie za to. Szybko wybiłem ją sobie z głowy, zdenerwowany jej zachowaniem wiecznie obrażonej i rozkapryszonej dziewczynki. Jak widać, do dziś nic się nie zmieniło, a ona nadal czuje do mnie niechęć. Zresztą z wzajemnością. Wątpię, żeby kiedykolwiek udało nam się dojść do porozumienia.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_