Dopóki żyję - ebook
W setną rocznicę śmierci. Z nadzieją, że ktoś pomoże wskazać miejsce pochówku, gdzie będzie można zapalić znicz i odmówić modlitwę… Romana Damiana Eustachego księcia Sanguszkę-Kowelskiego, ordynata zasławskiego, zamordowano bestialsko 1 listopada 1917 roku. W Dniu Wszystkich Świętych. Miał 85 lat.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8104-105-8 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
„…miarka się przebrała. Niech się pan gotuje na najgorsze, książę”.
To był kolejny taki list. Od jakiegoś czasu książę Roman dostawał je bardzo często. Zwłaszcza po przewrocie lutowym w Petersburgu, czyli obecnym Piotrogrodzie. Tym razem jednak groźby wyglądały poważnie.
I co? Grozić śmiercią — komu? Czy przelęknie się śmierci ten, kto z nią już od dawna zaprzyjaźniony? Kto ma dziś ponad osiemdziesiąt lat, a przy tym jest taki jak on, książę Roman…
Jaka głupota. A przecież wcześniej uważał autorów pogróżek za rozumnych.
Jak najbardziej.
Oraz za największych zbrodniarzy.
Zbrodniarzy niewątpliwie, ale rozumnych. Najwidoczniej z czasem zgłupieli.
On był gotów na spotkanie śmierci. I to od dawna. Jeszcze jak gotów. Już będąc w gwardii carskiej mógł, na przykład, sto razy spaść z konia, przetrącić kark. Ileż było takich sytuacji, również w czasach pokoju. Gorzej niż umrzeć, — zostać sparaliżowanym, kompletnie, jak jego kolega i przyjaciel, kapitan Paweł Lipski. A nie został.
Jego czas bowiem jeszcze nie nadszedł.
Czyli co, teraz nadszedł. Kapitan Lipski spadł z konia na ćwiczeniach, złamał szyję i został sparaliżowany mając 28 lat. Zmarł po niecałym roku.
A on, książę Roman?
85 lat. Bogu dzięki.
Książę pogłaskał białą brodę z wyraźnym zadowoleniem. Z szuflady czarnego, dębowego stołu wyjął pudełko z zapałkami, drugą ręką podniósł list z pogróżkami. Wstał z fotela z takiegoż samego czarnego dębu, meble jeszcze po wujku, też Romanie i też księciu. Podszedł do wygasłego kominka — ogrzewanie zbędne, przecież to koniec maja. Potarł długą szwedzką zapałkę o pudełko i przytknął do szarej kartki papieru z drukiem maszyny do pisania marki Remington. Płonący papier poleciał na dno kominka z karpackiego kamienia, osmalając go smużką dymu. W parę chwil po pogróżkach pozostała garstka szarego popiołu.
…I po sprawie! —
— powiedział, śmiejąc się głośno.
Spojrzał na ścianę przed sobą. Wisiał na niej wyjątkowo piękny portret cara Aleksandra II. Prezent od tego, kto na portrecie. I od tego który też otrzymywał pogróżki. Dalsze wydarzenia pokazały, że nie na darmo. Tyle zamachów. I śmierć… Można powiedzieć że męczeńska. Jakby nie był katem Powstania Styczniowego…
Usłyszał pukanie do drzwi.
„…miarka się przebrała. Niech się pan gotuje na najgorsze, książę”.
To był kolejny taki list. Od jakiegoś czasu książę Roman dostawał je bardzo często. Zwłaszcza po przewrocie lutowym w Petersburgu, czyli obecnym Piotrogrodzie. Tym razem jednak groźby wyglądały poważnie.
I co? Grozić śmiercią — komu? Czy przelęknie się śmierci ten, kto z nią już od dawna zaprzyjaźniony? Kto ma dziś ponad osiemdziesiąt lat, a przy tym jest taki jak on, książę Roman…
Jaka głupota. A przecież wcześniej uważał autorów pogróżek za rozumnych.
Jak najbardziej.
Oraz za największych zbrodniarzy.
Zbrodniarzy niewątpliwie, ale rozumnych. Najwidoczniej z czasem zgłupieli.
On był gotów na spotkanie śmierci. I to od dawna. Jeszcze jak gotów. Już będąc w gwardii carskiej mógł, na przykład, sto razy spaść z konia, przetrącić kark. Ileż było takich sytuacji, również w czasach pokoju. Gorzej niż umrzeć, — zostać sparaliżowanym, kompletnie, jak jego kolega i przyjaciel, kapitan Paweł Lipski. A nie został.
Jego czas bowiem jeszcze nie nadszedł.
Czyli co, teraz nadszedł. Kapitan Lipski spadł z konia na ćwiczeniach, złamał szyję i został sparaliżowany mając 28 lat. Zmarł po niecałym roku.
A on, książę Roman?
85 lat. Bogu dzięki.
Książę pogłaskał białą brodę z wyraźnym zadowoleniem. Z szuflady czarnego, dębowego stołu wyjął pudełko z zapałkami, drugą ręką podniósł list z pogróżkami. Wstał z fotela z takiegoż samego czarnego dębu, meble jeszcze po wujku, też Romanie i też księciu. Podszedł do wygasłego kominka — ogrzewanie zbędne, przecież to koniec maja. Potarł długą szwedzką zapałkę o pudełko i przytknął do szarej kartki papieru z drukiem maszyny do pisania marki Remington. Płonący papier poleciał na dno kominka z karpackiego kamienia, osmalając go smużką dymu. W parę chwil po pogróżkach pozostała garstka szarego popiołu.
…I po sprawie! —
— powiedział, śmiejąc się głośno.
Spojrzał na ścianę przed sobą. Wisiał na niej wyjątkowo piękny portret cara Aleksandra II. Prezent od tego, kto na portrecie. I od tego który też otrzymywał pogróżki. Dalsze wydarzenia pokazały, że nie na darmo. Tyle zamachów. I śmierć… Można powiedzieć że męczeńska. Jakby nie był katem Powstania Styczniowego…
Usłyszał pukanie do drzwi.
więcej..
W empik go