Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dotyk dawnych dni - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 września 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dotyk dawnych dni - ebook

Andrea Henderson – poraniona i zagubiona dziewczyna. Cierpienie jest jej bliższe niż otaczający ją ludzie. Jednak dzięki niemu ma w sobie temperament, którego nikt nie jest w stanie stłumić. Spotyka na swojej drodze wysokiego bruneta, który nie raz namiesza jej w głowie.

Luke Brynner – idealnie niedoskonały, z pozoru buntownik i niegrzeczny chłopiec. Jednak wewnątrz złamany przez życie, problemy z ojcem są szczytem góry lodowej, którą za sobą ciągnie. Na jego drodze staje brązowooka brunetka, z którą łączy go więcej, niż mógłby się spodziewać.

Czy Luke uratuje dziewczynę, tym samym ratując samego siebie? Czy tej dwójce jest pisany szczęśliwy koniec? Czy huragan i chaos będą w stanie połączyć się, zamieniając destrukcyjne uczucia w coś dobrego?

Take me back to the night we met…

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67200-16-5
Rozmiar pliku: 310 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PLAYLISTA

Madison Beer – _Reckless_

Nirvana – _Smells Like Teen Spirit_

Bring Me The Horizon – _Can You Feel My Heart_

Rag'n'Bone Man – _Human_

Lykke Li – _Sex Money Feelings Die_

Panic! At The Disco – _House of Memories_

Anna Clendening – _Boys Like You_

Dermot Kennedy – _Power Over Me_

Adele – _Rolling in the Deep_

Jaymes Young – _Feel Something_

Paloma Faith – _Only Love Can Hurt Like This_

Cigarettes After Sex – _Apocalypse_

Lana Del Rey – _Summertime Sadness_

Lana Del Rey – _Video Games_

Lil Peep – _Star Shopping_

Jxdn – _Pray_

Nessa Barrett – _die first_

Chase Atlantic feat. Goon Des Garcons – _Consume_

Lana Del Rey – _Born To Die_

John Newman – _Love Me Again_

Kukon & Julia Mikuła – _kokaina nie pomaga ci w depresji_

Taylor Swift – _Don’t Blame Me_

Taylor Swift feat. Bon Iver – _Exile_

Halsey – _Sorry_

Seafret – _Atlantis_

Shawn Mendes – _Mercy_

Shawn Mendes – _Stitches_

SYML – _Where’s My Love_

Ella Eyre – _We Don’t Have To Take Our Clothes Off_

Birdy – _People Help The People_

Tom Rosenthal – _Lights Are On_

Hannah Miller – _Promise Land_

Lord Huron – _The Night We Met_

Ludovico Einaudi – _Experience_PROLOG: KURTYNA ODSŁONIĘTA

Andy

Kurtyna odsłonięta.

Odpaliłam papierosa.

Bo nasza historia rozpoczęła się od papierosów, którymi wspólnie się wyniszczaliśmy, wyklinając nasze życia.

„Jesteś za młoda, by kochać” – mój ojciec bezustannie powtarzał to zdanie, chcąc wyryć je w mojej pamięci. Tak szczerze to nie rozumiałam, dlaczego te słowa codziennie wypadały z jego ust, tak jakby był święcie przekonany, że wie, o czym mówi. My, nastolatkowie, myśląc jednak, że jesteśmy mądrzejsi, puszczamy słowa dorosłych mimo uszu. Zbyt często dajemy ponieść się chwili, nie zważając na późniejsze konsekwencje naszych czynów. Znajdujemy wytłumaczenie i uparcie powtarzamy, że nie mamy wpływu na to, co czujemy. W końcu czasami deszcz pada wtedy, gdy zupełnie się go nie spodziewamy, chłopcy całują dziewczyny, których nie powinni, a kwiaty usychają tak jak nasza dwójka w momencie, w którym nie dostrzegliśmy, że byliśmy dla siebie jak narkotyk. Nasze oczy tego nie widziały, ponieważ na początku nałóg nam nie szkodził. Żadne z nas nawet go nie zauważyło. Jednak w pewnym momencie nie potrafiliśmy bez siebie funkcjonować. Gdy dostaliśmy, choć małą dawkę swojej obecności, pragnęliśmy więcej i więcej. Bezustannie nienasyceni dotykiem, który przypominał dni stare i te nowe, których dopiero stawaliśmy się świadkami. Nie potrafiliśmy się od tego uwolnić, bo wbrew pozorom kochaliśmy być więźniami klatki zbudowanej własnymi rękami. Tonęliśmy w oceanie rozpaczy, który swoją głębokością przebił Ocean Spokojny, gdy uświadomiliśmy sobie, że byliśmy zbyt młodzi, aby wiedzieć, jak kochać. Walczyliśmy, by utrzymać głowy na powierzchni, ale nasze płuca z każdym dniem były coraz mocniej zalewane. Utrata przytomności. Wskutek niedrożności dróg oddechowych następowało niedotlenienie mózgu. Mięśnie wiotczały. Krew wchłaniała wodę zalewającą płuca, a słowa ojca odbijały się szerokim echem w mojej głowie. Miał rację. Gdybyśmy nie stali się narkomanami, czekającymi na dilera w cieniu, gdzieś wewnątrz nas zakwitłaby seraficzna miłość.ROZDZIAŁ 1: NOC, KTÓREJ SIĘ POZNALI

Trzy lata wcześniej…

Andrea lubiła jesień i zimę, ale nie tylko ze względu na chłodne wieczory oraz ponurą atmosferę. Chodziło bardziej o to, że wtedy nikt nie widział jej blizn, ponieważ ukrywała je w przydużych swetrach oraz ciasnych jeansach. Była północ, a ona siedziała w swoim ulubionym miejscu, wypalając papierosy, które kupiła w małym markecie nieopodal szkoły. Nie była pełnoletnia, więc musiała znaleźć sklep, w którym mogłaby kupować tę używkę bez żadnego problemu. Z pomocą przyszła jej najlepsza przyjaciółka Jenessa, która znała się z kasjerem już od małego. Oboje mieli spieprzone dzieciństwo, więc ich przyjaźń trwała w najlepsze.

Fezco polubił Andy już od pierwszej rozmowy, mimo że często z pogardą traktował osoby, które pochodziły z bogatych rodzin. Co więcej, od zawsze miał problemy z policją, a Samuel Henderson należał do bezlitosnych gliniarzy. Jej ojciec był w dodatku na bieżąco ze wszystkimi zamieszkami w Portland, dlatego znajomość z Andy wydawała się ryzykowna dla Fezco oraz prowadzonego przez niego biznesu. Chłopak jednak niemal od razu wyczuł, że dziewczyna znacznie różniła się od wszystkich bogatych dzieciaków, którzy zazwyczaj wywyższali się przez pieniądze oraz status swoich rodziców. Był obserwatorem, dlatego szybko zauważył, że to nie bogactwo ją zniszczyło, a życie, które zdecydowanie jej nie oszczędzało. Lubił, gdy przychodziła do sklepu po papierosy i pogrążała się z nim w rozmowie. Na co dzień nie należała do osób wygadanych, ale z Fezco było inaczej. Chłopak miał to do siebie, że ludzie potrafili mu zaufać, ponieważ słuchał jak nikt inny. Nie byli przyjaciółmi, daleko było im do takiej relacji, ale traktowali swoją znajomość jako odskocznię od rzeczywistości. Czasem skręcali jointy z marihuany, rozmawiając o wszystkim i o niczym.

Siedziała pośrodku lasu na dużym kamieniu, delektując się ciszą, której w ostatnich dniach definitywnie jej brakowało. Myślała o swoim starszym bracie. Harry miesiąc temu miał wypadek, przez który jego życie było zagrożone na tyle, że konieczna była operacja, po której wylądował w śpiączce farmakologicznej. Po głowie brunetki bezustannie krążyło pytanie: Czy naprawdę życie musiało jej się tak sypać? Andy nie brakowało problemów, a śpiączka brata niczego nie ułatwiała. W końcu uważała chłopaka za swoją kotwicę. Trzymał ją w ryzach każdego cholernego dnia, nie pozwalając na to, aby się poddała. Życie bez niego u boku wydawało się trudne, ale mimo to trwała z nadzieją, że wkrótce się wybudzi i będzie z niej dumny.

Gdy z jej ust wyleciał dym papierosowy, zaczęła się zastanawiać, dlaczego przychodziła w to miejsce każdej bezsennej nocy. Szczerze mówiąc, chciała uciec, a las wydawał się jej do tego idealny. Tłamsił ją ból, który odczuwała. Nieustanne poczucie odrzucenia było trudne do zniesienia. Nienawidziła liceum. Za każdym razem, gdy szła pomiędzy rówieśnikami, odnosiła wrażenie, że wszyscy się na nią patrzyli, jakby tylko czekali, aż zrobi coś nie tak, aby rzucić się na nią jak dzikie zwierzęta na swoją ofiarę. Czuła na sobie lekceważące spojrzenia, pełne obrzydzenia i odrazy. Na początku to bolało. Każde niemiłe słowo czy gest było były jak odłamki szkła, które wbijały się prosto w jej serce. Minęło pół roku, więc już się przyzwyczaiła, jeżeli ignorowanie można było uznać za przyzwyczajenie. Po szkole wybierała się na spacery, podczas których mogła wszystko przemyśleć na spokojnie, paląc papierosa i słuchając ulubionej składanki muzycznej jej ojca. Spacer pomagał zmagać się z problemami dnia codziennego. W szczególności w momentach, w których siedząc w samotności, miała ochotę zakończyć to, co nazywało się życiem. Nie chciała żyć, nie chciała czuć i nie chciała już nic wiedzieć.

Nagle z rozmyślań wyrwał ją nieznany dźwięk. Odruchowo podniosła się i rozejrzała dookoła, ale nie zauważyła nic, co mogłoby wzbudzić jej podejrzenia.

– H-halo? – Zaczęła iść przed siebie. Cały czas rozglądała się, ale ani nikogo, ani niczego nie widziała. – Halo?! Wiem, że gdzieś tam jesteś!

Krzak obok niej nagle zaczął się ruszać, więc jednocześnie zainteresowana i przestraszona zaczęła się mu przyglądać. Poczuła ulgę, gdy wyskoczył z niego mały psiak, który niemalże wystraszył ją na śmierć.

– Uff… – Kucnęła przy nim i zaczęła go głaskać. O dziwo nie uciekał. – Nie strasz mnie tak, dobra?

– A ja mogę? – Wzdrygnęła się, słysząc zachrypnięty głos. Od razu odwróciła głowę, chcąc dowiedzieć się, kto za nią stał. Dreszcze przebiegły przez jej ciało, kiedy dostrzegła chłopaka. Nie rozpoznała go, ponieważ miał na głowie kaptur, który zasłaniał jego twarz, przez co widać było wyłącznie wystające spod niego brązowe włosy.

– N-nie – odpowiedziała cicho, po czym wstała, by być na równi z nim. W sumie to i tak nie była, bo chłopak był wyższy od niej na oko o trzydzieści centymetrów.

– A to czemu? – zapytał rozbawiony, ściągając kaptur. Andy od razu go rozpoznała. Bruneta, który przed nią stał, znało całe Portland. Choć w jego przypadku zdecydowanie nie był to komplement.

Luke Brynner był jak trefny los na loterii. Krążyła wokół niego otoczka buntownika, któremu często zdarzało się wychylać i w efekcie obrywać. Bynajmniej właśnie tak wszyscy tłumaczyli sobie poobijaną twarz, a on nigdy i w żadnym wypadku, nie wyprowadzał nikogo z błędu. Nie chciał być traktowany jak jakiegoś rodzaju margines społeczny, dlatego preferował działanie według własnych zasad i na ich podstawie tworzył swój wizerunek. Wolał, aby postrzegano go jako potencjalnego przestępcę, niż znano prawdę o tym, że w rzeczywistości był ofiarą.

– Co robisz w tym miejscu o tej godzinie? – Z jego ust wypadło kolejne pytanie. Andrea chwilę wpatrywała się w zielone oczy, które w świetle księżyca błyszczały jak ostatnia nadzieja.

– Przychodzę tu, kiedy mam koszmary – mruknęła cicho, gdy taksował ją wzrokiem, oczekując odpowiedzi.

– Często je masz? – dopytał z nutką ciekawości, co wybiło ciemnowłosą z rytmu, ponieważ nikt nigdy nie okazywał jej zainteresowania, nie licząc jej brata oraz ojca.

– Każdej nocy – odpowiedziała niepewnie, marszcząc brwi. Niezbyt lubiła rozmawiać z innymi ludźmi, a co więcej – spoufalać się z nimi, dlatego nie rozumiała, dlaczego wciąż prowadziła z nim konwersację. Czy to dlatego, że okazał jej zainteresowanie?, zadawała sobie to pytanie w myślach, obserwując z uwagą bruneta, na którego ustach malował się piękny uśmiech, przyprawiający ją o motyle w brzuchu.

– Koszmary są nieodłączną częścią bycia demonem, Henderson.

Luke od razu zauważył, że była zdezorientowana. Doskonale zdawał sobie sprawę, że zastanawiała się, skąd znał jej nazwisko. Dziewczyna jednak stwierdziła, że przecież nie było to wielką tajemnicą. W końcu jej ojciec był policjantem, a w liceum, do którego uczęszczali, było o niej głośno przez próbę samobójczą, której dopuściła się w szkolnej łazience.

– A ty masz… – zaczęła niepewnie. Brunet kiwnął głową, aby kontynuowała – …w sensie koszmary?

– Och, oczywiście. – Kiedy się uśmiechał, odnosiła wrażenie, że wraz z nim uśmiechał się cały świat. Sam księżyc świecił jaśniej, a całe niebo zostało usłane gwiazdami, które pięknie migotały, oświetlając ich zmęczone twarze.

Brunet ruszył w stronę kamienia, na którym wcześniej siedziała. Natomiast Andy stała w miejscu, nie wiedząc, co powinna zrobić. Chłopak zdecydowanie pomógł ciemnowłosej w podjęciu decyzji, ponieważ obrócił się, tak jakby chciał upewnić się, czy za nim podąża. Gdy dostrzegł, że stoi w miejscu z niepewną miną, wrócił się do niej i spojrzał prosto w brązowe oczy, zagryzając dolną wargę.

– Założę się, że nie przyszłaś tutaj, żeby teraz odejść ze względu na mnie, więc chodź. Porozmawiajmy – odezwał się, chcąc w ten sposób ośmielić dziewczynę. Andy po chwili namysłu postanowiła pójść na żywioł i zgodzić się na propozycję poznanego zaledwie pięć minut wcześniej chłopaka. Ruszyła w stronę kamienia, a pupil bruneta ruszył za nią, co wyjątkowo go rozbawiło. – Lubi cię – stwierdził, zajmując miejsce obok ciemnowłosej.

Nastolatkowie tkwili w ciszy, która mogła wydawać się niezręczna, ale dla nich była w niewytłumaczalny sposób przyjemna. Oboje obserwowali drzewa poruszające się przez podmuch wiatru i księżyc, który tej nocy świecił wyłącznie dla nich.

– Nie sądzisz, że to wszystko w jakimś stopniu jest przyjemne?

– Co takiego? – zapytała, przekręcając głowę w jego stronę.

– Gwieździste niebo, usypiający szum drzew oraz nasza obecność w tym miejscu.

Kiwnęła głową, zgadzając się. Słowa bruneta należały do najpiękniejszych, jakie usłyszała w całym swoim nędznym życiu, i mimo że nie znosiła się uśmiechać, na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Luke przesunął językiem po swoich śnieżnobiałych zębach, gdy zauważył charakterystyczną przerwę między jej górnymi jedynkami, która dodawała ciemnowłosej niesamowitego uroku.

– Zadam ci jedno pytanie, a jeśli odpowiesz, również będziesz mogła zapytać mnie o cokolwiek tylko zechcesz. Zgoda?

– Zgoda – odpowiedziała, bawiąc się pierścionkiem, który znajdował się na jej serdecznym palcu.

– Dlaczego, po tym wszystkim nadal robisz sobie krzywdę?

– O co ci chodzi? – zapytała, spuszczając brązowe tęczówki.

– Nie udawaj głupiej. – Luke ze złotego chłopca ze zwalającym z nóg uśmiechem, którym był jeszcze przed chwilą, zmienił się w uosobienie powagi z dodatkiem grymasu. – Obserwuję cię od dłuższego czasu i uwierz mi, że widzę więcej, niż mogłoby ci się wydawać. Mówię o ranach na ciele, które próbujesz ukryć, zaciskając rękawy swetra i…

– Wierz mi, naprawdę nie ma o czym mówić – odpowiedziała, starając się nakłonić bruneta do odpuszczenia niewygodnego dla niej tematu.

– Henderson, nie możesz trzymać emocji dla siebie – skarcił ją. – Wykończysz się, gdy będziesz tłumiła w sobie całe to gówno.

– To mój sposób na radzenie sobie z rzeczywistością – odpowiedziała szczerze. Dotarło do niej, że nie było sensu kłamać, bo jeśli nie powiedziałaby prawdy, on doskonale by o tym wiedział. – Jeśli ci powiem, będę mogła zadać jakiekolwiek pytanie, tak? – Chłopak kiwnął głową. – Nie oszukujmy się, życie nie jest piękne. Nikt nie wie, jak bardzo chciałabym wziąć teraz do ręki nóż, by podciąć sobie żyły, jak bardzo chciałabym móc nie wziąć kolejnego oddechu, jak bardzo chciałabym zasnąć i już nigdy się nie obudzić… I jak bardzo męczę się sama ze sobą, bo nawet nie potrafię się zabić. Może to głupie, ale uczucie spływającej krwi po nadgarstku przynosi mi ukojenie. Nigdy z tym nie skończę. Niejednokrotnie próbowałam, ale to zawsze wraca z podwójną siłą.

– To nie jest głupie. Żyjemy w świecie, w którym więcej osób myśli o zakończeniu swojego życia niż o swojej przyszłości.

– Myślałeś kiedyś o samobójstwie? – zapytała. Wahanie w jej głosie było słyszalne.

– Pamiętaj, że masz tylko jedno pytanie. Zastanów się, czy odpowiedź na to jest warta zmarnowania tej szansy.

– Idź do diabła, Brynner – powiedziała, kręcąc głową.

– Byłem, ale spierdolił, gdy mnie zobaczył.

Widok roześmianej ciemnowłosej odebrał mu dech w piersiach. Skarcił się w myślach, ponieważ przez chwilę przeszło mu przez głowę, że mógłby patrzeć na nią przez resztę swojego życia, a przecież nie chciał już żyć.

– Zdążyłam wywnioskować, że myślałeś, więc zapytam o coś innego. Co cię od tego powstrzymało?

Ona nie wiedziała, że odpowiedzią na to pytanie było jej imię i nazwisko. Nigdy nie zapomniał dnia, w którym targnęła się na swoje życie w szkolnej łazience. On tam był. Widział ją. Gdy wrócił do domu, chciał to zrobić, ale pomyślał o niej. Luke Brynner żył, ponieważ Andrea Henderson również żyła. Jednak nigdy nie miała się o tym dowiedzieć.

– Niektórzy ludzie powiedzą, że kupno psa dla osób takich jak nasza dwójka to głupota, ponieważ zwierzę zostanie zaniedbane przez właściciela. W moim przypadku pies uratował mi życie, mam dla kogo żyć i walczyć – odpowiedział zgodnie z prawdą.

Psiak, który wabił się Satori, co w karate oznacza oświecenie i zrozumienie, był nieodłączną częścią życia Luke’a. Trwał przy nim, gdy chłopak dusił się łzami, trzymając w dłoniach ostrze, którym pragnął zakończyć swoje cierpienie, i kiedy zostawiła go matka oraz gdy ojciec krzywdził go fizycznie.

– Zwierzęta są bardziej dobroduszne niż ludzie.

– To fakt.

W ten sposób minęła im cała noc. Patrzyli na gwieździste niebo, siedząc ze sobą ramię w ramię i wypalając papierosa za papierosem.ROZDZIAŁ 2: NORWEGIAN WOOD

Teraźniejszość

Luke przymknął oczy, zagryzając wargę. Gra w szachy z dziadkiem, budziła w nim paletę rozmaitych doznań, odkąd pamiętał. Walka zawsze była zacięta, gdyż finalnie zwycięzca mógł być tylko jeden, nie licząc remisu, który w ich przypadku nieczęsto miał miejsce. Brunet postanowił wdrożyć w dzisiejszą rozgrywkę swój ulubiony ruch, potocznie nazywany widełkami. Było to posunięcie, w którym jedna bierka atakowała jednocześnie dwa pionki przeciwnika z nadzieją na osiągnięcie przewagi, ponieważ rywal mógł zapobiec tylko jednej z dwóch strat. Vincent Brynner zaśmiał się cicho pod nosem, ponieważ nauczył wnuka tego posunięcia w jego siódme urodziny, gdy wręczył mu w prezencie ekskluzywne mosiężne szachy.

Uwaga mężczyzn nagle została rozproszona przez kobietę w podeszłym wieku, która cicho weszła do pomieszczenia z porcelanowym imbrykiem. Starszy Brynner kilka minut temu poprosił ją, aby przygotowała zieloną herbatę z sokiem cytrynowym, limonką i imbirem. Elizabeth rozstawiła filiżanki, które wyjątkowo rzucały się w oczy, ponieważ przedstawiały malowidła malarza jednego z najsłynniejszych na świecie, a następnie wypełniła je herbatą.

Pokój gościnny, w którym przesiadywali, znacznie różnił się od pozostałych pomieszczeń w posiadłości. Żywe kolory stanowiły powiew świeżości i dawały pozytywną energię. Rośliny zdecydowanie były nieodłącznym elementem wystroju. Poduszki, pledy, koce, dywany przepięknie uzupełniały pokój, sprawiając, że wyglądał na bardziej domowy i swojski. Najbardziej klasycznym elementem była komoda, na której stały wazony wypełnione świeżymi kwiatami oraz figurki porcelanowe. W rogu pokoju stał fotel, a obok niego barek dopełniający całą kompozycję. Zamknięty w stylowej walizce adapter przywoływał wspomnienia klasycznych gramofonów z lat siedemdziesiątych.. W pomieszczeniu znajdowały się również kolekcja płyt winylowych, obrazy znanych malarzy oraz biblioteczka z klasykami, w której zgromadzono głównie utwory Shakespeare’a. Na ścianie wisiał gustowny zegar z drewna naturalnego oraz lustro wyposażone w bogatą w szczegóły ramę.

Vincent podniósł się ociężale z fotela i ruszył do stojaka z płytami winylowymi. W dłoniach starszego mężczyzny niezmiennie wylądowała płyta The Best of Chopin, gdyż Fryderyk Chopin był jego ulubionym kompozytorem romantycznym. Niektórzy definiowali pianistę jako Polaka, inni zaś twierdzili, że zasadniczo był Francuzem, a jeszcze inni ze względu na jego twórczość uważali go za obywatela świata.

– Jesteś aniołem, Betty – odparł Luke z wdzięcznością w głosie, chwytając za porcelanową filiżankę z motywem Gwiaździstej nocy Vincenta van Gogha. – Dziękujemy.

Elizabeth przeniosła swój wzrok na bruneta, a na jej usta pomalowane czerwoną szminką wpłynął serdeczny uśmiech. Pani Tremblay pracowała dla ojca Luke’a, jeszcze zanim chłopak przyszedł na świat. Kobieta mimo wieku zawsze o siebie dbała. Nieustannie podkreślała, że szminka to symbol kobiecości, elegancji i pewności siebie. Każdego ranka modelowała swoje siwe włosy, aby nadać im objętości. Ubierała się gustownie, dzięki czemu zawsze wyglądała kobieco i szykownie. Znała najmroczniejsze sekrety każdego członka rodziny Brynnerów, ale potrafiła trzymać język za zębami. Była im wszystkim wyjątkowo bliska, a szczególnie Luke’owi . Po odejściu jego matki każdego wieczoru przychodziła do sypialni chłopaka, aby czytać mu dzieła Shakespeare’a, którego utwory dla wielu osób mogły być niezrozumiałe. Jednak sympatia, którą rodzicielka Luke’a darzyła pisarza, udzieliła się również jemu, powodując, że stał się jego cichym wielbicielem. Nie był pewien, czy było to spowodowane tęsknotą za matką, czy po prostu szczerze polubił twórczość pisarza.

Gdy był młodszy, Betty raz w miesiącu zabierała go do teatru, a także do kina, aby sam zdecydował, która forma bardziej do niego przemawia. Wiele osób sądzi, iż kino przewyższa teatr przez to, co oferuje swoim odbiorcom.. Trójwymiarowy świat, efekty specjalne i niesamowita ścieżka dźwiękowa to z pewnością elementy, które sprawiają, że większość nastolatków wybierała wyjście do kina. Jednak Luke zawsze różnił się od swoich rówieśników. Z większą przyjemnością oglądał spektakle. Uważał, że teatr to sztuka. Prawdziwa sztuka. Dźwięki, jakie wydawali z siebie aktorzy, wykorzystywane przez nich przedmioty oraz gra świateł stwarzały wyjątkowy nastrój i potęgowały magię tego miejsca.

Często chodzili również do muzeum, ponieważ od najmłodszych lat zachwycał się rzeźbami, które wywoływały w nim niewytłumaczalny zachwyt. W pamięci szczególnie zapadła mu jedna – _Apollo i Dafne_, wykonana przez Giovanniego Lorenza Berniniego. Odnosiła się do mitologicznej historii o nieszczęśliwej miłości. Nikt nie wiedział o zamiłowaniu Luke’a do sztuki, a on sam nie odczuwał potrzeby, aby głośno o tym mówić, ponieważ była to jego odskocznia od rzeczywistości.

W oczach bruneta prawdziwymi bohaterami byli również pisarze. Był wdzięczny każdemu z nich za to, że pisali powieści, wkładając w to całe swoje serce, pot i łzy. Zdawał sobie sprawę, że niejeden przy twórczym procesie rwał sobie włosy z głowy tylko po to, aby ludzie mogli przeczytać dzieło, a następnie rzucić je w kąt. On nigdy tego nie robił. Kolekcjonował książki i każdą czytał kilka razy. O każdą z nich dbał, bo właśnie tam znajdowały się postacie, które przeżywały najpiękniejsze i najokrutniejsze chwile swojego życia. Jednak mimo wszystko istnieli na kartach powieści. Nieważne, czy otworzyłby stronę pięćdziesiątą piątą o czwartej nad ranem w poniedziałek, czy o ósmej wieczorem w sobotę, oni cały czas tam byli. To go uspokajało. Stałość. Nienawidził zmian i nowych rzeczy, ponieważ stanowiły dla niego zbyt duże wyzwanie, którego trudno było się podjąć. Uwielbiał czytać książki pisarzy wszech czasów, aby zapoznać się z twórczością, która towarzyszyła jego przodkom. Nie wzbraniał się także przed czytaniem współczesnych powieści.

Luke zagłębiał się również w życie prywatne swoich ulubionych artystów. Gdy miał jedenaście lat, dowiedział się, że jeden z jego ulubionych pisarzy, a dokładniej Ernest Hemingway, popełnił samobójstwo, oddając strzał z dubeltówki prosto w głowę. Podejrzewa się, że zrobił to na skutek choroby afektywnej dwubiegunowej, na którą najprawdopodobniej cierpiał. Chłopak wielką sympatią darzył również jednego z holenderskich malarzy, a mianowicie Vincenta van Gogha, którego dręczyły napady lękowe i narastające ataki paniki spowodowane zaburzeniami psychicznymi. Nigdy nie zapomniał dnia, w którym Elizabeth powiedziała mu, że van Gogh obciął sobie brzytwą lewe ucho i wręczył je miejscowej prostytutce. Wkrótce potem, podczas pobytu w szpitalu, namalował autoportret z zabandażowanym uchem. Luke lubił również współczesną muzykę, jednak w samotności słuchał Wolfganga Amadeusa Mozarta, którego kompozycje przenosiły go do innego świata. Poniekąd to właśnie pani Tremblay pielęgnowała miłość chłopaka do sztuki, której ziarna zasiała w nim matka.

– Nie ma za co – odpowiedziała miło, wpatrując się w chłopaka dużymi, niebieskimi oczami, które były jak rentgen. – Charles prosił, abyś przyszedł do jego biura, ponieważ musi przeprowadzić z tobą pilną rozmowę.

– Dobrze. Wybacz, dziadku – przeprosił kulturalnie staruszka, który krzątał się przy gramofonie, oddając się w pełni przepięknej melodii wydobywającej się ze sprzętu. – Zaraz wrócę i dokończymy grę.

– Biegnij – odezwał się, poganiając chłopaka. – Wiesz, że twój ojciec nie należy do cierpliwych osób. W końcu odziedziczył tę nieznośną cechę po mnie.

Luke uśmiechnął się, słysząc słowa mężczyzny, a następnie ruszył w stronę gabinetu ojca. Ruch jego wyrzeźbionych ramion był płynny, gdy szybkim krokiem zszedł na dolne piętro domu, które Brynnerowie zwykli nazywać pracownią, a dokładniej skrytką przed światem. Rozmowy z ojcem zdecydowanie nie należały do jego ulubionych zajęć, bo Charles Brynner był typem człowieka, który nie posiadał za grosz empatii. Przy każdej potyczce słownej musiał wcisnąć swoje trzy grosze, uświadamiając brunetowi, że był dla niego wyłącznie słabym człowieczkiem. Miernym synem, który nie miał prawa głosu.

Brunet wyprostował się, kiedy zszedł z ostatniego schodka. Z jego spierzchniętych ust wydobył się świst powietrza, gdy zauważył wielkie, czarne drzwi. Przystanął na chwilę, zastanawiając się, po co mężczyzna wezwał go do gabinetu. W ostatnim czasie był wzorowym synem, a Charles nie lubił tracić czasu i wyzywać go do siebie bez potrzeby.. Jednak z nim nigdy nic nie było wiadomo. Przyczepiał się jak pijawka, wysysając duszę z drugiego człowieka. Relacje Luke’a z ojcem od zawsze były specyficzne. Gdy chłopak był mały, Charles nigdy nie mówił mu „dobranoc” i nie gotował obiadów na zawołanie. Nie był osobą opiekuńczą i troskliwą. Był za to lojalny i stanowczy – brunet doskonale wiedział, że może na nim polegać niezależnie od sytuacji.

Uniósł podbródek do góry, a następnie wszedł do pomieszczenia bez pukania. Gabinet nie należał do skromnych, wręcz odznaczał się ogromnym przepychem. Czarne ściany, przy których stało kilka regałów z dokumentami, oraz biały sufit dodawały pomieszczaniu klasy i szlachetności. W środku znajdowało się także biurko, które zawsze było perfekcyjnie posprzątane i prezentowało władzę. Na brązowym, skórzanym fotelu siedział człowiek w skórze diabła. Król interesów, Charles Brynner. Obok niego stał mężczyzna, który z powagą wpatrywał się w Charlesa. Brynner przeniósł zielone tęczówki na swojego syna, a uwydatniona żuchwa zacisnęła się delikatnie na jego widok . Mężczyzna nie znosił, gdy ktoś wchodził do gabinetu bez pukania. Jednak Luke’a w żadnym stopniu nie obeszła jego irytacja. Patrzył na ojca wzorkiem, który był przepełniony pewnością siebie.

Charles posiadał zaskakującą symetrię twarzy – prosty nos oraz czarne, zadbane brwi. Zarost na jego żuchwie był idealnie przystrzyżony, co wskazywało na to, że nie był pierwszym lepszym gościem z ulicy. Brunet miał po ojcu kolor włosów oraz oczu. Natomiast rysy twarzy odziedziczył po kobiecie, która budziła w nim niemałe obrzydzenie.

Podszedł do brązowej kanapy, która została ustawiona po lewej stronie pomieszczenia. Usiadł na niej, czekając, aż zielonooki odprawi swojego wspólnika. Lucas Scott jak zawsze starał się udowodnić Charlesowi, że ma w czymś rację. Luke’a wcale to nie dziwiło, ponieważ mężczyźni od lat pogrążali się w tym schemacie. Lucas był mądrzejszy, ale to jego ojciec posiadał wystarczająco duże jaja, aby prowadzić interes. Potrafił zabić człowieka z zimną krwią, a później taplać się w niej, popijając cholernie drogie wino. Natomiast Scott był chrzestnym Luke’a, który zdecydowanie był mu bliższy niż ojciec, nauczył go, że warto stać się dobrym człowiekiem. W dodatku chłopak zawdzięczał mu życie, ponieważ niejednokrotnie ktoś próbował wyrządzić mu krzywdę przez czyny jego starszego brata, a Lucas wtedy zjawiał się jak bohater w pelerynie.

Obaj mężczyźni ubrani w czarne garnitury przypatrywali się zachowaniu chłopaka, które z pewnością było godne nagany. Luke w głowie doskonale słyszał głos ojca: Brak kultury, szacunku i posłuszeństwa. Mógłby wymieniać wszystkie swoje negatywne cechy do końca życia, ale nie miał na to siły. W ostatnich dniach jego problemy ze snem nasiliły się, a ojciec postanowił wezwać go do siebie, kiedy w końcu pierwszy raz od dawna naprawdę odpoczywał.

– Pewnie zastanawiasz się, w jakim celu cię tu wezwaliśmy – rzekł Lucas, unosząc delikatnie kąciki ust. Mężczyzna wiecznie szukał w chłopaku radosnego chłopca z dzieciństwa. Jednak on już nie żył. Umarł, a razem z nim jego dusza.

– Wyjeżdżam – wciął się bezceremonialnie Charles.

– Kto cię zastąpi? – zapytał Luke bez zastanowienia, unosząc grubą brew do góry i wyciągając długie nogi do przodu. Na twarzy zielonookiego malowało się rozczarowanie, przez co brunet przełknął głośno ślinę, modląc się, aby nie wciągał go w to bagno pełne manipulacji i nieludzkości.

Interes, który prowadził Charles, ociekał złotem, ale wymagał stuprocentowej odpowiedzialności, gdyż wystarczyło jedno złe posunięcie, by wszyscy wylądowali w więzieniu skazani na podwójne dożywocie. Odpowiedzialność chłopaka dotycząca biznesu zatrzymała się na dziewięćdziesięciu procentach, ponieważ przez całe dotychczasowe życie odpychał od siebie myśl, że kiedyś będzie musiał ubrudzić ręce i przejąć ten cholerny interes. Nie widział siebie w roli przywódcy, który posiada w rękach władzę. Wydawało mu się to niedorzeczne, ponieważ nie pochwalał tego biznesu. Za każdym razem, gdy przypominał sobie, że należał do rodzinny Brynnerów, zbierało mu się na wymioty z obrzydzenia, którego nie potrafił pohamować, choćby chciał.

– Scott – oznajmił z pogardą w głosie. – Jednak wiedz, że chciałbym, abyś w przyszłości dodał swoje trzy grosze do interesów. Nie pozwolę, abyś do końca życia trenował karate. To sztuka walki przeznaczona dla mięczaków, a ty nim nie jesteś. Chyba że zapomniałeś mnie o czymś powiadomić?

Wzniósł oczy, wzdychając cicho. Ojciec w dzieciństwie nalegał, aby chodził na boks. Natomiast jego chrzestny zasugerował, że lepiej byłoby zapisać chłopca na karate, które jest metodą samoobrony bez użycia broni. Scott nie pochwalał zasad rodziny Brynnerów, według których mężczyźni trenowali swoje dzieci na bezlitosnych żołnierzy już od najmłodszych lat. Chrzestny Luke’a był jedną z nielicznych osób, które miały wpływ na Charlesa, dlatego przystał na tę propozycję. Brunet nigdy nie śmiał sądzić, że zakocha się w tym sporcie walki, ale w pewnym momencie karate stało się dla niego ucieczką od przytłaczającej rzeczywistości. Brzydził się przemocą, ponieważ od dziecka musiał patrzeć na ojca katującego ludzi, którzy postępowali w sposób niezgodny z jego oczekiwaniami. Widział brutalne sceny, które później odtwarzały się w jego głowie każdej nocy. Zielonooki dopuszczał się okrutności również wobec niego. Gdy Luke zachowywał się nieposłusznie, Charles zanurzał jego twarz w wodzie, sprawiając, że nie był w stanie oddychać.

– Nie jestem mięczakiem – odpowiedział dobitnie, przyjmując poważny wyraz twarzy, aby mężczyzna nie posądził go o lekceważenie jego słów.

– Pamiętaj – burknął złowrogo. – Kiedyś będę oczekiwał od ciebie więcej, a ty będziesz musiał się poświecić i kierować naszą odwieczną zasadą. – Jeśli chcesz mieć coś _dobrze_ zrobione, to musisz zrobić to sam. To zdanie posiadało wielką wartość w ich rodzinie, ponieważ mówiło o braku zaufania do obcych oraz ciężkiej pracy, którą trzeba przejść, aby coś osiągnąć.

Skinął głową, wiercąc się w miejscu. Ruch miednicy miał uświadomić Charlesowi, że nie miał najmniejszej ochoty na kontynuację tej rozmowy. Na szczęście aluzja dotarła do rodziciela, który wskazał ręką na drzwi. Luke nie czekając, podniósł się i ruszył w stronę wyjścia. Jednak na chwilę jeszcze zatrzymał go jego głos:

– Wyjeżdżam dziś w nocy – mruknął cicho. Nie odwracając się w jego stronę, chłopak skinął lekko głową oraz złapał ręką za złotą klamkę. – Trzymaj się, Luke.

– Miłej podróży – odparł, opuszczając gabinet ojca i kierując się na górę, aby dokończyć partię szachów.

Wbiegł po schodach, zmierzając w stronę pokoju gościnnego, w którym chwilę wcześniej urzędował. Jednak Vincent zniknął bez śladu. Luke podszedł do okna, dostrzegając dziadka. Mężczyzna siedział na ławce ogrodowej. Gawędził z Elizabeth, trzymając w dłoniach opowieść napisaną przez Harukiego Murakamiego. Norwegian Wood to ulubiona książka jego dziadka. Autor umieścił akcję powieści w późnych latach sześćdziesiątych, symbolem etosu tych lat była piosenka Beatlesów, która nosiła ten sam tytuł. Głównego bohatera, Toru, zafascynowała piękna dziewczyna. Ich uczucie było obciążone samobójczą śmiercią wspólnego przyjaciela oraz słabą kondycją psychiczną Naoko.

Luke pewnym krokiem ruszył do sypialni, aby się zregenerować. Wakacje spędził na intensywnych treningach, które miały przygotować go do zawodów odbywających się w styczniu. W wolnych chwilach pomagał ojcu w sprawach biznesowych. Bez słowa sprzeciwu wykonywał polecenia wypadające raz po raz z jego ust. Wszedł do przestronnej sypialni. Nie był pedantem, ale lubił czystość, dlatego w pomieszczeniu panował niezwykły porządek. Podszedł do wolnostojącego lustra w stylu barokowym. Z uwagą przyglądał się tatuażowi, który widniał na jego ramieniu. Przez głowę chłopaka przeszła myśl, że tak jak Toru miał swoją Naoko.ROZDZIAŁ 3: WALET KIER

Trzy lata wcześniej…

Przymknął oczy, pocierając lekko skroń. Cała jego głowa pulsowała, żołądek się przewracał, a skóra na kostkach dłoni była starta, jakby ktoś przejechał po niej tarką. Jedyną rzeczą, którą pamiętał, była droga do klubu i wypalenie całej paczki papierosów. Chrząknął, a zebraną ślinę wypluł na ziemię, ponieważ przełknięcie jej graniczyło z cudem.

– Za plucie w miejscu publicznym powinni palić na stosach – odezwał się za nim damski zniesmaczony głos.

Pokręcił głową, odwracając się w stronę dziewczyny. Rozpuszczone włosy w ciemnobrązowym kolorze spływały po jej ramionach, a pomalowana buzia dodawała jej wieku. Urok pogłębiał wyraz twarzy świadczący o niezadowoleniu Andy Henderson.

– Co to za różnica gdzie będę pluł? I tak chodzisz po ulicy w butach. Nie liżesz jej – wymamrotał z pełną wargą.

Andy wzruszyła ramionami, podchodząc bliżej chłopaka. Wystarczyły dwa kroki, aby zapach dziewczyny trafił do jego nozdrzy. Kwiaty i delikatny zapach powietrza pięknie komponowały się ze sobą, co dodawało jej atrakcyjności.

– Taka, że jest to nieetyczne i niesmaczne.

Widocznie rozbawiony podniósł się z krawężnika, aby usiąść na ławce, która znajdowała się tuż obok. Ruchem ręki zaprosił dziewczynę, by zrobiła to samo. Podążyła za nim i położyła czarną torebkę pomiędzy nimi, wyznaczając tym samym granicę.

– Ciekawe – wybełkotała cicho, patrząc przed siebie. – Jak jesteś pijany, to wyglądasz na zwykłego nastolatka.

Był bardzo pijany. Zdawał sobie z tego sprawę, ponieważ jedna z półkul jego mózgu jeszcze sprawnie funkcjonowała mimo zamroczenia alkoholowego.

– Wychodzę z założenia, że gdy jestem trzeźwy, uważasz mnie za niezwykłego? – Spojrzał na nią kątem oka.

– Nie wsadzaj mi do ust słów, których nie powiedziałam. Gdy jesteś trzeźwy, jesteś nieznośny.

– I tak wiem, że mnie lubisz – zaśmiał się, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

– W takim razie mało wiesz. – Wydęła wargi niezadowolona z postawy chłopaka.

Luke wpatrywał się w Andy przez dłuższą chwilę, ale ona nie wszystko rozumiała. Spoglądał intensywnie w jej oczy, jakby chciał zapamiętać każdy fragment brązowych tęczówek dziewczyny. Andrea podziwiała w nim wiele rzeczy. Luke Brynner miał charyzmę. Był niezwykle pewny siebie i posiadał poczucie humoru. Chciała, żeby mówił jej o najgłupszych rzeczach, które miały dla niego jakąkolwiek wartość. Oczywiście miał również wiele niedoskonałości, ale nie zwracała na to szczególnej uwagi. Wychodziła z założenia, że każdy człowiek na świecie ma wady, kompleksy, gorsze dni, upadki i swoje małe końce świata.

– Chodź, pokażę ci coś. – Wstając, podał jej dłoń.

Andy zagryzła mocno wargę, unosząc niepewnie rękę. Delikatne palce dziewczyny muskały jego skórę. W końcu pewnie złapała rękę chłopaka, ciągnąć za nią lekko. W ten sposób stanęła obok niego z torebką w drugiej ręce. Poprawiła swój czarny sweter, który robił za sukienkę, a włosy zarzuciła na ramiona. Spojrzała na Luke’a z niepewnością, a on w odpowiedzi położył rękę na jej odcinku lędźwiowym i popchnął z delikatnością w stronę czarnych drzwi, które znajdowały się za nimi. Dziewczyna uniosła podbródek, stawiając pewne kroki, a brunet ruszył za nią. Dłonie włożył do tylnych kieszeni czarnych spodni. Brązowe włosy opadły mu na czoło, ale nie zwracał na to uwagi. Gdy weszli do dużego pomieszczenia, do ich nozdrzy od razu trafił zapach alkoholu oraz papierosów, których w tej chwili chłopak pragnął bardziej niż czegokolwiek innego. Wyprzedził dziewczynę, ruszając w stronę stołu z kartami. Zatrzymał się, kładąc zaciśnięte pięści na blacie. Po chwili u jego boku stanęła zestresowana Andy, mimo to całą swoją uwagę skupił na twarzach innych graczy.

– Można się przyłączyć? – zapytał pewnie.

Mężczyźni spojrzeli po sobie, kiwając głowami w zgodzie. Znając życie, gdyby pytał o to inny nastolatek, wyśmialiby go i wysłali do domu. Luke wyciągnął w ich stronę dłoń, aby przywitać się z każdym pewnym uściskiem. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę, która chwiała się lekko na piętach.

– Masz jakiś kawałek materiału?

Pokiwała ochoczo głową, wkładając dłoń do torebki, z której zaraz wyciągnęła czarną chustkę. Sięgnął po nią, a następnie przyłożył do swoich oczu. Przyklapnął na jednym z krzeseł, po czym zawiązał materiał z tyłu głowy. Wyczuł, że obok niego usiadła Andy, ponieważ doskonale czuł jej oddech na karku.

– Co ty robisz? – zapytała cicho. Brunet wzruszył ramionami, zsuwając chustkę z oczu. Mężczyźni spoglądali na niego z zainteresowaniem.

– Panowie wybaczą – mruknął. – To moja znajoma, która będzie dyktowała mi wygląd kart.

Spojrzał na zestresowaną, trzęsącą się dziewczynę. Zanim ponownie nałożył materiał na oczy, położył swoją dużą dłoń na jej udzie i powiedział:

– Zaufaj mi.

Później słyszał, że karty są tasowane, a następnie rozkładane. Cały czas czuł również delikatny dotyk na ramieniu.

– Mamy jopka czerwo – zaczęła, ale szybko jej przerwał:

– Jopka czerwo? – Zaśmiał się. – Chciałaś powiedzieć, że mamy waleta kier.

– No to mamy waleta kier oraz damę kier. Dama, tak? – Kiwnął głową.

– Co mamy na stole? – dopytał. Poczuł, że dziewczyna lekko się odchyliła, ale po chwili jej usta znowu znajdowały się tuż przy jego uchu.

– Jest jedna odkryta, as kier.

Luke nie potrzebował więcej informacji, aby działać. Stuknął palcami o blat, kręcąc głową, aby przedstawić graczom swoje niezadowolenie. Chciał pokazać mężczyznom, że jest na przegranej pozycji i nie widzi żadnych szans na wygraną. Grali zawzięcie, aż został tylko on i jeden gracz, a na stole następujące karty: as kier, król kier, ósemka trefl, szóstka trefl oraz dwójka karo. Teraz musiał tylko odkyć swój układ, ale kolejność podążała zgodnie ze wskazówkami zegara, więc w tym wypadku przeciwnik odkrywał pierwszy. Luke zdjął chustę, aby przejąć karty od Andy.

– Poker – odezwał się starszy mężczyzna, pokazując swoje karty. Brunet zagryzł wargi, ale nawet nie spojrzał na małe prostokąty, kiedy rzucając je na stół, ze sztucznym żalem powiedział:

– Poker królewski.

Facet zaczął przeklinać, a Luke skupił swój wzrok na Andy, która starała się pojąć, co tak właściwie się stało.

– O co chodzi, Brynner? – zapytała zdezorientowana.

– Wygraliśmy.

– Jesteś niemożliwy!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: