- W empik go
Droga do Francji - ebook
Droga do Francji - ebook
Podczas gdy we Francji, w roku 1792 zaczynają rozchodzić się pogłoski o rozpoczęciu wojny z Niemcami, wachmistrz Natalis Delpierre przebywa w Belzingen, niedaleko Berlina, w odwiedzinach u swojej siostry Irmy. Jest ona służącą u pewnej Francuzki, madame Keller, wdowy po niemieckim przemysłowcu. Natalis natychmiast zaprzyjaźnia się z Jeanem, synem pani Keller, bardzo zakochanym w Marthe de Lauranay, również Francuzce, także mieszkającej w Belzingen razem z dziadkiem. Arogancki pruski porucznik, Frantz von Grawert, odrzucony konkurent do ręki Marthe, z zawiścią patrzy na tę sielankę i w końcu prowokuje Jeana Kellera do pojedynku. Rankiem, w dniu, w którym miał się odbyć pojedynek, zostaje ogłoszona mobilizacja i Jean, jako obywatel niemiecki, zostaje wcielony do tego samego pułku, co Grawert. Pojedynek staje się niemożliwy, a ze strony Frantza na nieszczęśliwca zaczynają spadać szykany. Młodzieniec, doprowadzony do ostateczności, uderza oficera i następnie ucieka, a za jego schwytanie zostaje wyznaczona nagroda. Pan de Lauranay i jego wnuczka opuszczają wtedy Belzingen, w towarzystwie Delpierre'a oraz pani Keller i rozpoczynają długą podróż powozem poprzez terytorium niemieckie, po którym poruszają się oddziały wojskowe.
Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie już 24 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64701-43-6 |
Rozmiar pliku: | 7,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oddaję do rąk Czytelników kolejną powieść z cyklu „Niezwykłe Podróże” autorstwa Juliusza Verne’a. Jak przystało na przynależność, jest to kolejna podróż naszego ulubionego pisarza, jaką autor odbywa na stronicach tej książki, tym razem jednak niezbyt długa, nie epatująca egzotyką, ale za to tchnąca miłością do ojczyzny, do Francji. Jednocześnie pokazuje ona stosunki panujące między dwoma sąsiednimi narodami, Francuzami i Niemcami, i ową osiemnastowieczną i dziewiętnastowieczną wzajemną nienawiść, którą udało się złagodzić dopiero po drugiej wojnie światowej. Gdyby w roli Francuzów postawiono Polaków, czyż nie byłoby tak samo…?
Verne odwołuje się w swej powieści do czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która tak bardzo namieszała w życiu całej Europy, a nawet świata. Na tle przygód bohaterów pokazuje polityczne, a przede wszystkich wojenne dzieje z tego okresu naszej historii.
W języku francuskim powieść ukazywała się po raz pierwszy w odcinkach w czasopiśmie „Le Temps” od 31 sierpnia do 30 wrześniu 1887 roku. W wersji książkowej, jeszcze bez ilustracji, pojawiła się jako Le Chemin de France. Suivi de Gil Braltar (Droga do Francji. Razem z Gil Braltar) 3 października 1887 roku. Pod takim samym tytułem 17 listopada 1887 roku ukazało się pierwsze wydanie książki ozdobione 37 ilustracjami George’a Roux. 18 listopada 1889 pojawiło się kolejne wydanie, które ukazało się w podwójnym, dwudziestym czwartym tomie powieści J. Verne’a, razem z utworem Bez góry i dołu, w którym znalazło się też kilka ilustracji kolorowych.
Właśnie na tym francuskim wydaniu został oparty przekład Iwony Janczy. Zamieszczono w nim także wszystkie ilustracje z XIX wieku, łącznie z tymi reprodukowanymi na stronach przedtytułowej i tytułowej.
Mam nadzieję, że chociaż nie będziemy przeżywali co chwilę jakichś niesamowitych przygód, to jednak losy głównego bohatera, Natalisa Delpierre’a, na tyle przyciągną uwagę Czytelników, że z przyjemnością przeczytają Drogę do Francji, poznając przy okazji jeszcze jedną stronę twórczości „Czarodzieja z Nantes”.
Andrzej Zydorczak
Rozdział I
Nazywam się Natalis Delpierre. Urodziłem się w 1761 roku w wiosce Grattepanche1 w Pikardii. Ojciec mój był rolnikiem, który uprawiał ziemię markiza d’Estrelle’a. Matka pomagała mu ze wszystkich sił, a ja i moje siostry czyniliśmy jak ona. Ojciec nie miał żadnego majątku, ani też nigdy niczego nie dorobił się na własność. Był rolnikiem i równocześnie kościelnym kantorem, śpiewakiem Confiteor2. Jego mocny głos dobrze słyszano i na przyległym do kościoła cmentarzyku. Mógł więc – jak to się zwykło sądzić o piśmiennym wieśniaku – zostać nawet i księdzem. Mocny głos – to prawie wszystko, co po nim odziedziczyłem.
Rodzice, i matka, i ojciec, pracowali bardzo ciężko. Oboje zmarli tego samego roku 1779. Niech Bóg ma w opiece ich dusze!
W czasie gdy miały miejsce wydarzenia, o których chcę opowiedzieć, z dwóch moich sióstr starsza, Firmina, miała lat czterdzieści pięć, natomiast młodsza, Irma – czterdzieści, a ja trzydzieści jeden. Gdy rodzice zmarli, Firmina była już zamężna. Jej mąż Benoni Fanthomme, prosty robotnik z Escarbotin, był ślusarzem, który choć bardzo zręczny do swojej roboty, jakoś nie mógł znaleźć stałego zatrudnienia. Co do ich dzieci, to w roku 1781 mieli ich już troje, natomiast w kilka lat później urodziło się im jeszcze czwarte. Siostra Irma wówczas wciąż była panną i pozostała nią do dzisiaj. Tak więc dla zapewnienia sobie jakiejś sytuacji życiowej nie miałem co liczyć ani na Irmę, ani na Fanthomme’ów. Pozostałem sam, zupełnie sam. Dlatego też na moje stare lata mogłem przyjść z pomocą rodzinie.
Ojciec mój zmarł pierwszy, matka w sześć miesięcy po nim. Napełniło mnie to wielką żałością. Lecz cóż! Taki los… Odchodzą i ci, których się kocha, i ci, których się nie kocha… Możemy się tylko starać, by w chwili, gdy nam z kolei przyjdzie odejść, należeć do tych kochanych…
Spadek ojcowski po uregulowaniu wszystkich zobowiązań nie wyniósł nawet stu pięćdziesięciu liwrów3! Oszczędności z sześćdziesięciu lat pracowitego życia! Podzieliliśmy je pomiędzy mnie i moje siostry… Inaczej mówiąc – tyle co nic.
Tak więc miałem osiemnaście lat i dwadzieścia pistoli4 w kieszeni. Lecz byłem krzepkim chłopcem, dobrze zbudowanym i nawykłym do ciężkiej pracy. No i ten piękny głos! Jednakże nie umiałem ani czytać, ani pisać. Tego nauczyłem się – jak sami zobaczycie – znacznie później. A z tym to jest tak, że im później, tym trudniej się za to zabrać… Swoista maniera wyrażania własnych myśli zawsze daje się odczuć, co w mej opowieści będzie bardziej niż wyraźne.
Kim miałem zostać? Rolnikiem jak mój ojciec? Wyciskać siódme poty na cudzej ziemi, latami klepać biedę na skrawku pola? Smutne i nie do pozazdroszczenia perspektywy. Jednakże o losie moim zdecydował całkowity przypadek.
Do Grattepanche pewnego dnia przybył hrabia de Linois, kuzyn markiza d’Estrelle’a. Był to oficer, kapitan w Regimencie Fère5. Dwa miesiące urlopu postanowił spędzić u swego krewnego. Urządzano polowania na dziki, na lisy z nagonką i psami. Bawiono się i wydawano wielkie przyjęcia dla pięknych panów i pań, nie licząc damy markiza, pięknej markizy.
Ale dla mnie w całym tym gronie różnych osobistości liczył się tylko kapitan de Linois! Kapitan miał bardzo bezpośredni sposób bycia i chętnie zagajał rozmowę. Tym sposobem sam zapragnąłem zostać żołnierzem. Czyż nie jest to najlepsze, kiedy trzeba żyć z pracy rąk i kiedy te ręce są osadzone w solidnym ciele! Zresztą – trochę dyscypliny, trochę odwagi, wspomagane odrobiną szczęścia – i można zajść całkiem daleko – byle zacząć dobrą nogą, a potem tylko iść dobrym krokiem.
Przed rokiem 1789 mało kto sobie wyobrażał, że zwykły żołnierz, syn mieszczanina albo chłopa, mógłby zostać oficerem. Błędne myślenie. Po pierwsze, przy odrobinie chęci i uporu można było bez wielkiego trudu stać się podoficerem. Potem zaś po dziesięciu latach pełnienia służby w czasie pokoju lub po pięciu latach podczas wojny nabywało się prawa do epoletów6. Z sierżanta robił się porucznik, z porucznika… kapitan. Następnie… ale na tym stop! Nie pozwalajmy sobie na zbyt wiele. Gdyby się udało i tak byłoby to bardzo piękne!
Hrabia de Linois nie raz zauważył moją siłę i zwinność podczas nagonek. Z całą pewnością pod względem węchu i inteligencji nie mógłbym się równać z dobrym psem, lecz żaden inny naganiacz nie potrafił mi dorównać. Rwałem do przodu, jakby mi się paliło w tyłku!
– Wyglądasz na silnego zucha – powiedział mi pewnego dnia hrabia de Linois.
– Tak, panie hrabio…
– A mocny jesteś w ręku?
– Podnoszę trzysta dwadzieścia funtów7…
– No! To gratuluję…
I to było wszystko. Ale jak się później przekonacie, rzecz bynajmniej na tym nie stanęła.
W dawnych czasach w armii panowały szczególne zwyczaje. Wiadomo, jak postępowano, rekrutując do wojska nowych kandydatów. Każdego roku po całym kraju buszowali wojskowi werbownicy. Jak sobie kogoś upatrzyli, spijali go do nieprzytomności, a potem podsuwali mu papier do podpisu, gdy umiał pisać, jeśli nie – stawiał na krzyż dwie kreski. Uchodziło to za taki sam dobry podpis! Potem taki delikwent dostawał dwa razy po sto liwrów, ale zazwyczaj przepijał je wszystkie, nim trafiły do jego kieszeni. Potem już tylko pakował węzełek i odtąd zbierał cięgi na rachunek państwa.
Ale mnie taki zaciąg nigdy by nie odpowiadał! Miałem fantazję, by służyć, ale nie – by się sprzedać! Wydawało mi się, że przynajmniej ci, którzy mają trochę godności i sami siebie szanują, powinni to zrozumieć.
Cóż… w owym czasie, gdy oficer dostawał urlop, zgodnie z regulaminem powinien, powracając do regimentu, przyprowadzić z sobą jednego lub dwóch rekrutów. Podobny obowiązek ciążył i na podoficerach. Obiegowa zapłata za zobowiązanie się do służby wynosiła od dwudziestu do dwudziestu pięciu liwrów.
Wiedziałem o tym bardzo dobrze, ale miałem swój plan. Tak więc, gdy urlop hrabiego de Linois dobiegał końca, stawiłem się przed nim i bezczelnie zażądałem, aby mnie zabrał jako swojego rekruta.
– Ciebie? – zdziwił się.
– Tak, panie hrabio.
– Ile masz lat?
– Osiemnaście.
– I chcesz zostać żołnierzem?
– Jeśli pan zechce…
– To nie ja, tylko ty masz chcieć!
– Ja chcę.
– Ach, znęciło cię dwadzieścia liwrów…?
– Nie, bo chcę służyć swojemu krajowi. A ponieważ brzydziłbym się sprzedać, nie przyjmę od pana tych dwudziestu liwrów.
– Jak się zwiesz?
– Natalis Delpierre.
– No cóż, Natalisie, podobasz mi się…
– Cieszę się, że się panu podobam, kapitanie.
– I pamiętaj, jeśli zechcesz pójść za mną – to zajdziesz daleko!
– Pójdę za panem przy dźwiękach werbla i przy zapalonym loncie!
– Uprzedzam cię, że zamierzam opuścić Regiment Fère i się zaokrętować… Morze cię nie przeraża?
– W żadnym razie!
– Więc dobrze! Przepłyniesz je… Czy wiesz, że w Ameryce prowadzimy wojnę z Anglikami? Chcemy ich stamtąd przepędzić!
– Co to jest Ameryka?
Naprawdę nigdy wcześniej nie słyszałem o Ameryce…
– Kraj, który leży, gdzie diabeł mówi dobranoc! – odparł kapitan de Linois. Kraj, który walczy o swoją niepodległość! To tam właśnie już od dwóch lat przebywa markiz de La Fayette8, o którym tyle się mówi. Rok temu król Ludwik XVI9 obiecał swoim żołnierzom, że będą mogli wesprzeć Amerykanów. Hrabia de Rochambeau10 wraz z admirałem de Grasse11 wyruszają na czele sześciu tysięcy ludzi. Obiecałem sobie, że będę im towarzyszył w drodze do Nowego Świata, więc jeśli chcesz mi towarzyszyć, wyruszymy, aby oswobodzić Amerykę.
– Ruszajmy więc oswobodzić Amerykę!
Oto jakim sposobem, niewiele wiedząc w czym rzecz, zostałem wcielony do korpusu ekspedycyjnego hrabiego de Rochambeau i w 1780 roku wylądowałem w Newport.
Pozostałem tam przez następne trzy lata, z dala od ukochanej Francji. Tam też widziałem generała Washingtona12 – prawdziwego olbrzyma, wysokiego na pięć stóp i jedenaście cali13! Widziałem jego wielkie stopy i wielkie dłonie. Odziany był zawsze w błękitny kubrak podbity wełną z kozicy z czarną kokardą pod szyją. Widywałem żeglarza Paula Jonesa14 na pokładzie jego okrętu „Bonhomme Richard” i generała Anthony’ego Wayne’a15, którego zwano „Wściekłym”. Biłem się w niejednej potyczce, ale nigdy nie zapominałem, aby nad pierwszym nabojem uczynić znak krzyża… Uczestniczyłem też w bitwie pod Yorktown w Wirginii, pamiętnym starciu, w którym lord Cornwallis16 poddał się Washingtonowi. Do Francji powróciłem w 1783 roku. Udało mi się ujść bez większego szwanku. Powróciłem takim samym prostym żołnierzem, jakim byłem wcześniej. Cóż chcecie, nie umiałem przecież czytać!
Hrabia de Linois wrócił wraz z nami. Zamierzał mnie przyjąć do Regimentu Fère, gdzie na powrót podejmował służbę. Ale moim marzeniem była służba w kawalerii. Lubiłem konie i instynktownie znałem się na nich, by jednak stać się oficerem w konnicy, potrzebna mi była szarża! Coraz to wyższa i wyższa!
Cóż, dobrze wiem, jak bardzo pożądany jest mundur piechura, który ma mnóstwo zalet: kitę, proch, dwurożny kapelusz i skrzyżowane na piersi pasy z wyprawionej na biało bawolej skóry. Ale cóż chcecie… Koń to zawsze koń i cokolwiek byście sobie nie mówili, ciągnęło mnie do kawalerii.
Tak więc podziękowałem hrabiemu de Linois, który polecił mnie swojemu przyjacielowi pułkownikowi Lostangesowi, i zaciągnąłem się do Królewskiego Konnego Regimentu Pikardii17.
Uwielbiam ten przepiękny pułk! I doprawdy… wybaczcie mi, że mówiąc o nim, tak śmiesznie się rozklejam! Prawie cała kariera upłynęła mi w tym regimencie, gdzie cieszyłem się uznaniem i protekcją przełożonych, którzy – jak to się mawiało w mojej rodzinnej wsi – dobrze smarowali moje koła!
Nawiasem mówiąc, w kilka lat później, około 1792 roku, Regiment Fère począł się w jakiś dziwaczny sposób zachowywać w stosunku do austriackiego generała Beaulieu18, tak że wcale nie żałowałem, że go opuściłem. Ale nie mówmy już o tym więcej.
Wracam więc do swego Królewskiego Regimentu Pikardii. Nikt nigdy nie widział piękniejszego regimentu! Stał się moją drugą rodziną. Pozostałem mu wierny aż do czasu jego rozwiązania i byłem tam naprawdę szczęśliwy. Gwizdałem do dźwięków jego fanfar i dzwonków, gdyż od zawsze miałem ten niezbyt ładny zwyczaj, by gwizdać przez zęby, ale pozwalano mi na to… zresztą sami później zobaczycie.
Przez osiem lat nieustannie przenoszono mnie z jednego garnizonu do innego. Tym sposobem nie trafiła mi się ani jedna okazja do wymiany ognia z wrogiem! Cóż! Jednak i takie życie ma swoje uroki, jeśli potrafi się je brać od dobrej strony. No… i jeszcze okazja, żeby sobie pozwiedzać kraj! Nie jest to całkiem „nic” dla takiego z krwi i kości Pikardyjczyka, jakim byłem. W oczekiwaniu na wielkie przemarsze przez całą Europę, po Ameryce przydało się i trochę Francji. Stacjonowaliśmy więc w Sarrelouis w 1785, w Angers w 1788, w 1791 w Bretagne, w Josselin, w Pontivy, w Ploërmel, w Nantes z pułkownikiem Serre de Grasem w 1792, w Charleville z pułkownikiem Wardnerem, z pułkownikiem Lostende’em i pułkownikiem La Roque, i w 1793 z pułkownikiem Le Comte.
Ale zapomniałem powiedzieć, że pierwszego stycznia 1791 roku weszło nowe prawo, które zmieniało organizację armii19. Nasz Królewski Regiment Pikardii został odtąd Dwudziestym Regimentem Kawalerii Liniowej. Ten stan rzeczy trwał aż do roku 1803. Niemniej – choć już od kilku lat we Francji nie było królów – pułk wcale nie przestał używać swojej dawnej nazwy: Królewski Konny Regiment Pikardii.
Brygadierem20 – ku swemu wielkiemu zadowoleniu – zostałem mianowany za dowodzenia pułkownika Serre de Grasa. Za pułkownika de Wardnera awansowałem na wachmistrza21, co jeszcze bardziej przypadło mi do gustu. Tak więc miałem za sobą trzynaście lat służby, jedną wojskową kampanię i ani jednej rany. Przyznacie sami, że był to bardzo ładny awans. Lecz – powtarzam – nie mogłem już zajść wyżej, gdyż nie potrafiłem ani czytać, ani pisać. Niemniej nadal pogwizdywałem, choć z całą pewnością podoficerowi nie godzi się konkurować z kosami!
Wachmistrz Delpierre! Nie było czym się puszyć ani z czego bić piany! Ważniejsze, że miałem poważanie u pułkownika Wardnera, choć był twardy jak głaz i wymagał bezwzględnie dotrzymywania słowa! Tego dnia żołnierze z mojej kompanii rozstrzelali mój żołnierski tornister, a na mankietach rękawów przyczepiłem sobie naszywki, które nigdy nie miały mi sięgnąć po łokieć.
Przebywaliśmy już od jakiegoś czasu w garnizonie w Charleville22, gdy poprosiłem o dwa miesiące urlopu. Zgodę otrzymałem. To właśnie historię tego urlopu chciałbym tu jak najwierniej opowiedzieć. A oto z jakiego powodu.
Odkąd znajduję się na emeryturze, często zdarza mi się opowiadać o moich kampaniach podczas wieczornych spotkań w Grattepanche. Lecz moi przyjaciele niewiele z tych opowieści zrozumieli, albo… zrozumieli je, lecz dokładnie odwrotnie. Jedni są przekonani, że byłem po prawej – podczas gdy naprawdę byłem po lewej, inni z kolei, że byłem po lewej – gdy byłem po prawej. I tak wciąż wpadam w niekończące się dysputy – czy to pomiędzy dwiema szklankami cydru23, czy dwiema filiżankami kawy, czy pomiędzy dwoma kieliszkami czegoś mocniejszego. Przede wszystkim zaś zupełne niezrozumienie u moich słuchaczy budzi właśnie wszystko to, co przydarzyło mi się w Niemczech podczas tego mojego wyjazdu. A ponieważ tymczasem nauczyłem się pisać, jest to wyśmienita okazja, by chwycić za pióro i opowiedzieć historię mego urlopu. Tak więc podjąłem się tej pracy, choć dzisiaj mam już siedemdziesiąt lat. Pamięć jednak mi nie szwankuje, a gdy spoglądam w przeszłość, widzę wszystko wystarczająco wyraźnie. Opowieść tę dedykuję moim przyjaciołom z Grattepanche: Ternisienowi, Bettembosowi, Irondartowi, Pointeferowi, Quennehenowi, a także wszystkim innym, co do których mam nadzieję, że nie będą się już więcej spierać z mojego powodu.
Urlop otrzymałem od dnia siódmego czerwca 1792 roku. Z pewnością krążyły już wówczas pewne pogłoski o bliskiej wojnie z Niemcami, jednakże wciąż bardzo niepewne. Powiadano, że Europa, choć w żadnym razie nie powinno jej to obchodzić, spogląda krzywym okiem na to, co dzieje się we Francji. W Tuileries24 wciąż znajdował się król, ale dziesiątego sierpnia w kraju dał się już wyraźnie odczuć powiew idei republikańskich.
Z tych wszystkich powodów na wszelki wypadek nie przyznałem się, co mam zamiar robić podczas urlopu. Naprawdę bowiem miałem do załatwienia interes właśnie w Niemczech, i to w samych Prusach, tymczasem w razie wybuchu wojny pewnie niełatwo byłoby mi stamtąd powrócić, aby dołączyć do mego oddziału. Cóż chcecie – nie da się równocześnie dzwonić i iść za procesją.
Urlop dostałem na całe dwa miesiące, ale zamierzałem go skrócić, gdyby okazało się to konieczne. Jednakże miałem nadzieję, że nie dojdzie do najgorszego.
Teraz, by w końcu dać sobie spokój ze mną samym i z moim dzielnym regimentem, opowiem w kilku słowach, jak potoczyły się moje późniejsze losy.
Przede wszystkim – jak to sami zobaczycie podczas późniejszych wypadków – zacząłem uczyć się czytania i pisania – co powinno było mnie doprowadzić do szarży oficerskiej – generała, marszałka Francji, hrabiego, diuka25, księcia – zupełnie jak stało się to z Neyem, Davoutem czy Muratem26 podczas wojen Cesarstwa27. W rzeczywistości nie udało mi się wznieść poza stopień kapitana – co jednak jest wystarczająco piękne dla chłopa z dziada pradziada.
Co się zaś tyczy pułku Królewskiej Pikardii, starczy mi zaledwie kilka linijek, aby ją dokończyć.
Jak już mówiłem, w 1793 roku pułkownikiem był pan Le Compte. Tego to właśnie roku, na mocy dekretu z dwudziestego pierwszego lutego pułk stał się półbrygadą i do roku 1797 odbywał kampanie wraz z Armią Północy28 oraz Armią Sambry i Mozy29. Wsławił się bitwami pod Linselles30 i Courtrai31, gdzie właśnie zostałem mianowany porucznikiem. Następnie, po okresie stacjonowania w Paryżu w latach 1797 do 1800, został wcielony do Armii Italii32 i odznaczył się w bitwie pod Marengo33, otaczając sześć batalionów austriackich grenadierów, które po ucieczce regimentu węgierskiego złożyły broń. Podczas tych wydarzeń dostałem kulkę w biodro, jednak się nie skarżę, gdyż dzięki temu zostałem mianowany kapitanem.
Królewski Regiment Pikardii został rozwiązany w 1803 roku, wstąpiłem więc wówczas do dragonów, gdzie odbyłem do końca wszystkie wojny Cesarstwa, a w roku 1815 odszedłem na emeryturę.
Teraz więc, jeśli będę mówił o sobie, to tylko po to, aby opowiedzieć, co widziałem w Niemczech podczas mojego urlopu. Nie zapominajcie jednak, że jestem mało wykształconym człowiekiem i zupełnie nie mam daru ładnego snucia opowieści. Podam wam więc tylko moje wrażenia i nie będę się starał wyciągać z nich żadnych wniosków. Przede wszystkim zaś, gdyby podczas tej historii zdarzyło mi się używać moich ulubionych pikardyjskich powiedzonek, zechciejcie mi wybaczyć, gdyż nie potrafię inaczej się wyrażać. Obiecuję, że załatwię się z tą historią jak z bicza strzelił, a skoro poprosiłem o wyrozumiałość co do sposobu opowiadania, dajcie mi swe przyzwolenie słowami: „Podług pańskiej woli, kapitanie!”.
1 Grattepanche – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Pikardia, w departamencie Somma; w 1993 roku liczyła 243 mieszkańców.
2 Confiteor (spowiedź powszechna) – modlitwa liturgiczna, po łacinie rozpoczynająca się słowami: Confiteor Deo omnipotenti et vobis, fratres…, fr. Je confesse à Dieu tout-puissant, Je reconnais devant mes frères…, pol. Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry…
3 Liwr – moneta francuska funkcjonująca od czasów Karola Wielkiego (wprowadzona ok. 794 roku), do roku 1795 oparta na srebrze, którego waga i podział na mniejsze składowe ewoluowała w zależności od epoki i miejsca; początkowo był to kawałek srebra ważący 409 g, który dzielił się na 240 denarów; w latach 90. XVIII wieku, gdy toczy się akcja powieści, francuski liwr przedstawiał już tylko 1/18 początkowej wartości – dotyczyło to rzecz jasna także wynikającej z tego wartości denarów.
4 Pistol – złota moneta hiszpańska bita od XVI do XVII wieku; miała masę ok. 6 g, 2 pistole odpowiadały 1 dublonowi; w Europie pomiędzy wiekiem XVI a XIX przyjęło się, że pistolami zwano wszystkie monety o zbliżonej wartości.
5 Fère – miejscowość w Pikardii słynąca ze szkoły artyleryjskiej – l’École Royale d’Artillerie de la Fère.
6 Epolety – naramienniki przy mundurach niektórych armii, o zaokrąglonych zewnętrznych brzegach i ze złotymi lub srebrnymi dodatkami, np. frędzlami; były oznaką rangi oficerów.
7 Funt – dawna jednostka masy; tu: funt francuski, równy 0,5 kg; jednostka ta nie została podana w tekście francuskim.
8 Marie Joseph de Motier La Fayette, markiz (1757-1834) – francuski polityk, w latach 1777-1781 uczestnik walk o niepodległość Stanów Zjednoczonych (uzyskał stopień generała); deputowany do Stanów Generalnych; później przebywał we Francji i na wygnaniu w Austrii.
9 Ludwik XVI z dynastii Burbonów (1754-1793) – król Francji od 1774 roku, wnuk Ludwika XV, mąż Marii Antoniny, brat Ludwika XVIII, ojciec Ludwika XVII; jego panowanie przypada na okres napięć społecznych i wybuchu rewolucji francuskiej w 1789 roku; katastrofalny stan gospodarki i finansów państwa, rozrzutność i nieporadność kolejnych ministrów wywołały rosnące niezadowolenie społeczeństwa; król został zmuszony do zwołania Stanów Generalnych (V 1789); chwiejna polityka Ludwika XVI doprowadziła do osłabienia jego pozycji na rzecz zradykalizowanego Zgromadzenia Narodowego; po próbie ucieczki Ludwika XVI z Francji wprowadzono ograniczenie władzy królewskiej; uwięziony, skazany za zdradę (jako Obywatel Kapet) i ścięty.
10 Jean-Baptiste-Donatien de Vimeur, hrabia de Rochambeau (1725-1807) – francuski generał i marszałek Francji; brał udział w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych; wsławił się jako głównodowodzący korpusu ekspedycyjnego; w roku 1780 na czele 6 tysięcy francuskich żołnierzy wyruszył przeciwko brytyjskim wojskom królewskim jako wsparcie dla George’a Washingtona; korpus wylądował 10 lipca w Newport, w Rhode Island, ale przez cały następny rok nie podejmował większych działań, gdyż nie chciał się oddalać od swojej floty zablokowanej u wybrzeża przez Anglików.
11 François-Joseph Paul, markiz de Grasse Tilly, hrabia de Grasse (1722-1788) – francuski wiceadmirał; dowodził francuską flotą w zwycięskiej bitwie w zatoce Chesapeake, która bezpośrednio doprowadziła do kapitulacji Brytyjczyków pod Yorktown oraz zwycięstwa Amerykanów w wojnie o niepodległość; w następnym roku de Grasse został pokonany przez admirała George’a Rodneya w bitwie u wysp Les Saintes, gdzie dostał się do niewoli; we Francji obarczano go winą za tę klęskę; po powrocie do kraju zażądał sądu polowego, który oczyściłby go z zarzutów mimo popełnionych wówczas błędów.
12 George Washington (1732-1799) – naczelny wódz podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych i pierwszy prezydent tego kraju (1789-1797).
13 Czyli w sumie Washington miał około 1,93 m wzrostu.
14 John Paul Jones (1747-1792) – szkocki żeglarz, oficer amerykańskiej Continental Navy, bohater wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, admirał rosyjskiej Floty Czarnomorskiej w wojnie z Turcją, uważany za jednego z ojców US Navy; objął dowództwa 40-działowego okrętu otrzymanego w darze od Francuzów, który dla uczczenia Franklina został nazwany „Bonhomme Richard”; Jones na czele eskadry okrętów obsadzonych w większości francuskimi załogami i z francuskimi dowódcami miał za zadanie zwalczać brytyjską żeglugę; 23 września 1779 roku w rejonie Flamborough Head w Yorkshire jego eskadra zaatakowała brytyjski konwój osłaniany przez fregatę „Serapis” i uzbrojony statek „Countess of Scarborough”; w bitwie, która się wywiązała, okręt brytyjski poważnie uszkodził „Bonhomme Richarda”; po dramatycznym boju, za cenę utraty własnego flagowca (ciężko uszkodzony, zatonął w drodze do portu) i dużych strat w załodze, Jones zmusił ostatecznie dowódcę „Serapisa”, komandora Richarda Pearsona, do kapitulacji; bitwa ta przyniosła Jonesowi uznanie i uczyniła go bohaterem Continental Navy; król Ludwik XVI ofiarował mu pozłacaną szpadę; w tym samym czasie w Wielkiej Brytanii był przedstawiany jako pospolity pirat.
15 Anthony Wayne (1745-1796) – amerykański urzędnik wojskowy, polityk, członek Izby Reprezentantów Stanów Zjednoczonych; rozpoczął karierę wojskową na początku wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych, gdzie jego wyczyny wojskowe i ognisty temperament szybko przyniosły mu awans na generała brygady i przydomek Mad Anthony.
16 Charles Cornwallis, 1. markiz Cornwallis KG (1738-1805) – brytyjski polityk, gubernator Indii w latach 1782-1782, 1786-1794 i w roku 1805; w 1776 roku wypłynął do Ameryki, by walczyć przeciwko wojskom Washingtona; wziął udział w kilku ważnych bitwach; był zastępcą kolejnych głównodowodzących; w 1777 roku zdobył Filadelfię, w 1780 Charleston, 16 sierpnia 1780 roku rozbił armię generała Gatesa w bitwie pod Camden, ale 19 października 1781 roku pod Yorktown poddał się Washingtonowi, co kończyło brytyjską dominację nad koloniami; jedną z przyczyn klęski była nieufność, jaką darzyli siebie wzajem Cornwallis i głównodowodzący sił brytyjskich w Ameryce Henry Clinton.
17 Królewski Konny Regiment Pikardii (Regiment Royal-Picardie Cavalerie) – regiment utworzony w 1652 roku.
18 Johann Peter de Beaulieu (również Jean Pierre de Beaulieu, 1725-1819) – waloński generał austriackiej armii.
19 Zasadniczą zmianą wprowadzoną w organizacji armii podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej była zmiana nazewnictwa pułków; nie nadawano im już nazw od ziem, na których prowadzono rekrutację, lecz je numerowano; zmieniły się również możliwości awansu dla ludzi ze stanu trzeciego.
20 Brygadier – w armii francuskiej stopień podoficerski w oddziałach kawaleryjskich, odpowiadający randze kaprala.
21 Wachmistrz – stopień wojskowy w kawalerii, odpowiednik rangi sierżanta (bosmana w marynarce, ogniomistrza w artylerii).
22 Charleville-Mézières – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Szampania-Ardeny, w departamencie Ardeny; według danych na rok 1990 gminę zamieszkiwało 57 008 osób, a gęstość zaludnienia wynosiła 1813 osób/km²; w Charleville-Mézières urodził się poeta francuski Arthur Rimbaud.
23 Cydr (jabłecznik, fr. cidre z p.łc. sicera – napój, sok) – rodzaj słabego wina z jabłek.
24 Tuileries (z fr. „cegielnie”) – rezydencja królewska w Paryżu, pomiędzy Luwrem a Polami Elizejskimi, wznoszona od 1564 dla Katarzyny Medycejskiej; na polecenie Napoleona I Ch. Percier i P.F. Fontaine przekształcili wnętrza w stylu empire; w 1871 roku, w czasie Komuny Paryskiej pałac spłonął – pozostałości rozebrano z wyjątkiem pawilonów Flory i de Marsan; w 1889 roku na miejscu Tuileries założono ogród o tej samej nazwie.
25 Diuk – książę niepochodzący królewskiego z rodu.
26 Michel Ney (1769-1815) – marszałek Francji od 1804, wybitny dowódca napoleoński, dowodził w bitwach pod Hohenlinden (1800), Elchingen (1805), Jeną (1806), Iławą i Friedlandem (1807); uczestnik walk w Hiszpanii; w 1812 roku osłaniał odwrót Napoleona I spod Moskwy; po jego abdykacji opowiedział się za Burbonami; mianowany parem przez Ludwika XVIII; w czasie Stu Dni w 1815 roku dołączył do Napoleona; brał udział w bitwie pod Waterloo; po klęsce ujęty i rozstrzelany przez rojalistów w Ogrodzie Luksemburskim; Louis Nicolas Davout (1770-1823) – książę Auerstedt i Eckmühl, marszałek Francji; uczestnik wojen napoleońskich 1796-1815; w kampanii pruskiej w październiku 1806 odniósł zwycięstwo nad głównymi siłami dowodzonymi przez księcia brunszwickiego pod Auerstädt; dowódca wojsk francuskich i polskich oraz gubernator w Księstwie Warszawskim w latach 1807-1812, uczestnik kampanii moskiewskiej w 1812; w czasie Stu Dni Napoleona minister wojny; po restauracji Burbonów wrócił do łask; Joachim Murat (1767-1815) – francuski marszałek, od 1808 roku król Neapolu, jeden z najbardziej walecznych oficerów Napoleona.
27 Cesarstwo Francuskie – państwo w okresie panowania cesarza Francuzów Napoleona I w latach 1804-1814 i 1815; w czasie największego rozwoju terytorialnego obejmowało rozmaite protektoraty i posiadało wiele państw zależnych; kres cesarstwu położyła abdykacja Napoleona na rzecz Napoleona II, ten jednak nie został dopuszczony do władzy, a tron francuski zwrócono Burbonom.
28 Armia Północy (Armée du Nord) – francuski związek armijny okresu Pierwszej Republiki Francuskiej i Pierwszego Cesarstwa; jedna z trzech armii, które były pierwszymi związkami armijnymi w historii; utworzona została na mocy dekretu Ludwika XVI 14 grudnia 1791 roku, a jej zadaniem była obrona północno-wschodniej granicy Francji przed wojskami I koalicji antyfrancuskiej.
29 Armia Sambry i Mozy (fr. Armée de Sambre-et-Meuse) – jedna z najlepiej znanych armii francuskich czasów rewolucji, sformowana 29 czerwca 1794 roku z Armii Ardenów wzmocnionej lewym skrzydłem Armii Mozeli i prawym skrzydłem Armii Północy; po połączeniu z Armią Renu i Mozeli stała się Armią Niemiec; Sambre-et-Meuse – dawny departament francuski ze stolicą w Namur, obecne terytorium Belgii; został utworzony w październiku 1795 roku z połączonych ziem Belgii i Biskupstwa Liège; przestał istnieć w roku 1814.
30 Bitwa pod Linselles – bitwa między wojskami francuskimi a wojskami sprzymierzonym w dniu 17 sierpnia 1793 w czasie wojen I koalicji antyfrancuskiej (1793-1797), zakończona porażką Francuzów; Linselles – u. J. Verne’a: Lincelles, miejscowość i gmina we Francji, w regionie Nord-Pas-de-Calais, w departamencie Nord, na północ od Lille.
31 Courtrai – u J. Verne’a: Courtray, francuska nazwa flamandzkiego miasta Kortrijk, stolicy Zachodniej Flandrii (Belgia); bitwa pod Courtrai rozegrała się 11 maja 1794, a 20 czerwca 1974 wojska francuskie zajęły miasto.
32 Armia Italii (fr. Armée d’Italie) – francuski związek armijny stacjonujący na granicy z Włochami i wykorzystywany do działalności w samych Włoszech; choć w pewnej formie istniał od XVI wieku aż do współczesności, to najbardziej znany jest ze swojej roli podczas wojen francuskiej rewolucji i wojen napoleońskich.
33 Bitwa pod Marengo – decydująca bitwa drugiej kampanii włoskiej Napoleona, stoczona 14 czerwca 1800 roku z armią austriacką pod wodzą generała Michaela von Melasa, zakończona zwycięstwem Francuzów; jej następstwem było wycofanie się Austriaków z Włoch.Rozdział II
W owym czasie, jak się tego dowiedziałem później, studiując dzieła historyczne, Niemcy były wciąż podzielone na dziesięć okręgów Rzeszy34, wprowadzone nieco później zmiany ustanowiły od około 1806 roku Związek Reński35 pod protektoratem Napoleona36, a następnie od 1815 roku Związek Niemiecki37. Jeden z tych okręgów, do którego należały elektoraty38 Saksonii i Brandenburgii, nosił nazwę okręgu Górnej Saksonii.
Elektorat brandenburski stał się nieco później39 jedną z prowincji pruskich i podzielił się na dwa dystrykty – brandenburski i poczdamski.
Mówię o tym wszystkim, by jak najdokładniej umiejscowić miasteczko Belzingen40, położone w dystrykcie poczdamskim, na południowym zachodzie, o kilka mil francuskich41 od jego granicy.
Na tę właśnie granicę dotarłem szesnastego czerwca po przebyciu stu pięćdziesięciu mil, które dzieliły ją od Francji. Pokonanie tej przestrzeni zajęło mi dziewięć dni, co oznacza, że podróż nie należała do łatwych. Zdarłem podczas niej więcej ćwieków42 w butach niż końskich podków czy kół od wozów… Na dodatek nie byłem – jak to powiadają w Pikardii – zbytnio nadziany. Miałem tylko bardzo skromną sumę pochodzącą z mojego żołdu, starałem się więc wydawać najmniej jak się dało. Szczęśliwie dla mnie z pobytu w przygranicznym garnizonie udało mi się zapamiętać trochę niemieckich słów, co bardzo przydało mi się teraz w potrzebie. Niemniej jednak nie mogłem ukryć, że jestem Francuzem, tak więc po drodze spotykało mnie niejedno krzywe spojrzenie. Pilnowałem się też bardzo, aby się nie wygadać, że jestem wachmistrzem Natalisem Delpierre’em. Chwalono mnie potem za tę przezorność, gdyż wojna z Prusami i Austrią… zresztą z całymi Niemcami wisiała na włosku!
Na samej granicy dystryktu miałem wielką niespodziankę!
Szedłem pieszo. Skierowałem się ku oberży, by przekąsić coś na śniadanie. Oberża nazywała się „Eckwende”43, co w języku francuskim oznacza ni mniej, ni więcej „Tourne-Coin”44. Po dość chłodnej nocy wstawał piękny poranek. Było ładnie. Słońce o tej wczesnej godzinie – siódma rano – spijało rosę z łąk. W koronach buków, dębów, wiązów i brzóz roiło się od ptactwa. Wokół było niewiele pól uprawnych, zresztą większość z nich leżała odłogiem, co nie dziwiło w surowym klimacie tego kraju.
Przed „Eckwende” czekała malutka kariolka45 z zaprzęgniętym do niej wychudzonym kucykiem, zdolnym zapewne do pokonania dwóch mil na godzinę, nie więcej, i to jeszcze pod warunkiem, że nie musiałby się wspinać na zbyt wiele wzniesień.
Znajdowała się tam też kobieta. Wysoka, krzepka, postawna, w gorsecie, którego szelki46 ozdabiały dodatkowo lamówki. Jej słomkowy kapelusz zdobiła żółta kokarda, a spódnicę czerwone i fioletowe szarfy. Wszystko razem było nadzwyczaj dobrze dobrane i bardzo czyste, zupełnie jakby to było jakieś niedzielne lub świąteczne ubranie.
I rzeczywiście! Choć bowiem nie była to niedziela, dla tej kobiety ów dzień okazał się wielkim świętem!
Przyglądała mi się, a ja przyglądałem się jej… przyglądającej się mnie…
I nagle ni stąd ni zowąd otwarła szeroko ramiona i przyskoczyła ku mnie, wołając:
– Natalis!
– Irma!
Tak! To była ona! Moja siostra, która mnie rozpoznała. Doprawdy, kobiety mają do tych spraw znacznie lepsze oko niż my, a już zwłaszcza gdy kogoś rozpoznaje się sercem… zresztą tak czy inaczej mają o wiele bystrzejszy wzrok. Minęło już prawie trzynaście lat, gdyśmy się nie widzieli, zrozumiałe więc, że bardzo się za nią stęskniłem!
Wciąż była rześka i dobrze wyglądała! Z tymi jej wielkimi czarnymi oczyma i czarnymi włosami, zaledwie lekko siwiejącymi na skroniach, bardzo przypominała mi naszą matkę.
Cóż chcecie! Wycałowałem ją wielokrotnie w policzki, zaczerwienione na wiejskim powietrzu, a możecie mi wierzyć, że i ona ściskała mnie aż furczało!
To przecież dla niej, właśnie po to, żeby ją zobaczyć, poprosiłem o urlop! Zaczynałem się bowiem niepokoić, że znajduje się poza Francją w momencie, gdy ustalone wcześniej granice stawały się coraz bardziej niepewne. Francuzka sama jedna pośród tych wszystkich Niemców… Gdyby wybuchła wojna, byłaby w wielkim kłopocie. W podobnej sytuacji dużo lepiej jest przebywać we własnym kraju. I jeśli moja siostra tylko zechce, zabiorę ją z sobą do Francji. By jednak tak się stało, musiałaby opuścić swoją obecną panią, madame Keller, a bardzo wątpiłem, by ta się zgodziła. Jednak wszystko to było dopiero do ustalenia.
– Jaka to wielka radość, Natalisie, znów się zobaczyć! – powiedziała mi siostra – i to tak daleko od naszej Pikardii! Wydaje mi się, jakbyś przywiózł mi trochę tamtejszego dobrego powietrza…! Jakże wiele czasu upłynęło, gdyśmy się nie widzieli!
– Trzynaście lat, Irmo!
– Tak, trzynaście lat! Trzynaście lat rozłąki! Jakże to długo, Natalisie!
– Droga Irmo! – odpowiedziałem tylko.
I oto przechadzamy się wzdłuż drogi w tę i powrotem, ja i moja siostra, trzymając się pod ręce.
– I co słychać? – spytałem.
– Jak zwykle, w porządku, Natalisie. A u ciebie…?
– Tak samo…
– No, no, panie wachmistrzu… Jaki to zaszczyt dla rodziny!
– Tak, Irmo, wielki! Któż by pomyślał, że pastuszek gęsi z Grattepanche stanie się panem wachmistrzem…! Ale, ale, może lepiej nie krzyczeć o tym za głośno…
– Ależ dlaczego…? Powiedz no…
– Dlatego że mówienie wszystkim, że jestem żołnierzem, nie jest zbyt właściwe w tym kraju. I to teraz, w chwili gdy coraz głośniej o nadchodzącej wojnie. Nawet dla zwykłego Francuza nie jest bezpiecznie przebywać w Niemczech. Nie! Jestem po prostu twoim bratem, jakimś tam panem Nic Specjalnego, który przyjechał w odwiedziny do siostry.
– Dobrze, Natalisie, będziemy na ten temat milczeli, obiecuję.
– Tak będzie rozsądniej, gdyż niemieccy szpiedzy mają wszędzie swoje uszy!
– Nie obawiaj się!
– A nawet więcej, Irmo, bo gdybyś zechciała posłuchać mojej rady, zawiózłbym cię z powrotem do Francji!
Oczy mojej siostry wypełniły się smutkiem, a jej odpowiedź była dokładnie taka, jaką przewidziałem.
– Opuścić panią Keller! Natalisie, gdybyś ją zobaczył, zrozumiałbyś, że nie mogę zostawić jej samej!
Rozumiałem to już bardzo dobrze dużo wcześniej, odłożyłem więc tę sprawę na potem.
I Irma znów była dawną Irmą, znów błyszczały jej oczy, a głos był wesoły. Nie zaprzestawała dopytywać się o wiadomości z ojczyzny i o wszystkich znajomych.
– A co z naszą siostrą Firminą?
– Cieszy się doskonałym zdrowiem. Nowiny od niej miałem przed dwoma miesiącami za pośrednictwem naszego sąsiada Létocarda, który właśnie wrócił z Charleville. Przypominasz sobie Létocarda?
– Syn kołodzieja…
– Tak! Wiesz, a może nie wiesz, Irmo, że on się ożenił z jedną z Matifasów!
– Z córką tego staruszka Fouencampsa?
– Tego samego! Powiedział mi, że nasza siostra nie narzeka na zdrowie. Ach! Jakże ciężko trzeba było – i nadal trzeba – pracować w Escarbotin! Na dodatek mają czworo dzieci, a najmłodszy – najtrudniejszy… zuchwały pazik47! Szczęśliwie mąż jej to uczciwy człowiek i dobry fachowiec, nie pije zbyt dużo, wyjąwszy tylko poniedziałki! A ona sama, mimo swego wieku, wciąż ma mnóstwo zmartwień!
– Jest już niemłoda!
– Tam do licha! Jest przecież starsza od ciebie o pięć lat, Irmo, a ode mnie aż o czternaście! Czegóż chcesz, to się liczy… Ale to dzielna, jak i ty, kobieta!
– Ach, ja, Natalisie! Owszem poznałam dobrze smutki, zawsze jednak były to cudze kłopoty. Odkąd opuściłam Grattepanche nie zaznałam więcej biedy…! Ale mimo wszystko… patrzeć, gdy inni cierpią tuż obok i nie móc im pomóc…
Twarz mojej siostry znów zasnuła się mgłą smutku… zaraz jednak zmieniła temat rozmowy.
– A jak minęła ci podróż? – zapytała.
– Bardzo dobrze! Jak na tę porę roku miałem doskonałą pogodę! I jak widzisz, cieszę się bardzo solidnymi nogami! Cóż zresztą znaczy zmęczenie, kiedy wiesz, jak dobrze zostaniesz po przybyciu przyjęty!
– Nie mylisz się, Natalisie! Urządzimy ci bardzo dobre przyjęcie, a moja nowa rodzina pokocha cię, jak i mnie pokochała!
– Wspaniała pani Keller! Wiesz siostro, zapewne już jej nie rozpoznam! Dla mnie wciąż pozostaje panienką, córką państwa Acloque, dzielnych ludzi z Saint-Sauflieu48. Gdy wychodziła za mąż, a będzie już ze dwadzieścia pięć lat od tego czasu, byłem tylko podrostkiem. Ale nasz ojciec i matka mówili o niej tyle dobrego, że wciąż to pamiętam.
– Biedna kobieta – powiedziała Irma – zmieniła się bardzo, teraz stała się całkiem zwyczajna! Jakąż ona była żoną, Natalisie! A i teraz jakąż pozostaje matką!
– A jej syn…?
– Najlepszy z synów! Z jaką odwagą oddał się pracy, by zastąpić zmarłego przed piętnastoma miesiącami ojca!
– Dzielny pan Jean!
– Uwielbia swoją matkę! Żyje tylko dla niej, jak i ona żyje tylko dla niego!
– Nigdy go nie widziałem, Irmo, ale już nie posiadam się z niecierpliwości, by go poznać. Wydaje mi się, jakbym już pokochał tego młodzieńca!
– I wcale mnie to nie dziwi, Natalisie! Ta przyjaźń ogarnęła cię za moją sprawą.
– Ruszajmy więc, siostro.
– Ruszajmy!
– Chwileczkę! Jak daleko jesteśmy od Belzingen?
– Dobrych pięć mil.
– Cóż – odrzekłem – gdybym był sam, zrobiłbym je w ciągu dwóch godzin! Ale zajmie nam to…
– Natalisie! Pójdę szybciej niż ty…
– Z twoimi nogami?
– Nie, ale z nogami mojego konika!
Tu Irma wskazała na kariolkę uwiązaną do drzwi oberży.
– To ty przyjechałaś po mnie tą kariolką?
– Tak, Natalisie, po to, aby cię zabrać do Belzingen. Wyruszyłam bardzo wcześnie rano i byłam tutaj już z wybiciem siódmej. A gdyby twój list dotarł do nas nieco wcześniej, wyprawiłabym się po ciebie jeszcze dalej.
– Doprawdy, siostro, zupełnie niepotrzebnie. A więc ruszajmy. Nie masz nic do zapłacenia w oberży? Mam przy sobie kilka grajcarów49…
– Dziękuję ci, Natalisie, ale wszystko jest załatwione, a teraz po prostu ruszajmy…
Podczas całej naszej rozmowy oberżysta z „Eckwende” wydawał się słuchać oparty o drzwi, choć nie dawał tego po sobie poznać.
Niespecjalnie mi się to podobało. Być może zrobilibyśmy lepiej, odkładając naszą rozmowę do czasu, aż się stąd oddalimy?
Karczmarz ten był to człek wielki i zwalisty, o nieprzyjemnej twarzy, świdrujących oczkach pod pomarszczonymi powiekami, ostrym nosie i wielkich ustach, zupełnie jakby w dzieciństwie wlewano mu do nich mleko z pomocą szabli! Krótko mówiąc, wredna gęba nędznego hreczkosieja z nędznej rasy!
Zresztą nie powiedzieliśmy przecież niczego kompromitującego. A może i niczego z naszej rozmowy nie usłyszał… Na dodatek, jeśli nie znał francuskiego, to przecież nie mógł zrozumieć, że właśnie przybyłem z Francji.
Wsiedliśmy zatem do kariolki, a karczmarz, nie uczyniwszy najmniejszego gestu, odprowadził nas tylko spojrzeniem.
Ująłem wodze i energicznie popędziłem naszego konika! Śmignęliśmy niczym styczniowa wichura! Jazda w niczym nie przeszkodziła naszej dalszej pogawędce i Irma zaznajamiała mnie z jej obecnym życiem.
Tym sposobem, a także i dzięki temu, co wiedziałem już wcześniej, dowiecie się teraz tego i owego o rodzinie Kellerów.
34 Okręg Rzeszy (okręg cesarstwa, niem. Reichskreis) – jednostka administracyjna występująca w Świętym Cesarstwie Rzymskim, grupująca państwa składowe Rzeszy, powstała jako element szerszej reformy Rzeszy.
35 Związek Reński – związek książąt południowych i zachodnich Niemiec utworzony 12 VII 1806 pod protektoratem Napoleona I; jego członkowie, jako sojusznicy Francji, musieli dostarczać jej kontyngentów wojskowych, uzyskując w zamian zwiększenie swych posiadłości; powstanie Związku Reńskiego równało się likwidacji I Rzeszy Niemieckiej; po klęsce Prus i dalszych sukcesach Napoleona do Związku przystąpiły wszystkie państwa niemieckie oprócz Prus, Austrii, Brunszwiku i Hessen-Kassel; po klęsce Napoleona w 1813 roku Związek Reński się rozpadł, formalnie został rozwiązany w 1815 roku po powtórnej abdykacji cesarza.
36 Napoleon Bonaparte (Napoleon I, 1769-1821) – cesarz Francuzów w latach 1804-1814 i przejściowo w roku 1815, król Włoch w latach 1805-1814; po upadku Paryża w 1814 roku abdykował i został zesłany na Elbę, z której uciekł w roku 1815 i rządził jeszcze sto dni; po przegranej bitwie pod Waterloo został zesłany na położoną na Atlantyku Wyspę Świętej Heleny, gdzie zmarł.
37 Związek Niemiecki (niem. Deutscher Bund) – luźna konfederacja państw niemieckich, utworzona na kongresie wiedeńskim na mocy aktu z 8 VI 1815; w jej skład wchodziło 35 państw i 4 wolne miasta; z racji posiadania ziem niemieckich należeli do niego także królowie Holandii (Luksemburg), Wielkiej Brytanii (Hanower, do 1837) i Danii (Holsztyn, do 1864); na czele Związku stał sejm (Bundestag) z siedzibą we Frankfurcie n. Menem, pod przewodnictwem delegata Austrii, która odgrywała decydującą rolę w Związku; teoretycznie Związek Niemiecki miał znaczne uprawnienia, w praktyce był zależny od woli Austrii i Prus; po roku 1819 występował przeciwko liberalizmowi i ruchom rewolucyjnym; rozwiązany 23 VIII 1866 na mocy pokoju praskiego, po klęsce Austrii w wojnie z Prusami.
38 Elektorat − państwo (do 1806) w Świętym Cesarstwie Rzymskim Narodu Niemieckiego, którego władca nosił tytuł elektora Rzeszy i miał prawo głosu przy elekcji cesarza; Złota Bulla Karola IV (1355) określała listę władców uprawnionych do udziału w wyborze cesarza; po upadku cesarstwa przetrwało jedno państwo, którego władca tytułował się elektorem – Elektorat Hesji-Kassel, włączony do Prus w 1866 roku.
39 Nieco później – w roku 1866.
40 Belzingen – niewłaściwa nazwa miasta Belzig (od 2010 roku – Bad Belzig).
41 Mila francuska (mila kilometrowa, fr. lieue) – jednostka miary odległości używana we Francji, licząca 4 km; jeśli nie zaznaczono inaczej, używana w dalszej części nazwa „mila” będzie oznaczać milę francuską.
42 Ćwiek – gwóźdź z szeroką główką; wbijano je w podeszwy dla ich wzmocnienia.
43 Eckwende (niem.) – u J. Verne’a: Ecktvende, miejsce skrętu (drogi), zakręt drogi.
44 Tourne-Coin (fr.) – „Przy Zakręcie”.
45 Kariolka – jednokonny, lekki, odkryty powóz, zwykle dwukołowy.
46 Dokładne znaczenie użytego przez Verne słowa to „szelki” – jednak nie w dzisiejszym zastosowaniu (jako elastyczne paski podtrzymujące męskie najczęściej spodnie), lecz fragment damskiej odzieży, w postaci wstęgi przechodzącej przez ramiona, podtrzymującej kobiecą bieliznę, jak koszula, gorset, halka czy fartuch.
47 Istnieje nawet powiedzenie: Hardi comme un page – oznacza to zarówno zuchwałość, jak i zepsucie, bezczelność.
48 Saint-Sauflieu – miejscowość i gmina we Francji, w regionie Pikardia, w departamencie Somma; według danych na rok 1990 gminę zamieszkiwały 904 osoby.
49 Grajcar (krajcar) – dawna drobna moneta w południowych Niemczech i w Austrii.