Drakula - ebook
Drakula - ebook
Dwujęzyczna adaptacja powieści „Drakula” to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego. Śledząc losy bohaterów, możemy na bieżąco porównywać tekst angielski i polski.
Adaptacja została przygotowana z myślą o czytelnikach średnio zaawansowanych, jednak dzięki dwujęzycznej wersji z książki mogą korzystać czytelnicy dopiero rozpoczynający naukę angielskiego.
Odnośniki umieszczone przy każdym akapicie umożliwiają zmianę wersji językowej z angielskiej na polską i z polskiej na angielską.
Spis treści
I. THE COUNT / HRABIA
II. ESCAPE / UCIECZKA
III. THE STORM / BURZA
IV. LUCY / LUCY
V. THE UNDEAD / NIEUMARŁA
VI. MINA AND DRACULA / MINA I DRACULA
VII. THE CHASE AND THE END OF DRACULA / POŚCIG I KONIEC DRAKULI
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63035-35-8 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dracula / Drakula
Seria Czytamy w oryginale to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego. Śledząc losy bohaterów powieści możemy na bieżąco porównywać tekst angielski i polski, ucząc się na podstawie wielkiej literatury. Adaptacja została przygotowana z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych, jednak dzięki wersji polskiej z książki korzystać mogą również początkujący.
Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu.
Zapraszamy na www.44.pl gdzie dostępne są dodatkowe pomoce do samodzielnej nauki: angielska wersja audio (format mp3) oraz zeszyt ćwiczeń z kluczem odpowiedzi.
I. THE COUNT
Jonathan Harker’s Journal
3 May – Bistritz
Before leaving for Transylvania to do business with a nobleman of this country, I did some research and found that the district the Count directed me to was in the middle of the Carpathian Mountains; one of the wildest and least known parts of Europe. I also read that every known superstition in the world is collected here. If this is true, my stay here should be very interesting.
It was evening when we got to Bistritz, which is a very interesting, old place. Count Dracula had directed me to go to the Golden Krone Hotel, and when I got near the door of the hotel, I faced a cheery-looking landlady. She smiled and gave a message to an elderly man who was standing next to her. He left, but immediately returned with a letter:
“My Friend,
Welcome to the Carpathians. At three tomorrow the coach will start for Bukovina. At the Borgo Pass my carriage will be waiting for you and will bring you to me. I trust that your journey from London has been a happy one, and that you will enjoy your stay in my beautiful land.
Your friend, Dracula.”
4 May
Just before I was leaving, the landlady came up to my room and went down on her knees begging me not to go. She seemed very worried for me, but there was business to be done, and I could allow nothing to stop me. She then stood up, took a crucifix from her neck and put it round my neck.
“For your mother’s sake,” she said and went out of the room.
When I got on the coach, I saw the driver talking to the landlady. They were evidently talking about me, for they occasionally looked over at me, and I could hear a lot of words often repeated. I must say they didn’t sound too cheering to me, for amongst them were: Satan, hell, witch and vampire.
After a time our driver cracked his big whip over his four small horses, and we set off on our journey. The road was rough, but we still seemed to fly over it. The driver was clearly losing no time in reaching our destination.
When it grew dark there seemed to be some excitement amongst the other passengers, and the mountains seemed to come nearer to us on each side as we were entering the Borgo Pass. As we slowed to a stop, I looked out for the next coach that was to take me to the Count, but all was dark, and there was no sign of a vehicle.
I was thinking what I should do, when, suddenly, the horses began to act strangely and jump about wildly. Then a coach with four horses appeared beside us. I could see from the flash of our lamps that the horses were black as night and driven by a tall man with a long beard and a great, black hat, which seemed to hide his face from us. I could only see the shine of a pair of very bright eyes, which seemed red in the lamplight, and sharp-looking teeth as white as snow. I got into the other coach, and, without a word, the strange driver shook his reins, and we drove into the darkness of the pass. I looked at my watch and saw it was within a few minutes of midnight. As we rode further and further into the Pass, I began to hear the sound of the howling of wolves. The sound came nearer and nearer, as though they were closing round on us from every side. I grew terribly afraid, but the driver was not at all disturbed.
Suddenly, away on our left, both the driver and I saw a faint blue flame. At once he stopped the horses, jumped to the ground and went rapidly over to the flame.
While he was gone, the horses began to shake with fright. I could not see any reason for this as the howling had stopped. Just then the moon appeared, and by its light I was horrified to see around us a ring of wolves with white teeth, red tongues, and bright white eyes. They were a hundred times more terrible in the silence than when they were howling. Then, suddenly and without warning, they began to howl. The frightened horses jumped about and looked helplessly round. In front of them suddenly appeared the figure of the coachman who began shouting at the wolves. He held his hands high in the air as if he was somehow commanding them. As he swept his long arms back and forth, the wolves moved back further and further. A moment later, the wolves had disappeared and the driver climbed back into the coach. This was all so strange that I was afraid to speak or move.
We travelled a bit further, and then I began to notice that the driver was pulling up the horses into the courtyard of a huge ruined castle, whose windows were dark and very unwelcoming. When the coach stopped, I got out, driver shook the reins and disappeared down one of the dark openings.
I was standing in front of a huge door wondering what to do when I heard a heavy step behind the door and saw the glow of a light.
A key was turned with a loud noise as if it hadn’t been used for years, and the door swung open. Inside stood a tall old man dressed in black from head to foot. He had a hooked nose, and the mouth under his heavy white moustache was rather cruel-looking, with very sharp white teeth. His ears were pale and extremely pointed, and his fingernails were long and cut to a sharp point.
“Welcome to my house!” he said. “Enter freely and of your own free will! I am Dracula, and I welcome you, Mr. Harker, to my house. It is late, and my people are not available. Let me see to your comfort myself.” With this, he took my bags, and I followed him into the house.
At the end of a great winding stair and along another passage, he threw open a heavy door, and I was happy to see a well-lit room with a huge fire and a table that was set for supper.
“You will excuse me that I do not eat with you,” said the Count, “but I have eaten already.”
After I had finished my supper, I looked towards the window and saw the first light of the coming dawn. There seemed a strange stillness over everything, but as I listened, I could hear the howling of many wolves.
The Count’s eyes shined. “Listen to them, the children of the night. What music they make!” Then he rose and said, “But you must be tired. Tomorrow you shall sleep as late as you will. Sleep well and dream well!”
I. HRABIA
Dziennik Jonathana Harkera
3 maja – Bistritz
Zanim wyruszyłem do Transylwanii, aby sfinalizować umowę z tamtejszym arystokratą, dowiedziałem się kilku rzeczy. Otóż okręg, do którego zaprosił mnie hrabia, znajdował się w środku Karpat i był jednym z najdzikszych i najmniej znanych rejonów Europy. Przeczytałem także, że rejon ten stanowił siedlisko wszelakich znanych zabobonów. Jeśli to prawda, mój pobyt tam powinien być bardzo interesujący.
Wieczorem dotarliśmy do Bistritz, bardzo ciekawego, starego miasteczka. Hrabia Drakula polecił mi zatrzymać się w hotelu Pod Złotą Koroną. Kiedy tam dotarłem, zostałem powitany przez rumianą właścicielkę. Uśmiechnęła się i dała znak stojącemu obok niej starszemu mężczyźnie. Ten wyszedł, ale po niedługiej chwili wrócił z listem:
„Drogi przyjacielu,
Witaj w Karpatach. Jutro o trzeciej wyrusza dyliżans do Bukowiny. Na Przełęczy Borgo będzie na Pana czekał mój powóz. Wierzę, że pańska podróż z Londynu była udana. Mam nadzieję, że także pobyt w mojej pięknej ojczyźnie przyniesie Panu wiele radości.
Pański przyjaciel, Drakula.”
4 maja
Chwilę przed wyjazdem właścicielka hotelu przyszła do mojego pokoju i na kolanach błagała mnie, abym nie jechał. Wyglądała na szczerze zmartwioną, ale ja musiałem sfinalizować umowę i nic nie mogło mnie powstrzymać. Wstała więc z kolan, zdjęła swój krzyżyk i zawiesiła mi na szyi.
– Niech cię matka chroni – powiedziała i wyszła z pokoju.
Kiedy wsiadałem do dyliżansu, zobaczyłem właścicielkę rozmawiającą z woźnicą. Z pewnością mówili o mnie, ponieważ czasami spoglądali w moją stronę. Słyszałem także często powtarzane słowa. Muszę przyznać, że nie brzmiały zachęcająco, bo między nimi były: szatan, piekło, wiedźma i wampir.
Po pewnym czasie woźnica strzelił z bata nad czterema małym końmi i rozpoczęliśmy naszą podróż. Droga była trudna, ale wydawało się, że nad nią fruniemy. Woźnica nie tracił czasu i chciał jak najszybciej dowieźć nas do celu.
Kiedy się ściemniło, zauważyłem pewne podniecenie wśród pozostałych pasażerów. Po dotarciu do Przełęczy Borgo zdało mi się, że góry otaczają nas z każdej strony. Gdy zwolniliśmy, aby się zatrzymać, rozejrzałem się w poszukiwaniu powozu, który miał mnie zabrać do zamku Hrabiego. Jednakże było bardzo ciemno i nie widziałem żadnego pojazdu.
Myślałem, co zrobić w tej sytuacji, gdy nagle konie zaczęły się dziwnie zachowywać i płoszyć się. Wtedy, niedaleko nas, ukazał się zaprzężony w cztery konie powóz. W blasku lamp dojrzałem, że konie były czarne jak noc, a powoził nimi wysoki mężczyzna z długą brodą i w wielkim czarnym kapeluszu, skrywającym przed nami jego twarz. Dostrzegłem tylko błysk bardzo jasnych oczu, które w świetle lampy wydawały się czerwone, i ostre, białe jak śnieg zęby. Wsiadłem do tego powozu. Dziwny woźnica bez słowa potrząsnął lejcami i odjechaliśmy w ciemną przełęcz. Spojrzałem na zegarek, było kilka minut przed północą. Wjeżdżając coraz dalej, usłyszałem wyjące wilki. Wycie zbliżało się coraz bardziej, jakby wilki okrążały nas z każdej strony. Byłem przerażony, ale najwyraźniej woźnicy to w ogóle nie przeszkadzało.
Nagle, w oddali, po lewej stronie, i ja i woźnica dostrzegliśmy słaby, błękitny płomyk. Woźnica natychmiast zatrzymał konie, zeskoczył na ziemię i szybko poszedł w stronę płomienia.
Podczas jego nieobecności konie zaczęły trząść się ze strachu. Nie mogłem tego zrozumieć, ponieważ wycie ustało. I właśnie wtedy ukazał się księżyc. W jego blasku, ku swojemu przerażeniu, zobaczyłem otaczające nas pierścieniem wilki – o białych zębach, czerwonych jęzorach i jasnych, białych oczach. Były sto razy bardziej przerażające ciche niż wyjące. Wtem, bez żadnego ostrzeżenia, zaczęły znowu wyć. Spłoszone konie zaczęły stawać dęba, rozglądając się bezsilnie dokoła. Nagle z naprzeciwka ukazała się postać woźnicy, który zaczął krzyczeć na wilki. Uniósł do góry ręce, jakby im rozkazywał. Kiedy tak machał w tył i przód długimi ramionami, wilki zaczęły wycofywać się coraz dalej. W końcu zniknęły i woźnica wdrapał się na kozła. To wszystko było tak dziwne, że bałem się cokolwiek powiedzieć albo poruszyć.
Jechaliśmy jeszcze przez jakiś czas, aż w pewnym momencie zauważyłem, że woźnica ściągnął konie i wjechaliśmy na dziedziniec wielkiego, zrujnowanego zamczyska, którego ciemne okna nie wyglądały zbyt gościnnie. Kiedy powóz się zatrzymał, wysiadłem, woźnica trzasnął lejcami i zniknął w jednej z ciemnych bram.
Stałem przed wielkimi drzwiami, zastanawiając się, co robić, gdy usłyszałem za drzwiami ciężkie kroki i dostrzegłem błysk światła.
Przekręcono klucz i z okropnym hałasem, tak jakby przez lata ich nie używano, drzwi się otworzyły. W środku stał wysoki, stary mężczyzna odziany od stóp do głowy w czerń. Miał haczykowaty nos, ciężkie, białe wąsy, a pod nimi okrutnie wyglądające usta z białymi, ostrymi zębami. Jego uszy były blade i ostro zakończone, a paznokcie długie i przycięte jak szpony.
– Witam pana w moim domu – powiedział. – Niech pan wchodzi śmiało i z własnej woli. Jestem Drakula i witam pana, panie Harker. Jest już późno i moi ludzie poszli spać. Sam się panem zajmę. – To mówiąc, wziął mój bagaż, a ja poszedłem za nim.
Po przejściu krętych schodów i następnego korytarza, Hrabia otworzył ciężkie drzwi. Ku swej radości zobaczyłem dobrze oświetlony pokój z wielkim kominkiem i stołem nakrytym do kolacji.
– Proszę wybaczyć, że nie zjem z panem – powiedział Hrabia – ale już jadłem.
Po kolacji spojrzałem w okno i zobaczyłem pierwsze światła wstającego poranka. Wydawało się, że nad wszystkim unosi się dziwna cisza, ale wsłuchując się w nią, mogłem usłyszeć dalekie wycie wilków. Oczy Hrabiego błyszczały.
– Proszę posłuchać, oto dzieci nocy. Jaką piękną muzykę tworzą! – Nagle wstał i powiedział: – Musi pan być zmęczony. Jutro będzie pan spał tak długo, jak pan zechce. Niech pan śpi dobrze, życzę przyjemnych snów!
Wszystkie tytuły w serii Czytamy w oryginale
Moby Dick – Moby Dick
The Last of the Mohicans – Ostatni Mohikanin
Dracula – Drakula
Lord Jim – Lord Jim
Three Men in Boat – Trzech panów w łódce
Robinson Crusoe – Robinson Crusoe
The Secret Garden – Tajemniczy ogród
The Adventures of Tom Sawyer – Przygody Tomka Sawyera
The Adventures of Sherlock Holmes – Przygody Sherlocka Holmesa
Alice's Adventures in Wonderland – Alicja w krainie czarów
Treasure Island – Wyspa Skarbów
Gulliver’s Travels – Podróże Guliwera
The Wonderful Wizard of Oz – Czarnoksiężnik z Krainy Oz
White Fang – Biały Kieł
Sense and Sensibility – Rozważna i romantyczna
Pollyanna – Pollyanna
Peter Pan – Piotruś Pan
A Christmas Carol – Opowieść wigilijna
Więcej informacji na www.44.pl