- W empik go
Drobnoludki i inne dziwy. Rudy zbój - ebook
Drobnoludki i inne dziwy. Rudy zbój - ebook
Zbiór urokliwych opowiastek dla dzieci wybitnego polskiego pisarza. Mamy nadzieję, że do lektury całego zbiorku zachęcą nas słowa samego autora: „Dziwy dzieją się na świecie, mili przyjaciele! Takie dziwy, o jakich tylko bardzo stare bajki opowiadają. Nam się ciągle zdaje, że to wtedy tylko dziać się mogło, kiedy ludzie nie znali jeszcze samochodów, samolotów, a nawet kolei, kiedy w ciemnym lesie żyły straszne, kudłate baby-jagi i źli, okrutni czarownicy, a w jaskiniach – zbójnicy i dobre wróżki – bardzo piękne i tak jasne, jak słońce. Tymczasem na ziemi wszystko się zmieniło, a dziwy pozostały. Ktoś powie może, że są to bajki zmyślone przez ludzi, piszących książki. Niech sobie mówi, ale my wszyscy wiemy, że bajki – najdziwniejsze nawet – stają się w końcu prawdą, tak zwykłą, że nikogo już nie dziwią.…”
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-102-1 |
Rozmiar pliku: | 67 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cicho było na wysokiej górze.
Po ciemnem niebie płynął księżyc. Chociaż bladą miał twarz, świecił jednak jasno. Migotały gwiazdki. Na wyżynie bez szmeru ślizgały się białe obłoczki.
Nagle coś się poruszyło na odłamku kamienia.
Był to mały człowieczek – tak mały, że takich dwudziestu zmieściłoby się na dłoni. Wgramolił się na kamień i przystawiwszy dłonie do ust, pisnął:
– Hej, hej! Przybywajcie, bracia! Do pracy! Do pracy!
Z każdej szczeliny w skale, z norek w ziemi, z kępek trawy wybiegły tysiące karzełków. Miały na sobie szare, obcisłe ubranka, okrągłe czapeczki i buciki z cholewkami. W rączkach trzymały malutkie młoteczki, ostre kilofiki, toporki i rydelki.
– Zaczynajmy! – krzyknął pierwszy z karzełków i zeskoczył z kamienia.
Całe bractwo kopnęło się do roboty.
Postukiwały młoteczki, zgrzytały kilofiki i szurgały rydelki.
Karzełki odbijały od skał drobne kamyczki, tłukły je na piasek, na pył. Skry sypały się z pod stalowych obuszków i z pod ostrz kilofików.
Kamyki rozpadały się na drobne cząsteczki.
Jedne z nich błyszczały, jak djamenty, bo były to białe, przezroczyste kryształy, inne miały barwę liljową, wiśniową lub żółtą; połyskiwały małe, ledwie widzialne blaszki złota i srebrzystej miki; odpadały malutkie pyłki żelaza i miedzi.
Małe rydelki drobnoludków odgarniały wszystko i układały w porządku. Złoty pyłek – w tej szczelinie, mikę – w tamtej. Tu – żelazo, tam – miedź, a trochę dalej – białe, szafirowe i wiśniowe kryształki.
W innem miejscu inna znów kipiała robota.
Tam drobnoludki toporkami wyrąbywały niepotrzebne chwasty, rydelkami wykopywały ich korzonki i zrzucały do jakiegoś dołeczka w ziemi.
Całe czeredy drobnoludków znosiły skądś i zasadzały na nagich polankach – pożyteczne, pożywne trawy i roślinki wonne, siały nasiona świerków i sosen.
Jeszcze dalej – w pocie czoła drobnoludki najcięższą wykonywały pracę. Tam rozbijano kamienie i zamieniano je na piasek, do którego dodawano gnijących liści, gałązek i czarnej ziemi.
I tak każdej nocy – dzień w dzień, miesiąc po miesiącu, rok po roku.
Drobne stukały tam młoteczki, dziobały ziemię kilofiki i zgrzytały rydelki.
Zabawnie małe drobnoludki sapały i pracowały zawzięcie.
Jedne z nich umierały, a na ich...............CUDOWNA PODRÓŻ MANIUSI
Mamusia skończyła właśnie opowiadanie o boćkach.
Ach, te boćki!
Maniusia przyglądała im się dziś na łące.
Zebrała się tam cała ich czereda – może sto boćków, a może nawet i więcej.
Chodziły poważne i zamyślone, a potem klekotać zaczęły, a głowy zadzierać, a syczeć i podskakiwać!
Wreszcie jeden po drugim zerwały się i odleciały.
Mamusia przy kolacji opowiadała dzieciom o tych miłych, swojskich ptakach i o tem, że poleciały sobie do ciepłych krajów.
Zapewne bały się boćki mrozów, śnieżyc i wichrów zimnych.
– No, dość na dziś, powiedziała mamusia, teraz idźcie umyć się i – do łóżeczka! Jazda, dzieciaki!
Dziewczynka wkrótce już leżała grzecznie i czekała na mamusię.
Przyszła niebawem. Ucałowała, przeżegnała i, otuliwszy córeczkę kołderką, wyszła z pokoju.
Maniusia przymknęła oczęta, ale w tej samej chwili otwarła je szeroko.
Ktoś zapukał cichutko do okna. Raz i drugi...
Dziewczynka zerwała się z łóżeczka i podbiegła do okna.
Przez szybę ujrzała jakąś postać.
Nie mogła jednak poznać, ktoby to mógł być, bo na dworze było zupełnie ciemno.
Chciała już biec do łóżeczka, gdy nagle do szyby przylgnęła głowa bociana.
Zdumiona Maniusia przyglądała się długiemu czerwonemu dziobowi ptaka i jego czarnym, poważnym oczom.
Bociek zaklekotał głośno i wesoło.
Diewczynka nie zdziwiła się wcale, że rozumie głos ptaka.
Bociek mówił:
– Byłaś dobra dla moich piskląt! Pamiętasz, jak rzucałaś mi kawałki chleba i mięsa? Wyhodowałam silne, zdrowe dzieci! Są już dorosłe i mogą razem z nami lecieć do ciepłych krajów!
Maniusia dopiero teraz poznała boćkową żonę...................RUDY ZBÓJ
Dziwy dzieją się na świecie, mili przyjaciele! Takie dziwy, o jakich tylko bardzo stare bajki opowiadają. Nam się ciągle zdaje, że to wtedy tylko dziać się mogło, kiedy ludzie nie znali jeszcze samochodów, samolotów, a nawet kolei, kiedy w ciemnym lesie żyły straszne, kudłate baby-jagi i źli, okrutni czarownicy, a w jaskiniach – zbójnicy i dobre wróżki – bardzo piękne i tak jasne, jak słońce. Tymczasem na ziemi wszystko się zmieniło, a dziwy pozostały. Ktoś powie może, że są to bajki zmyślone przez ludzi, piszących książki. Niech sobie mówi, ale my wszyscy wiemy, że bajki – najdziwniejsze nawet – stają się w końcu prawdą, tak zwykłą, że nikogo już nie dziwią. Tak było z butami-siedmiomilami i z latającym kobiercem. Teraz znamy je wszyscy, bo.....................