Droga pod górę - ebook
Droga pod górę - ebook
PAWEŁ GURA GÓRECKI (rocznik 1985) – lwówczanin śląski z urodzenia, wrocławianin z wyboru. Dosadny, ale wrażliwy; poznał „uroki domu bez klamek” i „domu bez ścian”. Lubi film „Kler”, nie lubi kleru; lubi kolor bursztynu
– najchętniej w fazie płynnej. Wyraża siebie słowem i muzyką; komponuje, śpiewa i gra solo oraz w zespołach: Antybiotyka, Sort B, X-Cremęt. Uważa, że wiersz powinien mieć rymy, choć trudniej taki napisać niż biały. Droga pod górę jest jego debiutanckim zbiorem wierszy wybranych.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66358-05-8 |
Rozmiar pliku: | 335 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bo ciebie nie ma, Boże
Spowiedź
Iluminacja
Bądź
Bóg na podobieństwo
BO CIEBIE NIE MA, BOŻE
szukałem cię w piwnicy
szukałem cię na dworze
szukałem cię w markecie
szukałem w leśnej korze
szukałem w czarno-bieli
szukałem cię w kolorze
szukałem cię w rozbłysku
lecz ciebie nie ma boże
szukałem na polanie
szukałem w czarnym borze
szukałem cię gdzie góry
szukałem cię gdzie morze
szukałem cię w betonie
szukałem cię w roztworze
szukałem w aluminium
lecz ciebie nie ma boże
szukałem cię w gazetach
w trasy informatorze
szukałem ciebie w radiu
oraz w telewizorze
szukałem pod dywanem
zaglądałem pod korzeń
pod stołem tez sprawdzałem
lecz ciebie nie ma boże
szukałem cię w koali
szukałem cię w kondorze
pośród tych wszystkich morskich
oraz lądowych stworzeń
szukałem cię w świątyni
oraz w pijackiej norze
w publicznej toalecie
lecz ciebie nie ma boże
więc teraz będę gwałcił
ćwiartował ludzi nożem
i głowy ich na ścianie
powieszę jak poroże
od teraz mam gdzieś grzechy
od dzisiaj cudzołożę
skrupulatnie szukałem
lecz ciebie nie ma boże
SPOWIEDŹ
Zgrzeszyłem Ojcze
słowem i czynem
i w sobie widzę wielką winę
a słowo było całkiem nieme
a czynu żadnego nie użyłem
by anulować cierpienie człowieka
to tak jakbym kata krwią ociekał
silniejsze od serca
było zatrwożenie
ma dusza na wieczne potępienie
Zgrzeszyłem Ojcze
mrużyłem swe oczy
gdy bliźni z ran źródła krwią broczył
i grzech mój ciężki
i godny pogardy
nie dla mnie jest światłość
twej mansardy
I bardziej winny
jestem niż zło skryte
którego cel ranić
to priorytet
ma dusza godna
wiecznego potępienia
bez szansy na łaskę odkupienia
Zgrzeszyłem Ojcze
na grzech przyzwalałem
plugastwo przez judasz oglądałem
gdy się złodzieje
łupem obławiali
gdy nocą zabójcy mordowali
gdy bliźni się zwracał
o pomoc w niedoli
ja stałem w bezruchu
jak słup soli –
sam siebie za bierność
i niemoc przeklinam
moja wina
moja wina
moja bardzo wielka wina
ILUMINACJA
uchwyciłem go klarownie
w mgnieniu oka rychło minionym
beztroskim dzieciństwem
bytowaniem mydlanej bańki
jak niemowlę wpatrzone w zimne ognie
a było to zaraniem powtórnym
mnie we mnie
i Jego w konfesji
o walor człowieczeństwa
słońce napełniło fiordy powabem
pogrążyłem stopy w falach
lodowatej kipieli piany
wydedukowałem Jego niewymowność
gdy euforyczną formą owładnięty
uwidocznił mi ogrom wszechrzeczy
homeostazy
i przestrzeni błogostanu
biorąc udział
w nowatorstwie duszy
i w osłupieniu niedowiarka
po kolana w wodzie
nad przejrzystym brzegiem
doznałem Przedwiecznego
w najczystszej postaci
poza tym...
byliśmy ućpani
9 kwietnia 2010 (Bangor, nad Morzem Irlandzkim)
BĄDŹ
Bądź pochwalony
prawy cnót człeku
tej szlachetności
altruistycznej
Bądź nagrodzone
serce herosa
w imię dobroci
czystej jak rosa
Bądź wychwalany
lwie nie zlękniony
z ideałami
osamotniony
Bądź powielanym
wzorcem oddania
dla dusz wątpiących
dla przemian drania
Bądź opiewany
ból darujący
podłość najsroższą
odpuszczający
Bądź podziwiany
ludzki odruchu
naśladowany
w najmniejszym ruchu
Bądź pamiętany
darczyńco ciepła
myśli co szczerym
pięknem ociekła
Bądźcie potępione
chciwości grzechy
niosące krzywdę
dla swej uciechy
Bądź wyplewiony
co trud niweczysz
próżny fałszywy
śmieciu człowieczy
Bądź wypędzona
łuno zwątpienia
w moc zmartwychwstania
w cud odrodzenia
Bądź sprawiedliwym
kresu osądzie
zapęd gest motyw
mając na wglądzie
Bądźcie osądzone
zdania i czyny
każdej otuchy
i każdej drwiny
Bądź odkupione
zło w kość wcielone
przez żar modlitwy
duszy strudzonej
Bądź albo zniknij
trwaj lub ulotnij
chwytanie błysków
w nocy rozpocznij
BÓG NA PODOBIEŃSTWO
Bóg jest rozwydrzony
bóg jest marnotrawny
ścina niezbrukanych
myśli że zabawny
daje im snu mrzonkę
mekki Polinezję
pochopnie rozdaje
błogą anestezję
bóg jest niepoważny
bóg jest ciapowaty
nie wyciąga wniosków
nie szacuje straty
nie wie co się dzieje
za jego plecami
bo zafrasowany
mdłymi zdrowaśkami
bóg postradał zmysły
bóg wyszeptał „amen”
ukręcił pętelkę
i spisał testament
z Ziemi rezygnuje
smutki w szklance topi
że podołać nie mógł
swojej snów utopii