Dorzecze - ebook
Tomik wierszy opowiada o wewnętrznej walce z samym sobą — o konflikcie, który rozrywa duszę, gdy człowiek próbuje zmierzyć się ze swoimi słabościami i lękami. Kolejne utwory ukazują proces zakładania maski, która ma chronić przed światem, ale w rzeczywistości prowadzi do zatracenia własnej tożsamości. Wiersze niosą ze sobą uczucie zagubienia i próby odnalezienia siebie, a także refleksję nad ceną, jaką płaci się za ukrywanie prawdziwego ja.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-205-9 |
| Rozmiar pliku: | 6,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wody wzburzone twych myśli bolesnych
Zmiotły me łodzie z tafli stworzonej
Miały wnet wyraz krain bezkresnych
Oczy me były znów w nie wpatrzone
Słońca, którego blasku nie widać
Jasne promienie topiły chmury
Chciały na domiar złego zapytać
Czemu znów ciemność spowija góry
Miałem odpowiedź przygotowaną
W głowie mej pełnej jazgotu i szmeru
Lecz choć już głosu nie słyszałem
Kładłem już rękę swą na brzegu
Druga ma ręka, czymś przyciśnięta
Nie chciała puścić mnie w drugą stronę
Wtedy szarpnąłem, wijąc się z bólu
Czując powoli, że znowu tonę.Tam, gdzie kończy się światło
Płakałem ze smutku, gdyż szczęścia nie miałem
Jedynie zostało mi parę chwil
Bo wtedy dobrze już wiedziałem
Że już na zawsze będę śnił
Kładąc do łóżka swoje ciało
Nie ze zmęczenia, lecz tak już trzeba
Położyć się, by móc wstać znowu
Z nadzieją, że coś w życiu zmienia
Kolejny dzień, który znów minie
Tak jak mi minął ten poprzedni
W natłoku myśli o swym końcu
Gdy czas już będzie odpowiedni
Zapytać siebie, czemu to robię
Zapytać, czemu znowu tak
Dlaczego myślę wciąż o tobie
Niech, chociaż da mi jakiś znak
*Wizja mej śmierci nagle trafiła*
Do mnie jakby jakiś strzał
I truchło moje tam leżało
Pod rzeką, którą ktoś już znał
Wstałem wtem z łóżka, trzasnąłem drzwiami, widząc jak ciało leży na dole.
Po schodach zbiegłem, chwytając klucze, które leżały gdzieś na stole.
Mijając ciebie, nie myślałem, trąciłem barkiem wyobrażenie, lekko się chwiejąc biegłem dalej.
Lecz może to tylko wrażenie. Że jestem wolny już od tego, co mnie trzymało w klatce marzeń.
Bo gdy zmieniłem cel swych myśli, nie miałem już takich skojarzeń.
Truchło leżało koło brzegu
Rzeki, którą już gdzieś widziałem
Lecz choć już byłem go tak blisko
To dotknąć się go ciągle bałem
Więc zapytałem:
— Czemu wciąż żyje?
Widząc w mrok oczy spadające
I wciąż przytomny, powiedział tylko
— Zdumiewające.Więzienie myśli
Rozbijam w głowie swe pomysły
Abym się nie czuł przytłoczony
Tak samo umrą, jak me zmysły
Gdy żywot będzie mój skończony
Malując obraz swoich uczuć
Czułem, jak farby ich już wyschły
Ruszając się po czarnym płótnie
Których marzenia dawno prysły
— Uciekły?
— Dokąd?
— Sam nie wiem.
Gdziekolwiek jestem, czuję to samo
Wstając z łóżka, widzę na niebie
Słońca blask, który mnie wita rano
I choć nie budzi się tylko dla mnie
I choć nie tylko dla mnie znika
To wiem przynajmniej, że już jutro
Ujrzysz tu znów nieudacznika
Który znów powie zapytany
— Że się nie boi śmierci skrycie
— Że jest jedyny, niespotykany
— Że znów się czuje znakomicie …
Jednak czy warto jego słuchać?
I czy go warto dalej pytać?
Sam musisz na to odpowiedzieć …
*Wstał z łóżka przestraszony, miał na twarzy zimny pot, słońca blask znów z każdej strony, nie zostawiał go na krok.
Wnet obrócił się na pięcie, chciał mnie chyba o coś spytać, otworzył przekrwione usta.*
— A co tam u ciebie słychać?.Bezsenność
Krocząc nocą przez ulicę
Czułem pustkę mej osoby
Twarze, które wtem mijałem
Nie przeżyły pewnie doby
W moim ciele, bo nie żyło
W głowie miałem tylko ciebie
Gdy pytałeś mnie znów kiedy
— Zacznę wątpić znowu w siebie?
Kiwnę głową, schyłek pustki
Miałem cię za kolegę
Łez nie licząc wpadnę w obłęd
Poznam znów emocji biedę
Na ulicy, rażąc lampy
Oczy skryje, czapkę włożę
Ciebie skrywam dalej w sercu
— Może w końcu ci pomoże.