Droga do szczęścia - ebook
Droga do szczęścia - ebook
To nie był ani zwykły dom, ani też zwyczajna rodzina. Walkerowie wychowywali nie tylko własne dzieci. Pomagali stanąć na nogi także tym, których życie źle potraktowało. Molly Walker uznaje, że na przyjęciu zorganizowanym na cześć jej rodziców nie powinno zabraknąć żadnego z dawnych wychowanków. Jedynie Kyle Reeves zdecydowanie odmawia wzięcia udziału w uroczystości. Molly postanawia odwiedzić go w dalekim Tennessee i sprawdzić, co się za tym kryje.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-7566-6 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Molly, daj sobie spokój. Kyle nie przyjedzie.
Molly Walker skrzyżowała ręce na piersi i rzuciła gniewne spojrzenie przyrodniemu bratu.
– Chcę jeszcze raz spróbować go przekonać.
Shane zdjął kapelusz, wyciągnął z tylnej kieszeni wytartych dżinsów bandanę i otarł pot z czoła. Był już koniec września, ale w środkowym Teksasie wciąż panował piekielny upał. W dodatku Shane miał za sobą cały dzień ciężkiej pracy na ranczu, na którym gospodarzył z ojcem Jaredem Walkerem. Właśnie kończył robotę, gdy pojawiła się Molly. Chciał jak najszybciej wrócić do domu i usiąść do obiadu ze swoją żoną Kelly i dwiema córeczkami, lecz cierpliwie słuchał, co siostra ma do powiedzenia.
– Od końca lipca, gdy tylko ustaliliśmy jego miejsce pobytu, wysłałaś już tam dwóch posłańców. Obaj wrócili z informacją, że chce, by go zostawić w spokoju. Wiem, że rozszyfrowywanie aluzji nie jest twoją mocną stroną, ale ta wiadomość nawet dla ciebie powinna być czytelna.
– Nie jestem pewna, czy zrozumiał, co chcę zrobić dla mamy i taty. Wiem, ile by to dla nich znaczyło, gdyby na ich srebrne wesele przyjechały wszystkie przybrane dzieci. Kilkorga nie będzie, ale i tak zjawią się prawie wszyscy. Gdyby jeszcze Kyle przyjechał, nasze przyjęcie-niespodzianka byłoby naprawdę wspaniałe.
– Pod warunkiem, że faktycznie chciałby w nim uczestniczyć.
– A dlaczego miałby nie chcieć? Został ranny, to prawda, ale z tego, co mi mówiono, już prawie całkiem wrócił do zdrowia. Był bardzo zżyty z rodzicami, szczególnie z mamą. A oni tak go lubili. Pamiętam, jak pojechali do jego szkoły na rozdanie świadectw. Mama nawet wysyłała mu ciasteczka, gdy był na obozie dla rekrutów. Przecież należy do rodziny.
– Nie, skarbie. Po prostu jako dziecko mieszkał z nami przez jakieś dwa lata. W życiu wszystko się zmienia. Kyle też się zmienił. Może powodem była wojna, może tylko upływ czasu, ale przestał dzwonić, odpowiadać na listy. Nawet nie próbował utrzymywać z nami kontaktu. Mama była rozczarowana, ale zdawała sobie sprawę, że nie może go do niczego zmusić. Ty też nie powinnaś.
Molly czuła, że jej dolna warga zaczyna wysuwać się do przodu i zrobiła wszystko, żeby zmienić wyraz twarzy. Jeszcze tylko miesiąc i skończy dwadzieścia cztery lata. Kobiecie w tym wieku z pewnością nie przystoi odymać się jak dziecko.
– Nie mogę uwierzyć, że Kyle nie chce się z nami zobaczyć. Muszę go jeszcze raz zaprosić.
– W takim razie do niego napisz.
– List nic nie da. Kyle przepadał za tobą. Może gdybyś…
– Nie mogę w tej chwili jechać do wschodniego Tennessee. – Głos Shane'a był łagodny, lecz zdecydowany, a opalona twarz miała nieprzejednany wyraz. W tym momencie bardzo przypominał ojca. – Tata i mama wypływają w rejs już w piątek i nie będzie ich przez trzy tygodnie. I bez tego będę miał mnóstwo pracy.
To prawda. Podczas nieobecności rodziców Shane będzie miał pełne ręce roboty. Jareda i tak trudno było namówić, żeby wyjechał z żoną na pierwszy długi urlop. Przekonała go dopiero obietnica, że Shane dopilnuje pracy na ranczu.
– Wyślij do Kyle'a list. – Shane pogłaskał Molly po ramieniu. – Wyjaśnij mu, jakie to ważne dla ciebie, a także dla mamy i taty. Jeżeli mimo to postanowi nie przyjeżdżać, będziesz musiała zaakceptować jego decyzję. Nie pozwól, żeby ta sprawa popsuła ci humor. Już i tak dużo zrobiłaś. Tata i mama będą naprawdę zdumieni, gdy zobaczą, ile osób udało ci się odnaleźć.
Gdyby tylko mogła cieszyć się tym, co zrobiła przez ostatnie miesiące! Niestety, wciąż dręczyło ją uczucie, że coś jest nieskończone. Coś, czym najwyraźniej będzie musiała zająć się osobiście… Wiedziała jednak, że tych przemyśleń nie powinna zdradzać swojemu nadopiekuńczemu i znanemu z apodyktyczności starszemu bratu.
Rozdział 1
– Szesnaście… siedemnaście… cholera!… osiemnaście… niech to szlag!
Kyle Reeves puścił sztangę i ciężarki uderzyły z hałasem o betonową podłogę. Zwiększył dziś obciążenie, ale ból stał się zbyt dokuczliwy i w końcu musiał przerwać ćwiczenie. Od razu wpadł w fatalny humor. Chociaż, prawdę mówiąc, nie było w tym nic szczególnego. Dokładnie taki sam nastrój miał od ośmiu miesięcy, trzech tygodni i czterech dni. mniej więcej z dokładnością co do godziny.
Szyby zadrżały od grzmotu. Gniewny pomruk, który przetoczył się nad górami, zdawał się odzwierciedlać samopoczucie Kyle'a. Zaczął padać deszcz, choć na razie jeszcze niezbyt ulewny. Zapowiadano burzę na dziś wieczór, a burze w górach były zawsze bardzo gwałtowne. Kyle dosyć je lubił.
Podniósł się z ławeczki treningowej i utykając, przeszedł przez surowy, pomalowany na biało pokój do holu wyłożonego dębowymi deskami. Drewniany dom w górach Great Smoky w Tennessee nie był zbyt duży – dwie sypialnie, z których jedna służyła mu za pokój do ćwiczeń, łazienka, mały salon i kuchnia, która pełniła też rolę jadalni. Mebli miał niewiele, wyłącznie to, co niezbędne. Wystrój spartański, żadnych luksusów.
Dom wymagał remontu. Na ganku przegniło kilka desek, przez szpary w drzwiach i oknach dostawało się do wnętrza zimne powietrze, ale dach nie przeciekał, a widok z tarasu zbudowanego z drewna sekwoi był zachwycający. A co najważniejsze, przynajmniej zdaniem Kyle'a, w zasięgu wzroku nie było żadnych sąsiadów.
Wszedł do kuchni i sięgnął po proszki przeciwbólowe, które zapisał mu lekarz. Patrzył na fiolkę przez chwilę, po czym cisnął ją na gruby drewniany blat. W zamian za to wytrząsnął z opakowania dwie tabletki ibuprofenu, wrzucił je do ust i popił wodą z butelki.
Przegarnął dłonią zmierzwione brązowe włosy, targając je jeszcze bardziej. Odstawił wodę na miejsce i rzucił okiem na swoje odbicie w błyszczących drzwiach lodówki. Włosy sterczały mu teraz na wszystkie strony, a twarz pokrywał czterodniowy zarost, który nie ukrywał blizny przecinającej lewy policzek. Szary podkoszulek był mokry od potu, czarne dzianinowe szorty wisiały na wychudzonym ciele. Porządnie prezentowało się tylko obuwie – na bosych stopach miał wygodne sportowe buty. Wyglądał okropnie, ale niewiele go to obchodziło. Na szczęście w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go zobaczyć.
Ledwie zdążył to pomyśleć, rozległo się pukanie do drzwi.
Nie spodziewał się odwiedzin, wątpił też, by jedyny przyjaciel, który mieszkał w okolicy, wiedząc o nadciągającej burzy, akurat tego czwartkowego popołudnia zaryzykował wędrówkę pod górę. Zdziwiło go, że nie słyszał jadącego samochodu. Chociaż to można było złożyć na karb odgłosów zwiastujących pogorszenie pogody.
Pukanie się powtórzyło. Z ciężkim westchnieniem Kyle pokuśtykał do salonu i gwałtownie otworzył drzwi.
– Czego?
Nie potrafiłby powiedzieć, kto miał bardziej zaskoczoną minę: jego gość, słyszący to obcesowe powitanie, czy może on sam, gdy zobaczył, kto stoi na progu.
Nawet w zapadających ciemnościach można było spostrzec, że dziewczyna jest zachwycająca. Burza rudych włosów, wilgotnych od deszczu, opadała falami na ramiona i sięgała połowy pleców. Ciemne rzęsy okalały ogromne zielone oczy. Złote piegi ozdabiały zgrabny nosek, a usta były pełne i błyszczące. Nieznajoma była średniego wzrostu, a smukłe ciało okrywał obcisły zielony sweterek i dżinsy, podkreślające długie nogi.
Nie potrafi ł wyobrazić sobie, czego taka dziewczyna szukała w jego domu.
– Zabłądziła pani?
Zmierzyła go uważnym spojrzeniem i nagle odniósł niemiłe wrażenie, że ani jeden szczegół jego nieporządnego wyglądu nie umknął jej uwagi. No i co z tego? Nic go to nie obchodzi. Przecież odejdzie stąd, gdy tylko wyjaśnię, jak trafić tam, dokąd chce dotrzeć.
Dziewczyna potrząsnęła głową, a w jej włosach rozbłysły złote pasemka.
– Nie zgubiłam drogi. W każdym razie nie sądzę, żeby tak było. Czy pan Kyle Reeves?
Zmarszczył czoło, słysząc w jej głosie wyraźny teksański akcent.
– Proszę posłuchać! Do tej pory starałem się zachowywać grzecznie, ale posuwacie się za daleko. To miło ze strony Molly i Shane'a, że pomyśleli o mnie, ale nie zamierzam brać udziału w tym zjeździe. Proszę im przekazać, że nie zmienię zdania i nie będę tego powtarzać po raz kolejny.
Mówił zwięźle i ostro, choć, prawdę mówiąc, mógł to zrobić znacznie mniej uprzejmie. W gruncie rzeczy był gotów tak właśnie się zachować, gdyby dziewczyna stała się zbyt nachalna. Nieważne, że miała piękne oczy i zmysłowe usta. Właściwie tylko sympatia, jaką darzył rodzinę Walkerów, i obawa, że mógłby zranić uczucia Molly, gdyby dowiedziała się o jego zachowaniu, powstrzymywały go przed podniesieniem głosu. Jednak nie mógł zagwarantować, że długo zdoła nad sobą panować.
Co za dużo, to niezdrowo!
Nieznajoma oparła ręce na biodrach i przechyliła głowę, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Ten gest wydał mu się znajomy, ale zanim zdołał sobie cokolwiek przypomnieć, dziewczyna spytała:
– Czy mogłabym wejść na kilka minut do środka? Nie spodziewałam się, że będzie tak chłodno i solidnie zmarzłam.
W Dallas na początku października wystarczyłaby jej ta bluzka i dżinsy, ale na tej wysokości w deszczowy dzień przydałaby się kurtka. Tyle że to nie jego sprawa…
– Nie ma potrzeby, żeby pani wchodziła do środka. Proszę wracać do Teksasu, gdzie jest ciepło, i przekazać Molly i Shane'owi moją odpowiedź.
Błyskawica, która przecięła fioletowe niebo, oświetliła odległe góry i ożywiła na moment wilgotne włosy dziewczyny. Już po chwili niebo pociemniało i nieznajoma znów znalazła się w cieniu.
– Proszę tylko o pięć minut pańskiego cennego czasu. Z pewnością może pan tyle poświęcić, panie Reeves.
Najwyraźniej nie jest tak bezwzględny, jak próbował to okazać. Wahał się jeszcze przez chwilę, po czym, przeklinając się w duchu za głupotę, odsunął się, robiąc jej przejście.
– Ma pani pięć minut. Proszę mówić, co ma pani do powiedzenia, chociaż od razu uprzedzam, że i tak nie zmienię zdania. Oczekuję, że potem pani wyjdzie i dopilnuje, by już nikt nie zawracał mi głowy.
– Dziękuję.
Uważnie oglądała wnętrze pokoju. W salonie panował porządek, choć trzeba przyznać, że było trochę kurzu. Stały tu tylko najbardziej potrzebne meble, a najcenniejszym sprzętem był duży telewizor. Jedną ze ścian w całości zajmował kominek, teraz ciemny i pusty, bo w tym roku Kyle nie rozpalał jeszcze ognia.
Nie czekając na zaproszenie, usadowiła się na zniszczonej skórzanej kanapie, którą kupił na wyprzedaży. Czuł na sobie jej spojrzenie, więc starając się opanować utykanie, ruszył w stronę bliższego z dwóch foteli, pokrytych tkaniną w brą-zowo-beżową kratę.
– Może zaoszczędzę pani czasu. Chce mnie pani namówić, żebym w przyszłym tygodniu wziął udział w przyjęciu niespodziance na cześć Jareda i Cassie Walkerów. Zaproszono wszystkich wychowanków. Całą uroczystość organizują Molly i Shane, a mała Molly będzie bardzo rozczarowana, jeśli się nie pojawię. Ogólnie rzecz biorąc, to właśnie chciała pani powiedzieć, prawda?
– Całkiem dobrze pan to podsumował.
– No cóż, słyszałem to już dwukrotnie.
– Wiem.
– Molly i Shane są dość wytrwali, trzeba im to oddać. Nigdy jeszcze na żadne przyjęcie nie zapraszano mnie z takim uporem.
– Był pan w ich rodzinie kimś wyjątkowym i wciąż za panem tęsknią. Bardzo im zależy, żeby zechciał pan przyjechać.
– Przez ranczo Walkerów przewinęło się mnóstwo wychowanków. Jakie to ma znaczenie, że jeden z nich się nie pojawi?
– Wszyscy będą się dobrze bawić, nawet jeśli pan nie przyjedzie – przyznała. – Byłoby jednak lepiej, gdyby pan tam był.
– Przykro mi, ale to niemożliwe.
Przez moment przyglądała mu się uważnie, w końcu westchnęła.
– Widzę, że faktycznie powinniśmy zostawić pana w spokoju.
No wreszcie!
– Będę wdzięczny – odparł szorstko.
– Czy chciałby pan przekazać rodzinie wiadomość? Poza tym, żeby zostawili pana w spokoju?
Zorientował się nagle, że wpatruje się w jej usta. Jeśli nawet była rozczarowana, że nie udało jej się go przekonać, nie dała tego po sobie poznać. Spoglądała na niego zza gęstych rzęs, a jej ponętne wargi wygięły się w uśmiechu.
Musiał natychmiast skupić myśli na czym innym i nie zastanawiać się, od jak dawna nie miał kobiety.
– Wiadomość? Myślę, że może im pani przekazać moje najlepsze życzenia. Proszę też powiedzieć Molly, że mi przykro, iż z mojego powodu zadała sobie tyle trudu.
Jedna cienka brew uniosła się pytająco, a usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.