Doskonały rodzic nie istnieje. Mapa świadomego rodzicielstwa - ebook
Doskonały rodzic nie istnieje. Mapa świadomego rodzicielstwa - ebook
Czy jest możliwe wychowywanie dziecka w taki sposób, aby zarówno dzieci, jak i rodzice czuli się komfortowo i bezpiecznie? Zdecydowanie tak! Książka „Doskonały rodzic nie istnieje. Mapa świadomego rodzicielstwa” jest drogowskazem po budowaniu zdrowych więzi między rodzicami a dzieckiem. To praktyczny przewodnik, który krok po kroku pomaga rozwijać relację z dziećmi i wychowywać je w duchu empatii.
Doktor Shefali, psycholożka, ekspertka w dziedzinie dynamiki rodziny i rozwoju osobistego, od dwudziestu pięciu lat pomaga rodzicom. Sama jest matką, więc nieobce są jej wyzwania, jakie stawia przed nami posiadanie potomstwa. Czerpiąc z doświadczeń własnych oraz swoich pacjentów, opracowała wyjątkowe, rewolucyjne i niezwykle skuteczne podejście do wychowania: świadome rodzicielstwo.
Dzięki poradnikowi „Doskonały rodzic nie istnieje” dowiesz się, że sztuka rodzicielstwa polega między innymi na tym:
- Jak być obok dziecka, ale nie wszędzie?
- Jak kochać, ale nie dusić?
- Jak iść obok, ale nie przekraczać granic?
- Jak się dostrajać, ale kontrolować, naprawiać i wyręczać?
Autorka prezentuje praktyczne narzędzia i ćwiczenia, które możesz wykorzystać do rozwijania więzi z dziećmi. Nauczysz się zastępowania systemu nagród i kar, kontroli i strachu zdrowymi granicami i pokazywaniem konsekwencji każdego zachowania czy decyzji.
Z mapą świadomego rodzicielstwa wychowasz silne i empatyczne dziecko o wysokim poczuciu własnej wartości.
Kategoria: | Rodzina |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8371-495-0 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie ma dla mnie bólu większego niż twoje strapienie,
radości większej nad twój triumf,
niepokoju przewyższającego twoje wzburzenie,
rozpaczy przewyższającej twoje wycofanie.
Żadnej emocji nie da się porównać z tą, którą wzbudzasz,
żadne doświadczenie nie dorówna byciu twoim rodzicem,
nie wybrałabym innej podróży nad tę u twego boku
ani przygody innej nad obserwowanie twojego wzrostu.
Ty, moje drogie dziecko, jesteś moim największym nauczycielem.
Dzięki tobie uczę się, jak kochać bez sprawowania kontroli,
jak się troszczyć bez poczucia posiadania,
i jak wychowywać siebie, zanim wychowam ciebie.
W obliczu twojego zdumiewającego blasku uświadamiam sobie, że jestem niczym.
A jednak fakt, że istniejesz, sugeruje, że jestem wszystkim –
tak pojemna jak twoje serce
i nieograniczona jak twój potencjał.
Nie mogę ci niczego dać,
bo już mieszka w tobie słońce,
opalizujące, mieniące się wszystkimi barwami tęczy,
niewyczerpane i potężne ponad miarę.
Mogę ci dać narodziny i ognisko domowe,
ale bez wątpienia to ty dajesz mi życie
i przebudzenie, którego nie wyobraziłabym sobie sama.
Dlatego to ty jesteś wybawicielem mojej duszy.Kilka słów do polskich
czytelniczek i czytelników
Drodzy Rodzice, książka ta, zarówno jak i podejście Świadomego Rodzicielstwa, adresowana jest do obu płci. W języku angielskim wiele sformułowań jest neutralnych, natomiast sformułowania – w języku polskim – w tej samej neutralnej formie mogą być w odbiorze nienaturalne. Biorąc pod uwagę powyższe, a także fakt, że doktor Shefali Tsabary rozpoczęła pracę nad Świadomym Rodzicielstwem od relacji ze swoją córką, cała książka jest skierowana językowo do kobiet. Mam jednak nadzieję, że mężczyźni również będą mogli z niej czerpać, ponieważ metody w niej przedstawione są bardzo uniwersalne i dotyczą obu płci. W wielu książkach wydawanych po polsku używany jest rodzaj męskoosobowy, ale wydaje się zasadne, że formuła podkreślająca wagę kobiety powinna być przyjęta naturalnie i neutralnie.
Z wyrazami szacunku
Magdalena Wiatrowska pedagożka, pierwsza w Polsce coacherka certyfikowana i rekomendowana przez doktor Shefali Tsabary, konsultantka polskiego wydania książkiPrzedmowa konsultantki
polskiego wydania
Poglądy doktor Shefali Tsabary całkowicie zmieniają perspektywę postrzegania rodzicielstwa, są radykalne, wiodą nas do samego źródła problemu; źródła, którego nie jesteśmy w stanie łatwo zaakceptować, które dotyka nas do cna. Abyśmy mogli dokonać wewnętrznej przemiany, potrzebujemy ciszy, zatrzymania, wejrzenia w głąb siebie. W chwili, kiedy piszę te słowa, jestem na Bali podczas balijskiego Nowego Roku – dzień ten zwany jest Dniem Ciszy. Przez całą dobę nie można się dostać na wyspę ani z niej wydostać (lotnisko jest nieczynne). To jedyne miejsce na świecie, które świętuje w taki sposób. Gdy wyszłam dziś z pokoju, przepełniły mnie wszechogarniające cisza i spokój, poczułam ogromną wdzięczność za możliwość tego zatrzymania. Każdego dnia jesteśmy bardzo mocno przebodźcowani, działamy niemalże jak roboty, automaty; schematy załatwiają za nas całą masę spraw. Czy zastanawiałaś się, ile w tym jest ciebie, czy twoje działania są naprawdę Twoje, czy faktycznie żyjesz tak, jak chcesz? Świadome rodzicielstwo właśnie do takiego zatrzymania zaprasza, otwiera przestrzeń dla zupełnie nowego poznania. Wymaga ciszy, spokoju, bycia i otwarcia się na doświadczanie.
Poprzednie książki doktor Shefali podkreślały wagę świadomego podejścia, otwierały nowe ścieżki poznania, pokazywały, czego jeszcze potrzebujemy się oduczyć i czego nauczyć. Poradnik, który trzymasz w ręku, wskazuje drogę, jak to zrobić. Autorka uczy nas uważnego dialogu: przede wszystkim z naszym ego, które jest przyczyną większości naszych problemów, ale również dialogu z naszymi dziećmi, otwierając nam ścieżkę ważnego poznania; prowadzi nas krok po kroku do empatycznej, szczerej, mądrej komunikacji i transformacji.
Droga Czytelniczko, drogi Czytelniku, ta książka wiele w tobie poruszy, przełamie wiele kluczowych paradygmatów, podczas lektury z pewnością wiele razy pomyślisz sobie: „Tak, dokładnie tak to czuję, wreszcie ktoś nazywa to, co mnie samej/samemu trudno było nazwać”, jak również: „No nie! Z tym kompletnie się nie zgadzam!” albo: „To w ogóle ze mną nie rezonuje”. Obserwuj swoje odczucia, wsłuchuj się w nie, otwieraj się na nową perspektywę.
Świadome rodzicielstwo dotyka naszych najgłębszych ran. Te zaś mogą uruchamiać automatyczną reakcję ucieczki, ataku lub zamrożenia. To absolutnie normalne i naturalne. Ta książka właśnie o tym jest: jak to zauważyć, jak przepuścić przez swój system, wyciągnąć cenną lekcję i iść dalej, doświadczając więcej momentów emocjonalnej wolności, spójności, integralności, bez konieczności projektowania na nasze dzieci naszego bólu emocjonalnego, naszych pokoleniowych traum.
To intensywna praca, często bolesna, jednak ten ból otwiera nas na to, co najważniejsze: na mądrość, której możemy doświadczyć dzięki świadomości. Aby dojść do tej świadomości, musisz rozpocząć swoją drogę od uważności, czytaj więc uważnie i trwaj w gotowości oraz otwartości na poruszenie, które niewątpliwie nastąpi. Zmieniajmy świat na lepszy dzięki naszym czynom, dzięki naszej świadomej transformacji – uzdrowienie jest możliwe. Cieszę się, że otwierasz się na to przebudzenie, na świadome rodzicielstwo.Przedmowa
„Po prostu nie wiem, co robić! Wiem tylko, że cokolwiek robię, już się nie sprawdza!” Diane miała oczy zapuchnięte od łez bezradności i frustracji. Garbiła się, ręce trzęsły się jej niekontrolowanie. Mówiła o sytuacjach, jakie fundował jej dziewięcioletni syn, który robił się coraz bardziej agresywny i wycofany. Nie wiedziała, gdzie się zwrócić. Czy zmianę w dziecku wywołało jego uzależnienie od portali społecznościowych? Grupa rówieśnicza? Presja w szkole? A może dominująca osobowość trenera baseballu? Lub ona sama – i fakt, że była zajęta czteroletnią córką przeżywającą swoje trudności? Na czym polegał problem? I jak mogła naprawić sytuację? Diane miała dość codziennych bojów – sprzeczek i kłótni. Jak mogło do tego dojść? Znalazła się w ślepym zaułku.
Jej rozpacz odzwierciedlała desperację tysięcy rodziców, z którymi pracowałam na przestrzeni dziesiątek lat. Dostrzegałam w niej nawet samą siebie. Potrafiłam utożsamić się z jej paniką i rozedrganym strachem przed utratą więzi z dzieckiem. Jej słowa były echem dla wszystkich tych chwil, gdy znajdowałam się w impasie z własną córką, Maią. Jeśli jesteś rodzicem, założę się, że też potrafisz wczuć się w zniechęcające wrażenie, że oto znalazłaś się w impasie i nie wiesz, jak odmienić sytuację. Albo, że bez względu na to, jak bardzo się starasz, nie potrafisz dotrzeć do dziecka tak, jak byś chciał. Diane znalazła się w patowej sytuacji i była wykończona waleniem głową w ścianę. Wypalona.
Podobnie jak Diane, wielu rodziców dąży do poprawy lub „naprawy” relacji z dziećmi. Dla wielu z nas jest to najważniejszy związek. Gdy kuleją nasze relacje z potomstwem, cierpimy. Niewiele kwestii trapi nas bardziej niż popsute relacje z pociechami. Zrobilibyśmy wszystko, żeby im pomóc poczuć nasze wsparcie i więź z nami, ale wielu z nas po prostu nie wie, jak to osiągnąć. Szczerze wierzę, że bez względu na wiek, rasę lub poziom dochodu, każdy rodzic doświadczył czegoś w rodzaju zgryzoty, którą odczuwała Diane. Wszyscy przez to przechodziliśmy. Na tym polega natura rodzicielstwa – często odnosimy wrażenie, że zagubiliśmy się na morzu bez kompasu.
Tak jak wielu rodzicom wcześniej, pomogłam Diane, wykorzystując plan działania krok po kroku, mający na celu odzyskanie i odnowienie jej relacji z synem. Po wielu momentach przełomowych Diane mogła poznać nowe strategie przekształcenia związku ze swoim dzieckiem z chaosu w więź. Przyglądanie się temu, jak ich relacja stawała się coraz radośniejsza i mocniejsza, rozgrzewało serce. Z tego powodu podchodzę z taką pasją do swojej pracy, w której pomagam rodzicom zyskać większą świadomość, bo wprowadza to metaforyczne zmiany w ich relacjach z dziećmi. A obserwowanie tych zmian to jeden z najwspanialszych darów.
W okresie dzieciństwa mojej córki zdarzały się dni, w których nie miałam pojęcia, co robić i czułam się bezradna, jak też nie wiedziałam, do kogo się zwrócić. Miałam wrażenie, że zawodzę ją strasznie jako rodzic, co budziło we mnie poczucie samotności i okropnej winy. Przewidywalny cykl wyglądał tak: ona robiła coś, co mi się nie podobało; denerwowałam się, krzyczałam lub byłam zła; ona płakała; ja czułam się winna. Poczucie winy prowadziło do nadmiernej rekompensaty i rozpieszczania jej, co z kolei pozwalało jej wykorzystywać moją słabość, przez co znowu stawiałam granice, ona zaś przestawała mnie słuchać – i cykl zaczynał się na nowo. Było to tak przewidywalne, że aż tragiczne. Czułam brak kontaktu i bezradność. Co więcej, towarzyszyły mi też wściekłość i uraza. Wiedziałam, że to nie jest dobry znak. Musiałam koniecznie naprawić tę sytuację.
Dopiero gdy zaczęłam pracować nad świadomym rodzicielstwem, uwolniłam się z niemającego końca negatywnego cyklu i zaczęłam na nowo. Stosując narzędzia i strategie tego wspaniałego podejścia, odnalazłam drogę powrotną na ścieżkę radosnej i odnowionej więzi z córką. Podsuwając mi plan działania, swoistą mapę, świadome rodzicielstwo dosłownie uratowało mój związek z nią. Już nie dryfowałam po morzu, ale zmierzałam w konkretnym kierunku, by zbudować trwałą i głęboką relację z dzieckiem.
Rozumiem bolączki i radości rodzicielstwa. Zajmuję się tym tematem od ponad dwudziestu lat, zarówno osobiście, jak i zawodowo, i niemal każdego dnia czuję zapach róż oraz ich kolce. Nasza miłość do dzieci może zapierać dech w piersiach – ze względu na jej nieograniczoność, ale też dręczący niepokój. Jest doskonałym koktajlem najbardziej poruszającego uwielbienia i wszechogarniającego lęku. Oto co dzieci robią naszym duszom: rozciągają je jak jeszcze nigdy, ale też rozgniatają na miazgę i wbijają w nie sztylety. A potem odchodzą, nawet tego nie dostrzegając.
Nigdy nie podejrzewałam, że takie połączenie miłości i lęku jest w ogóle możliwe. Do czasu, gdy zostałam matką. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że dzieci mogą z nas aż tyle wziąć. Wysysają nas niemal na okrągło, nie tylko pod względem finansowym i energetycznym, ale również emocjonalnym i psychologicznym. Dzieci mają na nas całkowity wpływ – na nas całych, przez cały czas i potencjalnie do końca życia. I ogrom tego ciężaru dotarł do mnie dopiero wtedy, kiedy zostałam mamą. Wcześniej nie miałam pojęcia, z czym to się wiąże. Przemawiała do mnie wersja macierzyństwa rodem z filmów familijnych – ta z tortami, szczeniaczkami i zabawą w parku.
Bo widzisz, nikt nie mówi nam o tej drugiej stronie rodzicielstwa i o tym, co ono robi rodzicom na poziomie psychologicznym. Nie wierzę, że ktokolwiek z nas wiedział o tej „ciemnej stronie”, zanim sam został rodzicem. Nie wiedzieliśmy o tych wszystkich momentach, w których będziemy się czuli kompletnie bezradni i nie będziemy mieli pojęcia, jak poradzić sobie z mnóstwem sytuacji, w jakich rodzicielstwo nas stawia. Może nasze dzieci spotkały się z zastraszaniem, nie radzą sobie z nauką, nie pasują do rówieśników, nie chcą iść na studia albo stykają się z przemocą w związku intymnym. Przecież nikt nie podsuwa nam narzędzi radzenia sobie z takimi rozdzierającymi serce okolicznościami, prawda? Nie. Jesteśmy zdani na swoje marne zasoby. A już na pewno nikt nie ostrzega nas, jak zrozpaczeni się poczujemy, kiedy nasze dzieci odrzucą nas, nasz wpływ i autorytet, i jak niedojrzale możemy na to odrzucenie zareagować. Nie. Jesteśmy rzucani na głęboki ocean tej emocjonalnej relacji – być może najbardziej emocjonalnej w życiu – bez wiosła, kamizelki ratunkowej lub mapy.
Pomagam rodzicom od dwudziestu pięciu lat, trzymając ich za ręce w chwilach wzlotów i upadków. W tym czasie dostałam lekcję pokory od tej wszechogarniającej relacji, która zawsze odsłania uniwersalność ludzkiego doświadczenia. Jako profesjonalistka i matka wypracowałam konkretne podejście w pomaganiu rodzicom i dzieciom: świadome rodzicielstwo. Moja pierwsza książka na ten temat, zatytułowana _The Conscious Parent_, została wydana w 2010 roku*. Ten bestseller „New York Timesa” został opatrzony przedmową Jego Świątobliwości Dalajlamy, spotkał się z uznaniem Eckharta Tolle’a, a Oprah Winfrey okrzyknęła go rewolucyjnym. Od tamtego czasu napisałam jeszcze trzy inne książki o rodzicielstwie, które również okazały się bestsellerami. Możesz się więc zastanawiać, pod jakim względem ta się od nich różni. Otóż moje poprzednie publikacje miały na celu nakreślić co i jak w temacie świadomego rodzicielstwa. Ta książka odpowiada na pytanie: jak? Proszono mnie raz po raz o dostarczenie rodzicom mapy, która pozwoli im realizować krok po kroku transformację relacji z dzieckiem. I oto jest – owa mapa, na którą rodzice czekali.
Nie wiem, jak było z tobą, ale gdy mnie przyszło wychowywać własne dziecko, o niczym nie miałam pojęcia. Owszem, zdążyłam już pomóc setkom rodziców, tyle że to doświadczenie nijak się miało do bycia rodzicem. Gdy mamy do czynienia z własnym dzieckiem, to mamy do czynienia z zupełnie czymś innym, prawda? Możemy być ekspertami w dziedzinie życia innych ludzi, ale jeśli chodzi o nasze, sprawa nie jest już taka prosta!
Mogę uczciwie powiedzieć, że gdybym nie stosowała się do zasad świadomego rodzicielstwa, nie dość, że zniszczyłabym poczucie wartości własnego dziecka, to sama stałabym się skrajnie nieszczęśliwym i niespełnionym człowiekiem. Dlatego napisałam tę książkę – aby ofiarować ci to, czego nie miałam, gdy byłam młodą matką, czyli konkretny przewodnik po tym, jak wychowywać dzieci.
Pozwól, że cię ostrzegę: to, co przeczytasz, odmieni twoje życie. Możliwe, że jeszcze przed końcem lektury twoje spojrzenie na siebie i tych, których kochasz, stanie na głowie. Dlatego książka może się okazać trudna. Prawdopodobnie dowiesz się o sobie czegoś, co potencjalnie rozsadzi ci mózg, że tak powiem. Po lekturze nic nie będzie takie jak wcześniej. Słyszałam, że wszystkie moje książki są rewolucyjne pod tym względem. Dlaczego? Ponieważ niszczą paradygmaty, zmieniają kulturę, transformują matryce. Moje teksty kwestionują _status quo_. Naruszają ograniczające przekonania i odsłaniają dysfunkcje. Niweczą fałszywe fantazje, jakie żywisz na temat siebie, dzieci i swojego życia, i zmuszają cię do konfrontacji z rzeczywistością w jej nagiej brutalności. Każą ci się przebudzić i wyswobodzić ze wszystkich wysysających życie wzorców.
Taka książka wymaga od czytelnika odwagi, śmiałości i dążenia do prawdy. To, że czytasz te słowa, świadczy o tym, iż posiadasz te cechy. Nie rezygnuj, gdy słowa, które przeczytasz, odsłonią lub podrażnią bolesne miejsce. Poświęć mu chwilę. Zastanów się, z czym masz do czynienia. Słowa mają prowokować, mieszać, zmieniać, wstrząsać i dopingować do myślenia oraz działania w nowy sposób. Nasze dzieci zasługują na rodziców, którzy mają dość odwagi, by odrzucić dawny styl bycia i działania – i którzy uznają nowe sposoby budowania więzi z dziećmi. Możesz być takim rodzicem. Już samo to, że sięgasz po tę książkę, znaczy, że kimś takim jesteś.
Jako rodzice funkcjonujemy w krytycznym momencie. Nigdy wcześniej nie musieliśmy rywalizować z taką presją ze strony rozwijającego się w szybkim tempie świata techniki. Nasi rodzice bali się o nasze przyszłe sukcesy, ale współcześni przeżywają obawy na sterydach. Świat wokół nas zmienia się tak szybko, że sami za tym nie nadążamy. Przepełnia nas poczucie bezradności i przerażenia. Co robimy z tymi obawami? Przekształcamy je w wysokie oczekiwania i wywieramy nacisk na dzieci, żeby były jeszcze bardziej perfekcyjnie, niż oczekiwano od nas. A nasze dzieci czują tę presję – i to jak! Dowodów na to mamy bez liku: zaburzenia zdrowia psychicznego osiągają niespotykany wcześniej poziom, bez perspektywy spadku. Nastolatki niepokojąco często okaleczają się i popełniają samobójstwa. Lęk i depresja wśród młodych wzniosły się na niewyobrażalne wyżyny. Nasze dzieciaki są w tarapatach, my zaś często czujemy się tylko bezradnymi świadkami ich zmagań.
Prawda zaś wygląda tak, że nie jesteśmy bezradni i nie musimy być świadkami. Możemy dużo zrobić, tylko musimy wiedzieć jak. I kolejne strony tej książki ci pomogą. Pokażą, jak możesz oczyścić relację z dziećmi z gruzu i zacząć budować nowe fundamenty – takie, na których jak rodzic poczujesz moc i więź. Jeżeli zaczniesz realizować kroki przedstawione w kolejnych rozdziałach, stopniowo (a niekiedy natychmiast) zaczniesz obserwować sejsmiczne zmiany w dynamice relacji z dzieckiem. Strategie świadomego rodzicielstwa będą dla ciebie latarnią, która pomoże ci wydostać się z gęstej dżungli konsternacji, w której być może tkwisz, i zmierzać w kierunku nowej więzi z dzieckiem.
Świadome rodzicielstwo nie jest dla ludzi bojaźliwych, tylko dla odważnych i dzielnych. Dla zakłócających wzorce i przekłuwających bańki – takich, którzy mają śmiałość wyjść z tłumu i zacząć coś nowego, nawet jeśli oznacza to działanie w pojedynkę przez jakiś czas. I chociaż jest przerażające – nie będę kłamać, takie właśnie jest – świadome rodzicielstwo niesie obietnicę czegoś, czego rodzicielstwo nigdy wcześniej nie oferowało: ucieleśnienia autentycznej więzi między tobą a dzieckiem, która pozwoli ci uwzględniać to, kim jesteś, bez potrzeby uciekania się do manipulacji lub kontroli. Świadome rodzicielstwo przemawia do więzi, w której oboje możecie wzajemnie szanować swoją wartość, zachowując poczucie integralności, i celebrować ją. I jeżeli tego rodzaju więź jest twoim celem, to ta książka jest dla ciebie.
Wiedz, że sama twoja obecność tutaj jest pierwszym krokiem ku ważnej transformacji w rodzicielstwie i życiu. Składasz niniejszym deklarację, że _status quo_ jest nieakceptowalne. Pamiętaj, że nie wszyscy rodzice mogą podążać za głosem świadomego rodzicielstwa. Ty jednak nie tylko podążasz za tym głosem – lecz odpowiadasz nań.
Świadome rodzicielstwo niesie w sobie moc dawania sobie nawzajem tego, czego zawsze pragnęliśmy: głębokiego i trwałego poczucia wewnętrznej wartości. Czy właśnie nie to pragnienie, by być rzeczywiście dostrzeganym i uznawanym takim, jakim się jest, jest tym, czego głęboko pożądamy? Każdy człowiek chce czuć się wolny i być tym, kim naprawdę jest, bez bycia osądzanym, bez poczucia winy lub wstydu. Nasze dzieci pragną tego równie głęboko, a wspaniała prawda sprowadza się do tego, że świadome rodzicielstwo może cię nauczyć, jak spełniać owo pragnienie. Gdy zaczniesz widzieć w dziecku to, kim jest – w oddzieleniu od społecznych oczekiwań wobec niego – możesz ze spokojem uznać, że nie ma większego daru, jaki można by mu ofiarować, niż pozwolenie mu na bycie tym, kim jest.
Dziękuję ci w imieniu dziecka.
Zaczynajmy!
* Wyd. pol.: _Świadomi rodzice. Budząc siebie, wzmacniasz swoje dziecko_, przeł. Beata Piecychna, Rzeszów 2012.Wprowadzenie
Więź z dzieckiem nie przypomina żadnej innej.
I będzie zarówno dawała ci supermoce,
jak i łamała serce.
Będzie cię nieskończenie rozwijała
i zarazem rozcierała na miazgę nicości.
Będzie inicjować i inspirować twoją kreatywność i pomysłowość,
równocześnie niszcząc fantazje i marzenia.
Będzie największym nauczycielem i transformatorem twej duszy,
jak również największym wrogiem i detonatorem twojego ego.
Istnieje po to, by ożywiać cię i wynosić na największe wyżyny
oraz ściągać na samo dno i upokarzać.
Tylko ta więź ma takie moce
i tylko w niej pozwolisz sobie
na taki stopień bezsilności.
Twoja relacja z dzieckiem nie przypomina żadnej innej z dwóch powodów. Po pierwsze, ponosisz pełną odpowiedzialność za dziecko – od momentu jego narodzin aż do osiągnięcia dorosłości, a nawet dłużej. Po drugie, nie ma dwojga takich samych dzieci. I dlatego właśnie ta relacja jest jedną z najtrudniejszych, najbardziej zatrważających i skomplikowanych, z jakimi przyjdzie nam się mierzyć. Aby przetrwała i rozkwitała, rodzice muszą ją pielęgnować z wykorzystaniem specjalnego zestawu umiejętności i narzędzi.
Z uwagi na to, że dziecko „pochodzi od ciebie” – biologicznie lub nie – na tobie spoczywa odpowiedzialność za nie. I dlatego poziom zaangażowania w nie i przywiązania do niego jest niebotyczny. Z żadnym innym człowiekiem na świecie nie łączy cię taka więź, tylko z własnymi dziećmi. Ta więź ma w sobie potencjał wywoływania euforycznej radości, gdy wszystko układa się dobrze, ale też niepokoju, frustracji i bólu, kiedy tak nie jest.
Dorosłych w życiu możesz porzucić lub od nich uciec. Przyjaźnie można zrywać albo słabną one samoistnie. Związki się kończą. Zdarzają się rozwody. A relacja z dzieckiem? Nic z tego. Dziecko jest twoje na dobre i na złe; jesteś na nie skazana. I masz do wyboru: albo świadomie podjąć żmudną wspinaczkę na górę – ze wszystkimi pomylonymi zakrętami, stromiznami i wyczerpaniem – albo spaść z klifu ku ostrej otchłani braku więzi.
Drugim powodem, dla którego ta relacja jest niepowtarzalna, jest to, że to są „dzieci”. Celowo biorę to słowo w cudzysłów. Dzieci to wyjątkowa kategoria ludzi. Stosują się do innych zasad, mają inny mózg, wymagają zupełnie odmiennego języka. Według mnie nie doceniamy rozmiaru różnic między nami a nimi. Myślimy: „Na ile to może być trudne? Przecież to mniejsze wersje nas”.
Dzieci nie są mniejszymi wersjami nas. Owszem, są ludźmi, jak my, ale na tym podobieństwo się kończy. Nie istnieje na żadnym innym poziomie. One są zupełnie inne. Nie wyposażamy się w narzędzia potrzebne do radzenia sobie z tymi różnicami i dlatego partaczymy sprawę. Większość dorosłych nie jest przygotowana do komunikowania się w „dziecięcym”. Czy kiedykolwiek uczono cię w liceum języka dziecka albo psychologii dziecka? Jasne, co poniektórzy mogli brać udział w kursie psychologii dziecka, ale nie da się tego porównać do życia z dzieckiem i zrozumienia go.
To stawia nas przed twardą i brutalną rzeczywistością rodzicielstwa: bez względu na to, na jakim etapie cyklu wychowywania dzieci się znajdujemy, przeżywamy ogromną presję związaną ze świadomością, że jesteśmy za nie odpowiedzialni, a równocześnie rozpaczliwie brakuje nam umiejętności, by je z powodzeniem rozumieć, komunikować się z nimi lub budować więź.
Aby wejść na tę ścieżkę rozwoju i zmiany, musimy zacząć od uznania, jak wiele nie wiemy. I żadna ilość nauki nie wpłynie na ucznia, który uczyć się nie chce. Wszystko zaczyna się od akceptacji naszej rodzicielskiej ignorancji. Prawdziwe i szczere uznanie jej otwiera nasze serca i umysły na naukę i rozwój. Gdy czujemy ukłucie dyskomfortu, nie odchodzimy tak po prostu. Zamiast tego wnikamy w ten ból i walczymy, by móc się odmienić.
Fakt, iż jako rodzice udajemy, że wiemy – lub powinniśmy wiedzieć – wszystko o wychowaniu ludzi, których nazywamy swoimi dziećmi, przemawia do naszego masowego rodzicielskiego złudzenia. Nasze pragnienie udawania idealnych i tego, że wszystko przebiega zgodnie z planem, jest tak wielkie, iż kiedy tak się nie dzieje, ukrywamy swoje trudności przed światem, cierpimy w milczeniu i się wstydzimy. Nie sięgamy po pomoc, nie opowiadamy o tym, nie próbujemy się uczyć i nie szukamy nowych rozwiązań. Skutek? Nasze dzieci są ofiarami naszego braku gotowości do uznania własnej niewiedzy.
Prawda zaś jest taka, że wcale nie mamy wiedzieć intuicyjnie, jak wychować dziecko. Wcale nie oszalałeś, gdy czujesz obłęd w roli rodzica. Nie jesteś dziwny ani „zły” w związku z tym, że się czujesz nieudolny lub bezradny. Wcale taki nie jesteś. I chcę, by te słowa zapadły w ciebie. Bo nie powinieneś wiedzieć.
Prezentowana na kolejnych stronach mapa służy odwróceniu tego wszystkiego, krok po kroku. Nauczy cię jako rodzica, jak być świadomym rodzicem, a zrobi to klarownie i łagodnie. Stosując się do tych kroków, przekształcisz nastawienie swojego umysłu, podejście i komunikację. A gdy tego dokonasz, zmianie ulegnie cała twoja relacja z dzieckiem – podobnie jak z sobą samą.
Podzieliłam kroki na trzy główne etapy. Każdy z nich wiąże się z rozwojem w innym aspekcie bycia rodzicem. Pierwszy etap, „od frustracji do jasności”, zaczyna się od oczyszczenia nastawienia umysłu i przekonań. My, rodzice, ulegliśmy silnej indoktrynacji ze strony kulturowych przekonań dotyczących tego, kim i jakie powinny być nasze dzieci. Te przekonania sprawiają, że stosujemy wobec nich standardy i oczekiwania, które często psują naszą zdolność do nawiązania więzi z ich prawdziwym „ja”. I dopiero gdy zmienimy się na tym poziomie, będziemy właściwie wyposażeni do tego, by wejść głębiej.
Drugi etap, „od dysfunkcyjnych wzorców do świadomego wyboru”, prezentuje sposoby, w jakie twoje dawne wzorce uwarunkowały cię do stylu życia i decyzji odartych ze świadomej uwagi. Dowiesz się, jak przełamać te wzorce, aby móc zacząć dokonywać nowych, pewnych i świadomych wyborów, zgodnych z tym, kim jesteś tu i teraz. A kiedy tak się stanie, twoja więź z dzieckiem rozkwitnie bezpośrednio i potężnie.
Trzeci etap nazwałam „od konfliktu do więzi”. Dotyczy on budowania jeszcze bliższej relacji z dzieckiem. Dowiesz się, jak rozumieć dzieci jeszcze lepiej, by potrafić rozszyfrować ich komunikację i ukuć jeszcze głębszą więź.
Każdy etap zawiera kroki, które pomagają dotrzeć do celu. Zmiana nie zachodzi z dnia na dzień, tylko w czasie drobnych kroków wykonywanych po drodze. Jest bardzo prawdopodobne, że czytając tę książkę, doświadczysz mdlącego poczucia winy i wstydu na wspomnienie chwil, w których pokpiłaś sprawę. Pamiętaj, że te uczucia są normalne i naturalne. Zachęcam cię mocno do okazywania sobie współczucia, gdy się pojawią. Jak napisała niegdyś Maya Angelou: „Działaj jak najlepiej do czasu, aż będziesz wiedzieć, jak zrobić to jeszcze lepiej. I wtedy rób lepiej”. Miej dla siebie czułą życzliwość. I pamiętaj, że nade wszystko to te momenty nieświadomości przywiodły cię do tej chwili, do lektury tych stron. Przeszłość jest przeszłością, ale to chwila obecna liczy się najbardziej. A w tej chwili jesteś tutaj i czytasz to doniosłe przesłanie – to jest doprawdy przejaw odwagi.
Okazuj sobie cierpliwość, bo na zmiany często potrzeba czasu. Starasz się nie tylko zmienić dynamikę relacji z dzieckiem, ale też zmieniasz dynamikę przeszłych pokoleń. Z tego powodu traktuj się łagodnie. Nie ma jakiegoś idealnego celu, do którego mamy dotrzeć, żadnego wyścigu, który musimy wygrać. Czuję się ogromnie zaszczycona w związku z tym, że tu jesteś. Będę ci towarzyszyć przez cały czas, kibicować twojej nowej świadomości i zapewniającym wzrost transformacjom. Jesteśmy w tym razem.
A idąc dalej, pamiętaj: żaden rodzic nie jest idealny. Ktoś taki nie istnieje. Możemy projektować perfekcję na innych, ale jako terapeutka, która pracowała już z tysiącami rodziców, mogę z całą pewnością stwierdzić, że nikt z nas nie jest bez wad. Za to każdego nękają zamęt i zwątpienie. A jeżeli przypisujesz jakąkolwiek doskonałość mnie, pozwól, że obalę ten mit natychmiast i powiem ci, iż powodem, dla którego pomagam innym, jest to, że desperacko szukam pomocy dla siebie. I dlatego jestem taka sama jak ty. Przeżywałam podobne uczucia – jak wszyscy rodzice na całym świecie. Rodzicielstwo to wszechobecny dylemat; z tego wynika tak ogromna potrzeba istnienia mapy rodzicielstwa oferowanej przez tę książkę.
Przejdźmy zatem do pierwszego etapu podróży – „od frustracji do jasności”.Prawda jest taka, że jeśli jesteś rodzicem, będziesz sprawę pier…lić ostro. Kolosalnie. Nie da się przed tym losem uciec. Jest wręcz wysoce prawdopodobne, że w żadnej innej relacji nie schrzanisz tak dużo, jak w relacji z dzieckiem.
A oto i powód: nasze dzieci są z nami przez cały czas w najważniejszych latach – w których i my nadal ewoluujemy i dążymy do zrozumienia siebie. Większość z nas jest na tym etapie wciąż niedojrzała emocjonalnie i naiwna. To daje zabójcze połączenie: nasze dzieci potrzebują nas w najlepszej formie w latach, w których się kształtują, a my prawdopodobnie też wciąż się kształtujemy i nie osiągnęliśmy jeszcze najlepszej wersji siebie – może nawet i w połowie. I właśnie tu, w tym niedopasowaniu, leży główny problem. Nasze dzieci są nieukształtowane pod żadnym względem, a my jako rodzice jesteśmy w dużej mierze projektem w trakcie realizacji. Ta niezgodność jest nieunikniona i nieuchronna. Winę za nią ponosi natura.
Z tej przyczyny rzeczywistość wygląda tak, że nie znam rodzica, który nie popełniłby poważnych błędów. Ani jednego! Dlatego jeśli twoje rodzicielstwo wywołuje u ciebie poczucie winy lub wstyd, możesz odetchnąć z ulgą. Tu nie chodzi o to, by być idealnym czy choćby wspaniałym. Celem jest stanie się uważnym i świadomym.
Zyskanie świadomości oznacza zrozumienie kluczowych powodów istnienia trudności. Dlaczego, na przykład, straciłeś panowanie nad sobą i tupałeś jak trzylatek albo darłeś się jak stuknięty nastolatek? Celem nie jest to, by nigdy nie przeżywać takich chwil obłędu. Zależy nam natomiast na zrozumieniu, dlaczego do tego doszło. Owo zrozumienie prowadzi nie tylko do redukcji tych szalonych wybuchów, ale też – i przede wszystkim – umożliwia nam uchwycenie przyczyny, dla której do nich doszło. Wyobraź sobie zrozumienie, dlaczego sześciomiesięczne dziecko, które nie śpi, sprawiło, że padłaś na kolana zalana łzami. Albo dlaczego pięciolatek, który stracił panowanie nad sobą, sprowokował cię do powiedzenia czegoś, czego natychmiast pożałowałaś. Lub dlaczego kąśliwa riposta nastolatka wywołała u ciebie napad szału godny siedmiolatka.
Dlatego, by lepiej wypełniać rolę rodzica, musimy zacząć od „dlaczego”. Jeśli nie pojmiemy dlaczego, nie będziemy mogli zrozumieć jak. Skoro nie widzimy jasno przyczyn tego, że pier…limy sprawę, jak możemy coś zmienić? Podobnie jak w przypadku fizycznych dolegliwości i bólu, musimy dotrzeć do powodu cierpienia, by móc się zająć leczeniem. I tego dotyczy ten etap: zrozumienia.
Przedstawiona tu mapa jest tą, którą posługiwałam się osobiście. Potrzebowałam czasu, by przejść przez wszystkie etapy i poznać kroki. W drodze prób i błędów, nieskończenie wielu objazdów i fałszywych kroków, wreszcie zaczęłam wprowadzać zmiany. W rezultacie udało mi się zmienić z zalęknionej świruski z obsesją na punkcie kontroli w spokojnego i radosnego rodzica. I tak rodzicielstwo ze stresującego stało się fajne. A największa nagroda? Moja córka stopniowo odkrywała swoją wewnętrzną radość i moc, niezniechęcana do autentycznego wyrażania siebie, radosna zarówno w swojej zwyczajności, jak i doskonałości. Przede wszystkim zniknęły sprzeczki i konflikty. Im mniej ją kontrolowałam, tym rzadziej wymagała tego, by ją do czegoś popychać. Niebawem zaczęłyśmy płynąć razem z większą swobodą i pewnością siebie.
Takie podejście do rodzicielstwa wymaga cierpliwości i odwagi. Każdy krok będzie cię przybliżał do wewnętrznej prawdy i uzdrowienia. Na każdym etapie nie dość, że będziesz docierać do swojej, to przestaniesz też blokować dziecku dostęp do jego esencji. Dopóki nie odbędziesz tej podróży, będziecie żyć obarczeni starymi wzorcami i pokoleniowymi ranami, zniewoleni przez nie. Ta metoda łamie wpojony ci sposób życia; pomaga stać się nowym sobą i w rezultacie daje wolność dzieciom.
Jesteś gotowa? Weź głęboki wdech – i do dzieła!Wciąż odczuwam traumę w związku z doświadczeniem, jakie mnie spotkało z udziałem córki, gdy miała trzy lata. Wryło mi się w umysł w takim stopniu, że równie dobrze mogłoby się wydarzyć wczoraj. Dopiero po wielu spotkaniach z innymi rodzicami odkryłam, że było dość powszechne. Ach, gdybym wiedziała o tym wtedy, nie czułabym się taką ofiarą losu!
Nadeszła pora, by wyjść z parku. Musiałam przygotować kolację. Dałam sobie wielki zapas czasu na próby opóźniania ze strony dziecka i jego protesty. Wydawało mi się, że jestem przygotowana, ale doprawdy nic nie mogło mnie przygotować na piekło, które nastąpiło. Córka bowiem zdecydowanie i nieugięcie odmówiła wyjścia z parku. I gdy nadszedł ten moment, zmieniła się ze słodkiego, wesołego aniołka w opętanego demona. Spotkało cię to kiedyś? W jednej chwili dziecko wydaje się takie jak zawsze, a w następnej jest rozszalałym wariatem? To był mój pierwszy raz. Powiedzieć, że przeżyłam głęboki szok, wstyd i przerażenie, to za mało.
Moja córka krzyczała. Chociaż nie. Piszczała, zawodziła, wyła, skrzeczała, ryczała i wydzierała się wniebogłosy przez całe dwadzieścia minut drogi do domu. Musiałam ją wsadzić do wózka po tym, jak odmówiła opuszczenia parku. Wnioskując ze skali jej protestów, można by pomyśleć, że wózek był krzesłem elektrycznym. Wymachiwała rękami i prężyła ciało, przez co oglądał się za nią każdy mijany przez nas człowiek. Oskarżycielskie spojrzenia obcych ludzi utwierdzały mnie w przekonaniu, że jestem najgorszą matką na świecie. A ona nie odpuszczała. Myślałam, że zaśnie z wyczerpania. Nic z tego. Robiła się coraz głośniejsza i wrzaskliwa. Każda sekunda była jak tortura.
Próbowałam różnych rozpaczliwych taktyk. Odwracałam uwagę, krzyczałam, mruczałam, jęczałam, płakałam, przeklinałam, panikowałam. Nic nie skutkowało. Zatrzymałam się, zaśpiewałam, uspokajałam, pocieszałam, groziłam, przekupywałam. Użyłam swojego strasznego głosu, potem słodkiego tonu, następnie gniewnego, a później życzliwego. Droczyłam się, żartowałam i się przymilałam. Próbowałam uciec się do logiki i rozsądku. W końcu się poddałam i wracałam do domu, otulona wstydem. To było najdłuższe dwadzieścia minut w moim życiu. Szlochałam przez wszystkie długie milisekundy tego czasu, tego najbardziej upokarzającego doświadczenia w moim życiu.
Zanim wróciłam do domu, moja córka zdążyła odnieść zwycięstwo. Udało się jej zrobić ze mnie kałużę na podłodze. Po przekroczeniu progu padłam na kolana, zawodząc. Urządziłam sobie dziesięć minut użalania się nad sobą. „Jestem najgorszą matką, jaka chodzi po tym świecie”, myślałam. „Powinno się mnie zabrać do sali tortur, a potem spalić jak czarownicę”. Gdy bezradność i panika wzbierały we mnie niczym lawa, wydałam z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk wściekłości i frustracji. Ojciec córki zabrał ją, żeby mnie nie słyszała i tonem pełnym potępienia kazał mi się ogarnąć – czym wzbudził jeszcze większy wstyd i panikę. Wyszłam z domu i udałam się na bardzo, bardzo długi spacer.
To był punkt zwrotny w moim życiu. Podczas tego spaceru skonfrontowałam się wreszcie z trzeźwiącą rzeczywistością tego, że miałam dosłownie zerowe pojęcie o tym, jak kierować nastrojami, myślami i emocjami mojego dziecka. Zerowe. Wtedy uświadomiłam sobie, że moje dziecko – jak pewnie wszystkie dzieci – posiada umiejętność wzbudzania w rodzicu bezradności i właśnie owa bezradność wywołuje wściekłość i szał. Problemem jest nie tyle zachowanie dziecka, ile to, co ono tym zachowaniem prowokuje.
Poczułam w sobie wibracje prawdy. Dostrzegłam światło. Moje reakcje tamtego dnia nie miały nic wspólnego z moim dzieckiem. Nic. Ona po prostu była sobą – dzieckiem, które chciało się dłużej bawić. Każda myśl, każde uczucie, każde moje zachowanie nawiązywało do czegoś tkwiącego głęboko we mnie. Chodziło o mnie!
Zaczęłam płakać. Odtwarzałam w głowie sceny z własnego dzieciństwa. Widziałam siebie jako bezradną dziewczynkę pragnącą sprawować kontrolę nad swoim światem. Widziałam dziewczynkę szukającą walidacji i pragnącą uznania swojej wartości przez rodziców i nauczycieli. Ta mała dziewczynka nie czuła się bezpiecznie i pewnie, łaknęła uwagi i siły dorosłych w swoim świecie. Była taka zagubiona…
Uświadomiłam sobie, że moje trzyletnie dziecko otworzyło we mnie dawną ranę. Gdy nie słuchała mnie tamtego dnia i odmówiła nagięcia się do mojej woli, obudziła we mnie bezradność. Miałam poczucie nieskuteczności i bezsilności, jak w dzieciństwie. Stare rany wyszły na powierzchnię i mnie oślepiły. Wpadłam w panikę, starając się ratować tę małą w sobie. I w rezultacie widziałam w moim „prawdziwym” dziecku wroga, którego należy pokonać. Straciłam względem niego wszelką empatię i świadomość trudności, jakie przeżywało. Zawładnęła mną mała dziewczynka we mnie i skupiła wszystko na sobie. Chciała po prostu wygrać, wygrać, wygrać za wszelką cenę.
Ból z dzieciństwa był tak silny, że katapultował mnie do trybu walki o przetrwanie. Wola mojego dziecka zderzyła się z moją, co wzbudziło we mnie przerażenie. Chciałam przejąć kontrolę, a gdy córka nie poddała się mojej dominacji, straciłam rozum. Natychmiast uznałam ją za „złą” i wroga – do tego stopnia, że chciałam od niej uciec i ją porzucić. Na powierzchnię wypłynęły fale poczucia winy. Przeżywałam ogromne zażenowanie i wstyd. Nie potrafiłam uwierzyć, że stać mnie na tak brutalną oziębłość.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_