- W empik go
Droga wolna - ebook
Droga wolna - ebook
Kim jestem? Kim chcę być? Takie pytania stawia sobie Jacek, za którego do tej pory decydowała żona. Ale teraz, kiedy odeszła, przyszedł czas, by mężczyzna sam znalazł kilka ważnych odpowiedzi. Odszukał tożsamość zagubioną gdzieś w głębi kapci, w zakamarkach wysiedzianego fotela.
„Droga Wolna” to opowieść o mężczyźnie, który w wieku czterdziestu lat zaczyna od nowa. Próbuje odzyskać godność, radość i marzenia, ale też wolność, bo choć niewierna Wioletta bez litości go porzuciła, to wcale nie ma zamiaru pozwolić mu odejść.
Czy Jackowi uda się wyrwać z jej szponów? Szanse na zrealizowanie tego zadania zwiększa dziarska staruszka – Maria Dunaj, emerytowana właścicielka biura matrymonialnego. Choć zostały jej już tylko resztki zdrowia, to ma jeszcze dość siły, żeby na odchodne wywrócić wszystko do góry nogami…
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67691-50-5 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wiele razy wyobrażał sobie – tak tylko teoretycznie, bez żadnych złych zamiarów – jak by to było, gdyby przyszło mu się kochać z kimś innym niż żona. Nachodziła go wtedy nieskromna wątpliwość, czy zdołałby zaakceptować pomniejsze wady przygodnych partnerek. W swojej Wiolce pokochał wszystko, nawet nic nieznaczące ułomności, jak ciut nieforemne stopy, zbyt duże uszy i dziwne znamię na wnętrzu uda. Ale kiedy patrzył na inne kobiety, niemal zawsze dostrzegał coś, co natychmiast zniechęcało. Brudne paznokcie, kanciastą szczękę, drobiny łupieżu, martwy ząb, pomarszczone łokcie, zrośnięte brwi, szarą cerę, włosy w nosie, muskularne łydki czy wystające kolana… Każda, nawet ta najpiękniejsza, miała jakiś dostrzegalny feler. Jemu też do ideału wiele brakowało, więc grymasił z pokorą, ale i tak… Czy zwracałby uwagę na drobne niedoskonałości, gdyby już doszło do zbliżenia? Czy by go te defekty rozpraszały?
Hipotetyczna obawa nabrała realnego wymiaru, gdy umówił się z jedną ze stałych klientek na seks. Jak dorośli ludzie, od słowa do słowa, zgadali się, że mogłoby być miło. Że oboje chcieliby tak bez zobowiązań spróbować tego, co już dobrze znane, ale w towarzystwie kogoś nowego.
Szczupła, wysportowana czterdziestolatka od dawna chodziła mu po głowie. Biegaczka z niewielkim biustem, delikatną szyją i mocnymi nogami wyrzeźbionymi na długich kilometrach maratonów. Woził ją od roku, ale dopiero teraz, gdy Wiolka poszła w długą, wywiązał się między nimi flirt. Na początku niewinny, a potem już całkiem poważny: „Naprawdę byś to zrobiła? Ty się chyba niczego nie boisz…”.
I dziś właśnie Jacek przeszedł do rzeczy, cały zaniepokojony, że opadnie w nim napięcie, zanim dojdzie do spełnienia. Że dostrzeże w niej coś, co rozładuje go w trybie natychmiastowym. Na szczęście nic takiego się nie stało. W ogromnym podnieceniu zignorował wszelkie odstępstwa od kanonu, a przez szał namiętności przedzierała jedynie łapczywa ciekawość. Jak dziewczyna zareaguje, gdy muśnie jej szyję? Czy ją muskać, czy lepiej ukąsić? Złapać trochę mocniej nawet… Czy spojrzy mu w oczy zuchwale? Jakich kształtów nabiorą jej atuty, gdy uwolni je z koronek? Czy będzie inna niż żona? A można poczuć różnicę w ogóle?
Poganiany pragnieniem ściągnął z niej bluzkę i położył dłoń na piersi. Zasłonił całą, ale sutek wysunął między palcami, włożył do ust i zakręcił językiem trzy koła. Wyobraźnia dobrze mu podpowiedziała, bo dziewczyna wessała w uniesieniu haust powietrza. Pozwoliła sobie na wydech dopiero wtedy, gdy puścił brodawkę, ale odetchnęła na krótko, bo od razu zajął się w ten sam sposób drugą. Wtedy też zaczęła go szukać drobnymi palcami. Lubił, gdy Wiola sięgała po niego sama, więc i teraz rozpiął pasek, żeby ułatwić jej zadanie. Znalazła, co chciała, i ścisnęła mocno, jakby zamierzała się upewnić, że schwytany sprosta nabrzmiałym oczekiwaniom. Jacek poruszył biodrami, a ona westchnęła. Puścił jej piersi, złapał za ramiona i delikatnie pchnął ku czarnemu narożnikowi ze skóry. Położyła się na nim w połowie naga, a on zdjął koszulkę i klęknął na podłodze. Chwycił nogawki krótkich spodenek i ściągnął je pewnym, gwałtownym ruchem. Na szczęście zdążyła się lekko unieść, żeby nie podarł delikatnych szortów z wiskozy. Wsunął dłonie pod jędrne pośladki i bez wahania wpił się w nią ustami, drażniąc przez majtki najczulsze miejsce kobiecego ciała. Wdychał jej zapach dłuższą chwilę, a potem zrolował różowe figi ku kolanom. Zsuwały się długo, odsłaniając już wszystko, co miała do pokazania. Gdy opadły na ziemię, złapał kochankę za kostki i rozsunął jej szeroko nogi.
Miał ją teraz całą dla siebie… Taką, jak Bóg stworzył, w najśmielszej pozie, jaką Wszechmogący mógł sobie wyobrazić. Wykorzystał to w zgodzie ze wszystkimi talentami: empatią, wyobraźnią i doświadczeniem. Długo spragnioną czułości rozwódkę przygotowywał. Dłonie, usta, oddech, wulgarny szept, szczypta bólu i porządna porcja zdecydowania… Zatrzymała go w ostatniej chwili:
– Gumki… – szepnęła. – W regale, na dole… – Pokazała drugą ręką i musiał wstać, żeby po nie podejść.
Techniczna przerwa to wróg nastroju, ale Jacek uwinął się prędko i atmosfera dużo nie straciła – może z pół stopnia, ale przy takiej gorączce to naprawdę niewiele. Rozdarł opakowanie, założył prezerwatywę z najwyższą wprawą i z powrotem klęknął między jej kolanami. Tym razem już nie zwlekał. Przeszedł do etapu rozstrzygającego.
Fala zachwytu, triumfu i uniesienia przepłynęła przez wszystkie połączenia nerwowe i już tylko sycił wzrok widokiem napiętych mięśni dziewczyny. Wystarczyło kilka minut, żeby wszystkie bodźce połączyły się w mieszankę wybuchową. Rozkosz wygięła jej ciało w pałąk – w kształt spełnienia i oczekiwania na satysfakcję partnera. Nie trwało to długo, bo i Jacek szczytował po krótkiej chwili. Wyciągnął się jak długi, a potem opadł na jej brzuch, bo uznał, że tak będzie właściwie. Zaraz się jednak opamiętał i uniósł na ramionach. Nie byli ze sobą przecież aż tak spoufaleni, żeby miał ją teraz swoim ciężarem torturować. Zsunął się więc na dywan i oparł o siedzisko narożnika.
– O, matko… – szepnęła.
– Cieszę się – odpowiedział zadowolony z efektów starań.
– A ty?
– Też super!
– No, naprawdę… – Błogo odetchnęła.
– Warto było… – dorzucił jeszcze od siebie i była to ostatnia spontaniczna reakcja, jaka mu się tego popołudnia przytrafiła.
Bo gdy tylko trochę ochłonął, naturalizm sceny, która stała się jego udziałem, uderzył z całą siłą. To, że siedział, a fałdy nie najmłodszego już ciała układały się jedna na drugą. Że obok leżały jego spodnie, majtki, a nawet skarpety, które zawsze wyglądają trochę jak przyklejone do podłogi. No i w końcu to, że miał na sobie zużytą prezerwatywę. Wszystko sprzysięgło się w jednym celu – by uświadomić Jackowi, że nie zaszło tu nic romantycznego. Cała poezja rozwiała się w okamgnieniu, a została tylko proza w postaci koszmarnego zagadnienia: jak i gdzie zdjąć tę cholerną gumę?
Zastygł w niepewności, co dalej…
– Łazienka jest po drugiej stronie holu. Gdybyś chciał, oczywiście…
– Dzięki – odpowiedział i wstał, okrywszy lateksową potworność spodniami.
– Wszystkie ręczniki są czyste. Weź, który ci się tam spodoba.
– Okej. – Kiwnął głową, kucając jeszcze przy nieszczęsnych elementach garderoby.
Nie pozostawało już nic poza ratowaniem godności roznegliżowanych i w zasadzie obcych sobie ludzi. W filmie całą sprawę zwieńczyłby jakiś namiętny pocałunek, wyznanie, że było wspaniale i trzeba będzie to powtórzyć, ale to nie było kino, tylko przygodny seks zwyczajnych singli z przeciętnymi problemami. Jacek to czuł jakimś nieznośnym skurczem sumienia. Z każdą chwilą narastającej paniki nabierał coraz większej ochoty, by jak najszybciej stąd spadać. Nawet tę gumę zdjąłby najchętniej w samochodzie, byleby tylko nie mocować się z nią w obcej łazience. Nie było jednak innego wyjścia, jak wycofać się do holu i tam odnaleźć właściwe pomieszczenie. Zanim wyszedł, zerknął jeszcze na partnerkę. Sięgnęła właśnie po spodenki rzucone nieopodal i nie wydawała się już tak apetyczna, jak jeszcze dwadzieścia minut temu. Skromna myśl, że on najpewniej robi znacznie gorsze wrażenie, kazała mu zająć się sobą. Zamknąć w toalecie i doprowadzić do ładu.
Tam też zrozumiał, o co w tym zażenowaniu chodzi. Dotarło do niego, że przygodny seks – jakkolwiek naturalny dla dojrzałych ludzi – nigdy nie będzie tym, czym jest prawdziwa miłość.
Bo nie podąża za nim czułość.
Bez niej po seksie pozostaje się już tylko rozejść. No bo co innego po takiej eksplozji wrażeń może dwoje ludzi przy sobie zatrzymać? Ciekawa rozmowa? Posiłek? Żarty i wygłupy maskujące zakłopotanie? Jedyne, co uszlachetnia ten trudny moment, to właśnie czułość! Tylko ona w naturalny sposób zastępuje gwałtowność erotycznego uniesienia.
Pewnie zatrzymałby się nad tą refleksją dłużej, gdyby nie zaprzątał go problem tej cholernej prezerwatywy. W obcym domu, w obcej łazience, na obcym dywaniku frotte kręcił się w kółko, bez pomysłu, co z nią począć. Czytał kiedyś, że patyczki do uszu i kondomy to największa zmora oczyszczalni ścieków, bo utykają, plączą się i zakłócają proces uzdatniania wody. Kombinował przez chwilę, ale nie znalazł lepszego rozwiązania, więc mimo to spuścił ją zawiniętą w papier toaletowy strumieniem muszli klozetowej. Gdy umył ręce i wyszedł do przedpokoju, już całkiem zapomniał, że przed chwilą doznał kosmicznego olśnienia.
– To ja będę leciał. Na razie! – Machnął ręką z holu.
– Czekaj, a rachunek? Nie zapłaciłam jeszcze! – Poderwała torebkę, żeby poszukać w niej portmonetki albo telefonu komórkowego.
– Nie, nie… – odparł zakłopotany, bo przecież i tak nie był stratny w ogólnym zestawieniu.
– Co ty gadasz! Koniecznie! Nie lubię mieć długów.
– Wiesz co? Poważnie. Nie chciałbym brać od ciebie pieniędzy. Nie w tej sytuacji… – dorzucił znacząco, a ona dopiero teraz ogarnęła szerszy kontekst jego sprzeciwu.
– Przepraszam. Nie pomyślałam… – Uśmiechnęła się niezręcznie, zdając sobie sprawę, że po takich ekscesach nie wypada wynagradzać taksówkarza za podwiezienie. – To do zobaczenia… Dziękuję – powiedziała i oboje zrozumieli, że drugie czuje to samo, a zgodne spostrzeżenie wywołało uśmiech na ich twarzach.
– Nie ma za co. Na razie… – dorzucił i wyszedł bez ociągania.
Gdy tylko znalazł się na drodze, zatęsknił za domem. Wykąpać się i z poczuciem sukcesu zasiąść z piwem w fotelu. Tak właśnie zamierzał uczcić ekscytującą przygodę – popijając jasne pełne i utrwalając w pamięci erotyczne wspomnienia. W końcu pierwszy raz od ponad piętnastu lat przespał się z kimś innym niż żona. Ile to miesięcy minęło, odkąd go Wiola zostawiła? Trzy? Cztery może nawet… Boże, mój Boże. Jak to się wszystko dziwnie potoczyło…